5 mitów o odstawianiu od piersi

5 mitów o odstawianiu od piersi

Czasem wydaje mi się, że moja działalność online w dużej mierze opiera się na obalaniu mitów – o śnie dziecka, jego rozwoju czy żywieniu. Wzięłam więc na tapet 5 nieprawdziwych przekonań, z którymi spotykam się w kontekście odstawiania dziecka od piersi

Mit numer 1. Dziecko zacznie przesypiać noce, kiedy odstawisz je od piersi

Prawnicy na wiele pytań odpowiadają to zależy. Podobnie odpowie każdy sensowny psycholog czy promotorka karmienia piersi zapytana “Czy moje dziecko po odstawieniu zacznie przesypiać noce?”.

Najłatwiej powiedzieć, że dzieci dzielą się na trzy grupy. Pierwsza po odstawieniu od piersi praktycznie od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczyna przesypiać całe noce. Druga grupa dzieci to dzieci, które po odstawieniu od piersi w ciągu kilku lub kilkunastu kolejnych tygodni coraz rzadziej się wybudzają. Natomiast grupa numer trzy to dzieci, które odstawione od piersi budzą się dokładnie tak samo często, jak kiedyś się budziły. Natomiast to, co się zmienia, to utrata jedno z łatwiejszych narzędzi do usypiania, czyli nakarmienia do snu. 

Nie da się z góry przewidzieć, w której grupie będzie Twoje dziecko. Rozumiem, że potrzebujemy prostych odpowiedzi. Ale w rozwoju małych dzieci prostych odpowiedzi często brakuje, bo rezultat naszych interwencji zależy od mnóstwa zmiennych, na które nie mamy wpływu. Od czego zależy, czy zakończenie karmienia wpłynie na wzorzec snu dziecka? Na przykład od jego wieku, temperamentu czy stanu zdrowia. 

Jeśli dziecko zbliżają się drugich urodzin, szansa, że po odstawieniu od piersi zacznie przesypiać noce rośnie. Brakuje takich badań, ale (uwaga, dowód anegdotyczny!) moje obserwacje wskazują, że w przypadku maluchów młodszych niż 15 miesięcy to zdarza się jednak dosyć rzadko. 

Warto też pamiętać, że odstawienie karmień nocnych nie jest lekarstwem ani na bardziej wymagający temperament, ani na stres przeżywany przez dziecko, ani na lęk separacyjny, ani tym bardziej na problemy zdrowotne. Odstawienie od piersi nie wyleczy dziecka z alergii pokarmowej, zaburzeń oddychania w trakcie snu ani choroby refluksowej. 

Siedem rzeczy, które warto zrobić w kontekście poprawy snu dziecka ZANIM odstawi się je od piersi, opisałam w tym artykule (KLIK!).

Mit numer 2. Odstawienie dziecka od piersi ułatwia mu adaptację do żłobka.

“Bo dzieci karmione piersią płaczą za piersią”. Uwielbiam te stwierdzenia niemające zbyt wiele związku choćby ze zdrowym rozsądkiem! 

W Polsce mamy aktualnie roczny urlop macierzyński. Z tego powodu większość dzieci rozpoczynających przygodę ze żłobkiem ma ponad rok. Ze statystyk wynika, że w naszym kraju piersią jest karmione około 17% dzieci w wieku 12 miesięcy [1]. Ile starszych niż rok jest jeszcze na piersi? Nie wiadomo, na pewno mniej. Za czym więc płacze te pozostałe 83% dzieci w trakcie adaptacji? Bo już wiemy, że nie za piersią, skoro nie są nią karmione! 

W skrócie: przebieg adaptacji nie ma związku ze sposobem karmienia. 

Nie bierz sobie do serca takich „zaleceń”

Oczywiście, mama ma prawo odstawić dziecko przed jego pójściem do żłobka, ale to nie jest wymogiem. Ogromnym nadużyciem jest sugerowanie rodzicom, że zakończenie karmienia ułatwi mu adaptację do placówki. Jestem przekonana, że jest wręcz przeciwnie. Bardzo często to, że dziecko nadal jeszcze jest karmione ułatwia mu zaadaptowanie się do nowych warunków. Daje poczucie bezpieczeństwa i przynosi korzyści dla układu odpornościowego [2].

Rozwijam ten temat, także w kontekście usypianie przy piersi vs drzemki w żłobku w poniższych tekstach: Jak (nie) przygotowywać dziecka do żłobka? (KLIK!) oraz Czy muszę nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania? (KLIK!).

Mit numer 3. Odstawiając dziecko od piersi, musisz wprowadzić butelkę z mlekiem modyfikowanym. 

To przekonanie spędza sen z powiek bardzo wielu mamom, których dzieci nie akceptują żadnej butelki ze smoczkiem ani smaku mleka modyfikowanego.

Jeżeli odstawiamy od piersi dziecko, które ma mniej niż rok, to faktycznie konieczne będzie wprowadzenie mleka modyfikowanego – choć niekoniecznie do picia (bo na przykład w kaszce). Ilość i formę podania mleka modyfikowanego należy skonsultować wówczas z pediatrą.

U niemowląt między 6 a 12 miesiącem życia wprowadzanie butelki ze smoczkiem często nie będzie potrzebne, ponieważ zgodnie z zaleceniami butelka powinna zostać odstawiona do pierwszych urodzin [3]. W okresie rozszerzania diety można mleko modyfikowane podawać z kubka niekapka, kubka otwartego oraz bidonu ze słomką albo jako składnik posiłków stałych. Nie zawsze trzeba się upierać przy butelce ze smoczkiem.

Przy odstawianiu od piersi zdrowego dziecka starszego niż roczne nie ma potrzeby wprowadzania mleka modyfikowanego. Wystarczy spojrzeć na rekomendacje:

Preparaty mleka typu „junior” nie są produktami rekomendowanymi dzieciom <1. r.ż. Wg producentów mają zastosowanie u dzieci w 1.-3. r.ż. Jednak według aktualnego (2013) stanowiska EFSA nie są niezbędne do prawidłowego żywienia w tej grupie wiekowej i nie mają przewagi nad innymi produktami zawartymi w normalnej diecie spełniającej podstawowe wymagania żywieniowe małych dzieci [3]

Wiem, że liczne reklamy przekonują nas, że jest inaczej, ale eksperci zajmujący się żywieniem zdrowych dzieci mówią wprost: mleko modyfikowane nie ma żadnej przewagi nad normalną, zbilansowaną dietą. Dziecko, które zostało odstawione od piersi, ale ma więcej niż rok i nie ma alergii na białka mleka krowiego, będzie otrzymywać wapń z produktów mlecznych, a witaminy i minerały z warzyw, owoców, mięsa, ryb itd. Jeśli maluch nie może jeść białka mleka krowiego, można przy udziale dietetyka zbilansować dietę bogatą w wapń z produktów roślinnych. U dzieci ponadrocznych wprowadzenie mleka modyfikowanego jest zasadne wyłącznie w przypadku licznych alergii pokarmowych utrudniających prowadzenie zbilansowanej diety.

 
Mit numer 4. To mama musi postawić granicę i zdecydować o zakończeniu karmienia piersią

Znane także jako: “Dziecko samo nigdy się nie odstawi”.

Taaa. I pójdzie z piersią mamy na studniówkę.

Źródła tego mitu tkwią w kilku przekonaniach.

Po pierwsze: w założeniu, że wszystkie matki karmiące piersią poświęcają się dla dziecka i przekraczają swoje granice i żeby zachować jednak zdrowie psychiczne powinny w pewnym momencie powiedzieć mu stop, inaczej zatracą siebie, a dziecko wejdzie im na głowę. Bzdura. Jest wiele kobiet, które karmią bez problemu i bez wysiłku, karmienie nie narusza żadnych ich granic osobistych, a jeśli coś w karmieniu chciałyby zmienić, to robią to z dzieckiem na bieżąco.

Po drugie, nie ma żadnych dowodów na to, żeby długie karmienie piersią miało negatywny wpływ na zdrowie i rozwój dzieci [4]. Wielu chciało to udowodnić, póki co nikomu się nie udało.

Po trzecie, mit ten jest przykładem naszego kulturowego braku zaufania do dziecka i wiary w jego rozwój. Bardzo powoli idzie nam ze zrozumieniem, że nie trzeba dziecka sadzać i obkładać poduszkami, żeby nauczyło się siedzieć. Że nie trzeba prowadzić na ręczniku pod pachami, żeby nauczyło się chodzić. I tak samo nie trzeba odstawiać od piersi, żeby przestało kiedyś z niej pić.

Dzieci same odstawiają się od piersi, tylko zdarza się to w naszej kulturze stosunkowo rzadko, ponieważ samoodstawienie następuje zazwyczaj później niż większość kobiet chciałoby karmić. I daleka jestem od osądzania kogokolwiek. Sama odstawiłam dziecko od piersi zanim samodzielnie z niej zrezygnowało. Nie oznacza to jednak, że samoodstawienie nie istnieje. Istnieje. Samoodstawienie to w przeciwieństwie do strajku laktacyjnego zwykle powolny proces, w którym dziecko bez żadnych sugestii czy zachęt zgłasza się do karmienia coraz rzadziej i rzadziej, aż w końcu matka orientuje się, że ostatnio karmiła kilka dni temu. 

Więcej na temat samoodstawienia pisałam tutaj (KLIK!).

Mit numer 5. Najlepiej odstawić dziecko raz a porządnie – na przykład wyjeżdżając bez dziecka na weekend

Bywam pytana, co sądzę o wyjazdach, bandażowanie piersi albo smarowanie ich niejadalnymi substancjami jako o strategiach na zakończenie karmienia. Nadal wielu osobom, także profesjonalistom, wydaje się, że całkowite odstawienie wszystkich karmień w ciągu jednego dnia jest dla dziecka najlepsze i najłatwiejsze. Tymczasem łagodne i stopniowe eliminowanie karmień ma więcej zalet dla dziecka i mamy niż nagłe przejście od karmienia na żądanie do punktu zero. 

Po pierwsze, jeśli odstawiamy dziecko powoli, ma ono czas na zaadaptowanie się do nowej sytuacji. Nie można myśleć o mleku kobiecym tylko jak o pokarmie. Kiedy ktoś powie “proszę temu dziecku natychmiast odstawić banany”, możemy to zrobić. Ale karmienie piersią to nie banany. Poza byciem strategią na zaspokajanie głodu i pragnienia karmienie piersią jest dla dziecka źródłem poczucia bezpieczeństwa, elementem rytuału, naturalnym sposobem regulacji emocji, źródłem stymulacji jamy ustnej. Nagłe zabranie tego sposobu na zaspokojenie wielu potrzeb może być dla niektórych dzieci bardzo trudne. W przypadku dzieci młodszych niż rok w grę wchodzi też włączenie mleka modyfikowanego i obserwowanie reakcji niemowlaka na tę zmianę. Niektóre dzieci będą potrzebować więcej czasu na jej zaakceptowanie.

Warto też pomyśleć o mamie. Piersi dość powoli wygaszają swoją aktywność. Mleko może być  obecne po naciśnięciu brodawki sutkowej nawet po roku od zakończeniu karmienia! Gruczoły potrzebują czasu, żeby się zwinąć i ryzyko zastojów czy nawet zapalenia piersi jest tym większe, im większe było tempo odstawiania. Kończenie drogi mlecznej wiąże się także ze spadkiem hormonów laktacyjnych, czyli prolaktyny i oksytocyny. Oba poza wpływem na karmienie piersią, mają działanie na jej mózg – ułatwiają zasypianie, łagodzą nastrój i relaksują. Nagłe zakończenie karmienia to nagły spadek poziomu hormonów – i czasem nagłe obniżenie się nastroju i pogorszenie funkcjonowania. Więcej na ten temat pisałam tutaj (KLIK!).

Jeśli spotkałaś się z jeszcze jakimś stwierdzeniem dotyczącym odstawiania i nie jesteś przekonana, czy to fakt, czy mit – zostaw je proszę w komentarzu. Może powstanie kolejna część tego artykułu?

 

 

Jak przetrwać jet lag?

Jak przetrwać jet lag?

Ewolucja nie nadąża za postępem cywilizacyjnym. Na to, jak śpimy, wpływa negatywnie nie tylko całodobowe oświetlenie i dostęp do ekranów elektronicznych, ale też silniki odrzutowe. Mózg człowieka nie powstał w czasach, w których można było w ciągu kilku godzin przenieść się o kilka tysięcy kilometrów. Zaburzenia rytmu snu i czuwania spowodowane zmianą stref czasowych nazywa się w medycynie  „jet lag” (jet = odrzutowiec, lag = opóźnienie). 

Jak wygląda jet lag w praktyce?

Lecisz w miejsce oddalone o więcej niż dwie strefy czasowe. Twój organizm funkcjonuje według własnego, starego zegara – innego niż lokalny. W rezultacie tracisz synchronizację. W ciągu dnia czujesz zmęczenie i senność. W nocy, kiedy lokalna ludność już śpi, masz poważne trudności z zaśnięciem albo śpisz krótko, płytko i ciągle się wybudzasz. A miało być tak pięknie…

Jet lag jest bardziej dotkliwy, gdy podróżujemy na wschód niż gdy lecimy na zachód. Dlaczego?  Nasza wewnętrzna doba trwa 24 godziny i 15 minut. Zwykle dzięki codziennym aktywnościom wykonywanym o konkretnej godzinie synchronizujemy naszą przydługą naturalną dobę  z dobą cywilną (kalendarzową) – i żyjemy na co dzień w rytmie 24-godzinnym. Ale natury nie da się oszukać. Ponieważ wewnętrzny rytm to nieco ponad 24  godziny, łatwiej jest nam nieco wydłużyć dobę niż ją skrócić. Jeśli lecisz na zachód i tam trwa jeszcze dzień, to możesz podpierając się nosem i korzystając ze stymulującego światła słonecznego wytrzymać do tamtejszego wieczora i położyć się z lokalną społecznością. Kiedy podróżujesz na wschód i docierasz tam w porze miejscowego wieczoru, to może i powinnaś się położyć jak wszyscy… Tyle, że w ogóle nie chce Ci się jeszcze spać, bo dla Twojego mózgu jest „dopiero 17.00”.

Jak się przygotować do jet lagu?

Teoretycznie możemy się przygotować do podróży ze zmianą stref czasowych. W praktyce, zwłaszcza u dzieci, konsekwentne wdrażanie planu przez kilkanaście dni okazuje się być bardzo trudne – i nie zawsze konieczne. Im młodsze dziecko, tym większa szansa, że bez większych problemów zsynchronizuje się z nowym rytmem. W końcu do czegoś przydaje się ta niedojrzałość układu nerwowego i hormonalnego! 😉

Gdybyś podróżowała samotnie, skup się na wyspaniu przed podróżą, nawodnieniu w trakcie lotu, minimalizuj spożywanie kofeiny i alkoholu podczas podróży (wiem, że sporo osób pije drinka, żeby przezwyciężyć lęk przed lataniem) oraz manipuluj oświetleniem oraz porami posiłków już w samolocie (o czym poniżej).

Jak przetrwać jet lag?

Bez żadnych Twoich działań Twój mózg w naturalny sposób stopniowo przystosowuje się do nowej strefy czasowej. Niemniej ten proces jest dosyć powolny – w ciągu 1 dnia pobytu nasz zegar przesuwa się o 1 strefę czasową. Jeśli więc przekraczamy w trakcie podróży samolotem 7 stref czasowych, a sam wakacyjny pobyt trwa tydzień, to bez wdrożenia nowych reguł zaczniemy funkcjonować w dobrym rytmie akurat wtedy, gdy będziemy pakować walizki na lot powrotny.

Co więc konkretnie zrobić po przylocie, żeby jak najszybciej zsynchronizować się z lokalną strefą czasową? 

  • jak najszybciej zacznij żyć w rytmie lokalnym – zaraz po przelocie przestań przeliczać porę dnia na tę z domu. Kiedy przestawisz zegarek na czas lokalny, zaczynasz żyć według niego.
  • naświetlaj się w ciągu dnia – bodźcem, który najsilniej reguluje rytm dobowy jest światło słoneczne (lub inne silne źródła światła). Nasz wewnętrzny zegar resetuje się w momencie, kiedy rano dotrą do naszych oczu promienie słoneczne. Światło dociera do Twoich oczu od 8.00? Mózg właśnie o 8.00 uznaje: „O, zaczyna się dzień!”. Odsłaniasz okna dopiero o 11.00? Dla mózgu Twojego dziecka dzień rozpoczyna się o 11.00 ( i nic dziwnego, że o 21.00 nie chce mu się spać). Podróżując na zachód, bez względu na zmęczenie dostosuj swoją aktywność i oświetlenie do lokalnych warunków.  Nawet jeśli jesteś padnięta i Twój wewnętrzny zegar wołan”Haaalo, u nas już 23.00, chcę spaaać„, a na lokalnych zegarach dopiero 17.00 – bądź aktywna, naświecaj się jeszcze w trakcie lotu światłem słonecznym, po przylocie wyjdź na dwór. Podróżujesz na wschód? Jeśli wylądujesz rano, unikaj silnego słońca, ale ponaświecaj się na dworze popołudniu. Po przylocie na miejscu jest noc, a Tobie za nic nie chce się spać? Nie włączaj silnego światła ani nie siedź przy smartfonie czy laptopie. Światło emitowane przez ekrany elektroniczne jest odbierane przez mózg tak, jak światło słoneczne (ponieważ ma długość światła niebieskiego) i utrudnia zsynchronizowanie się z lokalnym czasem. Kiedy nie możesz zasnąć, najlepiej siedzieć zupełnie po ciemku lub przy świetle ogniska lub świec (światło o długości czerwonej nie powoduje hamowania wydzielania melatoniny), a w ostateczności przy słabej lampce nocnej. Niektórzy manipulują oświetleniem / zaciemnieniem już na pokładzie samolotu.
  • pory posiłków stałych – poza centralnym zegarem regulującym rytm dobowy zlokalizowanym w podwzgórzu mamy też w ciele kilka drobniejszych zegarów. Wszystkie wpływają na siebie wzajemnie i gdy są ze sobą zsynchronizowane, funkcjonujemy najlepiej. Jeden z takich zegarów jest zlokalizowany w jelitach. Dlatego łatwiej zsynchronizować się z lokalnym czasem, jeśli jak najszybciej zacznie się jeść według lokalnego zegara. Dotyczy to oczywiście tych dzieci, które mają już kilka posiłków stałych. Załóżmy, że Twoje dziecko zjada kolację o 19.00. Łatwiej będzie mu przestawić się na nowy rytm, jeśli dostanie nawet maleńką kolację w okolicach lokalnej godziny 19.00, niż o 2.00 (pamiętasz, co mówiłam o nieprzeliczaniu „która by to była u nas godzina?”?). Osoby, które często latają po świecie, stosują tę zasadę, przesuwając pory posiłków już na pokładzie samolotu. UWAGA: niemowlęta karmimy mlekiem na żądanie – także te w jet lagu 🙂
A co z farmakologią przy jet lag?

Dorośli cierpiący na jet lag mogą złagodzić jego skutki lub nawet zadziałać profilaktycznie przyjmując melatoninę. Jest to hormon powszechnie stosowany u dorosłych w leczeniu zaburzeń rytmu snu i czuwania.

W Polsce melatonina nie została zarejestrowana do stosowania w leczeniu dzieci. Jej długotrwałe przyjmowanie w populacji pediatrycznej nie zostało dotychczas uznane za całkowicie bezpieczne. Są dane wskazujące na potencjalny negatywny wpływ długotrwałego stosowania u dzieci na ich układ hormonalny, zwłaszcza reprodukcyjny, i płodność. Nie podawaj dziecku melatoniny na własną rękę, bez zalecenia lekarza!

A jeśli masz własne sposoby radzenia sobie z jet lagiem, bo często podróżujesz – podziel się nimi w komentarzu koniecznie!

Korzystałam z: Herxheimer A., Waterhouse J., The prevention and treatment of jet lag. BMJ. 2003 Feb 8; 326(7384): 296–297 oraz książki „Podręcznik medycyny snu” A. Y. Avidan, P. C. Zee, Medipage 2007.

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o powodach pobudek Twojego dziecka oraz poznać sposoby na zaopiekowanie się nimi? Sprawdź szkolenie „Dlaczego dzieci się budzą?”.

Jak oddycha Twoje dziecko?

Jak oddycha Twoje dziecko?

“Co jest nie tak na tym zdjęciu?” – zapytałam w swoich mediach społecznościowych, przyznając, że przedstawia mnie w 1990 roku.

Otrzymałam wiele cudownych (choć nietrafiających w sedno) odpowiedzi jak: “w kremie jest cukier i brak czapeczki”, “za długie rajstopy” i “niewycyklinowany parkiet”. Zabawę w zgadywanie popsuły logopedki.

Magdalena Komsta na powyższym zdjęciu ma otwarte usta i nieprawidłową pozycję spoczynkową języka. O co chodzi i dlaczego to ważne? Już wyjaśniam.

Jak oddycha Twoje dziecko?

Czy kiedykolwiek zwracałaś uwagę na to, jak oddycha Twoje dziecko? Albo – mówiąc bardziej obrazowo – którędy oddycha?

Każde dziecko, które akurat w tym momencie nie mówi i nie śpiewa (i nie ma kataru), powinno mieć zamknięte usta i oddychać przez nos.

Pozycja spoczynkowa języka (czyli pozycja, w której język odpoczywa, kiedy nic nie mówimy, nie jemy i nie pijemy) to w dużym uproszczeniu język podniesiony do podniebienia za górny wał dziąsłowy. Język nie powinien znajdować się między zębami ani leżeć płasko na dnie jamy ustnej czy na dolnej wardze!

Oddychanie przez nos ma OLBRZYMIE znaczenie dla zdrowia, ponieważ między innymi:

  1. Zmniejsza ryzyko infekcji górnych dróg oddechowych – w dużym skrócie: nos oczyszcza powietrze i utrudnia przedostawanie się patogenów do gardła i dalej;
  2. Umożliwia prawidłowy rozwój twarzoczaszki – dzieci oddychające przez usta mają wady zgryzu oraz zatok; [charakterystyczny pociągły wygląd twarzy przy długotrwałym oddychaniu przez usta]
  3. Zmniejsza ryzyko próchnicy zębów – przy oddychaniu przez usta wysusza się ślina działająca przeciwbakteryjnie i gromadzi się więcej płytki nazębnej;
  4. Dzieci oddychające przez usta są bardziej narażone na wady wymowy, m.in. seplenienie.
  5. Tylko oddychanie przez nos umożliwia zdrowy sen! Dziecko, które w nocy oddycha przez usta cierpi często na zaburzenia oddychania w trakcie snu, z epizodami bezdechu sennego [1].  Dzieci z zaburzeniami oddychania wybudzają się nawet kilkadziesiąt razy każdej nocy.
Jak oddychanie przez usta może wpływać na sen?

Najłatwiej zrozumieć te zależności korzystając ze swojego dorosłego doświadczenia życiowego. Prawdopodobnie miałaś kiedyś tę (nie)przyjemność spać w jednym pomieszczeniu z osobą, która oddychała przez usta i jednocześnie chrapała.

W czasie snu wielokrotnie przechodzimy przez kolejne jego stadia od snu płytkiego do coraz głębszego, kończąc cykl tzw. snem paradoksalnym (REM).

Słychać to wyraźnie, gdy leży się obok chrapiącej osoby. Dopóki jest w płytkim śnie, oddycha i chrapie miarowo, regularnie. Z czasem łagodnie wchodzi w coraz głębszy sen. Mięśnie tej osoby się rozluźniają, a więc drogi oddechowe zapadają się. Powietrze nie ma jak wejść do płuc. Osoba przestaje oddychać i przestaje chrapać. Ma bezdech. Zapada ta cisza, w czasie której obserwator zastanawia się “Umarł, czy jeszcze się obudzi?!”.

Kiedy człowiek przestaje oddychać, przestaje dostarczać swojemu organizmowi tlen. Spada więc saturacja (ilość tlenu we krwi – na przykład z 98% do 50%!!!). Pień mózgu, czyli taka jego część, która odpowiada za przeżycie, podejmuje decyzję: “Halo, budzimy się, musisz zacząć oddychać!”. Człowiek przebudza się, gwałtownie nabierając powietrza. Cały cykl snu zaczyna się od początku.

Jestem w płytkim śnie = oddycham.

Wchodzę w głębszy sen -> zapadają się drogi oddechowe -> spada saturacja -> wybudzam się, by nabrać powietrza.

Dorośli, którzy cierpią na zaburzenia oddychania w trakcie snu potrafią mieć epizody znacznego spłycenia oddechu lub bezdechu nawet 60 razy na godzinę! Nie tylko nie dotleniają odpowiednio swojego mózgu każdej nocy, ale także mają zaburzony cykl snu.

Nie zawsze chrapanie jest jednoznaczne z rozpoznaniem bezdechu, ale jest czerwoną flagą, która powinna nas skłonić do dalszej diagnostyki.

Obturacyjny bezdech senny, opisany powyżej, dotyczy 1-4% dzieci w populacji.

Jeśli więc Twoje dziecko:
  • oddycha przez usta w dzień (ma otwarte usta, a język leży płasko na dnie jamy ustnej);
  • oddycha przez usta w nocy;
  • chrapie, oddycha ze świstem;
  • oddycha z dużym wysiłkiem;
  • śpi w nienaturalnej pozycji, w kształcie litery C, z głową wygiętą do tyłu (żeby ułatwić sobie oddychanie);
  • ma epizody bezdechu w trakcie snu;
  • wybudza się w gwałtowny sposób, z nabraniem powietrza, często z przestrachem lub krzykiem; ma częste lęki nocne;
  • nie wybudza się, ale jest w nocy pobudzone ruchowo, kręci się;
  • nadmiernie poci się w nocy;
  • stale zgrzyta zębami przez sen;
  • jest w ciągu dnia stale niewyspane, rozdrażnione, hiperaktywne (“nadpobudliwe”) mimo że przesypia prawidłową dla swojego wieku liczbę godzin

to warto zacząć szukać przyczyny tych objawów!

W mojej praktyce zdarza mi się prosić rodziców o diagnostykę, jeśli dziecko śpi z otwartymi ustami i jednocześnie dużo pije w nocy lub budzi się z wysuszonymi wargami.

Dlaczego dzieci oddychają przez usta zamiast przez nos?

Przyczyn nieprawidłowego toru oddechowego (sposobu, w jaki dziecko oddycha) może być kilka. Do najczęściej występujących zalicza się:

  • przerost migdałka gardłowego (czasem z przerostem migdałków podniebiennych) – w wyniku częstych infekcji;
  • nieprawidłowości w budowie twarzoczaszki (skrócone wędzidełko języka, skrzywienie przegrody nosowej itp.);
  • obniżone napięcie mięśniowe;
  • alergia, astma;
  • oddychanie nawykowe – jeśli dziecko często miało niedrożny nos np. w wyniku infekcji.
Moje dziecko oddycha przez usta – do kogo się zwrócić?

W pierwszej kolejności warto odwiedzić laryngologa, który oceni budowę jamy ustnej, sprawdzi drożność nosa, obejrzy migdały (migdała gardłowego nie da się obejrzeć bez specjalistycznych przyrządów).

Potem warto się skierować do logopedy (także z niemowlakiem – są specjaliści, którzy pracują już z noworodkami), który oceni napięcie mięśniowe jamy ustnej i ewentualnie dobierze odpowiednie ćwiczenia, zabawy i techniki terapeutyczne. Dziecko, które np. z powodu alergii od dawna oddycha przez usta ma wtórnie osłabione mięśnie twarzy i również potrzebuje specjalistycznego wsparcia.

Czasem logopeda prosi również o konsultację z fizjoterapeutą, zwłaszcza pracującym metodą NDT Bobath. Oddychanie przez usta może być połączone z obniżonym napięciem mięśniowym w osi głowa-tułów i stymulacja prawidłowego rozwoju ruchowego i postawy znacznie przyspiesza działania logopedyczne. Warto też skonsultować się z ortodontą, zwłaszcza jeśli pojawiła się już wada zgryzu.

Podsumowując: jeśli Twoje dziecko oddycha przez usta, działaj!

Napracowałam się nad tym tekstem. Jeśli uznasz wpis za przydatny, proszę, polub mój fanpage i podziel się tym artykułem ze swoimi znajomymi. Dziękuję!

Niniejszy wpis nie zastępuje porady lekarskiej.

Korzystałam także z książki „Zaburzenia snu u dzieci” Magda Kaczor, Magdalena Szczęsna, wyd. Medical Tribune Polska.

Konsultacja merytoryczna tekstu: lek. Magdalena Castello-Rokicka oraz logopeda mgr Marcelina Przeździęk.

 

Jeśli chciałabyś przesunąć porę wstawania oraz zasypiania Twojego dziecka o około 1–2 godziny, to zapraszam Cię na stronę kursu "Moje dziecko późno chodzi spać!". Skrócisz czas usypiania i odzyskasz swoje wieczory!

Rozszerzanie diety a sen

Rozszerzanie diety a sen

„Nie najada się! Daj mu kaszę!” – ile razy słyszeliście podobne sugestie? Powszechnie zwykło się sądzić, że rozszerzenie diety niemowlaka o pokarmy stałe sprawi, że zacznie on spać dłużej lub zmniejszy liczbę nocnych pobudek. Zupełnie, jakbyśmy opiekowali się wyłącznie układem pokarmowym, a nie kompletnym dzieckiem.

Niejednokrotnie regres snu w okolicach 4/5 miesiąca jest kojarzony z nienajdaniem się (o tym, z czego naprawdę wynika, przeczytasz tutaj).

Do 2018 roku nie zaobserwowano różnic w długości snu dzieci z rozszerzoną dietą [1] lub jedzących kaszkę ryżową na kolację [2] w porównaniu z niemowlętami karmionymi wyłącznie mlekiem. Liczba pobudek była taka sama u dzieci karmionych piersią, które miały wprowadzone posiłki stałe przed 6 miesiącem, jak i u tych, które dostały je dopiero w drugim półroczu życia.

W 2015 roku przeprowadzono badanie, w którym sprawdzano czy sposób karmienia i liczba posiłków wiąże się ze wzorcem snu dzieci między 6 a 12 miesiącem życia. Okazało się, że ani liczba pobudek, ani całkowity czas przesypianych godzin nie wiązał się ani ze sposobem karmienia, ani z liczbą spożywanych posiłków mlecznych lub stałych. Innymi słowy, czy dzieci były karmione piersią, czy butelką, czy jadły dwa czy cztery posiłki stałe, budziły się w nocy dokładnie tak samo [1]. Naukowcy z Bostonu w 2010 roku odkryli negatywną korelację wczesnego rozszerzania diety ze snem dzieci (włączanie do diety pokarmów stałych przed 4 m.ż. wiązało się z krótszym snem nocnym) [3].

W 2018 opublikowano wyniki badań, w których przyglądano się niemowlakom z wcześnie rozszerzoną dietą. Okazało się, że w grupie, w której posiłki stałe wjechały na stół średnio w 16 tygodniu życia (w porównaniu do dzieci, które zaczęły przygodę z łyżeczką w 23 tygodniu życia) dzieci spały do… 16 minut dłużej i budziły się 10% rzadziej, i to dopiero po 2 miesiącach od rozpoczęcia rozszerzania diety [4]. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie przygotowywanie posiłku, odpieranie marchewki ze śliniaczków i zastanawianie się, jak uniknąć zakrztuszenia u czteromiesięczniaka, który jeszcze nie siedzi, kompletnie nie jest warte tego dodatkowego kwadransa snu. Nie wspominając o potencjalnym ryzyku wiążącym się ze zbyt wczesnym wprowadzeniem pokarmów stałych [5]. Przed stosowaniem wcześniejszego rozszerzania diety jako interwencji wspomagającej sen niemowląt przestrzegł po publikacji tego artykułu UNICEF [6].

Przedwczesne (czyli przed ukończonym 6 m.ż.) rozszerzenie diety bez wskazań medycznych paradoksalnie może u bardziej wrażliwych dzieci pogarszać jakość snu dziecka i zwiększać liczbę pobudek. Bywa, że wprowadzenie stałych pokarmów jest związane z przejściowymi zaburzeniami pracy układu pokarmowego jak wzdęcia, bóle brzucha, problemy z wypróżnieniem, zaparcia. Zdarza się tak zwłaszcza, kiedy maluch nie jest gotowy na rozszerzanie diety (o objawach gotowości przeczytasz w artykule Zuzanny Anteckiej z bloga „Szpinak robi bleee”). Znacznie rzadziej przy wprowadzaniu stałych pokarmów ujawniają się alergie lub nietolerancje pokarmowe.

Niemowlę, które w ciągu dnia zjada kilka stałych posiłków, może też nadrabiać ich niską gęstość energetyczną (dynia ma ok. 25 kalorii w 100 gramach, pokarm kobiecy i mieszanka 60-100 kalorii), budząc się częściej w nocy na mleko. Ponadto produkty tradycyjnie podawane na początku diety mają działanie zapierające (ryż, gotowana marchewka, banany) i mogą utrudniać wypróżnianie.

Na co zwracać uwagę przy rozszerzaniu diety w kontekście snu?

Kluczowe jest proponowanie odpowiedniej dla wieku liczby posiłków stałych. Kluczem jest słowo PROPONOWANIE – odpowiedzialność jest tu podzielona. my, jako rodzice, decydujemy jak często i co postawimy przed dzieckiem, a ono decyduje czy i ile zje.

Niezbyt wolne tempo rozszerzania diety jest istotne ze względu na wyczerpywanie się zapasów żelaza w drugim półroczu życia dziecka (a anemia z niedoboru żelaza jest dolegliwością negatywnie wpływającą na sen – o czym pisałam tutaj).

WHO rekomenduje następujące podawanie posiłków uzupełniających:

  • 6-8 m.ż. – 2-3 posiłki
  • 9-11 m.ż. – 3-4 posiłki + ew. 1-2 przekąski
  • po 12 mż. – 3-4 posiłki + 1-2 przekąski [7].

Istotne jest również proponowanie produktów gęstych energetycznie i odżywczo. Oznacza to, że w porcji o małej objętości (ponieważ dzieci mają małe żołądki) powinno być maksymalnie dużo kalorii oraz składników odżywczych. Podpowiedzi znajdziecie u wspominanej Zuzi Anteckiej tutaj.

Dosyć szczegółowe omówienie konkretnych produktów spożywczych i ich związku ze snem znajdziecie w moim bezpłatnym ebooku. Umieściłam tam listę produktów, które warto podawać maluchowi w okresie uzupełniania diety w pokarmy stałe oraz spis takich, których lepiej unikać tak, by dziecko lepiej spało.

Warto zwrócić uwagę na bardzo ważny w kontekście snu i niedoborowy w Europie Środkowej składnik diety, czyli kwasy DHA. Odpowiednia podaż DHA wpływa pozytywnie na szybkość zasypiania oraz jakość i długość snu. Więcej na ten temat pisałam w tym artykule.

Zerknijcie również na zestawienie badań dotyczących śniadania, które to – jeśli jest bogate z tryptofan i witaminę B6 – przyspiesza zasypianie wieczorne oraz wpływa pozytywnie na jakość snu (klik!).

PS. Porzućcie nadzieję – kaszki reklamowane hasłem „na dobranoc” to marketingowa ściema (klik!).

 

Chcesz wiedzieć, w jaki sposób dieta dziecka wpływa na to, jak wyglądają Wasze noce? Sprawdź szkolenie „Żywienie dziecka a sen".

Gadżety do snu dla niemowlaka

Gadżety do snu dla niemowlaka

Przygotowując ten artykuł, przejrzałam ofertę wielu sklepów internetowych, sprzedających gadżety dla niemowląt.

Do tej pory nie mogę wyjść z szoku, jak ogromny jest to biznes… Mam wrażenie, że kiedy ja przygotowałam wyprawkę dla mojej córki (urodzonej w kwietniu 2015 roku), asortymentu, z którego nazwaniem miałbym problem, było znacznie mniej.

Z roku na rok są tworzone nowe gadżety, których rodzice rzekomo koniecznie potrzebują. Marketingowcy uderzają w nasze rodzicielskie czułe punkty. Straszą i grożą. Potrafią nas wpędzać w poczucie winy, że czegoś nie kupiliśmy czegoś, co pozytywnie wpływa na rozwój i bezpieczeństwo naszego dziecka.

Z drugiej strony doceniam kreatywność producentów. Przedmioty, które są niebezpieczne dla małych dzieci, potrafią przedstawić jako zapobiegające śmierci łóżeczkowej, jako konieczne do współspania, jako przypominające warunki z życia płodowego. Rodzicowi, który nie jest specjalistą, może być bardzo trudno oddzielić ziarno od plew.

Kompletując wyprawkę, warto pamiętać, że jest to ogromny biznes i stoi za nim machina marketingowa, która często ma niewiele wspólnego z prawdziwymi potrzebami dziecka. Możliwe, że jeżeli jesteś teraz na etapie szykowania wyprawki, to Twój portfel po tym artykule odetchnie z ulgą 😉 Moją listę wyprawkową znajdziesz TUTAJ.

Gdybym jednym zdjęciem miała podsumować optymalne miejsce do snu niemowlaka, jeśli planujemy, że będzie ono spało we własnym łóżeczku, to byłoby ono takie:

 

Czyli brzydkie, nudne i… bezpieczne.

Najzwyklejsze szczebelkowe łóżeczko, nowy materac i prześcieradło na gumce może trochę godzić w nasze poczucie estetyki. Wchodząc do sklepu z akcesoriami dziecięcymi, najczęściej widzimy takie pięknie wystrojone łóżeczka z dopasowaną kolorystycznie pościelą:

A ja tu proponuję takie biedne wizualnie rozwiązanie.

Niestety, wszyscy poważni eksperci zajmujący się snem małych dzieci są co do tego zgodni: te najnudniejsze łóżeczka są jednocześnie łóżeczkami najbezpieczniejszymi [1].

Absolutnie nie mam na celu tu krytykowanie kogokolwiek, kto na przykład takiego zestawu pościeli używał przy swoim dziecku. Zwykle to nam się po prostu podoba, a skoro tak to wygląda w sklepie z artykułami dziecięcymi, to wydaje nam się, że tak powinno wyglądać łóżeczko dla niemowlaka.

Zależy mi wyłącznie na tym, żebyście podejmowali kolejne decyzje o używaniu lub nieużywaniu różnych akcesoriów świadomie, a nie tylko pod wpływem własnego gustu, reklamy lub sugestii sprzedawców.

 

Pościel

Wystarczy kupić najzwyklejsze bawełniane prześcieradło, najlepiej z gumką; czyli takie które się nie ściąga. Ma to znaczenie dla wygody dziecka, ale również dla jego bezpieczeństwa: nie ma wówczas możliwości, żeby luźny materiał przykrył główkę dziecka.

Poduszka nie jest polecana przynajmniej do ukończenia pierwszego roku życia. Po pierwsze, nie chcemy, żeby małe niemowlę zasłoniło sobie drogi oddechowe ani się przegrzało (zwiększa to ryzyko tzw. śmierci łóżeczkowej). Po drugie, poduszka wcale nie ogranicza ryzyka spłaszczenia główki w okolicach potylicy ani nie poprawia komfortu dziecka. Więcej na ten temat przeczytacie w rewelacyjnym artykule Mamy Fizjoterapeutki (klik!). 

Jeśli dziecko już ma problem ze spłaszczoną główką, wówczas postępowanie ustala lekarz prowadzący, szukając jednocześnie przyczyny takiego stanu rzeczy.

Kołdry i koce nie są zalecane w pierwszym roku życia, ze względu na to, że jeśli maluszek przykryje sobie luźnym materiałem główkę, to czasem może mieć problem z odplątaniem się spod luźnego materiału. Z tego powodu aktualnie rekomenduje się rodzicom dobrane do pory roku śpiworki (na ich temat więcej pisałam już TUTAJ).

Ochraniacze na szczebelki nie są potrzebne noworodkom, ponieważ zwykle nie przemieszczają się one zbyt mocno po swoim łóżeczku. W niektórych krajach sprzedaż tych artykułów jest zabroniona ze względu na rzadkie przypadki uduszenia się przez niemowlę, które włożyło buzię w ochraniacz i nie potrafiło zmienić pozycji albo zaplątało się w sznureczki. Przy starszych niemowlakach, które już się pionizują w łóżeczku, czasem zaczynają służyć jako drabinka do wspinaczki. I trzeci argument na “nie” – ochraniacze, podobnie jak baldachimy, ograniczają swobodny przepływ powietrza. U niektórych, wrażliwych niemowląt, zwiększona zawartość dwutlenku węgla wokół twarzy może zwiększać ryzyko śmierci łóżeczkowej [2]. Nie do końca wiadomo, dlaczego tak się dzieje, ponieważ u zdrowych ludzi nadmiar CO2 powoduje częstsze wybudzenia – tak czy inaczej żadna z tych sytuacji nie jest przecież u rodziców pożądaną.

Z punktu widzenia praktycznego – im mniej pościeli, tym mniej prania i prasowania (przy wymagającym dziecku bardzo to doceniałam).

 

Gniazdka / kokony

Gniazdko niemowlęce to zwykle kocyk właśnie z grubym wysokim rantem, który ma imitować noworodkowi ciasnotę macicy i bliskość rodzica. Niektórzy próbują reklamować te gadżety jako idealne do spania z dzieckiem w jednym łóżku.

Podobnie, jak z ochraniaczami na szczebelki, gniazdka i kokony to mocno kontrowersyjne gadżety. Wszystko, co utrudnia dziecku swobodny ruch albo jest miękkie i znajduje się blisko jego główki, może stanowić dla malucha niebezpieczeństwo. Pewnie sporo zależy od tego, w jakim celu zamierzamy używać gniazdka – czy pod naszym okiem, w czasie drzemek, czy na całą noc, kiedy nie mamy kontaktu wzrokowego z dzieckiem i nie widzimy jak ono się tak zachowuje?

Kokon nie jest zalecany do współspania – można bezpiecznie spać z niemowlęciem w jednym łóżku bez żadnych specjalistycznych przedmiotów, wystarczy przestrzegać kilku zasad, o których pisałam TUTAJ

 

Otulacze

Moją wiedzę o otulaczach przelałam już kiedyś w artykuł TUTAJ. W skrócie – nie jest to niezbędny gadżet i, jeśli chcemy z niego korzystać, trzeba robić to poprawnie i przestać w odpowiednim momencie.

 

Smoczek

Jedyne niemowlęta, u których bezwzględnie warto wprowadzić smoczek do usypiania, to maluchy karmione mlekiem modyfikowanym – ponieważ smoczek zmniejsza ryzyko śmierci łóżeczkowej, nawet, gdy wypadnie z buzi po zaśnięciu [1].

W przypadku dzieci karmionych piersią, dobrze jest odczekać pierwsze 4 tygodnie po urodzeniu zanim zaproponujemy dziecku uspokajacz. Chodzi o to, żeby pozwolić noworodkowi odpowiednio rozkręcić laktację u matki i nauczyć się prawidłowo chwytać pierś.

Dzieci urodzone przedwcześnie czy poddawane zabiegom medycznym, odseparowane od mamy, często otrzymują smoczek od urodzenia.

Trzeba wiedzieć, że – wbrew powszechnej opinii – smoczek nie jest gadżetem, który poprawia wzorzec snu dzieci czy zmniejsza liczbę pobudek [2]. 

 

Szumiące zabawki

Ten temat też już omówiłam w oddzielnym artykule, TUTAJ. W skrócie: dźwięk wydawany przez te urządzenia jest daleki od faktycznych odgłosów z brzucha mamy i stosowany w nadmiarze lub zbyt głośno, może stanowić pewne zagrożenie. Jak zwykle, zdrowy rozsądek górą.

 

Lampki i projektorki

Włączenie rzucającego na ścianę gwiazdki projektorka, często z muzyczką, może być elementem rytuału zasypiania. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka rzeczy:

  1. żadna lampka nocna nie powinna świecić w sypialni przez całą noc (więcej na ten temat w TYM artykule);
  2. wieczorem im cieplej i im ciemniej, tym lepiej – nie świecimy więc maluchom po oczach;
  3. jeśli szukacie lampki do włączania przy okazji przewijania lub przygotowywania butelki w środku nocy, pamiętajcie o tym by światło było możliwie jak najcieplejsze i najsłabsze. Moim faworytem są lampki ciemniowe i solne.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

„Wyspani rodzice”, głodzone dzieci? List otwarty do Wydawnictwa Lekarskiego PZWL

„Wyspani rodzice”, głodzone dzieci? List otwarty do Wydawnictwa Lekarskiego PZWL

Karolinów, 9 lipca 2018 r.
Szanowni Państwo,

Od kilku tygodni zastanawiam się, w jaki sposób mogłabym wyrazić swoją opinię o jednej z Państwa najnowszych książek. Chodzi o poradnik „Wyspani rodzice” autorstwa Suzy Giordano oraz Lisy Abidin, wydany w kwietniu 2018 roku.

Prawdopodobnie wystarczyłoby, abym opublikowała recenzję tej książki i odradziła jej czytanie społeczności zgromadzonej wokół mojego bloga, w newsletterze i prowadzonych przeze mnie mediach społecznościowych.

Zdecydowałam się jednak na napisanie listu otwartego, by wyrazić nie tylko swoje rozczarowanie samym poradnikiem. Chcę także zwrócić Państwa uwagę na ryzyko, z jakim wiąże się stosowanie zaleceń zawartych we wspomnianej publikacji oraz skłonić do refleksji nad społeczną odpowiedzialnością Państwa biznesu.

Z uwagi na wykonywaną przeze mnie pracę zawodową, czytam wszystkie wydawane na polskim rynku książki dotyczące opieki nad małym dzieckiem. Niejednokrotnie spotykałam się w nich z absurdalnymi, niezgodnymi z aktualną wiedzą, czy nawet potencjalnie zagrażającymi poradami. Pierwszy raz jednak trafiłam na poradnik, w którym liczba niebezpiecznych wskazówek jest aż tak duża. Tym, co mnie dodatkowo oburza, jest zestawienie dramatycznie niskiej wartości książki “Wyspani rodzice” ze specyfiką i marką Wydawnictwa.

W poradniku swoją autorską metodę treningu snu niemowląt prezentuje Suzy Giordano (współautorka książki jest prawniczką i byłą klientką Giordano; z treści wynika, że pełniła ona w procesie wydawniczym rolę redaktorki i nie uczestniczyła w powstawaniu oryginalnej metody). Pisząc więc o „autorce”, będę miała na myśli właśnie panią Giordano.

W „Wyspanych rodzicach” nietrudno o dowody braku wiedzy autorki w zakresie rozwoju psychicznego niemowląt czy specyfice ich potrzeb emocjonalnych.

I choć nie jest tajemnicą, że moja opinia o tzw. behawioralnych treningach snu jest jednoznacznie negatywna, chciałabym w niniejszym liście pozostawić zupełnie na boku kwestię oceny moralnej propozycji pani Giordano. Pomijam również temat efektywności oraz długofalowych skutków tego typu procedur. Bez względu na oba te aspekty, uważam, że propagowanie rozpoczęcia treningu snu po 8 tygodniu życia jest absolutnie skandaliczne w świetle aktualnych ustaleń naukowych. Douglas i Hall w opublikowanej w 2013 roku metaanalizie wskazują, że jakiekolwiek behawioralne interwencje dotyczące snu niemowląt w pierwszym półroczu życia mają wyłącznie negatywne skutki dla rozwoju dziecka oraz nie poprawiają funkcjonowania psychicznego matki [1].

Zdaję sobie jednak sprawę, że gdy wkraczamy na teren psychologicznych aspektów opieki nad dzieckiem, trudno oderwać się od własnych przekonań i przyjrzeć obiektywnym faktom. Dla jasności wywodu skupię się więc wyłącznie na możliwych negatywnych skutkach stosowania planu z „Wyspanych rodziców” dla zdrowia fizycznego dziecka oraz laktacji jego matki.

Organizacje zajmujące się zdrowiem małych dzieci rekomendują karmienie piersią niemowląt „na żądanie”. Dość wspomnieć na przykład oficjalne informacje dostępne na stronie polskiego Ministerstwa Zdrowia [2] czy też WHO i UNICEF-u [3].

Tymczasem główne założenie metody Giordano, powtórzone wielokrotnie na kartach książki, mówi o doprowadzeniu do tego, że dwunastotygodniowe niemowlę je cztery razy na dobę:

Czy pamiętacie Państwo, w jaki sposób autorka chce przekonać dwunastotygodniowe niemowlęta do tak nienaturalnego dla nich wzorca karmienia oraz snu? Dwa główne narzędzia, które w tym celu proponuje to 1) “rozpraszanie uwagi” poprzez podanie smoczka-uspokajacza, zabawę lub dotyk oraz 2) ignorowanie potrzeb dziecka w nocy poprzez opuszczanie pokoju, w którym ono płacze (na maksymalnie pięć minut).

Czy zastanawialiście się Państwo, jakim stresem dla niespełna trzymiesięcznego niemowlęcia jest bycie głodnym przez kilka lub kilkanaście godzin?

Autorka zakłada, że taki trening (i wzorzec żywienia) można stosować jeśli dziecko waży minimum 4 kg,  ma minimum 4 tygodnie (albo 8 lub 12, w przypadku dzieci urodzonych z ciąż mnogich) oraz zjada minimum 700 ml mleka matki lub modyfikowanego. Ponieważ kobiece piersi nie posiadają podziałki pozwalającej na obliczanie ilości wyssanego z nich pokarmu, matki karmiące naturalnie powinny, według autorki, liczyć minuty spędzane przez niemowlę na jedzeniu.

Sposobem pozwalającym rodzicom dojść do 4 karmień na dobę, ma być zwiększanie porcji mleka modyfikowanego. Trzymiesięczne niemowlę ma otrzymywać 180-240 ml mieszanki mlecznej jednorazowo. Autorka zachęca, by aktywnie nakłaniać dziecko do zjadania takiej objętości.

Taka porada stoi w sprzeczności z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci [4].  Według nich niemowlę karmione mlekiem modyfikowanym między 2 a 4 miesiącem życia otrzymuje dobowo około 6 posiłków o objętości 120-140 ml (sami eksperci podkreślają, że liczba posiłków oraz objętość porcji jest orientacyjna).

Ponadto dążenie do podawania pokarmu dziecku ewidentnie najedzonemu grozi zaburzeniem regulacji głodu i sytości, co długofalowo zwiększa ryzyko otyłości i zaburzeń odżywiania [5].

Matkom karmiącym piersią autorka „Wyspanych rodziców” radzi, by zachęcały niemowlęta do dłuższego ssania. Jest to absurdalne zalecenie, ponieważ dziecko jest aktywnym uczestnikiem karmienia [6]  i niemożliwe jest zmuszenie go do ssania piersi, gdy nie ma na to ochoty. Za najlepsze rozwiązanie, w przypadku karmienia naturalnego, Giordano uważa podawanie odciągniętego mleka z butelki w czasie wprowadzania treningu snu.

Czy zdajecie sobie Państwo sprawę z tego, że podjęcie przez matkę karmiącą piersią choćby kilkudniowej próby stosowania zaleceń z wydanej przez Was książki, może spowodować nieodwracalne szkody w laktacji i skutkować przedwczesnym zakończeniem wyłącznego karmienia piersią, które jest najbardziej optymalnym sposobem żywienia niemowląt? [3]

W 3 i 5 miesiącu życia przeciętne niemowlę jest karmione piersią 8-9 razy na dobę [7].  Próba intencjonalnego zmniejszenia liczby karmień do czterech na tak wczesnym etapie życia dziecka grozi mu odwodnieniem i niedożywieniem (nie mówiąc o stanie psychicznym dziecka i jego rodziców w trakcie podejmowania takiej próby). Zmniejszenie liczby karmień z dużym prawdopodobieństwem może negatywnie wpłynąć na ilość produkowanego przez matkę pokarmu. Potwierdza to wspominana przeze mnie metaanaliza pochylająca się nad behawioralnymi interwencjami dotyczącymi snu niemowląt w pierwszym półroczu („stosowanie treningu snu u dzieci młodszych niż 6 miesięcy jest nie tylko nieskuteczne na dłuższą metę, ale także szkodliwe dla nich i dla ich matek. Interwencje nastawione na naukę zasypiania zwiększają ilość płaczu niemowląt, nie chronią je przed problemami ze snem i zachowaniem w późniejszym dzieciństwie oraz zwiększają ryzyko śmierci łóżeczkowej. Nie chronią również matek przed depresją poporodową, za to zwiększają ryzyko problemów z laktacją i pogłębiają lęki związane z macierzyństwem”)[1].

[W praktyce, ogromna liczba dzieci karmionych piersią nie akceptuje butelki ze smoczkiem, a wiele matek, mimo bezpośredniego karmienia piersią bez większych problemów, nie ściąga laktatorem zbyt dużo pokarmu]

Próby wydłużenia przerwy między kolejnymi karmieniami wraz ze stosowaniem smoczka-uspokajacza znacząco zwiększają prawdopodobieństwo powrotu płodności u matki. Metoda Giordano przekreśla stosowanie karmienia piersią jako skutecznej metody zapobiegania ciąży w pierwszym półroczu życia dziecka [8]  i naraża kobiety na ryzyko związane ze zbyt małym odstępem między kolejnymi ciążami [9].

Autorka w rozdziale czwartym dopuszcza wprowadzenie posiłków uzupełniających między 8 a 12 tygodniem życia w postaci płatków ryżowych dosypywanych do mleka przed ostatnim, czwartym (sic!) karmieniem. Ma to według autorki pomagać “dzieciom z refluksem i ulewającym, a także ułatwia wydłużenie odstępów między karmieniami”.

Niestety, znów autorka prezentuje brak aktualnej wiedzy. Substancje zagęszczające powinny być stosowane wyłącznie u „niemowląt z chorobą refluksową z towarzyszącymi zaburzeniami wzrastania spowodowanymi stratami energetycznymi, zawsze pod nadzorem lekarza. Preparaty te nie powinny być natomiast stosowane rutynowo u zdrowych, prawidłowo rozwijających się niemowląt, u których występują tylko ulewania. Pamiętać należy, że niepotrzebnie wprowadzone zagęszczane preparaty mleka u zdrowego, ulewającego niemowlęcia mogą być źródłem dodatkowych, zbędnych kalorii, stwarzając ryzyko rozwoju otyłości” [4].

Ponadto, nie ma dowodów na to, że kaszki zbożowe wpływają na wzorzec snu u niemowląt [10].

Aktualnie rekomenduje się rozpoczęcie wprowadzenia produktów uzupełniających do diety niemowlęcia nie wcześniej niż po 16 tygodniu życia [4], a najlepiej po 6 miesiącach [3].

Czy zdajecie sobie Państwo sprawę, że poradnik, który opublikowaliście, promuje działania zwiększające ryzyko alergii, niedożywienia, problemów ze strony układu pokarmowego oraz nerek [11]?

W „Wyspanych rodzicach” autorka zachęca też do podawania dzieciom wody koperkowej na kolki. Rozumiem, że kiedy powstawał oryginał, opinie na temat kopru włoskiego nie były jednoznaczne. Nie rozumiem natomiast, dlaczego redaktor lub tłumacz nie umieścił w przypisie stanowiska Europejskiego Towarzystwa Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci z 2017 roku, które wyraźnie informuje o  potencjalnej szkodliwości kopru włoskiego dla niemowląt i rekomenduje unikanie naparów z tej rośliny do 4 roku życia [12].

Mam do Państwa kilka ważnych pytań:

Dlaczego Wydawnictwo Lekarskie PZWL przetłumaczyło i wydało poradnik, którego główne założenia stoją w jawnej sprzeczności z aktualną wiedzą na temat zdrowia małych dzieci?

Dlaczego zdecydowaliście się zaprezentować polskim czytelnikom autorską metodę treningu snu, której źródłem nie jest medycyna oparta na faktach?

Skąd pomysł, by w Wydawnictwie o takim profilu publikować książkę, która nie zawiera ani jednego przypisu do literatury przedmiotu?

Co Państwa skłoniło do wydania poradnika, w którym śmiałe tezy uwiarygodnić mają wyłącznie dowody anegdotyczne oraz opinie dwóch amerykańskich lekarzy (którzy korzystali z metody autorki)? Autorki, dodajmy, nie posiadającej kierunkowego wykształcenia ani w dziedzinie medycyny, ani psychologii, ani żywienia, ani jakiejkolwiek innej, upoważniającej do doradzania rodzicom?

A patrząc szerzej: dlaczego Wydawnictwo z tak długą tradycją, specjalizujące się w publikowaniu literatury specjalistycznej dla przedstawicieli zawodów medycznych, postanowiło wejść na rynek poradników dla rodziców, i to z tak niefortunnym debiutem?

Jakimi przesłankami kierowało się Wydawnictwo, publikując taką książkę? Czy jest to tylko katastrofalna, wielopoziomowa pomyłka merytoryczna czy też celowy, cyniczny zabieg?

W 2017 roku szerokim echem w środowisku medycznym odbiło się umieszczenie w Państwa internetowej księgarni książek popularnego polskiego samozwańczego eksperta pseudomedycznego, który jest aktualnie obiektem zainteresowania prokuratury. Czy wówczas i tym razem zadecydowały względy finansowe, przedkładane ponad społeczną odpowiedzialność biznesu?

Czy zdajecie sobie Państwo sprawę, że ze względu na swoją nazwę i tradycję, budzicie w rodzicach zrozumiałą ufność? Czy jesteście świadomi brzemienia odpowiedzialności wobec matek i ojców, którzy często desperacko szukają pomocy i wierzą, że znajdą ją właśnie w publikacjach sygnowanych marką medyczną? Marką, która powinna dawać pewność, iż przekazywane treści są oparte na badaniach i dowodach naukowych. Marką, która przyzna swoiste Imprimatur, gwarantujące wolność od medycznych zabobonów i herezji.

Jak to wszystko łączy się z Państwa misją opisywaną na stronie internetowej Wydawnictwa: „Od ponad 70 lat nie szczędzimy energii, by dostarczać lekarzom i pracownikom systemu opieki medycznej, studentom oraz wykładowcom najaktualniejszej wiedzy medycznej” (podkreślenie moje) [13]?

Z poważaniem,

Magdalena Komsta

psycholożka, pedagożka, dyplomowana promotorka karmienia piersią CNoL, doula

autorka bloga Wymagajace.pl

 

ODPOWIEDŹ OD WYDAWNICTWA LEKARSKIEGO PZWL Z DNIA 12.07.2018:

Odpowiedź wydawnictwa w formie PDF.

Dyskusja mojej Społeczności na temat odpowiedzi:

https://www.facebook.com/story.php?story_fbid=1362245560575380&id=818945861572022

OŚWIADCZENIE WYDAWNICTWA LEKARSKIEGO PZWL z dnia 18.07.2018:

Oświadczenie wydawnictwa w formie PDF.