Jak nazywać genitalia w rozmowie z dziećmi?

Jak nazywać genitalia w rozmowie z dziećmi?

Jak nazywać genitalia w rozmowie z dziećmi?

Srom, cipka czy brzoskwinka? Określanie tak zwanych intymnych części ciała w rozmowach z dziećmi to temat, który często pojawia się na Instagramie i nie tylko. I słusznie, warto o tym pisać.  W każdej rodzinie może być z tym trochę inaczej. Często też jest tak, że w naszych domach rodzinnych nie było takiego słowa, którego chcemy teraz używać. Albo nie było w ogóle żadnych. Jak więc się za to zabrać? 

Bardzo zależy mi na tym, żeby moje wskazówki mogły posłużyć każdemu – bez względu na to, czy mówienie o narządach płciowych z dzieckiem przychodzi danej osobie naturalnie czy też nieco  trudniej. Dlatego podzieliłam ten element domowej edukacji seksualnej na 3 etapy. Oto i one: 

 

Etap I: Po prostu mów! 

Bardzo doceniam instagramową edukację seksualną. Czytając posty, poszerzamy swoje słownictwo, oswajamy się z nim i dowiadujemy się, które słowa są aktualnie powszechnie używane. A patrząc szerzej: zdobywamy wiedzę o naszym zdrowiu, profilaktyce, relacjach czy kulturowych aspektach seksualności. Mam jednak wrażenie, że media społecznościowe zapomniały trochę o sporej grupie osób, którym pewne wyrazy po prostu nie przechodzą przez gardło.

Dlatego najważniejszą zasadą jest to, żeby w ogóle mówić. Używaj takich wyrazów, które wypowiesz bez większych problemów – bez jąkania, ściszania głosu i rozglądania się po pokoju. 

Masz problem z popularną ostatnio cipką? Czujesz, że to zbyt wulgarne? Sama nie lubiłam kiedyś tego słowa. Kiedy używała go moja mama (jak widać, bardziej „postępowa” niż ja jako nastolatka!), czułam się strasznie zażenowana. Potrafię zrozumieć taką blokadę. Zostaw cipkę, mów inaczej – ale mów!

Niech to będzie nawet wasze prywatne, domowe słowo. Możesz użyć jednego z tych wieloznacznych określeń, takich jak ptaszek czy brzoskwinka – pod warunkiem, że Twoje dziecko będzie wiedziało, że nie mówisz o zwierzętach czy owocach, ale o konkretnej części ciała. 

Wiele osób krytykuje takie podejście. „Jak to? Przecież to wstyd, jeśli ktoś powie lekarzowi o swędzącej brzoskwince”. Może rzeczywiście w wyedukowanej bańce brzmi to dość nieporadnie, ale z drugiej strony lepiej powiedzieć tak, niż nie mieć żadnego słowa określającego swędzącą część ciała i nie pójść przez to w ogóle do lekarza. Mądry specjalista albo mądra specjalistka sobie poradzi – dopyta i się dogada. Najważniejsze, żeby Twoje dziecko wiedziało, że brzoskwinka jest normalną częścią ciała, o której można mówić. Osobie, której od dziecka mówiono, że ma brzuszek, a dalej… nóżki, może być z tym trudniej.

 

Etap II: Wprowadź słowa zrozumiałe dla otoczenia

Mimo wszystko dobrze byłoby, gdyby dziecko znało słowa, dzięki którym dogada się z otaczającym je światem. Wyrozumiały lekarz lub wyrozumiała lekarka to jedno, a rówieśnicy w przedszkolu – to już trochę co innego. Używanie typowo domowych określeń wśród znajomych może przysparzać kłopotów w komunikacji. Dogadanie się zajmie potencjalnie więcej czasu, a może też być tak, że komunikat w ogóle nie zostanie zrozumiany („dobra, jakaś tam brzoskwinka… nieciekawe”). Najgorzej, jeśli użycie takiego niezrozumiałego powszechnie słowa utrudni dogadanie się z zaufanym dorosłym, któremu dziecko próbowało opowiedzieć np. o sytuacji nadużycia seksualnego.

 

A więc jakie to są te zrozumiałe wyrażenia? Jeśli chodzi o typowo męskie narządy, to mamy dwa : dziecięcy (choć powszechnie zrozumiały) siusiak i „dorosły” penis. Tutaj jest łatwo, wszyscy wiedzą, o co chodzi. Ba, tworzy się nawet pewna wspólnota. W przedszkolu większość chłopców szybko się orientuje, że każdy z nich ma to samo. U większości dziewczynek tak nie jest – okazuje się, że… każda ma co innego, bo w każdym domu mówi się inaczej. 

 

Jak zatem nazywać typowo żeńskie narządy płciowe?

Pierwsze określenie to srom. Ma ono medyczny charakter, jest poprawne, słownikowe, ale… mimo to wcale nie jest do końca zrozumiałe. Nawet licealiści i licealistki, których i które uczę, niekoniecznie są z nim zaznajomieni. Jest też wagina (czasami zdrabniana w rozmowach z dziećmi do waginki), która z kolei jest niepoprawna słownikowo, bo teoretycznie odnosi się tylko do pochwy, ale do codziennego użytkowania wystarczy, a u lekarza można to doprecyzować. Na pewno dogadamy się, używając słowa cipka, choć tak jak wspomniałam na początku, nie wszyscy czują się komfortowo z tym, że jest to zdrobnienie od wulgaryzmu. Coraz częściej możemy spotkać także wyrażenie wulwa – ale sporo osób będzie musiało uciec się do pomocy Google’a, żeby zrozumieć, o czym mówimy. Choć jej niewątpliwą zaletą jest neutralne brzmienie i precyzyjne znaczenie.

Ja używam wszystkich tych słów i z ciekawością patrzę, jak zmienia się ich popularność i odbiór.

 

Etap III: Zapoznaj z terminami medycznymi

I jeszcze trzeci element – który dodam jako nauczycielka i edukatorka. Warto, żeby dzieci kojarzyły typowo medyczne nazwy, takie jak srom czy prącie. Prędzej czy później zetkną się z nimi w podręcznikach szkolnych i wtedy fajnie, żeby wiedziały, o co chodzi. 

Czy to znaczy, że trzeba używać w domu całego zestawu określeń? Nie. Wybierz jedno i od czasu do czasu przeplataj drugim, napomknij że jest jeszcze inne. Bez presji. Po prostu mów.

Na koniec mała uwaga. Język szybko ewoluuje. Pamiętacie, jak cipka brzmiała jeszcze 5 czy 10 lat temu? Zupełnie inaczej, prawda? Dlatego chcę zaznaczyć, że to są moje wskazówki na dzisiaj. Na 2022 rok. 

 

Autorką artykułu jest Tosia z WdŻ dla zaawansowanych, ekspertka Parentflixa i autorka ścieżki wiedzowej „Seksualność dziecka”. 

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Dwujęzyczne dziecko – co to znaczy?

Dwujęzyczne dziecko – co to znaczy?

Jak byś zareagował_a, gdyby ktoś by Ci powiedział, że żeby być dwujęzyczną osobą, nie trzeba znać biegle dwóch języków? Przyznaję, że takie stwierdzenie brzmi dość zaskakująco, ale chciałabym zachęcić Cię do przyjrzenia mu się z bliska. Wbrew pozorom – wcale nie jest fałszywe!

 

Brak definicji dwujęzyczności

Istnieje mnóstwo definicji dwujęzyczności. Trudno wyłonić z nich tę jedyną, najwłaściwszą, prawdziwszą niż inne prawdziwe. Dlaczego? Dlatego, że dwujęzyczność jest szalenie szerokim, różnorodnym i dynamicznym zjawiskiem, na które wpływa mnóstwo czynników (takich jak choćby miejsce urodzenia, nastawienie do języka, migracje, relacje międzyludzkie…). 

Powstaje podstawowe pytanie: jak mielibyśmy mierzyć dwujęzyczność? Liczbą słów znanych w danym języku? A co, jeśli dana osoba zna o jedno słowo mniej, niż przewidziano w normach? Innym kryterium mogłaby być poprawność gramatyczna. Jednak także tu granica jest cienka. Wyobraź sobie, że Adam doskonale włada zarówno angielskim, jak i polskim. Jego młodsza siostra, Eva, także świetnie radzi sobie w obu językach, ale zdarzają jej się błędy gramatyczne w języku polskim. Czy to oznacza, że Eva nie jest dwujęzyczna? Na ile błędów może sobie pozwolić, żeby nie utracić trofeum dwujęzyczności?

Jak widzisz, ciężko znaleźć obiektywne kryterium. Zarówno zasób słownictwa, jak i poprawność gramatyczna – które jako pierwsze przychodzą nam na myśl – wydają się nie zdawać egzaminu.

 

Pełna biegłość w dwóch językach to rzadkość

Mit pełnej biegłości w dwóch językach jest źródłem ogromnej presji, jakiej doświadczają rodzice starający się wychować swoje dzieci na osoby dwujęzyczne. Czują na sobie odpowiedzialność za równy status obu wprowadzanych języków (najlepiej zarówno w mowie, jak i w piśmie). Tymczasem ideał, do którego dążą, jest niezwykle rzadkim zjawiskiem.

Rozwój dwujęzycznego dziecka może rzeczywiście przechodzić przez etapy względnej równowagi między językami. Nie ma jednak nic dziwnego w tym, że jeden z języków będzie wysuwał się na prowadzenie, by za chwilę wycofać się i zrównać z drugim językiem itd. Dwujęzyczność podlega wpływom środowiska (rodziny, szkoły…) i ma dynamiczny charakter. 

Presja dążenia do perfekcji jest zatem niepotrzebna. Wręcz przeciwnie! Dwujęzyczność często idzie w parze z luzem, zabawą i pozytywnymi emocjami. 

 

Twoje cele

Marcin zapisał swoją córkę na judo, bo sam z sukcesem trenował ten sport w dzieciństwie. Liczy na medale. Kamila także zapisała swoje dziecko, ale nie ma tak wielkich ambicji. Ma nadzieję, że syn będzie się dobrze bawił i trochę więcej się porusza. Filip chodzi na judo zafascynowany przykładem bohatera kreskówki, a Julka poszła na te same zajęcia, żeby dołączyć do przyjaciółki. Każdy ma inne motywacje i inne cele. 

Podobnie jest z dwujęzycznością. Jeden z rodziców może chcieć tej sławetnej biegłości w dwóch językach, drugiemu wystarczy biegłość w jednym, a rozumienie w drugim. Ktoś może przywiązywać wagę jedynie do języka mówionego, natomiast ktoś inny będzie się skupiał także na języku pisanym. A dziecko? Może podzielać wizje rodziców, ale może też w pewnym momencie stwierdzić, że nie chce być dwujęzyczne i odrzucić jeden z języków. 

To właśnie Wasze cele są zatem najlepszą definicją dwujęzyczności. Pomyśl, co chcesz osiągnąć. Porozmawiaj o tym ze swoim partnerem lub partnerką, z tatą lub mamą dziecka. Wspólne cele znacząco ułatwią Wam prowadzenie dziecka na drodze do dwujęzyczności. Nie ma co się oszukiwać – dziecko wyczuje Wasz brak zgodności w tej kwestii i w pewnym momencie najprawdopodobniej się zbuntuje. Szukajcie złotego środka i pamiętajcie, że w każdej chwili możecie zmienić swoje cele – na bardziej lub mniej wymagające! 

 

Dwujęzyczne, czyli…

Dwujęzyczne dziecko to takie, które:

  • rozumie dwa języki, ale mówi tylko w jednym;
  • biegle posługuje się dwoma językami w mowie;
  • biegle posługuje się dwoma językami w mowie i w piśmie;
  • posługuje się biegle jednym językiem, a drugim – w bardzo podstawowym stopniu…

 

Sam_a z pewnością jesteś w stanie dopisać sporo kolejnych punktów do tej listy. Jaka będzie Wasza definicja dwujęzyczności? To zależy wyłącznie od Was.

 

Autorką tego artykułu jest mgr Anna Demirel – psycholożka, specjalizująca się w wielojęzyczności i wielokulturowości. Będzie ekspertką w kolejnej odsłonie klubu online dla rodziców Parentflix.

 

Chcesz otrzymywać darmowe treści o wielojęzyczności? Dołącz do newslettera przygotowanego przez Annę Demirel:

Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 2

Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 2

 

Jeśli jeszcze nie czytałaś pierwszej części wpisu o tym, kiedy trudniej jest się dzielić dzieciom, to zapraszam Cię TUTAJ.

Sposób, w jaki opiekunowie oraz rodzeństwo traktują dziecko, wpływa na jego chęć do dzielenia się. Warto zadbać o odpowiednią atmosferę i troszczyć się o emocje dziecka.

 

  • Dziecko doświadcza za mało empatii wobec samego siebie

Trudniej jest się dzielić dzieciom, które często słyszą nie dam ci tego!, kiedy one czegoś potrzebują, czegoś chcą lub o coś proszą. Samo miękkie odmawianie też nie wystarczy, jeżeli po odmowie jesteśmy zamknięci, odcięci emocjonalnie i nie obchodzi nas jak dziecko sobie radzi – dlaczego płaczesz? Kluczem do sukcesu jest więc miękka odmowa – nie dam ci tego, bo to jest moje/drogie/kruche/niebezpieczne i nie chcę, żebyś się tym bawił – i wsparcie dziecka w emocjach związanych z odmową.

Ważny jest też przykład – dzieci uczą się obserwując nas, kiedy się dzielimy i nie dzielimy różnymi rzeczami.

 

  • Granice dziecka nie są szanowane

Im więcej mamy takich sytuacji, w których nie wypowiedziane przez dziecko, nie jest poszanowane, tym trudniej jest się uczyć dziecku, że inni ludzie też mają potrzeby, które stoją za ich sprzeciwem, ale dobrze byłoby je uwzględnić.

Unikajcie mówienia masz to dać i tyle, wyrywania czegoś z rąk, żeby dać to innemu dziecku, czy wyrywania czegoś naszemu dziecku, żeby to oddać właścicielowi.

 

  • Dziecko ma niskie poczucie własnej wartości

Jeśli dzieci doświadczają braku empatii i braku poszanowania granic, mogą mieć trudności z poczuciem własnej wartości. Te dzieci nie wiedzą, że mogą rozmawiać z innymi ludźmi o tym, czego chcą i czego nie chcą, w innej formie niż agresja albo bronienie się. Więc kiedy ktoś tylko podchodzi i kładzie rękę na ich zabawce, od razu krzyczą nie!, rzucają się, uderzają, popychają kogoś. Tego typu zachowanie wychodzi z przekonania, że tylko ten kto ma siłę, może coś na przykład zatrzymać. W takiej sytuacji pracujemy nie nad tym, żeby dziecko chciało się dzielić tylko, żeby poczuło, że ma prawo powiedzieć nie i to nie zostanie wysłuchane.

 

  • Dziecko nie czuje się bezpiecznie

Czasami dzieci bardzo kontrolują swoją własność, bo nie czują się bezpiecznie. Może się tak zdarzyć, kiedy ktoś nas odwiedza. Dla nas, dla dorosłych, jest to sytuacja dobrze znana i jest dla nas oczywiste, że obce dzieci nie wezmę niczego z naszego domu i nie zabiorą do siebie (bo dorośli będą tego pilnować). Ale nasze dzieci tego nie wiedzą i mogą nie czuć się bezpiecznie. Podobnie, jeśli mają takie rodzeństwo, które podbiera im z pokoju różne rzeczy, nie mówi o tym i zabiera do siebie. Tam, gdzie nie jest bezpiecznie, bo ktoś ma w zwyczaju zagarniać rzeczy bez pytania, tam jest też mniej chęci do tego, żeby się dzielić. Chciałabym, żeby w takiej sytuacji Wasze dzieci usłyszały od Was, że ich brak chęci do dzielenia się to naturalne zachowanie. Chodzi o to, żeby dzieci wiedziały, że kiedy nie czują, że ktoś gra w porządku, to zrozumiałe jest, że nie chcą mu pożyczać różnych rzeczy i nie chcą żeby ten ktoś z nich korzystał. 

Zwróćcie uwagę też na to, że często w dzieleniu się, odwrotnie niż w pożyczaniu czegoś, bardzo mało uwagi poświęcamy temu, żeby ktoś się na to w ogóle zgodził. 

 

  • Otoczenie nie sprzyja dzieleniu się

Kiedy w otoczeniu jest mniej swobody w dysponowaniu rzeczami, bo na przykład wszystko jest wspólne lub wszystkie zabawki należą do rodzeństwa, dzieciom może być trudniej się dzielić. W takiej atmosferze dzieci mogą zagarniać swoją własność, żeby pokazać, że mają potrzebę posiadania.

 

To już ostatni z serii artykułów dotyczących dzielenia się. Ich autorką jest Karla Orban – psycholog, trenerka empatycznej komunikacji, a prywatnie mama trojga dzieci.

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem:

Cykl wywiadów z nowymi ekspertkami Parentflixa już w marcu (co, gdzie, kiedy?)

Cykl wywiadów z nowymi ekspertkami Parentflixa już w marcu (co, gdzie, kiedy?)

Czy Ty też czujesz w powietrzu przedwiośnie? W Wymagajace.pl czuć już także „przedparentflixie”. Powoli zbliżamy się do wiosennego otwarcia klubu, a to oznacza, że czas przedstawić 3 nowe ekspertki. 

 

Przy okazji chciałabym Cię zaprosić na marcowe wywiady na żywo z każdą z nich. Wszelkie pytania od publiczności – mile widziane! Możesz je zadać w trakcie wywiadu lub wcześniej – będziemy je zbierać na Facebooku i Instagramie kilka dni wcześniej. Bądź czujna!

 

mgr Joanna Frejus

Bardzo szybko zrozumiałyśmy, że klubowiczki potrzebują nie tylko wiedzy o dzieciach. Chcą także zatroszczyć się o siebie. Szkolenia dotyczące emocji osób dorosłych cieszyły się dużym zainteresowaniem. Dlatego w odpowiedzi na tę potrzebę, zaprosiłyśmy do Parentflixa mgr Joannę Frejus, która w nadchodzącej edycji Parentflixa poprowadzi ścieżkę zatytułowaną „Trudne emocje mamy”. Będzie o lęku, smutku, złości… ale też o perfekcjonizmie. Bo która z nas nie stara się być tą mityczną „matką idealną”?

 

Ekspertka jest psychololożką i psychoterapetką w trakcie szkolenia poznawczo-behawioralnego. Możesz ją kojarzyć z profilu „O matko, depresja”. Mgr Frejus wspiera kobiety w powrocie do równowagi, w budowaniu poczucia bezpieczeństwa i odporności psychicznej. Pomaga w nauce uważności, akceptacji i czułości, szczególnie tej dla siebie.

Kiedy i gdzie odbędzie się wywiad z ekspertką?

W czwartek, 24 marca o godzinie 10:30 na fanpage wymagajace.pl na Facebooku.

 

 

Tosia z WdŻ dla zaawansowanych

Dużym zainteresowaniem klubowiczek cieszyły się także tematy dotyczące seksualności dzieci i wychowania seksualnego. Stąd pomysł stworzenia całej ścieżki „Seksualność dziecka”. Zaprosiłyśmy do tego projektu Tosię z „WdŻ dla zaawansowanych”, która wyposaży klubowiczki w wiedzę dającą pewność siebie w obliczu tych słynnych trudnych pytań, które dzieci, prędzej czy później, niechybnie zadadzą. 😉 Będzie też choćby o profiaktyce nadużyć seksualnych. 

 

Tosia jest psycholożką szkolną i nauczycielką przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie. Działa w Internecie, edukując o seksualności, psychologii oraz różnorodności, a także recenzując książki (przede wszystkim z tej pierwszej dziedziny). Zależy jej na przekazywaniu rzetelnej i inkluzywnej wiedzy o edukacji seksualnej, na pokazywaniu, że to potrzebne kwestie, które dotyczą nas wszystkich oraz na wspieraniu rodziców w „trudnych” rozmowach z dziećmi i nastolatkami. 

Kiedy i gdzie odbędzie się wywiad z ekspertką?

We wtorek 22.03. o godzinie 18:00 na profilu IG WdŻ dla zaawansowanych

 

mgr Anna Demirel 

No i dwujęzyczność. Całkiem spora część społeczności Parentflixa żyje nią na co dzień. Dlatego – jak już pewnie wiesz – postanowiłyśmy poświęcić jej osobną ścieżkę: „Dziecko na drodze do dwujęzyczności”, w której nasza nowa ekspertka, mgr Anna Demirel opowie o sposobach wspierania dziecka w przyswajaniu dwóch języków jednocześnie oraz o tym, jakich trudności można się spodziewać (i jak im stawić czoła).

 

Anna Demirel jest psychologiem i certyfikowanym „Asystentem dzieci wielokulturowych”. Dla Wymagajace.pl tworzy aktualnie newsletter dla zainteresowanych dwujęzycznością, publikuje merytoryczne wpisy na instagramowym koncie Parentflixa, gdzie też co tydzień odpowiada na zadane przez społeczność pytania.  

Kiedy i gdzie odbędzie się wywiad z ekspertką?

We wtorek 29.03. o godzinie 12:00 – na profilu @wymagajace_pl na Instagramie.

 

mgr Magdalena Ciężkowska

Treści przygotowanych przez dietetyczki w klubie jest już całkiem sporo, ale teraz mamy petardę dla rodziców „niejadków” – ścieżkę „Jak pomóc niejadkowi?”. Przygotowała ją dla nas dietetyczka dziecięca i terapeutka żywieniowa, która mówi o sobie: Pomagam dzieciom polubić jedzenie, a rodzicom odzyskać spokój.

Magda specjalizuje się w żywieniu dzieci z wybiórczością pokarmową. W swojej pracy wsparła już wiele rodzin, edukuje też na blogu dziecizdrowoodzywione.pl, a prywatnie jest mamą dwóch chłopców w wieku 8 i 5 lat, którzy pokazali, że żywienie dzieci wcale nie jest łatwe…

 

Kiedy i gdzie odbędzie się wywiad z ekspertką?

We wtorek, 5 kwietnia o godzinie 12:00 na fanpage wymagajace.pl na Facebooku.

 

Aż trzy znakomite psycholożki i dietetyczka zasilą szeregi ekspertów Parentflixa tej wiosny! 

 

Boisz się, że przegapisz interesującą rozmowę? Zapisz się na stronie klubu – dzięki temu otrzymasz przypomnienie o wywiadach.

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 1

Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 1

 

Chciałabyś, żeby Twoje dziecko dzieliło się jedzeniem i zabawkami z rodzeństwem i/lub innymi dziećmi, ale ono nie chce? Żeby lepiej je zrozumieć, warto zastanowić się nad tym, w jakich sytuacjach trudniej jest się dzielić. A potem zadbać o to, żeby warunki sprzyjały dzieleniu się 😉

 

Dzieci niechętnie dzielą się tym, czego mają mało (np. ostatnie ciasto, jedna mandarynka), co jest limitowane, jedyne w swoim rodzaju i wyjątkowe (oczywiście z punktu widzenia dziecka, nie rodzica). Prawdopodobnie spotkamy się ze sprzeciwem, jeśli dziecko akurat czymś się bawi, korzysta z czegoś, jeśli jest zmuszane do dzielenia i jeśli nie jest pewne czy jego własność do niego wróci. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?

 

  • Dziecko jest za małe, żeby zadbać o kogoś

Małe dzieci nie posiadają jeszcze biologicznie umiejętności dzielenia się i empatyzowania. Nie potrafią świadomie stawiać czyichś potrzeb ponad własne dla utrzymania relacji. Małe dzieci patrzą przede wszystkim na siebie, bo tak zaprogramowała nas ewolucja. Najpierw doprowadzamy do perfekcji zajmowanie się własnymi potrzebami, bo to nam gwarantuje, że zadbamy o to, co jest nam potrzebne do przeżycia. Dopiero potem budujemy relacje.

Jeśli dziecko ma dwa, trzy lata i rodzi mu się rodzeństwo (to popularna różnica wieku) lub ma siostrę/brata bliźniaka, to jest zdecydowanie za małe, żeby o kogoś zadbać.

Zachęcam, żeby rozszerzać perspektywę dziecka (o motywacji do dzielenia się przeczytasz tutaj) i jednocześnie pamiętać o tym, że brak umiejętności dzielenia się jest w tym wieku prawidłowy. Dziecko uczy się właśnie jak rozporządzać swoim majątkiem, jak trzymać coś dla siebie, a nie jak dawać to swojemu rodzeństwu. 

 

  • Dziecko nie potrafi czekać

Czekanie na coś jest ogromną trudnością neurobiologiczną dla dzieci w wieku wczesno-przedszkolnym, a zwłaszcza w wieku żłobkowym. Kiedy mówimy musisz poczekać, on nie chce ci tego teraz dać, on się teraz tym bawi, to w dziecięcej percepcji czasu, ten okres wyczekiwania na coś, to są wieki. Dzieci dopiero się tego uczą i nie ma metod, które przyspieszają ten proces. Ktoś, kto ma dwa lata, nie będzie czekał tak jak ktoś, kto ma cztery lata. Nauka będzie trwała trochę czasu i będzie wymagała wielu powtórzeń oraz wielu prób, czasami wielu kłótni z rodzeństwem o jakąś własność, żeby nauczyć się tego, co człowiek może robić, kiedy czeka.

 

  • Dziecko ma niewystarczające umiejętności społeczne

Jeśli dzieci jeszcze nie mówią lub znają niewiele słów, to trudno im pokazać, że coś by chciały posiadać albo że chciałyby, żeby czegoś nie robić, w inny sposób niż bijąc, popychając lub wyrywając. Pomocne mogą być proste gesty, które będą czytelne dla innych dzieci, zwłaszcza dla rodzeństwa. Możemy uczyć dzieci, że kiedy nie chcą czegoś oddać, to mogą się z tym odwrócić i dopiero wtedy mówić nie. Bo może być tak, że 2,5-, 3-latek kiedy jest bardzo zdenerwowany, traci dostęp do słów, które zna i pozostaje mu tylko bycie agresywnym. 

 

Jaki z tego wniosek? Daj dziecku czas. A sobie trochę odpuść, bo nie przeskoczycie rozwoju. Nawet jeśli cioteczna babka ze strony wujka mówi, że dzieliła się już, kiedy miała 1,5 roku – to nieprawda 😉

 

Za tydzień o atmosferze (nie)sprzyjającej dzieleniu się. Do zobaczenia!

 

Autorką tego artykułu jest Karla Orban – psycholog, trenerka empatycznej komunikacji, a prywatnie mama trojga dzieci.

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem: