Jak odstawić butelkę w nocy?

Jak odstawić butelkę w nocy?

Mleko jest podstawą żywienia do końca 12 m.ż. [1]. Oznacza to, że niemowlęta młodsze niż roczne nadal mają być karmione mlekiem – i że niektóre potrzebują tych karmień także nocą. Ale co z butelką z mlekiem modyfikowanym po roczku?

Kiedy maluch karmiony mlekiem modyfikowanym kończy rok i nadal nocą pije z butelki, rodzicom czasem sugeruje się jej odstawienie. Z uwagi na skład mieszanki oraz samo ssanie smoczka rośnie bowiem ryzyko rozwoju próchnicy wczesnodziecięcej oraz wad zgryzu. 

Czy każdy roczniak jest gotowy na to, żeby całe swoje zapotrzebowanie kaloryczne realizować w ciągu dnia? Rzeczywistość pokazuje, że nie. Bez względu na to, jak bardzo różni „eksperci” próbowaliby upierać się, że „muszą i powinny”, dzieci są różne. I w różnym czasie dorastają do różnych etapów. 

Czy oznacza to, że musisz po prostu czekać, aż dziecko samodzielnie odda Ci butelkę? Niekoniecznie, zwłaszcza jeżeli ze względu na zdrowie malucha stomatolog, pediatra, logopeda lub inny specjalista rekomenduje odstawienie butelki ze smoczkiem. 

Dlatego przygotowałam dla Ciebie kilka strategii, które mogą pomóc pożegnać karmienia butelką, zwłaszcza nocą.

Od czego zacząć odstawianie butelki?

 

Stopniowo przestawiaj dziecko na korzystanie z innych naczyń.

Rób to najpierw w ciągu dnia, a potem także w nocy. Czy Twoje dziecko potrafi pić z kubka otwartego oraz z bidonu? Jeśli tak, żegnajcie kolejne butelki ze smoczkiem. Doskonalcie picie różnych napojów, także mleka, z kubka oraz bidonu w ciągu dnia (trzymaj butelki w sypialni i wyjaśnij, że w ciągu dnia pijemy z kubka – mleko nie musi być pite z butelki!). Z czasem rezygnuj z butelki wieczorem do snu i nocą. Na początku dziecko będzie wylewać więcej płynu. Karmienie będzie trwało też dłużej niż ze smoczkiem. Ale nie ma zmian bez zmian! Chodzi właśnie o to, żeby nocne picie było trochę trudniejsze i bardziej świadome niż to miało miejsce z butelką. Maluch budzi się i chce się napić? Musi usiąść i poradzić sobie z kubeczkiem. U wielu dzieci po kilku dniach od takiej zmiany liczba wybudzeń znacząco spada. Po prostu przestają pić na leżąco, w półśnie, bez większej kontroli nad ilością płynu.

 

Zmniejsz przepływ w smoczku. 

Jeśli nie ma wyraźnego wskazania od neurologopedy lub dziecko nie jest urodzone przedwcześnie, nie ma problemów z oddychaniem i krążeniem, dziecko odstawiające butelkę może przejść na  smoczek z możliwie najmniejszym przepływem. Mleko ma lecieć wolniej, co pozwala szybciej zorientować się, że mam już dosyć. Wiele dzieci po zmianie smoczka do butelki na mniejszy wypija zdecydowanie mniej mleka. Dzięki temu z czasem uczy się zjadać coraz większe porcje posiłków stałych w ciągu dnia, by uzupełnić brakujące kalorie.

 

Przyjrzyj się rozszerzaniu diety. 

Odstawienie nocnych karmień jest możliwe, jeśli proponujemy odpowiednią dla wieku liczbę posiłków stałych. Kluczem jest słowo PROPONUJEMY – odpowiedzialność jest tu podzielona, to znaczy, że my, jako rodzice, decydujemy jak często i co postawimy przed dzieckiem, a ono decyduje czy i ile zje.

Rezygnacja z nocnych karmień, gdy maluch  dostaje wyłącznie 3 posiłki stałe, będzie bardzo trudna. Podobnie ciężko będzie odstawić butelkę, jeśli dziecko nie umie gryźć i żuć, nie stymuluje jamy ustnej pokarmami o różnych konsystencjach, zwłaszcza twardymi, nie zna zbyt wielu innych niż słodki smaków. Dlatego, jeśli doświadczacie problemów z rozszerzaniem diety, diagnozujcie je i pracujcie nad nimi. Szkoda czasu na bycie przy nadziei „jak odstawi butlę, to zacznie jeść” (bo to nie musi być prawda).

WHO rekomenduje następujące podawanie posiłków uzupełniających:

  • 6-8 m.ż. – 2-3 posiłki;
  • 9-11 m.ż. – 3-4 posiłki + ew.1-2 przekąski (jeśli dziecko ma apetyt);
  • po 12 mż. – 3-4 posiłki + 1-2 przekąski [2].

 

Powoli zmniejszaj ilość mleka w butelce.

Wiele dzieci, zwłaszcza nocą, wypije tyle, ile rodzic da. Nie zauważy natomiast, że z 250 ml zrobiło się 230 ml, ani że po dwóch tygodniach jest już tylko połowa tego, co kiedyś.

 

Zmniejszaj ilość proszku.

Jeśli dziecko skończyło rok i ma prawidłowo rozszerzaną dietę, możesz bardzo powoli zacząć rozwadniać mieszankę. Zamiana od razu z mleka na wodę u wielu dzieci kończy się protestem. To wszak zupełnie inny smak! Ludzki mózg nie zauważa zmian bodźca tylko pod warunkiem, że są niewielkie. Dlatego nie skacz z mleka od razu na główkę, do wody, ale z 3 miarek przejdź na 2 i 3/4 miarki na kilka nocy, kilka dni później na 2,5 miarki itd. Ta strategia zajmuje trochę czasu, ale pozwala konsekwentnie zmniejszać liczbę przyjmowanych nocą kalorii (choć ilość płynu zostaje taka sama). 

Czasem rekomenduję rodzicom połączenie tych dwóch strategii – jednocześnie rozwadniamy mieszankę i zmniejszamy jej ilość.

 

Wzbogać rytuał.

Dołóż do rytuału wieczornego inne skojarzenia z zasypianiem niż butelka i karmienie. Możesz wykorzystać przytulankę (KLIK!), zapach, muzykę itp. Jest to szczególnie istotne, jeśli dziecko miało swobodny dostęp do butelki w łóżeczku i mogło ją traktować trochę jak przytulankę. Skoro ma się z nią pożegnać, dobrze zaproponować mu coś w zamian.

 

Zaciemnij sypialnię na 100%. 

Spanie w pokoju, który nie jest całkowicie zaciemniony, obniża poziom hormonu sytości czyli leptyny. Sprawia to, że zarówno nocą, jak i kolejnego dnia, czujemy silniejszy głód niż gdybyśmy spali w ciemnościach i jesteśmy bardziej podatni na rozwój otyłości [3]. 

 

Jeśli chcesz się ode mnie dowiedzieć więcej na temat rozwoju Twojego dziecka i pomóc lepiej mu spać, zapisz się na listę oczekujących do mojego klubu online dla świadomych rodziców – Parentflix.pl. Kolejna okazja, żeby dołączyć, już w październiku!

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

W czym podawać picie niemowlakowi?

W czym podawać picie niemowlakowi?

Kiedy pod koniec 2015 roku rozpoczęłam podawanie mojej córce posiłków uzupełniających, nadal karmiłam ją piersią. Nie obawiałam się więc tego, że się odwodni. Zgłaszała się do karmienia na tyle często, że wypijała naprawdę spore ilości mleka. Z tego powodu podawanie wody podczas posiłków traktowałam jako tworzenie pozytywnych nawyków. Nie przejmowałam się, w czym tę wodę powinnam podawać.

Oferta specjalnych kubków do nauki picia była wówczas uboga. Na jednym z forów znalazłam informacje o kopniętym kubku, czyli o Doidy® Cup. W sklepach pojawiały się pierwsze kubki 360°. Specjaliści uważali wtedy jeszcze, że wspierają one dorosły sposób picia, którego dziecko uczy się właśnie na etapie rozszerzania diety.

Jednak najpopularniejszym kubkiem na rynku w 2015 roku był kubek-niekapek. Ja też go kupiłam. Niepotrzebnie. Ciebie zaś ostrzegam przed popełnieniem tego błędu.

Powinnam była darować sobie wszelkie fikuśne kubki: zarówno ten 360°, z którego moja córka zupełnie nie umiała się napić, jak i niekapek, o którym – jak się później dowiedziałam – logopedzi wypowiadają się wyłącznie źle. Dlaczego?

Otóż picie z kubka-niekapka jest niemal identyczne jak picie z butelki ze smoczkiem. Jest zbliżone do ssania i nie uczy dorosłego sposobu picia i połykania płynów. Niepotrzebnie przedłuża niemowlęcy sposób pobierania płynów. Korzystając z kubka-niekapka opóźniamy moment, w którym nasze dziecko będzie potrafiło – bez oblewania się i krztuszenia – korzystać ze zwykłego, otwartego kubka. Mogłam to zaobserwować na przykładzie mojej córki – nieco później niż jej rówieśnicy zaczęła dobrze sobie radzić z otwartym kubkiem. 

Z czego więc podawać wodę na etapie rozszerzania diety? Można korzystać ze zwykłego, otwartego kubka bez uszka, który dziecko będzie obejmować obiema dłońmi. Niektórzy rodzice chwalą sobie Doidy® Cup, czyli ten kopnięty kubek, specjalnie wyprofilowany do nauki picia. Na rynku można znaleźć także kubek Reflo™. W jego wnętrzu znajduje się wkładka, dzięki której płyn wylewa się z kubka wąskim strumieniem. Może to być pomocne dla dziecka, które chce pić z otwartego kubka, ale odczuwa frustrację, za każdym razem wylewając na siebie część płynu lub krztusząc się. 

Chcąc ułatwić dziecku naukę picia z otwartego kubka, można zacząć od podawania w nim gęstszych płynów, np. zup, musów czy koktajli. Takie gęste płyny wolniej wlewają się do buzi dziecka, ułatwiając mu tym samym kontrolę. Niektórym dzieciom na początku trudno też zaakceptować bezsmakową wodę. Podawanie smakowych, gęstszych płynów może być więc odpowiedzią na obie początkowe trudności.

Zamiast niekapka, na wyjścia zabierz ze sobą bidon z rurką. Prawidłowa kolejność jest następująca: najpierw nauka picia z kubeczka, potem z bidonu.

Pierwszy bidon nie powinien być zbyt duży, ponieważ pociągnięcie płynu będzie trudniejsze przy długiej rurce. Ta ostatnia powinna być umieszczona w ustach dziecka dość płytko – dziecko ma objąć ją ustami, a nie ssać. W celu wyeliminowania gryzienia rurki, zadbaj, by była dość twarda.

Większość dzieci uczy się pić z bidonu, obserwując innych. Możesz także kupić mały sok w kartoniku, przelać go do szklanki i wypić. Później wlej do kartonika wodę, włóż rurkę i umieść jej końcówkę w ustach dziecka. Gdy delikatnie naciśniesz kartonik, płyn dostanie się do ust malucha. Wiele dzieci w ten sposób zaczyna kojarzyć, że nie trzeba gryźć rurki, a wystarczy obejmować ją wargami i wciągać płyn.

Więcej porad i tricków dotyczących podawania napojów i pokarmów stałych znajdziesz w książce „Rozszerzanie diety niemowląt”, której jestem współautorką. Możesz kupić ją online na stronie rozszerzaniedietyniemowlat.pl. Jeśli jesteś przed rozpoczęciem przygody z rozszerzeniem diety i chcesz uniknąć moich błędów oraz potrzebujesz jednego miejsca, w którym znajdziesz wiedzę i praktyczne porady na ten temat, zapraszam Cię serdecznie do sięgnięcia po książkę. Napisałam ją z trzema dyplomowanymi dietetyczkami. 

Siateczka do podawania owoców: HIT czy KIT?

Siateczka do podawania owoców: HIT czy KIT?

W jednym z poprzednich wpisów dotyczących rozszerzania diety opowiedziałam Ci, jak moja córka zadławiła się ryżowymi wafelkami (klik!). Nie dodałam wtedy, że bałam się zadławienia już wcześniej, ponieważ gdy rozpoczynałyśmy podawanie posiłków stałych, córka nie miała jeszcze żadnych zębów (a wtedy ich posiadanie wydawało mi się ważne w kontekście posiłków stałych). Dowiedziałam się jednak, że istnieje odpowiedni przedmiot dla matek, które boją się zadławienia. Była to siateczka do podawania owoców i warzyw.

Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli tego gadżetu – jest to mała, miękka siateczka z plastikowym uchwytem, który może trzymać dziecko lub rodzic. Do środka wkłada się twarde owoce i warzywa, np. kawałek jabłka, które boimy się podać dziecku po prostu do rączki.

Źródło: https://www.sosrodzice.pl/siateczka-do-karmienia/

Taka siateczka może i wygląda fajnie, ale ma kilka poważnych wad i dlatego nie warto jej kupować. Po pierwsze, nie da się jej dobrze domyć, a nawet gdyby się dało, to zużycie wody przy okazji jest koszmarnie duże. Po drugie, dzieci w kontakcie z taką siateczką zaczynają ją ssać. A w rozszerzaniu diety nie chodzi nam o to, żeby dzieci nadal pobierały kalorie, ssąc. Jednym z celów rozszerzania diety jest nauka gryzienia i żucia. Tymczasem kiedy podajemy twardsze produkty, które mają służyć do tej nauki, ale w formie do ssania, opóźniamy naukę bardziej dorosłego sposobu na żywienie. Po trzecie, przez tę uroczą siatkę maluchy nie poznają jedzenia. Nie widzą jak naprawdę wygląda jabłko, a jak banan. Coś biorą do buzi, coś trafia do brzucha, ale nie uczą się, na czym naprawdę polegają posiłki uzupełniające. A właśnie w trakcie pierwszego pół roku rozszerzania jest to kosmicznie ważne. Dlaczego? Bo kiedy dziecko zacznie chodzić, często w okolicach roczku lub zaraz po, nie będzie mieć czasu na siedzenie, delektowanie się, poznawanie smaków, kształtów, faktur. Będzie chciało chodzić i biegać, zamiast kwadransami przesiadywać w krzesełku do karmienia. Dlatego tak ważne jest wykorzystanie tego pierwszego okresu mniejszej mobilności (czyli czasu między 6 a 12 miesiącem życia dziecka). Po czwarte, popełniłam błąd, niepotrzebnie kupując kolejny plastik, którego na naszej planecie jest już za dużo.

Siateczka do podawania owoców i warzyw to tylko przykład, bo generalnie mój błąd polegał na kupowaniu różnych, niepotrzebnych akcesoriów do rozszerzania diety. Łyżeczek z zakręconym trzonkiem czy plastikowych widelców, które można było zastąpić tym, co już miałam w domu.

Co więc w zamian? Jak Ty możesz nie popełniać mojego błędu? Podzielę się dwoma najważniejszymi wskazówkami.

Po pierwsze, zajrzyj do kuchennych szuflad oraz szafek i zobacz, co tam masz. To, co może się przydać przy rozszerzaniu diety, to małe łyżeczki do herbaty czy widelczyki do ciasta. Małym widelczykiem z wąskimi zębami łatwiej nabijać jedzenie, niż takim dziecięcym – dużym i grubym. Nie obawiaj się metalowych sztućców dla dziecka – sztućce aktualnie dostępne na rynku są zrobione ze stali nierdzewnej. Nie wchodzą w reakcję z pożywieniem i nie zmieniają jego smaku. Możesz bezpiecznie podawać jedzenie dziecku normalnymi sztućcami lub dać mu je do samodzielnego korzystania. Nie musisz kupować plastikowych łyżeczek czy widelczyków.

Wskazówka numer dwa: jeśli myślałaś o siatce na warzywa czy owoce, bo obawiałaś się zadławienia, zdobądź wiedzę. Dowiedz się, jak podawać twarde owoce i warzywa, żeby zminimalizować ryzyko zadławienia. Przykładowo, nie chodzi o  to, żeby zamiast dawać kawałek jabłka w siateczce do owoców, dać dziecku ćwiartkę jabłka do rączki. Jabłko należy bowiem do listy pokarmów, którymi najłatwiej się zadławić. Zamiast tego, obierz całe jabłko i daj je dziecku do rąk. Będzie je sobie skrobać pierwszymi ząbkami lub dziąsłami i oddzielać bardzo małe kawałeczki. Nie chodzi więc o to, by zupełnie odrzucić niektóre pokarmy, lecz by przygotować je w bezpiecznej formie. Poza tym warto nauczyć się zasad pierwszej pomocy przy zadławieniu. Warto, żeby każdy opiekunów wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji.

 

Jedna rzecz o bilansowaniu

Jedna rzecz o bilansowaniu

Czy pamiętasz, jak dużo badań krwi robi się kobiecie, kiedy jest w ciąży? Ciągle powtarza się pobieranie krwi brrr! Robi się to między innymi po to, żeby wykonać tzw. morfologię – ginekolodzy chcą szybko wykryć, czy u ciężarnej nie pojawiła się anemia z niedoboru żelaza. Ma to sens, ponieważ nieleczona anemia może poważnie zaszkodzić i kobiecie, i dziecku.

Jednak czy potem, po porodzie, ktoś zwrócił Ci uwagę na żelazo? Nie tylko na to, jak ważne jest żelazo dla kobiety w połogu, ale też na to, jak istotny to składnik w trakcie rozszerzania diety niemowląt? Mnie niestety nie. Mówiono, jak ważne są warzywa, owoce, kasze czy nawyk picia wody… Nawet w oficjalnych zaleceniach żywieniowych znalazłam tylko jedno zdanie: Należy podawać pokarmy zawierające żelazo – i na tym skończyło się podkreślanie tego, jak istotny to składnik. A szkoda, bo każdy z dietetyków, którego później poznałam, zwracał mi uwagę na żelazo w posiłkach uzupełniających.

Błędem, który popełniłam podczas rozszerzania diety, był brak świadomości tego, że w całej zabawie związanej z bilansowaniem diety niemowląt zdecydowanie najważniejszą rzeczą jest podawanie produktów bogatych w żelazo.

Dzieci rodzą się z zapasami żelaza, które wystarczają im na mniej więcej pierwsze sto osiemdziesiąt dni życia – pod warunkiem, że zdołały te zapasy zgromadzić w życiu płodowym. Wśród grup ryzyka rozwoju anemii z niedoboru żelaza, czyli wśród dzieci, które rodzą się ze zbyt małymi zapasami żelaza, wymienia się:

  • dzieci urodzone przedwcześnie (ponieważ zapasy żelaza gromadzą się pod koniec ciąży);
  • dzieci z niską masą urodzeniową;
  • dzieci matek, które w czasie ciąży miały niedobór żelaza lub cukrzycę;
  • dzieci, którym zbyt szybko przecięto pępowinę po urodzeniu.

Dzieci z grup ryzyka mogą otrzymać od lekarza zalecenie suplementowania żelaza nawet od pierwszych dni życia. 

U dzieci, które nie należą do grup ryzyka, z dnia na dzień zapasy żelaza robią się coraz mniejsze. W okolicach sto osiemdziesiątego dnia życia my – rodzice – wkraczamy z rozszerzaniem diety, unikając w ten sposób anemii z niedoboru żelaza. Oczywiście pod warunkiem, że nie popełniamy mojego błędu.

Jedna z najważniejszych zasad, dotyczących bilansowania posiłków w trakcie rozszerzania diety, to: w każdym posiłku i każdej przekąsce powinno znajdować się źródło żelaza. W każdej, nie tylko dwa razy dziennie. W każdej. Dlaczego to ważne? Dlatego, że w żywieniu dzieci istnieje podział odpowiedzialności. Oznacza to, że to opiekun decyduje czy, co i w jakiej formie poda dziecku do jedzenia, a dziecko decyduje, czy i co z tego zje. Jeśli źródła żelaza znajdują się w każdym z trzech czy pięciu serwowanych dziennie posiłków, to jest duża szansa, że dziecko dostarczy sobie żelaza przy okazji któregoś z nich. Jeśli podajesz żelazo w ramach tylko jednego posiłku – np. podwieczorku – wzrasta ryzyko, że dziecko danego dnia nie dostarczy sobie żelaza, bo akurat nie będzie miało ochoty na podwieczorek.

Oczywiście nie jest tak, że jeśli nasze dziecko przez tydzień nie będzie otrzymywało produktów bogatych w żelazo, to wystąpi u niego anemia. Na szczęście niedobory nie pojawiają się tak szybko. Sprawa jest jednak istotna, ponieważ anemia z niedoboru żelaza jest nie tylko zaburzeniem hematologicznym. Jej skutki są znacznie rozleglejsze i sięgają sfery poznawczej, społeczno-emocjonalnej i ruchowej, a także wpływają na regulację snu i czuwania. Dzieci z anemią z niedoboru żelaza śpią płycej i częściej się wybudzają. Więcej przeczytasz w tym artykule.

Gdzie znajdziemy żelazo? W produktach pochodzenia zwierzęcego występuje żelazo hemowe, które jest najlepiej przyswajane. Mowa głównie o mięsie, podrobach, rybach, w mniejszym stopniu – o jajach. W produktach roślinnych znajduje się żelazo niehemowe, które przyswaja się nieco gorzej. Nie oznacza to, że dziecko niejedzące mięsa (któremu mięso nie smakuje lub pochodzące z wegetariańskiej rodziny) będzie wymagało suplementacji żelaza. Zbilansowana dieta bezmięsna może zaspokajać zapotrzebowanie na żelazo. Pomocne jest podawanie produktów takich jak warzywa strączkowe, zielone warzywa, amarantus czy nasiona sezamu. Bardzo ważne jest podawanie źródeł żelaza w odpowiednim towarzystwie. Są bowiem substancje, które utrudniają jego wchłanianie i takie, które mu sprzyjają – jak np. witamina C. 

 

Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

 

Mimo porządnego przygotowania, przy rozszerzaniu diety mojej córce, które to rozpoczęłam w 2015 roku, popełniłam mnóstwo błędów. Można by powiedzieć, że zrobiłam to, żebyś Ty nie musiała ich już popełniać. Dzielę się z Tobą nimi oraz wnioskami, które z tych błędów wyciągnęłam.

Być może już słyszałaś, że nie trzeba czekać aż dziecku wyrosną pierwsze zęby, żeby rozpocząć rozszerzanie diety. Pierwsze zęby, które  dzieciom, czyli siekacze (jedynki, dwójki), służą do chwytania i odgryzania/ odcinania pożywienia. Zęby, które de facto służą do żucia, czyli zęby trzonowe (czwórki, piątki), wyrastają najpóźniej. Innymi słowy na liście oznak gotowości do rozszerzania diety nie ma posiadania zębów. Wynika to z tego, że niemowlaki całkiem dobrze radzą sobie z pokarmami stałymi i żuciem dzięki posiadaniu twardych dziąseł. Jeśli kiedykolwiek włożyłaś palec do buzi niemowlaka, to pewnie wiesz, że te dziąsła potrafią nieźle ukąsić. Jednak to, że nie musimy czekać na pojawienie się zębów nie oznacza, że możemy podać niemowlakowi jakikolwiek twardy pokarm i on na pewno sobie z tym pokarmem poradzi.

Czas na błąd, który popełniłam.

Otóż nie sprawdziłam czy przekąska, którą podaję mojej córce, ma odpowiednią dla niej konsystencję.

Kupiłam specjalne wafelki ryżowe dla niemowlaków. Wafelki były oznaczone jako zalecane dzieciom od 8 miesiąca życia. Moja córka miała już 10 miesięcy, więc myślałam, że są dostosowane do dzieci w tym wieku – również dla dzieci, które nie mają zbyt dużo zębów. Moja córka była wtedy posiadaczką zaledwie dwóch zębów.

Mój błąd polegał na tym, że nie spróbowałam tych wafelków, zanim podałam je córce… A ona już pierwszym włożonym do buzi wafelkiem zadławiła się! Dobrze, że znałam zasady pierwszej pomocy i potrafiłam jej udzielić, bo mogłoby się skończyć różnie…

 

Jaka jest różnica między zakrztuszeniem a zadławieniem?
  • Często reagujemy panicznie i gwałtownie na zakrztuszenie, które jest głośnym zjawiskiem. Zakrztuszenie to jest taka sytuacja, w której kawałek jedzenia znalazł się gdzieś z tyłu gardła. Dziecko otwiera buzię, wysuwa język i próbuje go odkrztusić. Maluch kaszle, pluje, robi się czerwony. Czasami kończy się to nawet na wymiotach. I dopóki dziecko się krztusi, i słyszysz, że próbuje sobie poradzić z tym pokarmem, to nie należy mu pomagać. Nie trzeba dziecku kazać podnosić rąk do góry, nie należy go nagle wyciągać z krzesełka, klepać po plecach i robić innych, gwałtownych ruchów. Siedzimy, patrzymy, pozwalamy dziecku odkrztusić ten kawałek pokarmu samodzielnie.
  • Natomiast przy zadławieniu dziecko potrzebuje pomocy. Cały problem polega na tym, że dzieci dławią się cicho. Zadławienie polega na tym, że kawałek pokarmu znalazł się tak głęboko w jamie ustnej dziecka, że dziecko może nie być w stanie kasłać, nie jest w stanie odkrztuszać, nie wydaje żadnych dźwięków. Dziecko robi się blade, a po chwili wręcz sine. To jest moment, w którym dziecko potrzebuje naszej pomocy.

Dlatego zasada numer jeden przy rozszerzaniu diety, ale również później – nie zostawiamy dzieci samych sobie, bez opieki dorosłego wtedy, kiedy jedzą. Dzieci dławią się w ciszy. Powinniśmy obserwować dziecko, które je. Mieć z nim kontakt wzrokowy, żeby wiedzieć, czy to jest ten moment, w którym należy mu pomóc, czy ono po prostu w ciszy spokojnie je.

Ważna rzecz, której nie zrobiłam, a którą Ty możesz zrobić, żeby ustrzec się tego błędu, to trzymanie się zasady – gdy podajesz niemowlakowi jakikolwiek stały produkt, to sama go najpierw spróbuj. Sprawdź, czy konsystencja jest odpowiednia dla dziecka. Ja tego nie sprawdziłam. Okazało się, że wafelki ryżowe, mimo że są reklamowane jako produkt dla niemowląt, są bardzo twarde, ale jednocześnie kruche. Zbyt duży kawałek tego wafelka ułamał się i wpadł głęboko do gardła. Nie rozpuścił się w buzi pod wpływem śliny, mimo że ja myślałam, że tak właśnie będzie.

Jak sprawdzić, czy produkt ma odpowiednią konsystencję? Włóż sobie kawałek brokułu, marchewki, wafelka czy innego pokarmu do buzi i sprawdź, czy Ty jesteś w stanie rozgnieść ten pokarm językiem o podniebienie. Jeśli tak, to znaczy, że to jest odpowiednia konsystencja dla malucha i on poradzi sobie z tym bez zębów trzonowych, samymi dziąsłami Jeśli nie rozgnieciesz pokarmu, to znaczy, że jest zbyt twardy i należy go albo pogotować dłużej, albo w ogóle nie podawać dziecku (np. orzechy w całości).

Kolejny wniosek z mojego błędu jest taki, że niestety nie można mieć 100% zaufania do gotowej żywności dla niemowląt. Mimo że wydawałoby się przecież, że jest przetestowana, bezpieczna, pewna, dobrze zbilansowana pod kątem potrzeb niemowlaków – trzeba wszystko sprawdzać samodzielnie.

Czwarty wniosek – warto jeszcze w ciąży, a już na pewno przed szóstym miesiącem życia dziecka, bo wtedy rozpoczynamy rozszerzanie diety, wziąć udział w kursie pierwszej pomocy dla niemowląt. Albo przynajmniej obejrzeć filmy związane chociażby z zadławieniem.

Kurs pierwszej pomocy dla dzieci i niemowlaków znajdziesz też w klubie dla rodziców Parentflix.