Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

 

Mimo porządnego przygotowania, przy rozszerzaniu diety mojej córce, które to rozpoczęłam w 2015 roku, popełniłam mnóstwo błędów. Można by powiedzieć, że zrobiłam to, żebyś Ty nie musiała ich już popełniać. Dzielę się z Tobą nimi oraz wnioskami, które z tych błędów wyciągnęłam.

Być może już słyszałaś, że nie trzeba czekać aż dziecku wyrosną pierwsze zęby, żeby rozpocząć rozszerzanie diety. Pierwsze zęby, które  dzieciom, czyli siekacze (jedynki, dwójki), służą do chwytania i odgryzania/ odcinania pożywienia. Zęby, które de facto służą do żucia, czyli zęby trzonowe (czwórki, piątki), wyrastają najpóźniej. Innymi słowy na liście oznak gotowości do rozszerzania diety nie ma posiadania zębów. Wynika to z tego, że niemowlaki całkiem dobrze radzą sobie z pokarmami stałymi i żuciem dzięki posiadaniu twardych dziąseł. Jeśli kiedykolwiek włożyłaś palec do buzi niemowlaka, to pewnie wiesz, że te dziąsła potrafią nieźle ukąsić. Jednak to, że nie musimy czekać na pojawienie się zębów nie oznacza, że możemy podać niemowlakowi jakikolwiek twardy pokarm i on na pewno sobie z tym pokarmem poradzi.

Czas na błąd, który popełniłam.

Otóż nie sprawdziłam czy przekąska, którą podaję mojej córce, ma odpowiednią dla niej konsystencję.

Kupiłam specjalne wafelki ryżowe dla niemowlaków. Wafelki były oznaczone jako zalecane dzieciom od 8 miesiąca życia. Moja córka miała już 10 miesięcy, więc myślałam, że są dostosowane do dzieci w tym wieku – również dla dzieci, które nie mają zbyt dużo zębów. Moja córka była wtedy posiadaczką zaledwie dwóch zębów.

Mój błąd polegał na tym, że nie spróbowałam tych wafelków, zanim podałam je córce… A ona już pierwszym włożonym do buzi wafelkiem zadławiła się! Dobrze, że znałam zasady pierwszej pomocy i potrafiłam jej udzielić, bo mogłoby się skończyć różnie…

 

Jaka jest różnica między zakrztuszeniem a zadławieniem?
  • Często reagujemy panicznie i gwałtownie na zakrztuszenie, które jest głośnym zjawiskiem. Zakrztuszenie to jest taka sytuacja, w której kawałek jedzenia znalazł się gdzieś z tyłu gardła. Dziecko otwiera buzię, wysuwa język i próbuje go odkrztusić. Maluch kaszle, pluje, robi się czerwony. Czasami kończy się to nawet na wymiotach. I dopóki dziecko się krztusi, i słyszysz, że próbuje sobie poradzić z tym pokarmem, to nie należy mu pomagać. Nie trzeba dziecku kazać podnosić rąk do góry, nie należy go nagle wyciągać z krzesełka, klepać po plecach i robić innych, gwałtownych ruchów. Siedzimy, patrzymy, pozwalamy dziecku odkrztusić ten kawałek pokarmu samodzielnie.
  • Natomiast przy zadławieniu dziecko potrzebuje pomocy. Cały problem polega na tym, że dzieci dławią się cicho. Zadławienie polega na tym, że kawałek pokarmu znalazł się tak głęboko w jamie ustnej dziecka, że dziecko może nie być w stanie kasłać, nie jest w stanie odkrztuszać, nie wydaje żadnych dźwięków. Dziecko robi się blade, a po chwili wręcz sine. To jest moment, w którym dziecko potrzebuje naszej pomocy.

Dlatego zasada numer jeden przy rozszerzaniu diety, ale również później – nie zostawiamy dzieci samych sobie, bez opieki dorosłego wtedy, kiedy jedzą. Dzieci dławią się w ciszy. Powinniśmy obserwować dziecko, które je. Mieć z nim kontakt wzrokowy, żeby wiedzieć, czy to jest ten moment, w którym należy mu pomóc, czy ono po prostu w ciszy spokojnie je.

Ważna rzecz, której nie zrobiłam, a którą Ty możesz zrobić, żeby ustrzec się tego błędu, to trzymanie się zasady – gdy podajesz niemowlakowi jakikolwiek stały produkt, to sama go najpierw spróbuj. Sprawdź, czy konsystencja jest odpowiednia dla dziecka. Ja tego nie sprawdziłam. Okazało się, że wafelki ryżowe, mimo że są reklamowane jako produkt dla niemowląt, są bardzo twarde, ale jednocześnie kruche. Zbyt duży kawałek tego wafelka ułamał się i wpadł głęboko do gardła. Nie rozpuścił się w buzi pod wpływem śliny, mimo że ja myślałam, że tak właśnie będzie.

Jak sprawdzić, czy produkt ma odpowiednią konsystencję? Włóż sobie kawałek brokułu, marchewki, wafelka czy innego pokarmu do buzi i sprawdź, czy Ty jesteś w stanie rozgnieść ten pokarm językiem o podniebienie. Jeśli tak, to znaczy, że to jest odpowiednia konsystencja dla malucha i on poradzi sobie z tym bez zębów trzonowych, samymi dziąsłami Jeśli nie rozgnieciesz pokarmu, to znaczy, że jest zbyt twardy i należy go albo pogotować dłużej, albo w ogóle nie podawać dziecku (np. orzechy w całości).

Kolejny wniosek z mojego błędu jest taki, że niestety nie można mieć 100% zaufania do gotowej żywności dla niemowląt. Mimo że wydawałoby się przecież, że jest przetestowana, bezpieczna, pewna, dobrze zbilansowana pod kątem potrzeb niemowlaków – trzeba wszystko sprawdzać samodzielnie.

Czwarty wniosek – warto jeszcze w ciąży, a już na pewno przed szóstym miesiącem życia dziecka, bo wtedy rozpoczynamy rozszerzanie diety, wziąć udział w kursie pierwszej pomocy dla niemowląt. Albo przynajmniej obejrzeć filmy związane chociażby z zadławieniem.

Kurs pierwszej pomocy dla dzieci i niemowlaków znajdziesz też w klubie dla rodziców Parentflix.

 

Pozornie zdrowy składnik SŁOICZKÓW dla niemowląt, którego warto unikać

Pozornie zdrowy składnik SŁOICZKÓW dla niemowląt, którego warto unikać

Cześć, mam na imię Magdalena i moje dziecko dostawało w szóstym miesiącu życia soki.

Pewnie sobie teraz myślisz: Ha! Komsta podawała swojemu dziecku soki do picia, zamiast wody! Ale to nieprawda 😉 Swoją drogą, kiedy ja rozszerzałam dietę w 2015 roku, podawanie niewielkich ilości soku w pierwszym roku życia było jeszcze dozwolone. Dopiero w 2017 roku wyszły oparte na badaniach rekomendacje Amerykańskiej Akademii Pediatrii, w których zalecono wstrzymanie się od podawania soków do minimum pierwszych urodzin [1]. Dlaczego, skoro zawsze nam mówiono, że soki są takie zdrowe?

Otóż nie są aż tak zdrowe, jak sądziliśmy – a co najważniejsze: nie są zamiennikami owoców. Mają mniej składników odżywczych, przede wszystkim mniej witamin i mniej błonnika, który w procesie wyciskania soku ląduje w odpadach. Łatwo wypić dużą ilość soku, trudniej zjeść porównywalną ilość owoców. Wypicie soku z trzech wyciśniętych pomarańczy to dla mnie żaden problem. Ale nie zjadłabym aż trzech całych pomarańczy na raz. Nadmierne spożywanie soków sprzyja rozwojowi próchnicy, niedożywienia i zaburzeń pracy układu pokarmowego. Rekomendacje dotyczące unikania soków w diecie dziecka w 1. roku życia dotyczą niestety wszystkich soków – tych wyciśniętych w domu, tych kupionych w sklepie, tych jednodniowych z butelki i tych z kartonu. Zasadniczo lepiej podawać dziecku owoce do jedzenia i uczyć picia wody. Jeśli podajemy sok do picia, to maksymalnie pół szklanki dziennie, i to najwcześniej po pierwszych urodzinach.

Skoro więc nie podawałam soków do picia zamiast wody, to co ja właściwie mam do soków i jaki błąd popełniłam? Otóż, doznałam jakiegoś czasowego zaćmienia i nie zorientowałam się, że soki, które pozytywnie mi się wtedy kojarzyły, często są wykorzystywane do ściemniania rodzicom rozszerzającym dietę. Mowa bowiem o sokach jako składnikach słoiczków dla niemowląt.

Nie kupowałam gotowych obiadków codziennie, ale kilka różnych słoiczków przewinęło mi się przez ręce. I miałam wtedy takie poczucie: Ja jestem świadomą konsumentką, czytam składy i wiem, czego nie powinny dostawać niemowlaki, więc nikt mnie tu podpuści. Ale jak to mówią, pycha kroczy przed upadkiem, więc sama dałam się nabrać na sokową ściemę.

Pewnie słyszałaś o tym, żeby jak najdłużej unikać dodawania soli i cukru do produktów dla niemowląt. Dzieci od urodzenia uwielbiają słodki smak, bo taki smak mają już tzw. wody płodowe. Nadmiar cukrów prostych w diecie zwiększa ryzyko nadwagi, otyłości, cukrzycy, próchnicy i innych chorób. O tym wiedziałam. Wiedziałam też, że poza “cukrem”, na etykietach powinnam też szukać np. “syropu glukozowo-fruktozowego” i takie słoiczki odkładać z powrotem na półkę. Tylko z jakiegoś powodu uznałam, że jeśli do czegoś jest dodany “zagęszczony sok jabłkowy” albo “zagęszczony sok winogronowy”, to już wszystko jest okej. Bo przecież to jest sok, a soki są zdrowe… Tylko że nie!

Zagęszczony sok jest takim samym słodzidłem jak inne. Tak samo jak cukier buduje niewłaściwe nawyki żywieniowe i wzmacnia preferencję smaku słodkiego. Tak samo jak cukier nie ma w sobie żadnych korzyści zdrowotnych, bo wszystkie zostały usunięte w procesie wyciskania owoców, a potem odparowywania wody, żeby się zagęścił. Dałam się wpuścić w maliny z sokami, więc teraz przestrzegam Ciebie.

Jeśli kupujesz gotową żywność dla dziecka, to unikaj w składzie słodzideł takich jak: 

  • cukier, 
  • cukier trzcinowy,
  • fruktoza,
  • glukoza,
  • syrop glukozowo-fruktozowy,
  • syrop fruktozowy,
  • syrop ryżowy,
  • maltoza,
  • melasa,

i oczywiście

  • zagęszczony sok owocowy.

No i oczywiście podawaj do posiłków lub między nimi wodę – już od pierwszych dni rozszerzania diety.

 

Co może pić niemowlę?

Co może pić niemowlę?

Pracuję z rodzicami małych dzieci od kilku lat i niewiele rzeczy może mnie już zaskoczyć. Lidlowi się to udało.

Ale od początku.

Odpowiedź na zadane w tytule pytanie zajęłaby mi tylko jedno zdanie. Pozwólcie jednak, że rozwinę nieco ten wątek.

Niemowlęta do 6 miesiąca życia (pierwsze 180 dni) powinny otrzymywać wyłącznie pokarm kobiecy lub mleko modyfikowane oraz suplementy (w Polsce to witamina D3) i ewentualnie leki [1, 2]. Koniec, kropka. 

W pierwszych sześciu miesiącach nawet w upalne dni i nawet niemowlaki karmione mlekiem modyfikowanym nie potrzebują wody, roztworu glukozy, soków ani herbatek, w tym ziołowych. 

Dlaczego tylko mleko?

Niemowlęta mają małe żołądki i duże potrzeby kaloryczne. Mózg noworodka zużywa nawet 80% przyjmowanej energii [3] i w ciągu pierwszych 3 miesięcy życia powiększa się o 64% [4]! Maluchy potrzebują dobrej jakości tłuszczów, białka i węglowodanów z mleka mamy lub modyfikowanego.

Jeśli do malutkiego żołądka wlejesz wodę lub herbatkę, oszukasz głód, ale nie dostarczysz dziecku niezbędnych składników odżywczych. To prosta droga do spadku przyrostów, niedożywienia, czasem nawet groźnych zaburzeń elektrolitowych.

W przypadku karmienia piersią to także duża szansa na obniżenie poziomu produkcji pokarmu. Mechanizm jest prosty: po pierwsze, zdarza się, że jednorazowe podanie butelki ze smoczkiem może u niektórych niemowlaków spowodować trudności w uchwyceniu piersi (są oczywiście i takie, które nie mają z tym problemów i mogą być karmione na zmianę bezpośrednio z piersi i z butelki – tyle, że nie jesteś w stanie z góry przewidzieć, w której grupie będzie Twoje dziecko). Po drugie, niemowlę, którego głód oszukaliśmy wodą lub herbatką będzie mieć dłuższą przerwę w zgłaszaniu się do karmienia. Dłuższa przerwa w karmieniu piersią -> przepełnianie się piersi -> przepełnione piersi obniżają produkcję mleka (skoro nikt nie chce pić, to organizm nie produkuje bez sensu, po co się męczyć?). Tak, dopajanie niemowląt przed 6 miesiącem życia może się zakończyć przedwczesnym zakończeniem karmienia piersią.

Dzieciom do 4 roku życia nie podaje się herbaty z kopru włoskiego – nawet niemowlakom z kolką – ponieważ zawiera on rakotwórczy estragol [5].

Co po 6 miesiącu życia?

Według najnowszych zaleceń zarówno niemowlętom karmionym mlekiem kobiecym, jak i tym karmionym mlekiem modyfikowanym rozszerzamy dietę po 6 miesiącu życia. W bardzo rzadkich, medycznie uzasadnionych przypadkach, na wyraźne zalecenie lekarza, pokarmy uzupełniające są wprowadzane wcześniej (ale nie przed 17 tygodniem życia).

Między 6 a 12 miesiącem życia nadal głównym napojem niemowląt jest mleko matki lub mleko modyfikowane.

Do roczku nie podajemy zwykłego mleka krowiego jako głównego napoju, ponieważ zwiększa ono ryzyko anemii z niedoboru żelaza, może być przyczyną mikrokrwawień z przewodu pokarmowego, przeciążenia nerek składnikami mineralnymi oraz sprzyja alergizacji [2].

Zaczynamy podawać wodę – źródlaną lub naturalną wodę mineralną – niskozmineralizowaną (ogólna zawartość soli mineralnych <500 mg/1 litr), niskosodową i niskosiarczanową. Wodę podajemy z kubka otwartego  – to wymaga nauki! Ideałem jest sytuacja, w której po pierwszych urodzinach dziecko nie pije już niczego z butelki ze smoczkiem (to się nie zawsze uda, ale warto próbować – do tematu butelki wrócimy jeszcze za moment).

A może posłodzić?

Dodawanie cukru do pokarmów i napojów w pierwszym roku życia jest wysoce niewskazane. Niemowlęta kochają słodki smak – słodki jest i płyn owodniowy (wody płodowe), i mleko matki, i modyfikowane. 

Wyzwaniem, przed którym stajemy w okresie rozszerzania diety, jest zapoznanie dziecka z mnogością innych smaków. W tym tych trudnych, np. gorzkiego smaku zielonych warzyw. Słodki smak już zna i lubi, koncentrujemy się więc na zaprezentowaniu wszystkich innych. Czasami kilkanaście razy, zanim dziecko tego brokuła włoży do ust.

Podawanie niemowlętom słodzonych pokarmów i napojów nie tylko kształtuje nieprawidłowe preferencje żywieniowe, ale także zwiększa ryzyko próchnicy zębów oraz otyłości.

To może soczek albo herbatka?

Polscy eksperci zalecają ograniczenie podawania soków owocowych niemowlętom między 6 a 12 miesiącem życia do 150 ml dziennie [2]. Amerykanie, w swoich nowych rekomendacjach z 2017 roku, idą jeszcze dalej i proponują “całkowicie unikać podawania soków owocowych dzieciom poniżej 1 roku życia” [6]. Niemowlęta nie potrzebują soków, ponieważ są one wyłącznie źródłem cukrów prostych, a ponieważ zawierają niewielkie (jeśli w ogóle) ilości błonnika, dużo zdrowszym wyborem jest po prostu świeży owoc.

Podawanie dzieciom herbat z suszu owocowego będzie utrudniać przyswojenie nawyku picia wody do posiłków. Herbatki owocowe mają niskie pH, a z tego powodu zwiększają ryzyko próchnicy zębów! 

Herbata czarna lub zielona utrudnia przyswajanie żelaza z pożywienia [7].

Herbaty granulowane są produktem wysoce przetworzonym i mocno dosładzanym i nie powinny się znajdować w menu żadnego człowieka, zwłaszcza małego dziecka.

Co może być w butelce?

Karmienie piersią jest naturalnym i najzdrowszym sposobem żywienia niemowląt. Dlatego stanowi wzorzec, do którego jest porównywane karmienie mlekiem modyfikowanym. Skład mleka modyfikowanego nie zależy od widzimisię producenta, ale jest określony rozporządzeniem Ministra Zdrowia i dyrektywami unijnymi. Wszystko po to, by jak najbardziej zbliżył do składu mleka kobiecego. Ma to na celu sytuację, w której „tempo wzrostu i  wskaźniki przemiany materii u niemowląt karmionych sztucznie było maksymalnie zbliżone do obserwowanych u niemowląt karmionych wyłącznie piersią” [2].

Innymi słowy: chodzi o to, żeby karmienie butelką jak najbardziej przypominało karmienie dziecka piersią.

I tu wchodzi Lidl, cały na biało.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Delikatne bio biszkopciki dla Twojego maleństwa to zdrowa przekąska uzupełniająca codzienne zapotrzebowania głodomorów. 🙂 #baby #bio #biszkopt #lidlPolska

Post udostępniony przez Lidl Polska (@lidlpolska)

EDYCJA: po opublikowaniu tekstu Lidl usunął zdjęcia produktu ze swoich mediów społecznościowych.

Wyglądały tak:

Byłam przekonana, że minęły już czasy, w których rodzice byli przekonywani przez babcię „daj mu butlę z kaszką, to prześpi Ci całą noc”.

Jak widać, nie minęły. Jest gorzej: jeden z największych producentów i dystrybutorów żywności bez żadnej żenady wprowadza na rynek TRAGICZNY produkt rekomendowany po 6 miesiącu życia.

Zerknijmy na BARDZO ZŁY skład, który w żołnierskich słowach podsumowała Doktor Ania:

(swoją drogą te ciasteczka to idealny przykład, że certyfikowany ekologiczny bio produkt może być zły)

Co tam rekomendacje dotyczące żywienia niemowląt [2]!

„Według obecnych zaleceń należy w diecie niemowlęcia unikać soli kuchennej (prawdopodobnie wpływa na ryzyko występowania nadciśnienia w późniejszym wieku)…”

Lidl: Oj tam, oj tam, trochę soli, bez przesady.

„… oraz cukru (ryzyko próchnicy, kształtowania się nieprawidłowych preferencji żywieniowych)”.

Lidl: Ale nasz cukier jest z rolnictwa ekologicznego!

I mój absolutny faworyt – zdjęcie butelki i informacja, że biszkopty można rozpuszczać w mleku, herbacie lub innych napojach i podawać butelką.

Przyjrzyjcie się jeszcze raz:

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Delikatne bio biszkopciki dla Twojego maleństwa to zdrowa przekąska uzupełniająca codzienne zapotrzebowania głodomorów. 🙂 #baby #bio #biszkopt #lidlPolska

Post udostępniony przez Lidl Polska (@lidlpolska)

LIDL, SERIO?

Pamiętacie, co pisałam o tym, że karmienie butelką ma jak najbardziej przypominać karmienie piersią?

Czy po 6 miesiącu życia z kobiecych piersi zaczyna lecieć mleko z ciasteczkami? Albo z kaszką? A z kleikiem?

NIE! To skąd pomysł, że takie posiłki są dobre dla dzieci???

Produkty uzupełniające od początku rozszerzania diety powinny być podawane na łyżeczce (metoda klasyczna) lub do samodzielnego jedzenia (do rączki – metoda BLW).  Nie wolno podawać posiłków stałych przy pomocy butelki! Jeśli dziecko nie jest gotowe do spożywania posiłków z łyżeczki lub samodzielnie, należy poczekać, a nie miksować je z mlekiem i podawać butelką.

Dlaczego kaszka lub ciasteczka w butelce to naprawdę zły pomysł [8, 9, 10]?
  • Podawanie kaszek, kleików, ciasteczek, biszkoptów w mleku lub zmiksowanej zupy w butelce zwiększa ryzyko nadmiernej podaży kalorii, a przez to nadwagi i otyłości!
  • Zaburza odczuwanie głodu i sytości (z butelki dzieci jedzą szybciej, a przez to więcej niż potrzebują i niż by zjadły z łyżeczki)!
  • Zwiększa ryzyko zakrztuszenia lub aspiracji „posiłku” do dróg oddechowych!
  • Zwiększa ryzyko próchnicy – zwłaszcza, jeśli mleko z kaszką, biszkopcikami lub kleikiem jest podawane przed snem lub w nocy!
  • Sabotuje główne powody rozszerzania diety – uniemożliwia naukę gryzienia i żucia oraz poznawanie nowych smaków, zapachów i konsystencji

NIE RÓBCIE TEGO!

(a jeśli poleca Wam to Wasz pediatra, to pójdźcie do innego, po drugą opinię. Poszukajcie osoby, która zechce pochylić się nad problemem pt.”niemowlę nie przybiera na masie” albo „niemowlę budzi się co pół godziny”, a nie wciśnie Wam kaszkę lub biszkopty do butelki. To nie jest rozwiązanie! Rozszerzanie diety, w tym wprowadzanie kaszek zbożowych, przed szóstym miesiącem życia nie wpływa na sen dzieci. Więcej na ten temat pisałam TUTAJ)

Mleko z substancjami zagęszczającymi stosuje się WYŁĄCZNIE  u niemowląt z chorobą refluksową, które ulewają tak dużo, że przestają odpowiednio rosnąć i przybierać na masie. Nie podaje się zagęstników tzw. szczęśliwym ulewaczom, czyli dzieciom, które ulewają z uśmiechem na ustach, prawidłowo rozwijają się i rosną. Chore niemowlęta otrzymują zagęstniki z mączki z ziaren chlebowca świętojańskiego, skrobi ryżowej, ziemniaczanej, kukurydzianej oraz gumy skrobiowej z nasion fasoli [2]. Nie z biszkopcików z cukrem!

W rozszerzaniu diety naprawdę nie chodzi o to, żeby dziecko zjadło cokolwiek i jakkolwiek, choćby z butelki, choćby z solą i cukrem!

Lidl deklaruje: „przyjęliśmy zobowiązanie o redukcji zawartości soli oraz cukru w produktach marek własnych Lidla o 20% do 2025 r. Mając świadomość problemu, przyjmujemy długoterminowe zobowiązanie, które łączy się z wytężonym pracą nad produktami naszych marek własnych. Z uwagi na to, że edukacja żywieniowa rozpoczyna się już w wieku dziecięcym, strategię redukcji dodanej soli oraz cukru rozpoczynamy od produktów chętnie i często jedzonych przez dzieci”.

I wiecie co? Tu nie trzeba redukować. Powtórzę: według WSZYSTKICH rekomendacji WSZYSTKICH towarzystw naukowych zajmujących się zdrowiem małych dzieci w gotowych posiłkach dla niemowląt nie ma prawa być cukru i soli. Ten produkt trzeba po prostu zaorać, bo problemem nie jest wyłącznie cukier i sól w składzie. Problemem jest ta ogromna butelka i napis na etykiecie, który promuje SZKODLIWE nawyki żywieniowe rodem z PRLu.

Nie każdy rodzic musi być ekspertem w zakresie żywienia niemowląt, nie każdy musi mieć czas na czytanie składu. Moim zdaniem to na marce powinna spoczywać odpowiedzialność za takie przygotowanie i oznaczenie produktu, żeby nie było wątpliwości, w jaki sposób powinien być spożywany. Oprócz tego, że ten nie powinien być.

Lidl, robicie to źle.

Udostępnij ten wpis, jeśli uważasz, że może być przydatny dla innych rodziców!

AKTUALIZACJA:

Lidl Polska odpowiedział na moje zarzuty:

 

 

Jak umyć dziecku zęby? 15 sprawdzonych sposobów!

Jak umyć dziecku zęby? 15 sprawdzonych sposobów!

Wpis powstał we współpracy z producentem suplementu diety Acidolac Dentifix Kids
Czy to jest już ten czas?

Kiedy jest czas na rozpoczęcie higieny jamy ustnej? Im szybciej, tym lepiej. Nie trzeba nawet czekać na wyrznięcie zęba numer jeden.

Od pierwszego dnia po powrocie ze szpitala warto przyzwyczajać maleństwo do higieny jamy ustnej. Brzmi to poważnie, ale chodzi po prostu o to, żeby rodzic rano po wstaniu i wieczorem w rytuale przed snem:

1) umył ręce;

2) owinął palec wskazujący jałowym gazikiem zwilżonym przegotowaną wodą

3) przemył tym wacikiem bezzębne dziąsła i wewnętrzną stronę policzków noworodka. Można też – zamiast wacika – używać silikonowych szczoteczek z wypustkami, nakładanych na palec [1].

Zdrowemu niemowlakowi nie zmywamy delikatnego mlecznego osadu z języka. Maluchy mają dość płytko zlokalizowany odruch wymiotny i dotykanie ich języków może wywołać nieoczekiwany efekt 😉

Kiedy w jamie ustnej pojawia się pierwszy ząb, przechodzimy na szczoteczkę z miękkim włosiem (te silikonowe nakładane na palec nie są w stanie odpowiednio usunąć osadu gromadzącego się w ciągu dnia na ząbkach). Aktualnie zaleca się stosowanie past z fluorem od pierwszego mlecznego zęba – choć na samym początku są to mikroskopijne ilości pasty: ziarenko ryżu (czyli muśnięcie włókien szczoteczki) do 3 roku życia, a potem porcja wielkości ziarenka groszku [2].

Pierwsza wizyta stomatologiczna powinna się odbyć przy okazji wyrżnięcia się pierwszego ząbka i nie później niż do 12 miesiąca życia. Listę polecanych przez Czytelników stomatologów dziecięcych znajdziesz w komentarzach pod grafiką poniżej:

Jak aktualnie wygląda u nas mycie zębów?

Myjemy zęby dwa razy dziennie – według specjalistów nie ma potrzeby robić tego częściej

Pierwszy raz rano, po przebraniu z piżamy, a przed śniadaniem.

Drugi raz wieczorem – w zależności od poziomu zmęczenia albo w łazience, albo już na łóżku. Brak dostępu w sypialni do wody nie jest problemem – bo zębów po umyciu nie powinno się płukać wodą (tak, też nie wiedziałam, też to zawsze robiłam przez ponad 30 lat). Wystarczy tylko wypluć nadmiar pasty. Poza tym przy nakładaniu tej bardzo małej zalecanej ilości pasty, w buzi niespecjalnie się pieni.

Rytuał wieczorny obowiązkowo obejmuje samodzielne wybranie sobie szczoteczki spośród dwóch dostępnych oraz jednej z trzech past. Po wieczornym umyciu zębów Córka dostaje tabletkę do ssania Acidolac Dentifix Kids. Jest to suplement diety dla dzieci powyżej 3 roku życia, będący połączeniem bakterii probiotycznych Lactobacillus salivarius HM6 Paradens z ksylitolem i witaminą D.

Lactobacillus salivarius HM6 Paradens to szczep bakterii probiotycznych, który ma udowodnione naukowo działanie hamujące aktywność patogenów wywołujących próchnicę [3, 4]. Co ciekawe, jest produkowany z mleka kobiecego 🙂

W tabletkach substancją słodzącą jest ksylitol, który wspomaga mineralizację zębów. Dodatkowo Acidolac Dentifix Kids jest suplementem zawierającym witaminę D – więc nie muszę dodatkowo o niej pamiętać. Smakuje delikatnie truskawkami (ma naturalny aromat).

Więcej na temat Aciolacu Dentifix Kids przeczytacie na stronie producenta (klik!).

Czy majstrowanie dziecku od urodzenia gazikiem w jamie ustnej jest niezawodnym sposobem na to, żeby nasze dziecko pokochało szczotkowanie zębów miłością nieprzerwaną? Ależ skąd 😉 Nawet maluch, który od urodzenia miał myte dziąsła, a potem pierwsze zęby, może w którymś momencie zaprotestować. Czasem zdarza się tak przy ząbkowaniu, czasem po siłowym podawaniu leków (wiem, czasem nie mamy pomysłu, jak to zrobić inaczej), a czasem jako normalny etap rozwojowy (“matko i ojcze, mam prawie dwa lata – nie naruszaj mojej autonomii swoimi pomysłami na zabiegi higieniczne”).

Zła wiadomość jest taka, że rodzice powinni myć swoim dzieciom zęby do momentu, w którym nie nabędą odpowiedniej sprawności manualnej czyli… do około 8 roku życia.

Nawet nie chcę liczyć, ile to tysięcy razy jeszcze mnie czeka!

15 sposobów na umycie dziecku zębów

Zebrałam więc zarówno sprawdzone przeze mnie, jak i przetestowane przez rodziców, z którymi miałam kontakt, sposoby na bezprzemocowe umycie dziecku zębów:

1.Daj dziecku wybór – warto kupić ze dwie szczoteczki i dwie pasty. Jeszcze lepiej, jeśli maluch sam sobie je wybierze w sklepie.

2. Szczoteczka soniczna lub elektryczna. Zmiana szczoteczki na taką, która się rusza, buczy lub gra i świeci, sprawdza się u wieeelu dzieci. Szczoteczki sonicznej można używać już od pierwszego zęba. Elektrycznej, z odpowiednio małą główką i na delikatnym programie – również, choć trzeba uważać na technikę czyszczenia zębów. Plusem szczoteczek innych niż manualne jest większa dokładność – jeśli Twoje dziecko nie jest w stanie wytrzymać zbyt długo z otwartą buzią, to każda sekunda jest na wagę złota. Gdyby okazało się, że Twój maluch obawia się dźwięków szczoteczki, możesz go stopniowo z nią oswajać, opowiadając, że jest jak pszczoła. Lata, bzyczy, a potem siada – na dłoni, na czole, na nosie i w końcu na zębach. Powoli, krok po kroku.

3. Wspólne mycie zębów – element porannego i wieczornego rytuału. Wszyscy razem, z muzyką w tle, na wesoło – a potem jeszcze migusiem poprawiamy po dziecku.

4. Wzajemność – Ty myjesz dziecku, dziecko myje Tobie. Grunt, żeby nie pomylić się ze szczoteczkami i nie sprzedać młodzieży swoich bakterii (z tego samego powodu warto powstrzymać się przed oblizywaniem dziecku smoczka, całowaniem w usta i nie używać wspólnych sztućców. A przede wszystkim wyleczyć własne rodzicielskie zęby).

5. Mycie zębów na stojąco, przed lustrem, a najlepiej w dostosowanym do wzrostu i możliwości dziecka kąciku toaletowym. Są dzieci, którym wygodnie jest, gdy rodzic myje im zęby w pozycji półleżącej na kolanach. Niektóre zniechęcają się, gdy nie widzą, co się dzieje, a ślina z pastą spływają im do gardła. W skrócie: warto próbować różnych pozycji i miejsc. Może sypialnia zamiast łazienki? Może podczas kąpieli, w trakcie zabawy pistoletem na wodę?

6. Potęga autorytetu. To może zabrzmieć jak ujma na rodzicielskim honorze, ale na niektóre dzieci autorytet dentysty (albo innego dorosłego; na przykład u mojej siostrzenicy – nauczycielka z przedszkola) jest ważniejszy niż gderanie rodzica. Krótkie przypomnienie: “Pamiętasz, co Pani Ania mówiła o myciu zębów?” potrafi czynić cuda. Są dzieci, które chcą myć zęby po tym, jak zobaczą, że robi to też ich koleżanka / kuzyn / mała sąsiadka. Kiedy w okolicy brak rówieśniczych autorytetów, pomocny może być Youtube 😉

7. Suchościeralne bakterie – patent rodem z Youtube’a:


8. Książki – niekoniecznie o myciu zębów, a już na pewno nie straszące dentystą. U nas sprawdziło się zwyczajne “Dzień malucha”. W komentarzach na IG polecałyście też “Wielkie mycie zębów w zoo” ze zwierzakami z szeroko otwartymi do szczotkowania paszczami oraz “Wszyscy ziewają” – można potem udawać ziewanie, jednocześnie myjąc zęby malucha, a najpierw szczoteczką myć zęby w książce ziewającym zwierzątkom.

9. A jeśli jesteśmy już przy zwierzakach – udawanie różnych postaci (ryczenie jak lew, ziewanie jak kotek, szczerzenie się jak wilk) albo głośne wydawanie z siebie różnych samogłosek ułatwia dostęp do zębów dziecka.

10.Fasolki – nie, nie chodzi o rośliny strączkowe, a o popularną w latach 80. i 90. grupę wokalną. Odświeżamy repertuar dziecięcych piosenek: numerem jeden jest “Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda”. Jeśli macie problem z zapamiętaniem słów, to niektórzy mówią, że cokolwiek co pasuje na tę melodię, nie musi się rymować 😉

11. Wyrzucanie robaczków / krasnoludków z buzi, szczoteczka jako śmieciarka zbierająca śmieci, samochód myjący drogi, gilgotanie zębów szczoteczką. Historie o poszukiwaniu resztek jedzenia między ząbkami i oficjalne żegnanie się z kaszą, bananem i sosem z obiadu. Albo komisyjne liczenie mleczaków. Znam mamę, która udaje, że maluje na zębach podobizny zwierzaków. Generalnie tzw. “opowieści dziwnej treści” 😉

12. Presja czasowa – niektórym dzieciom jest łatwiej, jeśli słyszą lub widzą upływający czas. Z tego powodu może się sprawdzić minutnik, klepsydra albo specjalne aplikacje na telefon, zachęcające do mycia zębów (Czyste ząbki z Aquafresh, Disney Magic Timer, Pampiś – zębowa przygoda)

13. Wspólne mycie zębów zabawkom.

14. Tabletki barwiące płytkę nazębną – pozwala dziecku zrozumieć dość abstrakcyjną dla niego ideę bakterii i osadu gromadzącego się na płytce nazębnej.  

15. Filmy na smartfonie – wiecie, że nie jestem fanką elektroniki, zwłaszcza przed snem (a dlaczego? Pisałam tutaj), ale jeśli już kompletnie nic innego nie działa, to ulubiona bajka z Youtube’a jest tym kosztem, który sama byłabym w stanie ponieść 😉

Mam nadzieję, że podsunęłam Ci chociaż kilka nowych pomysłów, o których nie wiedziałaś. Daj znać, czy coś jeszcze pomaga Ci dbać o higienę jamy ustnej twojego dziecka w komentarzu.

Jak dbać o zęby niemowlaka? Wywiad z dentystką-ortodontką

Jak dbać o zęby niemowlaka? Wywiad z dentystką-ortodontką

jak dbać o zęby niemowlaka

Z ogromną radością przepytałam lek. dent. Katarzynę Wojtas o zdrowie malutkich ząbków. Kasia tytuł specjalisty Master di Secondo Livello w ortodoncji zdobyła pracując w Klinice Uniwersyteckiej we włoskiej Sienie. Przez kilka pierwszych lat po studiach zajmowała się przede wszystkim leczeniem dzieci i do dzisiaj w swojej pracy koncentruje się głównie na małych pacjentach. Obecnie mieszka w Londynie. Prywatnie jest mamą prawie dwuletniej Poli.

Magdalena Komsta: Kiedy powinniśmy zacząć dbać o higienę jamy ustnej dziecka?

Katarzyna Wojtas: Dbałość o jamę ustną jest naturalnym elementem higieny i powinna się pojawić razem z dzieckiem, już od urodzenia. Zaczynamy od przecierania wałów dziąsłowych gazikiem zwilżonym wodą lub słabym roztworem rumianku.

MK: Jak często?

KS: Podobnie jak mycie zębów, czyli w idealnym scenariuszu dwa razy dziennie: po nocy, kiedy wydzielanie śliny jest mniejsze i po całym dniu, w ramach codziennej wieczornej higieny. Czyli od początku, od pierwszego dnia życia dziecka.

MK: Czyli dbamy o higienę jamy ustnej, nawet jeśli dziecko nie ma jeszcze zębów. Czy chodzi o to, żeby przyzwyczajać niemowlaka do tego, że manipulujemy czymś w środku buzi, żeby było mu łatwiej akceptować szczotkowanie, kiedy zęby faktycznie się pojawią?

KS: Otóż to, zdecydowanie chodzi o to, żeby oswajać i przyzwyczajać, ale jednocześnie też dbać o higienę. To też jest forma profilaktyki, która zapobiega powstawaniu chociażby pleśniawek.

MK: A kiedy czas na pierwszą szczoteczkę?

KS: Pierwsza szczoteczka powinna się pojawić jeszcze przed pierwszym ząbkiem, podajemy na przykład przy kąpieli do gryzienia, żucia, zabawy. Są szczoteczki będące połączeniem gryzaczka ze szczoteczką i mogą być one używane w etapie przejściowym między przecieraniem wałów dziąsłowych a właściwą szczoteczką.

MK: A co z takimi szczoteczkami z gumowymi wypustkami, zakładanymi na palec?

KS: To też jest świetna rzecz i one są szczególnie przydatne do masażu, w momencie kiedy ząbki zaczynają się wyrzynać , kiedy dziąsła są mocno rozpulchnione. Masaż dziąseł jest świetny, o ile oczywiście nasza pociecha go toleruje – bo nie wszystkie dzieci to lubią. Dzięki masażowi przy użyciu takiej szczoteczki przyspieszamy sam proces wyrzynania zębów i możemy nieznacznie skrócić ten trudny czas. Warto spróbować.

MK: Kiedy już się pojawia pierwszy ząbek, to zostajemy przy gumowej szczotce na palec czy kupujemy szczoteczkę z włosiem? A może warto zainwestować w szczoteczki soniczne lub elektryczne? Kiedy najwcześniej mogą się one pojawić?

KS: Zdecydowanie polecam szczoteczki z włosiem od samego początku – są one dokładniejsze i lepiej zbierają płytkę nazębną. Poza tym na taką szczoteczkę łatwiej jest nałożyć niewielką ilość pasty do zębów, którą również należy używać od samego początku.

Natomiast jeżeli chodzi o szczoteczki soniczne czy elektryczne, to tak naprawdę jest to  kwestia naszego wyboru – mogą one być używane od samego początku. Warto sugerować się preferencjami naszego dziecka. Niektóre dzieci nie tolerują, że coś brzęczy, świeci i wibruje. Wszystkie przedmioty dozwolone – może poza szczotkowaniem zębów czekoladą 😉 – żeby zęby były umyte. Szczoteczki elektryczne są nieco dokładniejsze niż manualne.

Ważne, żeby szczoteczka była dopasowana rozmiarem do dziecka. Początkowe szczoteczki mają bardzo małe główki, potem rosną razem z dzieckiem.

MK: Wspomniałaś, że używamy pasty już od pierwszego ząbka. Temat past do zębów bardzo często pojawia się na forach i grupach dla mam. Jest na przykład sporo negatywnych opinii na temat past do zębów z fluorem. Czy fluor i ksylitol to są składniki, które pełnią tę samą funkcję? Czy fluoru w pastach naprawdę należy się bać?

KS: Tak, to faktycznie gorący temat. Pytanie o to, czy wybrać pastę z fluorem, czy z ksylitolem jest niewłaściwie postawionym pytaniem, ponieważ te dwie substancje nie są sobie równoważne i nie mogą ze sobą konkurować. Działają w zupełnie inny sposób.

Postaram się wyjaśnić jak działa fluor, a jak działa ksylitol.

Fluor w odpowiedniej ilości w paście do zębów jest niezastąpiony. Jest najlepiej przebadaną, najlepiej udokumentowaną substancją działającą przeciwpróchnicowo. Działa on poprzez wzmacnianie szkliwa. Fluor wbudowuje się w strukturę szkliwa i powoduje, że jest ono wzmocnione. Działa ponadto na same bakterie próchnicotwórcze przez hamowanie ich metabolizmu. Bakterie nie są w stanie po zadziałaniu fluoru produkować kwasów i rozpuszczać tego wzmocnionego przez fluor szkliwa. Żadna inna znana substancja w ten sposób nie działa.

Natomiast sam ksylitol jest również fantastycznym składnikiem, który świetnie sprawdza się w pastach do zębów, ponieważ pobudza wydzielanie śliny. Ślina podnosi też pH w jamie ustnej, a w środowisku zasadowym bakterie próchnicowe nie funkcjonują.

Idealne byłoby więc połączenie obu tych substancji w paście, natomiast one nie są sobie równoważne.

Jeszcze jedno słowo o fluorze. Fluor nie bez powodu jest w pastach stosowany w odpowiednich dawkach. Najwłaściwsza i bezpieczna dawka fluoru w paście do zębów dla dzieci to jest 500 ppm. Druga rzecz – odpowiednia ilość pasty na szczoteczce. To znaczy, że szczyty włosia szczoteczki powinny być tylko dosłownie ubrudzone pastą. Ilość równa ziarenku ryżu. Ryżu, nie groszku! Naprawdę niewielka ilość pasty wystarczy do tego, żeby umyć pierwsze ząbki.

MK: I to, że dziecko jeszcze nie potrafi wypluwać pasty, to przy tak minimalnej ilości nie jest problemem?

KS: Nie, to nie jest szkodliwe. Jeśli mamy poczucie, że tej pasty było za dużo, że ona nam się gdzieś spieniła, to zawsze możemy nałożyć na palec gazik zwilżony wodą i przetrzeć jeszcze zęby po ich umyciu.

Każda substancja lecznicza w niewłaściwych stężeniach bywa szkodliwa i fluor też ma takie wartości. Natomiast ta ilość, która jest w pastach do zębów dla dzieci jest bezpieczna, zwłaszcza, że jest on stosowany egzogennie.

Warto się przyjrzeć jeszcze temu, czy woda w rejonie, gdzie mieszkamy, jest fluorowana, bo czasami to powoduje zbyt duże stężenie fluoru w naszym organizmie. Jeśli woda jest nim uzdatniana, a nam to nie odpowiada, to używamy zwykłego filtra węglowego o odwrotnej osmozie.

MK: Mamy szczoteczkę, mamy pastę, ale co z tymi dziećmi, które nie chcą myć zębów? Podzielisz się jakimś patentem?

KS: Niemalże wszelkie chwyty dozwolone. Zabawa, wspólne czytanie książeczek, opowiadanie o myciu zębów, wprowadzenie gryzaka czy szczoteczki, zanim jeszcze pojawi się pierwszy ząb. Dzieci uczą się przez naśladowanie, więc fajne jest wspólne mycie zębów razem z mamą, z tatą, z misiem czy lalą. Mycie zębów przed lusterkiem, czyli oglądanie tego, co się robi też jest dobre. Dobrze mieć dwie szczoteczki do wyboru tudzież zrobić ciekawe wydarzenie z wyprawy do sklepu po wybranie swojej własnej szczoteczki.

MK: Ja dodam, że są różne aplikacje na telefon, które odmierzają piosenkami czas mycia zębów.

KS: Jeżeli ktoś pozwala swojemu dziecku oglądać bajeczki czy piosenki, to dla mnie też jest ok, dopóki zęby na koniec dnia są umyte. Szkliwo zębów mlecznych jest cienkie i bardzo podatne na próchnicę. A kiedy proces próchnicowy się już zacznie, to bardzo trudno go zatrzymać. Więc lepiej zapobiegać niż leczyć.

MK: A jak długo to rodzic powinien szczotkować dziecku zęby?

KS: Co najmniej do szóstego roku życia, jak nie do ósmego! Wcześniej zdolności manualne naszych dzieci nie pozwalają na to, żeby samodzielnie porządnie umyły zęby.

MK: Jeśli jesteśmy przy profilaktyce: kiedy powinniśmy po raz pierwszy udać się na wizytę do stomatologa z dzieckiem?

KS: Podręcznikowo w 18 miesiącu życia, jeżeli nie widzimy jakichś niepokojących zmian. Mała podpowiedź: proces próchnicowy zaczyna się w formie kredowo-białej plamy. Jeżeli ona się pojawia, to warto się zgłosić do stomatologa i zapytać, warto z tym zrobić.

MK: Jak często trzeba kontrolować zęby mleczne, skoro –  tak jak powiedziałaś – próchnica u dzieci postępuje szybciej niż u dorosłych?

KS: Z dziećmi chodzimy do dentysty raz na trzy miesiące. Właśnie ze względu na to, że trzeba jak najszybciej wychwycić moment pojawienia się próchnicy i zacząć działać. Częste wycieczki do stomatologa pozwalają się też się dziecku oswoić z gabinetem i badaniem.

MK: Kiedy powinien pojawić się pierwszy ząb?

KS: Pierwszy ząb zwykle pojawia się między 5. a 10. miesiącem życia u zdrowych dzieci. Sytuacje, które wpływają na opóźnienie ząbkowania, to chociażby wcześniactwo, niska masa urodzeniowa, choroby przebyte we wczesnym dzieciństwie albo pochodzenie z ciąży mnogiej. Przy czym ta granica jest przesunięta między 6 a 11 miesiąc życia. Więc jeżeli nasze dziecko nie ma pierwszego ząbka na pierwsze urodziny, to powinniśmy się zgłosić do dentysty albo pediatry,aby dowiedzieć się, co się dzieje. Z reguły przyczyna braku pierwszego ząbka jest ogólnoustrojowa; może być to związane z zaburzeniami metabolicznymi lub hormonalnymi.

MK: Czy jako mama dziecka, które ząbkowało i jako specjalistka znasz patenty na uśmierzenie bólu związanego z wyrzynaniem się zębów?

KS: Na pewno masowanie i przeróżne gryzaki, zwłaszcza schłodzone w lodówce. Doskonałym patentem są lody z mleka mamy, czyli mrożenie własnego mleka w formie takich lizaczków do gryzienia.

Warto pamiętać o tym, że przy wyrzynaniu zębów odporność jest nieznacznie osłabiona i dzieci mają tendencję do infekcji. Maksymalna temperatura przy samym ząbkowaniu to jest stan podgorączkowy do 37,5 st. C. Jeżeli temperatura jest wyższa, to oznacza, że pojawiła się przy okazji jakaś infekcja i warto wtedy dokładnie sprawdzić co się dzieje. Obejrzeć uszy, gardło, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku z układem moczowym.

MK: A co ze środkami przeciwbólowymi w formie syropów albo żeli do smarowania, czy sprayów na ból gardła?

KS: Żele w połączeniu na przykład z masażem silikonową szczoteczką są świetne. Ze środkami przeciwbólowymi, przeciwgorączkowymi ja bym się wstrzymywała do jakichś naprawdę podbramkowych sytuacji. Jeżeli gorączka jest wysoka, bo dziecko ma infekcję –  w porządku. Jeżeli mamy naprawdę bardzo trudną noc i widzimy, że po prostu boli to jasne, chcemy pomóc naszemu dziecku. Wtedy możemy podać paracetamol, ale ostrożnie i prawidłowo dawkując.

MK: Chyba wszyscy rodzice wiedzą, że spożywanie słodyczy zwiększa ryzyko rozwoju próchnicy. Czy są jakieś inne produkty spożywcze, może mniej oczywiste niż czekoladki, na które jednak trzeba uważać?

KS: Po pierwsze: musy owocowe w tubkach. Ja nie jestem przeciwniczką owoców. To jest świetna przekąska, szczególnie jeżeli owoc jest podany w całości, w tym z błonnikiem. Chodzi mi o konstrukcję tubki, ponieważ musy są tak zapakowane, że zachęcają do tego, żeby je wysysać bezpośrednio z saszetek. I to jest bardzo niedobre dla zębów, bo dziubek tubki znajduje się idealnie w okolicy przednich zębów i mus obmywa i okleja zęby. Idealne środowisko dla namnażania się bakterii próchnicowych! Jeśli lubimy takie musy, to w ograniczonej ilości i zdecydowanie łyżeczką.

Soki to kolejna rzecz, za którą nie przepadam. Do picia służy woda! Jeśli od samego początku podajemy wodę i dziecko nie  zna alternatyw, to soczku nie wybierze. Miałam wielu pacjentów, którzy mieli próchnicę z powodu picia soczków.

MK: Ja mam taki patent od jednej z mam, że jeśli ktoś już poszedł w soki i chciałby z tych soków zrezygnować u swojego dziecka, to można to robić poprzez rozcieńczanie soku wodą. Minimalnie, poprzez malutkie zmiany: coraz mniej soku, a coraz więcej wody. Myślę, że my generalnie nie jesteśmy pokoleniem, które piło wodę. Nas raczej pojono kompocikami, soczkami przecierowymi, herbatkami słodzonym. Więc my bardzo często się dopiero uczymy sami picia wody.

KS: Wracając do produktów spożywczych, które mogą sprzyjać próchnicy, to chrupki i herbatniki, które oklejają zęby. Uwaga na słodzone jogurty i serki. Są reklamowane jako źródło wapnia, ale z uwagi na ilość dodanego cukru absolutnie nie polecam.

MK: Jesteś ortodontką, więc chciałabym też zapytać o prawidłowy zgryz. Z czego powinny pić dzieci w momencie rozszerzania diety?

KS: Przy rozszerzaniu diety zaczynamy podawać kubeczek otwarty. Kubki niekapki są takim etapem przejściowym. bo pije się z nich tak jak z butelki. Natomiast słomki i bidony ze słomka są też w porządku. Najlepsza kolejność wprowadzania to słomka dopiero po nauczeniu się przez dziecko picia z kubeczka otwartego.

MK: Do kiedy – ze względu na zgryz – butelka ze smoczkiem czy niekapek powinny być wyeliminowane?

KS: Ja wiem, że to jest bardzo trudny temat dla mam… zwłaszcza nocne karmienia butelką. Idealnie byłoby w okolicy pierwszego roku życia eliminować już butelkę. Jako ortodonci oczekujemy, że mniej więcej do 18 miesiąca życia odzwyczajamy dziecko od butelki i napoje są pite z kubka otwartego.

I jeszcze ważna rzecz. Przy karmieniu butelką ważna jest technika. Bardzo jest ważne, żeby nie opierać butelki o brodę. Przy karmieniu piersią bardzo łatwo wyrównuje się tak zwane fizjologiczne tyłożuchwie. Dziecko rodzi się z bródką nieco cofniętą a wysuwając brodę podczas ssania piersi, łatwo sobie to tyłożuchwie wyrównuje w pierwszych miesiącach życia. Natomiast z butelką trzeba zwrócić uwagę na to, żeby dziecko miało możliwość pracowania brodą i rzeczywiście ssania. Kupujemy smoczki o niskim przepływie i stosujemy technikę paced-bottlefeeding.

[Paced-bottlefeeding to takie karmienie dziecka butelką, które przypomina karmienie piersią. Czyli robienie pauz między karmieniami, taka możliwie najbardziej pozioma pozycja butelki, tak żeby karmienie trwało dłużej (więcej na temat techniki oraz film znajdziesz TUTAJ)].

MK: Czy rodzice mogą coś zrobić, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo problemów ze zgryzem u dzieci?

KS: Mnóstwo rzeczy możemy zrobić, choć oczywiście nie wszystko, bo jest szereg czynników na które nie mamy wpływu, np. związanych z genetyką. Natomiast możemy prowadzić profilaktykę przeciwko wadom zgryzu już od samego początku, od pierwszego dnia. Począwszy od właściwego układania dziecka w łóżeczku. Musimy pamiętać o tym, żeby materacyk był odpowiednio sztywny, twardy, żeby nie miał żadnych zagłębień. Główka nie powinna być zbyt odchylona do tyłu ani pochylona do przodu jeśli dziecko jest układane na pleckach. Podobnie odradzam używanie poduszek dla niemowląt, bo to również sprzyja tworzeniu wad. Dbajmy o symetrię. Jeśli układamy dziecko na boczku, to pamiętamy o zmianie stron  – to samo przy karmieniu.

Przy karmieniu butelką zwróćmy uwagę na odpowiedni smoczek o niskim przepływie, który stymuluje wysuwanie żuchwy i pracę mięśni. Uczymy dzieci pić z otwartych kubków, raczej unikamy kubków niekapków. Jako profilaktykę wad zgryzu również uważa się suplementację witaminy D3, która zapobiega tworzeniu się krzywicy.

Ogromnie ważne jest zapobieganie próchnicy, ponieważ bardzo poważne wady zgryzu tworzą się również w momencie, kiedy dziecko zbyt wcześnie traci ząbki. Natura nie lubi pustych przestrzeni, więc od razu sąsiednie zęby zaczynają się przesuwać w miejsce tego, który wypadł i nagle okazuje się że brak miejsca do wyjścia dla zęba stałego i potrzebne jest leczenie ortodontyczne. A dodatkowo jeśli zbyt wcześnie utracimy ząb mleczny, to jego nieobecność może spowodować, że rozwój łuku zębowego nie będzie przebiegał prawidłowo: kość nie będzie rosła prawidłowo albo wystąpi asymetria we wzroście kości. Profilaktyka próchnicy jest jednocześnie profilaktyką wad zgryzu.

MK: A jakie jest Twoje podejście do smoczków-uspokajaczy?

KS: Ja jestem ortodontą, więc nie lubię smoczków. Ale jestem też mamą, więc rozumiem, że niekiedy smoczki bywają potrzebne. Ze względu na to, że utrzymanie karmienia naturalnego jest istotne dla nas w profilaktyce, rekomenduje się, żeby wprowadzić smoczek najwcześniej między czwartym a szóstym tygodniem po urodzeniu dziecka. Tak, żeby laktacja zdążyła się ustabilizować.

Smoczek przede wszystkim używamy jak najrzadziej, tylko w razie potrzeby. Jeżeli dziecko jest szczęśliwe, zadowolone, to nie wkładamy smoczka do buzi. Jeżeli używamy smoczka do zasypiania to powinien on być dopasowany do dziecka, taki ze ściętym końcem lub okrągłą główką tak jak żarówka. Nie wkładamy z powrotem smoczka, który wypadł z jamy ustnej podczas snu. Staramy się pozbyć smoczka  w okolicach pierwszych urodzin. Kilka razy się spotkałam z taką sytuacją, że zmiana smoczka na twardszy powodowała łatwiejsze odstawienie smoczka przez dziecko.

MK: Dziękuję Ci bardzo za wyczerpujące odpowiedzi!

Szukasz sprawdzonych informacji o nocnych karmieniach? Sprawdź szkolenie „ABC nocnych karmień"!