Roszczeniowa baba czy uważny rodzic?

Roszczeniowa baba czy uważny rodzic?

Dzisiaj „mówi” do Was Karla Orban. Artykuł na podstawie rozmowy z 16.05.2022 r. Opieka nad maluchem a zaufanie „sponsorowanej” przez książkę „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?”.

Wybierz stronę dziecka

Jeśli musimy określić, wobec kogo mamy być lojalni, to najlepiej być lojalnym wobec swojego dziecka. Warto wierzyć dzieciom. O wiele lepiej pomylić się dwa razy na korzyść dziecka i nawet uwierzyć w to, że zostało przez kogoś uderzone, kiedy nie zostało, niż żeby doszło do sytuacji, w której dziecko mówi rodzicowi o tym, co jest dla niego trudne i słyszy: „Nie, to na pewno tak nie było”.

 

Budowanie zaufania

Rodzice zastanawiają się, jak zadbać o bezpieczeństwo swoich dzieci, co zrobić, żeby mówiły np. o jakimś podejrzanym gościu, który próbuje coś z nimi robić. Jednak zaufanie, jakie dziecko ma do nas, zaczyna się od tego, jak podchodzimy do sygnałów wysyłanych przez dziecko już teraz. Jeśli dziecko wie, że mama lub tata pójdzie i zajmie się problemem, to będzie miało większą otwartość do mówienia, gdyby podejrzany gościu rzeczywiście się kiedyś pojawił. 

 

Co nas paraliżuje?

Łatwo powiedzieć…

W wielu miejscach, które funkcjonują jako instytucje, kompletnie zamrażamy swoje prawa. Tak jak kiedyś w szkole, gdzie lepiej było nie mówić, co się myśli, żeby nie dostać za to po uszach. Kiedy wchodzimy do żłobka, przedszkola, szkoły czy placówki medycznej, odczuwamy lęk o to, czy możemy w ogóle jakoś reagować. I z jednej strony wiemy, że jesteśmy rzecznikiem swojego dziecka, a z drugiej paraliżuje nas strach.

Roszczeniowy rodzic?

Miejmy odwagę pytać. Rodzice boją się, że zostaną ocenieni jako roszczeniowi, nadwrażliwi albo tacy, którzy za bardzo się przejmują. Niekoniecznie tak musi być – nawet jeśli w innym miejscu zostaliśmy tak odebrani. Zresztą nawet gdybyśmy mieli zmierzyć się z reakcją: „Ale jest pani roszczeniowa!”, zróbmy to i bądźmy po stronie swojego dziecka. Pokażmy mu swoją lojalność, znosząc chwilowy brak komfortu. Dajmy sobie siłę i prawo do tego, żeby mówić rzeczy trudne w imieniu swojego dziecka, bo ono ogromnie potrzebuje zobaczyć, jak to robimy. 

Dorośli sobie poradzą. Jeśli będziemy tymi roszczeniowymi rodzicami, to będziemy. Ten ktoś po drugiej stronie (nauczycielka, opiekunka, pielęgniarka) pójdzie do domu, zwierzy się mężowi, powie, że „ta baba wymyśla”. Trudno. Jakoś da sobie z tym radę, bo jest dorosła. Tymczasem jeśli wasze dziecko rzeczywiście jest traktowane w bardzo przemocowy sposób, to nie da sobie rady. I dlatego my, rodzice musimy być lojalni dziecku. Mimo wszystko.

 

Prawdziwy ekspert

Jednocześnie nie warto siedzieć cicho z myślą, że „jak coś będzie źle, to mi powiedzą”. Pamiętaj, że pracownicy placówki jeszcze nie znają Twojego dziecka. Dopiero się go uczą. Pytania rodziców, uwagi, komentarze, pomysły czy doświadczenia naprawdę pomagają! Pamiętajmy, że ktoś, kto pracuje w żłobku od 20 lat, może być ekspertem od opiekowania się dziećmi w żłobku, ale to TY, mamo/tato, jesteś ekspertką/em od swojego dziecka. Bo TY je znasz od urodzenia.

 

Zmieniajmy świat na lepsze

Fajnie być pierwszym pokoleniem, które zaczyna słuchać swoich dzieci, ufać swoim dzieciom, wierzyć w nie, stać po ich stronie, walczyć o nie. Osoby urodzone w latach 70., 80. często nie miały dorosłych, którzy za nimi stali. Nauczyciel miał zawsze rację. Pani trzeba było słuchać. 

Fajnie być zmianą, którą chcemy widzieć w świecie, choć jednocześnie można się z tym czuć niekomfortowo. Nikt nie lubi być oceniony jako roszczeniowy. Zwłaszcza jeśli paraliżuje go strach i czuje napięcie, kiedy jest w tych instytucjach i ożywają w nim schematy utrwalane przez wiele lat w żłobku, w przedszkolu, w szkole, w szpitalach, w przychodniach.

Mimo wszystko dobrze jest ufać sobie i słuchać siebie. Dobrze jest słuchać dziecka i ufać dziecku.

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Trudne rozstania

Trudne rozstania

 

Sposoby na trudne rozstania

Rozstania z rodzicem bywają trudne. Maluch może płakać i w desperackim geście wyciągać do Ciebie rączki. Smutek dziecka budzi w nas poczucie winy. Czy da się rozstać w duchu Rodzicielstwa Bliskości? Jak ułatwić maluchowi pożegnanie? 

Te pytania nabierają szczególnej mocy w momencie rozpoczęcia żłobkowej lub przedszkolnej przygody. Karla Orban w kursie „Adaptacja” mówi o kilku sposobach, które mogą ułatwić rozstania w placówce. Zebrałam je w tym artykule – czytaj śmiało! Możesz się nimi zainspirować i korzystać z nich także wtedy, gdy dziecko zostaje z tatą, babcią czy nianią.

 

Sam na sam

Kiedy nowy opiekun stoi nad Waszymi głowami i czeka, aż się pożegnacie, rodzi się presja. Czas sam na sam z rodzicem będzie natomiast kojący. Dajcie sobie chwilę w szatni, zanim maluch wejdzie do sali. Poproś panią ze żłobka czy przedszkola o danie Wam tej możliwości. Powiedz, że bardzo zależy Ci na tym, żeby móc spokojnie porozmawiać z dzieckiem i przyprowadzić go do pani spokojniejszego. Czasem lepiej to zrobić „na chłodno” – zadzwonić do opiekunki i porozmawiać o tym bez dziecka.

 

Delikatne zaproszenie do sali

Tak, to może się wydawać sprzeczne z tym, co napisałam wyżej. Są jednak placówki, w których nie tylko nie stoi się nad głową malucha żegnającego się z mamą, ale wręcz oczekuje się, że dziecko samo wkroczy do sali. Niektóre dzieci nie będą miały z tym problemu, innym to nie służy. 

Co rozumiem przez delikatne zaproszenie? Zachętę do zabawy, prezentację zabawek, pytanie, czy mały człowiek chce dołączyć do danej aktywności. Jeśli czujesz, że to mogłoby pomóc, zapytaj personel placówki, o której godzinie powinniście przyjść, żeby łatwiej dało się to zrobić. 

 

Zmiana tematu

Doszliście do martwego punktu. Dziecko kategorycznie odmawia wejścia do sali. Choćby się waliło i paliło – nie wejdzie. Jest całe spięte. Spróbuj przekierować jego myśli na inny tor. Rozejrzyjcie się po szatni, pooglądajcie znaczki, buty, obrazki na ścianach. Postaraj się zaciekawić malucha tym, co widzisz. Uwierz, że to da dużo więcej niż mówienie: „Kochanie, naprawdę muszę już iść do pracy!” albo usilne naciskanie na wejście i negowanie emocji dziecka („No co ty, przecież wszystkie dzieci lubią chodzić do przedszkola”). 

Oczywiście może się zdarzyć, że dziecko nie będzie chciało słuchać Twoich opowieści o różowych kaloszach i kasztanowcach za oknem, ale warto próbować, aby w ten sposób obniżyć napięcie (także swoje!). 

 

Bliskość fizyczna

Jest niezastąpiona w płaczu i trudnych chwilach w ogóle. Nie odmawiaj jej dziecku w imię łatwiejszej czy szybszej adaptacji. 

Możesz przytulić malucha, ponosić go na rękach. Możesz udawać, że rozbijasz mu na głowie jajko i mocno dociskając, przesunąć dłońmi po całym ciele dziecka – od czubka głowy po stopy – tak, jakby spływało po nim surowe jajo. To świetna technika dostymulowująca zmysł czucia głębokiego, a przez to uspokajająca. Możesz też po prostu usiąść na podłodze, żeby być na tym samym poziomie co dziecko.

 

Wspierający przedmiot

W dobie pandemii było z tym sporo problemów, ale warto negocjować z placówką. Mała ulubiona maskotka, kocyk, zdjęcie rodzica, które przedszkolak włoży sobie do kieszonki, koszulka pachnąca ciałem mamy lub taty dla żłobkowicza – to wszystko może wspierać malucha w trudniejszych chwilach. Niektóre dzieci wyposażone w takie „amulety” łatwiej zniosą rozstanie. Więcej o wprowadzaniu przedmiotu przywiązania przeczytasz w artykule „Akcja adaptacja – czy leci z nami miś?”. 

 

Mam nadzieję, że te wskazówki pomogą Wam oswoić przyszłe rozstania. Powodzenia! Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, dołącz już dziś do kursu „Adaptacja”, dostępnego w wersjach dla rodziców żłobkowiczów i przedszkolaków.

Potrzebujesz wsparcia w adaptacji do żłobka lub przedszkola? Zapisz się na listę zainteresowanych kursami „Adaptacja”.

O co chodzi w adaptacji?

O co chodzi w adaptacji?

To już! Twój maluch wkrótce rozpocznie przygodę z przedszkolem lub żłobkiem. To oznacza, że czeka Was ADAPTACJA. Ale o co tak właściwie w niej chodzi? Czy można się do niej przygotować?

 

Czym jest, a czym nie jest adaptacja?

Najprościej można napisać, że adaptacja do przedszkola czy żłobka to proces, w którym dziecko zaczyna czuć się bezpiecznie w nowym miejscu. Podstawą tego bezpieczeństwa jest nawiązanie relacji z opiekunami. 

Znaczy to mniej więcej tyle, że kiedy dziecko po raz pierwszy przekracza próg placówki, nie zna pracujących tam opiekunów i ma pełne prawo niespecjalnie im ufać. Nie czuje się bezpiecznie, gdy rodzic (na którego zawsze może liczyć) znika z pola widzenia. Stopniowo jednak dziecko dochodzi do wniosku, że pani Kasi czy Gosi, która zajmuje się jego grupą, bliżej do sympatycznej „wróżki chrzestnej” niż do Baby Jagi i że w przedszkolu czy żłobku zasadniczo nikomu nie dzieje się krzywda. Wtedy możemy mówić, że dziecko się zaadaptowało.

Zwróć uwagę, że celem adaptacji nie jest – jak niektórzy sądzą – to, żeby dziecko zawsze dobrze się czuło w placówce lub by nie uroniło tam ani jednej łzy. Nawet w tak swojskim i bezpiecznym miejscu jak własny dom dziecko może mieć gorsze chwile. Przecież nawet będąc tuż obok Ciebie, dziecko czasem płacze lub się złości. To całkowicie normalne. Nie stawiaj adaptacyjnej poprzeczki zbyt wysoko.

 

Kto bierze udział w adaptacji?

Kiedy przygotowujemy się do wielkiej akcji adaptacyjnej, mamy czasem wrażenie, że to jakiś one man (albo raczej one child) show. Skupiamy całą naszą uwagę na tym, żeby przygotować do niej dziecko. Tymczasem prawda jest taka, że na sukces adaptacji pracuje troje aktorów: dziecko, jego rodzina i placówka. Spokój rodziców będzie korzystnie wpływał na samopoczucie dziecka. Niemniej ważna będzie otwartość żłobkowej czy przedszkolnej kadry. 

 

Zadbaj o swoje emocje

Pójście córki do przedszkola było dla mnie dużym wydarzeniem. Serduszko było na początku mocno ściśnięte. Martwiłam się, czy na pewno dobrze zrobiłam, czy na pewno będzie bezpieczna…

Magda

 

Postaraj się zadbać o swoje emocje. Dzieci są mistrzami w wyłapywaniu rodzicielskiego napięcia. Dlatego buzia w podkówkę, jęcząco-przepraszający ton czy choćby napięcie w ciele czy w głosie na pewno nie podziałają na malucha kojąco. Pamiętaj o własnym odpoczynku i o tym, że negatywne myśli, które krążą Ci po głowie to tylko… myśli. Nie fakty. 

 

Dogadaj się z placówką

Kiedy syn trafił do opiekunki dziennej, miasto – ze względu na pandemię – nie pozwalało na standardową adaptację. Opiekunka oznajmiła mi przed rozpoczęciem roku, że tym razem muszą się sprężyć: po 2 tygodniach wszystkie dzieci mają zostawać na drzemce (czyli de facto cały dzień). Zaczęliśmy na placu zabaw, żeby rodzic mógł być obecny. Do placówki nie mogłam wejść. Pierwsze 2–3 dni były niezłe, a potem wszystko się posypało i długo nie mogło się zebrać. Zakładane 2 tygodnie nijak się miały do rzeczywistości (choć akurat zasypianie na drzemkę w punkcie opieki okazało się najmocniejszą stroną mojego syna). Bardzo powoli wydłużaliśmy czas pobytu w placówce. Personel był niezwykle wyrozumiały. Panie przytulały syna, w razie potrzeby spędzały z nim czas sam na sam.

Katarzyna

Zawsze warto rozmawiać. Tak naprawdę wiele „twardych reguł” nie ma prawnego uzasadnienia i przy pewnej dozie dobrej woli z obu stron, można je nagiąć i dostosować do potrzeb malucha. Słyszałaś na przykład o tym, że wszystkie dzieci muszą być odpieluchowane, zanim pójdą do przedszkola? Nie muszą – przeczytaj tutaj.

 

Pamiętaj, żeby nie oceniać i nie oskarżać na wstępie – to nie pomaga. Np. zamiast pytać wzburzonym tonem, jak to możliwe, że w XXI wieku rodzic nie może wejść z dzieckiem do sali, mów o konkretnych doświadczeniach: Zauważyłam, że Jaś szybko się otwiera w nowym miejscu, o ile jestem obok. Chciałabym spróbować przyjść z nim na godzinę lub dwie, zanim zacznie zostawać sam w sali. 

 

Wspieraj dziecko

W trakcie czerwcowej adaptacji (na podwórku przedszkola) syn chciał skorzystać z toalety, więc weszliśmy do budynku. Byliśmy w toalecie, łazience, szatni i zerkneliśmy do sali zabaw. W domu pokazywałam synowi zdjęcia z przedszkola i opowiadałam, że byliśmy w tych miejscach. Pierwszego dnia specjalnie wstaliśmy i pojechaliśmy wcześniej, żeby przy wejściu nie było kolejki rodziców z dziećmi i żeby nie było presji, że syn już musi wchodzić, bo ktoś czeka za nami. Cały czas dbałam u luźną atmosferę. Chodziliśmy wokół przedszkola, odpowiadałam na pytania. Sala syna jest na parterze i można do niej zajrzeć przez okno. Zaproponowałam to i pokazałam mu, że są już dzieci i się bawią, jest mnóstwo zabawek. Zapytałam czy ma ochotę wejść do środka… i poszedł bez problemu. Nawet się nie obejrzał.

Agata

 

No i wreszcie – bądź blisko dziecka. Rozmawiaj z nim o nowej przygodzie, ale pamiętaj, żeby nie przesadzać. Jeśli w kółko będziesz chciała „wałkować” książeczki o przedszkolu czy żłobku, szybko się do nich zniechęci. (A może zrobisz własną książeczkę ze zdjęciami wybranej przez Ciebie placówki?)
Przede wszystkim wsłuchuj się w potrzeby dziecka i staraj się być jak najbardziej dostępna w okresie adaptacji. Dodatkowe dni urlopu na pewno będą dobrym pomysłem. Jeśli dopiero wracasz do aktywności zawodowej – nie planuj tego na pierwsze dni przedszkola czy żłobka. 

 

Jak będzie?

W kursie „Adaptacja” (dostępnym w dwóch wersjach: dla rodziców żłobkowiczów i rodziców przedszkolaków) znajdziesz sporo sposobów na pracę z własnymi lękami oraz podpowiedzi, jak wspierać dziecko czy też komunikować się z opiekunami. Słowem: przygotujecie się do adaptacji. Czy to oznacza, że wszystko pójdzie jak po maśle? Tego niestety nie mogę obiecać. Adaptacja potrafi nas zaskoczyć. Córka Zuzy nie mogła się odnaleźć w dużej grupie dzieci:

 

Nie wiem dokładnie, z czego to wynika – może to pośredni efekt pandemii? Córka nie ma problemu z głośnymi, zatłoczonymi miejscami, ale spotkanie z grupą dzieci w podobnym wieku przerosło jej możliwości. Po kolejnym (nieudanym) podejściu do adaptacji i rozmowie z opiekunką grupy zrezygnowaliśmy z podejmowania kolejnych prób do września. Teraz córka jest pod opieką niani. Mam nadzieję, że przy kolejnym podejściu się uda, ale nie naciskamy, bo dzięki kursowi Karli wiem, że gotowość do adaptacji może pojawić się u dzieci w różnym wieku. 

 

Jest też sporo pozytywnych zaskoczeń. Wiele mam hajnidów mówiło mi, że strasznie bały się początku przedszkola. Ostatecznie okazywało się, że adaptacja szła wyjątkowo gładko! 

 

I jeszcze jedno: niedawno córka Zuzy sama zaczęła nawiązywać znajomości na placu zabaw i dziś doskonale czuje się nawet wśród sporej liczby dzieci. Wygląda na to, że Karla miała rację – czasem wystarczy dać dziecku czas na osiągnięcie gotowości. Prawdopodobie kolejne podejście do adaptacji będzie wyglądać już zupełnie inaczej. Trzymam za to kciuki!

 

W artykule zostały wykorzystane treści z: 

autorstwa Karli Orban, a także wypowiedzi dziewczyn z Teamu Wymagające.

Potrzebujesz wsparcia w adaptacji do żłobka lub przedszkola? Zapisz się na listę zainteresowanych kursami „Adaptacja”.

Opieka nad dzieckiem – dlaczego nie umiem zaufać?

Opieka nad dzieckiem – dlaczego nie umiem zaufać?

Wiele mam, których urlop macierzyński dobiega końca, zastanawia się, jak to zrobić: jak zaufać osobie, której w ogóle się nie zna? Jak powierzyć opiekę nad własnym dzieckiem pani ze żłobka czy niani, którą widziało się (w i tak już dość optymistycznym scenariuszu) 2 razy w życiu? 

Nie tak dawno rozmawiałam na ten temat z Karlą Orban – autorką książki o wyborze sposobu opieki nad dzieckiem po urlopie macierzyńskim „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?” oraz kursów „Adaptacja do żłobka” i „Adaptacja do przedszkola”. W czasie rozmowy Karla wspomniała o kilku czynnikach, które sprawiają, że nie potrafimy zaufać. W psychologii lubimy przyglądać się temu, skąd biorą się nasze myśli. Kiedy wiemy, dlaczego mózg podpowiada nam różne rzeczy, łatwiej nam ocenić, co z takimi podpowiedziami zrobić. 

 

Jeśli mózg mówi Ci właśnie: nie ufaj żłobkom i nianiom!, przeczytaj ten artykuł, aby dowiedzieć się, jak mógł wpaść na taki pomysł.

 

Potrzeba kontroli

W psychoterapii zakłada się, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o lęk. Kiedy go odczuwamy, kiedy nie czujemy się bezpiecznie, możemy mieć ochotę kontrolowania wszystkiego. Jeśli ja tego nie dopilnuję, wszystko się zawali. Trudno na tej podstawie budować zaufanie. 

Wyobraź sobie, że właśnie przechodzisz przez spore problemy finansowe, a do tego poważnie pokłóciłaś się z kimś bliskim. Bardzo możliwe, że w czasie zbliżającej się adaptacji dziecka do żłobka lub niani, będziesz czuć się niepewnie. I co zrobisz, żeby sobie w tej sytuacji poradzić? Będziesz starała się kontrolować, jak najwięcej się da. Koło się zamyka.

Jeśli czujesz, że Ty też chcesz wszystko kontrolować, nie obwiniaj się za to. Zastanów się, skąd to się bierze. Jaki lęk się za tym kryje? Co mogłoby Ci pomóc?

 

Presja czasu

Czy umiałabyś powiedzieć dorosłym ludziom, ile czasu upłynie, zanim w nowym domu poczują się jak u siebie? Jak długo będą chodzić z poczuciem „czegoś mi brakuje, coś mnie tu uwiera, nie czuję się pewnie”? Nie da się tego przewidzieć, prawda? Tymczasem słyszy się o adaptacjach, które są bardzo mocno przypięte do kalendarza. Musi być dwa tygodnie i basta. No dobra, ale skąd wiadomo, że potrzebne są dwa tygodnie, a nie np. dwa tygodnie i dwa dni? 

Tym, co ułatwia puszczanie różnych lęków, jest elastyczność. Planujesz, że adaptacja zajmie tydzień, ale może się okazać, że przeciągnie się do trzech tygodni i to też nie będzie sygnałem porażki. Pamiętaj, że jeśli Wy, rodzice, w nowych sytuacjach macie długi rozbieg i wolicie na początku obserwować, ale mało się udzielać, są duże szanse, że Wasze dziecko ma podobnie. I to też jest okej!

Podobnie jeśli dojdziesz do wniosku, że wybór żłobka, niani albo babci nie jest dla Was – możesz zrezygnować lub zmienić zdanie. Nie dajesz wtedy lekcji o „poddawaniu się” ani niekonsekwencji, ale właśnie lekcję o byciu w kontakcie ze sobą i z otoczeniem. Tę samą, którą chciałabyś, żeby dzieci niosły ze sobą w życiu, gdy będą zaręczone z kimś, kto je krzywdzi, lub wybiorą kierunek studiów, którego – teraz już to wiedzą – nie będą w stanie skończyć albo nie da on im tego, czego się spodziewały. Mówiąc: myślałam, że nam to posłuży, a dziś chcę spróbować czegoś innego, otwierasz dziecku furtkę do słuchania swojego głosu i przyznawania się do własnej niewiedzy. Nie wiedziałam wszystkiego – co to za miejsce, jak ci tam będzie. Dziś, mając to doświadczenie, wybieram.

Przekonania

Nosimy w sobie masę różnych schematów. Na świecie jest tylu ludzi, że gdybyśmy przy poznaniu każdego z nich mieli zaczynać zbieranie informacji od zera, byłoby nam niezwykle trudno. Dlatego nasz mózg chodzi na skróty, używając schematów, stereotypów. Zgłasza się do nas 60-letnia kandydatka na nianię i w naszej głowie od razu tworzy się lista jej potencjalnych cech. Część z nich pewnie nie do końca będzie nam odpowiadać. Zgłasza się 20-latka i mamy o niej zupełnie odmienne wyobrażenie, ale tu też mogą pojawić się jakieś lęki. 

Taki sposób myślenia jest naturalny. Warto jednak pamiętać, że to tylko skrót i przyjrzeć się mu. Być może dana osoba wcale nie wpisuje się w stereotyp. Zdarzają się przecież energiczne 60-latki z bliskościowym podejściem do dzieci i odpowiedzialne, spokojne 20-latki. 

(Więcej o tym, że wiek i wykształcenie nie mówią wszystkiego o potencjalnej niani czy cioci ze żłobka, przeczytasz w artykule „Opiekunka żłobka, nauczycielka przedszkola, ciocia – kto jest kim?”)

Zanim dojdzie do rozmowy zapoznawczej, przygotuj sobie (najlepiej wspólnie z partnerem/partnerką) listę cech niani, na których Ci zależy i zaznacz te, które mają dla Ciebie największe znaczenie. 

W czasie rozmowy kwalifikacyjnej, zamiast posługiwać się ogólnikami (np. Co pani sądzi o Rodzicielstwie Bliskości? Stosuje pani kary?), zapytaj o konkretne sytuacje. Opowiedz też, czego wy robicie mniej, a czego więcej, i co pomaga waszemu dziecku się uspokoić. Nie dzielimy dzieci na „grzeczne” i „niegrzeczne”, nie odsyłamy też córki do jej pokoju. Sprawdza nam się, kiedy najpierw z nią posiedzimy i damy jej czas na ochłonięcie. Osoba, która podziela wasze spojrzenie na dziecko, będzie wiedziała, dlaczego nie separujecie zdenerwowanego dziecka, albo będzie tego ciekawa.

 

Czy lęk jest normalny?

Jeśli lęk z czasem mija, jeśli nie jest tak intensywny, że nie pozwala Ci normalnie funkcjonować i jeśli potrafisz się wobec niego nieco zdystansować – nie jest niczym złym. Nie chodzi o to, żeby się od niego odciąć i wmówić sobie, że nic się nie dzieje. Warto natomiast przyglądać się emocjom i wsłuchiwać w to, co tak naprawdę chce nam przekazać nasz umysł. 

Tekst powstał na podstawie transkrypcji webinaru „Opieka nad maluchem a zaufanie”, który przeprowadziłam wraz z Karlą Orban w ramach promocji książki „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?”, oraz fragmentów książki. Znajdziesz w niej wiele cennych wskazówek dotyczących wyboru formy opieki nad dzieckiem oraz tego, jak wprowadzić decyzję w życie w poszanowaniu potrzeb dziecka i całej rodziny. 

Więcej o adaptacji do żłobka i przedszkola oraz o pracy z własnym lękiem w tym kontekście dowiesz się z kursu „Adaptacja”.

 

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Home office z nianią – jak to zrobić?

Home office z nianią – jak to zrobić?

 

Znalazłaś nianię! Wygląda na naprawdę ciepłą i odpowiedzialną osobę, która całkiem nieźle dogaduje się z Twoim maluchem. Co za ulga! Nareszcie będziesz mogła popracować w spokoju. Parzysz herbatę, zamykasz drzwi, siadasz przy biurku, włączasz komputer i…

Tup, tup tup! Małe kroczki zmierzają w Twoim kierunku. W szybie drzwi pojawia się mała rączka, która usiłuje dosięgnąć klamki. Nie tak to sobie wyobrażałaś…

 

Problematyczny układ 

Sytuacja, w której rodzic i niania przebywają w tym samym mieszkaniu może być trudna z wielu powodów i dla wielu stron. Dla Ciebie, bo może się okazać, że Twoja praca jest wiecznie przerywana. Możesz mieć poczucie, że maluch spędza z Tobą więcej czasu niż z nianią. Ba! Kiedy wreszcie ułożyłaś go na drzemkę (bo to też ostatecznie spada na Ciebie), zamiast pracować, wdajesz się w pogaduszki z nianią, bo oto wreszcie trafił Ci się ktoś dorosły do rozmowy. (Nic nie wymyślam, przykład z życia wzięty, zrelacjonowany przez dwie z moich współpracowniczek).

Nie jest to też proste dla dziecka. W książce „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?” Karla Orban pisze: Nie chciałabym obiecywać, że praca z domu będzie zawsze możliwa albo sprawdzi się w każdej rodzinie, bo musiałoby to się opierać na założeniu, że ktoś, kto nie do końca wie, gdzie ma nogę czy ucho, zrozumie koncept tak złożony jak pieniądze i zatrudnienie, a następnie w imię wyższych celów zrezygnuje z własnych potrzeb. Dziecko może być mniej spokojne i mniej skore do współpracy z nianią, jeśli wie, że zabarykadowałaś się w sąsiednim pokoju. Może się zdarzyć, że będzie chciało właśnie Tobie pochwalić się nowym rysunkiem. To do Ciebie ucieknie, gdy uderzy się, wstając pod stołem. To całkowicie naturalne i ani nie świadczy o tym, że źle skonstruowałaś swoją relację z dzieckiem, ani że niania jest niekompetentna!

Niania może jednak bać się, że oceniasz ją na podstawie zachowania dziecka, i czuć się niekomfortowo. W początkowej fazie współpracy może też być skrępowana Twoją obecnością. Jeśli będziesz często interweniować, uczucie braku swobody może ją w końcu zniechęcić.

Czy w takim razie lepiej porzucić pomysł pracy w domu w obecności niani? Niekoniecznie. 

 

Co możecie zrobić, żeby było łatwiej?

Skoro wiesz już, że taka sytuacja jest sporym wyzwaniem dla wszystkich jej uczestników, pewnie nie zdziwi Cię, że sporo może tu zdziałać empatia. Zamiast nerwowo uciekać przed dzieckiem, daj mu trochę ciepła, gdy do Ciebie przychodzi. Kiedy się rozluźni, łatwiej zaakceptuje propozycje niani. Jeżeli zaczniesz się złościć, gwałtownie odpychać dziecko i z poirytowaniem mówić: przecież wiesz, że muszę wracać do pracy!, tylko zwielokrotnisz napięcie, które się w nim pojawi – tłumaczy Karla Orban. Jeśli początkowo dziecko chce się bawić tylko z Tobą, stopniową włączaj nianię do Waszych zajęć. 

Empatię możesz okazać także niani! Kiedy nie udaje jej się zapanować nad maluchem, możesz na przykład zauważyć, że rzeczywiście trudno dziś za nim nadążyć. Pokażesz w ten sposób, że jej trudności są dla Ciebie zrozumiałe. Przecież wszyscy wiemy, że dzieci nie zawsze (rzadko?) wykonują to, o co proszą dorośli.

Pamiętaj, że Twoja obecność może być stresująca dla niani. Pochwal ją, gdy widzisz, że dobrze sobie radzi. Daj jej autonomię i pozwól budować relację z dzieckiem na własnych zasadach (o ile są bezpieczne).

Niektórzy rodzice zamykają się w pokoju niczym w twierdzy i chwalą sobie to rozwiązanie. Możesz jednak także spróbować czegoś innego: pokazywać się dziecku co jakiś czas. Widząc, że jesteś dostępna, dziecko będzie śmielsze we wchodzeniu w relację z opiekunką. Pamiętaj też, żeby nigdy nie wychodzić „po angielsku” – nawet jeśli wydaje się to niezwykle kuszące!

Całą sprawę znacząco ułatwią także spacery z nianią. Niekiedy mogą je zastąpić kreatywne zabawy (zwłaszcza te szczególnie brudzące!) lub projekt wykonania czegoś dla mamy. W tym ostatnim przypadku wyraźnie złamana zostaje „konkurencja” między mamą a nianią.

 

Alternatywne rozwiązanie

A może bardziej komfortową sytuacją okaże się przeniesienie opieki poza Wasz dom – np. do mieszkania niani? Warto zastanowić się, czy Tobie odpowiadałoby takie rozwiązanie i porozmawiać o tym z opiekunką. Jeśli się zgodzi, jest szansa, że wszyscy na tym skorzystacie. Ty będziesz mogła zająć się w spokoju swoimi sprawami. Niania poczuje się pewniej, czując, że jej ufasz. Nie będzie też musiała „walczyć” o uwagę dziecka. Wreszcie Twój szkrab nie będzie się czuł zagubiony w niejasnej sytuacji i w stu procentach skorzysta z zabaw przygotowanych przez nianię specjalnie dla niego!

Nie chcę obiecywać, że na pewno tak będzie – w końcu każde dziecko, każda niania i każda mama są inne, ale zawsze warto próbować.

 

Artykuł powstał na podstawie fragmentu książki Karli Orban „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?” oraz dzięki opiniom przesłanym mi przez dwie nianie – Magdalenę i Aleksandrę – i moje współpracowniczki – Agatę, Zuzę i Katarzynę, które korzystały z przedstawionego w artykule modelu opieki. Zamów książkę i dowiedz się więcej na temat tworzenia udanej relacji z nianią. 

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban: