Jak NIE wspierać mamy po porodzie – antyporadnik

Jak NIE wspierać mamy po porodzie – antyporadnik

Dziś Mikołajki – dobry moment na to, aby pomyśleć o kimś bliskim, wręczyć mu/jej drobny upominek, wesprzeć w jakiś sposób. Ostatnio dużo piszę o towarzyszeniu świeżo upieczonym mamom. Na blogu znajdziesz między innymi tekst o tym, jaki prezent warto kupić kobiecie, która właśnie urodziła. Dziś, trochę przekornie, chciałabym pokazać Ci, czego nie robić. Mam nadzieję, że potraktujesz ten antyporadnik z przymrużeniem oka. Oto lista ZŁYCH pomysłów

 

1) Na pocieszycielkę. Dzwonisz do koleżanki, która niedawno urodziła. To już któryś raz, bo albo ona nie odbiera, albo Ty nie słyszysz telefonu. Wreszcie się udało. Chwilka na gratulacje i na „co tam porabiasz?”. Wreszcie zadajesz kurtuazyjne pytanie: „a jak się czujesz po porodzie?” Przyjaciółka podaje błędną odpowiedź. Niepotrzebnie wzdycha i zaczyna od jakiegoś nieoczekiwanego „szczerze ci powiem”. Zaczyna Ci płakać w słuchawkę. Jest Ci głupio, nie przewidziałaś tego. Szybko przerywasz: „Ale, co Ty, masz zdrowe dziecko i to jest najważniejsze. Wszystko będzie dobrze. Niczym się nie przejmuj. Weź, stara, ej, bo zaraz przyjdę i ci tam… hehehe. Nie, naprawdę, przesadzasz. Głowa do góry”. Kończycie rozmowę. Masz poczucie spełnienia misji.

 

2) Na perfekcjonistkę. Nareszcie zobaczysz bąbelka kuzynki! Przychodzisz z najpiękniejszym misiem, jakiego znalazłaś. Kosztował miliony, ale raz się żyje. Wchodzisz do domu, a tam armagedon. „Sorry za bałagan” – rzuca kuzynka, a Ty przyznajesz, że nooo, rzeczywiście, jeszcze nie widziałaś jej mieszkania w takim stanie. „To mały tak zaszalał?”. Zbywa Cię gorzkim uśmiechem, ale nie zbija Cię z pantałyku. Próbujesz zabawić niemowlaka misiakiem, ale bezczelnie śpi. Trudno. Siadacie przy stole. Kuzynka przynosi herbatę. Brzuch ma jak w siódmym miesiącu. Żartobliwie pytasz, czy w tramwaju wciąż jej ustępują miejsca. Rzuca Ci rażące spojrzenie, ale jakoś to rozładowujesz – sama masz w końcu trochę sadełka, nie ma się o co obrażać. W sumie było miło.

 

3) Na ekspertkę. Wciąż trudno Ci uwierzyć, że Twój mały braciszek jest tatusiem! Odwiedziłaś go w weekend. Zajął się przygotowaniem obiadu, a Ty towarzyszyłaś bratowej w sypialni. Mała się obudziła i trzeba było jej zmienić pieluchę. Matko jedyna, jak ta dziewczyna podnosi to dziecko! Szybko poinformowałaś ją, że właśnie krzywdzi córkę i zademonstrowałaś jej, jak powinna wyjmować ją z łóżeczka. Już czujesz, że zmiana pieluchy będzie niewiele lepsza, więc od razu kładziesz niemowlę na przewijaku i demonstrujesz, jak to się robi, odpowiednio komentując. Bratowa nie sprawia wrażenia szczególnie zainteresowanej ani wdzięcznej, a szkoda. W końcu jesteś doświadczoną mamą i prawidłowe pozycje masz w małym palcu.

4) Na aktywistkę. Dawno nie widziałaś swojej dobrej koleżanki. Wiesz, że ma w domu niemowlaka, no ale bez przesady. To nie znaczy, że przestała być kobietą. Wysyłasz SMS-a z pytaniem, czy wyskoczy z Tobą na jogę. Połóg minął, może przecież ćwiczyć. Jakieś łagodne zajęcia dobrze by jej zrobiły. Odpisała, że nie da rady, syn ciągle na niej wisi, nie ma opcji wyjścia na półtorej godziny. Ostatecznie udaje się Wam umówić na spacer – dobre i to. Pytasz, czy czyta już sobie coś do doktoratu (przecież do końca ciąży była aktywna i zarzekała się, że 1 semestr macierzyńskiego absolutnie jej wystarczy, inaczej zwariuje). Mówi, że nie, że nie ma na to głowy. Jak ma czas, to śpi. Próbujesz ją trochę zmobilizować, żeby się dziewczyna nie zasiedziała, żeby jej mózg nie spleśniał. Mówisz, że sama wróciłaś do projektów 1,5 miesiąca po porodzie. Tak powoli. Twoja kuzynka w Stanach to w ogóle jeszcze w połogu wróciła do pracy i tam najlepiej odpoczywała. Nie można się tak poddawać!

 

5) Na duszę towarzystwa. Twoja psiapsióła właśnie urodziła. Strasznie dawno jej nie widziałaś, bo ostatnie miesiące musiała leżeć. Na szczęście poród poszedł gładko. „Mama i córeczka czują się dobrze.” Z domu za bardzo nie wyjdą, bo przecież zimno. Jej mąż pracuje – dziewczyna na pewno umiera z nudów. Ale jak to było z tym Mahometem i górą? Dlaczego by nie zorganizować spotkania u niej? Skrzykujesz Waszą ekipę i idziecie w czwórkę zrobić niespodziankę świeżo upieczonej mamie. Prezencik dla bąbelka, kwiaty dla mamy. Udało się – jest totalnie zaskoczona! …ale chyba trochę zmęczona, bo otwierając drzwi, obwiązuje się szlafrokiem. Malutka jest przeurocza! Szkoda tylko, że nie mogłaś jej wziąć na ręce. Mamuśka, jak lwica, nie dała jej nikomu. Trochę się z niej pośmialiście i poszliście do domu. To był dobry uczynek!

 

Powyższych scenariuszy lepiej nie wcielać w życie, choć niektórym mogą się wydawać znajome… Może też byłaś kiedyś tą koleżanką, bratową, przyjaciółką, kuzynką, którą ktoś wspierał nie tak, jak by tego chciała? 

 

Co zatem w zamian? Akceptacja dla uczuć, potrzeb i tempa dochodzenia do siebie młodej mamy. Wsparcie i słuchanie – zamiast krytyki i porównań. Łagodne porady tylko na wyraźne życzenie danej osoby. Jeśli nie wiesz, jak się za to zabrać, możesz po prostu wręczyć swojej bliskiej książkę, która będzie dla niej podporą w tym wymagającym czasie, jakim jest pierwsze 12 tygodni z niemowlakiem – „Czwarty trymestr”.  

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Połóg w różnych kulturach

Połóg w różnych kulturach

Połóg połogowi nierówny. Jedne z nas otrzymują więcej wsparcia ze strony partnera_ki, męża, mamy, teściowej, inne muszą radzić sobie same. Uwaga wszystkich jest w naszej kulturze skupiona na dziecku i właściwie często można odnieść wrażenie, że od młodych mam wymaga się natychmiastowej dyspozycyjności po porodzie. Jakby sama opieka nad maleńkim, skrajnie niesamodzielnym człowiekiem nie była już heroicznym wysiłkiem!

Czy tak jest wszędzie? Zapraszam Cię w podróż dookoła świata. Wspólnie przyjrzyjmy się, jak wygląda połóg i opieka nad noworodkiem we Włoszech, w Brazylii, w Chinach i w Turcji. Ruszajmy!

 

Włochy

Kto zetknął się z mieszkańcami Włoch, ten wie, że w ich narracji często występują dwie Italie. Albo jesteś z Północy, albo z Południa. Alessandra, o której połogu chcę Ci opowiedzieć, jest z Południa. 

Jak większość koleżanek i podobnie jak jej własna mama, Alessandra mieszka blisko swoich rodziców i teściów. 5 minut drogi to taki maksymalny dystans. Ma co prawda jedną znajomą, która mieszka na Północy, ale ponieważ za 2 miesiące ma termin porodu, już zjechała do rodziców. 

Przyjęcie w domu Alessandry

Idąc do szpitala na poród, Alessandra wzięła ze sobą specjalną koszulę nocną i szlafrok. W domu nigdy ich nie nosi. To taki zestaw okołoporodowy. Jej mama rodziła w tej samej koszuli, jej siostra pożyczyła ją na swój pobyt w szpitalu. Nie wie, czy w innych rodzinach też tak jest, ale jedno jest pewne: w szpitalu trzeba dobrze wyglądać, żeby nie było wstydu. Dlatego też w czasie cesarki miała idealny makijaż. Zabrała także przynoszące szczęście kamizelki dla noworodka. W międzyczasie drzwi jej domu zostały udekorowane, aby zawiadomić sąsiadów o narodzinach dziecka. Mama Alessandry wzięła do siebie jej starszą córkę. Teściowa zaś przygotowała powitalne przyjęcie dla malucha. Nie mogło zabraknąć tortu z chłopięcą dekoracją i błękitnych draży. Na przyjazd do domu Alessandra i jej syn byli pięknie ubrani.

Skoro wszyscy mieszkają blisko siebie, babcia noworodka codziennie przychodziła pomóc młodej mamie, która zajmowała się maluchem. Tatusiowie powoli zaczynają się angażować w opiekę nad dzieckiem, co jeszcze w poprzednim pokoleniu było nie do pomyślenia. Tata Alessandry nigdy w życiu nie zmienił pieluchy. Ostatnio urlop ojcowski został wydłużony do 7 dni. 

Początkowo malucha odwiedza tylko najbliższa rodzina. Z czasem krąg poszerza się do licznych ciotek i wujków, z których każdy przynosi noworodkowi obowiązkowy prezent. 

Nie ma wizyt patronażowych położnej, a o konsultantkach laktacyjnych raczej nikt nie mówi. Za to słychać porady starszego pokolenia, że kobiety karmiące piersią powinny pić dużo bulionów, bo podobno mleko tworzy się dzięki spożywanym płynom. No i lepiej unikać zbyt ostrych smaków…

 

Brazylia

W Brazylii kto może, rodzi w prywatnej klinice. I kto może – przez cesarskie cięcie, bo ubezpieczyciele niechętnie zwracają koszty porodu naturalnego. To drogi interes, ale za to można mieć przy sobie osobę towarzyszącą, która również otrzymuje szpitalne posiłki i może np. skorzystać ze szpitalnego prysznica. Po porodzie pomocą służą pielęgniarki, doradczynie laktacyjne i lekarz pediatra. 

W szpitalu drzwi sali dekoruje się imieniem dziecka, a odwiedzający otrzymują prezenciki. Na wyjście ze szpitala maluch jest elegancko ubrany i przykryty kocykiem pod kolor ubranka. Musi się dobrze prezentować na licznych zdjęciach.

Wizyty patronażowe nie są standardem, ale można je sobie załatwić w niektórych placówkach. Standardem są za to wizyty u pediatry. Mama z noworodkiem musi się udać do przychodni 3, 5, 15, a czasami również 30 dni po porodzie. 

Z personelem medycznym jest pewien problem – jego zalecenia są… dość zaskakujące. Lekarze często doradzają mamom wypłakiwanie dzieci w stylu Tracy Hogg (o tym, jak bardzo nie zgadzam się z tym podejściem, przeczytasz tutaj i tutaj) i zupełnie nie rozumieją, dlaczego młoda mama miałaby nie spać w nocy. Konsultantki laktacyjne natomiast każą karmić z minutnikiem w ręku. Ogólnie rzecz biorąc – cała opieka nad dzieckiem kręci się wokół zegarka. Prawdopodobnie jest to związane z faktem, że Brazylijki wracają do pracy 120 dni po porodzie i za wszelką cenę chcą, aby dziecko jak najszybciej było samodzielne. 

Jednocześnie młode mamy otrzymują po porodzie ogromne wsparcie ze strony bliskich. Ciocia, babcia czy teściowa wprowadza się do domu świeżo upieczonej mamy i pomaga we wszystkim: sprzątaniu, gotowaniu i opiece nad dzieckiem. Bardziej zamożne rodziny opłacają sobie nianie. 

Brazylijczycy chętnie sobie pomagają. W biedniejszych, wielopokoleniowych rodzinach, wszyscy mieszkają razem i maluchem zajmuje się cały klan. 

Istnieje natomiast presja wokół powrotu do formy. W szpitalu poleca się obwiązywanie brzucha specjalnymi pasami lub bandażami. Ma szybko wrócić „na swoje miejsce”. 

 

Chiny

„Przesiadywanie miesiąca”, po chińsku zuo yuezi dotyczy raczej matki niż noworodka, który leży szczelnie otulony obok niej. Jest elementem kobiecej inicjacji, nieodzownym przedłużeniem porodu. Choć jego niewątpliwym plusem jest społecznie wymuszony wypoczynek, wiele kobiet z tradycyjnych społeczności postrzega ten okres jako (konieczny do przejścia) ciężar. Dlaczego?

W czasie yuezi kobieta powinna przede wszystkim chronić się przed wszelkimi przejawami chłodu, a zatem: leżeć w łóżku w długich ubraniach, nie kąpać się (czy nawet w ogóle nie myć), nie jeść surowych i zimnych potraw. Lekkostrawna dieta (mająca zapewnić dobry start laktacji) opiera się głównie na jaglanej zupie. Wszystko serwowane jest przez teściową i służy, do pewnego stopnia, budowaniu tej (niezwykle ważnej w tradycyjnej chińskiej kulturze) relacji. [1]

Niehigienicznie, niezdrowo (przegrzanie, niedojedzenie, kompletna izolacja społeczna), niezgodnie z logiką? Obecnie do „przesiadywanie miesiąca” podchodzi się coraz mniej ortodoksyjnie. Internetowe zalecenia są przesiąknięte zachodnią wiedzą medyczną (co nie oznacza, że wszystkie mają medyczne uzasadnienie) i często podkreśla się w nich konieczność mycia zębów czy brania prysznica (byle nie zbyt długiego!). Coraz więcej mówi się też o łagodnych formach aktywności fizycznej.

Strach przed przewianiem jednak trzyma się mocno. Łatwo też trafić na rozmaite zalecenia dietetyczne: mniej tłuszczu, mniej soli, mniej jajek… Za to zupa na wieprzowych nóżkach będzie idealna na start laktacji – warto spróbować, chociaż większość Chinek i tak szybko zaczyna wierzyć w zbyt chude mleko i sięga po mieszankę mlekozastępczą (najlepiej importowaną, która – po skandalu wokół toksycznego mleka sprzedawanego w Chinach kontynentalnych – jest uznawane za bezpieczniejszą).   

Z jednej strony odchodzi się od tradycyjnych zasad rządzących połogiem, z drugiej – są one głęboko zakorzenione w zbiorowej świadomości. Można wciąż usłyszeć z ust skruszonej matki, że jej 3-letnie dziecko ma problemy z – dajmy na to – oczami, bo nie przesiedziała odpowiednio swojego yuezi

Źródło: http://www.ymhlove.com/

Kobiety z dużych miast są zachęcane do korzystania z centrów yuezi. Ma to być idealny sposób na połączenie tradycji (rehabilitacja przy zastosowaniu chińskiej medycyny, wypoczynek, dbanie o ciepło) z nowoczesnością (wsparcie medyczne dla matki i dziecka, kąpiele, klimatyzacja). Wszystko – opakowane w luksus. Miesięczny pobyt w centum yuezi to wydatek rzędu 50 tysięcy złotych. Swoim stylem dobrze wpisują się w konsumpcjonistyczne nastroje, ale też odzwierciedlają zmiany społeczne w obszarze rodziny (teściowe nie mają już przy sobie synowych, młodzi kupują własne mieszkania) i ról płciowych. Jednocześnie krytykuje się je za stawianie kobietom kolejnych wymagań poprzez reklamy w stylu „tylko z nami wrócisz do idealnego ciała!” [2]

 

Turcja

W tej części głos oddaję Ani, której mąż pochodzi z Turcji. Ania, w pełni świadoma tureckich zwyczajów połogowych, zdecydowała się… tam nie rodzić. Ciekawe, czy zrobiłabyś tak samo. 

Turecka opieka okołoporodowa jest świetna: prywatna sala i łazienka, przemiły, uczynny personel, poród w atmosferze intymności, z ogromnym poszanowaniem kobiety. 

Połóg trwa w kulturze tureckiej dokładnie 40 dni. Nie więcej, nie mniej. Wynika to, podobnie jak większość zaleceń w tym okresie, z zasad Koranu, które naturalnie przeniknęły turecką kulturę i nawet nieświadomie, stosują się do nich mniej lub w ogóle niewierzące Turczynki. 

Tureckie kobiety praktycznie od razu po porodzie witają połóg z niezłym przytupem. Nierzadkim widokiem jest wizyta fryzjera czy makijażystki na sali poporodowej, której zadaniem jest szybkie przygotowanie tureckiej mamy na przyjęcie gości. Pisząc „gości” nie mam na myśli tylko męża, który zazwyczaj nie towarzyszy żonie przy porodzie (robią to raczej bliskie rodzącej kobiety: mama, siostra, teściowa, szwagierka, przyjaciółka). Poród i połóg uznaje się w Turcji za sprawy kobiet, w które mężczyźni po prostu nie ingerują. Świeżo upieczona mama przebiera się w specjalny zestaw poporodowy – błyszczące koszule nocne, przesłodkie opaski, kokardki, kapciuszki. Wszędzie pomponiki, przepych, często w parze z ubiorem noworodka w podobnym stylu. Makijaż gotowy, fryzura okazała, uśmiech na twarzy. 

Towarzysząca przy porodzie kobieta bądź personel przystraja salę. Mile widziane są balony, kokardy, napisy „Witaj na świecie”, wcześniej przygotowane gadżety z nadrukiem imienia. No i wchodzą wcześniej wspomniani goście. Rodzice, teściowie, bracia, siostry, ciotki, wujkowie, babcie, dziadkowie i dzieci z rodziny. Wszyscy biorą noworodka na ręce, dotykają, całują, robią zdjęcia, zachwytom nie ma końca, w powietrzu dźwięczy głośne „Maşallah” wypowiadane wielokrotnie przez gości, aby uchronić mamę i dziecko przed „złym okiem” – nieszczęściem, które może dotknąć tych, którzy są w danym momencie obiektem zachwytów i komplementów. Nikt natomiast nie myśli umyciu rąk czy dezynfekcji…

W szpitalu kobieta nigdy nie zostaje sama. Do końca jej pobytu towarzyszy jej jedna osoba, zazwyczaj ta sama kobieta, która była obecna podczas porodu. Turcy wierzą, że podczas 40-dniowego połogu kobieta jest wyjątkowo narażona na działanie, najprościej mówiąc, złych mocy. To takie religijne wydanie ryzyka wystąpienia depresji poporodowej. Po 1 czy 2 dobach, jeśli wszystko jest w normie, mama i maluch wracają do domu, którego drzwi wejściowe ociekają błękitem bądź różem – z wiadomych względów. 

Podczas 40 dni połogu kobieta nie powinna opuszczać domu, ze względu na wcześniej wspomniane ryzyko nieszczęścia, mogącego ją spotkać w kontakcie z osobą, która w jakiś sposób przychylnie spojrzy na młodą mamę lub dziecko bez chroniącego „Maşallah” na ustach. Połóg w Turcji pełen jest paradoksów, z jednej strony tłumy gości, przez cały ten czas do domu przychodzą sąsiedzi, zjeżdża się dalsza rodzina czy znajomi. Jednocześnie mama i dziecko z domu nie wychodzą ze względu na ryzyko w tym wrażliwym dla nich czasie. 

Przez całe 40 dni kobiecie powinna towarzyszyć inna, najczęściej bardziej doświadczona kobieta (nie, mąż nie wystarczy) i pomagać jej przy dziecku czy edukować w kwestiach związanych z przeżywaniem połogu. Przez edukację mam na myśli pilnowanie, aby świeżo upieczona mama nie spożywała całej listy zabronionych podczas karmienia pokarmów i napojów. 

Dla Turków typowe jest też przegrzewanie noworodków i samej mamy, ciepłe koce, szczelnie zamknięte okna, czapeczki, kamizelki, noworodki śpiące pod kilkoma warstwami, o ryzyku śmierci łóżeczkowej (która w Turcji jest niestety dość częsta) nikt nie mówi. Unikanie zimnych napojów niezależnie do pory roku i wciskanie w kobietę po porodzie słodyczy „żeby mleko było słodsze” i oczywiście znane też u nas jedzenie za dwoje.  

O emocje kobiet w połogu raczej się nie dba, wszelkie stany obniżonego nastroju itp. przypisuje się owym złym mocom, które silnie w tym czasie działają na osłabioną porodem kobietę. Noce w połogu kobieta i dziecko spędza przy świetle. Turcy wierzą, że pod osłoną nocy i w ciemności demony działają skuteczniej. Ma to oczywiście swoje konsekwencje dla jakości snu mamy i dziecka. 

Kultura turecka zakłada też karmienie piersią. Musisz mieć naprawdę potężną wymówkę, żeby od razu złapać w Turcji za butelkę i nie spotkać się ze zdziwieniem, namawianiem i silną dezaprobatą. 

Czy jest w takim razie cokolwiek, co oczami obcokrajowca można ocenić pozytywnie? Oczywiście, Turcy są bardzo pomocni, życzliwi, niejednokrotnie byłam świadkiem wizyty sąsiadów, którzy świeżo upieczonej mamie przynieśli ciepły posiłek dla niej i rodziny. Takich dobrych gestów jest bardzo wiele. Pomoc w połogu od starszej od siebie, doświadczonej kobiety również może okazać się nieoceniona. Co kto lubi. 😉 Pamiętajmy, że obca kultura rządzi się swoimi prawami, podobnie jak nasza, choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy i oceniać powinniśmy z przymrużeniem oka, jednocześnie szanując to, czego nie potrafimy czasem zrozumieć 🙂

Jeśli tematy połogowe są Ci bliskie, z pewnością zainteresuje Cię książka „Czwarty trymestr” – przewodnik po pierwszych 12 tygodniach z niemowlęciem. Kliknij, aby zamówić swój egzemplarz w zestawie z fantastycznymi pinami, które wpierają młode mamy (a może także z bliskościowym body lub wyjątkową poduszką do karmienia).

 

Chcesz wiedzieć, czego możesz się spodziewać w pierwszych dniach i tygodniach po porodzie oraz jak zadbać o siebie w czasie połogu? Sprawdź szkolenie „Przygotuj się na połóg”.

5 rzeczy, które powinnaś wiedzieć o połogu

5 rzeczy, które powinnaś wiedzieć o połogu

Do porodu przygotowujemy się sumiennie. Na szkołach rodzenia kilka zajęć jest poświęconych nauce oddychania (bzdura), środkom łagodzącym ból, pozycjom i procedurom. Przez połóg, niesłusznie moim zdaniem, przebiega się w kwadrans, czasem rzucając mniej lub bardziej sensowne informacje o „diecie matki karmiącej” (też bzdura).

A szkoda, bo to trudny i ciekawy czas – zapraszam, żebyś skorzystała z mojej wiedzy i doświadczeń, jeśli jeszcze jest przed Tobą.

 

1. Ciążowe ubrania jeszcze Ci się przydadzą

Brzuch nawet pod koniec połogu nie przypomina swoim kształtem czy rozmiarami brzucha sprzed ciąży. Zdecydowana większość kobiet, także tych całkiem fit, nie wbija się po powrocie z porodówki w przedciążowe dżinsy. I to nie dlatego, że przytyły za dużo.

W połogu macica, która przed porodem ważyła ok. 1,5 kg, zmniejsza swój ciężar do 50 gramów. W ciągu 6 tygodni zmniejsza się aż trzydziestokrotnie! Skurcze macicy są najsilniej odczuwane w pierwszych dniach po porodzie, zwłaszcza w trakcie karmienia noworodka piersią. Dlaczego?  Za skurcze macicy i wypływ mleka z piersi odpowiada ten sam hormon: oksytocyna. Jeśli są one bardzo bolesne, można doraźnie przyjmować leki przeciwbólowe (zdecydowana większość z nich jest bezpieczna przy karmieniu piersią).

I proszę: nie spieszcie się z powrotem do płaskiego brzucha. Nie wolno ćwiczyć mięśni brzucha w połogu i nie powinno się stosować pasów poporodowych (tutaj więcej na ten temat). Dajmy sobie czas 🙂

 

2. Lekarze i położne będą Cię pytać o różne krępujące rzeczy…

(Czy już pani oddała mocz?)… i zachęcać do wizyt w toalecie. Jak najczęściej. Zaraz po porodzie pozbywamy się wielu płynów ustrojowych. Przede wszystkim wzrasta produkcja moczu, nawet do 3 litrów na dobę między 2 a 5 dniem połogu. Częste wizyty w toalecie pozwalają nie tylko uniknąć zakażenia układu moczowego, ale chodzi również o to, żeby przepełniony pęcherz nie utrudniał obkurczania się macicy.

Poza tym połowa kobiet w połogu cierpi na zaparcia – w pozycji leżącej jelita słabiej pracują, często jesteśmy na jakichś dziwnych, niepotrzebnych dietach pozbawionych błonnika i boimy się chodzić na dwójeczkę ze względu na szwy krocza czy po cesarskim cięciu (niepotrzebnie, te nici są naprawdę mocne. Można czystą podpaską je sobie przytrzymywać w czasie parcia dla własnego komfortu psychicznego). Czasem, jeśli przed porodem zgodziłyśmy się na lewatywę lub jelita w czasie porodu oczyściły się same, pierwsze wypróżnienie może być nawet kilka dni po porodzie.

W połogu normalne jest też bardzo obfite pocenie się. Na skutek zmian hormonalnych organizm uwalnia mnóstwo magazynowanych dotychczas płynów. Jedna z moich koleżanek powiedziała, że czuła zapach potu nawet wtedy, gdy wychodziła umyta spod prysznica 😉 Z tego powodu poza przygotowaniem wody i przekąski (czy już mówiłam, że w połogu jest się KOSZMARNIE głodnym i spragnionym?) na szafce nocnej warto mieć koszulę lub piżamkę na przebranie.

Higiena jest w połogu BARDZO ważna, i to nie tylko ze względu na ten nieszczęsny pot, a z uwagi na to, że wydzielina z pochwy zawiera liczne niefajne bakterie (gronkowce, paciorkowce, pałeczki okrężnicy). Dlatego w czasie połogu nie stosujemy tamponów, które mogłyby powodować infekcje. Polecam wycieranie okolic intymnych jednorazowymi papierowymi ręcznikami.

 

3. Powietrze się przydaje

Nic tak dobrze nie działa na gojenie się rany po cesarskim cięciu lub szyciu krocza jak wietrzenie. W szpitalu to trudne logistycznie, ale nawet jeszcze przed powrotem do domu przy odrobinie pomysłowości można sobie leżąc zrobić coś a’la namiot na kolanach w miejscach strategicznych.

Podobnie jest z wietrzeniem poranionych piersi – ale tu UWAGA! Nie dajcie sobie wmówić, że „piersi muszą się przyzwyczaić” i że to tak ma wyglądać! Karmienie piersią nie powinno boleć, a prawidłowo przystawione zdrowe dziecko nie sprawia, że brodawki sutkowe pękają! Proście o wizytę doradczyni/konsultantki laktacyjnej, zadzwońcie po promotorkę karmienia piersią lub doświadczoną koleżankę, która pomoże Wam ogarnąć karmienie piersią zamiast zaciskać zęby.

Więcej o przygotowaniu do karmienia przed porodem napisałam TUTAJ.

 

4. Kobieta (w połogu) zmienną jest

Od trzeciej doby po porodzie nawet 80% matek doświadcza tzw. baby bluesa, który jest reakcją na zmiany hormonalne i nową sytuację. Zwykle objawia się on dużą zmiennością nastrojów – wybuchanie płaczem na zmianę ze śmiechem, huśtawką emocjonalną, przeżywaniem obezwładniającego poczucia odpowiedzialności wymieszanego z lękiem „jak ja sobie dam radę?„.

Baby blues trwa do dwóch tygodni i stopniowo zmniejsza się wraz ze stabilizacją hormonów. Jeśli stan przygnębienia, wahań nastrojów, dużego lęku o zdrowie i życie dziecka, problemy z apetytem czy bezsenność utrzymują się powyżej 2 tygodni po porodzie albo gdy pojawiają się myśli samobójcze, utrata zainteresowania dzieckiem, apatia, warto poszukać wsparcia specjalisty (psychiatry) w kierunku diagnozy depresji poporodowej.

To normalne, że możesz nie od razu zakochać się w swoim dziecku. Noworodki po porodzie wyglądają często dosyć średnio (są czerwone, opuchnięte, niejednokrotnie z dziwnym kształtem główki, która przechodziła przez kanał rodny), a Ty możesz być zmęczona i oszołomiona tym, co się właśnie stało. Czasem po trudnych porodach lub gdy dziecko było rozdzielone z rodzicami, stres powoduje, że mama potrzebuje więcej czasu, żeby poukładać sobie tę nową sytuację w głowie, poznać swoje dziecko i nauczyć się je rozumieć. Każdego dnia będzie coraz lepiej, serio!

 

5. Nie bój się prosić o pomoc

W wielu tradycyjnych kulturach na całym świecie przez pierwsze 40 dni po porodzie kobieta jest otaczana niezwykłą opieką. Jej zadanie polega na odpoczywaniu i uczeniu się karmienia dziecka – i tyle! Nie sprząta, nie gotuje, nie pierze, nie nosi fotelika samochodowego z dzieckiem (co w połogu jest ogromnym zagrożeniem dla mięśni dna miednicy)…

Tymczasem w naszej kulturze kobieta bywa otaczana troską w ciąży, ale po porodzie wszystko kręci się wokół noworodka: to on dostaje prezenty, to jego ciągle pytają, czy nie jest głodny, czy coś go nie boli… Brakuje wsparcia dla mam, zwłaszcza, jeśli tata po kilkunastu dniach wraca do pracy zawodowej lub jest nieobecny w życiu dziecka. Jeśli jeszcze dokładamy sobie presji związanej z bycią Perfekcyjną Panią Domu, fitmamą i przedsiębiorczynią na raz, bardzo trudno się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Doba ma nadal tylko 24 godziny!

Nie bój się prosić o pomoc lub za nią płacić, jeśli masz taką możliwość. Także, gdy rodzisz kolejne dziecko, a wszyscy myślą, że jesteś już doświadczoną matką i nie potrzebujesz wsparcia (a możliwe, że potrzebujesz go więcej niż przy pierwszym dziecku).

Bądź elastyczna! Może już zapowiadane odwiedziny rodziny i znajomych wydają Ci się teraz świetnym pomysłem, a po porodzie uznasz, że wolisz ten czas spędzić wyłącznie z maluchem. A może będzie odwrotnie – na razie wzdrygasz się na myśl przed wprowadzeniem się teściowej, a po powrocie szpitala będziesz marzyła, żeby ktoś Ci ugotował, posprzątał i przez chwilę ponosił dziecko. Trudno to przewidzieć na zapas, wsłuchaj się w siebie i w swoje potrzeby.

Powodzenia w jednej z najlepszych życiowych przygód – poznawaniu Nowego Człowieka 🙂

Chcesz wiedzieć, czego możesz się spodziewać w pierwszych dniach i tygodniach po porodzie oraz jak zadbać o siebie w czasie połogu? Sprawdź szkolenie „Przygotuj się na połóg”.

A na co mi ta doula?

A na co mi ta doula?

Międzynarodowy Tydzień Douli – pomyślałam, że to dobra okazja, by przyjrzeć się tej profesji i odpowiedzieć na dwa zadawane przez ciężarne pytania: Kim jest doula? i A na co mi ona?

Sama od niedawna jestem doulą i zanim zdecydowałam się na odbycie szkolenia, szukałam informacji o tym, na czym polega ta praca i jakie korzyści z mojej obecności może odnieść kobieta. Jeśli czytasz bloga od jakiegoś czasu, to wiesz, że nie zadowalam się dowodami anegdotycznymi (jak to córki sąsiada szwagra koleżanka miała doulę i ona…) ani przyprawionymi kadzidełkami opowieściami o holistycznym duchu porodu, ale w swoich decyzjach rodzicielskich i życiowych opieram się na rzetelnej wiedzy i twardych faktach. Poszukałam więc danych naukowych o doulowaniu i zapewniam, że wiele z Was będzie zaskoczonych – to naprawdę nie żadne czary-mary.

Chwilunię, ale kim w ogóle jest ta doula?


Przyjaciółki za pieniądze, new-age’owe szamanki, niespełnione położne wchodzące w kompetencje personelu medycznego… Takie opinie krążą po Internecie od osób, które chyba nigdy nie miały kontaktu z profesjonalną doulą.

Według Stowarzyszenia Doula w Polsce:

Doula to wykształcona i doświadczona również w swoim macierzyństwie kobieta, zapewniająca ciągłe niemedyczne, fizyczne, emocjonalne i informacyjne wsparcie dla matki i rodziny na czas ciąży, porodu i po porodzie [1].

DONA (międzynarodowa organizacja szkoląca i zrzeszająca doule) dodaje w swojej definicji:

Doula pomaga matce osiągnąć najbardziej satysfakcjonujące doświadczenie okołoporodowe, jakie tylko jest możliwe [2].

Bycie doulą ma niewiele wspólnego z byciem przyjaciółką, bo choć faktycznie obie kobiety przed porodem tworzą ze sobą więź, to w przeciwieństwie do przyjaźni ta relacja nie jest symetryczna. Doulą wykonuje pewną usługę według określonych standardów, ale nie zwierza się klientce ze swoich doświadczeń, nie żali na męża i nie doradza, jaką maść do sutków wybrać (choć jeśli ciężarna zwraca się z prośbą o pomoc w kompletowaniu wyprawki, doula wskaże jej miejsca, w których można zasięgnąć rzetelnej informacji). Ba, w przeciwieństwie do niejednej koleżanki, rodząca może być niemiła, a doula nie wyjdzie z sali porodowej z fochem i nie wypomni jej tego w przyszłości 😉

Wbrew obiegowej opinii doula nie ingeruje w medyczny przebieg porodu i nie wypowiada się w imieniu swojej klientki. Zadaniem douli jest bezwarunkowa akceptacja decyzji rodzącej i wspieranie w danej sytuacji, bez względu na to jakie są jej prywatne poglądy na temat znieczulenia, cięcia na życzenie, karmienia piersią itd. To trochę tak, jak psycholog, który nie powinien w pracy z drugim człowiekiem kierować się własnymi  doświadczeniami i przekonaniami. Doula potrzyma za rękę, pomasuje specjalnym szalem rebozo, będzie podawać napoje, okłady, pomoże zmienić pozycję, przytrzyma Cię, żeby było Ci wygodniej, a jeśli odpowiednio spakujesz torbę i wyrazisz taką prośbę, możr Ci w trakcie porodu czytać „Pana Tadeusza”.

A na co mi ta doula?

We współczesnych salach porodowych często jest dość tłumnie. Tam i z powrotem kręcą się lekarze, położne, pielęgniarki, studenci, salowe i Bóg wie kto jeszcze (niestety nadal nie jest standardem przedstawianie się pacjentom przez wchodzący personel). Jeśli poród trwa długo, to czasem przed oczami (a raczej kroczem) rodzącej przewija się kilkadziesiąt różnych osób. Towarzystwo jednej, znanej sobie kobiety przez cały ten czas jest kotwicą dającą poczucie bezpieczeństwa i stałości.

Uwaga personelu medycznego w czasie porodu jest skierowana na życie i zdrowie dziecka oraz kobiety- ale nie jest to zdrowie w rozumieniu WHO, czyli: „dobre samopoczucie na poziomie fizycznym, psychicznym i społecznym”. Oczywiście generalizuję, bo jest masa przeempatycznych lekarzy czy położnych, ale każdy z nich mając do wyboru dbanie o komfort rodzącej i koncentrację swoich zasobów na sferze medycznej, wybierze to drugie.

Tymczasem doula jest całkowicie skupiona na kobiecie i jej potrzebach. Nie podejmuje żadnych decyzji medycznych, nie musi ulegać naciskom przełożonych ani presji czasu. Nie odbiera telefonów, nie plotkuje na korytarzu – jest w całości tu i teraz dla matki. Strzeże jej opowieści porodowej – dbając o to, by kobieta mogła podjąć najlepsze dla siebie decyzje i przeżyć poród jako doświadczenie wzmacniające ją na całe życie.

Zabrzmiało pompatycznie, a Ty nadal czekasz na konkrety? Popatrzmy więc na analizę 22 badań przeprowadzonych w 15 krajach  stworzoną przez Cochrane (największą światową niezależną organizację prowadzącą bazę rzetelnych metaanaliz medycznych opartych na dowodach naukowych).

W porównaniu z rodzącymi bez stałego wsparcia jednej osoby, rodzące z doulą [3]:
  • częściej rodziły dziecko drogami natury;
  • rzadziej przy ich porodach używano próżnociągu położniczego lub kleszczy;
  • rzadziej miały wykonywane cesarskie cięcie –  Amerykańskie Towarzystwo Położników i Ginekologów oraz Stowarzyszenie Medycyny Matczyno-Płodowej w swoim stanowisku podkreśla obecność douli przy porodzie jako „zbyt rzadko wykorzystywany”  czynnik zmniejszający ryzyko cesarskiego cięcia [4];
  • rzadziej korzystały z jakichkolwiek środków znieczulających mimo ich dostępności;
  • częściej rodziły dzieci w dobrym stanie (wg skali Apgar);
  • miały poród krótszy o nieco ponad pół godziny;
  • rzadziej oceniały własny poród jako negatywne doświadczenie.

Jakieś ryzyko? Wbrew uprzedzeniom niektórych pracowników szpitali (wiecie, że dodatkowe bakterie, mityczne przekraczanie swoich kompetencji lub zachęcanie rodzącej do stawiania pytań na temat proponowanych procedur), w metaanalizie nie stwierdzono żadnych  negatywnych skutków towarzyszenia doul w porodzie.

Zapytacie, czy wsparcie partnera, przyjaciółki lub mamy na sali porodowej nie wiąże się z takimi samymi korzyściami?

Statystycznie: niestety nie. Analiza badań potwierdza, że najskuteczniejszym wsparciem podczas porodu jest przeszkolona osoba niespokrewniona z kobietą, spoza jej kręgu najbliższych i niebędąca pracownikiem szpitala, której jedynym zadaniem jest udzielanie nieprzerwanego wsparcia rodzącej (= doula). Oczywiście, towarzystwo partnera, rodziny lub przyjaciela jest lepsze niż brak jakiegokolwiek wsparcia, ale bliscy przy porodzie mieli związek wyłącznie z przeżywaniem porodu jako bardziej pozytywnego, natomiast ich obecność nie obniżała ryzyka zastosowania interwencji medycznych, jak kleszcze położnicze czy cesarskie cięcie. Autorzy analizy zauważają, że bliskie osoby jak partner czy krewni są zwykle mało doświadczeni w towarzyszeniu przy porodzie i sami potrzebują wsparcia w tej niecodziennej przecież sytuacji. Na szczęście w coraz większej liczbie szpitali nie trzeba już wybierać i można rodzić zarówno z bliską osobą, jak i doulą jednocześnie.

Co ciekawe, stała obecność jednej osoby, będącej pracownikiem szpitala, np. pielęgniarki, nie tylko nie obniża ryzyka cięcia cesarskiego, nie ma związku ze stosowaniem znieczulenia ani z późniejszym zadowoleniem z porodu, ale zwiększa ryzyko stosowania sztucznej oksytocyny… I tu zamilknę, oddając głos autorom analizy, którzy podsumowali te wyniki następująco: pracownicy szpitala albo mają inne obowiązki, albo np. z powodów proceduralnych nie wspierają tak, jak osoba z zewnątrz.

Wnioski? Jeśli zastanawiasz się nad towarzystwem podczas porodu, to poza prywatną położną, partnerem, siostrą czy mamą, weź pod uwagę także doulę. Jej wsparcie może okazać się naprawdę istotne, zwłaszcza jeśli Twoim priorytetem jest poród niezmedykalizowany i bliski naturze (choć warto wiedzieć, że doule towarzyszą także kobietom rodzącym przez zaplanowane cesarskie cięcie).

Bardzo jestem ciekawa, czy wiedziałaś o realnych korzyściach współpracy z doulą – daj mi znać, co o tym myślisz w komentarzu!

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Przestań straszyć kobiety karmieniem piersią!

Przestań straszyć kobiety karmieniem piersią!

Nie ukrywam, że do napisania tego artykułu zainspirowały mnie inne blogerki. Najpierw Joanna Jaskółka z bloga Matka Tylko Jedna słusznie zauważyła, jak powszechnie straszy się ciężarne okropnym porodem. Chwilę później na mojej Facebookowej tablicy wyskoczyły wpisy innych blogerek o trudach karmienia piersią. I może przeszłabym nad tym do porządku dziennego, gdyby czary goryczy nie przelało pytanie zadane na jednej z grup poświęconej macierzyństwu.  Można je streścić tak:

 

„Czy to karmienie naprawdę jest takie straszne, tak bardzo boli i tak wielu reguł należy przestrzegać?”

(więcej…)