Nie ukrywam, że do napisania tego artykułu zainspirowały mnie inne blogerki. Najpierw Joanna Jaskółka z bloga Matka Tylko Jedna słusznie zauważyła, jak powszechnie straszy się ciężarne okropnym porodem. Chwilę później na mojej Facebookowej tablicy wyskoczyły wpisy innych blogerek o trudach karmienia piersią. I może przeszłabym nad tym do porządku dziennego, gdyby czary goryczy nie przelało pytanie zadane na jednej z grup poświęconej macierzyństwu. Można je streścić tak:
„Czy to karmienie naprawdę jest takie straszne, tak bardzo boli i tak wielu reguł należy przestrzegać?”
Nie chcę podważać faktu, że karmienie piersią może wywoływać skrajne emocje. Wiem, że wielu osobom publiczne powiedzenie lub napisanie o tym, jak było im źle i trudno, jest swoistą terapią. Nie jestem jednak przekonana, czy najlepszym adresatem są kobiety oczekujące dziecka albo te, które na razie w ogóle o tym nie myślą.
Wierzę, że jakąkolwiek decyzję podjęłaś, była ona najlepszą, jaką w danym momencie mogłaś podjąć. Nie zaprzeczam temu, że karmienie naprawdę Cię bolało, że naprawdę czułaś dyskomfort i stres, że płakałaś z bezsilności.
Tylko czy wiesz, że karmienie nie powinno wyglądać tak, jak o tym piszesz?
Uważam, że ujmowanie własnych doświadczeń jako „prawd o laktacji” wyrządza więcej szkód niż korzyści kobietom spodziewającym się pierwszego dziecka.
W Internecie i tradycyjnych mediach najlepiej promuje się skrajności. Część kobiet czuje się więc oszukana, że karmienie przedstawiano im jako idyllę, coś naturalnego, oczywistego, czego nie trzeba trenować, co wychodzi po prostu samo. Mama rodzi dziecko, bez problemów przystawia je do piersi i żyją długo i szczęśliwie.
Drugi biegun laktacyjnych opowieści to ten przedstawiony na początku: pełen krwi, potu i łez, bynajmniej nie szczęścia. Można odnieść wrażenie, że w karmienie naturalne wpisane są z automatu pokrwawione brodawki, zapalenia sutka i zastoje pokarmu, wieczny stres, czy dziecko nie jest głodne, częste pobudki w nocy i ogólne uwiązanie w domu. Naprawdę można się wystraszyć!
Dlatego – jako promotorka karmienia piersią i matka długo karmiąca piersią – chcę powiedzieć kobietom w pierwszej ciąży i tym, które karmiły poprzednie dziecko mieszanką, a teraz się zastanawiają, czy z kolejnym w ogóle wchodzić w karmienie naturalne o kilku rzeczach:
- Karmienia piersią trzeba się NAUCZYĆ.
Uczy się go i dziecko, i matka.
Dziecko doskonali sztukę koordynowania ssania, oddychania i połykania. Uczy się rozpoznawać stan głodu i sytości, bo dotychczas było odżywiane 24 h/dobę przez pępowinę. Ogarnia swoje ciało, jego odruchy, możliwości motoryczne.
Matka uczy się interpretacji zachowania swojego dziecka (nawet jeśli jest matką po raz piąty – bo każdy noworodek zachowuje się trochę inaczej), sprawdza, która pozycja do karmienia jest dla niej wygodna, jak przystawić malucha do piersi. To nie jest do zrobienia pierwszego dnia, nie da się tego wszystkiego ogarnąć również podczas trzydniowego pobytu w szpitalu. Doskonalenie sztuki karmienia trwa mniej więcej tyle, ile połóg. Warto dać sobie czas i prosić o pomoc!
Wiecie, jakie było zadanie matki przez około 1,5 miesiąca po urodzeniu dziecka w podlubelskich wsiach jeszcze w drugiej połowie XX wieku? Nauczenie się karmienia piersią i odpoczywanie. Całym domem, gospodarstwem, starszymi dziećmi zajmowały się kobiety z rodziny i sąsiedztwa. Nawet przewijanie oseska i pranie pieluch nie należało do obowiązków położnicy. Od matki nie oczekiwano niczego innego poza opanowaniem tajników laktacji, co zresztą było dużo łatwiejsze niż obecnie, z uwagi na mnogość pozytywnych wzorców z otoczenia (o czym pisałam szerzej TU).
- Karmienie piersią wcześniaka lub dziecka chorego, z niską masą urodzeniową, wadami wrodzonymi jest zwykle trudniejsze niż karmienie zdrowego, donoszonego noworodka.
Wiele mrożących krew w żyłach historii o karmieniu piersią pochodzi od matek, które już z definicji miały większe ryzyko trudności w laktacyjnym starcie. Po porodzie przedwczesnym czy narodzinach dziecka chorego, z hipotrofią, z wadami wrodzonymi matka powinna być od razu objęta pomocą wykwalifikowanej doradczyni laktacyjnej. Jeśli dziecko ze względów zdrowotnych musi być oddzielone od mamy, istotna jest wczesna stymulacja laktacji, nawet jeszcze na sali porodowej pod okiem specjalisty. To nie piersi matek wcześniaków zawodzą (bo pokarm produkowany jest już od 16. tygodnia ciąży), zawodzi system oraz brak wsparcia laktacyjnego i psychologicznego.
Jeśli neonatolog wyraźnie nie zaleci takiego postępowania, rodzice zdrowych, donoszonych dzieci karmionych piersią nie muszą wiedzieć, ile dziecko zjada ani ważyć je przed i po karmieniu (tu informacja, dlaczego nie warto tego robić). Wystarczy obserwacja wskaźników skutecznego karmienia (liczba stolców, mokrych pieluch, wygląd skóry dziecka itp.) oraz ważenie podczas wizyt patronażowych, a potem kontrolnych w przychodni, aby mieć pewność, że niemowlę się najada.
- Niepotrzebne interwencje medyczne podczas porodu i oddzielenie noworodka od matki zwiększają ryzyko problemów z laktacją.
Warto w ciąży zapoznać się ze standardami opieki okołoporodowej i wiedzieć, jakie przysługują Ci prawa. To, co dzieje się podczas porodu i po nim, ma wpływ na karmienie piersią. Dla powodzenia laktacji liczy się pierwszy nieprzerwany kontakt skóra do skóry po urodzeniu zwieńczony przystawieniem (a raczej przypełznięciem) noworodka do piersi. Liczy się ilość wpompowanych rodzącej kroplówek, leków i sztucznej oksytocyny. Liczy się każdy mililitr podanego noworodkowi płynu innego niż mleko matki. Nie oznacza to, że rękami i nogami należy się bronić przed interwencjami ratującymi życie czy zdrowie matki lub dziecka, ale zawsze należy pytać, czy dane działanie personelu rzeczywiście ma medyczne uzasadnienie.
- Karmienie piersią nie ma prawa boleć.
Istnieje coś takiego jak przemijająca fizjologiczna wrażliwość brodawek, powodująca kilkudziesięciosekundowy dyskomfort/ból przy przystawieniu do piersi i zassaniu brodawki przez dziecko. Więcej na ten temat u Hafiji. Ale przy prawidłowym karmieniu nie ma mowy o brodawkach przypominających mielone mięso! Jeśli na piersiach pojawia się krew, to oznacza, że coś jest nie tak – noworodek jest źle przystawiany, w ssaniu namieszał mu smoczek-uspokajacz, ma zbyt krótkie wędzidełko podjęzykowe itp. Należy poszukać pomocy i wyeliminować źródło problemu.
- Nie każda położna jest certyfikowanym doradcą laktacyjnym, a nie każdy doradca jest godny polecenia.
Niestety wiele położnych pracujących w szpitalu lub przyjeżdżających na patronaże ma małą lub nieaktualną wiedzę na temat laktacji. Specjalistą od problemów z karmieniem jest Certyfikowany Doradca Laktacyjny lub Międzynarodowy Konsultant Laktacyjny. Osoby i grupy wspierające w laktacji znajdziesz w TYM artykule.
Ale uwaga – fakt, że jeden specjalista nam nie pomógł, nie oznacza, że nic się nie da więcej zrobić. To jak z lekarzem, fryzjerem, mechanikiem samochodowym. Jeśli efekt nie jest satysfakcjonujący, warto skonsultować się z kimś innym. Doradcy różną się doświadczeniem, wiedzą, umiejętnościami komunikacyjnymi – czasem dopiero trzecia osoba zauważy źródło problemu lub wyśle dziecko do odpowiedniego specjalisty (np. do neurologopedy). Gdyby leczenie anginy u pediatry nie dawało rezultatów, prawdopodobnie nie machnęłabyś ręką, tylko poszła do innego lekarza na wizytę, prawda?
- Podczas karmienia można jeść prawie wszystko i robić prawie wszystko.
Dieta matki karmiącej to mit z czasów, gdy o powstawaniu mleka wiedziano naprawdę niewiele. Nie ma żadnych podstaw do utrzymywania na zapas specjalnych diet eliminacyjnych podczas laktacji (do poczytania w temacie: Stanowisko Grupy Ekspertów i dietetyczki: Zuzanna Wędołowska, Małgorzata Jackowska).
Karmiąc można wychodzić z domu, podróżować, robić tatuaż, makijaż permanentny, farbować włosy, leczyć zęby, prześwietlać klatkę piersiową, uprawiać sport, opalać się na solarium itd. Poza piciem alkoholu (dopóki karmimy na żądanie), zażywaniem narkotyków, paleniem dużej liczby papierosów, braniem bardzo niewielkiej grupy leków i pracą w szczególnie zagrażających warunkach można naprawdę wszystko.
Co możesz zrobić przed porodem, aby zminimalizować ryzyko, że Twoje karmienie będzie problematyczne?
1. Miej realistyczne oczekiwania
Nie czekaj na jednorożce, tęcze i falę miłości spływającą na dziecko wraz z pierwszymi kroplami siary, ale nie nastawiaj się, że karmienie jest tak trudne, że na porodówkę trzeba jechać z naręczem butelek i puszką mieszanki. To akurat ostatnie, co warto robić, jeśli chce się chociaż spróbować karmić. Mądrze spakuj torbę do szpitala – jak to zrobić, by na starcie nie sabotować swojej laktacji, napisałam TUTAJ.
2. Czytaj i słuchaj kompetentnych ludzi:
– z książek polecam „Po prostu piersią” Gill Rapley wyd. Mamania oraz „Warto karmić piersią” Magdaleny Nehring-Gugulskiej;
– w Internecie: niezastąpiona Hafija oraz strona Centrum Nauki o Laktacji; w języku angielskim także KellyMom, La Leche League, Breastfeeding Support; filmy pokazujące prawidłowe ssanie u dziecka autorstwa dra Jacka Newmana.
– na żywo: jeśli w szkole rodzenia lub w przychodni masz położną-doradczynię, to świetnie! Jeśli nie, to Twoje wątpliwości przed porodem rozwieje promotorka karmienia piersią, certyfikowany doradca lub konsultant laktacyjny, doula albo doświadczona mama, która z powodzeniem karmiła piersią. Warto uczestniczyć w bezpłatnych spotkaniach laktacyjnych grup wsparcia prowadzonych przez wykształcone wolontariuszki, np. Mlekoteki organizowanej w kilkunastu miejscowościach w Polsce czy grupie La Leche League.
3. W razie kłopotów liczy się czas.
Zapisz w komórce swojej i ojca dziecka numer telefonu do promotorki karmienia piersią, doradczyni laktacyjnej, douli lub doświadczonej laktacyjnie koleżanki, która w pierwszych dniach po porodzie, nawet w szpitalu, mogłaby Cię odwiedzić i wesprzeć w początkach mlecznej drogi. Czasem wystarcza drobna korekta przystawienia, podłożenie poduszki pod łokcie albo pokazanie innej pozycji. Czasem sugeruje się odwiedzenie specjalisty od laktacji, neurologopedy, konsultację neurologa. Niedopuszczalna jest sytuacja, w której z karmieniem dzieje się coś nie tak, dziecko spada z wagi, matka płacze z bólu, a na pomoc ma czekać godzinami albo nawet dniami („bo jest piątek wieczór, a szpitalny doradca będzie w poniedziałek o dziewiątej…”). Tak, wizyta specjalisty kosztuje, ale to nadal mniej niż miesięczny koszt żywienia sztucznego.
A jeśli jesteś, Droga Czytelniczko, Mamą po trudnej drodze mlecznej – proszę, nie strasz innych kobiet ani porodem, ani karmieniem. Opowiadaj o swoich doświadczeniach, jeśli tego potrzebujesz, ale zwróć uwagę na to, u kogo i jakie konsekwencje mogą one wywołać. Szerzmy wiedzę o możliwościach szukania pomocy, informacje o dobrych praktykach i prawach rodzących, a nie mity i lęki. Mówmy o karmieniu realistycznie, bez uwypuklania trudności czy negowania ich istnienia.
Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Ja cieszę się ,że przed pierwszym dzieckiem w ciąży przeczytałam kilka opisów ,że karmienie może być trudne, dlatego wiedziałam ,że początki tak mogą wyglądać i nie zniechęcałam się, ALE byłam też na warsztatach o kp i wiedziałam jakie ma zalety, jakie krążą mity, czego nie robić (np. podawanie smoczka, butelki) Dlatego uważam, że w ciąży warto czytać! Jest wtedy na to czas. Oczywiście, tak jak piszesz, rzetelne źródła laktacyjnej wiedzy 🙂
Super wpis. Dodam od siebie:jeśli spodziewasz się bliźniąt lub nawet trojaczków, też je wykarmisz. Nie wierz nikomu, kto uważa inaczej!
A ja uważam, że to, że pojawiają się również negatywne wpisy ma niebagatelne znaczenie. Ludzie mają różne doświadczenia i ich opis potrafi naprawdę pomóc, o ile oczywiście mamy w głowie fakt, że są to czyjeś koleje losu i u nas na pewno nie będzie w 100% tak samo. Nawet głupia świadomość: „wszystko ze mną okej, nie tylko ja mam takie problemy” pozwala spać spokojniej i mniej się stresować. A jak wiadomo stres nie pomaga przy kp. Większą wartość stanowią historie negatywne, bo można się przygotować na podobną ewentualność. Roztaczanie pięknego obrazu może i uspokaja, ale może zostawić z ręką w nocniku kiedy już problemy się pojawią.
Dla mnie kp to ciągłe napięcie, poczucie że muszę trwać przy dziecku choćby nie wiem co, bo nic mnie nie zastąpi. To ciągłe mrowienie piersi, ból brodawek, wycieki mleka. To zapalenie piersi, zakażenie przez rany brodawki. To rana brodawki, która nie chce się goić od trzech tygodni. To męczące pierwsze tygodnie, kiedy również dziecko uczy się ssać pierś i to wszystko wychodzi nam średnio. To wreszcie wielkie poczucie winy przy podaniu dziecku smoczka kiedy płacze, ponieważ nie mam już siły na trzecią z rzędu godzinę ssania piersi wg zaleceń konsultantów laktacyjnych. Odpada mi tyłek od siedzenia na fotelu, boli kręgosłup, chce mi się w końcu spać i gotowa jestem zrobić wszystko żeby dziecko w końcu przestało płakać. Może jestem złą matką, ale tylko taką matkę ma moje dziecko i moje zdrowie psychiczne również jest ważne.
Dzieciaty kolega z pracy mego męża (4 pociechy) rzekł: „Stary, udzielę ci rady. Nie słuchaj żadnych rad.”
Zgadzam sie! Ja przed porodem mialam bardzo pozytywne nastawienie do karmienia, wiedzialam ze bywaja trudnosci, ale jako ze jestem twarda, uznalam, ze narzekaja te dziewczyny, ktorym brakowalo samozaparcia do przejscia drobnych poczatkowych trudnosci. Boze, jak bardzo sie mylilam!
Mam tez niejasne wrazenie, ze ksiazki typu „Po prostu piersia” (ktora traktowalam jak biblie) to moze byc przyczyna wielu niepowodzen w karmieniu. Bo niestety odnosza sie do sytuacji idealnej, gdy mama umie przystawic, noworodek chetnie ssie i gladko zasypia, wszyscy sa zdrowi, anatomicznie wzorcowi i dziecko ma wszytkie wymagane odruchy, a pokarm zastepuje siare na drugi dzien po fizjologicznym, niezbyt dlugim i meczacym porodzie. Ile pierworodek tego doswiadcza? Co sie dzieje w glowie mlodej mamy, ktora po porodzie przezywa huragan hormonalny, gdy nie potrafi nakarmic wlasnego dziecka, a mialo byc tak rozowo?
Porod mialam dobry, choc dlugi, rodzilam w domu bez zewnetrznych stresorow, znieczulenia, kroplowek. Po porodzie dziecko lezalo na mojej piersi, bylam w euforii. Nie zlapalo piersi mimo prob przystawiania. Pozniej tez nie – mala brala brodawke ale nie ssala. Technicznie i anatomicznie wszystko bylo ok, polozna to sprawdzila (CDL pozniej tez). Gdy mala odespala porod, zaczelo sie wycie z glodu. Polozna pomogla mi sciagac recznie siare, karmilismy dziecko z kieliszka, strzykawki. Uczyla przystawiania. Dziecko mialo niedoksztalcony odruch ssania, zaspokajalo sie na krotko i po chwili znow wylo, a ja wylam razem z nim, na zmiane probujac przystawiac (bez skutku) i sciagac te 15, 20 ml do kieliszka. Pokarm pojawil sie u mnie w piatej lub szostej dobie. Zanim to sie stalo, udalo nam sie dostac troche mleka od kolezanki, ktorej dziecko wlasnie dobijalo do dwoch tygodni. Po podaniu wiekszej dawki mleka wreszcie dziecko spalo i ja tez moglam spac. Wg Rapley to niemozliwe, by mleko matki nie wystarczalo, by siary bylo za malo… coz. Moze i dziecku nie zaszkodzi glodowanie przez pierwszy tydzien zycia, ale nie wiem w jaki sposob matka ma byc wypoczeta, najedzona i w dobrym nastroju (a podobno sa to rzeczy kluczowe dla karmienia) w takich warunkach. Jak matka ma sie cieszyc kontaktem skora do skory z wrzeszczacym noworodkiem. To poczucie bezsilnosci, zagubienia w tej sytuacji (czemu ja nie mam dosc mleka dla niej), w jakims sensie tez winy (z mojej winy dziecko jest glodne, bo nie podam mu innego pokarmu) to byl koszmar. Gdyby mi wtedy ktos powiedzial, ze trzeba dziecko krwia nakarmic, to poszlabym sie zaciac kuchennym nozem bez zastanowienia… I nie dziwi mnie zupelnie, ze tyle kobiet, ktore chcialy karmic, odpada po drodze, bo ja jestem naprawde twarda i w takich sytuacjach potrafie zagryzc zeby i nie poddawac sie, a bylam bliska rezygnacji. Bo w „Po prostu piersia” nie bylo o takich trudnosciach, wszystko mialo byc naturalne… nie bylam gotowa na takie przejscia.
Uważam, że nie masz racji. Czytałam wcześniej o tym, że karmienie piersią to bajka. Nie czytałam negatywnych wpisów, bo na takie nie natrafiłam. Jakbym poczytała również takie, to może bym nie rozpaczała, „co ze mną jest nie tak?”. Karmienie piersią bolało mnie równe dwa miesiące, przeszłam wszystko od zapalenia piersi po vasopasm. Zagryzałam zęby, płakałam i karmiłam i dopiero jak zaczęłam czytać historie innych kobiet, których karmienie było drogą przez mękę, dodało mi to otuchy i pomyślałam sobie, że jak one dały radę to ja również. Karmienie już mnie nie boli, sprawia mi za to ogromną frajdę. Ale wielką krzywdę mi wyrządziły właśnie takie wpisy jak Twój. Że prawidłowie karmienie nie powinno boleć. Otóż boli, ma prawo boleć, trzeba przez to przejść i taka jest prawda! I również jestem mamą hnb, które wisiało całymi dniami na piersi. Szczerze to pamiętam tylko ból z początków.
Trzy razy, milion razy tak! Wiedza jest potrzebna, bo o ile karmienie jest naturalne, to przez całe życie robimy wszystko, żeby stłumić w sobie te naturalne instynkty. Nasze życie obecnie jest nienaturalne, nienaturalnie wyglądają porody i opieka nad położnicą, więc naprawdę nie ma co oczekiwać nagłego oświecenia ze strony natury w kwestii nakarmienia noworodka. Choć ono może się zdarzyć, nie zaprzeczę, sama doświadczyłam 🙂 Ale wiedza też mi się przydała.
Pic alkohol gdy sie karmi piersia, nawet na zadanie, rowniez mozna! Newman idealnie to ujął : „Reasonable alcohol intake should not be discouraged at all. As is the case with most drugs, very little alcohol comes out in the milk. The mother can take some alcohol and continue breastfeeding as she normally does. Prohibiting alcohol is another way we make life unnecessarily restrictive for nursing mothers.” Matka, ktora ma we krwi 2 promile alkoholu jest pijana w sztok, jej mleko w tym czasie tez ma 2 promile czyli mniej niz w kiszonkach czy kefirze, ktore w diecie dziecka dopuszczone sa od 6 mz. Po wypiciu jednego piwa czy nawet dwoch (albo lampki wina) ilosc alkoholu w mleku jest homeopatyczna, nieznaczaca klinicznie. Dopoki matka sie nie upija codziennie, na okraglo i na umor to problemu nie ma. Innym zagadnieniem jest oczywiscie kwestia zdolnosci do opieki nad dzieckiem, ale nie o tym tu mowa.
Dokładnie, miałam sama to napisać 🙂 ja czasem lubię się napić lampki wina z mężem, kiedy malutka zaśnie wieczorem. Że to dozwolone i nieszkodliwe, dowiedziałam się właśnie od dr Jacka Newmana. Nie widzę też żadnego negatywnego wpływu takiej niewielkiej ilości alkoholu na ilość pokarmu (malutka ma 4 miesiące).
Ja też się nie zgadzam z tym wpisem, przed porodem nie słyszałam o tylu problemach z karmieniem, dla mnie to było zupełnie naturalne i zakładałam, że zwyczajnie i naturalnie wykarmię dziecko, gdybym znała różne opowieści to bym tak nie schizowała i wszystko odbyłoby się kosztem mniejszych nerwów. Na szczęście wsparcie bliskich i upór dały efekty i od mniej więcej 2 mż karmienie to pikuś.
Swietny post- w 100% zgadzam sie z autorka.U mnie wygladalo to tak,ze swiadomie nie czytalam opini na forach aby nie nastawiac sie negatywnie – ani do porodu, ani karmienia piersia. Okazalo się, ze i jedno i drugie nie należało do najlatwiejszych „zadan” jakie w zyciu mialam, ale dzieki pozytywnemu nastawianiu osiagnelam swoj cel! Porod naturalny byl jednym z piekniejszych wydarzen w moim zyciu (a bylam o maly krok od cesarki),a karmienie piersia jest czyms, co sprawia mi ogromna frajde i to nie tylko ze wzgledu na swiadomosc tego jak bardzo pozytywnie wplywa na dziecko. Poczatki karmienia byly kiepskie bo popelnilam ten blad, iz nie skonsultowalam sie od razu z doradczynia laktacyjna i maluszek zmasakrowal mi sutki (jeden czesciowo odgryzl i mimo to dalej karmilam – bol ze skali braklo).Swiadomosc, iz tak nie powinno byc, spowodowala ze skonsultowalam sie z doradczynia laktacyjna oraz dala nadzieje na 'lepsze jutro’ i chec kontynuowania karmienia piersia. Jesli naczytalabym sie na forach, ze to tak bardzo boli, to prawdopodobnie bym sie poddala i przeszla na sztuczne lub tez zaakceptowala „swoj los”, a w zamian za to udalam sie do osoby,ktora pomogla uratowac i piersi, i pokarm. Podobnie bylo z porodem- dzieki glebokiej wierze w to, ze natura to wszystki dobrze przemyslala i cialo kobiety jest stworzone do rodzenia, wiec dam rade, wykrzesalam z siebie resztki sil ktore pozwolily mi na wypchniecie maluszka po ponad dwoch godzinach parcia. Jestem pewna, ze gdybym czytala fora na temat porodow moj umysl zostalby „zaprojektowany” na myslenie typu ” jest ciezko jak pisaly, bedzie cesarka” i poddalabym sie po pierwszych trudnych chwilach parcia. Tak wiec rzetelna wiedza TAK, negatywne nastawianie sie – zdecydiwanie NIE.
Dziękuję za podzielenie się Twoją historią! <3