„95% kobiet może wykarmić swoje dziecko piersią!”

lis 29, 2016 | Karmienie | 22 Komentarze


Jeśli czasem czytujesz internetowe wojenki „karmienie piersią vs mieszanką mlekozastępczą”, to pewnie podobne hasło obiło Ci się o uszy. Adwokaci naturalnego karmienia twierdzą, że 95% kobiet jest w stanie wyprodukować odpowiednią ilość mleka dla swojego dziecka. Przyznają, że są schorzenia lub wady anatomiczne, które mogą wymagać włączenia mieszanki do karmienia niemowlęcia, ale szacują, że to znikomy odsetek populacji. Przekaz jest jasny: 95% kobiet może samodzielnie wykarmić swoje dziecko piersią.
I ja się z tym zgadzam. Faktycznie, 95% młodych matek może wykarmić swoje dziecko…
…w świecie idealnym.

W świecie, w którym każda kobieta od dzieciństwa jest otoczona kobietami karmiącymi własne potomstwo. Udane doświadczenia laktacyjne ma jej matka, babka, ciotki, kuzynki, siostry i sąsiadki. Widzi wielokrotnie, jak się przystawia noworodka do piersi, jak powinien ssać i zachowywać się w pierwszych miesiącach życia. Wie, że można karmić i z płaskimi brodawkami, i jedną piersią, a nawet dwoje dzieci na raz. Traktuje karmienie i opiekę jako coś naturalnego i oczywistego. Tymczasem dla wielu współczesnych kobiet pierwszym noworodkiem, jakiego mają na rękach, jest ich własne dziecko. Jesteśmy (myślę o osobach urodzonych w latach 80. XX w.) pokoleniem karmionym krótko bądź wcale. Nie widzimy matek karmiących na co dzień; w miejscach publicznych nieliczne kobiety chowają się w „pokojach matki z dzieckiem” lub podają butelkę.

…w świecie idealnym.

W świecie, w którym poród rozpoczyna się, gdy dziecko jest na niego gotowe (a nie dlatego, że minął abstrakcyjnie wyliczony 40. tydzień ciąży) i przebiega w swoim tempie. Bez przyspieszania, bez interwencji medycznych, kroplówek, syntetycznej oksytocyny, leków narkotycznych i znieczuleń – wszystkiego, co może opóźniać laktogenezę II (czyli to, co nazywamy nawałem) i upośledzać naturalne odruchy noworodka. W otoczeniu, które daje poczucie bezpieczeństwa, w łagodnym świetle, wśród znajomych zapachów i twarzy. Jedząc i pijąc tyle, na ile rodząca ma ochotę oraz w wygodnych dla niej pozycjach. W świecie, w którym normą jest nielimitowany, całodobowy kontaktem z noworodkiem i wspólne spanie, korzystanie z mocy dotyku skóra do skóry, możliwości wąchania malutkiej główki zamiast biernego, skrępowanego zawiniątka w śpiochach, rożkach, kocykach i czapce. W którym doświadczone kobiety przyjmujące dziecko na świat pomagają świeżoupieczonej mamie komfortowo rozpocząć jej drogę mleczną: czyli po prostu poczekać aż noworodek sam dopełznie do piersi. Bez ściskania brodawek, kręcenia głową pt. „z takimi piersiami to pani nie pokarmi”, bez zasiewania ziarna niepokoju w rozstrojonej hormonalnie matce.

…w świecie idealnym.

W świecie, w którym jesteśmy otoczone kobietami, które długo karmiły i które znają rozwiązanie powszechnych laktacyjnych problemów. Wiedzą, jak poradzić sobie z nawałem, zastojem, bólem brodawek. Od pokoleń znają moc kapusty, różnorodne pozycje, potrafią odciągnąć pokarm ręką bez skomplikowanych urządzeń. W otoczeniu wolnym od nachalnego marketingu koncernów produkujących mieszanki mlekozastępcze, siejącego dezinformację i proponującego dokarmianie jako odpowiedź na najmniejsze odchylenia od stanu przeciętnego.

…w świecie idealnym.

W świecie, w którym kobieta w pierwszych tygodniach po narodzeniu dziecka jest otaczana szczególną troską. Nikomu nie przychodzi do głowy wymagać od niej czegokolwiek więcej niż doskonalenie sztuki karmienia. W świecie, w którym ludzie wiedzą, że słowo „połóg” pochodzi od leżenia przez miesiąc w łóżku i zgrywania się z maleństwem, podczas gdy ciotki, siostry i sąsiadki zajmują się starszymi dziećmi, gospodarstwem i kuchnią.

…w świecie idealnym.

W świecie, w którym nie są tak powszechne: otyłość, cukrzyca, zaburzenia autoimmunologiczne czy hormonalne wpływające na ilość pokarmu, m.in. ze względu na tryb życia czy środowisko skażone działalnością człowieka.

…w świecie idealnym.

W świecie, w którym piersi nie są traktowane przede wszystkim jako obiekt seksualny, a źródło pokarmu dla najmłodszych. W którym kobiety nie są ofiarami molestowania i nie doznają przemocy psychicznej, która może wpłynąć na ich stosunek do własnego ciała i relację z dzieckiem. W zamian mają wsparcie ze strony ojca dziecka, jego rodziny, własnych rodziców i dalszych krewnych – ludzi, którzy rozumieją i akceptują karmienie nie tylko jako sposób na dostarczanie dziecku pokarmu, ale jako narzędzie ułatwiające tworzenie więzi i środek zaspokajający różne jego potrzeby.

Tak, w takim świecie 95% kobiet mogłoby wykarmić swoje dziecko piersią.

Ale trochę nam jeszcze do takiego świata brakuje, prawda?

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

22 komentarze

  1. Madziu, świetny post! Ja co prawda nie miałam nigdy większych problemów z karmieniem, przed urodzeniem Szpinakożercy byłam po prostu pewna, że będę karmić piersią, że to coś normalnego i że nie ma najmniejszego powodu, by się to nie udało 🙂 Ale pamiętam mój szok, gdy miałam go przystawić do piersi i kompletnie nie wiedziałam jak…spojrzałam błagalnym wzrokiem na pielęgniarkę, pomogła mi ale powiedziała „Jak możesz nie wiedzieć, jak przystawić dziecko, jesteś matką”. A skąd ja miałam to wiedzieć?
    Teraz jest to najnaturalniejsze i najprostsze na świecie, ale wtedy wydawało mi się nie do ogarnięcia.

    Niestety nie żyjemy w idealnym świecie…niestety :/

  2. Ciekawa roztoczylas wizje idealnego swiata. Troche sie zmienia na lepsze, ale daleko nam jeszcze do tego. Tez postuluje powrot do pologu, choc wiem, ze to chyba najtrudniejsze w dzisiejszym zagonionym swiecie. No bo jak, jesli mama, sasiadka, przyjaciolka tez sa czynne zawodowo. Trzeba by wrocic do takich kobiecych wspolnot.

  3. Uwielbiam to, jak piszesz. Kolejny post z humorem i prosto w sedno. Gratuluję 🙂

  4. Absolutnie się nie zgodzę. MOja mama nie karmiła, nie miałam żadnego wzoru, nie widziałam matek karmiących, po prostu chciałam. W domu nie leżałam i nie pachniałam. BYło ciężko. Położna straszyła, że nic z tego nie wyjdzie, że dziecko za mało je, za często. Po dwóch tygodni dostałam antybiotyk i miałam prawie 40 stopni gorączki przez zapalenie piersi. Dziecko nie umiało ssać, ja nie umiałam prawidłowo dostawiać. BYło cholernie ciężko i nie raz płakałam. Ale dałam radę. Poszukałam pomocy w postaci doradcy laktacyjnego. Wspierała mnie przyjaciółka, która sama nie dała rady, ale mnie wspierała. NIkt mi się domem nie zajmował. Chciałam, chciałam, bardzo chciałam. PO 4 tygodniach już było super, a potem karmiłyśmy się ponad 2 lata. łatwo jest zgonić na środowisko i otoczenie, ale to tak jak powiedzieć, że w rodzinie robotniczej nie można się rozwinąć i iść na studia.

    • Nie każda kobieta ma tyle siły i samozaparcia co Ty i o tym jest ten post. Sama napisałaś że przyjaciółce się nie udało. Może za mało miała wsparcia? Karmienie piersią to nie powinna być walka tylko natura.

      • Nie udało się – bo nie chciała więcej. Natura nie zawsze jest „lekka i delikatna” jak nie zawsze świeci słońce. Niestety lekarze nie wspierają, położne też nie. Tylko nie liczne i z własnej woli kształcą się pod naukę karmienia piersią i muszą to robić za własne pieniądze. A kobieta musi chcieć. Bardzo nie lubię, gdy ktoś po prostu się nie przyznaje i nie mówi otwarcie- poddałam się, nie chciałam zamiast tego wprowadza innych w błąd twierdząc, że mleka mało, że dziecko nie chciało. Nad tym się pracuje dokładnie tak samo jak nad relacjami. Gdyby pediatrzy i personel medyczny zwracali na to uwagę, zamiast wciskać na dzień dobry, bez pytania ulotki informacyjne o mm byłoby zupełnie inaczej – tymczasem mamy, które mówią otwarcie jak to wygląda są posądzane o fanatyzm. Smutna prawda. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt

        • A do szkoĺy to źesmy chodzili w sniegu po pas i na rekach pod gorke z kazdej strony bo trzeba twardym byc nie mietkim.

          Twoje poklady empatii maja mniejsza pojemnosc niz lyzeczka od herbaty. I to takiej lyzeczki z zestawu dla lalek.

          Idac Twoim tokiem rozumowamia to na nic nie mozna narzekac albo z niczym nie mozna miec problemow bo ktos nie ma nog albo jedzenia i sobie radzi.

          Ja karmie piersia bo ja i dziecko ma dobra fizjologie ale wiem, ze nie kazdy ma tak latwo jak ja.

          Immanentna cecha bycia czlowiekiem jest slabosc i nie nalezy sie tego wstydzic. I mowie to jako osoba przewlekle chora ale na chorobe, ktorej na pierwszy rzut oka nie widac. Gdybym stosowala soie do Twojej filozofii zyciowej (zycie to walka, trzeba byc silnym zawsze) czulabym sie bardzo winna swojej fizycznej niemocy.

          I nie polecam takiej filozofii na dluzsza mete – korytarze poradni zdrowia psychicznego sa pelne pacjentow wierzacych w cos takiego.

  5. Fajny post 🙂 Ja jednak uważam, że „chcieć to móc”. Sama żyję w tym „nieidealnym” świecie, nie byłam karmiona piersią, moja ciocia i sąsiadka też nie karmiły, znam mnóstwo opowieści o niepowodzeniach karmienia, pierwszym noworodkiem jakiego miałam na rękach było moje własne dziecko, rodziłam ze sztuczną oksytocyną… a mimo to karmię już prawie 1,5 roku i nie miałam żadnych problemów 🙂 grunt myśleć pozytywnie. A żeby nauczyć się poprawnego przystawiania dziecka, po prostu poprosiłam o pomoc położną w szpitalu 🙂 Powodzenia! 🙂

  6. Hmmm… Żyje w tym nie idealnym świecie.. I w tym też się da karmić..ale cóż i swój rozum trzeba mieć. I przede wszystkim zaufać intuicji. Informacji o kp nie dostaniesz jeśli nie bedziesz szukać. Wcisną Ci tylko ulotkę sztucznego mleka, może nawet próbkę…a w wszpitalu podadzą d iecku butlę bez Twojej wiedzy.
    Ale można wykarmic dziecko i po cc. W szpitalu. Wbrew rodzinie w której nikt nie karmil. Trzeba po pierwsze chcieć. I szukać informacji, edukować się, zaufać dziecku i wlasnemu ciału.

  7. W nieidealnym świecie trzeba mieć bardzo dużo samozaparcia i odpowiednią osobowość, żeby się uprzeć i karmić.

  8. Bardzo fajny post 🙂 Ja zawsze zakładałam, że będę karmić piersią, że to takie naturalne i właściwe. Urodziłam, zaczęłam przystawiać i pojawił się potworny ból. Zawracałam głowę wszystkim położnym i lekarzom, wszyscy mówili, że czasem boli, żeby próbować innych pozycji, że trzeba się przyzwyczaić. A mnie bolało tak, że mąż do karmienia wkładał mi koszulkę między zęby żebym nie wrzeszczała. Chodził po pokoju z płaczącym, głodnym dzieckiem, a ja odliczałam minuty, kiedy będę mogła wziąć kolejny paracetamol, żeby być w stanie przystawić dziecko i na samą myśl o tym ryczałam z bólu. Miałam tak ponacinane sutki, że krew plynęła z nich strumyczkami. Dwa tygodnie mordęgi, szukania wsparcia i pomocy i słyszenia, że musze się nauczyć, że czasem boli, takie życie.
    Moment po porodzie zauważyłam, że syn miał bardzo dziwny język, z koniuszkiem przytwierdzonym, jak płakał, tylko boki języka wysuwały mu się na zewnątrz, wyglądał jak jaszczurka. Spytałam o to położną, powiedziała, że to skrócone wędzidełko, że czasem tak bywa, że czasem może utrudniać karmienie, ale żeby sie nie przejmować. Każda jedna położna i lekarka to widziała (trudno było nie zauważyć), żadna nie potraktowała tego jako problem. Poszłam na spotkanie karmienia piersią i tylko pokazali mi inne pozycje. W końcu prywatna doradczyni laktacyjna powiedziała, żebym najpierw pojechała do kliniki przyszpitalnej, zanim ona weźmie ode mnie kasę za doradztwo. Klinika w tym samym korytarzu co porodówka, na której byłam. Powinnam była dostać skierowanie, ale miła pani zgodziła się przyjąć mnie bez niego i wszyscy w tej klinice zrobili wielkie oczy, jak zobaczyli młodego. Nie chcieli uwierzyć, że udało mi się go karmić przez 2 tygodnie. Minuta zabiegu i po problemie, karmiłam jeszcze rok i 4 m-ce (jedną piersią, bo drugiej syn nie chciał) i uwielbiałam to.
    Nie zgodę się zatem, że chcieć zawsze znaczy móc. Ja chciałam, ale gdybym nie trafiła do tej kliniki (bo je zamykają i nie przy każdym szpitalu są), gdyby pani nie przyjęła mnie bez skierowania (bo wg. przepisów nie powinna była przyjąć), gdyby, gdyby…
    Upór, samozaparcie, postanowienia to jedno, ale czasem sprawę przesądza po prostu zbieg okoliczności.

    • Dokładnie tak! Sama często wysyłam mamy na podcięcie wędzidełka i jest z tym duuuzy problem, niewiele osób potrafi zdiagnozować i chce podciąć. Gratulacje długiego stażu karmienia 🙂

  9. Witam. Każdy miecz ma dwa ostrza. Ja żyłam w ,idealnym świecie” : sama byłam dlugo karmiona, na porodówce dostałam tylko elektrolity, kontakt skóra do skóry przed przecięciem pępowiny, przystawienie prawie nagiego dziecla do piersi po zakończeniu badania dziecka- jeszcze na porodówce, położne- wszystkie pomagały przystawiać dzieci, pozwolono ( nie oficjalnie) spać z dziećmi w łóżkach, w domu pomagała mi mama i siostra codziennie. Efekt – od miesiąca walczę żeby nie dokarmiać dziecka. Teraz pomaga mi lekarz który jest doradcą laktacyjnym. Dziecko przyrasta na wadze ale ciągle za mało :/ walcze, ale z drugiej strony nie chcę zaszkodzić dziecku.

  10. Brawo!! Zgadzam się z Tobą w 100 % Mogę być takim adwokatem

  11. Mój syn ma 2,5 miesiąca i od początku toczę walkę, tak wygląda moje karmienie piersią. Najpierw długo utrzymująca się żółtaczka, w trakcie której dziecko było ospałe i mało jadło, w szpitalach karmiliśmy je odciągniętym moim mlekiem lub MM (Nie umiem dużo odciągnąć laktatorem, mąż zastępował mnie co drugi dzień w kolejnym szpitalu, bo padałam z nóg), moje 3-tygodniowe chorowanie, stres (rodzinne kłótnie), potem brak przybierania na wadze, więc znowu zaczęliśmy dokarmiać MM, żeby nie zrobić krzywdy dziecku, które po karmieniu z obu piersi ciągle płacze z głodu i wpycha sobie piąstki do buzi
    … Teraz zauważyłam, że syn jest też trochę leniwy – często przysypia mi przy piersi, pobudzanie jest średnio skuteczne, z butelki po prostu leci szybciej. Jestem po konsultacjach z dwoma doradcami laktacyjnymi, ale już coraz bardziej brak mi sił…

  12. Moja druga córka dzisiaj skończyła tydzień. I od tego tygodnia walczę. Od dwóch dni niestety muszę podawać mieszankę, bo mała trochę za mało przybiera, bo przysypia na poersi, bo nie da się jej pobudzić podczas jedzenie. Pwszem, zdarza się, że pięknie sciagnie z jednej lub drugiej piersi, ale to ciągła walka. I ból. Ból krwawiących sutków. Ból mojego ego, że oto znowu mam powtórkę z rozrywki. Przy pierwszej córce miałam ogromne problemy, walczyłam wspólnie z doradcą i po 3 miesiącach mogłam cieszyć się karmieniem, a nie kojarzyć je wyłącznie z dyskomfortem i bólem. Byłam przekonana, że teraz już wszystko wiem i nic złego się nie wydarzy, bo i co mogłoby mnie zaskoczyć… Życie, samo życie mnie dogoniło. Będę walczyć, ale wiem, że dla swojego zdrowia psychicznego nie mogę obarczac się mianem złej matki, bo podałam mm. Tak po prostu bywa w nieidealnym świecie. Dziękuję za ten przepiękny i wartościowy wpis!

  13. Ja miałam prawie idealne warunki, choć oczywiście kilka rzeczy zrobiłabym inaczej i nie pozwoliłabym na dokarmianie w szpitalu czy przerywanie ssania z jednej piersi „bo po 20 minutach musi być zmiana”. Dziecko ssało tak, że nie wiem co to popękane czy pogryzione sutki. Miałam trochę problemów przy nawale, ale też pełne wsparcie i pomoc rodziny. Przez pierwsze 4 miesiące życia młoda miała imponujące przyrosty, choć zdarzały się jej przestoje, ale szybko nadrabiała. A potem coś się zepsuło. Waga zaczęła wręcz spadać. Pediatra kazała rozszerzać dietę „bo mleko jej już nie wystarcza” a ja głupia posłuchałam. To jeszcze pogorszyło sprawę. Karmiłam jeszcze 4 miesiące. Musiałam kilka razy zostawić małą na cały dzień i tak się stało, że już nie karmię piersią wcale. Czasami jeszcze z przyzwyczajenia w nocy podam pierś, ale i z tego rezygnuję, bo produkcja już prawie żadna i młoda się denerwuje. Płaczę razem z nią, bo kp było takie szybkie i nie trzeba było wstawać z łóżka. Jedyne co mi przeszkadzało tak naprawdę to niesamowity ból piersi kiedy było chłodno i słaby wypływ mleka przez co ciągle miałam zatkane kanaliki, a córka musiała ssać dłużej żeby się najeść. Do tego młoda ma obniżone napięcie mięśniowe i to chyba przeważyło. Mimo to jestem dumna z tych 8 miesięcy kp i wiem, że następnym razem też spróbuję wykarmić dziecko.

  14. Kiedyś nie wyobrażałam sobie karmienia piersią, ale wtedy byłam małolatą, która nie myślała o ciąży, dziecku. Wszystko się zmieniło, gdy spotkałam tego faceta z którym chciałam założyć rodzinę. Udało się – zaszłam w ciążę i nagle mi się odmieniło. Nagle zaczęło mi zależeć na porodzie sn, na karmieniu piersią. Miałam szczęście, że została mi polecona bardzo dobra położna, ze świetnym podejściem do maluchów, do kp. Myślę, że dużo jej zawdzięczam. Nie namawiała mnie do niczego, nie naciskała, ale dobrze wytłumaczyła i dzięki temu karmimy się już 2 miesiące i mamy nadzieję na „jak najdłużej” 🙂 Uważam też, że duży wpływ miało na mnie to, że wytłumaczyłam sobie, że jak moja mama i siostra dobrze przeszły przez porody sn i przez kp, to i ja dam radę, bo taka jest genetyka, natura. Dużo zależy od nas, od tego co mamy w głowie, jak bardzo jesteśmy zdeterminowane. Mi było ciężko przez 6 tygodni,, dopiero po tym czasie zaczęłam się cieszyć naszą drogą mleczną 😉 myślę, że wszystko jest do przejścia, tylko potrzebne jest wsparcie i fachowa pomoc np. tak jak w moim przypadku położnej z rzetelną wiedzą 🙂

  15. Przeczytałam post, wszystkie komentarze i ryczę… Nie wiem który to już raz kiedy wylewam łzy, że mam tak pod górkę. Tak bardzo Wam zazdroszczę. Walczę jak lwica, żeby chociaż dociągnąć do pół roku karmienia piersią mojej córeczki. Od 2 tygodnia jej życia muszę dokarmiać mm. Zaufałam położnej zamiast sobie i nie mogę rozhuśtać laktacji. To już nie 4 miesiąc kiedy próbujemy odejść od butelki… Teraz z pomocą systemu Medeli. Nie udało mi się trafić do dobrej CDL, czuję że zawiodłam. Jest mi z tym tak bardzo źle…

  16. Idealnie napisane.
    Mam troje dzieci. Przy dwóch corkach zbyt szybko się poddała, miala m za dużo doradców w postaci mam, tesciowych i innych. ” Za chude mleko masz”, ” ” nie najada sie” i tym podobne.
    Mój synek ma 3.m-ce. Porod mieliśmy ciężki, w ciazy miala m cukrzyce, ciśnienie i niedoczynność tarczycy. Byłam klebkiem nerwów, że moje dziecko urodzi chore.
    W szpitalu zostaliśmy 4 doby ponieważ dziecko miało zoltaczke.
    W drugiej sobie, konkretnie w nocy syn mocno płakał. Bardzo. Przystawianie do piersi wychodziło nam naprawdę sprawnie. Już byłam bogatsza o wiedzę z zakresu laktacji. Zmierzam do tego, że byłam zrozpaczona, zalana łzami, zestresowana i z połamaną kością ogonowa. Przyszła położna i pyta „CZEGO TAK SIE DRZE, wytrzymac nie mozna”.Ja Machnelam tylko ramionami. Wyszła i wróciła za chwile. Z BUTELKA! I mówi do mnie, że dokarmiac to trzeba bo się drze…

    Drogie Panie. Nie poznałam siebie. Tak bardzo pragnąłam karmić naturalnie, wiem jak się przy corkach skończyło dokarmianie. wycedzilam przez żeby, że jak mi tylko dotknie ta butelka do ust dziecka to nie ręczę za siebie. Żeby w ogóle do niego nie podchodzilaa, a jeśli ma jakieś zastrzeżenia to proszę o lekarza..
    Nie wróciła już do mnie. Po obchodzie porannym.przyslano mi.psychologa ?

    Bywa ciężko, było ciężko bo synek dosłownie ” wisi” przy piersi, ale myślę, tłumacze sobie, że tym razem się nie poddam.

  17. Zazdroszczę kobietom, którym udało się karmienie albo nie miały z tym problemu. Jednak Drogie Mamy, nie zawsze chcieć to móc. Z pierwszym dzieckiem chciałam a mimo to przez 8 miesięcy zdołałam jedynie utrzymać dodatek swojego mleka, potem musialam sie leczyć sama, wyjechać na 2 tygodnie i laktacja się skończyła. Z drugim, radośnie i pozytywnie zaczęłam prawidłowe karmienie w szpitalu, 2 doby bez dodatku mm, mały stracił 400g, badania miał fatalne…i co, nie dokarmiać? Zagłodzić? Teraz syn ma miesiąc i jest bardzo trudno, mam zaprzyjaźnioną doradczynię laktacyjną i mimo to męczymy się oboje. Myślę że te z Was, które mają szczęście, nie powinny tak surowo oceniać innych mam. Wiele się stara a jednak są czynniki znane lub nieznane które utrudniają lub uniemożliwiają skuteczne karmienie piersią, mimo wielkiego zaangażowania. Ja mam szacunek dla każdej która próbuje, a wobec siebie stale poczucie winy.
    Trzeba ponad to pamiętać, że karmienie w odleglej nawet przeszłości wyglądało tak, że zawsze byly matki ktore albo dokarmialy, albo korzystały z mamek, albo dzieci umieraly..niestety natura tak eliminuje problemy, a teraz taki problem już nie istnieje.
    Pozdrawiam wszystkie mamy.

  18. A ja się nie zgodzę. Owszem moja mama i babcia karmiły piersią ale ja tego nie widziałam. Kuzynka karmiła piersią ale ja tego nie widziałam bo mieszkam za granica, poza tym ona akurat miała ciężkie początki.
    Fakt ze na szkole rodzenia mówili ze prawie każda mama może karmić i przekazali dobre podstawy wiedzy o laktacji.
    Ale ja po prostu nigdy nie kwestionowałam jakości swojego mleka, nigdy nie pomyślałam ze jak dziecko płacze to wina mojego mleka itp.

GRUPA DLA SPECJALISTÓW

BEZPŁATNY WYKŁAD

Wykład online „Gdy maluch urodzi się chory”

TEMATY

AKTUALNOŚCI

Kup dostęp do nowego szkolenia o śnie!

Książka, która dostarczy Ci wiedzy i zapewni spokojny start w macierzyństwo.