Idealna temperatura do snu – jak schłodzić sypialnię?

Idealna temperatura do snu – jak schłodzić sypialnię?

Nie potrzeba upałów, aby mieć w sypialni temperaturę znacznie wykraczającą poza optymalną do snu. Gdy w trakcie indywidualnych konsultacji odwiedzam niektóre mieszkania w nowym budownictwie, szeroko otwieram oczy ze zdumienia. Są miejsca, w których rodzina przez całą zimę chodzi w krótkim rękawku, a na termometrze widnieje dumne 24 stopni Celsjusza – i to mimo zakręconych kaloryferów! Koszmar, biorąc pod uwagę, że według naukowców optymalna temperatura do snu dla osoby ubranej w piżamkę zawiera się w przedziale nawet między 16 a 19 stopni Celsjusza [1]. Im cieplej, tym sen staje się płytszy, a ludzie mają większe problemy z wieczornym i każdym ponownym zaśnięciem. Co więc można zrobić, by mimo upałów, nasze dziecko spało lepiej? Jak schłodzić sypialnię?

1. Kupić/ założyć klimatyzator – najprostsze, choć najkosztowniejsze rozwiązanie. Nie tylko z uwagi na cenę sprzętu, ale przede wszystkim na jego prądożerność. Wstępne poszukiwania można zacząć w internecie, ale warto porozmawiać na temat wyboru konkretnego modelu z fachowcem, zwłaszcza jeśli chodzi o łatwość eksploatacji i czyszczenia. Nieodpowiednio konserwowany klimatyzator jest siedliskiem różnych niefajnych stworzeń groźnych dla zdrowia.

2. Założyć rolety zewnętrzne lub zaciemniające rolety i zasłony wewnętrzne – opcja dla osób, których sypialnia jest jasna i w dużym stopniu za podnoszenie się temperatury odpowiada nagrzewanie się pomieszczenia od słońca. Pozostawienie zasłoniętych okien przez całą dobę lub przynajmniej większą jej część nie tylko nie pozwala podnieść się temperaturze do jakichś absurdalnych wartości, ale również pozwala uratować trochę porannego snu. Jeśli macie w domu skowronka, który budzi się wraz z pierwszymi promieniami słońca przed 4 rano, całkowite zaciemnienie pokoju może pozwolić całej rodzinie pospać trochę dłużej. Opcja tymczasowa lub przydatna podczas nocowania poza domem: przenośna zasłona zaciemniająca na przyssawki (klik!) albo czarne worki foliowe lub folia aluminiowa i taśma klejąca. Tylko pamiętajcie, że to opcja na noc, a nie na drzemki (a dlaczego, o tym pisałam już kiedyś tutaj).

3. Włączyć wentylator (a czasem postawić coś jeszcze) – przy ekstremalnych upałach sam wentylator to za mało. Sposobem na podbicie jego mocy i dodatkowo odpowiednie nawilżenie powietrza w pokoju jest wykorzystanie:
a) suszarki z mokrym praniem postawionej przed wentylatorem;
b) ręcznika zawiniętego jak cukierek z kostkami lodu w środku wraz z miską pod spodem na kapiącą wodę + wentylator za ręcznikiem
c) duży płytki półmisek wypełniony kostkami lodu postawiony przed wentylatorem.
Kontrolujcie wilgotność – powinna ostylować w zakresie 40-60%. W tropikach (gorąco i wilgotno) nie będzie Wam przyjemnie. Warto wiedzieć, że stosowanie wentylatora zmniejsza ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej niemowląt.

4. Zrobić przeciąg – przynajmniej na tę część nocy, w której na dworze jest jeszcze dosyć ciemno (patrz punkt 2). Niektórzy polecają powieszenie mokrej tkaniny (ręcznik, prześcieradło) w świetle otwartego okna, aby schładzała i nawilżała wpadające powietrze. Nie zapomnij o moskitierach!

5. Pozdejmować wszystko, co blokuje swobodny przepływ powietrza – ochraniacze na szczebelki, poduszki, baldachimy czy maskotki. Każdy luźny materiał nie tylko zwiększa ryzyko śmierci łóżeczkowej u niemowląt, ale u dzieci w każdym wieku blokuje cyrkulację powietrza, zwiększając jego temperaturę oraz zawartość CO2 w okolicach głowy malucha. Oba te czynniki mogą sprawiać, że sen staje się płytszy.

6. Przenieść materac na podłogę lub spać na parterze – ciepłe powietrze ucieka do góry, dlatego zmiana sypialni na pokój na parterze albo przełożenie materaca dziecka lub Waszego bezpośrednio na podłogę, może sprawić, że będzie Wam nieco chłodniej.

Jeśli macie jakieś inne pomysły na obniżenie temperatury w sypialni, o których nie wspomniałam, podzielcie się nimi, proszę, w komentarzu. Może uratujecie wyczerpanej matce trochę snu – a za to są specjalne punkty do nieba, serio!

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, nie zapłacisz więcej, ale właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

 

Masz dość wielogodzinnego usypiania dziecka? Mam dla Ciebie szkolenie „Rytuał wieczorny"!

Dlaczego High Need Babies nie wyginęły (i dlaczego aktualnie trudno być matką)?

Dlaczego High Need Babies nie wyginęły (i dlaczego aktualnie trudno być matką)?

Kiedy uczestniczę w różnych dyskusjach na temat tego, dlaczego współczesne niemowlaki zachowują się, jakby nadal nie wyszły z jaskiń (czyli na przykład stan rozdzielenia od matki, gdy wyszła zrobić siku, traktują jako śmiertelne zagrożenia ze strony tygrysów szablozębnych i krzyczą wniebogłosy), często pojawia się bardzo rozsądne pytanie:

Dlaczego High Need Babies nie wyginęły?

Innymi słowy: jak to się stało, że przez tyle dziesiątek tysięcy lat dobór naturalny nie sprawił, że geny odpowiedzialne za bardziej wymagający temperament nie odeszły w niepamięć? Że hajnidy dożywały dorosłości i przekazywały swoje genetyczne wyposażenie dalej, kolejnym pokoleniom? Przecież to nie trzyma się kupy – niemowlak budzący się z płaczem w nocy niechybnie ściągnąłby na kark społeczności wrogie plemię lub drapieżniki. Swoim marudnym zachowaniem w ciągu dnia, koniecznością ciągłego zabawiania, rozpoczynaniem dnia o samiutkim świecie robiłby z rodziców chodzące zombi. Ludzie, ja nie mam czasu zjeść kanapki, jak miałabym samodzielnie znaleźć i przygotować pożywienie i wodę?  Jak to możliwe, że młodzi rodzice za czasów jaskiniowych nie zostawali zmuszeni do zostawienia takiego jęczybuły w pierwszych dniach po porodzie w pierwszych lepszych zaroślach, dla dobra własnego, starszych dzieci i reszty członków społeczności? Jak to to się uchowało, no?

Wywód brzmi baardzo logicznie, ale nie bierze pod uwagę jednej istotnej rzeczy: prawdopodobnie High Need Babies nawet zaledwie kilka wieków temu nie zachowywały się tak, jak współczesne HNB. Dlaczego?

Przez 99% czasu, od kiedy istnieje nasz gatunek, organizował się on w społeczeństwa łowiecko-zbierackie. To naturalna dla człowieka forma życia, do której jesteśmy biologicznie przystosowani.

W takich społecznościach na jedno dziecko przypada około czworo dorosłych. W niektórych tradycyjnych plemionach jednym niemowlęciem opiekuje się na zmianę siedmioro osób, w innych nawet czternaścioro (na przykład w plemieniu Efe) [1]. Ojcowie w społeczeństwach tradycyjnych więcej angażują się w opiekę niż zachodnioeuropejscy tatusiowie. Poza rodzicami, w opiece, zabawianiu i pocieszaniu malucha biorą na co dzień udział babcie dziecka, dziadkowie, ciotki i wujkowie, kuzynostwo bliższe i dalsze, a także starsze rodzeństwo malucha. To nie luksus, to biologiczna konieczność. Kobieta w ciąży lub karmiąca matka nie jest w stanie samodzielnie wykarmić siebie i dziecka i korzysta z pomocy innych członków społeczności (to samo tyczy się zresztą mężczyzn, którzy również dzielą się swoimi łupami, a w razie niepowodzenia otrzymują pożywienie od innych) [2]. Gdy jej dziecko podrasta, to ona pomaga swojej siostrze, kuzynce, a potem córce. Babcia ze strony matki jest kluczowym ogniwem w wielu społecznościach; jej obecność w niektórych warunkach środowiskowych zmniejsza ryzyko śmierci niemowlęcia aż o połowę [3].

U Efe czteroipółmiesięczne niemowlę aż 60% czasu spędza w ramionach osób innych niż matka, choć badacze zauważyli, że marudne dzieci są z matkami więcej niż te pogodne z natury [4]. Zajmowanie się niemowlakiem zdarza się nie tylko, kiedy jest on najedzony i zadowolony. W południowoafrykańskim plemieniu !Kung płaczące dziecko zaledwie w połowie przypadków jest pocieszane wyłącznie przez matkę. W 50% sytuacji to inna osoba sama lub razem z matką reaguje na płacz niemowlęcia [5]. Robi to szybko, zwykle w ciągu pierwszych 10 sekund marudzenia, a jeśli jej zabiegi nie dają efektu, oddaje malucha mamie.

Kto ma hajnida, ten wie, że bardzo często ten typ włącza tryb demo, gdy przychodzą goście. Prowokuje to wyrzuty odwiedzających: „Czego wy chcecie od tego dziecka? Wesołe, zadowolone, śpiewa, gada i zaczepia”. Małe dzieci między innymi dlatego najgorzej zachowują się przy matce (o czym pisałam tutaj), bo nadzwyczajnej nudzą się z tą samą, umęczoną twarzą w tych samych, opatrzonych już ścianach. W tradycyjnej wiosce, otoczone naturalną stymulacja społeczną składającą się z migających przed oczami coraz to innych, zagadujących przyjaźnie twarzy i różnorakich głosów oraz zapachów, dotykanie, noszone i gilgotane przez wiele osób, mogły być w tym trybie demo niemal nieustannie. Pisałam już o tym trochę w tekście Niemowlęta płaczą z nudów.

Maluchy kiedyś noszone były od urodzenia, nie tylko przez matkę i nie tylko w okresie „czwartego trymestru” (wówczas przez 90% czasu), ale także jeszcze długo po pierwszych urodzinach (w połowie drugiego roku życia dzieci z !Kung nadal przebywają w kontakcie fizycznym z innymi ludźmi przez 42% czasu na dobę) [5]. Niemowlęta amerykańskie tyle samo rozmawiają ze swoimi opiekunami co Buszmeni czy dzieci z Gwatemalii, ale znacznie rzadziej są przez nich dotykane i noszone [6].  Problem ze znienawidzonymi przez hajnidy wózkami, które odcinają dziecko od kontaktów społecznych, stymulacji zmysłu dotyku, równowagi i czucia głębokiego, nie istniał.

W żadnym zbadanym społeczeństwie tradycyjnym niemowlęta nie sypiają w osobnych pomieszczeniach, a tylko w 21% w osobnych łóżkach. Nikt też nie siedzi długo wieczorami scrollując Facebooka, a więc poranne pobudki latorośli przyjmowane są z większym spokojem. Zwykle aż do momentu odstawienia od piersi, który następuje około 3,5 roku lub później, dzieciaki są karmione na żądanie, także w nocy. Jeśli uważasz, że to Twoje niemowlę wisiało przy piersi, zważ, że w plemieniu !Kung dzieci w wieku od 3 miesięcy do 2,5 roku ssą pierś matki przeciętnie co 13 minut (tak, MINUT) [7]. U Efe normą jest pozwalanie na karmienie własnego niemowlaka przez inne kobiety, a nawet przystawianie dziecka do piersi przez kobiety, które już nie karmią albo jeszcze nigdy nie karmiły – w ramach bycia smoczkiem-uspokajaczem [8]. Dzięki temu nawet dziecko karmione wyłącznie piersią może być na dłuższą chwilę zostawione bez odciągniętego mleka mamy.

Wcale się nie dziwię, że nawet High Need Babies mogły być w takich okolicznościach przyrody całkiem znośne. A i matki, mając tyle rąk do pomocy i tylko jeden obowiązujący wzorzec rodzicielstwa, bardziej wyluzowane.

Powiecie, że niemowlęctwo to jeszcze da się zrozumieć – noszą, karmią i wspólnie śpią. Ale co ze starszymi dziećmi? Organizowaniem zabaw, wspieraniem rozwoju?

Dwuletnie i starsze dzieci „w naturze” biegają w zróżnicowanych wiekowo gromadach – dorośli nie muszą zapełniać im cały dzień pełny megaedukacyjnych zabaw neurorozwojowych. Uczą się poprzez swobodną obserwację i spontaniczne dołączanie do zajęć, którymi zajmują się starsi członkowie plemienia, niekoniecznie wyłącznie rodzice. Na biegające tu i tam maluchy zwracają uwagę nie tylko kilka lat starsze koleżanki i koledzy, ale wszyscy inni członkowie społeczności [9]. Wedle zasady Majki Jeżowskiej Wszystkie dzieci nasze są – skoro każdy członek plemienia jest ze mną bliżej lub dalej spokrewniony, na poziomie biologicznym chcę go ochraniać, aby przekazał cząstkę moich genów. Pokłosiem tego zjawiska jest irytujące nas do dziś zjawisko wtrącania się obcych ludzi pt. „a gdzie to dziecko ma czapeczkę”, o czym szerzej pisałam tutaj.

To, co jest dodatkowo wykańczające w opiece nad wymagającymi dziećmi, czyli niewielka różnica wieku między maluchami, nie występuje w pierwotnych społecznościach. Mimo braku nowoczesnej antykoncepcji, kolejne ciąże nie zdarzają się raczej rok po roku. Częste karmienie, o którym wspominałam, jest sposobem na znaczne opóźnienie powrotu płodności i odpowiada za stosunkowo długie odstępy między kolejnymi dziećmi. Młodszy braciszek lub siostrzyczka pojawia się, gdy starszak ma przeciętnie 3-4 lata [10].

Sytuacja, w której wiele z nas jest, czyli taka, że jedna osoba zajmuje się sama dzieckiem albo dziećmi przez niemal całą dobę NIE JEST sytuacją naturalną. Nic dziwnego, że bywa nam w niej bardzo trudno. Realna pomoc i wsparcie, w tym w opiece nad dzieckiem choćby na krótki czas codziennie (rodziny, sąsiadów, znajomych, niani, klubiku dziecięcego, dobrego żłobka), jest bardzo ważna dla zachowania zdrowia psychicznego matki, ojca i często również dobrze wpływa na wymagające dziecko.

High Need Babies nie wyginęły, bo opieka nad nimi, rozłożona na wiele osób (tzw. alloparenting), była znacznie mnie obciążająca niż obecnie. Inne były też wymagania wobec kobiet, matek, partnerek; nie bombardowano nas sprzecznymi wizjami rodzicielstwa, nie wymagano, abyśmy na wszystkim się znali i kwestionowali słowa ekspertów, sprawdzali: słoiczki czy gotowanie, chwalić czy nie chwalić, sadzać na nocniku czy czekać aż zacznie wołać (a to tylko pierwsze z listy niekończących się matczynych dylematów…).

W ciężkich chwilach spójrzcie proszę na siebie z wyrozumiałością. Miejcie z tyłu głowy, że nasze społeczeństwo jest bardzo niedostosowane do naszych potrzeb –  potrzeb ludzi, których ciała i umysły są nadal dziesiątki tysięcy lat przed naszą erą.

Korzystałam także z książek: Peter Gray „Wolne dzieci” Wydawnictwo MiND 2015 oraz Sarah Hrdy „Mothers and others” Harvard University Press 2011.

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Wygraj udział w warsztatach online  + 5 najbardziej absurdalnych mitów o śnie, jakie ostatnio usłyszałam

Wygraj udział w warsztatach online + 5 najbardziej absurdalnych mitów o śnie, jakie ostatnio usłyszałam

Rozpoczęła się sprzedaż 2 edycji warsztatów online „Dbanie o dobre spanie niemowląt – w duchu Rodzicielstwa Bliskości”. Są dedykowane rodzicom niemowląt do 9 miesiąca życia oraz osób spodziewających się dziecka. W sumie to 2 webinary po dwie godziny każdy (9 i 16 czerwca) – można je obejrzeć na żywo lub odtworzyć sobie później, ponieważ po zakupie otrzymujecie dostęp do nagrań do końca 2017 roku.

OD DZISIAJ  TRWA KONKURS, W KTÓRYM MOŻNA WYGRAĆ UDZIAŁ W WARSZTATACH!

Co trzeba zrobić? Wystarczy do 8 czerwca 2017 (czwartek) do godz. 18:00 napisać w komentarzu na Facebooku lub pod tym artykułem, dlaczego chcesz wziąć udział w kursie online „Dbanie o dobre spanie niemowląt”? Forma dowolna: proza, poezja, rysunek, zdjęcie, video – doceniam kreatywność 🙂

Wyniki zostaną ogłoszone 8 czerwca 2017 o 21.00 na blogu.

Tutaj znajdziesz regulamin: REGULAMIN

 

Jeśli się zastanawiacie, czy warto, to może przekonają Was opinie uczestniczek pierwszej edycji (z anonimowej ankiety, więc nie musiały mi słodzić 😉 ):

Pisanie bloga, prowadzenie transmisji na Facebooku i cała moja internetowa działalność daje mi ogromnie dużo satysfakcji, ale co tu dużo mówić… Uwielbiam warsztaty i konsultacje na żywo! Kiedy siedzę z rodzicami twarzą w twarz i opowiadają swoje historie, na przykład u kogo już byli i jakie otrzymywali porady na temat snu ich dzieci, czasem tylko wymownie przewracam oczami, czasem wybucham śmiechem, a czasem moja ręka automatycznie kieruje się w stronę czoła, by wykonać solidnego facepalma. Wydawałoby się, że niewiele może mnie już zaskoczyć, a jednak kolejne mamy i ojcowie podrzucają mi coraz to nowe kwiatki do mojego bukietu sennych absurdaliów. Oto pierwsza piątka moich faworytów:

(więcej…)