Jak sprawić, żeby dzieci CHCIAŁY się dzielić?

Jak sprawić, żeby dzieci CHCIAŁY się dzielić?

 

Niezależnie od tego czy macie w domu dwójkę lub więcej dzieci, czy też jedno, z którym chodzicie do osiedlowej piaskownicy, dzielenie się to zawsze gorący temat.

Zastanawiając się, jak zachęcić swoje dzieci do dzielenia się, pamiętajmy, że chodzi nam o to, by dziecko CHCIAŁO się dzielić (nie, żeby czuło, że musi). Co sprawia, że najchętniej dzielimy się my, dorośli? Czego potrzebujemy? Czy mielibyśmy ochotę powierzyć swoją własność komuś, kto zabrał ją bez pytania albo wtedy, gdy inni zmuszają nas do tego? Czy łatwo byłoby podzielić się czymś, co jest dla nas wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, a do tego nie mamy pewności, że zostanie oddane w nienaruszonym stanie? To właśnie dlatego dzielenie się nie przychodzi dzieciom łatwo.

Największą motywacją przedszkolaka jest…

Wspólna zabawa! Kiedy dziecko chce się bawić z drugą osobą, zaczyna widzieć potrzebę dawania swoich rzeczy tej osobie. Czy mogę razem robić babki z piasku, jeśli nie podzielę się żadną foremką? Czy mogę razem rysować, jeśli nie podzielę się żadną kredką ani kawałkiem papieru?

Najłatwiej jest się dzielić dzieciom cztero-, pięcio-, sześcioletnim. Dzieci w tym wieku często mają bardziej rozbudowane scenariusze zabaw, które wymuszają dzielenie się, bo do zabawy jest potrzebne inne dziecko. Ktoś gra ze mną Kenem, kiedy ja jestem Barbie. Ktoś jest Zygzakiem McQueenem, kiedy ja jestem Złomkiem. Takie zabawy zachęcają do dawania komuś w ręce mojej własności po to, żeby można było wspólnie się bawić. Dlatego w tym wieku dzielenie się przestaje być takim dużym problemem.

Jak to wygląda u młodszych dzieci?

Dzieci zaczynają odkrywać własność w wieku mniej więcej półtora roku. Ich pojęcie własności odbiega jednak od naszego: za “swoją” zabawkę równie często uznawane są te przedmioty, którymi maluch chciałby się bawić – nierzadko tylko dlatego, że teraz robi to ktoś inny :).

W wieku dwóch – dwóch i pół roku dzieci bardzo mocno eksperymentują z tym, że coś jest tylko moje. Swoim zachowaniem mówią innym dzieciom masz tego nie dotykać, nie wolno się tym bawić, nic ci nie dam, niczym się nie podzielę.

Dzieci w wieku trzech i pół, czterech lat zaczynają otwierać się na to, że jest jednak fajnie, kiedy ktoś weźmie coś mojego, bo można to robić razem.

 

Oczywiście możecie pokazywać młodszym dzieciom korzyści z dzielenia się. Zamiast mówić Musisz się dzielić, zauważajcie:

  • Dziewczynka bawi się twoją zabawką i się cieszy, tak?
  • Podobało ci się, że mogliście się razem pobawić? 

Pokażcie jak fajnie było budować i bawić się razem oraz że przedmiot powrócił do swojego właściciela.

Zaglądajcie na blog. Niebawem kolejne wskazówki dotyczące dzielenia się.

 

Autorką tego artykułu jest Karla Orban – psycholog, trenerka empatycznej komunikacji, a prywatnie mama trojga dzieci.

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem:

Czy dwujęzyczność opóźnia rozwój mowy?

Czy dwujęzyczność opóźnia rozwój mowy?

 

Fakty i mity krążące wokół wielojęzyczności to jeden z najpopularniejszych tematów poruszanych przez specjalistów z całego świata, zajmujących się popularyzacją wiedzy z tego obszaru. W artykułach, wywiadach, webinarach i postach na mediach społecznościowych eksperci starają się rozprawić z przykrym w skutkach pokłosiem przestarzałych, nierzetelnych badań i walczą ze zniekształconymi wyobrażeniami na temat wielojęzyczności dzieci, prezentując w odpowiedzi twarde fakty. Mimo że temat jest tak powszechnie omawiany, wokół wielojęzycznego wychowania nadal krąży wiele niebezpiecznych mitów. 

 

„Moje dziecko jeszcze nie mówi”

Jeden z nich jest w mojej ocenie wyjątkowo niebezpieczny i wymaga osobnego komentarza. „Moje dziecko jeszcze nie mówi”– widuję to zdanie w przeróżnych formach na grupach i forach dedykowanych rodzicom wielojęzycznych dzieci. I o ile zgłoszeń problemów z rozwojem mowy u dzieci jest wiele i są one przeróżne, o tyle odpowiedzi na nie zazwyczaj krążą wokół jednego stwierdzenia: „No tak, to normalne, przecież wielojęzyczne dzieci zaczynają mówić później”. Otóż nie ma badań naukowych, które potwierdzałyby związek między dwu- czy wielojęzycznością a opóźnieniem rozwoju mowy u dzieci. Tak więc wielojęzyczność NIE opóźnia rozwoju mowy. 

 

Co ma grypa do dwujęzyczności?

Ktoś powie „Jak to? Przecież córka mojej koleżanki jest dwujęzyczna i zaczęła mówić bardzo późno!”. OK, a dwujęzyczna córka mojej zachorowała na grypę. Czy to oznacza, że dwujęzyczność osłabia układ odpornościowy albo że zwiększa ryzyko zachorowania na grypę? No nie. Wiem, że to bardzo przejaskrawiony przykład, ale liczę na to, że może dzięki temu zostanie komuś w pamięci. Zaburzenia (w tym opóźnienia) rozwoju mowy występują zarówno u dzieci jednojęzycznych, jak i dwu-/wielojęzycznych i tych drugich wcale nie dotykają częściej. Tak samo jak na grypę chorują dzieci jedno- i wielojęzyczne, tak i opóźniony rozwój mowy może wystąpić i u jednych, i u drugich. 

 

Czy mowa mojego dziecka rozwija się prawidłowo?

Czy to znaczy, że rozwój mowy u dzieci dwu-/wielojęzycznych jest taki sam jak u tych, posługujących się jednym językiem? Nie, rozwój mowy dzieci wielojęzycznych różni się od rozwoju mowy jednojęzycznych maluchów pod wieloma względami, ale tzw. „kamienie milowe” KLIK pojawiają się u wszystkich dzieci w tym samym czasie, niezależnie od tego, jakie i ile języków mają w swoim najbliższym otoczeniu. Dodatkowo warto podkreślić, że normy rozwojowe dotyczące dziecięcej mowy są dość szerokie, więc porównywanie swojego dziecka z innym mija się z celem. Warto sprawdzić, co i kiedy tak naprawdę dziecko powinno osiągnąć w zakresie mowy, aby mieścić się w normie rozwojowej, i bazować tylko na tej podstawie. Jeżeli więc u Twojego dziecka występuje opóźnienie rozwoju mowy bądź coś Cię w jego rozwoju językowym niepokoi, to zgłoś się do logopedy (najlepiej takiego, który w swojej praktyce zajmuje się dziećmi dwu-/wielojęzycznymi i ma zaktualizowaną wiedzę na temat wielojęzyczności). 

Niestety mit dotyczący opóźnień rozwoju mowy u dzieci dwu- czy wielojęzycznych to nie tylko frazes powtarzany przez osoby, których temat wielojęzyczności zupełnie nie dotyczy. Czyha niekiedy także w gabinecie specjalisty (logopedy, psychologa, pedagoga, lekarza). Wiedza o rozwoju dzieci wielojęzycznych jest nadal wiedzą niszową w Polsce, dlatego z niebezpieczeństwem niewłaściwych zaleceń porzucenia jednego z języków czy przypisywaniem problemów z rozwojem językowym dwujęzyczności możesz spotkać się nawet w kontakcie ze specjalistą. 

 

Niebezpieczny mit

Dlaczego właśnie ten mit jest tak niebezpieczny w skutkach? Między innymi dlatego, że może opóźnić wykrycie prawdziwej przyczyny problemów z rozwojem mowy dziecka. Jeśli przyczyna, bez pogłębionej diagnozy, zostanie przypisana dwu- czy wielojęzyczności, to dalsze działania diagnostyczne zostaną porzucone, a prawdziwe przyczyny problemów nie zostaną rozwiązane i będą się pogłębiać. Dodatkowo wiara w ten krzywdzący mit może prowadzić do zaprzestania używania jednego z języków i rezygnacji z dwujęzyczności, która przy prawidłowej diagnozie i terapii miałaby szansę normalnego rozwoju. 

 

Nieważne więc, czy jesteś specjalistą pracującym z dziećmi, rodzicem dziecka dwu-/wielojęzycznego, dopiero planujesz wprowadzenie dziecka na wielojęzyczną drogę czy też po prostu masz w swoim otoczeniu dziecko otoczone więcej niż jednym językiem – zapamiętaj i podaj dalej, że dwu-/wielojęzyczność nie opóźnia rozwoju mowy. Jeśli takie opóźnienie występuje, to przyczyny są inne i koniecznie należy ich szukać w procesie diagnozy logopedycznej. Może to właśnie dzięki Tobie jakieś dwu-/wielojęzyczne dziecko uniknie przykrych skutków tego niebezpiecznego mitu?

 

 

Autorką tego artykułu jest mgr Anna Demirel – psycholożka, specjalizująca się w wielojęzyczności i wielokulturowości. Będzie ekspertką w kolejnej odsłonie klubu online dla rodziców Parentflix.

 

Chcesz otrzymywać darmowe treści o wielojęzyczności? Dołącz do newslettera przygotowanego przez Annę Demirel:

Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

 

Mimo porządnego przygotowania, przy rozszerzaniu diety mojej córce, które to rozpoczęłam w 2015 roku, popełniłam mnóstwo błędów. Można by powiedzieć, że zrobiłam to, żebyś Ty nie musiała ich już popełniać. Dzielę się z Tobą nimi oraz wnioskami, które z tych błędów wyciągnęłam.

Być może już słyszałaś, że nie trzeba czekać aż dziecku wyrosną pierwsze zęby, żeby rozpocząć rozszerzanie diety. Pierwsze zęby, które  dzieciom, czyli siekacze (jedynki, dwójki), służą do chwytania i odgryzania/ odcinania pożywienia. Zęby, które de facto służą do żucia, czyli zęby trzonowe (czwórki, piątki), wyrastają najpóźniej. Innymi słowy na liście oznak gotowości do rozszerzania diety nie ma posiadania zębów. Wynika to z tego, że niemowlaki całkiem dobrze radzą sobie z pokarmami stałymi i żuciem dzięki posiadaniu twardych dziąseł. Jeśli kiedykolwiek włożyłaś palec do buzi niemowlaka, to pewnie wiesz, że te dziąsła potrafią nieźle ukąsić. Jednak to, że nie musimy czekać na pojawienie się zębów nie oznacza, że możemy podać niemowlakowi jakikolwiek twardy pokarm i on na pewno sobie z tym pokarmem poradzi.

Czas na błąd, który popełniłam.

Otóż nie sprawdziłam czy przekąska, którą podaję mojej córce, ma odpowiednią dla niej konsystencję.

Kupiłam specjalne wafelki ryżowe dla niemowlaków. Wafelki były oznaczone jako zalecane dzieciom od 8 miesiąca życia. Moja córka miała już 10 miesięcy, więc myślałam, że są dostosowane do dzieci w tym wieku – również dla dzieci, które nie mają zbyt dużo zębów. Moja córka była wtedy posiadaczką zaledwie dwóch zębów.

Mój błąd polegał na tym, że nie spróbowałam tych wafelków, zanim podałam je córce… A ona już pierwszym włożonym do buzi wafelkiem zadławiła się! Dobrze, że znałam zasady pierwszej pomocy i potrafiłam jej udzielić, bo mogłoby się skończyć różnie…

 

Jaka jest różnica między zakrztuszeniem a zadławieniem?
  • Często reagujemy panicznie i gwałtownie na zakrztuszenie, które jest głośnym zjawiskiem. Zakrztuszenie to jest taka sytuacja, w której kawałek jedzenia znalazł się gdzieś z tyłu gardła. Dziecko otwiera buzię, wysuwa język i próbuje go odkrztusić. Maluch kaszle, pluje, robi się czerwony. Czasami kończy się to nawet na wymiotach. I dopóki dziecko się krztusi, i słyszysz, że próbuje sobie poradzić z tym pokarmem, to nie należy mu pomagać. Nie trzeba dziecku kazać podnosić rąk do góry, nie należy go nagle wyciągać z krzesełka, klepać po plecach i robić innych, gwałtownych ruchów. Siedzimy, patrzymy, pozwalamy dziecku odkrztusić ten kawałek pokarmu samodzielnie.
  • Natomiast przy zadławieniu dziecko potrzebuje pomocy. Cały problem polega na tym, że dzieci dławią się cicho. Zadławienie polega na tym, że kawałek pokarmu znalazł się tak głęboko w jamie ustnej dziecka, że dziecko może nie być w stanie kasłać, nie jest w stanie odkrztuszać, nie wydaje żadnych dźwięków. Dziecko robi się blade, a po chwili wręcz sine. To jest moment, w którym dziecko potrzebuje naszej pomocy.

Dlatego zasada numer jeden przy rozszerzaniu diety, ale również później – nie zostawiamy dzieci samych sobie, bez opieki dorosłego wtedy, kiedy jedzą. Dzieci dławią się w ciszy. Powinniśmy obserwować dziecko, które je. Mieć z nim kontakt wzrokowy, żeby wiedzieć, czy to jest ten moment, w którym należy mu pomóc, czy ono po prostu w ciszy spokojnie je.

Ważna rzecz, której nie zrobiłam, a którą Ty możesz zrobić, żeby ustrzec się tego błędu, to trzymanie się zasady – gdy podajesz niemowlakowi jakikolwiek stały produkt, to sama go najpierw spróbuj. Sprawdź, czy konsystencja jest odpowiednia dla dziecka. Ja tego nie sprawdziłam. Okazało się, że wafelki ryżowe, mimo że są reklamowane jako produkt dla niemowląt, są bardzo twarde, ale jednocześnie kruche. Zbyt duży kawałek tego wafelka ułamał się i wpadł głęboko do gardła. Nie rozpuścił się w buzi pod wpływem śliny, mimo że ja myślałam, że tak właśnie będzie.

Jak sprawdzić, czy produkt ma odpowiednią konsystencję? Włóż sobie kawałek brokułu, marchewki, wafelka czy innego pokarmu do buzi i sprawdź, czy Ty jesteś w stanie rozgnieść ten pokarm językiem o podniebienie. Jeśli tak, to znaczy, że to jest odpowiednia konsystencja dla malucha i on poradzi sobie z tym bez zębów trzonowych, samymi dziąsłami Jeśli nie rozgnieciesz pokarmu, to znaczy, że jest zbyt twardy i należy go albo pogotować dłużej, albo w ogóle nie podawać dziecku (np. orzechy w całości).

Kolejny wniosek z mojego błędu jest taki, że niestety nie można mieć 100% zaufania do gotowej żywności dla niemowląt. Mimo że wydawałoby się przecież, że jest przetestowana, bezpieczna, pewna, dobrze zbilansowana pod kątem potrzeb niemowlaków – trzeba wszystko sprawdzać samodzielnie.

Czwarty wniosek – warto jeszcze w ciąży, a już na pewno przed szóstym miesiącem życia dziecka, bo wtedy rozpoczynamy rozszerzanie diety, wziąć udział w kursie pierwszej pomocy dla niemowląt. Albo przynajmniej obejrzeć filmy związane chociażby z zadławieniem.

Kurs pierwszej pomocy dla dzieci i niemowlaków znajdziesz też w klubie dla rodziców Parentflix.