Na spacer z dwójką

Na spacer z dwójką

 

 

Dziś oddaję łamy mojego bloga mojej współpracowniczce, Inie, matce dwójki i Wam, którzy na Instagramie dzieliliście się radami dotyczącymi wychodzenia na zimowej spacery z więcej niż jednym dzieckiem!

Wszyscy mamy jakieś wyobrażenie o rodzicielstwie i dzieciach. Dodatkowo media fundują nam obraz, jakby to była przysłowiowa kaszka z mleczkiem. Nikt nie informuje nas jak to może naprawdę wyglądać. A wygląda trochę śmiesznie, trochę strasznie!

Wiadomo jak przedstawiane jest na stockowych zdjęciach rodzicielstwo co najmniej dwójki dzieci. Oni siedzą na dywanie bawią się, dajmy na to klockami, wspólnie coś budują. Jest śmiech i radość, poklepywanie się po pleckach, a może nawet braterskie lub siostrzane wsparcie, pomoc przy włożeniu klocka. Ty za to w tym czasie, pijesz CIEPŁĄ kawę i odpoczywasz ze wzruszeniem, patrząc jak dzieci bawią się ze sobą i gratulując sama sobie za tę wspaniałą decyzję urodzenia dwójki dzieci z małą różnicą wieku. 

Ten obrazek to jednorożec wielodzietnego rodzicielstwa. Z reguły, niestety, wygląda to nieco inaczej. Starszy przez przypadek a może nawet i celowo potrącił młodszego, który to w odwecie, rzuca klockiem w starszego trafiając do prosto w OKO! Nikt już z nikim nie chce się bawić. Jeden płacze, bo go boli oko, a drugi płacze, bo przecież ten pierwszy płacze, a w ogóle to ktoś go popchnął, może nawet i niechcący, ale jednak popchnął i TO BOLI!

Oczekiwania vs rzeczywistość jeszcze nie koniec. Przecież jesteś odpowiedzialną matką, więc codzienna porcja ruchu na świeżym (ekhm) powietrzu musi być. Nie pomijajmy wyjścia na spacer z co najmniej dwójką dzieci. Wiadomo, że one nie będą czekać jak na filmach: w szeregu, z uśmiechem na ustach, aż ty założysz najmłodszemu buty, kurtkę, czapkę, rękawiczki i szalik. Taaak, wychodzicie Twoją ulubioną porą roku, czyli zimą! Na samą myśl o tym oblewa Cię pot. Dlaczego za każdym razem jest tak samo? Dlaczego nie możecie ubrać się i wyjść bez płaczu i awantur? Jak normalni ludzie?! Czy Ty serio żądasz zbyt wiele od życia?! Bo prawda jest taka, że oczywiście, że mimo wcześniejszego przypominania, właśnie TERAZ starszemu zachciało się siku, więc trzeba go rozebrać. Najmłodszy siedzi już spocony i płacze, bo gorąco. Ten, co mu się chciało siku, też już płacze, bo nie może rozpiąć spodni narciarskich, a BARDZO CHCE MU SIĘ SIKU. I nie ma znaczenia, że 5 minut wcześniej pytałaś się go czy chce siku, bo przecież wtedy mu się nie chciało. A co ze średnim dzieckiem? Dałaś mu do zabawy tubkę z kremem na mróz, żeby czymś go zająć i teraz już wiesz, że Twoje drzwi, oraz inne meble, mogą spokojnie iść z Wami na spacer zabezpieczone kremikiem! Wtedy właśnie masz dosyć tego spaceru, a jeszcze na niego nie wyszłaś i zastanawiasz się co właściwie się stało i dlaczego Ciebie to spotyka! Finalnie wszyscy płaczecie, ale idziecie na ten cholerny spacer. 

I teraz już wiesz, że oczekiwać możesz nawet i jednorożca… tylko raczej dostaniesz, zdezelowanego konia na biegunach, być może bez płóz. Ale żeby nie było tak pesymistycznie na koniec, to specjalnie dla Ciebie, zrobiłyśmy burzę mózgów. W powietrzu czuć niby wiosnę, ale jeszcze przez co najmniej kilka tygodni nie uda się zrobić tak, żeby wyszli w tym, w czym stali.

Oto kilka rad i antyrad na sprawne wychodzenie z domu z minimum dwojgiem dzieci, co jest porównywalne z wejściem na K2 BEZ TLENU:

  • Ty ubieraj się na końcu – zgrzana matka lub ojciec to prosta droga do poddenerwowania. Inni żonglują ubieraniem w zależności od wrażliwości na ciepło lub ogólnego stanu ducha – te najbardziej zirytowaną część rodziny ubierając najpóźniej.
  • Nosidło lub chusta – zapakowanie tam młodszego dziecka. Jeśli to Twój pierwszy sezon chustowy ever, bo przy starszaku nie korzystałaś, pooglądaj bluzy i kurtki do noszenia dziecka. Supersprawa.
  • Pomóż ubrać się starszemu i pootwieraj wszystkie okna albo wygoń na balkon, klatkę albo ogród. Metodę można dostosowywać od miejsca zamieszkania i wieku, wiadomo że musi być bezpiecznie. Mniej zgrzany starszak, 100 punktów do spokoju wszystkich.
  • Można też wcześniej przygotować ubrania, siebie, torby, generalnie zorganizować rzeczywistość tak, by po ubraniu dzieci być już gotowym do wyjścia (konia z rzędem, komu nie cisnęły się na usta przekleństwa szukając rękawiczek?).
  • Patent z przedszkola: można jedną część garderoby zakładać wszystkim, z hasłem „a teraz wszystkie dzieci zakładają buty”.
  • Nie ma takiej kasy, której nie warto wydać na ubrania ułatwiające ubieranie, typu komin czy kominiarka.
  • Polecamy też ubieranie najcieplejszych części ubrań już przed samymi drzwiami wyjściowymi z klatki.
  • Niektórzy z Was jako najskuteczniejszą metodę polecają przewagę liczebną dorosłych albo przynajmniej wyrównanie sił w postaci jednego dorosłego przypadającego na jedno dziecko i to chyba jest najlepszy sposób pomimo, że najmniej realny.

Nie polecamy (ale zdarzało nam się korzystać):

  • Przekupstwo jedzeniem – wiadomo, chrupki kukurydziane górą! Są dwa typy rodziców: ci, którzy chrupią je razem z dziećmi i ci, którzy się do tego nie przyznają!
  • Szantaż – bardzo tego nie lubimy ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten co przy -10 stopniach upocony do majtek włącznie nie powiedział „albo założysz te spodnie narciarskie, albo nigdzie nie idziesz”!
  • Ostatnia rada: po prostu zostańcie w domu, dzisiaj nigdzie nie musicie wychodzić! Bądźcie dla siebie wyrozumiali <3

Na Wasze rady czekamy w komentarzach – podzielcie się swoimi lifehackami!

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem:

Będąc rodzicem dwojga – wywiad o rodzeństwie

Będąc rodzicem dwojga – wywiad o rodzeństwie

Ponieważ moja wiedza na temat bycia rodzicem więcej niż jednego dziecka jest wyłącznie teoretyczna, postanowiłam porozmawiać o tym ze specjalistką – Karlą Orban.
Karla Orban jest psychologiem, trenerką empatycznej komunikacji, a prywatnie mamą trojga dzieci, z których najstarsze ma 6 lat. Od 2008 Karla roku wspiera rodziny, nauczycieli i specjalistów pracujących z dziećmi. Jest autorką cyklu webinarów dla rodziców Codziennik Rodzica oraz redaktorką portalu Rownowazni.trefl.com, w którym pisze o psychologii i rodzicielstwie.
Szkoli się w psychoterapii systemowej – czteroletnie kształcenie podyplomowe w Krakowie – oraz interwencji kryzysowej (jest członkiem ICISF w trakcie procesu certyfikacji). W pracy bliskie jest jej Porozumienie Bez Przemocy oraz teoria więzi. Zdobywała doświadczenie zawodowe w szkołach, przedszkolach, ośrodku dla rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka, a także w Dolnośląskim Centrum Onkologii.
W ramach swojej prywatnej praktyki przyjmuje ponad 700 rodzin rocznie.

Magdalena Komsta: Czy da się przygotować starsze rodzeństwo na pojawienie się młodszego?

Karla Orban: Zacznijmy od tego, że “przygotowanie na zmianę” to trochę takie pakowanie plecaka w podróż. Mamy tam włożyć najpotrzebniejsze rzeczy: coś, co nas nakarmi, gdy zgłodniejemy, coś, co nas zabezpieczy przed zmianą pogody itp. Przygotowując się na zmianę w rodzinie, też chcemy dodać, ale zasobów, które pomagają uporać się ze zmianą i przejść ją łagodniej. W tym znaczeniu da się przygotować starszaka. Jeśli natomiast „przygotować na zmianę” to sprawić, że ktoś nie odczuje zmiany albo nie będzie mu ani przez chwilę trudno, to myślę, że tak przygotować się nie da.

MK: Czym są te zasoby, o których mówisz?

KO: Zasoby dziecka to wszystkie jego umiejętności i cechy plus wspierające środowisko. W kontekście narodzin rodzeństwa, dużym zasobem będą inni opiekunowie, którzy mogą poświęcić trochę czasu czy uwagi starszakowi; świadomość dziecka, że można zwrócić się do nich po wsparcie, gdy mama/tata są chwilowo niedostępni, ale też przekonanie, że jestem ważny i kochany. Zasobem może być też wiedza o tym, o co się dzieje, dlatego niektórym dzieciom bardzo pomagają książeczki, które opowiadają o rozwoju płodu – dają tę wiedzę, co takiego siedzi w brzuchu mamy, opowiadają, co się wydarzy. O ile nie straszą, że bezpowrotnie utraci się czas z mamą i tatą, a młodsze rodzeństwo to tylko płacz i problem, mogą pomóc wyobrazić sobie nową sytuację, w której jeszcze nie jesteśmy.

Dodawanie zasobów zaczynamy od ustalenia,, co będzie wspierało poczucie bycie kochanym czy co umożliwi naszemu dziecku lepsze poznanie się z dziadkiem czy ciocią, z którymi ma zostać na czas porodu. I tych rzeczy robimy z dzieckiem więcej.

MK: Co się zmienia w rodzinie, gdy spodziewamy się kolejnego dziecka?

KO: Najbardziej zmienia się codzienny rytm – o tym najczęściej słyszę od rodziców i to było dla mnie największym wyzwaniem po każdym porodzie. Jak układać do snu młodszego, kiedy starszy chce się bawić; jak znaleźć czas dla starszaka, kiedy młodsze wymaga opieki, a gdy spodziewamy się trzeciego i kolejnego dziecka, to zwykle zastanawiamy się jak rozwiązywać konflikty między starszakami, jednocześnie nie budząc najmłodszego. Starszakowi dochodzi zupełnie nowa rola, której nie był w stanie sobie wyobrazić, zupełnie tak jak my nie mieliśmy pojęcia, z czym się naprawdę wiąże rola rodzica, zostając nim po raz pierwszy. Jeżeli mamy kilkuletnią różnicę wieku między dziećmi, to my, dorośli, wracamy do roli rodziców małego dziecka, którą mieliśmy już za sobą.

MK: Mówiąc o różnicy wieku: czy jest jakaś konkretna liczba, która najbardziej sprzyja na przykład wspólnej zabawie?

KO: Wydawać by się mogło, że dzieci z małą różnicą wieku bawią się podobnymi zabawkami, więc będą się chętnie bawić razem. Często tak się dzieje. Natomiast mała różnica wieku oznacza, że w chwili narodzin malucha, starszak jest bardzo mały i wymaga wiele wsparcia i niepodzielnej uwagi dorosłych. Trochę mniej rozumie, dlaczego nie wszystkie jego potrzeby mogą być spełnione od razu i może gorzej radzić sobie z emocjami, np. złością. Kiedy zaczyna się kłótnia o zabawkę pomiędzy roczniakiem a trzylatkiem, żaden z nich nie jest jeszcze tak biegły w ich rozwiązywaniu, jak byłby na przykład sześciolatek względem roczniaka. Nie jestem więc fanką mówienia, że dobre relacje gwarantuje podobny wiek lub odwrotnie, większa różnica, bo bywa bardzo różnie. Planując różnicę wieku lepiej kierować się tym, jak się czujemy, ile mamy sił na kolejne dziecko. Być może kiedyś chcieliśmy mieć dzieci rok po roku, ale w rzeczywistości nawet dwa lata po pierwszym porodzie nie wyobrażamy sobie ponownie wchodzić w okres niemowlęcy i to wcale nie oznacza, że pogrzebaliśmy właśnie relacje naszych dzieci.

MK: Czy można wesprzeć relację rodzeństwa tak, żeby była dobra?

KO: Można wspierać większość relacji, którymi nasze dziecko chce się z nami podzielić, a więc tę jak najbardziej też. Pewnym ułatwieniem może być przyjęcie perspektywy „Jak bym się tym zajęła, gdyby to dotyczyło mojego dziecka i jego kolegi? Czy też bym tu interweniowała? Czy mówiłabym, że wszystko zawsze musi być wspólne albo że powinieneś ustępować?”. Kiedy wspieram każde z moich dzieci z osobna, patrząc na nich nie jak na kolektyw, jest mi łatwiej dostrzec, co pomogłoby im choć na chwilę się rozluźnić.

To ważne, żeby rozwijającej się relacji za bardzo nie przeszkadzać. Dobrej więzi nie sprzyjają porównania, rywalizacja, ale też nacisk na to, by starszak odczuwał tylko pozytywne emocje albo we wszystkim ustępował i wszystkim się dzielił. Wielu dorosłych z trudnymi relacjami z rodzeństwem tak właśnie wspomina swoje dzieciństwo.

Po drugie, warto pomagać dzieciom zadbać o siebie.

MK: O siebie, a nie o rodzeństwo?

KO: Tak, właśnie tak. Jeśli pomagamy młodszemu komunikować potrzeby, starszemu się nie dzielić, gdy nie chce, to adresujemy przyczynę konfliktu, np. zabierania zabawek. To nie dotyczy tylko relacji między rodzeństwem. Dzieciom, które wiedzą jak się nie dzielić, jednocześnie nie bijąc kogoś po głowie, jak prosić czy wymieniać zabawki, jak mówić o potrzebie własnej przestrzeni i granicach, jest łatwiej w relacjach ogółem. Dobrej relacji sprzyjają też aktywności, które dobrowolnie – to bardzo ważne – podejmujemy razem. Jeśli stwarzamy okazję do wspólnej zabawy (na początku być może z naszym udziałem), w której jest śmiech i fun, a nie pouczanie i instruowanie jak umilić drugiemu życie, to te wspólne doświadczenia stają się bazą sympatii.

MK: To teraz zapytam Cię o dorosłych. W jaki sposób emocje i doświadczenia związane z posiadaniem przez nas – lub nie – rodzeństwa wpływają na to, jak myślimy o relacji między naszymi dziećmi?

KO: Tu też bywa bardzo różnie. Posiadanie własnego rodzeństwa może nam ułatwiać zrozumienie dynamiki między dziećmi: my też się sprzeczaliśmy, nie lubiliśmy, gdy ktoś mówił, że „bratu to trzeba ustąpić”. Własne dobre relacje są kapitałem wiedzy, co robili dorośli, a co my, dzieci, co sprawiło, że lubię brata/siostrę i chce mi się do nich dzwonić. Jednocześnie trudne relacje mogą sprawiać, że będziemy próbowali nadrobić je w relacjach naszych dzieci i być może będziemy tam za bardzo aktywni, nie zostawiając miejsca dzieciom. Lub będziemy interpretować ich sprzeczki jako niezaprzeczalny dowód na to, że już się nie znoszą. Z tej perspektywy czasem łatwiej jest rodzicom-jedynakom. W obu przypadkach bardzo pomaga filtrowanie tego, co myślimy o relacji naszych dzieci, zadawanie sobie pytań sprawdzających: czy oni się nie cierpią, czy może jednak mają ze sobą różnie, jak to w relacjach dwojga ludzi…?

MK: No właśnie. Czyli co powiedziałabyś rodzicom, których dzieci teraz często się kłócą? Czy już pozamiatane, czy może być z tego przyjaźń?

KO: Oczywiście zdarza się, że dzieci są tak niedopasowane temperamentalnie, że nigdy nie zaprzyjaźniłyby się w normalnym życiu i to nie zmieni się tylko dlatego, że mieszkają razem. To jednak nie jest tak częsta historia, jak obawiają się rodzice. Najczęściej konflikty między rodzeństwem są częścią dynamiki między nimi i naturalnym sposobem uczenia się jak dogadać się z drugim człowiekiem. Nie wszystko stracone ?

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem: