Czy MUSISZ odpieluchować dziecko przed przedszkolem?

Czy MUSISZ odpieluchować dziecko przed przedszkolem?

 

Czy dziecko, które idzie do przedszkola, musi być odpieluchowane? Jakie są główne argumenty przedszkolnego personelu? W jaki sposób rozmawiać z nauczycielami przedszkola, jeśli nasz trzylatek nadal nosi pieluchę? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w poniższym artykule. Powstał on w oparciu o webinar Karli Orban „Jak rozmawiać z innymi dorosłymi, gdy Twoje dziecko JESZCZE się nie odpieluchowało?”

 

Czy wszystkie trzylatki są odpieluchowane?

Przekonanie, że wszystkie trzylatki powinny być odpieluchowane jest głęboko zakorzenione w naszym społeczeństwie. W porównaniu z innymi kamieniami milowymi w rozwoju dziecka, do tego podchodzimy jednak bardzo rygorystycznie.

Aby to pokazać, porównajmy odpieluchowanie i… chodzenie. Umiejętność chodzenia dzieci zdobywają zazwyczaj w okolicy pierwszych urodzin. Zdrowe i prawidłowo rozwijające się dziecko ma jednak dość szerokie okno na zdobycie umiejętności chodzenia – ma na to czas między 8 a 18 miesiącem. Jak często żłobek wyklucza dzieci niechodzące albo przyjmuje ośmiomiesięczniaki warunkowo (za 4 miesiące ma umieć chodzić, inaczej żegnamy)? Stosunkowo rzadko – jest nam zdecydowanie prościej zrozumieć rolę dojrzałości układu nerwowego czy mięśni w tym procesie. Nie mówimy także rodzicom, że gdyby się postarali, ciało dziecka dojrzałoby szybciej albo że wszystko “jest kwestią motywacji”.

Warto się także zastanowić, dlaczego tej konkretnej umiejętności przedszkole tak kategorycznie wymaga, skoro ich zdaniem wszystkie trzylatki są gotowe na odpieluchowanie. Po co wymagać czegoś, co podobno wszyscy potrafią? 

Nieodpieluchowane trzylatki to wcale nie jest nowe zjawisko. Amerykański pediatra, Thomas B. Brazelton już w latach 60. przeprowadził badania, które wskazywały na to, że nie każdy trzylatek jest odpieluchowany. Skąd więc przekonanie, że “kiedyś było inaczej”? Być może z czasów, w których opieką przedszkolną obejmowano mniej dzieci niż obecnie, a rodzice nieodpieluchowanego malucha nie podejmowali z przedszkolem próby dialogu. Znikali z przedszkoli, a wraz z tą decyzją – ze świadomości nauczycieli.

Czy zgoda na nieodpieluchowanie oznacza, że do grupy przyjdą dziesiątki takich dzieci? Bynajmniej. W przedszkolach, w których dopuszcza się nieodpieluchowane dzieci, w 25-osobowej grupie trzylatków będzie ich dwoje lub troje – to proporcja, którą znajdziemy też w całej populacji. W starszych grupach będzie to czasami jedna osoba.

Mentalność się zmienia i rodzice coraz częściej podejmują dyskusję. Dlaczego prawidłowo rozwijające się, zdrowe dziecko nie miałoby chodzić do przedszkola tylko dlatego, że wciąż korzysta z pieluszki? Tu padają zwykle dwa rodzaje argumentów: logistyczno-prawne i emocjonalne. 

 

Sanepid, regulamin i brak kadry – argumenty prawno-logistyczne

Rodzice często słyszą, że w przedszkolu brakuje personelu – nie wiadomo, kto miałby przewinąć dziecko. Problematyczne są także wyjścia na dwór i na wycieczki z dzieckiem nieodpieluchowanym. Bywa też bardziej enigmatycznie: dziecko w przedszkolu powinno być samodzielne, tak mamy w regulaminie albo sanepid wymaga. Tu zwykle nie ma żadnych konkretów. Nikt nie potrafi przedstawić konkretnego pisma z zaleceniem sanepidu.

 

Kto miałby przewijać?

Zacznijmy od kwestii organizacyjnych, czyli: kto ma przewijać? W zetknięciu z takim pytaniem-argumentem, warto samemu zadać pytanie: kto pomaga dzieciom podetrzeć pupę w toalecie? Trzylatki wymagają wsparcia w tym zakresie. Wiele z nich nie jest w stanie dobrze tego zrobić, a że chodzenie z resztkami kału przyklejonymi do odbytu nikomu nie służy, ktoś powinien im pomóc. Taka pomoc naprawdę niewiele różni się od zwykłego przewijania pieluchy z kupą.

Zmianę zmoczonej pieluchy można zaś najzwyczajniej w świecie wpisać w dzienny harmonogram – w najdogodniejszym momencie. Jeśli to jest problem, to co się stanie, jeśli jakieś dziecko zacznie np. krwawić z nosa? Czy też nie znajdzie się nikt do pomocy?

Należy tu obalić jeszcze jeden mit. Dzieciom odpieluchowanym także zdarzają się wpadki. Często dzieci są tak zajęte zabawą, że nie docierają do toalety. Tu także nie obejdzie się bez asysty dorosłego. To w gestii dorosłych będzie pomoc w przebraniu i posprzątanie mokrej plamy z podłogi… a może z dywanu (jeśli pojawił się już po covidowej przerwie)?

Zasiusiane dywany to, swoją drogą, kontrargument, którego można użyć, gdy słyszymy, że korzystanie z pieluch jest niehigieniczne lub czasochłonne. Warto powiedzieć, że dla nas, jako rodziców, higiena też jest ważna i to właśnie dlatego założenie majtek dziecku, które nie wyczuwa, kiedy powinno udać się do toalety, nie wydaje nam się dobrym pomysłem. Można zaopatrzyć dziecko w osiem kompletów ubrań na dzień, ale ktoś będzie musiał za każdym razem sprzątać bałagan. Zdarzają się absolutnie zdrowe dzieci, które siusiają w majtki miesiącami. Zewnętrzna motywacja nie zdaje się na nic. Po prostu nie są gotowe na odpieluchowanie. Czy naprawdę warto tak się upierać?

 

Argumenty prawne

Ustawa Prawo oświatowe stanowi, że dzieci w wieku trzech do pięciu lat mają prawo do korzystania z wychowania przedszkolnego w przedszkolu, oddziale przedszkolnym, w szkole podstawowej lub innej formie wychowania przedszkolnego. (Stąd dzieci, które nie dostały się do wybranej przez rodziców placówki, zawsze otrzymują miejsce w innej – niekiedy znajdującej się na drugim końcu miasta). Nie ma tu mowy o żadnych warunkach, takich jak bycie odpieluchowanym. 

Czy zatem może tego wymagać konkretna gmina? Czy dane przedszkole może umieścić w swoim regulaminie zapis, że dzieci w pieluchach nie będą przyjmowane lub nie będą przewijane (takie groźby czy agresywne działania niestety też się zdarzają)? Oto opinia Rzecznika Praw Dziecka w tej sprawie*:

Rekrutacja dzieci do przedszkoli publicznych przeprowadzana jest według kryteriów ustawowych i kryteriów samorządowych. Żadne z kryteriów ustawowych nie dyskwalifikuje dziecka, które jest niesamodzielne pod względem higieny. Ustawodawca zastrzegł także, że kryteria, które określa organ prowadzący przedszkole [czyli samorządowe] mają uwzględniać jak najpełniejszą realizację potrzeb dziecka i jego rodziny. Zatem również kryteria samorządowe nie mogą w żaden sposób faworyzować dzieci np. tych, które nie korzystają z pieluchy. W świetle powyższego należy stwierdzić, że przepisy prawa oświatowego nie dają podstaw do podjęcia przez dyrektora przedszkola czynności skutkujących ograniczeniem dostępu do edukacji przedszkolnej dziecku z powodu niezgłaszania przez niego potrzeb fizjologicznych. Warto zwrócić uwagę, że wewnętrzne uregulowania wprowadzane przez przedszkole nie mogą być sprzeczne z przepisami ustawy i rozporządzenia.

* W odpowiedzi na zapytanie Karli Orban. Sygnatura: ZEW.441.76.2021.MP

W takich sytuacjach, warto zgłosić sprawę do kuratorium oświaty lub kontaktować się bezpośrednio z Rzecznikiem Praw Dziecka – mailowo, listem poleconym lub przez EPUAP. 

Obok Prawa oświatowego, ważnym dokumentem jest też Podstawa programowa wychowania przedszkolnego. Zgłaszanie potrzeb fizjologicznych i samodzielne wykonywanie podstawowych czynności higienicznych wymieniono w niej jako osiągnięcia dziecka kończącego edukację przedszkolną. Czy cel nauki może być warunkiem jej rozpoczęcia?

 

Argumenty emocjonalne

Obok argumentów prawno-logistycznych pojawiają się też te emocjonalne. Krążą wokół dobra dziecka czy nieudaczności rodziców; lęku o przyszłość (“Czy takie dzieci kiedykolwiek się odpieluchują?”). 

 

Będą się niej/niego śmiali

Niektórzy rodzice słyszą, że jeśli dziecko nie będzie umiało korzystać z toalety, rówieśnicy będą się z niego śmiali. Tymczasem trzylatki najczęściej albo tego nie zauważają, albo podchodzą do sprawy na luzie: to normalne, że czasem ktoś się posiusia albo że nosi pieluchę. 

Nie zmienia to jednak faktu, że rolą nauczycieli przedszkola jest tworzenie takich warunków, w których wyśmiewanie się nie pojawia. Celem wychowawczym jest tutaj kształtowanie w wyśmiewającym otwartości na innych (a nie dostosowanie się wyśmiewanego do większości), dające każdemu członkowi i członkini grupy poczucie bezpieczeństwa. Dzieci nie mają odrzucać kolegi, który nosi okulary ani koleżanki, która nosi pieluchę. Za tę przyjazną atmosferę jest odpowiedzialny przede wszystkim personel przedszkola. Jeśli zrzuca winę na rodziców i dziecko – coś jest nie tak. 

 

Szybka diagnoza

Pewnie ma jakieś opóźnienia, a do tego są przedszkola specjalne. Takie zdanie mogą usłyszeć rodzice nieodpieluchowanego trzylatka. Przedszkole nie jest jednak miejscem, w którym powinno się stawiać tak złożone i szybkie diagnozy.

Skoro jednak dotknęliśmy tematu specjalistów, asem w rękawie rodzica może się okazać zaświadczenie wydane przez lekarza (pediatrę, urologa) lub psychologa dziecięcego. Doskonale zadziała ono na, niezwykle krzywdzące dla rodziców, argumenty z cyklu to wasza wina – nie stawiacie granic. (Tu małe przypomnienie. Rozwoju psychofizycznego nie da się przyspieszyć na żądanie. W sferze psychiki wszelka presja przyniesie więcej szkody niż pożytku – przeczytasz o tym choćby w wywiadzie o zaparciach nawykowych. Zanim pójdziesz po zaświadczenie, zapytaj panią z przedszkola, czy uparty trening wystarczy, aby trzylatek miał dłonie tak sprawne jak pięciolatek.)

W zaświadczeniu, po zbadaniu i wykluczeniu ewentualnych poważniejszych przyczyn, specjalista opisuje gotowość i prosi, żeby nie wymuszać i zaleca kolejną próbę za kilka miesięcy. Dodatkowo przedstawienie dotychczasowej historii wraz z precyzyjnymi planami podjęcia nowych starań w określonym czasie i obietnicą zdawania relacji z ich przebiegu zostaną z pewnością lepiej przyjęte niż krótkie i stanowcze nie dla odpieluchowania tu i teraz. Otwarta, spokojna rozmowa jest kluczem do stworzenia wzajemnego zaufania.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

Opiekunka żłobka, nauczycielka przedszkola, ciocia – kto jest kim?

Opiekunka żłobka, nauczycielka przedszkola, ciocia – kto jest kim?

 

Co wykształcenie potencjalnej opiekunki, nauczycielki czy niani mówi o jej kompetencjach? Czy warto szukać opiekunki wśród studentek pedagogiki? Czy osoba, która pół życia przepracowała w przedszkolu zajmie się Twoim maluchem lepiej niż dwudziestolatka, która czasem opiekowała się kuzynem

Poniższy artykuł wyszedł spod klawiatury Karli Orban – psychologa pracującego z dziećmi i rodzinami od dziesięciu lat i autorki kursów „Adaptacja do przedszkola” i „Adaptacja do żłobka”.

Trzy kandydatki na nianię

Załóżmy, że jesteście w procesie poszukiwania niani. Zgłosiły się do Was trzy kandydatki. Jedna z nich jest studentką ostatniego roku pedagogiki wczesnoszkolnej, druga właśnie zdała maturę i robi sobie przerwę w nauce, trzecia jest doświadczoną opiekunką w żłobku czy nauczycielką w przedszkolu. Czy to oznacza, że ta trzecia będzie wiedzieć najwięcej o rozwoju dziecka, a ta druga najmniej? Niekoniecznie!

Pisząc te słowa, nie chcę negować kwestii wykształcenia. Wykształcenie niewątpliwie stwarza okazję do nabycia wiedzy. Napisałam okazję, ponieważ kierunki psychospołeczne nie różnią się od pozostałych. Jak w każdym zawodzie, możemy spotkać osoby, które po dyplomie nie posługują się zdobytą wiedzą lub jej nie aktualizują.

Jakie wykształcenie może mieć opiekunka?

W Polsce najczęściej spotykam się z czterema formami kwalifikacji, z którymi rozpoczyna się pracę z dziećmi:

1. Studia pedagogiczne (np. pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna)

Do niedawna studia pedagogiczne były dwustopniowe, można więc było spotkać absolwentów pedagogiki wczesnoszkolnej w stopniu licencjata lub magistra. Jeszcze wcześniej – nauczyciele przedszkola kończyli licea pedagogiczne z bogatym programem praktyk (za tym system edukacyjnym tęsknią wszyscy, którzy go przeszli i ja także ciepło o nim myślę). Obecnie, po zmianie rozporządzenia, pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna to pięcioletnie (jednolite) studia magisterskie. Absolwenci mogą podjąć pracę jako opiekunowie dzienni, opiekunowie w żłobku, nauczyciele w przedszkolu oraz w klasach zerówki i nauczania początkowego (klasy I-III).

Pedagog jest osobą, która wie najwięcej o procesie edukacji (pedagogika należy do nauk społecznych i właśnie edukacją się zajmuje). Z tego zakresu ma najwięcej zajęć (zobacz program studiów na UW – strony 64-70). Psychologia rozwoju człowieka pojawia się w planie zajęć, ale nie jest głównym ani godzinowo dominującym przedmiotem.

2. Studia psychologiczne (psychologia)

Tutaj również istnieje kilka wariantów: studia jednolite magisterskie (5 lat) lub dwustopniowe. Te drugie wzbudzają pewne kontrowersje, ponieważ Ustawa o zawodzie psychologa definiuje tego specjalistę jako magistra – nie bardzo zatem wiadomo, czy po trzyletnim licencjacie wolno używać tytułu zawodowego psychologa.

Psycholog dziecięcy nie jest osobnym zawodem. Niektóre uczelnie oferują ścieżkę dziecięcą jako specjalność w trakcie studiów, inne nie. W takim przypadku psycholog samodzielnie uzupełnia swoje wykształcenie o kursy, szkolenia czy staże. Psycholog może prowadzić diagnozę rozwoju społeczno-emocjonalnego dziecka oraz zaburzeń rozwojowych (tu często we współpracy z lekarzem psychiatrą). Może także z nimi pracować. Nie ma natomiast wiedzy o tym, jak małe dzieci można zainteresować muzyką, literkami czy matematyką (przynajmniej nie wynosi tego ze studiów ?).

3. Kurs(-y) opiekunki dziecięcej

Zawód opiekunki dziecięcej wprowadza Ustawa o opiece nad dziećmi do lat 3. Zgodnie z tym aktem prawnym, do pracy w charakterze opiekuna dziennego lub opiekuna w żłobku (przy braku dyplomu z pedagogiki, psychologii, położnictwa czy kilku pokrewnych kierunków) wymagane jest ukończenie kursu trwającego 280 godzin (w tym 80 godzin – 2 tygodnie – praktyki w żłobku). Przyjmując, że dziennie odbywa się 8 godzin szkoleń, można uzyskać uprawnienia w 7 tygodni. Większość kursów zapewnia ok. 40–45 godzin wykładów powiązanych z rozwojem małego dziecka. W programie jest także obowiązkowy moduł o pierwszej pomocy przedmedycznej, którego nie znajdziesz w planie studiów wymienionych powyżej.

Warto jednak być ostrożnym. Miejsc, które szkolą opiekunki stale przybywa i niestety nie wszystkie trzymają dobry poziom. Niekiedy kurs opiekunki nie jest także równoznaczny z ministerialnym programem nauczania: w internecie bez problemu znajdziesz wirtualne kursy z mniejszą liczbą godzin. Jeśli więc kandydatka mówi, że ukończyła kurs opiekunki, nie bój się zapytać, gdzie kurs się odbywał i w którym żłobku odbywała praktyki.

4. Kurs kwalifikacyjny z przygotowania pedagogicznego

Obecnie jest on częścią wszystkich kierunków o specjalności nauczycielskiej (np. biologii, polonistyki, anglistyki, matematyki). Można go również odbyć w formie dwuletnich studiów podyplomowych. Chociaż teoretycznie zawiera blok wprowadzenia do psychologii czy pedagogiki, daje bardzo niewiele wiedzy o rozwoju małego dziecka.

Co jest najważniejsze?

Uff, sporo tego, prawda? Najważniejsze jest jednak to, że na żadnym kierunku kształcenia kandydaci nie uczą się nawiązywania dobrej, ciepłej relacji z dzieckiem i elastycznego odpowiadania na jego potrzeby, a więc tego, na czym Tobie – jako rodzicowi – zależy najbardziej. To właśnie tej emocjonalnej dostępności wobec malucha najbardziej potrzebujecie, a nie wyćwiczy jej żadna szkoła. 

Warto także pamiętać, że pewne nawyki, będące wynikiem kilkuletniej pracy z dziećmi w bardzo usztywnionym podejściu, dość trudno się zmienia. Wracając więc do przykładu z pierwszego akapitu: studentka pedagogiki może okazać się mniej otwarta na malucha niż nauczycielka przedszkolna z wieloletnim doświadczeniem, a w pomysłowości i kreatywności w zabawie może pobić je na głowę kandydatka po maturze. Jednocześnie może okazać się, że którakolwiek z nich będzie traktowała Waszego malucha z czułością i wyrozumiałością. Zmiana wymaga świadomości i chęci ze strony nauczyciela. Jeśli więc w rozmowie z kandydatką na nianię, przyszłą nauczycielką przedszkolną dziecka czy opiekunką w żłobku słyszysz, że rozmijacie się w wartościach wychowawczych, warto o tych różnicach rozmawiać od razu.

Jeśli masz przed sobą wybór placówki lub adaptację dziecka do żłobka, jeśli szukasz niani lub zamierzasz skorzystać ze wsparcia babci w opiece nad dzieckiem, z pełnym przekonaniem mogę polecić, książkę „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?”

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Ile infekcji w sezonie to norma?

Ile infekcji w sezonie to norma?

Poniższy artykuł został zredagowany w oparciu o wystąpienie dr n. med. Kacpra Toczyłowskiego – eksperta Parentflixa, pediatry w trakcie specjalizacji z chorób zakaźnych. 

 

Ile infekcji w sezonie to norma?

U dzieci do piątego roku życia jest to około ośmiu infekcji w okresie jesienno-zimowym. Okres jesienno-zimowy trwa jakieś sześć, siedem miesięcy w roku. Osiem infekcji dróg oddechowych (objawiających się katarem, kaszlem) oznacza, że dziecko może być chore częściej niż raz w miesiącu. Ostry katar trwa, powiedzmy, tydzień. Później, po katarze czy zapaleniu oskrzeli, zostaje jeszcze kaszel poinfekcyjny, który będzie trwał kolejne dwa, trzy tygodnie. Dziecko wraca do przedszkola i znowu jest chore. Łapie wtedy drugą, trzecią, ósmą infekcję. Wciąż jest to norma.  Trzeba podkreślić jedną ważną rzecz: dzieci, które chorują często są, w większości przypadków, kompletnie… zdrowe. Nic im nie dolega. Takie nawracające infekcje układu oddechowego są wpisane w dzieciństwo. Mówi się wręcz o fizjologicznych infekcjach układu oddechowego, które wynikają z kilku aspektów, ale o nich za chwilę.  Dzieci powyżej piątego roku życia chorują zwykle rzadziej i umowną normą są około cztery infekcje w okresie jesienno-zimowym. Należy jednak podkreślić jedną, bardzo ważną rzecz – nie posiadamy uniwersalnej definicji nawracających infekcji dróg oddechowych. Określenie liczby infekcji na sezon, względem wieku dziecka, różni się pomiędzy wytycznymi. Ponadpięcioletnie dziecko chorujące nawet osiem razy w ciągu sezonu jesienno-zimowego najprawdopodobniej również jest zdrowe. 

 

Odporność. Kiedy można mieć powody do niepokoju?

Czy jednak jest coś, co kazałoby nam martwić się chorowaniem dziecka? Odpowiedź brzmi: tak. Fundacja Jeffreya Modella opracowała dokument, w którym zawarła dziesięć objawów ostrzegawczych pierwotnego niedoboru odporności Kiedy zatem rodzice i lekarze powinni pomyśleć o tym, że dziecko może mieć osłabiony układ odpornościowy? Oto lista sygnałów alarmowych:

 

  • Nawracające infekcje ucha. Czwarte lub kolejne zapalenie ucha środkowego w ciągu roku może skłaniać do pogłębienia diagnostyki. Podobnie rzecz ma się przy dwóch (lub więcej) poważnych zapaleniach zatok w ciągu roku.
  • Zapalenia ucha albo zatok, które wymagają przedłużonego leczenia antybiotykami. Zwykle od pięciu do siedmiu dni antybiotyków w zupełności wystarcza na tego typu infekcje. Konieczność wydłużenia antybiotykoterapii na wiele tygodni może sugerować niedobór odporności.
  • Drugie lub kolejne bakteryjne zapalenie płuc w ciągu roku. Nie mylić z wirusowym!
  • Nieprawidłowy przyrost długości i masy ciała. Dlatego tak ważne są bilanse zdrowia, okresowe pomiary i naniesienie ich wyników na siatki centylowe.
  • Głębokie ropnie skóry lub ropnie innych narządów. To także uporczywe pleśniawki (czyli takie białe naloty w buzi), które trudno jest wyleczyć.
  • Konieczność stosowania antybiotyków dożylnych, ponieważ antybiotyki doustne są nieskuteczne.
  • Zakażenia tkanek głębokich albo posocznica. Jeżeli dziecko ma drugą posocznicę w ciągu dwunastu miesięcy, bez żadnych wątpliwości wymaga diagnostyki immunologicznej.
  • Pierwotne niedobory odporności w bliskiej rodzinie.

 

Dlaczego dzieci chorują częściej? 

Dlaczego jednak dzieci mogą chorować częściej? Dlaczego dzieci do piątego roku życia mogą chorować osiem czy nawet więcej razy w ciągu sezonu i wciąż to jest norma? Wynika to z kilku rzeczy.  Po pierwsze dzieci w trochę inny sposób poznają otaczający nas świat. Lubią wszystkiego dotknąć, lubią posmakować. Każde dotykanie przedmiotów i wkładanie ich do buzi czy oblizywanie palców oznacza ryzyko przeniesienia w ten sposób patogenów.  Po drugie, dzieci uczęszczają do szkół i przedszkoli, gdzie spędzają wiele godzin w zamkniętych pomieszczeniach, w dużej grupie osób. Epidemię kataru, bostonki czy biegunki w takich warunkach może wywołać jedna chora osoba lub wciąż zakaźny ozdrowieniec.  Trzecia sprawa – nieprawidłowe mycie rąk. Warto nauczyć dziecko, jak się myje ręce. Powiem więcej: warto samemu nauczyć się prawidłowo myć ręce (polecam technikę Ayliffe). Jest jeszcze jedna ważna rzecz, która powoduje, że dzieci chorują częściej. Układ odpornościowy dzieci, w porównaniu do młodych dorosłych, jest słabszy. Oczywiście posiada on wszystkie potrzebne elementy i funkcje, ale są one realizowane w troszeczkę gorszy sposób. Niektóre komórki są bardziej leniwe, potrzebują więcej czasu. Są też trochę mniej spostrzegawcze. Mówiąc kolokwialnie: więcej patogenów mogą przeoczyć. Co prawda w pierwszych miesiącach życia niemowlęta są częściowo chronione przez przeciwciała od mamy, przekazane przez łożysko, ale ta ochrona nie trwa wiecznie i nie jest skuteczna w każdej sytuacji. Przeciwciała, jak każde inne białka, ulegają rozpadowi, który trwa od sześciu miesięcy do maksymalnie dwóch lat.  Podsumowując, dzieci chorują częściej, bo zachowują się inaczej niż dorośli, inaczej poznają świat, przebywają wśród chorujących rówieśników i mają jeszcze niedojrzały układ odpornościowy, który gorzej sobie radzi z wirusami i bakteriami.

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

5 mitów o odstawianiu od piersi

5 mitów o odstawianiu od piersi

Czasem wydaje mi się, że moja działalność online w dużej mierze opiera się na obalaniu mitów – o śnie dziecka, jego rozwoju czy żywieniu. Wzięłam więc na tapet 5 nieprawdziwych przekonań, z którymi spotykam się w kontekście odstawiania dziecka od piersi

Mit numer 1. Dziecko zacznie przesypiać noce, kiedy odstawisz je od piersi

Prawnicy na wiele pytań odpowiadają to zależy. Podobnie odpowie każdy sensowny psycholog czy promotorka karmienia piersi zapytana “Czy moje dziecko po odstawieniu zacznie przesypiać noce?”.

Najłatwiej powiedzieć, że dzieci dzielą się na trzy grupy. Pierwsza po odstawieniu od piersi praktycznie od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczyna przesypiać całe noce. Druga grupa dzieci to dzieci, które po odstawieniu od piersi w ciągu kilku lub kilkunastu kolejnych tygodni coraz rzadziej się wybudzają. Natomiast grupa numer trzy to dzieci, które odstawione od piersi budzą się dokładnie tak samo często, jak kiedyś się budziły. Natomiast to, co się zmienia, to utrata jedno z łatwiejszych narzędzi do usypiania, czyli nakarmienia do snu. 

Nie da się z góry przewidzieć, w której grupie będzie Twoje dziecko. Rozumiem, że potrzebujemy prostych odpowiedzi. Ale w rozwoju małych dzieci prostych odpowiedzi często brakuje, bo rezultat naszych interwencji zależy od mnóstwa zmiennych, na które nie mamy wpływu. Od czego zależy, czy zakończenie karmienia wpłynie na wzorzec snu dziecka? Na przykład od jego wieku, temperamentu czy stanu zdrowia. 

Jeśli dziecko zbliżają się drugich urodzin, szansa, że po odstawieniu od piersi zacznie przesypiać noce rośnie. Brakuje takich badań, ale (uwaga, dowód anegdotyczny!) moje obserwacje wskazują, że w przypadku maluchów młodszych niż 15 miesięcy to zdarza się jednak dosyć rzadko. 

Warto też pamiętać, że odstawienie karmień nocnych nie jest lekarstwem ani na bardziej wymagający temperament, ani na stres przeżywany przez dziecko, ani na lęk separacyjny, ani tym bardziej na problemy zdrowotne. Odstawienie od piersi nie wyleczy dziecka z alergii pokarmowej, zaburzeń oddychania w trakcie snu ani choroby refluksowej. 

Siedem rzeczy, które warto zrobić w kontekście poprawy snu dziecka ZANIM odstawi się je od piersi, opisałam w tym artykule (KLIK!).

Mit numer 2. Odstawienie dziecka od piersi ułatwia mu adaptację do żłobka.

“Bo dzieci karmione piersią płaczą za piersią”. Uwielbiam te stwierdzenia niemające zbyt wiele związku choćby ze zdrowym rozsądkiem! 

W Polsce mamy aktualnie roczny urlop macierzyński. Z tego powodu większość dzieci rozpoczynających przygodę ze żłobkiem ma ponad rok. Ze statystyk wynika, że w naszym kraju piersią jest karmione około 17% dzieci w wieku 12 miesięcy [1]. Ile starszych niż rok jest jeszcze na piersi? Nie wiadomo, na pewno mniej. Za czym więc płacze te pozostałe 83% dzieci w trakcie adaptacji? Bo już wiemy, że nie za piersią, skoro nie są nią karmione! 

W skrócie: przebieg adaptacji nie ma związku ze sposobem karmienia. 

Nie bierz sobie do serca takich „zaleceń”

Oczywiście, mama ma prawo odstawić dziecko przed jego pójściem do żłobka, ale to nie jest wymogiem. Ogromnym nadużyciem jest sugerowanie rodzicom, że zakończenie karmienia ułatwi mu adaptację do placówki. Jestem przekonana, że jest wręcz przeciwnie. Bardzo często to, że dziecko nadal jeszcze jest karmione ułatwia mu zaadaptowanie się do nowych warunków. Daje poczucie bezpieczeństwa i przynosi korzyści dla układu odpornościowego [2].

Rozwijam ten temat, także w kontekście usypianie przy piersi vs drzemki w żłobku w poniższych tekstach: Jak (nie) przygotowywać dziecka do żłobka? (KLIK!) oraz Czy muszę nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania? (KLIK!).

Mit numer 3. Odstawiając dziecko od piersi, musisz wprowadzić butelkę z mlekiem modyfikowanym. 

To przekonanie spędza sen z powiek bardzo wielu mamom, których dzieci nie akceptują żadnej butelki ze smoczkiem ani smaku mleka modyfikowanego.

Jeżeli odstawiamy od piersi dziecko, które ma mniej niż rok, to faktycznie konieczne będzie wprowadzenie mleka modyfikowanego – choć niekoniecznie do picia (bo na przykład w kaszce). Ilość i formę podania mleka modyfikowanego należy skonsultować wówczas z pediatrą.

U niemowląt między 6 a 12 miesiącem życia wprowadzanie butelki ze smoczkiem często nie będzie potrzebne, ponieważ zgodnie z zaleceniami butelka powinna zostać odstawiona do pierwszych urodzin [3]. W okresie rozszerzania diety można mleko modyfikowane podawać z kubka niekapka, kubka otwartego oraz bidonu ze słomką albo jako składnik posiłków stałych. Nie zawsze trzeba się upierać przy butelce ze smoczkiem.

Przy odstawianiu od piersi zdrowego dziecka starszego niż roczne nie ma potrzeby wprowadzania mleka modyfikowanego. Wystarczy spojrzeć na rekomendacje:

Preparaty mleka typu „junior” nie są produktami rekomendowanymi dzieciom <1. r.ż. Wg producentów mają zastosowanie u dzieci w 1.-3. r.ż. Jednak według aktualnego (2013) stanowiska EFSA nie są niezbędne do prawidłowego żywienia w tej grupie wiekowej i nie mają przewagi nad innymi produktami zawartymi w normalnej diecie spełniającej podstawowe wymagania żywieniowe małych dzieci [3]

Wiem, że liczne reklamy przekonują nas, że jest inaczej, ale eksperci zajmujący się żywieniem zdrowych dzieci mówią wprost: mleko modyfikowane nie ma żadnej przewagi nad normalną, zbilansowaną dietą. Dziecko, które zostało odstawione od piersi, ale ma więcej niż rok i nie ma alergii na białka mleka krowiego, będzie otrzymywać wapń z produktów mlecznych, a witaminy i minerały z warzyw, owoców, mięsa, ryb itd. Jeśli maluch nie może jeść białka mleka krowiego, można przy udziale dietetyka zbilansować dietę bogatą w wapń z produktów roślinnych. U dzieci ponadrocznych wprowadzenie mleka modyfikowanego jest zasadne wyłącznie w przypadku licznych alergii pokarmowych utrudniających prowadzenie zbilansowanej diety.

 
Mit numer 4. To mama musi postawić granicę i zdecydować o zakończeniu karmienia piersią

Znane także jako: “Dziecko samo nigdy się nie odstawi”.

Taaa. I pójdzie z piersią mamy na studniówkę.

Źródła tego mitu tkwią w kilku przekonaniach.

Po pierwsze: w założeniu, że wszystkie matki karmiące piersią poświęcają się dla dziecka i przekraczają swoje granice i żeby zachować jednak zdrowie psychiczne powinny w pewnym momencie powiedzieć mu stop, inaczej zatracą siebie, a dziecko wejdzie im na głowę. Bzdura. Jest wiele kobiet, które karmią bez problemu i bez wysiłku, karmienie nie narusza żadnych ich granic osobistych, a jeśli coś w karmieniu chciałyby zmienić, to robią to z dzieckiem na bieżąco.

Po drugie, nie ma żadnych dowodów na to, żeby długie karmienie piersią miało negatywny wpływ na zdrowie i rozwój dzieci [4]. Wielu chciało to udowodnić, póki co nikomu się nie udało.

Po trzecie, mit ten jest przykładem naszego kulturowego braku zaufania do dziecka i wiary w jego rozwój. Bardzo powoli idzie nam ze zrozumieniem, że nie trzeba dziecka sadzać i obkładać poduszkami, żeby nauczyło się siedzieć. Że nie trzeba prowadzić na ręczniku pod pachami, żeby nauczyło się chodzić. I tak samo nie trzeba odstawiać od piersi, żeby przestało kiedyś z niej pić.

Dzieci same odstawiają się od piersi, tylko zdarza się to w naszej kulturze stosunkowo rzadko, ponieważ samoodstawienie następuje zazwyczaj później niż większość kobiet chciałoby karmić. I daleka jestem od osądzania kogokolwiek. Sama odstawiłam dziecko od piersi zanim samodzielnie z niej zrezygnowało. Nie oznacza to jednak, że samoodstawienie nie istnieje. Istnieje. Samoodstawienie to w przeciwieństwie do strajku laktacyjnego zwykle powolny proces, w którym dziecko bez żadnych sugestii czy zachęt zgłasza się do karmienia coraz rzadziej i rzadziej, aż w końcu matka orientuje się, że ostatnio karmiła kilka dni temu. 

Więcej na temat samoodstawienia pisałam tutaj (KLIK!).

Mit numer 5. Najlepiej odstawić dziecko raz a porządnie – na przykład wyjeżdżając bez dziecka na weekend

Bywam pytana, co sądzę o wyjazdach, bandażowanie piersi albo smarowanie ich niejadalnymi substancjami jako o strategiach na zakończenie karmienia. Nadal wielu osobom, także profesjonalistom, wydaje się, że całkowite odstawienie wszystkich karmień w ciągu jednego dnia jest dla dziecka najlepsze i najłatwiejsze. Tymczasem łagodne i stopniowe eliminowanie karmień ma więcej zalet dla dziecka i mamy niż nagłe przejście od karmienia na żądanie do punktu zero. 

Po pierwsze, jeśli odstawiamy dziecko powoli, ma ono czas na zaadaptowanie się do nowej sytuacji. Nie można myśleć o mleku kobiecym tylko jak o pokarmie. Kiedy ktoś powie “proszę temu dziecku natychmiast odstawić banany”, możemy to zrobić. Ale karmienie piersią to nie banany. Poza byciem strategią na zaspokajanie głodu i pragnienia karmienie piersią jest dla dziecka źródłem poczucia bezpieczeństwa, elementem rytuału, naturalnym sposobem regulacji emocji, źródłem stymulacji jamy ustnej. Nagłe zabranie tego sposobu na zaspokojenie wielu potrzeb może być dla niektórych dzieci bardzo trudne. W przypadku dzieci młodszych niż rok w grę wchodzi też włączenie mleka modyfikowanego i obserwowanie reakcji niemowlaka na tę zmianę. Niektóre dzieci będą potrzebować więcej czasu na jej zaakceptowanie.

Warto też pomyśleć o mamie. Piersi dość powoli wygaszają swoją aktywność. Mleko może być  obecne po naciśnięciu brodawki sutkowej nawet po roku od zakończeniu karmienia! Gruczoły potrzebują czasu, żeby się zwinąć i ryzyko zastojów czy nawet zapalenia piersi jest tym większe, im większe było tempo odstawiania. Kończenie drogi mlecznej wiąże się także ze spadkiem hormonów laktacyjnych, czyli prolaktyny i oksytocyny. Oba poza wpływem na karmienie piersią, mają działanie na jej mózg – ułatwiają zasypianie, łagodzą nastrój i relaksują. Nagłe zakończenie karmienia to nagły spadek poziomu hormonów – i czasem nagłe obniżenie się nastroju i pogorszenie funkcjonowania. Więcej na ten temat pisałam tutaj (KLIK!).

Jeśli spotkałaś się z jeszcze jakimś stwierdzeniem dotyczącym odstawiania i nie jesteś przekonana, czy to fakt, czy mit – zostaw je proszę w komentarzu. Może powstanie kolejna część tego artykułu?

 

 

Powrót do pracy a karmienie piersią

Powrót do pracy a karmienie piersią

Czy karmienie piersią można połączyć z powrotem do pracy? Oczywiście, że tak – sama karmiłam przez nieco ponad rok po podjęciu aktywności zawodowej. Prawdę mówiąc, w Polsce jesteśmy w całkiem uprzywilejowanej pozycji, mając możliwość skorzystania z rocznego płatnego urlopu macierzyńskiego. W niektórych krajach europejskich taki urlop trwa krócej niż sześć miesięcy. Czy wiesz, że Stany Zjednoczone są jednym z trzech krajów na świecie, w których kobiety nie mają powszechnego prawa do ANI JEDNEGO dnia płatnego urlopu po porodzie?!

Przerwy na karmienie

Przede wszystkim warto wiedzieć, że mama karmiąca piersią ma według Kodeksu Pracy prawo do przerw na karmienie, za które otrzymuje wynagrodzenie.

Mamy, które pracują między 4 a 6 godzin dziennie, mają prawo do jednej półgodzinnej przerwy na karmienie. Natomiast mamy, które pracują więcej niż 6 godzin dziennie mają prawo do dwóch półgodzinnych przerw. Jeśli karmisz więcej niż jedno dziecko (także w tandemie) możesz skorzystać z dwóch 45-minutowych przerw.

Można łączyć te przerwy – czyli zamiast dwóch przerw trwających po 30 minut, można mieć jedną przerwę godzinną. To Ty decydujesz, w jaki sposób chcesz wykorzystywać te przerwy. Jeśli wnioskujesz o taką przerwę u swojego pracodawcy, on nie ma prawa nie zgodzić się na wybraną przez Ciebie formę jej realizacji [1].

Jeśli jesteś zatrudniona na Kartę Nauczyciela, masz prawo do godzinnej przerwy, pod warunkiem, że Twój czas pracy wynosi powyżej 4 godzin ciągłej pracy [2].

Jeśli nie karmisz dziecka bezpośrednio piersią, tylko własnym mlekiem odciąganym, to  przerwy na karmienie możesz wykorzystać na ściąganie mleka. W każdej większej firmie pracodawca musi udostępnić pokój do odpoczynku dla kobiet karmiących, gdzie to mleko można ściągać. Nie ściągaj mleka w toalecie, jeśli ma być ono podawane dziecku!

Oświadczenie, a nie zaświadczenie

Nadal powtarza się nieprawdziwe informacje, jakoby mama karmiąca miała przedstawić zaświadczenie lekarskie o karmieniu piersią. To kompletna bzdura (bo niby jaki lekarz ma je wystawiać i na jakiej podstawie?!). W wyraźny sposób odniosła się do tego Państwowa Inspekcja Pracy w lipcu 2016 roku (KLIK!). Polecam podesłać link upartym kadrowym.

Pracodawca potrzebuje oświadczenia, że chcesz skorzystać z prawa do przerw na karmienie piersią, natomiast nie ma prawa żądać zaświadczenia lekarskiego.

Warto wiedzieć, że nie ma limitu wiekowego, jeśli chodzi o korzystanie z prawa do płatnej przerwy na karmienie. To znaczy, że można z niej korzystać, jeżeli dziecko ma pół roku, ale można także, gdy dziecko ma dwa lata. I tak naprawdę żaden pracodawca nie może powiedzieć, że dziecko jest za duże na to żeby być karmione i że ta przerwa już się nie należy.

Ale… pamiętajmy, że przerwa ma być wykorzystywana na karmienie, czyli nie można w czasie tej przerwy załatwiać jakichś innych spraw. I jeżeli pracodawca dowie się, że ta przerwa jest wykorzystywana w inny sposób niż po to, żeby nakarmić dziecko, może być to podstawą do zwolnienia dyscyplinarnego.

Co z mlekiem dla dziecka w czasie nieobecności mamy?

Jeśli dziecko już ma porządnie rozszerzoną dietę, czyli około 9 miesięcy i poza mlekiem zjada 3 posiłki stałe, to nie ma potrzeby odciągać mleka i przywozić je z pracy. Dzieci bardzo szybko kojarzą, że jeśli nie ma mamy, to nie mleka i jedzą w czasie nieobecności matki inne stałe pokarmy.

Nie trzeba także uczyć dziecka picia z butelki. Dlatego, że butelka nie jest do niczego potrzebna maluchowi karmionemu piersią, a dzieciom starszym niż kilkumiesięczne tak naprawdę powoli butelkę ze smoczkiem odstawiamy. Nie potrzeba wprowadzać butelki u dziecka sześciomiesięcznego lub starszego, serio! Opiekun może podawać napoje z otwartego kubka bez uszka, ze ściętego kubka (doidy cup), z bidonu ze słomką (na początek polecam Miś Mioduś, potem SkipHop), z butelki ze sportowym ustnikiem (jak z wodą mineralną). Wiem, że w niektórych żłobkach, jeśli mowa o dzieciach młodszych niż roczne, to kładzie się nacisk na butelkę ze smoczkiem ze względu na wygodę opiekunów.

Matki pracujące, zwykle nie dłużej niż przez kilka pierwszych dni, muszą odciągać trochę mleka, które się gromadzi w piersiach. Ale tylko do uczucia ulgi, najlepiej ręcznie, jeśli potrafisz! Piersi bardzo szybko przyzwyczajają się do tego, że dziecko nie jest przez kilka godzin karmione i zwykle po kilku dniach ta laktacja  normuje się na takim poziomie, jaki jest aktualnie potrzebny.

Jeśli mamy dziecko młodsze niż dziewięciomiesięczne, wtedy prawdopodobnie trzeba odciągać mleko, aby nie podawać mleka modyfikowanego oraz by utrzymać laktację na zadowalającym poziomie. Artykuł o tym, jak ułatwić sobie odciąganie mleka, znajdziesz TUTAJ.

Adaptacja

Czy należy zmniejszać liczbę karmień zanim pójdzie się do pracy? Zwykle nie ma takiej potrzeby. Dzieci bardzo szybko przyzwyczajają się i rozumieją sytuację pt. nie ma mamy = nie ma mleka. Bardzo często jest tak, że dopóki dziecko jest z mamą w domu, to pierś jest dla niego bardzo ważna i inne pokarmy są bardziej do smakowania. Natomiast często gdy dziecko idzie w świat, czyli zostaje też z innymi opiekunami albo zaczyna się powolna adaptacja do żłobka, to okazuje się, że ono przestawia się na jedzenie pokarmów stałych, kiedy mamy nie ma na podorędziu.

Poza sytuacjami podyktowanymi ciekawością, dzieci nie szukają mleka u innych kobiet 😉 I na serio nie płaczą za piersiami (bo za czym by płakały dzieci od urodzenia karmione mlekiem modyfikowanym? Bo przecież też przeżywają adaptację!), tylko czasem tęsknią za mamą, w całości 🙂 A w czasie jej nieobecności zwykle po prostu jedzą pokarmy stałe. Oczywiście, jeśli potrafią sprawnie gryźć, żuć, pić z innych naczyń.

Nie jest potrzebne wcześniejsze przestawianie dziecka na inny tryb karmienia, tylko po to, żeby mu ułatwić przyszłe rozstania z mamą. Jeśli chcesz powoli eliminować karmienia piersią, a dziecko ma ponad rok, to oczywiście można to robić – dziecko nie musi być już karmione na żądanie. Ale gdy liczba tych karmień jest dla Ciebie absolutnie w porządku, to nie trzeba przygotowywać dziecka poprzez odstawianie wcześniej.

Dzieci karmione piersią czasem wieczorami, nocami i w weekendy przechodzą na „mleczną dietę”. To znaczy, że ładują w tym czasie swoje akumulatory bliskością z mamą i często zgłaszają się do piersi. Nie jest niczym dziwnym, że dziecko, które w żłobku, z nianią, z babcią, z dziadkiem je bez problemu i w dużych ilościach pokarmy stałe, a w sobotę i w niedzielę żyje tylko na piersi mamy. Zwykle ten stan adaptacji do zmian stopniowo, po kilku-kilkunastu tygodniach wraca do takiej normy i częste karmienia czy pobudki się regulują.

Nie trzeba odstawiać dziecka od piersi, żeby było mu łatwiej zaadaptować się do żłobka czy przejść pod opiekę niani. Jeśli to możliwe, warto dokonywać tylko jednej dużej zmiany na raz. Czyli jeżeli dziecko posyłamy do żłobka, to raczej w tym momencie nie odstawiamy od piersi – można to zrobić albo kilka tygodni przed rozpoczęciem kariery żłobkowej, albo miesiąc czy półtora po adaptacji.

Bardzo często spotykam się z pytaniem, czy to prawda, że dzieci, które są karmione piersią gorzej adaptują się do żłobka? Nie jest to prawdą. Nie ma na to żadnych dowodów, nie ma żadnego mechanizmu, który miałby taki związek tłumaczyć. Oczywiście będą dzieci, które są bardziej wrażliwe i jednocześnie są to często dzieci dłużej karmione piersią, częściej regulujące emocje poprzez ssanie. I adaptacja u takich dzieci może po prostu trwać ciuteńkę dłużej. Nie wynika to z tego, w jaki sposób są karmione, ale z ich wrażliwości czy temperamentu. Karmienie piersią nie jest czynnikiem, który utrudnia rozłąkę z mamą. Więcej na ten temat pisałam w artykule TUTAJ

Do każdego żłobka można przynosić odciągnięte mleko. Nie jest kwestia dobrej woli dyrekcji – o obowiązku przyjęcia i podania mleka mamy wprost mówi rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej [3]. Należy indywidualnie ocenić, czy zależy nam na podawaniu mleka mamy w żłobku – to zależy od wieku dziecka, jakości wyżywienia w placówce, zdrowia dziecka (np. alergii), jego preferencji żywieniowych, poglądów rodziców. 

Jeśli nie zostawiamy mleka mamy dziecku, to można je karmić rano, popołudniu, wieczorem i w nocy. Trzy karmienia na dobę wystarczą, aby dziecko nie potrzebowało dodatkowego mleka (więcej informacji o na ten temat u dietetyk dziecięcej Zuzi Anteckiej KLIK!). Nawet pojedyncze karmienia mają ogromną wartość odżywczą i immunologiczną dla dziecka [4]! Maluchy, które właśnie idą do żłobków czy klubików, są narażone na nowe bakterie i wirusy, z którymi do tej pory nie miały kontaktu. W związku z tym instynktownie będą w pierwszych tygodniach adaptacji częściej prosiły o pierś mamy, aby dostarczyć sobie przeciwciał. Bo wiesz, że istnieją dowody na to, że poprzez ślinę dziecka piersi odczytują informacje o mikrobach, z którymi maluch się zetknął, i produkują na kolejne karmienie odpowiednie przeciwciała? (Serio!).

Ale jak ono zaśnie bez piersi?

I na koniec jeszcze jedna wątpliwość, która się bardzo często pojawia.

Jest bardzo wiele dzieci karmionych piersią, które usypiają na drzemkę wyłącznie przy piersi. Mamy martwią się, że inny opiekun nie będzie potrafił uśpić dziecka w ciągu dnia. I to też nie jest prawdą. Jeśli adaptacja przebiega prawidłowo i dorosły, który zostaje z dzieckiem zaangażuje się, to wypracuje sobie własny sposób na ułatwienie dziecku zasypiania. Tak, temu bezsmoczkowemu i bezbutelkowemu też!

Podobnie jest w żłobku. Doświadczone opiekunki już naprawdę niejedno dziecko karmione piersią widziały. Znajdą sposób na to, żeby  pomóc dziecku zasnąć. Nawet temu, które do tej pory przez półtora roku zasypiało tylko i wyłącznie na piersi. Niektóre panie będą bujały dzieci w wózku, inne huśtały na poduszce, przytulały, głaskały po główce, a niektórym dzieciom wystarczy… presja społeczna. Gdy grupa dzieci kładzie się na leżaczkach, jest włączana kołysanka,to niejeden piersiowy maluch, naśladując rówieśników, również zaśnie jak gdyby nigdy nic. Czasami to nie jest pierwszego dnia, bo dziecko, żeby zasnąć musi się czuć bezpiecznie, poznać miejsce i opiekunki, i zaufać im. Ale w 99% przypadków to nie trwa dłużej niż kilka dni (znam mamy, które prosiły o nagranie momentu zasypiania na telefonie, bo nie wierzyły, że ich dziecko tak potrafi 😉 ) Żeby nie było wątpliwości: w domu wiele z nich nadal zasypia tylko przy piersi 😉 Nie trzeba więc dziecka uczyć samotnego zasypiania wyłącznie po to, żeby dziecku było łatwiej w żłobku. Więcej na ten temat napisałam TUTAJ.

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban: