Jak sobie radzić z krytyką, gdy jesteś rodzicem?

Jak sobie radzić z krytyką, gdy jesteś rodzicem?

Gdy zostajemy rodzicami, często zaczynamy zderzać się z krytyką naszych decyzji. Okazuje się, że negatywnie ocenić można w rodzicielstwie absolutnie wszystko: krótkie karmienie piersią, długie karmienie piersią, spanie z dzieckiem w jednym łóżku, spanie dziecka w osobnym pokoju, używanie smoczka, nieużywanie smoczka, noszenie w chuście, karmienie papkami, rozszerzanie diety metodą BLW… i mogłabym tak jeszcze długo.

Im bardziej niepopularne od głównego nurtu rodzicielskiego są nasze decyzje, tym większe prawdopodobieństwo, że niektórym się to nie spodoba. W naszym społeczeństwie nadal pokutuje wiele mitów dotyczących potrzeb i zachowań małych dzieci. Zwykle łatwiej złapać dystans wobec krytyki wypowiadanej przez obcych. Ale gdy krytykujące osoby są nam bliskie, trudno nam poradzić sobie z ocenami, które słyszymy.

Ugruntuj się

Warto czytać  wiarygodne źródła informacji na rodzicielskie tematy: o chustonoszeniu, karmieniu piersią, żywieniu dzieci, wychowaniu bez kar i nagród itd. Im więcej wiesz na temat wspierania rozwoju dziecka, tym trudniej zasiać w Tobie ziarno niepewności.

Jeśli jesteś specjalistką na przykład z zakresu podatków, to nawet gdyby teściowa trzy razy dziennie mówiła Ci o tym, że źle prowadzisz księgę przychodów i rozchodów, nawet na moment nie zachwiałaby Twoją pewnością siebie w tym temacie. W końcu to Ty studiowałaś rachunkowość przez wiele lat, to Ty wypełniłaś już tysiące rubryczek w programach do rozliczeń podatkowych, to Ty jesteś doceniana przez pracodawców i w końcu to do Ciebie Urząd Skarbowy nie miał dotychczas zastrzeżeń.

Podobnie jest z rodzicielstwem: gdy rozumiemy pewne mechanizmy stojące za rozwojem dziecka, informacje jakoby noszenie niemowlaka na rękach je psuło wlatują nam jednym uchem, a wylatują drugim. Rozumiemy, że osobie, która wypowiada takie sądy, brakuje aktualnej wiedzy. Nie każdy zna się na podatkach i nie każdy zna na psychologii dziecięcej – choć domorosłych ekspertów w tej dziedzinie mamy zwykle wokół bez liku 😉

Jeśli słyszycie od przedstawiciela ochrony zdrowia komentarz niezgodny z aktualną wiedzą (np. o karmieniu piersią) lub wykraczający poza jego kompetencje (np. że nie powinniście spać z dwulatkiem w łóżku), warto zaprotestować. Odwołać się do zaleceń ze strony Ministra Zdrowia. Skierować rozmowę na temat, z którym przyszliśmy do gabinetu. Zgłosić skargę do kierownika przychodni lub szpitala, do izby lekarskiej, rzecznika praw pacjenta. Jeśli kładziemy uszy po sobie i nic z tym nie robimy, nic się nie zmienia. Pisałam już o tym kiedyś TUTAJ.

Aby nie czuć się samotnym, warto brać udział w spotkaniach z ludźmi, którzy mają podobny światopogląd. Własna wioska, grupa wsparcia, krąg kobiet – nazwa nie jest istotna, ważni są ludzie. Na szczęście mamy internet i jeśli takich spotkań w okolicy nie ma, możemy uczestniczyć w dyskusjach w internetowych grupach (zapraszam DO SWOJEJ GRUPY). Można też założyć własną lokalną grupę wsparcia (wiem, bo sama to zrobiłam).

W psychologii mówi się o społecznym dowodzie słuszności. Jesteśmy jako gatunek tak skonstruowani, że w sytuacji braku pewności co do wyboru, za prawidłowe wyjście uznajemy to, co robi większość ludzi. Rozmowy z innymi rodzicami, którzy przeżywają podobne dylematy oraz radości co my, daje niesamowite poczucie wspólnoty i zabiera poczucie osamotnienia (a jeśli to tylko ja śpię z dzieckiem, karmię dwulatka, nie wypłakuję niemowlaka…?).

Przyjrzyj się, od kogo i dlaczego płynie krytyka

Po drugie, warto się przyjrzeć osobom, które komentują nasze decyzje. Czy ludzie, którzy krytykują Cię za spanie z dzieckiem, wychowanie w duchu RB, karmienie piersią itd. mają ochotę dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat? Może bezmyślnie powtarzają zalecenia sprzed 30 lat, bo nie wiedzą, że poziom wiedzy o opiece nad dzieckiem od tamtej pory NIECO się zmienił?

Niektórzy rodzice dzielą się więc z bliskimi swoją wiedzą lub podsuwają artykuły na temat rodzicielstwa, laktacji, żywienia, potrzeb dzieci, psychologii, zdrowia.

Niejednokrotnie warto wysłuchać komunikatu i zastanowić się, o jakich potrzebach tej osoby nam on mówi. Jaka potrzeba stoi za słowami, które słyszysz? Jakie emocje? Ktoś się martwi? A może potrzebuje być wziętym pod uwagę? 

„Słuchaj mamo, dziękuję Ci, że troszczysz się o nas. Wiem, że kiedy ty rodziłaś dzieci, to były takie zalecenia, żeby nie karmić dłużej niż pół roku, bo pokarm staje się niewartościowy i dziecku będzie lepiej w żłobku, jak będzie umiało pić z butelki. Ta wiedza się zmieniła. Teraz promuje się karmienie tak długo, jak dziecko i mama chcą, a Twój wnuk nie wygląda na zainteresowanego odstawieniem się”.

Są jednak osoby, czasem bardzo bliskie, które nie są zainteresowane poszerzaniem swojej wiedzy. Ich opinie bazują na ich własnych przekonaniach, że dzieci są takie, życie jest takie, trzeba XYZ, żeby wychować dziecko… Słyszysz krytykę i próby spokojnego wyjaśnienia powodów jakiejkolwiek Twojej decyzji rodzicielskiej spełzają na niczym.

Nie masz obowiązku tłumaczyć innym ludziom ze swoich wyborów. Z żadnych.

Warto wtedy chronić granice swoje oraz swojego dziecka. Nie pozwalać na drążenie tematu. Niektórzy używają sformułowań: “Och, pomyślę o tym”, albo zupełnie wprost:

“Dziękuję, radzimy sobie”

“Wiem, co robię”

“Decyzję podjęliśmy z lekarzem, jest świadoma, dzięki za zainteresowanie”

“Taką podjęłam decyzję”

“Dziękuję za zainteresowanie, ale to jest temat, którego ja już nie chcę rozwijać”.

Czasami metodą zdartej płyty. Czasami fizycznie kończąc spotkanie i wychodząc. W kółko, i w kółko, i jeszcze raz.

Wpadamy czasem w taką pułapkę myślenia, że jeśli wyłożymy wystarczająco przekonujące argumenty, odwołując się do badań naukowych, zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia i doniesień z zakresu neuropsychologii, to inni zrozumieją i przestaną nas krytykować. Tymczasem często to jest po prostu rozmowa z dwóch różnych poziomów – nazwijmy je „racjonalnym” i „emocjonalnym”. Dla osoby, która wypowiada się z pozycji swoich przeżyć i potrzeb, dostarczenie logicznych argumentów nie jest istotne. One nie wpływają na jej postrzeganie rzeczywistości.

Bywa, że jest to związane z jej własnymi doświadczeniami z dzieciństwa i tym, jak ją traktowano. Jeśli wychowywała się w jakimś konkretnym przekonaniu dotyczącym tego, jakie są dzieci i jakie mają potrzeby, jaka jest rola ojca, a jaka matki itd., to bez świadomej pracy trudno może być wyjść z tych myślowych kolein.

Czasem nasze macierzyństwo i ojcostwo uświadamia naszym rodzicom, że to, jak oni się nami opiekowali mogłoby wyglądać inaczej. Że ulegli sugestiom swojej rodziny czy personelu medycznego, mimo że w głębi duszy czuli, że to do nich nie pasuje. Że pewne ich plany nigdy się nie zrealizowały. Że na przykład Twoja mama chciała karmić dłużej, ale zepsuto jej laktację zanim jeszcze wyszła z porodówki – i do tej pory jakoś sobie tego nie poukładała. Widok Ciebie karmiącej bez problemów i na żądanie, może wywoływać w niej trudne emocje, których źródła po tych kilkudziesięciu latach może nie być łatwo odnaleźć. Napięcie znajduje ujście w komentarzu skierowanym do Ciebie – ale to nie jest o Tobie, tylko o niej. Nie jest łatwo poukładać sobie w głowie, że kiedyś robiliśmy najlepiej, jak mogliśmy, z tą wiedzą i wsparciem, które wówczas mieliśmy, jeśli teraz wiadomo, że praktyki z lat 80. XX wieku na przykład dotyczące odpieluchowania mają długofalowe negatywne skutki dla pokolenia 30- i 40-latek.

A jeśli krytykuje mnie mój partner lub partnerka?

Jeśli osobą, która Cię nie wspiera w Twoich rodzicielskich priorytetach, jest Twój partner lub partnerka, warto szczerze o tym porozmawiać.  Co jest w tej sytuacji dla niego/ dla niej trudne? Czego się obawia? Jakie ma oczekiwania, wyobrażenia, potrzeby w związku lub rodzinie? Czy na pewno chodzi o karmienie, noszenie, niewymierzanie kar?

Czasem jest jakaś presja ze strony rodziny naszego partnera, o której nam nie mówi, a trudno mu poradzić sobie z konfliktem lojalności. Czasem sam potrzebuje wsparcia, by poukładać sobie własną historię rodzinną, przekonania, które wyniósł z domu, które wówczas pomagały mu sobie radzić, a teraz są już niewspierające. Jeśli trudno dojść do porozumienia, można skorzystać z pomocy profesjonalisty, na przykład psychoterapeuty rodzinnego.

Wielu psychologów się ze mną nie zgodzi, ale uważam, że mówienie przez rodziców jednym głosem we wszystkich tematach jest przereklamowane. Nie jest możliwe, żeby – nawet z najlepiej dobraną do nas osobą – zgadzać się we wszystkich kwestiach w 100%. Jeśli udajemy przed dziećmi, że tak jest, w mig wyczuwają brak autentyczności. Nie musimy się we wszystkim ze sobą zgadzać, nawet jeśli dotyczy to naszych wspólnych dzieci.

Warto pamiętać, że to każdy sam odpowiada za to, jaką relację buduje z dzieckiem. To nie Ty jesteś odpowiedzialna/y za to, jaką relację z dzieckiem będzie miał drugi rodzic. Możesz podsuwać mądre lektury (tutaj znajdziesz inspiracje dotyczące książek o Rodzicielstwie Bliskości) i inspirować własnym przykładem. Ale nie masz realnej mocy zmieniania innych ludzi, nawet tych najbliższych. Szukanie wsparcia poza własnym domem, pokazywanie swoją postawą, że to, co robisz, ma sens oraz obrona siebie i dziecka przed raniącymi komunikatami – to rzeczy, na które masz wpływ i na których warto się skupić.

Trzymam mocno kciuki!

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Jak przeżyć z High Need Baby?

Jak przeżyć z High Need Baby?

 

Ustalmy sobie na początku jedną rzecz: z bycia high need się nie wyrasta. Ponieważ poświęciłam temu zagadnieniu osobny artykuł (tutaj), to wyjaśnię tylko w skrócie: traktujemy bycie hajnidem jako określenie na pewien zbiór cech temperamentu. Temperament to najbardziej stabilna część naszej osobowości, uwarunkowana przede wszystkim czynnikami wrodzonymi i mało podatna na zmiany. Oczywiście przejawy bycia wymagającym, czyli same zachowania, się zmieniają. To nie jest tak, że czterolatka nadal trzeba nosić na rączkach, a siedmiolatek budzi się dziesięć razy w nocy i sprawdza, czy jesteśmy obok (ufff). Mimo wszystko warto patrzeć realistycznie: z bycia wymagającym dzieckiem się nie wyrasta, a wymagające dzieci wyrastają na wymagających dorosłych, czego przykładem jestem ja sama 🙂

Zanim jednak do tego dojdziecie, postanowiłam przygotować zbiór moich luźnych porad pt. “Jak przeżyć z wymagającym dzieckiem?”, w którym opieram się nie tylko na wiedzy psychologicznej, ale na własnych doświadczeniach jako mamy High Need Córki. Skupiam się na perspektywie pierwszego roku życia dziecka, ponieważ jest on zwykle bardzo trudny: nowa sytuacja, bez dostatecznie dobrego wsparcia, dochodzi zmęczenie wstawaniem do dziecka w nocy, wyzwania związane z karmieniem niemowlaka itd. Słowem: podzielę się tym, co pomogło mi przetrwać w miarę dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym ten pierwszy rok po porodzie 🙂

I skoro już jesteśmy w temacie zdrowia – ważna informacja. Zanim stwierdzisz, że ten typ tak ma, to po prostu temperament i czas skoncentrować się na szukaniu strategii, które pomogą rodzinie, najpierw wartosprawdzić, czy nasze dziecko to na pewno high need baby, czy może ma jednak jakieś problemy natury medycznej.

Duża część maluchów uznawanych za dzieci wymagające, ma pierwotnie łatwy temperament, ale jest niestety niezdiagnozowana. W pierwszej trójce problemów zdrowotnych, które mogą powodować niepokój niemowlaka są: alergie, choroba refluksowa i trudności z karmieniem. Krótki artykuł na temat diagnoz, które warto wziąć pod uwagę, znajdziesz TUTAJ.

Po drugie – nie porównuj! Nie porównuj swojego dziecka do innych dzieci. Nie porównuj siebie do innych matek. Ogromnie dużo energii, którą mogłybyśmy przeznaczyć na codzienne funkcjonowanie i cieszenie się macierzyństwem, wysysa z nas porównywanie swojej rodziny z innymi. Często wystarczy jedno przypadkowe spotkanie z rodzicem dziecka, które ma dużo spokojniejszy temperament, żeby mocno i na długo zepsuć nam humor – chociaż na co dzień całkiem nieźle sobie radzimy i już zaakceptowałyśmy sytuację.

To oczywista oczywistość, ale: dzieci są różne. Psychika ludzka działa w ten sposób, że dość łatwo przypisujemy sobie zasługi, nawet jeżeli obiektywnie rzecz ujmując nie mieliśmy na coś zbyt dużego wpływu. Słyszałaś o tym, że sukces ma wielu ojców? Często uważamy, że jeżeli nasze dziecko w jakiś sposób się zachowuje, to wynika z naszej ciężkiej pracy. A to guzik prawda 🙂 Niby XXI wiek, a nadal nie doceniamy roli genów i czynników wrodzonych.

Warto porozmawiać z ludźmi, którzy mają minimum troje dzieci. Oni zwykle już mają w sobie dużo pokory i nie przeceniają swojego wpływu na zachowanie potomków. Bardzo często słyszę od tych rodziców: „Ja z moją całą trójką robiłam dokładnie to samo: wszyscy mieli taki sam rytm dnia, ten sam rytuał wieczorny, o tej samej porze. I jedno przesypiało od urodzenia całe noce, a drugi ma 2,5 roku i nadal się budzi 3 razy”.

Kiedy porównujemy się z innymi, często nie znamy historii tej osoby: jej zasobów, wsparcia, które ma na co dzień, priorytetów, poglądów, a wreszcie kosztów, jakie ponosi. Może zastanawiałaś się kiedyś, jak to jest, że inni mają niemowlaka i mają posprzątane, ugotowane (i to obiad dwudaniowy z deserem), zrobione paznokcie i jeszcze rozwijają swój biznes? To proste: mają inną sytuację (ok, albo posiadają sprzęt do wydłużania doby, ale wtedy poproszę o namiary na tych ludzi, bo chętnie skorzystam). Jeżeli ktoś ma dziecko, przy którym opieka jest dużo mniej obciążająca, bo jest w stanie więcej się samo sobą zająć, ma długie samotne drzemki i śpi w nocy bez wybudzeń, a poza tym pomoc babci lub niani na kilkadziesiąt godzin w tygodniu, to wiadomo, że taka osoba będzie miała inne zasoby energetyczne i czasowe niż Ty. Mimo bycia mistrzynią produktywności nie rozwinę firmy pracując 3 godziny późnymi wieczorami, zmęczona po całym dniu, tak jak mama, która ma dziecko na 8 godzin w przedszkolu, prawda? Czysta arytmetyka.

Nie chodzi o to, żeby odciąć się od osób, które dobrze sobie radzą i ogarniają. Czasami gdy zapytasz: A jak ty to robisz, że…?, ktoś Ci sprzeda jakiś patent, na który Ty nie wpadłaś. Ale jeśli obserwowanie takich ludzi czy spotykanie z nimi nie robi Ci dobrze, może lepiej będzie, jeśli czasowo to ograniczysz?

Żyj tu i teraz. Czasem robimy sobie mocno pod górkę, bo wydaje nam się, że przygotowujemy dziecko i siebie do przyszłych trudności albo w ogóle do “ciężkiego życia”. Na przykładzie snu: są matki, które pięć razy w nocy wstają do niemowlaka, wyciągają go z łóżeczka, karmią i próbują przez kolejne pół godziny odłożyć go tam z powrotem, bo maluch budzi się przy dotknięciu prześcieradła. Jednocześnie zapierają się rękami i nogami, żeby zabrać to dziecko do swojego przygotowanego według zasad bezpieczeństwa łóżka, bo boją się, że za rok  trudno im będzie je odzwyczaić. A wcale nie musi tak być. Może za rok nie będzie Ci przeszkadzało, że śpisz razem z dzieckiem. Może ono nie będzie już chciało z Tobą spać. A może wyprowadzenie go nie będzie takie trudne, jak Ci się to jawi teraz, a przynajmniej od dziś zaczniesz się wysypiać? Często martwimy się na zapas o rzeczy, które potem w ogóle się nie wydarzają. Zastanów się, co pasuje dziecku i co jest w zgodzie z Tobą na dziś, a nie co to będzie za trzy lata.

W ruchu Anonimowych Alkoholików panuje zasada, żeby myśleć tylko i wyłącznie o dzisiejszym dniu. Jeżeli jesteś uzależniony, to Twoim celem jest dzisiaj się nie napić. Jeżeli dzisiaj się nie napiłeś, świetna robota! A jutro zaczynasz od początku. I dokładnie tak samo jest w rodzicielstwie. Jeżeli masz małe wymagające dziecko, to Twoim celem jest dożyć dzisiaj do wieczora. Wszyscy coś zjedli, było przytulane, dożyłaś do wieczora? Super, zjedz coś smacznego. Nie wyszło Ci? Nakrzyczałaś na dziecko, nieposkładane pranie z rezygnacji nad Twoim zorganizowaniem samo weszło do szafy, masz wrażenie, że jesteś najgorszą matką świata? Dzisiejszy dzień odkreśl grubą linią. Jutro startujesz ze wszystkim od początku.

W wymagającym rodzicielstwie bardzo ważne jest bycie elastycznym. Każdy, kto mieszka z hajnidem, prawdopodobnie wie, że to, co się sprawdza dzisiaj, za trzy dni już nie działa. Życie z dzieckiem wymagającym polega na tym, że trzeba mieć bardzo dużo pomysłów, być kreatywnym i otwartym na zmiany. Macierzyństwo leczy z nadmiernego kontrolowania. Jeśli ktoś funkcjonował według zegarka i rozpisanej godzinowo listy zadań, to po urodzeniu dziecka może przeżyć mocny szok. Wymagający maluch rozsypuje nasze plany i harmonogramy w pył.

Im więcej masz wymyślonych i wypróbowanych strategii na swoje dziecko, tym lepiej. Wtedy łatwiej z dzieckiem spędzać czas w różnorodny sposób i w różnych miejscach. Kiedy słyszę ekspertów, którzy rekomendują kładzenie dziecka na drzemki wyłącznie w swoim łóżeczku, mam ogromne wątpliwości. To z pozoru brzmi całkiem kusząco: dwie drzemki po dwie godziny w łóżeczku; Ty w tym czasie sobie sprzątasz, gotujesz, pierzesz, czytasz książkę, oglądasz serial. Z drugiej strony, jesteś zmuszona na każdą taką drzemkę wracać do domu. Gorzej, jeśli staniecie w korku wracając do domu, ktoś proponuje wyjście na kawę, macie do porozwożenia starsze dzieci. Na myśl o urlopie jesteś już spocona, bo przecież tam będzie inaczej, inny plan dnia…

Nie patrz na zegarek, a patrz na własne dziecko i na potrzeby swojej rodziny. Nie działają rzeczy, które działały tydzień temu? Wchodzisz do mnie na grupę na Facebooku i pytasz: co u Was działa? Jak sobie z tym radzicie?

Kiedy słyszę o tym, że masz dziesięciomiesięczne dziecko i od porodu nie byłaś na wizycie kontrolnej u ginekologa… Jeśli mówisz, że trzeci rok z rzędu nie byłaś na cytologii albo u stomatologa, bo masz wymagające dziecko… to mam ochotę wyć do księżyca. Wymagające dzieci potrzebują ZDROWYCH rodziców. Wiem, że podróżowanie do lekarza z zanoszącym się w samochodzie maluchem, z nienawiścią do fotelików, to żadna atrakcja. Wiem, że proszenie kogoś dorosłego, żeby zajął się dzieckiem, którym zajmować się niełatwo, to skomplikowana operacja. Ale to gra warta świeczki.

Bardzo ważne dla każdego dziecka jest to, żeby mieć więcej bliskich opiekunów, z którymi czuje się bezpiecznie. Nie jest prawdą, że dla hajnida liczy się tylko mama, a reszta osób dopiero po czwartym roku życia będzie mieć znaczenie. Im więcej dziecko ma dorosłych, z którymi może zostać w domu, pójść na spacer, do których możemy je zawieźć na dwie godziny, tym lepiej. Od pierwszych miesięcy można rozszerzać “wioskę”, której rośnie dziecko (bo to, że “do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska”, pewnie słyszałaś?). Na początku faktycznie siedzimy we trójkę i nie mamy realnego pożytku z innego dorosłego, bo gdy tylko zmierzamy do kuchni, maluch płacze, dopóki nie wrócimy albo pełza za nami. Z czasem dziecko uzna tę osobę za zaufaną i będzie mogło z nią zostawać na dłużej. Dlaczego to ważne? Żebyś mogła odpocząć, zadbać o siebie, swoje zdrowie, chociażby wypić ciepłą kawę.

Coraz więcej mówi się o wypaleniu zawodowym, które dotyka przede wszystkim osób z angażującą emocjonalnie pracą wśród ludzi, jak lekarze, pielęgniarki, nauczyciele czy psychologowie. Można poczuć coś na kształt wypalenia, będąc rodzicem 24/7. Szczepionką na wypalanie się jest regularne spotykanie się z innymi dorosłymi ludźmi i bycie choć przez dziesięć minut dziennie samej ze sobą. Czasem wystarczy samotny spacer do Biedronki (pamiętam swój pierwszy po porodzie, ależ to była cudowna rozrywka!!! Jak Disneyland po prostu!). A zadbanie o siebie często jest możliwe tylko wtedy, kiedy nasze dziecko ma innych zaangażowanych emocjonalnie opiekunów, z którymi czuje się bezpiecznie.

Searsowie w swojej książce o wymagających dzieciach piszą:

„Nikt nie zrozumie rodzica wymagającego dziecka tak, jak drugi rodzic wymagającego dziecka”

Jeśli tam nie byłeś, jak tego nie przeżyłeś, to może być Ci trudno zrozumieć, o co właściwie chodzi. Czy Ty też zauważyłaś, że gdy opowiadasz o swoich doświadczeniach, inni patrzą czasem podejrzliwie? Z takim chyba-troszkę-przesadzasz-przecież-wszystkie-dzieci-są-wymagające w oczach? Szukaj więc wsparcia emocjonalnego u ludzi, którzy też tam byli. Zapraszam serdecznie do mojej grupy na Facebooku. Może w Twoim mieście mamy spotykają się przy kawie, a jeśli nie, może zaczniesz organizować takie spotkania (ja zaczęłam!)?

Temat na osobny artykuł, bo to sprawa związana z bardzo podstawowymi przekonaniami o ludziach i świecie: proś o pomoc. Nie umiesz? Naucz się czym prędzej.

Jeśli masz odpowiednie środki finansowe, pewne rzeczy można załatwić za pieniądze. Można sobie zamówić dietę pudełkową, korzystać z dowożonych obiadów. Można zapłacić za sprzątanie mieszkania, za opiekunkę/opiekuna do dziecka. O gadżetach, z których korzystają rodzice HNB pisałam tutaj, a patenty kulinarne zebrałam w tym artykule.

Warto mówić bliskim wprost: “nie radzę sobie, potrzebuję pomocy”. Czasem to polega na tym, że mama, teściowa, przyjaciółka przywiezie Ci porcję pierogów czy gar rosołu albo pojeździ za Ciebie na mopie, jeśli z ząbkującym niemowlakiem wydeptujesz aktualnie ścieżki w dywanie. Bywa, że proszenie o pomoc to otwarta komunikacja z partnerem: „Wiem, że miałeś zaplanowany wyjazd na ryby w sobotę, ale bardzo potrzebuję odespać rano dwie godziny”. Urlop macierzyński nie oznacza, że tylko matka ma się opiekować dzieckiem 24 godziny na dobę. Niewiele jest zawodów, w których trzeba być ciągle czujnym i ciągle ma się na sobie brzemię odpowiedzialności za czyjeś życie. Uwierz mi, ja w pracy zawodowej odpoczywam, choć jest przecież emocjonalnie obciążająca.

Proszenie o pomoc to również szukanie specjalistycznego wsparcia, jeżeli jest ono potrzebne. Badania pokazują, że matki dzieci z trudniejszym temperamentem są bardziej narażone na depresję poporodową [1]. Jeśli czujesz, że nie radzisz sobie, że potrzebujesz z kimś porozmawiać, masz problemy z zasypianiem, apetytem, emocjami, w tym lękiem, jesteś przygaszona, ciągle smutna albo o wszystko się wściekasz, poszukaj psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty. Dalsze informacje na temat depresji poporodowej i kontakty znajdziesz w tym artykule.

Pierwszy rok z hajnidem? Ja też tam byłam! Przeżyłam. Będzie lepiej, obiecuję!

Podpisano: Magdalena Komsta – matka urodzonej w 2015 roku High Need Córki i psycholożka w jednym

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?

Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?

 

Zna to wiele matek, ja też często uśmiecham się w tych sytuacjach przez łzy. Moje dziecko najgorzej zachowuje się, kiedy jest ze mną. Zwykle wtedy, gdy jesteśmy sam na sam albo wracam do domu, a w tle są inni dorośli, którzy opiekowali się córką podczas mojej nieobecności.

Kojarzysz te sytuacje? Wracasz z pracy. Dziecko, które do tej pory było dzieckiem idealnym i bezproblemowym, pokazuje swoją drugą twarz, kiedy tylko stajesz w drzwiach. A taki był grzeczny bez Ciebie…”. Albo zwierzasz się, że jest Ci trudno z dzieckiem, które sporo marudzi, jęczy, wymaga stuprocentowej uwagi. Gdy przychodzą znajomi albo rodzina, maluchowi włącza mu się tak zwana wersja demo. Słyszysz „Chyba trochę przesadzasz, matka!”? Młodzież jękoliła: ni to śpiąca, ni znudzona, a gdy w przedpokoju przekazujesz ją wprost w ręce wracającego z pracy ojca, bobas doznaje iluminacji: wracają w niego siły życiowe i świetny humor. Znasz to?

Czy coś z nami jest nie tak? Nie radzimy sobie? Może jesteśmy złymi matkami, skoro to akurat my wyzwalamy u naszych dzieci trudne zachowania, których nie prezentują w towarzystwie innych dorosłych?

Na szczęście – nie. Zwykle świadczy to o tym, że robimy dobrą robotę, choć pewnie wydaje się to nieintuicyjne.

Wiedza, skąd biorą się te pozornie dziwaczne zachowania dzieci, bardzo dużo zmienia w ich odbiorze – odejmuje mamom sporo napięcia, poczucia winy, zagubienia i złości. Warto więc popatrzeć na zjawisko „Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?” z kilku perspektyw, bo w  zależności od wieku i temperamentu dziecka, osobowości mamy oraz specyficznej sytuacji rodzinnej różne czynniki mogą wysuwać się na pierwszy plan:

1.Autentycznie zachowujesz się z ludźmi, z którymi czujesz się najbezpieczniej

Nikt z nas nie traktuje wszystkich ludzi na świecie w ten sam sposób. Z niektórymi osobami jesteśmy bliżej związani emocjonalnie, ufamy im i autentycznie się przy nich zachowujemy. Jesteśmy bardziej wyluzowani i bardziej „sobą”. Z innymi czujemy się mniej bezpiecznie i mniej ujawniamy im siebie: nie mówimy wprost o swoich trudnościach, dylematach czy lękach. Bardziej restrykcyjnie trzymamy się zasad savoir-vivre i tak dalej.

Wyobraź sobie, że spodziewałaś się w pracy awansu, poza kulisami zapewniano Cię, że masz go już w kieszeni. Właściwie w myślach wydałaś już dodatkowe pieniądze, które z tej okazji miałaś otrzymać. Na zebraniu zespołu okazuje się, że awans otrzymała Twoja mniej zasłużona koleżanka z biurka obok. Prawdopodobnie przełkniesz gulę w gardle i pogratulujesz jej sukcesu. Dopóki nie dotrzesz do domu, będziesz trzymać fason. Nie będziesz może superradosna, ale raczej nie wypłaczesz się w ramię pani w warzywniaku podczas kupowania pomidorów. Dopiero, gdy przyjdziesz do domu, tama puszcza. Kumulowane przez cały dzień napięcie, uczucie żalu, smutku, złości, rozczarowania, krzywdy wyleje się po przekroczeniu drzwi lub usłyszeniu pytania „Jak się masz?”. To w domu, w którym czujemy się bezpiecznie i w otoczeniu osób, które są nam najbliższe, pokażemy swoje autentyczne ja, przeżycia, które są w nas silne, emocje, których ujawniania w przestrzeni publicznej społeczeństwo nie akceptuje.

Dlatego dzieci bardzo często w żłobku, przedszkolu, podczas terapii zachowują się inaczej, lepiej. Słuchają opiekuna, czekają bez szemrania na swoją kolej. Kiedy są z babcią lub dziadkiem, często wykonują polecenia bez dyskusji. Wydaje się, że wszystko jest ok.  Czasem dlatego, że w przedszkolu z powodu bezpieczeństwa należy coś robić w konkretny, ustalony sposób. Czasem babcia szybko daje do zrozumienia, że nie należy się złościć, bo dziewczynki się nie złoszczą, albo babci serduszko wtedy pęka.

Dostosowanie się do reguł, choćby organizacyjnych (kiedy jemy, kiedy się kładziemy na drzemkę itd.), panujących w danym środowisku kosztuje jednak organizm sporo energii. Napięcia, które się z tym wiążą, nie ulatują w powietrze – gromadzą się w ciele. I kiedy dziecko wraca do domu albo widzi matkę – ostoję bezpieczeństwa – wchodzącą do mieszkania, zalewa ją gromadzonymi przez cały dzień napięciami i emocjami. Wreszcie można się z kimś podzielić tym, co trudne! Muszę, inaczej się uduszę! Dlaczego matki? Bo bardzo często to z nimi dzieci czują się najbezpieczniej: wiedzą, że mogą nam zaufać, że weźmiemy to na klatę, nie odwrócimy się na pięcie, nie obrazimy, nie nakrzyczymy.

2.Wiesz, na co u kogo można liczyć

Ten fragment mocno łączy się z poprzednim. Dzieci są świetnymi obserwatorami i szybko uczą się, na jaki poziom wsparcia, opieki – czy szerzej mówiąc: emocjonalnej dostępności – można liczyć u którego z opiekunów. Że ludzie się między sobą różnią i że z każdym z dorosłych ta sama czynność może wyglądać trochę inaczej.

Weźmy na przykład usypianie na drzemkę. Czasem dzieci mają jakiś rytuał. Mama karmi, podaje smoczek, kocyk, nosi na rękach. Wszystko w odpowiedniej kolejności. Okazuje się jednak, że gdy przychodzi babcia i daje do zrozumienia, że nie może nosić na rękach, bo ma chory kręgosłup, to dziecko przytula się i zasypia. Oczywiście, nie zawsze się tak udaje. Często to zależy od tego, jakie potrzeby zaspokajały elementy rytuału. Ale wiele razy słyszałam, że inny opiekun usypia inaczej bez większej afery, choćby w żłobku (pisałam o tym tutaj).

Opiekunka w żłobku czy dziadek to nie zaklinacze dzieciTo nie jest kwestia tego, że mama jest niewydolna wychowawczo, że sobie nie radzi z dzieckiem. Po prostu dziecko szybko dostosowuje się do innych granic innego opiekuna. Nawiasem mówiąc, pytanie brzmi, czy my, matki, nie przekraczamy własnych granic? Czy nie zaciskamy zębów, częściej niż inni opiekunowie (o tym też kiedyś pisałam)?

3.Matki są nudne

W naszym społeczeństwie mama zwykle w co najmniej pierwszym roku życia przebywa przez większość czasu z dzieckiem (lub dziećmi) w domu samotnie. Nawet, jeśli czasami gdzieś wychodzą (sklep, kawiarnia, zajęcia), to matka jest jedynym opiekunem niemowlaka lub małego dziecka przez większą część doby.

I to nie jest naturalna sytuacja.

W społecznościach tradycyjnych, takich, w których nasz gatunek powstał i przez setki tysięcy lat funkcjonował, na jedno dziecko przypada około czworo dorosłych. W niektórych tradycyjnych plemionach jednym niemowlęciem opiekuje się na zmianę siedmioro osób, w innych nawet czternaścioro (na przykład w plemieniu Efe) [1].

Dzieci wychowywane w naszej kulturze w obecności ciągle jednej i tej samej dorosłej osoby, mają prawo być nią znudzone. Niemowlęta i małe dzieci nie są biologicznie przystosowane do patrzenia w kółko na jedną twarz, słuchania jednego głosu i przebywania w tych samych opatrzonych ze wszystkich stron ścianach. Często marudzą, bo za mało się dzieje.

Dlatego, zwłaszcza przy wymagających dzieciach, wystarczą odwiedziny innego dorosłego lub choćby powrót ojca z pracy, by młodzież nabrała wigoru i była czarującym maleństwem, zbierającym zachwyty gości lub tatusia. Przyszła świeża, nowa krew, która inaczej mówi, inaczej pachnie, inaczej się bawi. Nareszcie! Nasze mózgi są zaprogramowane na szukanie nowości. Nowy, nieznany bodziec od razu zwraca naszą uwagę, sprawia, że wytrącamy się z dotychczasowego stanu.

Jeśli teraz potakujesz ze zrozumieniem głową, zacznij budować własną wioskę wokół dziecka. Wychodź z nim lub zapraszaj znajomych. Spotykaj się z innymi matkami. Organizuj spotkania lokalnych rodziców w kawiarni lub bibliotece. Poszukaj wraz z dzieckiem takiego poziomu stymulacji sensorycznej, która zaspokoi jego głodny wrażeń mózg.

4.(Trudne) emocje są zaraźliwe

I ostatnia refleksja: dzieci często najgorzej zachowują się przy matce, gdy mama jest najbardziej zmęczona ze wszystkich opiekunów.

Już malutkie niemowlęta mają świetne umiejętności w czytaniu mowy ciała. Nie rozumieją słów, ale świetnie wychwytują nasze emocje z tonu głosu, rytmu kroków, postawy ciała, zakresu ruchów itd. Kiedy próbujesz godzić zaspokajanie potrzeb dziecka lub dzieci, innych domowników, pracę zawodową, ogarnianie domu, obiadu i (tu wstaw dowolne aktywności, które próbujesz wcisnąć w dobę), jesteś wykończona. Często niewsypana, czasem zezłoszczona, sfrustrowana, smutna. Ponieważ warunkiem przeżycia małego dziecka jest bycie czujnym na sygnały wysyłane przez opiekuna, maluchy w mgnieniu oka zarażają się naszym nastrojem. Na przykładzie wieczornego usypiania wyjaśniałam to tutaj

Kiedy do dziecka przychodzą inni dorośli, zwykle są w lepszej kondycji psychofizycznej niż matka. Babcia jest wyspana, bo nikt jej nie budził w nocy płaczem. Jest najedzona, ba, nawet pija ciepłą kawę! Regularnie spotyka się z koleżankami, jest na bieżąco z „M jak miłość” i nawet na krzyżówki ma czas. Przychodząc na kilka godzin, wnosi energię, której mama nie była w stanie wykrzesać, bo z pustego i Salomon nie naleje!

Im nam jest trudniej, tym zwykle trudniej zachowuje się nasze dziecko. Powstaje błędne koło, które może przerwać tylko zajęcie się swoimi dorosłymi potrzebami i zaopiekowanie się sobą, podczas gdy swojemu dziecku zapewniamy opiekę innego dorosłego. Zostaw dziecko z wypoczętą babcią albo bardziej-niż-Ty, mimo pracy zawodowej, wypoczętym tatą, puść mimo uszu komentarz „Nie wiem na co narzekasz, w ogóle nie ma z tym dzieckiem żadnego problemu” i zajmij się sobą. Nie jeździj na mopie, chyba, że to dla Ciebie forma relaksu (podobno są tacy ludzie). Prześpij się, idź na samotny spacer (choćby do Biedronki, polecam!), spotkaj się z innymi dorosłymi BEZ DZIECI. Tak, żeby zarażać malucha pozytywną energią i mieć miejsce na przyjęcie trudnych uczuć dziecka.

Dbanie o siebie nie jest egoizmem, jest dbaniem o dziecko i całą rodzinę. 

Napracowałam się nad tym tekstem. Jeśli uznasz wpis za przydatny, proszę, polub mój fanpage i  udostępnij ten artykuł dla swoich znajomych. Dziękuję!

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

5 kulinarnych patentów rodziców High Need Babies

5 kulinarnych patentów rodziców High Need Babies

Kiedy stajesz się rodzicem wymagającego dziecka, możesz być na początku zaskoczony faktem, że Twój czas spędzany w kuchni niebezpiecznie się skrócił w porównaniu do czasu spędzanego na kanapie z przyssanym/ śpiącym dzieckiem. Albo czasu przetańczonego z małoletnim na rękach.

Potem nie zauważasz już nawet, kiedy naturalnie przestawiłaś się na pokarmy niekruszące się na głowę leżącego na Twojej klacie obywatela. Arbuz w trakcie karmienia piersią??? Boże, broń! Nie wolno! Wiesz, jak potem niemowlakowi lepią się włosy od cieknącego soku? 😉

Żarty na bok: głodny rodzic to zły rodzic i w pierwszych roku (lub dłużej) pod hasłem „high need” absolutnym priorytetem jest sen i jedzenie. Dorosłego też. I tak jak odnośnie snu sporo wskazówek dałam już na blogu wcześniej (o, tutaj znajdziesz wszystkie), o gadżetach dla Matki Polki Hajnidowej i Ojca Hajnidowca też już wspominałam (tutaj), to zorientowałam się, że brakuje kulinarnych patentów pozwalających na zaspokojenie potrzeby głodu.

Może nie odkryjesz tu Ameryki, ale chociaż pocieszysz się, że inni też tak mają 😉

Posłużyłam się mądrością zbiorową mojej grupy facebookowej i zebrałam wszystkie triki i pomysły w 5 punktach:

1.Dziecko blisko siebie

Żadna interaktywna zabawka i hiperstymulująca mata edukacyjna nie jest dla hajnida tak interesująca jak kontakt z żywym człowiekiem. Dlatego, aby zmniejszyć marudność, a w przypadku mobilnych obywateli zminimalizować szkody powstałe w innych częściach mieszkania, warto nieśpiące dziecko zabrać ze sobą do kuchni. Jak młodzież śpi, to śpimy i my (bo i tak się obudzi tłuczeniem garów).

Najzdrowsza dla najmłodszych jest podłoga i nieślizgająca się mata czy kawałek wykładziny plus ciekawsze zabawki lub plastikowe nietłukące się lustro.

Jeśli młodzież da się włożyć w chustę lub nosidło, jesteśmy uratowani. Jeśli nie, może zwolnienie którejś z dolnych szafek i wrzucenie mu tam kuchennych akcesoriów pozwoli na kilkanaście minut ogarnięcia najważniejszych etapów gotowania.

Korzystajmy z bujaczka-leżaczka ostrożnie i na krótko, zwłaszcza, jeśli dziecko jeszcze nie nauczyło się obracać z brzucha na plecy i z powrotem.

Jeśli dziecko już pewnie stoi, poważnie rozważ tzw. kitchen helper:

Zamkowy Kitchen Helper od MOLO TOYS KLIK KLIK!

czyli zabezpieczony barierkami stołek, w którym młodzież może współuczestniczyć w gotowaniu (umówmy się: robi więcej bałaganu niż pomaga, ale czasem jest to warte dodatkowego sprzątania – długofalowo uczy się współodpowiedzialności i rozwija manualnie). Za nieco ponad 100 zł można zrobić kitchen-helper, łącząc stołki z Ikea.

2. Robienie zapasów

Wiem, że najlepiej byłoby codziennie gotować świeży obiad i proponować niemowlakom po 6 miesiącu codziennie zróżnicowane smaki… ale czasem się nie da. I wtedy wkracza gotowanie obiadów na dwa dni – to oczywiste.

Niektórzy szykują wspólnymi siłami potrawy na cały tydzień w weekendy. Inni ograniczają się do tego, żeby rano podszykować sobie pudełka z kolejnymi potrawami na cały dzień (sałatki, koktajle, kanapki, kawa w termosie) – i to dla osoby, która wychodzi do pracy, jak i dla tej, która zostaje pracować w domu z wymagającym szefem-pięciomiesięczniakiem.

Chciałabym zaznaczyć, że „urlop” macierzyński jest urlopem tylko z nazwy, bo roboty jest w czasie niego co niemiara, i jeśli tata dziecka pracuje zawodowo poza domem to ma często hajlajf w porównaniu z matką, bo i lunch zje, i kawkę ciepłą wypije, i poplotkuje z dorosłymi. Czasami realnie nie ma jak ugotować z dzieckiem na ręku (tak, nawet w czasie drzemek się nie da, jak Ci dziecko śpi na rękach, chyba że komuś wyrosła trzecia do gotowania, to sorry, nie było tematu). Wieczorne przygotowanie jedzenia partnerce, która właśnie kładzie dziecko do snu, to nie jest jakieś megabohaterstwo, tylko zwykła ludzka życzliwość.

Zamrażarka jest największym przyjacielem rodziców hajnidów. Warto robić większe porcje i mrozić prawie wszystko, co uda nam się lepszego dnia albo w weekendy ugotować. Buliony i zupy dla dziecka rozszerzającego dietę, a więc w małych porcjach, można mrozić np. w foremkach na lód, pulpety – w torebkach strunowych.

Poza tym wekowanie i przyjmowanie gotowych do podgrzania dań od rodziny i znajomych. Serio, babcie, dziadkowie, koleżanki chętnie dzielą się słoikiem rosołu albo porcją pierogów dla dwojga dorosłych 🙂 Tylko nie warto się krępować proszeniem o pomoc.

3. BLW czyli Bobas Lubi Wyrzucać

Tfu, Bobas Lubi Wybór – metoda rozszerzania diety polegająca na samodzielnym jedzeniu przez dziecko, wielu rodzicom uratowała życie psychiczne.

Jedną z ogromnych zalet BLW jest możliwość gotowania dla całej rodziny, bez przygotowywania oddzielnych dań (zupek, kaszek itd) dla najmłodszych domowników. Dorośli dosalają czy słodzą sobie na swoich talerzach, a często po prostu całkowicie – przy okazji – zmieniają swoje nawyki żywieniowe na lepsze. Poza tym BLW pozwala rodzicom zjadać ciepłe posiłki równolegle z bawiącym się brokułami niemowlakiem.

O podstawach BLW przeczytasz tutaj.

Bez względu na metodę rozszerzania diety, wszystkie dzieci od 8 miesiąca życia powinny dostawać tzw. produkty do rączki – nie miksujemy wszystkich posiłków, żeby maluch trenował m.in. odgryzanie i żucie. I czas na ten trening jest rewelacyjnym czasem na szybkie odgrzanie albo zjedzenie odgrzanego w spokoju 🙂

 

4. Bez ambitnych zapędów

Na trzydaniowe obiady jeszcze przyjdzie czas. Jeśli co drugi dzień robisz samą zupę albo nieskomplikowane drugie z cyklu  kasza + ryba w folii z piekarnika + warzywa z mrożonki albo surówka, to i tak pełny szacun.

Rodzice wymagających dzieci to trochę jak dawni Słowianie – idą w kierunku dań jednogarnkowych, samogotujących się, wymagających li tylko zamieszania w garze od czasu do czasu 😉 Są też miłośnicy pieczenia, są zwolennicy smażenia(placuszki, racuszki, omlety), są też ogromni fani owsianek czy jaglanek, podszykowanych z grubsza wieczorem (nasypane co się da i gdzie się da, namoczone orzechy, wyciągnięte miseczki etc.). Inni jadą na makaronach z różnymi sosami minimum dwa razy w tygodniu.

Upraszczanie to też zaopatrzenie się w najlepszy sprzęt AGD, który robi wiele za Ciebie. Prym wiodą: blender kielichowy (koktajl z warzyw, owoców, orzechów, nabiału na drugie śniadanie lub podwieczorek), blender ręczny (jeśli planujesz rozszerzać dietę klasyczną metodą albo lubisz zupy-kremy), mikrofalówka, parowar albo garnek do gotowania na parze (wrzucasz mięso/rybę na spód, warzywa na górę i robi się samo, bez pilnowania), wielofunkcyjne roboty do gotowania (typu wrzuć i wróć za dwie godziny), patelnia do smażenia beztłuszczowego.

Bez spiny na Perfekcyjną Panią Domu – czas na ugotowanie prawdziwego obiadu przy jednym posiedzeniu w kuchni nadszedł, gdy moja córka miała ponad dwa lata. Tak, dopiero wtedy. Głowa do góry!

5.Dobre gotowce nie są złe

Zdarzają się takie dni czy tygodnie, podczas których ugotowanie czegokolwiek bardziej skomplikowanego niż wody na herbatę graniczy z cudem. Kolki, ząbkowanie, choroba, skok rozwojowy, ogólny Weltschmerz małoletniego albo rodziców. Bywa, i tyle, mimo najlepszego planowania!

Dlatego podstawą zachowania zdrowia, w tym psychicznego, jest posiadanie na lodówce numerów telefonów do barów z obiadami z dowozem, pizzerii, osób, które robią domowe pierogi w ilościach hurtowych itd. Znam rodziców hajnidów, którzy za najlepszą decyzję w ostatnich miesiącach uznają wykupienie sobie diety pudełkowej. Są mamy, które przeprosiły się ze stołówką w szkole dla starszaka i w zakładzie pracy dla partnera, który przywozi również im późny obiad.

I w końcu, na szczęście, w sklepach znajdziemy coraz więcej półproduktów o niezłym składzie – mrożonki, słoiki, pasty do smarowania, miksy sałatkowe. Grunt to porozmawiać samemu ze sobą, że to nie zbrodnia i uwierzyć, że to tymczasowe. Dzieci na szczęście szybko rosną!

W kursie online „Mama ma czas”,  oprócz gastronomicznych trików, znajdziesz mnóstwo informacji i podpowiedzi od Oli Budzyńskiej – Pani Swojego Czasu , jaki organizować czas, będąc rodzicem. Otrzymasz również 3 prezenty ode mnie: obszerny dokument prowadzący Cię krok po kroku po tworzeniu idealnego rytuału wieczornego dla dziecka, ebook z przykładami kolacji ułatwiających zasypianie oraz plik audio z podstawowymi zasadami dotyczącymi znaczenia ostatnich dwóch godzin przed snem dla jakości snu dziecka.

Wersja standardowa kursu, do której dostajesz dostęp na zawsze, kosztuje 319 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wersja premium, z audiobookiem „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i ebookiem „25 zabaw dla dzieci, które uwolnią Twój czas”, to koszt 419 zł -> kupisz ją TUTAJ.

A jakie Ty masz patenty na gotowanie dla siebie i dziecka? Podziel się w komentarzu, co ułatwia Ci ogarnianie kulinarnych wyzwań!

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując kurs, nie zapłacisz więcej, a autorka kursów podzieli się ze mną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Organizacja czasu a wymagające dziecko – moje refleksje

Organizacja czasu a wymagające dziecko – moje refleksje

Moje dziecko nie chodzi do żłobka ani nie ma niani. Ja pracuję zawodowo, pisząc bloga, administrując grupę, prowadząc konsultacje i kursy online, jeżdżąc po kraju  z warsztatami dla rodziców.

Jak ja to robię, pytacie czasem?

Mogę się podzielić kilkoma ważnymi rzeczami, które poukładałam sobie w głowie w ciągu trzech lat bycia matką hajnidki. Zaznaczam, że to rzeczy, które U MNIE się sprawdziły – podkreślam to, bo sytuacja zdrowotna, rodzinna, finansowa, organizacyjna każdej z nas się różni i bardzo mi zależy, żebyś to traktowała jako inspirację i dopasowywała do własnych możliwości:

Hasło „wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować” to najgorszy syf wciskany młodym matkom

Jestem mamą wymagającego dziecka, obserwuję podobne sobie mamy i widzę, że ogromną część energii pochłania im walka z piętrzącymi się frustracjami… które wynikają z porównań.

Życie po urodzeniu dziecka już nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przed porodem. Czekanie, aż „życie wróci do normy”, to marnowanie czasu. To jest Twoja nowa norma. Będzie łatwiej, a może po prostu będzie inaczej, ale nie będzie już tak, jak kiedyś.

To, co robisz, nie zależy już tylko od Ciebie i choćbyś była przed porodem najbardziej zorganizowaną kobietą na świecie, teraz dopasowujesz swoje plany pod pomysły tego młodego człowieka.

Nie jesteś nieporadną matką, jeśli chodzisz na spacery z dzieckiem na ręku wokół bloku, bo krzyczy już na sam widok wózka. Jest nas takich, ze strużką potu na myśl o spacerze, więcej.

Nie jesteś niezorganizowana, kiedy wyjście z dwulatkiem z domu zajmuje Ci godzinę, pod koniec której ciskasz gromami, spocona i wściekła na tego, który wymyślił presję na codzienne spacery i zastanawiasz się, czy na Twoim dziecku mogliby praktykować negocjatorzy policyjni.

Nie dałaś sobie wejść na głowę, jeśli robisz siku z dzieckiem w lęku separacyjnym, wiszącym u nogi, bo nie masz już energii na znoszenie zawodzenia spod drzwi.

Nie ma w tym nic dziwnego, że odliczasz godziny do powrotu partnera do domu, że włączasz tryb przetrwania, że Twoim celem jest „dożyć do wieczora”. Też tak miewam, czasem co dwie minuty wyglądam przez okno w kuchni, czy babcia podjechała na dwie godziny… mimo że już nie karmię piersią, nie noszę na rękach, nie bujam na piłce i nie budzę się w nocy.

Doba dla nas wszystkich ma 24 godziny i jeśli chcesz w nią zmieścić opiekę nad dzieckiem, które potrzebuje WIĘCEJ, coś innego będzie MUSIAŁO z niej wypaść.

Priorytety

Wielokrotnie w swoim życiu, ale chyba pierwszy raz tak dobitnie dopiero po pierwszym porodzie, zderzasz się z godzeniem różnych ról życiowych. Widzisz, że NIE DA SIĘ pogodzić wszystkiego, że czas nie jest jak guma z majtek.

I choć w ciąży wyobrażałaś sobie, że będziesz godzinami czytać książki na ławce w parku obok wózka ze słodko śpiącym maleństwem, budzisz się pewnego dnia z myślą, że nie wiesz, co się dzieje na świecie, w kinie byłaś rok temu, a Twoim wnętrzom daleko do instagramowych fotek.

I wiesz co? To jest okej. I to się zmieni, obiecuję.

W pewnym okresie życia, kiedy dzieci są maleńkie, to opieka nad nimi jest zwykle priorytetem. One nie potrafią zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie, nie mogą za długo czekać.

Przez pierwszy rok bycia matką moim osobistym priorytetem był sen. Serio. Nawet nie myślałam o prowadzeniu bloga, o firmie, o urządzaniu domu, o rozwoju osobistym, o wymyślnych hobby, o tworzeniu kreatywnych zabawek. Kalendarz odłożyłam na półkę. Biznesy rozwijane w czasie drzemek dziecka? Powodzenia, wiele bym rozwinęła w czasie trzech setów po dwadzieścia minut. Obiad? Wiwat parowary, mrożonki, jedzenie od teściowej, gotowce (nie lubię gotować, rozumiem, że dla niektórych akurat zdrowe żywienie może być priorytetem i szanuję to). Sprzątanie? Tylko to co trzeba i tak często jak trzeba. Do tego zero prasowania poza wyprawką niemowlęcą przed porodem.

Byłam przekonana, że czas na więcej niż „dziecko” przyjdzie. I przyszedł.

W międzyczasie budowałam bazę pod kolejne priorytety, które mogę realizować teraz, gdy Młoda jest już starsza. Bardzo mi zależało na tym, żeby budowała bliską więź ze swoim tatą, babcią, dziadkiem, mimo mojego urlopu macierzyńskiego i braku innych obowiązków. Kiedy mogłam, pomagałam kobietom na grupach facebookowych, zawiązując nowe znajomości, ale nie kosztem snu.

Teraz opieka nad dzieckiem i praca zawodowa są dla mnie ważne, ale każdego tygodnia określam swoje cele i plany minimum. Nie frustruję się, że nie wszystko się da, byle najważniejsze rzeczy były na swoim miejscu. Dlatego premiera podcastu nie nastąpiła w marcu, tylko pewnie w czerwcu. Po prostu jest niżej na mojej liście i sięgnę tam, gdy znajdę na to czas.

Ile z rzeczy, które teraz wykonujesz, robisz dlatego, że są dla Ciebie ważne, a ile dlatego, że „wypada”, że „powinno się”, że „teściowa krzywo patrzy”?

Nie dla perfekcjonizmu

Hasła  „Zrobione jest lepsze od doskonałego” nauczyłam się od Pani Swojego Czasu (o niej za chwilę). Nigdy nie byłam perfekcjonistką, ale każdego dnia utwierdzam się w tym, że osoby, które idą do przodu w realizacji swoich pragnień to te, które działają, a nie tylko planują i kreują w głowie.

Dzieci nie potrzebują matek idealnych, tylko autentycznych, wystarczająco dobrych. Świat się nie zawalił, jeśli raz na jakiś czas moja córka dostała obiadek ze słoiczka. Je chętnie, mimo ciągłego podawania tego samego posiłku dwa dni z rzędu. Chyba nie dozna traumy z powodu wychowywania się w domu z nieumytymi szybami.

Czasem myślę, że przydałoby się nam, matkom, wpadać niezapowiedzianie do innych matek, choćby kilkunastu różnych, żeby mieć dość szeroki przegląd tego, jak ich życie wygląda NAPRAWDĘ. Sądzę, że sporo wyleczyłoby się z wyrzutów sumienia, lęku przed utratą kontroli. Za kobietami, które często podziwiamy, bo widzimy tylko skrawem perfekcyjnego życia, stoi czasem pomoc osoby do sprzątania raz w tygodniu, dieta pudełkowa, osobny pokój do zamykania wszystkich gratów z całego mieszkania, a czasem koszmarne przemęczenie, wypalenie, totalne zajechanie się…

Organizacja czasu w pewnym stopniu zależy od planowania, porządkowania przestrzeni, niemarnowania czasu, zarządzania swoją aktywnością w sieciach społecznościowych. Ale w dużym stopniu to praca na własnych przekonaniach. Do mojej pracy nad sobą skłoniła mnie Ola Budzyńska, czyli Pani Swojego Czasu. Jak pierwszy ekspert w temacie zarządzania sobą w czasie, mówiła i pisała o chorujących dzieciach, o niewyspaniu, o potrzebie spędzania czasu na lenistwie, o eliminowaniu zamiast dorzucaniu sobie zadań w imię produktywności.

Ponad rok temu przeszłam kurs Oli „Zorganizuj się w 21 dni”, potem przeczytałam jej książkę, a teraz mam za sobą też kurs online „Mama ma czas”. Miałam okazję do tego kursu dołożyć małą cegiełkę – wszystkie osoby, które do niego dołączą otrzymują mój obszerny PDF i nagrania audio dotyczące tworzenia dobrego rytuału wieczornego. Bezdzietny wieczór jest dla mnie ogromnie ważny ze względu na pracę i odpoczynek!

Kurs online składa się z siedmiu modułów, w których znajdują się filmy, nagrania do słuchania, dokumenty do pobrania, checklisty, kalendarze i  ćwiczenia. Poza tym jest też część z bonusami, w tym mój o wieczornym rytuale.

Wersja standardowa kursu, do której dostajesz dostęp na zawsze, kosztuje 319 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wersja premium, z audiobookiem „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i ebookiem „25 zabaw dla dzieci, które uwolnią Twój czas”, to koszt 419 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując kurs, nie zapłacisz więcej, a autorka kursów podzieli się ze mną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.