Organizacja czasu a wymagające dziecko – moje refleksje

maj 29, 2018 | Dziecko, Moim zdaniem | 14 Komentarze

Moje dziecko nie chodzi do żłobka ani nie ma niani. Ja pracuję zawodowo, pisząc bloga, administrując grupę, prowadząc konsultacje i kursy online, jeżdżąc po kraju  z warsztatami dla rodziców.

Jak ja to robię, pytacie czasem?

Mogę się podzielić kilkoma ważnymi rzeczami, które poukładałam sobie w głowie w ciągu trzech lat bycia matką hajnidki. Zaznaczam, że to rzeczy, które U MNIE się sprawdziły – podkreślam to, bo sytuacja zdrowotna, rodzinna, finansowa, organizacyjna każdej z nas się różni i bardzo mi zależy, żebyś to traktowała jako inspirację i dopasowywała do własnych możliwości:

Hasło „wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować” to najgorszy syf wciskany młodym matkom

Jestem mamą wymagającego dziecka, obserwuję podobne sobie mamy i widzę, że ogromną część energii pochłania im walka z piętrzącymi się frustracjami… które wynikają z porównań.

Życie po urodzeniu dziecka już nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przed porodem. Czekanie, aż „życie wróci do normy”, to marnowanie czasu. To jest Twoja nowa norma. Będzie łatwiej, a może po prostu będzie inaczej, ale nie będzie już tak, jak kiedyś.

To, co robisz, nie zależy już tylko od Ciebie i choćbyś była przed porodem najbardziej zorganizowaną kobietą na świecie, teraz dopasowujesz swoje plany pod pomysły tego młodego człowieka.

Nie jesteś nieporadną matką, jeśli chodzisz na spacery z dzieckiem na ręku wokół bloku, bo krzyczy już na sam widok wózka. Jest nas takich, ze strużką potu na myśl o spacerze, więcej.

Nie jesteś niezorganizowana, kiedy wyjście z dwulatkiem z domu zajmuje Ci godzinę, pod koniec której ciskasz gromami, spocona i wściekła na tego, który wymyślił presję na codzienne spacery i zastanawiasz się, czy na Twoim dziecku mogliby praktykować negocjatorzy policyjni.

Nie dałaś sobie wejść na głowę, jeśli robisz siku z dzieckiem w lęku separacyjnym, wiszącym u nogi, bo nie masz już energii na znoszenie zawodzenia spod drzwi.

Nie ma w tym nic dziwnego, że odliczasz godziny do powrotu partnera do domu, że włączasz tryb przetrwania, że Twoim celem jest „dożyć do wieczora”. Też tak miewam, czasem co dwie minuty wyglądam przez okno w kuchni, czy babcia podjechała na dwie godziny… mimo że już nie karmię piersią, nie noszę na rękach, nie bujam na piłce i nie budzę się w nocy.

Doba dla nas wszystkich ma 24 godziny i jeśli chcesz w nią zmieścić opiekę nad dzieckiem, które potrzebuje WIĘCEJ, coś innego będzie MUSIAŁO z niej wypaść.

Priorytety

Wielokrotnie w swoim życiu, ale chyba pierwszy raz tak dobitnie dopiero po pierwszym porodzie, zderzasz się z godzeniem różnych ról życiowych. Widzisz, że NIE DA SIĘ pogodzić wszystkiego, że czas nie jest jak guma z majtek.

I choć w ciąży wyobrażałaś sobie, że będziesz godzinami czytać książki na ławce w parku obok wózka ze słodko śpiącym maleństwem, budzisz się pewnego dnia z myślą, że nie wiesz, co się dzieje na świecie, w kinie byłaś rok temu, a Twoim wnętrzom daleko do instagramowych fotek.

I wiesz co? To jest okej. I to się zmieni, obiecuję.

W pewnym okresie życia, kiedy dzieci są maleńkie, to opieka nad nimi jest zwykle priorytetem. One nie potrafią zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie, nie mogą za długo czekać.

Przez pierwszy rok bycia matką moim osobistym priorytetem był sen. Serio. Nawet nie myślałam o prowadzeniu bloga, o firmie, o urządzaniu domu, o rozwoju osobistym, o wymyślnych hobby, o tworzeniu kreatywnych zabawek. Kalendarz odłożyłam na półkę. Biznesy rozwijane w czasie drzemek dziecka? Powodzenia, wiele bym rozwinęła w czasie trzech setów po dwadzieścia minut. Obiad? Wiwat parowary, mrożonki, jedzenie od teściowej, gotowce (nie lubię gotować, rozumiem, że dla niektórych akurat zdrowe żywienie może być priorytetem i szanuję to). Sprzątanie? Tylko to co trzeba i tak często jak trzeba. Do tego zero prasowania poza wyprawką niemowlęcą przed porodem.

Byłam przekonana, że czas na więcej niż „dziecko” przyjdzie. I przyszedł.

W międzyczasie budowałam bazę pod kolejne priorytety, które mogę realizować teraz, gdy Młoda jest już starsza. Bardzo mi zależało na tym, żeby budowała bliską więź ze swoim tatą, babcią, dziadkiem, mimo mojego urlopu macierzyńskiego i braku innych obowiązków. Kiedy mogłam, pomagałam kobietom na grupach facebookowych, zawiązując nowe znajomości, ale nie kosztem snu.

Teraz opieka nad dzieckiem i praca zawodowa są dla mnie ważne, ale każdego tygodnia określam swoje cele i plany minimum. Nie frustruję się, że nie wszystko się da, byle najważniejsze rzeczy były na swoim miejscu. Dlatego premiera podcastu nie nastąpiła w marcu, tylko pewnie w czerwcu. Po prostu jest niżej na mojej liście i sięgnę tam, gdy znajdę na to czas.

Ile z rzeczy, które teraz wykonujesz, robisz dlatego, że są dla Ciebie ważne, a ile dlatego, że „wypada”, że „powinno się”, że „teściowa krzywo patrzy”?

Nie dla perfekcjonizmu

Hasła  „Zrobione jest lepsze od doskonałego” nauczyłam się od Pani Swojego Czasu (o niej za chwilę). Nigdy nie byłam perfekcjonistką, ale każdego dnia utwierdzam się w tym, że osoby, które idą do przodu w realizacji swoich pragnień to te, które działają, a nie tylko planują i kreują w głowie.

Dzieci nie potrzebują matek idealnych, tylko autentycznych, wystarczająco dobrych. Świat się nie zawalił, jeśli raz na jakiś czas moja córka dostała obiadek ze słoiczka. Je chętnie, mimo ciągłego podawania tego samego posiłku dwa dni z rzędu. Chyba nie dozna traumy z powodu wychowywania się w domu z nieumytymi szybami.

Czasem myślę, że przydałoby się nam, matkom, wpadać niezapowiedzianie do innych matek, choćby kilkunastu różnych, żeby mieć dość szeroki przegląd tego, jak ich życie wygląda NAPRAWDĘ. Sądzę, że sporo wyleczyłoby się z wyrzutów sumienia, lęku przed utratą kontroli. Za kobietami, które często podziwiamy, bo widzimy tylko skrawem perfekcyjnego życia, stoi czasem pomoc osoby do sprzątania raz w tygodniu, dieta pudełkowa, osobny pokój do zamykania wszystkich gratów z całego mieszkania, a czasem koszmarne przemęczenie, wypalenie, totalne zajechanie się…

Organizacja czasu w pewnym stopniu zależy od planowania, porządkowania przestrzeni, niemarnowania czasu, zarządzania swoją aktywnością w sieciach społecznościowych. Ale w dużym stopniu to praca na własnych przekonaniach. Do mojej pracy nad sobą skłoniła mnie Ola Budzyńska, czyli Pani Swojego Czasu. Jak pierwszy ekspert w temacie zarządzania sobą w czasie, mówiła i pisała o chorujących dzieciach, o niewyspaniu, o potrzebie spędzania czasu na lenistwie, o eliminowaniu zamiast dorzucaniu sobie zadań w imię produktywności.

Ponad rok temu przeszłam kurs Oli „Zorganizuj się w 21 dni”, potem przeczytałam jej książkę, a teraz mam za sobą też kurs online „Mama ma czas”. Miałam okazję do tego kursu dołożyć małą cegiełkę – wszystkie osoby, które do niego dołączą otrzymują mój obszerny PDF i nagrania audio dotyczące tworzenia dobrego rytuału wieczornego. Bezdzietny wieczór jest dla mnie ogromnie ważny ze względu na pracę i odpoczynek!

Kurs online składa się z siedmiu modułów, w których znajdują się filmy, nagrania do słuchania, dokumenty do pobrania, checklisty, kalendarze i  ćwiczenia. Poza tym jest też część z bonusami, w tym mój o wieczornym rytuale.

Wersja standardowa kursu, do której dostajesz dostęp na zawsze, kosztuje 319 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wersja premium, z audiobookiem „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i ebookiem „25 zabaw dla dzieci, które uwolnią Twój czas”, to koszt 419 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując kurs, nie zapłacisz więcej, a autorka kursów podzieli się ze mną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

14 komentarzy

  1. Fajny tekst, bardzo inspirujący. Pozdrawiam

  2. Świetny tekst! Dla mnie bardzo inspirujący bo wciąż poszukuję swoich priorytetow, tego co dla mnie teraz, kiedy pojawiło się dziecko, jest ważne. Często chce „złapać ” wszytko a późnej frustruje się, że nie daje rady. A po prostu jest inaczej, zwłaszcza przy nieodkladalnym, mającym przez pół roku kolke dziecku. I właśnie najważniejsze a zarazem najtrudniejsze jest to poprzestawiac sobie w głowie.

    • Głowa to podstawa – czasu wszyscy mamy tyle samo i od naszych przekonań zależy, jak się czujemy z tym, że nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka.

  3. Bardzo dobry tekst, rozwinęłabym temat perfekcjonizmu na przykładach mam (a takich wokół masa), które po odłożeniu dziatwy na noc do wyrek zakatowują się fizycznie jadąc codziennie na szmacie polerując parkiet, gotując 3-daniowy obiad dla całej rodziny (codziennie inny), wyręczając partnerów w podstawowych czynnościach, nie dają sobie pomóc, nie pozwalają sobie na chwilę słabości. Mam takie koleżanki i patrzę na nie z przerażeniem, bo zwykle po 3 kieliszkach wina pęka jakaś tama tłumionych frustracji i po prostu: przemęczenia. Kobiety nie róbcie sobie tego. Instagram to nie jest prawdziwy świat, a historie typu „wszystko jest kwestią organizacji” to bujda.

    • Dziękuję za ten komentarz. Chyba rozwinę ten temat, bo znów miałam rozmowę, gdzie mama mówiła „nie umiem prosić o pomoc”…

  4. Jak słyszę, że wszystko jest kwestią organizacji, to mnie trafia szlag jasny. Podliczyłam niedawno tę moją „organizację” (stąd wpis „Matkomatyka” na moim blogu). I co? Gucio. Miałam pół godziny tygodniowo „dla siebie” przy obcięciu obowiązków do minimum i ogromnej pomocy męża.

  5. Ogromnie spodobała mi się Pani wypowiedź. Bardzo rzadko czytuję blogi, ale to jedna z bardziej wartościowych rzeczy, na jaką trafiłam w obszernych zasobach Internetu. Podziałała na mnie terapeutycznie. Poczułam się rozgrzeszona ze wszystkich niedoskonałości, o jakie obwiniałam się będąc świeżo upieczoną mamą. Życzę Pani lekkiego pióra w każdym temacie i zapewniam, że ma Pani we mnie wierną czytelniczkę kolejnych blogowych poczynań! 🙂

    PS. Jako polonistka dodam, że miło się czyta tekst pozbawiony błędów interpunkcyjnych, co niestety obecnie jest rzadkością. Gratuluję! 😀

  6. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za ten wpis… Jestem zawodową opiekunką dziecięcą. Miałam do czynienia głównie z dziećmi około roku i starszymi. Uczyłam je wszystkiego co może im się przydać jak pójdą do przedszkola. Zawsze miałam dar do wychowywania Maluchów.
    I…zostałam mamą… Nie wiem ile razy podważałem swój autorytet, zdobytą wiedzę i doświadczenie… Nie wiem ile razy gotowała się we mnie złość, frustracja czy ile razy płakałam z bezsilności i przeklinałam wszystkie zasłyszane dobre rady i książki o dzieciach…
    Synek ma pół roku. A ja nadal mam bałagan w domu, nie śpię dłużej niż dwie godziny bez przerwy (2godziny to luksus), mam wrażenie że brakuje mi połowy mózgu, od niedawna z trudem wyrywam czas na gotowanie i ciągle towarzyszyło mi POCZUCIE WINY!!! Że się nie sprawdzam w roli żony i mamy.
    Dlatego BARDZO BARDZO BARDZO dziękuję, za ten wpis i kilka innych…

  7. O to, to, ostatnio tez czesto rozprawiam sie w sieci z mitem „dobrej organizacji”. Sama nie mam nikogo poza mezem do pomocy, wiec u nas to jest sztafeta. Ja odciaze jego, on mnie, kazde cos zrobi, ale to jest troche takie przelewanie z pustego rezerwuaru energii do proznego i vice versa. I dlatego nie moze to wygladac perfekcyjnie, ale zeby do tego dojsc potrzebowalam lat calych. I wlasnie ustawienia priorytetow – np. prasuje, choc nie stos, tylko rzeczy przed zalozeniem, gotuje i pieke, ale sprzatam minimalistycznie. Robie fajne i wymyslne urodzinki, ale odpuszczam wiosenne porzadki. Kiedy przygotowuje sie do pracy, mlodsze dziecko czesto parkuje sie samo niestety, niestety, przed ekranem. Cos za cos, wszystkiego miec nie mozna.

    • Mozna xuc bez prasowania 😉 jesli nikt nie pracuje w biurze(a suszarka lub pralko-suszarka moze rozwiazac problem)

      Ja nie mam nawet zelazka a ostatni raz prasowalam koszule i sukienke do slubu ;))

  8. Przeczytałam ten mądry tekst i mnie zmroziło… Jestem mamą cudownego dwuletniego hajnidka. Za miesiąc rodzę córeczkę.ponieważ synkiem w 8/10 czasu zajmuję się ja (tata wspiera nas,kiedy chce i nie robi nic „swojego”,co jest zawsze na pierwszym miejscu), oddałam młodemu cały swój czas.Od dwóch lat nie miałam godziny dla siebie,poza momentmo,wygryzanymi w środku nocy,żeby popracować/sptawdzić maile/zrobić zakupy online itp. Tata nawet,jeśli problem widzi przez moment,szybko zamyka oczy. A przeraziłam się,bo…z czego teraz mam zrezygnować,żeby nie obciążyć tym dzieci i siebie jeszcze bardziej? Daleko mi do manii czystości,a już teraz zdatza się,że nie mam siły i czasu,aby wyjść z synkiem na plac zabaw.Jak mądrze zorganizować się z dwójką,aby jednak się dało,nie mając do tego pomocy?Ach,wiem,jak to brzmi. „To po co drugie dziecko?”-ktoś zechce spytać.Ale ja na prawdę dałam radę stworzyć bliskościową,cudowną więź z synkiem,choć miliony razy płakałam z bezsilności i zmęczenia.I wierzę, że teraz też się uda.ps.synek nie ma bliskiej więzi z jedynymi,żyjącymi dziadkami (teściowa mieszka daleko,teść nie bardzo jest zaintresowany.z tatą więź ma najbliższą,poza mną,ale kiedy trzeba pomocy/zrozumienia/współczucia itp,zawsze biegnie do mnie).Czy coś mądrego możecie mi podpowiedziec?

    • Nie ma możliwości, żeby ktoś, choćby za pieniądze, przejął sprzątanie albo posiłki?
      Mam doświadczenie, że gdy pojawia się drugie malutkie dziecko, tata włącza się w codzienne życie, bo samotnie nie da się tego zrobić po prostu.

  9. Magda,nie ma:( pracuje dorywczo,staram sie zarobic moliwie duzo,ale mam „wolny zawod,artystyczny” i w ciazy trudno mi szukac wielu zlecen.moj budzet jest skromny,a tata dzieci finansuje to,co sam uzna za istotne.czyli wyprawke,wozek,lozeczko itp kupuje sama.nie stac mnie na opiekunke,a moj dwulatek jest teraz baaardzo „mamowy”,przytulony i niechetny do zostawania z kimkolwiek,poza mna.z tata jeszcze jakos zostanie,ale tez jest to okupione placzem zazwyczaj:(.moze i u mnie tata sie wlaczy…w tej chwili to jedyne,na co licze,choc moze na prozno.jesli sie nie uda,poszukam jakiejs pomocy wsrod dalszej rodziny,choc nie umiem o pomoc prosic:(i zawsze mysle,ze to klopot dla ludzi,z ktorymi mam tak rzadki kontakt…

  10. Koyotte i jak poszlo.
    Mam trzech chlopco najstarszy prawie 4lata high need high level emocjonalny srodkowy 2 z kawalkiem i najmlodszy 8 miesięcy.
    WchodImy wlasnie w najtrudniejszy dla mnie okres, gdy najmlodszy stn staje sie w pelni mobilny- raczkowanie, wstawanie, chodzenie a jednocześnie dzieli go przepasc ze starszymi (umiejętność samodzielnego jedzenia, picia, powiedzenia prostych rzeczy co potrzebuje, zaangażowanie w zabawe „na poziomie” ze starszymi chlopcami). Potrwa to pewnie do momentu az skonczy 2-2,5 roku.
    Gdy moj HNB choruje (srednio pol miesiąca-caly czas cos lapie z przwdszkola) nie wyrabiam fizycznie w mocno okrojonych obowiazkach. Najteudniejsze jest dla mnie brak możliwości pojscia do świata na zwykly spacer zeby mysli przewietrYc. Przy ciągłych chorobach i wyjazdach z srodkowym synem na opracje i rehabilitacje (raz w miesiacu pzez rok i od wakacji znowu operacja i rehabilitacja raz w miesiacu przez rok) najstarszy HNB ma caly wahlarz emocji. Doprowadzanie najstarszego syna do pilnu emocjonalnego jest bardzo trudne , wymagajace i czasochłonne (nawet kosztem pozostalych relacji). Zadziwiajace jest to ze wlasnie rownowaga i bezpieczeństwo najsatrszego syna jest jakby kompasem w mojej rodzinie.
    Maz mi duzo pomaga – choc jego gadanie jest sprzeczne z tym co robi moje priprytety czasami wygladaja tak czy karmic malego czy pocieszyc sredniego ktory oberwal czy ogarnac najsatrszzego, ktory nie moze dac sobie rady z kolejnym ladinkiem emocji.

    Ufff tylko to napisalam a doladowalo mi sie troche energii

GRUPA DLA SPECJALISTÓW

BEZPŁATNY WYKŁAD

Wykład online „Gdy maluch urodzi się chory”

TEMATY

AKTUALNOŚCI

Kup dostęp do nowego szkolenia o śnie!

Książka, która dostarczy Ci wiedzy i zapewni spokojny start w macierzyństwo.