Kiedy stajesz się rodzicem wymagającego dziecka, możesz być na początku zaskoczony faktem, że Twój czas spędzany w kuchni niebezpiecznie się skrócił w porównaniu do czasu spędzanego na kanapie z przyssanym/ śpiącym dzieckiem. Albo czasu przetańczonego z małoletnim na rękach.
Potem nie zauważasz już nawet, kiedy naturalnie przestawiłaś się na pokarmy niekruszące się na głowę leżącego na Twojej klacie obywatela. Arbuz w trakcie karmienia piersią??? Boże, broń! Nie wolno! Wiesz, jak potem niemowlakowi lepią się włosy od cieknącego soku? 😉
Żarty na bok: głodny rodzic to zły rodzic i w pierwszych roku (lub dłużej) pod hasłem „high need” absolutnym priorytetem jest sen i jedzenie. Dorosłego też. I tak jak odnośnie snu sporo wskazówek dałam już na blogu wcześniej (o, tutaj znajdziesz wszystkie), o gadżetach dla Matki Polki Hajnidowej i Ojca Hajnidowca też już wspominałam (tutaj), to zorientowałam się, że brakuje kulinarnych patentów pozwalających na zaspokojenie potrzeby głodu.
Może nie odkryjesz tu Ameryki, ale chociaż pocieszysz się, że inni też tak mają 😉
Posłużyłam się mądrością zbiorową mojej grupy facebookowej i zebrałam wszystkie triki i pomysły w 5 punktach:
1.Dziecko blisko siebie
Żadna interaktywna zabawka i hiperstymulująca mata edukacyjna nie jest dla hajnida tak interesująca jak kontakt z żywym człowiekiem. Dlatego, aby zmniejszyć marudność, a w przypadku mobilnych obywateli zminimalizować szkody powstałe w innych częściach mieszkania, warto nieśpiące dziecko zabrać ze sobą do kuchni. Jak młodzież śpi, to śpimy i my (bo i tak się obudzi tłuczeniem garów).
Najzdrowsza dla najmłodszych jest podłoga i nieślizgająca się mata czy kawałek wykładziny plus ciekawsze zabawki lub plastikowe nietłukące się lustro.
Jeśli młodzież da się włożyć w chustę lub nosidło, jesteśmy uratowani. Jeśli nie, może zwolnienie którejś z dolnych szafek i wrzucenie mu tam kuchennych akcesoriów pozwoli na kilkanaście minut ogarnięcia najważniejszych etapów gotowania.
Korzystajmy z bujaczka-leżaczka ostrożnie i na krótko, zwłaszcza, jeśli dziecko jeszcze nie nauczyło się obracać z brzucha na plecy i z powrotem.
Jeśli dziecko już pewnie stoi, poważnie rozważ tzw. kitchen helper:
czyli zabezpieczony barierkami stołek, w którym młodzież może współuczestniczyć w gotowaniu (umówmy się: robi więcej bałaganu niż pomaga, ale czasem jest to warte dodatkowego sprzątania – długofalowo uczy się współodpowiedzialności i rozwija manualnie). Za nieco ponad 100 zł można zrobić kitchen-helper, łącząc stołki z Ikea.
2. Robienie zapasów
Wiem, że najlepiej byłoby codziennie gotować świeży obiad i proponować niemowlakom po 6 miesiącu codziennie zróżnicowane smaki… ale czasem się nie da. I wtedy wkracza gotowanie obiadów na dwa dni – to oczywiste.
Niektórzy szykują wspólnymi siłami potrawy na cały tydzień w weekendy. Inni ograniczają się do tego, żeby rano podszykować sobie pudełka z kolejnymi potrawami na cały dzień (sałatki, koktajle, kanapki, kawa w termosie) – i to dla osoby, która wychodzi do pracy, jak i dla tej, która zostaje pracować w domu z wymagającym szefem-pięciomiesięczniakiem.
Chciałabym zaznaczyć, że „urlop” macierzyński jest urlopem tylko z nazwy, bo roboty jest w czasie niego co niemiara, i jeśli tata dziecka pracuje zawodowo poza domem to ma często hajlajf w porównaniu z matką, bo i lunch zje, i kawkę ciepłą wypije, i poplotkuje z dorosłymi. Czasami realnie nie ma jak ugotować z dzieckiem na ręku (tak, nawet w czasie drzemek się nie da, jak Ci dziecko śpi na rękach, chyba że komuś wyrosła trzecia do gotowania, to sorry, nie było tematu). Wieczorne przygotowanie jedzenia partnerce, która właśnie kładzie dziecko do snu, to nie jest jakieś megabohaterstwo, tylko zwykła ludzka życzliwość.
Zamrażarka jest największym przyjacielem rodziców hajnidów. Warto robić większe porcje i mrozić prawie wszystko, co uda nam się lepszego dnia albo w weekendy ugotować. Buliony i zupy dla dziecka rozszerzającego dietę, a więc w małych porcjach, można mrozić np. w foremkach na lód, pulpety – w torebkach strunowych.
Poza tym wekowanie i przyjmowanie gotowych do podgrzania dań od rodziny i znajomych. Serio, babcie, dziadkowie, koleżanki chętnie dzielą się słoikiem rosołu albo porcją pierogów dla dwojga dorosłych 🙂 Tylko nie warto się krępować proszeniem o pomoc.
3. BLW czyli Bobas Lubi Wyrzucać
Tfu, Bobas Lubi Wybór – metoda rozszerzania diety polegająca na samodzielnym jedzeniu przez dziecko, wielu rodzicom uratowała życie psychiczne.
Jedną z ogromnych zalet BLW jest możliwość gotowania dla całej rodziny, bez przygotowywania oddzielnych dań (zupek, kaszek itd) dla najmłodszych domowników. Dorośli dosalają czy słodzą sobie na swoich talerzach, a często po prostu całkowicie – przy okazji – zmieniają swoje nawyki żywieniowe na lepsze. Poza tym BLW pozwala rodzicom zjadać ciepłe posiłki równolegle z bawiącym się brokułami niemowlakiem.
O podstawach BLW przeczytasz tutaj.
Bez względu na metodę rozszerzania diety, wszystkie dzieci od 8 miesiąca życia powinny dostawać tzw. produkty do rączki – nie miksujemy wszystkich posiłków, żeby maluch trenował m.in. odgryzanie i żucie. I czas na ten trening jest rewelacyjnym czasem na szybkie odgrzanie albo zjedzenie odgrzanego w spokoju 🙂
4. Bez ambitnych zapędów
Na trzydaniowe obiady jeszcze przyjdzie czas. Jeśli co drugi dzień robisz samą zupę albo nieskomplikowane drugie z cyklu kasza + ryba w folii z piekarnika + warzywa z mrożonki albo surówka, to i tak pełny szacun.
Rodzice wymagających dzieci to trochę jak dawni Słowianie – idą w kierunku dań jednogarnkowych, samogotujących się, wymagających li tylko zamieszania w garze od czasu do czasu 😉 Są też miłośnicy pieczenia, są zwolennicy smażenia(placuszki, racuszki, omlety), są też ogromni fani owsianek czy jaglanek, podszykowanych z grubsza wieczorem (nasypane co się da i gdzie się da, namoczone orzechy, wyciągnięte miseczki etc.). Inni jadą na makaronach z różnymi sosami minimum dwa razy w tygodniu.
Upraszczanie to też zaopatrzenie się w najlepszy sprzęt AGD, który robi wiele za Ciebie. Prym wiodą: blender kielichowy (koktajl z warzyw, owoców, orzechów, nabiału na drugie śniadanie lub podwieczorek), blender ręczny (jeśli planujesz rozszerzać dietę klasyczną metodą albo lubisz zupy-kremy), mikrofalówka, parowar albo garnek do gotowania na parze (wrzucasz mięso/rybę na spód, warzywa na górę i robi się samo, bez pilnowania), wielofunkcyjne roboty do gotowania (typu wrzuć i wróć za dwie godziny), patelnia do smażenia beztłuszczowego.
Bez spiny na Perfekcyjną Panią Domu – czas na ugotowanie prawdziwego obiadu przy jednym posiedzeniu w kuchni nadszedł, gdy moja córka miała ponad dwa lata. Tak, dopiero wtedy. Głowa do góry!
5.Dobre gotowce nie są złe
Zdarzają się takie dni czy tygodnie, podczas których ugotowanie czegokolwiek bardziej skomplikowanego niż wody na herbatę graniczy z cudem. Kolki, ząbkowanie, choroba, skok rozwojowy, ogólny Weltschmerz małoletniego albo rodziców. Bywa, i tyle, mimo najlepszego planowania!
Dlatego podstawą zachowania zdrowia, w tym psychicznego, jest posiadanie na lodówce numerów telefonów do barów z obiadami z dowozem, pizzerii, osób, które robią domowe pierogi w ilościach hurtowych itd. Znam rodziców hajnidów, którzy za najlepszą decyzję w ostatnich miesiącach uznają wykupienie sobie diety pudełkowej. Są mamy, które przeprosiły się ze stołówką w szkole dla starszaka i w zakładzie pracy dla partnera, który przywozi również im późny obiad.
I w końcu, na szczęście, w sklepach znajdziemy coraz więcej półproduktów o niezłym składzie – mrożonki, słoiki, pasty do smarowania, miksy sałatkowe. Grunt to porozmawiać samemu ze sobą, że to nie zbrodnia i uwierzyć, że to tymczasowe. Dzieci na szczęście szybko rosną!
W kursie online „Mama ma czas”, oprócz gastronomicznych trików, znajdziesz mnóstwo informacji i podpowiedzi od Oli Budzyńskiej – Pani Swojego Czasu , jaki organizować czas, będąc rodzicem. Otrzymasz również 3 prezenty ode mnie: obszerny dokument prowadzący Cię krok po kroku po tworzeniu idealnego rytuału wieczornego dla dziecka, ebook z przykładami kolacji ułatwiających zasypianie oraz plik audio z podstawowymi zasadami dotyczącymi znaczenia ostatnich dwóch godzin przed snem dla jakości snu dziecka.
Wersja standardowa kursu, do której dostajesz dostęp na zawsze, kosztuje 319 zł -> kupisz ją TUTAJ.
Wersja premium, z audiobookiem „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i ebookiem „25 zabaw dla dzieci, które uwolnią Twój czas”, to koszt 419 zł -> kupisz ją TUTAJ.
A jakie Ty masz patenty na gotowanie dla siebie i dziecka? Podziel się w komentarzu, co ułatwia Ci ogarnianie kulinarnych wyzwań!
Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując kurs, nie zapłacisz więcej, a autorka kursów podzieli się ze mną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Świetny wpis ? szkoda tylko że teraz to czytam jako matka 3-latki która już może sobie pozwolić na normalne zrobienie obiadu. Na samym początku spała na mnie więc mąż otaczał mnie różnościami: kanapki, napoje, książki, tablety i inne akcesoria do przetrwania. Od małego zbieraliśmy małą do kuchni na wspólne gotowanie. Jak była tylko na piersi to dostawała warzywa do podotykania i powąchania, ale miała radochę ? później jak juz siedziała to robiliśmy zupy „na podłodze”, tzn warzywa ścierane na tarce prosto do garnka na podłodze, mogła mieszać, podjadać (tylko zupy, z samych warzyw bez babraniny z mięsem) . Tez było fajnie. Teraz lubi pomagać, mieszać, przyprawiać, wąchać.
O zupach na podłodze nie słyszałam, ale podoba mi się ten patent 🙂
Najlepiej u nas sprawdza się dać małemu na podłogę parę misek, łyżek itp zajmie się chwile (jednak czasem myślę o kupieniu stoperow do uszu bo walenie miseczka metalowa o kaloryfer jest po 5 min oglupiajace a dla niego super zabawa 🙂 ) obiady na 2 dni oooo TAK. Muffinki,ciastka, placuszki na 2 dni TAK. U nas sprawdziło się jedzenie moje tego co może mały, oboje przynajmniej jesteśmy pojedzeni :))
Stopery to mus-have w moim macierzyństwie, i tak mam chyba trochę ubytku słuchu od piszczenia, śpiewów i zabaw głosem i nie tylko.
Muffinki, ale mi teraz zrobiłaś smaku!!!
Do tego wielki wolnowar + byle jaki przełącznik czasowy. Wrzuć, ustaw czas, zapomnij na dobre 6 godzin, żadnego mieszania, sprawdzania, zaglądania.. Potem tylko jeść i mrozić.
Musiałam sprawdzić, co to wolnowar – myślałam, że takie urządzenia już wyginęły! Czyli polecasz jednogarnkowość 🙂
Zupy od teściowej i dużo chleba. Noszący tatuś po przyjściu z pracy.
Przy siedzącym delikwencie, szafka z garnkami była jedyną atrakcyjną rzeczą przynajmniej na minimum 20 minut.
Bonusy już mam z kursem i chętnie się z nimi zapoznam, ale czekam właśnie na długie posiedzenia w fotelu. Teraz jeszcze korzystam, że kolejny delikwent siedzi w brzuszku, nie płacze i sam się żywi. No i gotuję duży zapas na potem. Podstawą – duża zamrażarka i miejsce na nią.
Delikwent w brzuchu je 24 h na dobę – ten to ma dobrze!! Dużo zdrówka i miłego pichcenia na zapas 🙂
Kurcze a ja myslalam, że to normalne że zaczynam organizować obiad rano i kończę popołudniu. Oczywiście jednogarnkowy i na raty. Z bobasem w chuście (jeśli bobas pozwoli sie zamotać) lub od niedawna z bobasem w bujaczku na stole (jeśli oczywiscie bobas pozwoli;)). Znowu czytajac Twojego bloga mam wrażenie że czytam o sobie 😉 Odkad mamy Mała moje osiagniecia to: spagetti aglio olio e peperoncino, pęczotta risotta kaszotta, warzywa i ser haloumi z piekarnika, mlode ziemniaki z maslem i mloda kapustka. Crumble z rabarbarem 🙂 Musowo woda w butelkach porozstawiana w kilku punktach w domu (bo raz od nie picia prawie padla mi laktacja).
Dlaczego piszesz żeby korzystać z bujaczka ostrożnie i krótko? Nareszcie po prawie 4 miesiacach odkryłam w nim najlepszego przyjaciela.. 🙂 A jak stoi na stole to czasem nawet uda sie zjesc wspólnie z mężem posiłek.. :/
Z bujaczkiem chodzi o to, że zanim dziecko nie odkryje frajdy z obracania się, to w bujaczku stymulowane jest do podciągania się do siadu. A w tym wieku chodzi o to, żeby poszło w obroty, potem pełzanie i czworakowanie, a nie ciągnęlo sie do siadu i jeździło na pupie 😉
Wpis w samą porę! Wczoraj (o ja nie mądra!) przyznałam się innym matkom, że mam w lodówce ostatnią porcję naszego 3 dniowego obiadu… Padło „to” spojrzenie i słowa: „to już chyba zielony”.
Udaje mi się gotować 1-2 razy w tygodniu o ile mąż jest w domu popołudniu. Stawiam na dania jednogarnkowe lub pieczone w naczyniu żaroodpornym, których przygotowanie zajmuje max pół godziny. I mrożonki! Ratują życie jak w lodówce tylko światło 🙂
I porcjuje obiad na talerze. Wkladam tak przygotowane do lodówki i dzięki temu mogę przy użyciu jednej ręki włożyć przygotowaną porcję do mikrofalówki. I jem głównie łyżką. Z widelca za dużo spada jak jem między czasie albo nad dzieckiem ?
Haha, o łyżce nie pomyślałam!
Porcjowanie – świetny patent, nie tylko dla dziecka, ale i dla siebie.
Moje dziecię zwykle wspaniałomyślnie pozwala mi ugotować obiad (o ile zacznę go przygotować z rana a jemy popołudniu) ale jem przeważnie zimne, na stojąco, jedną ręką (drugą przytrzymując pierworodną) lub w akompaniamencie pisków i lamentów. Dziecko moje karmię słoiczkowymi obiadkami, ponieważ prawie nic poza moim pokarmem nie chce jeść. Kaszki są ble, owoce są fuj. A gdybym kupiła eko-marchewkę, obrała ją, ugotowała, rozdrobniła a moja córka rozpłakałaby się na widok łyżki (jak to czasem bywa) to chyba bym wyskoczyła przez okno, także wolę się nie denerwować.
Ale fajny ten kitchen helper. My tez wprowadzilismy BLW (z tymze nie wiedzialam nawet, ze to sie tak nazywa wtedy, dzialajac jak w wielu sprawach instynktownie) – ok – dziecko i pomieszczenie do mycia po posilku, ale przynajmniej zajete i zadowolone. W ogole – bardzo krotki okres „papek” mielismy i bardzo szybko pozwolilismy na samodzielne jedzenie. Drugie juz zabieralam do kuchni w nosidelku, a oboje od poczatku mi „pomagali”.
Ja co prawda nie mam hajnida, ale też polecam wolnowar. W czasie kiedy ja usypiam małą mąż nastawia rosół, chilli con carne czy coś co się robi w miarę szybko, w nocy mamy tańszy prąd i to jedzonko się powoli robi i na rano jest gotowe.
Ja cholernie zazdroszcze „zdrowym” rodzicom.
Mam celiakie wiec mam ograniczony wybor jesli chodzi o gotowe zarcie, zarcie z restautacji czy od rodziny (zakazenia krzyzowe). A jak juz cos jest (i tak luksus bo Warszawa a nie prowincja) to x razy drozsze od zwyklych gotowcow.
Bez celiakii to czesciej bym jadla jakis serio oniad inny niz spaghetti z pesto (ffrom biedra), parowki czy zupa z mrozonki albo gotowany bob/fasolka szparagowa.
Wystarczyloby pojsc do sklepu i kupic gotowy zestaw albo zamowic z dowozem
Mam wrażenie, że w Polsce BLW traktowane jest jako jedyna opcja rozszerzania diety, przy której nie musimy gotować osobnych posiłków dla siebie i dla niemowlaka. Ja mieszkam w Brazylii i tu o BLW jeszcze mówi się niewiele, ale instrukcje które dostaliśmy od pediatry i dietetyczki mówią, że mamy dla dziecka przygotowywać pełnowartościowy posiłek (ryż/ziemniaki/makaron+1/2 warzywa+fasola+mięso) i podawać dziecku produkty zgniecione widelcem bądź rozdrobnione, od 6. miesiąca życia, doprawiając ziołami. Nie ma tu więc nic takiego, czego dorośli nie chcieliby zjeść. Wiadomo, że wymaga to dużo gotowania, ale tak jak pisałaś, gotujemy i mrozimy zapasy w weekendy i potem tylko wyciągamy z zamrażalnika kostki ryżu, kawałki brokuła itp i odgrzewamy. Wydaje mi się, że to świetna alternatywa dla tych, którzy nie są przekonani do BLW. Ja daję czasem synkowi warzywa w kawałkach do spróbowania, ale wydaje mi się że on tak nie zaspokoi głodu, więc zazwyczaj jednak karmię łyżeczką, bo ma duży apetyt. Od 9. miesiąca życia mamy już podawać wszystko drobno pokrojone, a nie zgniecione, a od 12. już w sporych kawałkach. Ciekawa jestem, czy może jednak w Polsce też się karmi taką metodą.
Tak, w Polsce też można tak rozszerzać dietę, choć na początku mówi się raczej o konsystencji gładkiego puree.
A dla mnie BLW był dodatkowym kłopem. Rozumiem, że nie można się zbytnio przejmować bałaganem… ale litości, jeśli mój HNB wywałał wszystko i brudził siebie, mnie… to naprawdę wolę tak zmodyfikować obiad bym nie gotowała dwa razy a najadł się on (z łyżeczki jedzonko ugniecione widelcem) i ja.
Mój patent na mięso: ugotować pierś z indyka z liściem laurowym i zielem angielskim. Pokroic, poporcjować i wrzucić do zamrażalnika. Z racji tego że jest zima i tak warzywa pochodzą z mrożonek.
Patent dla matek jedzących zupę z dzkeckiem w chuście: suchy makaron do buzi (sprawdzają się najlepiej penne/świderki/kokardki) i popijać go zupą z kubka 😉
P.S. Uwielbiam Twojego bloga. Uratował moje zdrowie psychiczne.
Dzięki za dobre słowo 🙂 Moja BLW nie chciała, bo nie brała nic do rąk 😀 Więc siłą rzeczy trzeba było rozgniatać. Uściski!