Rodzicielstwo Bliskości jest świetnym szlakiem, którym można podążać razem z wymagającym dzieckiem. Mam poczucie, że dla wielu rodzin jest nie tyle opcją dobrą, co jedyną sensowną. Widzą, że wszelkie próby trenowania dzieci high need, siłowe rozwiązania, koncentracja na karach i nagrodach jest kompletnie nieskuteczna, efektywna tylko na krótki czas albo jeszcze bardziej dezorganizuje funkcjonowanie hajnida.
Bliskościowi rodzice w pierwszych miesiącach korzystają z narzędzi ułatwiających stworzenie bezpiecznej więzi z dzieckiem. Noszą je na rękach lub w chuście, karmią na żądanie, śpią blisko, zaspokajają ich potrzeby, gdy tylko są zgłaszane bez patrzenia na zegarek. Jeśli dziecko jest HNB i jego strefa komfortu jest bardzo wąska, a komunikat o jej przekroczeniu głośny i nieustępliwy (= płacz świdrujący bębenki), robią naprawdę wiele, aby go uniknąć.
Kiedy maluch rośnie, czasem okazuje się to pułapką, w którą na tym RB-szlaku wpadają.
W Rodzicielstwie Bliskości nie chodzi o to, że potrzeby rodziców nie są ważne. Są równie ważne, jak potrzeby pozostałych członków rodziny – choć dorośli różnią się od dzieci tym, że znają więcej strategii na ich zaspokojenie. Bycie bliskościową matką lub ojcem nie polega na zaciskaniu zębów i spełnianiu wszystkich życzeń własnych dzieci tylko po to, żeby nie płakały.
Zobacz, czy nie widzisz się w tym schemacie:
Nie chcę, żeby moje dziecko coś robiło, ale nie mówię o tym wyraźnie i wprost. Nie komunikuję swoich granic, bo albo nie zastanawiam się nad tym, gdzie dokładnie przebiegają, albo brakuje mi energii na radzenie sobie z frustracją dziecka. Fajne byłoby, gdybyśmy pokazywali, co dla nas nie jest ok, a dziecko reagowałoby słowami „w porządku, przyjmuję że spokojem, że to dla Ciebie ważne matko/ojcze. Zaprzestanę tej czynności i zapamiętam, by nigdy jej nie powtarzać”. Ale to się nie zdarza, zresztą nie tylko dzieciom. Nie rzucamy się może na podłogę, ale – umówmy się – my też czujemy zwykle trudne emocje, gdy ktoś mówi nam „nie”.
Skoro więc nie komunikuję swoich granic, dziecko je przekracza. Ma zbyt małe doświadczenie, aby się ich „domyślić”.
Kiedy je przekracza, budzi to we mnie złość. Wtargnięcie w moje terytorium wywołuje dyskomfort, irytację, wściekłość. Szukam przyczyny, tego co się we mnie dzieje i wychodzi na to, że jej źródłem jest jakaś czynność, na przykład karmienie piersią. Albo w ogóle samo dziecko – wtedy pojawia się poczucie winy.
Tu nie chodzi zwykle o karmienie ani noszenie, ani bałagan, ani o marnowanie jedzenia przy BLW, ani nawet o wymagające dziecko – a o Ciebie.
Gdzie są Twoje granice? Czego chcesz, a czego nie chcesz? Co lubisz, a czego nie lubisz? Co jest dla Ciebie ok, a co niebezpiecznie zbliża się do granic Twojego terytorium dzisiaj, teraz?
To nie dziecko ma pilnować Twoich granic, domyślając się, że jesteś zmęczona, obolała, że coś się z Tobą dzieje – to Ty masz mieć świadomość swoich stanów i uczuć mówić o nich (Gdy ma się kłopot z szybkim odnalezieniem w sobie odpowiedzi na pytania o własne granice, pomaga nawiązanie lepszego kontaktu z własnym ciałem: ruch, joga, taniec, masaż, relaksacja).
Druga sprawa: czy możesz zaproponować dziecku inną strategię zaspokojenia danej potrzeby i czy masz dość własnych zasobów, by wspierać je w razie niezadowolenia? Czy masz siłę, by wziąć na klatę jego emocje?
Jedna z mam, którą konsultowałam, opowiedziała mi o takiej sytuacji: jej niemal roczny syn o wymagającym temperamencie upatrzył sobie na kuchennym blacie nóż. Taki normalny, dorosły, ostry nóż. Miał ogromną ochotę się nim pobawić. I ta mama stwierdziła, że chyba zabrnęła za daleko, gdy przez głowę przeleciała jej myśl: „Niech sobie weźmie ten nóż, byleby nie wrzeszczał”.
Nie jesteśmy w stanie dać dziecku czegoś, czego sami nie mamy. Gdy nasze zasoby radzenia sobie są puste, gdy nie dbamy o siebie: o swoje zdrowie, wypoczynek, relacje z ludźmi, zachowanie spokoju w czasie wybuchu gwałtownych emocji jest niemożliwe. Z pustego i Salomon nie naleje.
Nie powiem Ci, jak masz zadbać o siebie i być blisko dziecka, gdy jesteś samodzielną matką lub jeśli Twój partner pracuje 12 godzin na dobę, a mieszkasz daleko od rodziny i znajomych. Może jesteś w stanie zrobić tylko trochę albo prawie nic. Może nie masz jeszcze wokół siebie wioski, ale widzisz, że czas to zmienić. By wydostać się z pułapki lub w nią nie wpaść, i być rodzicem, którym chcesz być.
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Tak, zachowanie granic z HNB jest trudne. I nie chodzi tu nawet, ze sasiadka znowu ci wypomina, ze za bardzo sie z nim „certolisz”. Mysle, ze hajnidki nie biora sie znikad, czesto sa dziecmi wrazliwych rodzicow. Ci potrafia zrozumiec wymagajace dziecko i pamietaja, jak sami byli traktowani w dziecinstwie, kiedy „histeryzowali” i chca tego oszczedzic swoim dzieciom. Kiedy corka skonczyla trzy lata, a ja wreszcie mialam troche czasu po zakonczeniu drugich studiow i przed podjeciem pracy, zaszylam sie w ksiegarni. W rece trafila mi ksiazka o rodzicielskim „burn out”, i to bylo objawienie. Bo niestety dzieci biora, wysysaja energie, oczywiscie bez zlych intencji. Nie ma co czekac, ze dziecko powie: „Ok, mamusiu, ty sie juz dosyc o mnie troszczylas, teraz sobie odpocznij”. Raczej, kiedy wrocisz z nim zmeczona z wycieczki i na chwilke usiadziesz, poprosi o siegniecie zabawki z gornej polki, czy wpadnie na pomysl kreatywnej, czytaj brudzacej zabawy. 😉 Pewnego dnia przezyjesz cos podobnego, jak ta opisana mama z nozem, wzglednie znowu uswiadomisz sobie, ze nie umylas wlosow lub nie wypelnilas PITu, bo „dziecko tak bardzo cie potrzebowalo.”