Rozszerzanie diety a sen

Rozszerzanie diety a sen

„Nie najada się! Daj mu kaszę!” – ile razy słyszeliście podobne sugestie? Powszechnie zwykło się sądzić, że rozszerzenie diety niemowlaka o pokarmy stałe sprawi, że zacznie on spać dłużej lub zmniejszy liczbę nocnych pobudek. Zupełnie, jakbyśmy opiekowali się wyłącznie układem pokarmowym, a nie kompletnym dzieckiem.

Niejednokrotnie regres snu w okolicach 4/5 miesiąca jest kojarzony z nienajdaniem się (o tym, z czego naprawdę wynika, przeczytasz tutaj).

Do 2018 roku nie zaobserwowano różnic w długości snu dzieci z rozszerzoną dietą [1] lub jedzących kaszkę ryżową na kolację [2] w porównaniu z niemowlętami karmionymi wyłącznie mlekiem. Liczba pobudek była taka sama u dzieci karmionych piersią, które miały wprowadzone posiłki stałe przed 6 miesiącem, jak i u tych, które dostały je dopiero w drugim półroczu życia.

W 2015 roku przeprowadzono badanie, w którym sprawdzano czy sposób karmienia i liczba posiłków wiąże się ze wzorcem snu dzieci między 6 a 12 miesiącem życia. Okazało się, że ani liczba pobudek, ani całkowity czas przesypianych godzin nie wiązał się ani ze sposobem karmienia, ani z liczbą spożywanych posiłków mlecznych lub stałych. Innymi słowy, czy dzieci były karmione piersią, czy butelką, czy jadły dwa czy cztery posiłki stałe, budziły się w nocy dokładnie tak samo [1]. Naukowcy z Bostonu w 2010 roku odkryli negatywną korelację wczesnego rozszerzania diety ze snem dzieci (włączanie do diety pokarmów stałych przed 4 m.ż. wiązało się z krótszym snem nocnym) [3].

W 2018 opublikowano wyniki badań, w których przyglądano się niemowlakom z wcześnie rozszerzoną dietą. Okazało się, że w grupie, w której posiłki stałe wjechały na stół średnio w 16 tygodniu życia (w porównaniu do dzieci, które zaczęły przygodę z łyżeczką w 23 tygodniu życia) dzieci spały do… 16 minut dłużej i budziły się 10% rzadziej, i to dopiero po 2 miesiącach od rozpoczęcia rozszerzania diety [4]. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie przygotowywanie posiłku, odpieranie marchewki ze śliniaczków i zastanawianie się, jak uniknąć zakrztuszenia u czteromiesięczniaka, który jeszcze nie siedzi, kompletnie nie jest warte tego dodatkowego kwadransa snu. Nie wspominając o potencjalnym ryzyku wiążącym się ze zbyt wczesnym wprowadzeniem pokarmów stałych [5]. Przed stosowaniem wcześniejszego rozszerzania diety jako interwencji wspomagającej sen niemowląt przestrzegł po publikacji tego artykułu UNICEF [6].

Przedwczesne (czyli przed ukończonym 6 m.ż.) rozszerzenie diety bez wskazań medycznych paradoksalnie może u bardziej wrażliwych dzieci pogarszać jakość snu dziecka i zwiększać liczbę pobudek. Bywa, że wprowadzenie stałych pokarmów jest związane z przejściowymi zaburzeniami pracy układu pokarmowego jak wzdęcia, bóle brzucha, problemy z wypróżnieniem, zaparcia. Zdarza się tak zwłaszcza, kiedy maluch nie jest gotowy na rozszerzanie diety (o objawach gotowości przeczytasz w artykule Zuzanny Anteckiej z bloga „Szpinak robi bleee”). Znacznie rzadziej przy wprowadzaniu stałych pokarmów ujawniają się alergie lub nietolerancje pokarmowe.

Niemowlę, które w ciągu dnia zjada kilka stałych posiłków, może też nadrabiać ich niską gęstość energetyczną (dynia ma ok. 25 kalorii w 100 gramach, pokarm kobiecy i mieszanka 60-100 kalorii), budząc się częściej w nocy na mleko. Ponadto produkty tradycyjnie podawane na początku diety mają działanie zapierające (ryż, gotowana marchewka, banany) i mogą utrudniać wypróżnianie.

Na co zwracać uwagę przy rozszerzaniu diety w kontekście snu?

Kluczowe jest proponowanie odpowiedniej dla wieku liczby posiłków stałych. Kluczem jest słowo PROPONOWANIE – odpowiedzialność jest tu podzielona. my, jako rodzice, decydujemy jak często i co postawimy przed dzieckiem, a ono decyduje czy i ile zje.

Niezbyt wolne tempo rozszerzania diety jest istotne ze względu na wyczerpywanie się zapasów żelaza w drugim półroczu życia dziecka (a anemia z niedoboru żelaza jest dolegliwością negatywnie wpływającą na sen – o czym pisałam tutaj).

WHO rekomenduje następujące podawanie posiłków uzupełniających:

  • 6-8 m.ż. – 2-3 posiłki
  • 9-11 m.ż. – 3-4 posiłki + ew. 1-2 przekąski
  • po 12 mż. – 3-4 posiłki + 1-2 przekąski [7].

Istotne jest również proponowanie produktów gęstych energetycznie i odżywczo. Oznacza to, że w porcji o małej objętości (ponieważ dzieci mają małe żołądki) powinno być maksymalnie dużo kalorii oraz składników odżywczych. Podpowiedzi znajdziecie u wspominanej Zuzi Anteckiej tutaj.

Dosyć szczegółowe omówienie konkretnych produktów spożywczych i ich związku ze snem znajdziecie w moim bezpłatnym ebooku. Umieściłam tam listę produktów, które warto podawać maluchowi w okresie uzupełniania diety w pokarmy stałe oraz spis takich, których lepiej unikać tak, by dziecko lepiej spało.

Warto zwrócić uwagę na bardzo ważny w kontekście snu i niedoborowy w Europie Środkowej składnik diety, czyli kwasy DHA. Odpowiednia podaż DHA wpływa pozytywnie na szybkość zasypiania oraz jakość i długość snu. Więcej na ten temat pisałam w tym artykule.

Zerknijcie również na zestawienie badań dotyczących śniadania, które to – jeśli jest bogate z tryptofan i witaminę B6 – przyspiesza zasypianie wieczorne oraz wpływa pozytywnie na jakość snu (klik!).

PS. Porzućcie nadzieję – kaszki reklamowane hasłem „na dobranoc” to marketingowa ściema (klik!).

 

Chcesz wiedzieć, w jaki sposób dieta dziecka wpływa na to, jak wyglądają Wasze noce? Sprawdź szkolenie „Żywienie dziecka a sen".

Gdy mama karmiąca choruje

Gdy mama karmiąca choruje

Skarżycie się czasem, że jakiś lekarz lub farmaceuta bezradnie rozkłożył ręce, mówiąc, że podczas karmienia piersią nie można stosować żadnych leków. Że zostają Wam tylko okadzenia, miód, czosnek i modlitwy o zdrowie. A to nieprawda – na szczęście! I ta wiedza coraz bardziej się upowszechnia, a ja zachęcam do upowszechniania jej wśród personelu medycznego jeszcze bardziej (warte polecenia źródła dla Twojego lekarza znajdziesz poniżej).

Kiedy nie można karmić piersią?

Lista stałych przeciwwskazań do karmienia dziecka piersią w Polsce jest bardzo krótka, bo zawiera tylko dwie pozycje [1]:

  • zakażenie matki wirusem HIV;
  • zakażenie matki wirusem HTLV.
(Celowo piszę o Polsce, ponieważ na przykład w niektórych krajach afrykańskich rekomenduje się wyłączne karmienie piersią przez 6 miesięcy matkom zakażonym wirusem HIV i przyjmującym leki, ponieważ ryzyko śmierci niemowlęcia z powodu zanieczyszczenia mieszanki mlecznej jest wyższe niż ryzyko transmisji wirusa przez pokarm).

Czasowo, do momentu wdrożenia leczenia lub poprawy stanu klinicznego matki, nie należy karmić piersią, chorując na:

  • inwazyjną postać zakażenia (bakteriemia, sepsa, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, septyczne zapalenie kości, stawów);
  • brucelozę;
  • kiłę;
  • rzeżączkę;
  • narkomanię oraz alkoholizm.

Jeśli matka jest w bardzo ciężkim stanie klinicznym, np. z powodu sepsy, i niemożliwe jest odciąganie pokarmu, może powrócić do karmienia, gdy tylko jej stan się poprawi.

Nie powinno się czasowo karmić dziecka bezpośrednio z piersi, ale można podawać odciągnięte mleko, jeśli mama choruje na:

  • gruźlicę (dotychczas nieleczoną);
  • ospę wietrzną lub półpasiec (tylko, jeśli objawy pojawiły się u matki 5 dni przed porodem lub do 2 dni po porodzie; w innym przypadku można karmić);
  • odrę;
  • ma zmiany chorobowe na piersi wskutek zakażenia wirusem opryszczki, ospy wietrznej, półpaśca, gruźlicy, liszajca zakaźnego (jeśli druga pierś jest zdrowa, można nią karmić).

Przy powszechnych infekcjach wirusowych i bakteryjnych, w trakcie przeziębienia, przy biegunkach rotawirusowych, zatruciach pokarmowych, w czasie grypy można, a nawet trzeba karmić dziecko piersią.

Jeżeli masz infekcję wirusową, to przekazujesz ją dalej domownikom, zanim zaobserwujesz jej pierwsze objawy. Odstawianie dziecka od piersi, aby ochronić je przed zakażeniem, jest nie tylko spóźnione (dziecko i tak zetknęło się już najprawdopodobniej z tymi samymi patogenami, co Ty).  Tak naprawdę odstawienie dziecka od piersi podczas infekcji u mamy, to jeden z gorszych pomysłów. W mleku produkowanym przez mamę karmiącą znajdują się przeciwciała przeciw patogenom, które spowodowały infekcję. Jeśli więc karmisz nadal dziecko, to zmniejszasz ryzyko, że zarazi się ono od Ciebie, a  jeśli mimo wszystko się zarazi, to przebieg infekcji będzie łagodniejszy niż byłby bez Twojego mleka.

Jeżeli więc mama ma infekcję wirusową czy bakteryjną (spoza powyższej listy przeciwwskazań), a jej stan nie jest na tyle poważny, żeby była nieprzytomna, to może karmić dziecko. Przeciwciała, które znajdują się w pokarmie kobiecym, nie zagrażają zdrowiu malucha – wręcz są dla niego korzystne. 

Gorączka nie sprawia, że mleko mamy się przepala, kwaśnieje albo się psuje (nawet jeśli twierdzi tak Twoja ukochana Babcia 😉 ).  Dopóki gorączka nie powoduje utraty przytomności, można w trakcie niej karmić dziecko.

Czasem wysoka gorączka, biegunka lub wymioty powodują odwodnienie, co może czasowo obniżyć produkcję pokarmu. Dlatego istotne jest odpowiednie nawadnianie się i uzupełnianie elektrolitów według wskazań lekarza.

Warto pamiętać o zachowywaniu zasad higieny: częste mycie rąk, niecałowanie dziecka, nieoblizywanie smoczka, częste wietrzenie pomieszczeń. Zmiany na skórze, na przykład opryszczkowe, należy zakryć / zakleić. Warto stosować maseczkę na twarz, zwłaszcza przy grypie lub krztuścu (tylko często ją zmieniamy!) [2].

Czy można przyjmować leki?

Ogromne nieporozumienie, które narosło przez lata wokół stosowania leków w czasie karmienia piersią, wynika z traktowania okresu ciąży i laktacji jako takich samych zjawisk. Niektórym wydaje się, że jeśli jakiegoś leku nie wolno stosować u ciężarnych, to tak samo będzie przy karmieniu piersią. A to niekoniecznie prawda! Ciąża i laktacja to dwa różne stany fizjologiczne. Transport substancji czynnych przez łożysko do płodu i przez mleko matki do karmionego dziecka to dwa inne mechanizmy.

Zdecydowaną większość leków można stosować w trakcie karmienia piersią, ale…

Po pierwsze: nigdy nie na własną rękę! Matka karmiąca nie powinna przyjmować żadnych leków bez konsultacji z lekarzem, farmaceutą lub doradczynią laktacyjną, nawet tych dostępnych bez recepty. Możliwość przyjmowania leku oraz dawkowanie zależy od wieku, stanu zdrowia i masy ciała dziecka. Im młodsze, mniej dojrzałe i mniejsze dziecko, tym większa ostrożność w stosowaniu leków. Unikamy leków o wzmocnionym lub przedłużonym działaniu. Ogromne znaczenie ma też forma podania leku – jeśli jest wybór, lepsze są preparaty działające miejscowo, maści, środki wziewne, czopki. Znaczenie ma też długość kuracji (kilka dni czy kilka miesięcy) oraz częstotliwość karmienia – inaczej podchodzi się do noworodka karmionego na żądanie, a inaczej do półtoraroczniaka pijącego mleko mamy 3 razy na dobę o stałych porach. Ogólnie za bezpieczne w laktacji uznaje się leki, które są również podawane niemowlętom i małym dzieciom [3].

Przy podejmowaniu decyzji dotyczących podawania leków, nie należy kierować się informacjami z ulotek. Firmy farmaceutyczne zachowawczo zabraniają przyjmowania większości bezpiecznych substancji, tak „na wszelki wypadek”, żeby nie brać odpowiedzialności.

Jest na szczęście kilka rzetelnych źródeł, w których lekarz lub farmaceuta może sprawdzić, czy konkretny lek może być przyjmowany przez kobietę karmiącą:

  • podręcznik dla profesjonalistów „Medications and Mothers’ Milk„autorstwa Hale’a – dostępny u większości doradczyń i konsultantek laktacyjnych, które mogą wydać pisemną informację dotyczącą stosowania danego leku dla lekarza prowadzącego;
  • internetowy Laktacyjny Leksyków Leków (klik!) (oparty o ww. podręcznik);
  • anglo- i hiszpańskojęzyczna internetowa wyszukiwarka E-lactancia (klik!);
  • anglojęzyczna wyszukiwarka z odnośnikami do artykułów naukowych LactMed (klik!);
  • zestawienie chorób wraz z najczęściej proponowanymi substancjami leczniczymi, w oparciu o podręcznik Hale’a, niestety tylko po angielsku (klik!).

W każdym z tych miejsc wyszukujemy leki, wpisując substancję czynną (np. ibuprofen), a nie nazwę handlową leku (czyli Ibum).

Informacje o bezpieczeństwie niektórych substancji czynnych znajdziesz również u dr Magdaleny Stolarczyk (klik!). Opinie o możliwości stosowania leku w trakcie laktacji wydaje także mgr farm. Karolina Morze Laktaceuta.pl, która dodatkowo wolontaryjnie prowadzi dyżur farmaceutyczny w Fundacji Promocji Karmienia Piersią.

Co na przeziębienie, grypę i zakażenie rotawirusami (grypę żołądkową)?
  • Na gorączkę można bezpiecznie stosować paracetamol [4] i ibuprofen [5].
  • Można stosować syropy wykrztuśne (bez kodeiny), inhalacje i krople do nosa.
  • Przyjmowanie elektrolitów i leków przeciwbiegunkowych jest bezpieczne dla matki i dziecka.

Uwaga na wieloskładnikowe tabletki na przeziębienie i grypę oraz na doustne leki na katar i zapalenie zatok – wiele z nich zawiera pseudoefedrynę, która może czasowo zmniejszać produkcję mleka [6].

  • W przypadku infekcji bakteryjnych, większość antybiotyków jest kompatybilna z karmieniem piersią. Konkretną substancję czynną należy sprawdzić w ww. źródłach.

Bardzo rzadko zdarzają się sytuacje, w których mama jest zmuszona odstawić dziecko od piersi z powodu swojej choroby. Piszę ten artykuł w październiku 2018 roku i dotychczas jako promotorka karmienia piersią tylko dwukrotnie wspierałam mamy, które z powodu leczenia musiały zakończyć karmienie piersią. Były to kobiety w terapii nowotworowej – leki wówczas podawane nie są kompatybilne z karmieniem (przy wszystkich lekach, które są oznaczone symbolem L5, przerwanie karmienia jest konieczne).

Skupiłam się w artykule na jesiennych infekcjach, ale ta pora roku sprzyja również zaburzeniom afektywnym – a bez względu na pogodę nawet 15% matek w pierwszym roku po porodzie doświadcza depresji poporodowej [7].

Nie jest prawdą, że mama karmiąca piersią nie może farmakologicznie leczyć zaburzeń nastroju. Pewne leki przeciwdepresyjne są bezpieczne przy karmieniu piersią i aktualnie nie rekomenduje się odstawiania dziecka od piersi od razu przy diagnozie depresji poporodowej. Lekarz psychiatra może dobrać takie leki, przy których mama będzie mogła nadal karmić. Ma to znaczenie, ponieważ udane karmienie piersią  łagodzi objawy depresji poporodowej. Nagłe odstawienie dziecka od piersi prowadzi do gwałtownego obniżenia poziomu prolaktyny i oksytocyny, co negatywnie wpływa na nastrój i aktywność (pisałam o tym więcej tutaj).

Więcej informacji na temat diagnozy i leczenia depresji poporodowej znajdziesz tutaj.  Lista psychiatrów wspierających mamy karmiące piersią umieszczona jest na stronie Mlekiem Mamy (klik!). Możesz też o nich pytać na mojej grupie dla rodziców Wymagajace.pl (klik!).

Film, w którym omawiam bezpieczeństwo badań diagnostycznych w trakcie karmienia piersią, obejrzysz tutaj.

Konsultacja merytoryczna: dr n. med. Kacper Toczyłowski

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Jak długo karmić piersią?

Jak długo karmić piersią?

W mitologii laktacyjnej poczytne miejsce stanowi spór „Jak długo karmić piersią?”. Odkąd wspieram mamy karmiące usłyszałam już ze strony różnych „specjalistów” jakieś tysiąc-pięćset-sto-dziewięćset hipotez, ileż to POWINNO się karmić – a to, że trzy miesiące wystarczą, a to, że po pół roku to już pokarm zanika, a to, że karmienie po roku upośledza odporność dziecka… i jeszcze więcej temu podobnych bzdur.

Tymczasem kwestia rekomendacji dotyczących długości karmienia piersią w ogóle nie jest kontrowersyjna, bo wszystkie światowe organizacje zajmujące się zdrowiem małych dzieci mówią dosyć podobnie:

  • Europejskie Towarzystwo Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci ESPGHAN [1]:

kontynuacja karmienia piersią tak długo, jak długo jest to pożądane przez matkę i dziecko”;

  • Amerykańska Akademia Pediatrii [2]:

“kontynuowanie karmienia do 1 roku lub dłużej według życzenia matki i dziecka”;

  • Światowa Organizacja Zdrowia – WHO [3]:

kontynuowanie karmienia piersią wraz z wprowadzaniem produktów uzupełniających do 2 roku życia i dłużej”.

Zwróć uwagę, że eksperci podkreślają, że to zarówno dziecko, jak i mama powinni podejmować decyzję długości karmienia piersią. Zdarza się bowiem tak, że mama nie czeka, aż dziecko wyrośnie z karmienia piersią, ale sama decyduje o odstawieniu. I to też jest w porządku! Warto, żeby decyzja była podjęta świadomie, a proces odstawiania, bez względu na jego powód, możliwie łagodny i stosunkowo powolny. Zdarzyło mi się trzykrotnie wspierać mamy dzieci 5-miesięcznych w procesie odstawiania od piersi – cieszyłam się razem z nimi tym, że zrealizowały swój laktacyjny cel. Nie było moim zamiarem nikogo nawracać, że ma karmić 2 lata, jak WHO przykazało! Nigdy nie znam całej historii, która stoi za decyzją mamy i nie oceniam planu, który ma. Ważne, żeby czuła się z nim dobrze i żeby wiedziała, jak mogą razem z dzieckiem przejść przez te zmiany.

Każda ilość mleka ma znaczenie – i dotyczy to zarówno długości „drogi mlecznej” (każdy dzień się liczy), ale również ilości mleka (karmienie mieszane, nawet jeśli dziecko otrzymuje mleko mamy tylko raz na dobę, jest korzystniejsze niż karmienie wyłącznie mieszanką).

W zależności od długości karmienia, warto zwrócić uwagę na ogromne korzyści, jakie ono niesie:

Gdy dziecko jest nakarmione mlekiem mamy tylko jeden raz, po porodzie

Nawet jednorazowe podanie dziecku siary (czyli tego pierwszego, gęstego i żółtawego mleka, które jest produkowane w piersiach już w trakcie ciąży) ma ogromny pozytywny wpływ na układ odpornościowy noworodka, zwłaszcza urodzonego przedwcześnie. Dzieciom nie karmionym bezpośrednio z piersi smaruje się śluzówki jamy ustnej siarą, by wesprzeć ich układ immunologiczny! Pokarm mamy w pierwszych dniach ma działanie rozluźniające stolec i ułatwia oddanie smółki (pierwszej kupki).

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwszy miesiąc

Okres noworodkowy, czyli pierwsze cztery tygodnie życia dziecka, to czas intensywnej adaptacji malucha do życia po tej stronie brzucha i jednocześnie okres, w którym, jeśli na przykład dopadłaby je jakaś infekcja, czasem niezbędna jest hospitalizacja. Karmienie piersią w okresie noworodkowym często zabezpiecza dziecko przed patogenami i ułatwia dojrzewanie układu pokarmowego malucha.

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwsze cztery miesiące

Twoje dziecko wyrasta właśnie z okresu największego zagrożenia tzw. śmiercią łóżeczkową, a to, że karmiłaś je piersią jeszcze mocniej redukowało to ryzyko, nawet dwukrotnie. Podobnie wyłączne karmienie mlekiem mamy zmniejsza ryzyko infekcji układu oddechowego.

To jeszcze nie czas na wprowadzanie stałych posiłków do diety dziecka, ale okres najszybszego rozwoju układu pokarmowego i nerwowego już za nim, więc jeśli niemowlę zostanie odstawione od piersi na rzecz mleka modyfikowanego, ryzyko pojawienia się alergii lub tzw. kolki niemowlęcej w tym wieku jest już niższe.

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwsze sześć miesięcy

Rozpoczynasz podawanie posiłków uzupełniających i przy odstawianiu dziecka od piersi w tym wieku, nie ma już konieczności, żeby umiało ono pić z butelki ze smoczkiem. Wiele półrocznych lub niewiele starszych niemowląt świetnie radzi sobie z kubeczkiem otwartym, Doidy cup (ścięty kubek, klik!) lub Reflo, a w późniejszym czasie także z bidonem z rurką.

Poza tym, jeśli kilka warunków jest spełnionych, wyłączne karmienie piersią przez pierwszych sześć miesięcy jest formą naturalnej antykoncepcji o skuteczności sięgającej 98%! Więcej na ten temat przeczytasz w tym artykule.

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwszy rok

Jeśli odstawiasz dziecko w okolicach roczku, w większości przypadków nie ma potrzeby wprowadzania do jego diety mleka modyfikowanego, a już na pewno nie z butelki (która w okolicach roku powinna być wycofywana ze względów ortodontycznych oraz logopedycznych). Maluch bez alergii na białka mleka krowiego może spożywać produkty nabiałowe i pić mleko krowie. Je po prostu posiłki z rodzinnego stołu 🙂

A dłużej jest ok?

Jasne, jeśli to pasuje Tobie i dziecku! Spójrz raz jeszcze na rekomendacje w punktach na początku artykułu.

Co więcej, Amerykańska Akademia Pediatrii pisze wprost: „Nie istnieje górna granica długości oraz nie ma dowodów na szkodliwość w sferze psychiki lub rozwoju przy karmieniu piersią w trzecim roku życia lub później” [4]Nie ma dowodów, żeby karmienie dziecka do półtora roczku, do dwóch lat, czy do samoodstawienia miałoby być szkodliwe. Karmienie ma pozytywny związek z dobrostanem psychicznym dziecka. Więcej na ten temat pisałam już w tym artykule.

Korzyści żywieniowe z karmienia po roczku znajdziesz na poniższej grafice:

Źródło: Dewey, 2001

A może do samoodstawienia?

Samoodstawienie to powolny proces, w czasie którego dziecko wyrasta karmienia piersią, bez zachęt ze strony matki. Od strajku laktacyjnego, czyli takiej sytuacji, kiedy dziecko z dnia na dzień rezygnuje z piersi, a było dotychczas karmione na żądanie, różni się tym, że odstawiające się dziecko po prostu coraz rzadziej zgłasza się do piersi. W porównaniu do różnych cech rozwojowych innych ssaków naczelnych naturalny wiek odstawienia się dziecka od piersi to między 2,5 a 7 lat [5]. W społecznościach tradycyjnych, które jeszcze żyją tak, jak my wszyscy żyliśmy wiele tysięcy lat temu, dzieci zwykle same odstawiają się między 3 a 5 rokiem życia. Więcej o samoodstawieniu przeczytasz tutaj.

Korzystałam także z książki Wiessinger D., West D., Pitman T., The Womanly Art of Breastfeeding: Completely Revised and Updated 8th Edition, 2010.

 

Kaszki na dobranoc – świetna kolacja czy marketingowa ściema?

Kaszki na dobranoc – świetna kolacja czy marketingowa ściema?

Pytana wielokrotnie przez rodziców o to, czy oferowane w sklepach specjalne „kaszki na dobranoc” posiadają magiczne usypiające właściwości, postanowiłam zapoznać się z ich składem i przygotować dla Was moją opinię.

Na początku muszę podkreślić bardzo istotny fakt: w badaniach nie zaobserwowano różnic w długości snu dzieci z rozszerzoną dietą [1] lub jedzących kaszkę ryżową na kolację [2] w porównaniu z niemowlętami karmionymi wyłącznie mlekiem. Przedwczesne (czyli przed ukończonym 6. m.ż.) rozszerzenie diety bez wskazań medycznych paradoksalnie może u bardziej wrażliwych dzieci pogarszać jakość snu dziecka i zwiększać liczbę pobudek, jeśli jest związane z przejściowymi zaburzeniami pracy układu pokarmowego jak wzdęcia, bóle brzucha, problemy z wypróżnieniem. Niemowlę, które w ciągu dnia zjada kilka stałych posiłków, może też nadrabiać ich niską gęstość energetyczną (dynia ma ok. 25 kalorii w 100 gramach, pokarm kobiecy i mieszanka 60-70 kalorii), budząc się częściej w nocy na mleko.

Może wydaje Ci się, że Twoje cztero- lub pięciomiesięczne dziecko budzi się częściej w nocy, bo jest głodne. Przed rozszerzaniem diety zerknij jednak na mój artykuł o „regresie snu” w tym wieku, aby zrozumieć, skąd może brać się nasilenie pobudek. A potem sięgnij po książkę, którą napisałam razem z trzema dyplomowanymi dietetyczkami.

 

Czy w składzie kaszek na dobranoc jest coś, co ułatwia zasypianie i/lub przesypianie nocy?

W skrócie: nie.

Producenci sprzedają kaszki „na dobranoc”, ponieważ rodzice je kupują, przekonani o zbawiennym wpływie zbóż na sen. I choć teoretycznie możliwe byłoby wykorzystanie wiedzy z zakresu chronodietetyki do produkcji żywności dla niemowląt, w tym mleka modyfikowanego, to póki co żadna komercyjna firma nie zdecydowała się na taki krok.

Kaszki  na dobranoc nie różnią się absolutnie niczym od innych kaszek. Porównajcie, proszę, skład kaszki mleczno-ryżowej Jabłko Dobranoc  i kaszki mleczno-ryżowej Malina (na dzień, wnioskując po szacie graficznej), obie od firmy Nestle (kliknij, żeby powiększyć):

Nieco większa zawartość mąki ryżowej w kaszce „na dzień” (po prawo) wynika z niższej zawartości owoców w tej wersji. Cukier i maltodekstryna zamieniły się miejscami. I tyle różnic. Żadnych dodatkowych składników, żadnych magicznych zmian, zero pełnoziarnistych zbóż czy aminokwasów ułatwiających zasypianie. Nie tylko w tej kaszce – we wszystkich innych również.

Do jednej z kaszek (Nestle, Kaszka 5 zbóż z lipą Na dobranoc) producent dodaje ekstrakt kwiatu lipy w proszku w oszałamiającej wartości 0,5%. I choć kwiat lipy ma m.in. działanie uspokajające i nasenne, tak niewielka zawartość nie ma najprawdopodobniej żadnego realnego znaczenia dla procesu zasypiania (o czym chyba zdaje sobie sprawę sam producent, przedstawiając na opakowaniu ten składnik w funkcji aromatu: „nadaje kaszce delikatny smak”).

Co ciekawe, w kaszce Babydream znajdziemy niewielki dodatek kakao – a akurat kakao ze względu na zawartość kofeiny nie jest składnikiem polecanym na wieczór.

Chyba widzicie same, że hasła „Gwarantuje przespaną całą noc Twojemu dziecku” (serio, tak deklaruje na swoim opakowaniu jeden z producentów) to nic więcej jak marketingowa ściema?

Jakie składniki kaszek na dobranoc budzą moje największe zastrzeżenia?

Zarówno kaszki błyskawiczne, jak i gotowe kaszki w słoiczkach, są produktem wysoko przetworzonym i stosunkowo drogim w porównaniu do klasycznych „dorosłych” kasz lub płatków, które niemowlęta mogą bezpiecznie spożywać.

Ogromny sprzeciw budzi we mnie tendencja producentów do dosypywania do owocowych kaszek dodatkowego cukru w różnych postaciach (cukier biały, glukoza, fruktoza, syrop glukozowy, a nawet pokruszone słodzone cukrem herbatniki i ciasteczka!). Przykładowo słoiczek (określany przez producenta jako 1 porcja) Kaszki na dobranoc z herbatnikami Bebiprima  zawiera 3 łyżeczki cukru (14,3 g)!

fot. Zuzanna Wędołowska

Pozornie zdrowsze słodzidła typu maltodekstryna  niespecjalnie zmieniają sytuację: nadal za pomocą takich kaszek eksponujemy dzieciom smak słodki, kształtując nieprawidłowe preferencje żywieniowe. Maltodekstryna ma też wysoki indeks glikemiczny, co w połączeniu z kaszami niepełnoziarnistymi używanymi przez większość producentów, może powodować gwałtowny skok glukozy we krwi i szybsze pojawianie się uczucia głodu w niedługim okresie po spożyciu posiłku.

Warto też zwrócić uwagę na faktyczną zawartość i postać owoców dodawanych do kaszek – w przypadku kaszek błyskawicznych są to płatki lub proszek owocowy albo zagęszczony sok. Takie owoce pod kątem zawartości witamin, minerałów czy błonnika (sok!) mają niewiele wspólnego ze swoimi świeżymi odpowiednikami.

W niektórych kaszkach pojawiają się też kompletnie zbędne od strony odżywczej zagęstniki oraz aromaty.

Wszystkie przeanalizowane przeze mnie kaszki na dobranoc w słoiczkach jako główny (lub drugi, po wodzie) składnik mają mleko krowie niemodyfikowane – jego zawartość to między 38 a 45%. Pytanie brzmi, czy nie jest to przypadkiem niezgodne z aktualnymi rekomendacjami dotyczącymi żywienia niemowląt? Nie jest to mleko jako napój, ale jeśli niemal połowa słoiczka to jednak mleko pełne? Oddajmy głos ekspertom: „nie należy stosować mleka krowiego jako głównego napoju przed ukończeniem 12. m.ż.(…) Mleko krowie zawiera małe stężenie żelaza, tak więc opóźnione jego wprowadzanie chroni przed wystąpieniem niedokrwistości z niedoboru żelaza. Ponadto wyniki badań dowodzą, że wczesne wprowadzanie mleka krowiego może być przyczyną mikrokrwawień z przewodu pokarmowego. Podawanie mleka niemodyfikowanego prowadzić może również do nadmiernego obciążenia ustroju białkiem i produktami jego przemiany oraz solami mineralnymi i w konsekwencji do przeciążenia osmotycznego nerek oraz niewłaściwej, zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym, podaży węglowodanów i tłuszczów. Stosowanie niemodyfikowanego mleka krowiego może także sprzyjać alergizacji” [3].

TUTAJ znajdziesz tabelę z porównywanymi przeze mnie kaszkami, z informacjami na temat rodzaju używanego mleka, dodatku cukru oraz owoców i innymi uwagami.

Warto wiedzieć, że niemowlęta karmione piersią nie potrzebują kaszek mlecznych – mogą jeść normalne kasze albo kaszki błyskawiczne bezmleczne przygotowywane na wodzie. Mleko krowie, w ilości nie większej niż 500 ml dziennie, może być składnikiem kaszek po pierwszym roku życia [3]

Podsumowując:
  1. Kaszki „na dobranoc” nie różnią się składem od innych kaszek i nie zawierają składników, które mogłyby realnie przełożyć się na łatwiejsze zasypianie czy dłuższy sen dziecka.
  2. Niektóre z kaszek na dobranoc są dosładzane – unikanie słodzonej żywności dla niemowląt ma znaczenie nie tylko ze względu na długofalowe skutki dla zdrowia dzieci, ale także kształtowanie się preferencji smakowych [3].
  3. Wszystkie przeanalizowane przeze mnie kaszki na dobranoc w słoiczkach jako główny lub drugi, po wodzie, składnik mają mleko krowie niemodyfikowane, co budzi kontrowersje w obliczu aktualnych rekomendacji dotyczących żywienia niemowląt [3].
  4. Niektórzy producenci kaszek wykorzystują brak implementacji Kodeksu Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece WHO [4] i na opakowaniach umieszczają informacje „po czwartym miesiącu” lub „po piątym miesiącu”, podczas gdy Światowa Organizacja Zdrowia rekomenduje, aby wprowadzanie pokarmów uzupełniających do diety dziecka rozpoczynało się po skończonym 6 miesiącu życia [5]. Nie ma korzyści dla snu czy jakiegokolwiek innego aspektu rozwoju z wprowadzania kaszek przed osiągnięciem dojrzałości do rozszerzania diety, która pojawia się w okolicach ukończonego 6 miesiąca życia (chyba że na wyraźne wskazanie lekarskie w bardzo wyjątkowych sytuacjach).

Jeśli chcesz się dowiedzieć, jakie produkty mają potwierdzony naukowo korzystny wpływ na sen, zapisz się do mojego newslettera i pobierz darmowy ebook:

 

Konsultacja merytoryczna artykułu: mgr inż. Zuzanna Wędołowska – dietetyk i autorka bloga SzpinakRobiBleee.pl

Napracowałam się nad tym tekstem. Jeśli uznasz wpis za przydatny, proszę, polub mój fanpage i podziel się tym artykułem ze swoimi znajomymi. Dziękuję!

5 kulinarnych patentów rodziców High Need Babies

5 kulinarnych patentów rodziców High Need Babies

Kiedy stajesz się rodzicem wymagającego dziecka, możesz być na początku zaskoczony faktem, że Twój czas spędzany w kuchni niebezpiecznie się skrócił w porównaniu do czasu spędzanego na kanapie z przyssanym/ śpiącym dzieckiem. Albo czasu przetańczonego z małoletnim na rękach.

Potem nie zauważasz już nawet, kiedy naturalnie przestawiłaś się na pokarmy niekruszące się na głowę leżącego na Twojej klacie obywatela. Arbuz w trakcie karmienia piersią??? Boże, broń! Nie wolno! Wiesz, jak potem niemowlakowi lepią się włosy od cieknącego soku? 😉

Żarty na bok: głodny rodzic to zły rodzic i w pierwszych roku (lub dłużej) pod hasłem „high need” absolutnym priorytetem jest sen i jedzenie. Dorosłego też. I tak jak odnośnie snu sporo wskazówek dałam już na blogu wcześniej (o, tutaj znajdziesz wszystkie), o gadżetach dla Matki Polki Hajnidowej i Ojca Hajnidowca też już wspominałam (tutaj), to zorientowałam się, że brakuje kulinarnych patentów pozwalających na zaspokojenie potrzeby głodu.

Może nie odkryjesz tu Ameryki, ale chociaż pocieszysz się, że inni też tak mają 😉

Posłużyłam się mądrością zbiorową mojej grupy facebookowej i zebrałam wszystkie triki i pomysły w 5 punktach:

1.Dziecko blisko siebie

Żadna interaktywna zabawka i hiperstymulująca mata edukacyjna nie jest dla hajnida tak interesująca jak kontakt z żywym człowiekiem. Dlatego, aby zmniejszyć marudność, a w przypadku mobilnych obywateli zminimalizować szkody powstałe w innych częściach mieszkania, warto nieśpiące dziecko zabrać ze sobą do kuchni. Jak młodzież śpi, to śpimy i my (bo i tak się obudzi tłuczeniem garów).

Najzdrowsza dla najmłodszych jest podłoga i nieślizgająca się mata czy kawałek wykładziny plus ciekawsze zabawki lub plastikowe nietłukące się lustro.

Jeśli młodzież da się włożyć w chustę lub nosidło, jesteśmy uratowani. Jeśli nie, może zwolnienie którejś z dolnych szafek i wrzucenie mu tam kuchennych akcesoriów pozwoli na kilkanaście minut ogarnięcia najważniejszych etapów gotowania.

Korzystajmy z bujaczka-leżaczka ostrożnie i na krótko, zwłaszcza, jeśli dziecko jeszcze nie nauczyło się obracać z brzucha na plecy i z powrotem.

Jeśli dziecko już pewnie stoi, poważnie rozważ tzw. kitchen helper:

Zamkowy Kitchen Helper od MOLO TOYS KLIK KLIK!

czyli zabezpieczony barierkami stołek, w którym młodzież może współuczestniczyć w gotowaniu (umówmy się: robi więcej bałaganu niż pomaga, ale czasem jest to warte dodatkowego sprzątania – długofalowo uczy się współodpowiedzialności i rozwija manualnie). Za nieco ponad 100 zł można zrobić kitchen-helper, łącząc stołki z Ikea.

2. Robienie zapasów

Wiem, że najlepiej byłoby codziennie gotować świeży obiad i proponować niemowlakom po 6 miesiącu codziennie zróżnicowane smaki… ale czasem się nie da. I wtedy wkracza gotowanie obiadów na dwa dni – to oczywiste.

Niektórzy szykują wspólnymi siłami potrawy na cały tydzień w weekendy. Inni ograniczają się do tego, żeby rano podszykować sobie pudełka z kolejnymi potrawami na cały dzień (sałatki, koktajle, kanapki, kawa w termosie) – i to dla osoby, która wychodzi do pracy, jak i dla tej, która zostaje pracować w domu z wymagającym szefem-pięciomiesięczniakiem.

Chciałabym zaznaczyć, że „urlop” macierzyński jest urlopem tylko z nazwy, bo roboty jest w czasie niego co niemiara, i jeśli tata dziecka pracuje zawodowo poza domem to ma często hajlajf w porównaniu z matką, bo i lunch zje, i kawkę ciepłą wypije, i poplotkuje z dorosłymi. Czasami realnie nie ma jak ugotować z dzieckiem na ręku (tak, nawet w czasie drzemek się nie da, jak Ci dziecko śpi na rękach, chyba że komuś wyrosła trzecia do gotowania, to sorry, nie było tematu). Wieczorne przygotowanie jedzenia partnerce, która właśnie kładzie dziecko do snu, to nie jest jakieś megabohaterstwo, tylko zwykła ludzka życzliwość.

Zamrażarka jest największym przyjacielem rodziców hajnidów. Warto robić większe porcje i mrozić prawie wszystko, co uda nam się lepszego dnia albo w weekendy ugotować. Buliony i zupy dla dziecka rozszerzającego dietę, a więc w małych porcjach, można mrozić np. w foremkach na lód, pulpety – w torebkach strunowych.

Poza tym wekowanie i przyjmowanie gotowych do podgrzania dań od rodziny i znajomych. Serio, babcie, dziadkowie, koleżanki chętnie dzielą się słoikiem rosołu albo porcją pierogów dla dwojga dorosłych 🙂 Tylko nie warto się krępować proszeniem o pomoc.

3. BLW czyli Bobas Lubi Wyrzucać

Tfu, Bobas Lubi Wybór – metoda rozszerzania diety polegająca na samodzielnym jedzeniu przez dziecko, wielu rodzicom uratowała życie psychiczne.

Jedną z ogromnych zalet BLW jest możliwość gotowania dla całej rodziny, bez przygotowywania oddzielnych dań (zupek, kaszek itd) dla najmłodszych domowników. Dorośli dosalają czy słodzą sobie na swoich talerzach, a często po prostu całkowicie – przy okazji – zmieniają swoje nawyki żywieniowe na lepsze. Poza tym BLW pozwala rodzicom zjadać ciepłe posiłki równolegle z bawiącym się brokułami niemowlakiem.

O podstawach BLW przeczytasz tutaj.

Bez względu na metodę rozszerzania diety, wszystkie dzieci od 8 miesiąca życia powinny dostawać tzw. produkty do rączki – nie miksujemy wszystkich posiłków, żeby maluch trenował m.in. odgryzanie i żucie. I czas na ten trening jest rewelacyjnym czasem na szybkie odgrzanie albo zjedzenie odgrzanego w spokoju 🙂

 

4. Bez ambitnych zapędów

Na trzydaniowe obiady jeszcze przyjdzie czas. Jeśli co drugi dzień robisz samą zupę albo nieskomplikowane drugie z cyklu  kasza + ryba w folii z piekarnika + warzywa z mrożonki albo surówka, to i tak pełny szacun.

Rodzice wymagających dzieci to trochę jak dawni Słowianie – idą w kierunku dań jednogarnkowych, samogotujących się, wymagających li tylko zamieszania w garze od czasu do czasu 😉 Są też miłośnicy pieczenia, są zwolennicy smażenia(placuszki, racuszki, omlety), są też ogromni fani owsianek czy jaglanek, podszykowanych z grubsza wieczorem (nasypane co się da i gdzie się da, namoczone orzechy, wyciągnięte miseczki etc.). Inni jadą na makaronach z różnymi sosami minimum dwa razy w tygodniu.

Upraszczanie to też zaopatrzenie się w najlepszy sprzęt AGD, który robi wiele za Ciebie. Prym wiodą: blender kielichowy (koktajl z warzyw, owoców, orzechów, nabiału na drugie śniadanie lub podwieczorek), blender ręczny (jeśli planujesz rozszerzać dietę klasyczną metodą albo lubisz zupy-kremy), mikrofalówka, parowar albo garnek do gotowania na parze (wrzucasz mięso/rybę na spód, warzywa na górę i robi się samo, bez pilnowania), wielofunkcyjne roboty do gotowania (typu wrzuć i wróć za dwie godziny), patelnia do smażenia beztłuszczowego.

Bez spiny na Perfekcyjną Panią Domu – czas na ugotowanie prawdziwego obiadu przy jednym posiedzeniu w kuchni nadszedł, gdy moja córka miała ponad dwa lata. Tak, dopiero wtedy. Głowa do góry!

5.Dobre gotowce nie są złe

Zdarzają się takie dni czy tygodnie, podczas których ugotowanie czegokolwiek bardziej skomplikowanego niż wody na herbatę graniczy z cudem. Kolki, ząbkowanie, choroba, skok rozwojowy, ogólny Weltschmerz małoletniego albo rodziców. Bywa, i tyle, mimo najlepszego planowania!

Dlatego podstawą zachowania zdrowia, w tym psychicznego, jest posiadanie na lodówce numerów telefonów do barów z obiadami z dowozem, pizzerii, osób, które robią domowe pierogi w ilościach hurtowych itd. Znam rodziców hajnidów, którzy za najlepszą decyzję w ostatnich miesiącach uznają wykupienie sobie diety pudełkowej. Są mamy, które przeprosiły się ze stołówką w szkole dla starszaka i w zakładzie pracy dla partnera, który przywozi również im późny obiad.

I w końcu, na szczęście, w sklepach znajdziemy coraz więcej półproduktów o niezłym składzie – mrożonki, słoiki, pasty do smarowania, miksy sałatkowe. Grunt to porozmawiać samemu ze sobą, że to nie zbrodnia i uwierzyć, że to tymczasowe. Dzieci na szczęście szybko rosną!

W kursie online „Mama ma czas”,  oprócz gastronomicznych trików, znajdziesz mnóstwo informacji i podpowiedzi od Oli Budzyńskiej – Pani Swojego Czasu , jaki organizować czas, będąc rodzicem. Otrzymasz również 3 prezenty ode mnie: obszerny dokument prowadzący Cię krok po kroku po tworzeniu idealnego rytuału wieczornego dla dziecka, ebook z przykładami kolacji ułatwiających zasypianie oraz plik audio z podstawowymi zasadami dotyczącymi znaczenia ostatnich dwóch godzin przed snem dla jakości snu dziecka.

Wersja standardowa kursu, do której dostajesz dostęp na zawsze, kosztuje 319 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wersja premium, z audiobookiem „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i ebookiem „25 zabaw dla dzieci, które uwolnią Twój czas”, to koszt 419 zł -> kupisz ją TUTAJ.

A jakie Ty masz patenty na gotowanie dla siebie i dziecka? Podziel się w komentarzu, co ułatwia Ci ogarnianie kulinarnych wyzwań!

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując kurs, nie zapłacisz więcej, a autorka kursów podzieli się ze mną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.