Na spacer z dwójką

Na spacer z dwójką

 

 

Dziś oddaję łamy mojego bloga mojej współpracowniczce, Inie, matce dwójki i Wam, którzy na Instagramie dzieliliście się radami dotyczącymi wychodzenia na zimowej spacery z więcej niż jednym dzieckiem!

Wszyscy mamy jakieś wyobrażenie o rodzicielstwie i dzieciach. Dodatkowo media fundują nam obraz, jakby to była przysłowiowa kaszka z mleczkiem. Nikt nie informuje nas jak to może naprawdę wyglądać. A wygląda trochę śmiesznie, trochę strasznie!

Wiadomo jak przedstawiane jest na stockowych zdjęciach rodzicielstwo co najmniej dwójki dzieci. Oni siedzą na dywanie bawią się, dajmy na to klockami, wspólnie coś budują. Jest śmiech i radość, poklepywanie się po pleckach, a może nawet braterskie lub siostrzane wsparcie, pomoc przy włożeniu klocka. Ty za to w tym czasie, pijesz CIEPŁĄ kawę i odpoczywasz ze wzruszeniem, patrząc jak dzieci bawią się ze sobą i gratulując sama sobie za tę wspaniałą decyzję urodzenia dwójki dzieci z małą różnicą wieku. 

Ten obrazek to jednorożec wielodzietnego rodzicielstwa. Z reguły, niestety, wygląda to nieco inaczej. Starszy przez przypadek a może nawet i celowo potrącił młodszego, który to w odwecie, rzuca klockiem w starszego trafiając do prosto w OKO! Nikt już z nikim nie chce się bawić. Jeden płacze, bo go boli oko, a drugi płacze, bo przecież ten pierwszy płacze, a w ogóle to ktoś go popchnął, może nawet i niechcący, ale jednak popchnął i TO BOLI!

Oczekiwania vs rzeczywistość jeszcze nie koniec. Przecież jesteś odpowiedzialną matką, więc codzienna porcja ruchu na świeżym (ekhm) powietrzu musi być. Nie pomijajmy wyjścia na spacer z co najmniej dwójką dzieci. Wiadomo, że one nie będą czekać jak na filmach: w szeregu, z uśmiechem na ustach, aż ty założysz najmłodszemu buty, kurtkę, czapkę, rękawiczki i szalik. Taaak, wychodzicie Twoją ulubioną porą roku, czyli zimą! Na samą myśl o tym oblewa Cię pot. Dlaczego za każdym razem jest tak samo? Dlaczego nie możecie ubrać się i wyjść bez płaczu i awantur? Jak normalni ludzie?! Czy Ty serio żądasz zbyt wiele od życia?! Bo prawda jest taka, że oczywiście, że mimo wcześniejszego przypominania, właśnie TERAZ starszemu zachciało się siku, więc trzeba go rozebrać. Najmłodszy siedzi już spocony i płacze, bo gorąco. Ten, co mu się chciało siku, też już płacze, bo nie może rozpiąć spodni narciarskich, a BARDZO CHCE MU SIĘ SIKU. I nie ma znaczenia, że 5 minut wcześniej pytałaś się go czy chce siku, bo przecież wtedy mu się nie chciało. A co ze średnim dzieckiem? Dałaś mu do zabawy tubkę z kremem na mróz, żeby czymś go zająć i teraz już wiesz, że Twoje drzwi, oraz inne meble, mogą spokojnie iść z Wami na spacer zabezpieczone kremikiem! Wtedy właśnie masz dosyć tego spaceru, a jeszcze na niego nie wyszłaś i zastanawiasz się co właściwie się stało i dlaczego Ciebie to spotyka! Finalnie wszyscy płaczecie, ale idziecie na ten cholerny spacer. 

I teraz już wiesz, że oczekiwać możesz nawet i jednorożca… tylko raczej dostaniesz, zdezelowanego konia na biegunach, być może bez płóz. Ale żeby nie było tak pesymistycznie na koniec, to specjalnie dla Ciebie, zrobiłyśmy burzę mózgów. W powietrzu czuć niby wiosnę, ale jeszcze przez co najmniej kilka tygodni nie uda się zrobić tak, żeby wyszli w tym, w czym stali.

Oto kilka rad i antyrad na sprawne wychodzenie z domu z minimum dwojgiem dzieci, co jest porównywalne z wejściem na K2 BEZ TLENU:

  • Ty ubieraj się na końcu – zgrzana matka lub ojciec to prosta droga do poddenerwowania. Inni żonglują ubieraniem w zależności od wrażliwości na ciepło lub ogólnego stanu ducha – te najbardziej zirytowaną część rodziny ubierając najpóźniej.
  • Nosidło lub chusta – zapakowanie tam młodszego dziecka. Jeśli to Twój pierwszy sezon chustowy ever, bo przy starszaku nie korzystałaś, pooglądaj bluzy i kurtki do noszenia dziecka. Supersprawa.
  • Pomóż ubrać się starszemu i pootwieraj wszystkie okna albo wygoń na balkon, klatkę albo ogród. Metodę można dostosowywać od miejsca zamieszkania i wieku, wiadomo że musi być bezpiecznie. Mniej zgrzany starszak, 100 punktów do spokoju wszystkich.
  • Można też wcześniej przygotować ubrania, siebie, torby, generalnie zorganizować rzeczywistość tak, by po ubraniu dzieci być już gotowym do wyjścia (konia z rzędem, komu nie cisnęły się na usta przekleństwa szukając rękawiczek?).
  • Patent z przedszkola: można jedną część garderoby zakładać wszystkim, z hasłem „a teraz wszystkie dzieci zakładają buty”.
  • Nie ma takiej kasy, której nie warto wydać na ubrania ułatwiające ubieranie, typu komin czy kominiarka.
  • Polecamy też ubieranie najcieplejszych części ubrań już przed samymi drzwiami wyjściowymi z klatki.
  • Niektórzy z Was jako najskuteczniejszą metodę polecają przewagę liczebną dorosłych albo przynajmniej wyrównanie sił w postaci jednego dorosłego przypadającego na jedno dziecko i to chyba jest najlepszy sposób pomimo, że najmniej realny.

Nie polecamy (ale zdarzało nam się korzystać):

  • Przekupstwo jedzeniem – wiadomo, chrupki kukurydziane górą! Są dwa typy rodziców: ci, którzy chrupią je razem z dziećmi i ci, którzy się do tego nie przyznają!
  • Szantaż – bardzo tego nie lubimy ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten co przy -10 stopniach upocony do majtek włącznie nie powiedział „albo założysz te spodnie narciarskie, albo nigdzie nie idziesz”!
  • Ostatnia rada: po prostu zostańcie w domu, dzisiaj nigdzie nie musicie wychodzić! Bądźcie dla siebie wyrozumiali <3

Na Wasze rady czekamy w komentarzach – podzielcie się swoimi lifehackami!

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem:

Będąc rodzicem dwojga – wywiad o rodzeństwie

Będąc rodzicem dwojga – wywiad o rodzeństwie

Ponieważ moja wiedza na temat bycia rodzicem więcej niż jednego dziecka jest wyłącznie teoretyczna, postanowiłam porozmawiać o tym ze specjalistką – Karlą Orban.
Karla Orban jest psychologiem, trenerką empatycznej komunikacji, a prywatnie mamą trojga dzieci, z których najstarsze ma 6 lat. Od 2008 Karla roku wspiera rodziny, nauczycieli i specjalistów pracujących z dziećmi. Jest autorką cyklu webinarów dla rodziców Codziennik Rodzica oraz redaktorką portalu Rownowazni.trefl.com, w którym pisze o psychologii i rodzicielstwie.
Szkoli się w psychoterapii systemowej – czteroletnie kształcenie podyplomowe w Krakowie – oraz interwencji kryzysowej (jest członkiem ICISF w trakcie procesu certyfikacji). W pracy bliskie jest jej Porozumienie Bez Przemocy oraz teoria więzi. Zdobywała doświadczenie zawodowe w szkołach, przedszkolach, ośrodku dla rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka, a także w Dolnośląskim Centrum Onkologii.
W ramach swojej prywatnej praktyki przyjmuje ponad 700 rodzin rocznie.

Magdalena Komsta: Czy da się przygotować starsze rodzeństwo na pojawienie się młodszego?

Karla Orban: Zacznijmy od tego, że “przygotowanie na zmianę” to trochę takie pakowanie plecaka w podróż. Mamy tam włożyć najpotrzebniejsze rzeczy: coś, co nas nakarmi, gdy zgłodniejemy, coś, co nas zabezpieczy przed zmianą pogody itp. Przygotowując się na zmianę w rodzinie, też chcemy dodać, ale zasobów, które pomagają uporać się ze zmianą i przejść ją łagodniej. W tym znaczeniu da się przygotować starszaka. Jeśli natomiast „przygotować na zmianę” to sprawić, że ktoś nie odczuje zmiany albo nie będzie mu ani przez chwilę trudno, to myślę, że tak przygotować się nie da.

MK: Czym są te zasoby, o których mówisz?

KO: Zasoby dziecka to wszystkie jego umiejętności i cechy plus wspierające środowisko. W kontekście narodzin rodzeństwa, dużym zasobem będą inni opiekunowie, którzy mogą poświęcić trochę czasu czy uwagi starszakowi; świadomość dziecka, że można zwrócić się do nich po wsparcie, gdy mama/tata są chwilowo niedostępni, ale też przekonanie, że jestem ważny i kochany. Zasobem może być też wiedza o tym, o co się dzieje, dlatego niektórym dzieciom bardzo pomagają książeczki, które opowiadają o rozwoju płodu – dają tę wiedzę, co takiego siedzi w brzuchu mamy, opowiadają, co się wydarzy. O ile nie straszą, że bezpowrotnie utraci się czas z mamą i tatą, a młodsze rodzeństwo to tylko płacz i problem, mogą pomóc wyobrazić sobie nową sytuację, w której jeszcze nie jesteśmy.

Dodawanie zasobów zaczynamy od ustalenia,, co będzie wspierało poczucie bycie kochanym czy co umożliwi naszemu dziecku lepsze poznanie się z dziadkiem czy ciocią, z którymi ma zostać na czas porodu. I tych rzeczy robimy z dzieckiem więcej.

MK: Co się zmienia w rodzinie, gdy spodziewamy się kolejnego dziecka?

KO: Najbardziej zmienia się codzienny rytm – o tym najczęściej słyszę od rodziców i to było dla mnie największym wyzwaniem po każdym porodzie. Jak układać do snu młodszego, kiedy starszy chce się bawić; jak znaleźć czas dla starszaka, kiedy młodsze wymaga opieki, a gdy spodziewamy się trzeciego i kolejnego dziecka, to zwykle zastanawiamy się jak rozwiązywać konflikty między starszakami, jednocześnie nie budząc najmłodszego. Starszakowi dochodzi zupełnie nowa rola, której nie był w stanie sobie wyobrazić, zupełnie tak jak my nie mieliśmy pojęcia, z czym się naprawdę wiąże rola rodzica, zostając nim po raz pierwszy. Jeżeli mamy kilkuletnią różnicę wieku między dziećmi, to my, dorośli, wracamy do roli rodziców małego dziecka, którą mieliśmy już za sobą.

MK: Mówiąc o różnicy wieku: czy jest jakaś konkretna liczba, która najbardziej sprzyja na przykład wspólnej zabawie?

KO: Wydawać by się mogło, że dzieci z małą różnicą wieku bawią się podobnymi zabawkami, więc będą się chętnie bawić razem. Często tak się dzieje. Natomiast mała różnica wieku oznacza, że w chwili narodzin malucha, starszak jest bardzo mały i wymaga wiele wsparcia i niepodzielnej uwagi dorosłych. Trochę mniej rozumie, dlaczego nie wszystkie jego potrzeby mogą być spełnione od razu i może gorzej radzić sobie z emocjami, np. złością. Kiedy zaczyna się kłótnia o zabawkę pomiędzy roczniakiem a trzylatkiem, żaden z nich nie jest jeszcze tak biegły w ich rozwiązywaniu, jak byłby na przykład sześciolatek względem roczniaka. Nie jestem więc fanką mówienia, że dobre relacje gwarantuje podobny wiek lub odwrotnie, większa różnica, bo bywa bardzo różnie. Planując różnicę wieku lepiej kierować się tym, jak się czujemy, ile mamy sił na kolejne dziecko. Być może kiedyś chcieliśmy mieć dzieci rok po roku, ale w rzeczywistości nawet dwa lata po pierwszym porodzie nie wyobrażamy sobie ponownie wchodzić w okres niemowlęcy i to wcale nie oznacza, że pogrzebaliśmy właśnie relacje naszych dzieci.

MK: Czy można wesprzeć relację rodzeństwa tak, żeby była dobra?

KO: Można wspierać większość relacji, którymi nasze dziecko chce się z nami podzielić, a więc tę jak najbardziej też. Pewnym ułatwieniem może być przyjęcie perspektywy „Jak bym się tym zajęła, gdyby to dotyczyło mojego dziecka i jego kolegi? Czy też bym tu interweniowała? Czy mówiłabym, że wszystko zawsze musi być wspólne albo że powinieneś ustępować?”. Kiedy wspieram każde z moich dzieci z osobna, patrząc na nich nie jak na kolektyw, jest mi łatwiej dostrzec, co pomogłoby im choć na chwilę się rozluźnić.

To ważne, żeby rozwijającej się relacji za bardzo nie przeszkadzać. Dobrej więzi nie sprzyjają porównania, rywalizacja, ale też nacisk na to, by starszak odczuwał tylko pozytywne emocje albo we wszystkim ustępował i wszystkim się dzielił. Wielu dorosłych z trudnymi relacjami z rodzeństwem tak właśnie wspomina swoje dzieciństwo.

Po drugie, warto pomagać dzieciom zadbać o siebie.

MK: O siebie, a nie o rodzeństwo?

KO: Tak, właśnie tak. Jeśli pomagamy młodszemu komunikować potrzeby, starszemu się nie dzielić, gdy nie chce, to adresujemy przyczynę konfliktu, np. zabierania zabawek. To nie dotyczy tylko relacji między rodzeństwem. Dzieciom, które wiedzą jak się nie dzielić, jednocześnie nie bijąc kogoś po głowie, jak prosić czy wymieniać zabawki, jak mówić o potrzebie własnej przestrzeni i granicach, jest łatwiej w relacjach ogółem. Dobrej relacji sprzyjają też aktywności, które dobrowolnie – to bardzo ważne – podejmujemy razem. Jeśli stwarzamy okazję do wspólnej zabawy (na początku być może z naszym udziałem), w której jest śmiech i fun, a nie pouczanie i instruowanie jak umilić drugiemu życie, to te wspólne doświadczenia stają się bazą sympatii.

MK: To teraz zapytam Cię o dorosłych. W jaki sposób emocje i doświadczenia związane z posiadaniem przez nas – lub nie – rodzeństwa wpływają na to, jak myślimy o relacji między naszymi dziećmi?

KO: Tu też bywa bardzo różnie. Posiadanie własnego rodzeństwa może nam ułatwiać zrozumienie dynamiki między dziećmi: my też się sprzeczaliśmy, nie lubiliśmy, gdy ktoś mówił, że „bratu to trzeba ustąpić”. Własne dobre relacje są kapitałem wiedzy, co robili dorośli, a co my, dzieci, co sprawiło, że lubię brata/siostrę i chce mi się do nich dzwonić. Jednocześnie trudne relacje mogą sprawiać, że będziemy próbowali nadrobić je w relacjach naszych dzieci i być może będziemy tam za bardzo aktywni, nie zostawiając miejsca dzieciom. Lub będziemy interpretować ich sprzeczki jako niezaprzeczalny dowód na to, że już się nie znoszą. Z tej perspektywy czasem łatwiej jest rodzicom-jedynakom. W obu przypadkach bardzo pomaga filtrowanie tego, co myślimy o relacji naszych dzieci, zadawanie sobie pytań sprawdzających: czy oni się nie cierpią, czy może jednak mają ze sobą różnie, jak to w relacjach dwojga ludzi…?

MK: No właśnie. Czyli co powiedziałabyś rodzicom, których dzieci teraz często się kłócą? Czy już pozamiatane, czy może być z tego przyjaźń?

KO: Oczywiście zdarza się, że dzieci są tak niedopasowane temperamentalnie, że nigdy nie zaprzyjaźniłyby się w normalnym życiu i to nie zmieni się tylko dlatego, że mieszkają razem. To jednak nie jest tak częsta historia, jak obawiają się rodzice. Najczęściej konflikty między rodzeństwem są częścią dynamiki między nimi i naturalnym sposobem uczenia się jak dogadać się z drugim człowiekiem. Nie wszystko stracone ?

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem:

Daj mu butlę i kaszkę, to Ci pośpi?

Daj mu butlę i kaszkę, to Ci pośpi?

 

Podczas prowadzenia warsztatów czy webinarów pytam, jaki charakter ma większość porad rodziny i znajomych na temat trudności ze snem dziecka.

Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli podsumuję, że jakieś 90% porad dotyczy… jedzenia. Zresztą wiele pytań, które ja sama otrzymuję od zaniepokojonych snem malucha rodziców, dotyczy karmień. I to się nie zmienia od lat.

Konia z rzędem temu, kto nigdy nie usłyszał, że skoro nie śpi jak trzeba, to:

  • Daj mu butlę (jeśli karmisz piersią);
  • Dodaj więcej proszku (jeśli karmisz mieszanką);
  • Daj mu mleko z kaszką w butli (właściwie jeśli karmisz czymkolwiek);
  • Za mało je w dzień;
  • Za dużo je wieczorem;
  • Twoje mleko jest za chude (i się nie najada);
  • Twoje mleko jest za tłuste (i boli brzuszek);
  • Twoje mleko mu nie wystarcza;
  • Powinnaś już wprowadzić kaszki;
  • Zrób na noc gęstą kaszę (ale taką, żeby łyżka stała);
  • Daj do usypiania kaszkę w butelce (i tak dalej, i tak dalej).

Zdecydowana większość osób, które nie zajmują się profesjonalnie snem małych dzieci, koncentruje się właśnie na głodzie jako głównej przyczynie pobudek dzieci.

I żeby nie było tutaj wątpliwości: oczywiście, że dziecko może się obudzić z powodu głodu. Czy warto nad tematem żywienia w kontekście snu się pochylić? Jasne, i to zarówno u niemowlaków, które piją tylko mleko, jak i u dwulatków, które jedzą wszystko. Sama pisałam o tym w tekstach na temat rozszerzania diety (klik!), związku śniadania ze snem (klik!) czy choćby w ebooku z produktami, które wpływają na sen dzieci (pobierz za darmo TUTAJ).

Ale trzeba też pamiętać, że nie każda pobudka dziecka jest związana z głodem. Istnieje kilkanaście różnych przyczyn pobudek i koncentrowanie się na myśleniu tylko o tej jednej, odwodzi nas od przyjrzenia się pozostałym ewentualnościom. W końcu my, dorośli, też się nieraz budzimy w nocy i nie zawsze łączymy to tylko z jedzeniem, prawda? Dlaczego więc odbieramy to dzieciom?

Czy nasze matki, babki i teściowe chcą dla nas źle? Ależ skąd. Tak im mówiono. Ba, same o tym czytały w profesjonalnych poradnikach dotyczących opieki nad niemowlętami. Kaszki w butli, soczki od 2 miesiąca życia, miksowana jarzynowa zagęszczana mąką przed snem były normą. Powtarzają to, co same usłyszały, bo wtedy poziom wiedzy o rozwoju dzieci był niższy.

Tylko co, jeśli dyrdymały o kaszkach powtarzają nie osoby, które ostatnio małe dziecko widziały w czasach PRLu i wcześniej, ale współczesne matki? Albo – zgrozo – specjaliści?

Gdybym miała pójść w hipotezy, dlaczego nadal utrzymuje się ten kult skupiania na głodzie i sytości w kontekście snu, powiedziałabym, że – mimo większej dostępności wiedzy – mentalnie jeszcze nie wyszliśmy z PRLu. Nadal nie wyzbyliśmy się myślenia o tym, że małe dzieci są niewiele trudniejsze w obsłudze niż kwiatki doniczkowe i jak się napiją, zjedzą i mają ciepło to przecież nie mogą mieć innych problemów. Życie psychiczne niemowląt? Nie żartujmy. Potrzeby emocjonalne? Jakie potrzeby? Najedzone, sucha pielucha, ubrane, to po co chce na ręce? Niestety, brak wiedzy, brak świadomości i filozofia „nie noś, bo przyzwyczaisz” trzyma się BARDZO mocno. Gdy dodajemy do tego pospieszanie dzieci w rozwoju i oczekiwanie, że szybko zaczną funkcjonować tak jak dorośli (znów wracamy do braku wiedzy o dziecięcym rozwoju), jesteśmy na prostej drodze do frustracji i niepotrzebnych (a czasem przemocowych) działań.

Nie opiekujemy się przewodami pokarmowymi. Opiekujemy się dziećmi – w całości. Maluchy nie zmieniają się o 20.00 tylko w żołądek i jelita. Dwulatkom po dobranocce nie wyłączają się mózgi. Przestańmy więc odmieniać przez wszystkie przypadki kolacje, mleka, butelki i kaszki, a zacznijmy patrzeć na emocje, stymulację, system rodzinny, wypoczynek mamy dziecka, higienę snu itd. Czasem myślę, że gdyby niemowlaki mogły mówić, to z pewnością wyraziłyby empatię wobec tych kobiet, które na każde swoje (zwykle bardziej asertywne czy intensywne emocjonalnie) zachowanie słyszą: „A co Ty, PMSa masz?”. Bo z tym naszym kulturowym skupieniem na głodzie i sytości (a ignorowaniu innych potrzeb) mogą się trochę tak czuć.

A co z tymi nocnymi kaszkami, butlami, zmianami mleka? Zachęcam, żeby porozmawiać z rodzicami nieco starszych dzieci. Zapytać, czy te babcine sposoby działają (spoiler: nie). Zrobić minisondę, u ilu dzieci karmionych piersią, które prawidłowo przybierały na wadze, przejście na butelkę poprawiło sen (spoiler: to dramatycznie rzadkie). Poradzić się jakiegokolwiek stomatologa, co z mlecznymi zębami robi podawanie kaszy butelką przed snem lub w nocy (spoiler: galopującą próchnicę wczesnodziecięcą). I popatrzeć szerzej: wzmocnić naturalne procesy związane ze snem (o tym pisałam tutaj), usunąć przeszkody i zaakceptować to, czego zmienić się nie da. W końcu dzieci są tylko dziećmi.

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o powodach pobudek Twojego dziecka oraz poznać sposoby na zaopiekowanie się nimi? Sprawdź szkolenie „Dlaczego dzieci się budzą?”.

Późne chodzenie spać. Czym się różni senność od zmęczenia?

Późne chodzenie spać. Czym się różni senność od zmęczenia?

 

Wiem, że to może nie brzmieć intuicyjnie. W codziennym języku często traktujemy przymiotniki „senny” i „zmęczony” jak synonimy. Poradą, której chętnie udzieli Ci otoczenie, słysząc „Jestem zmęczona”, będzie „To połóż się wcześniej spać”. Problem możesz zauważyć, gdy – jako świeżo upieczony rodzic – zobaczysz, że Twoje dziecko wydaje się być baaardzo zmęczone, ale jednocześnie za nic w świecie nie chce (a może jednak nie jest w stanie?) zasnąć. Przecież to nie ma sensu!

Bez względu jednak na to, do czego się dotychczas przyzwyczaiłaś_eś, „bycie zmęczonym” i „bycie sennym” to nie jedno i to samo. Są to ZUPEŁNIE dwa różne, odrębne od siebie procesy sterowane przez ZUPEŁNIE różne neuroprzekaźniki.

Zacznijmy od zmęczenia

W każdej minucie, gdy nie śpisz, w Twoim mózgu odkłada się adenozyna. Jest to produkt przemiany materii. Adenozyna działa hamująco na nasz mózg. Sprawia, że zaczynamy odczuwać zmęczenie. Im dłużej nie śpisz, tym więcej w Twoim mózgu jest adenozyny i tym bardziej zmęczona_y się czujesz. Ilość adenozyny rośnie również np. w trakcie wysiłku fizycznego.

Mechanizm ten jest zwany homeostatyczną presją snu. Presja snu rośnie z każdą minutą niespania. Im mniejsze dziecko, tym szybciej narasta presja snu – gdy staje się wystarczająco silna, dziecko usypia na drzemkę.

Kawa i inne źródła kofeiny pozwalają usunąć uczucie zmęczenia, ale nie usuwają adenozyny. Blokują jej receptory w mózgu, czyli oszukują nasz mózg, że już było spane. Ale nie ze mną te numery, Bruner. Mózg jest cwany. Tworzy z czasem więcej receptorów, więc w pewnym momencie mimo dostarczania sobie coraz większych dawek, kofeiny jest zbyt mało, by zablokowała wszystkie nowe receptory i przestaje działać jak kiedyś. Pijesz kawę, a mimo to zasypiasz za kwadrans? To właśnie dlatego.

Adenozyna jest usuwana z mózgu, kiedy śpisz. Dzieje się tak dlatego, że w trakcie snu zwiększają się przestrzenie międzykomórkowe i płyn rdzeniowo-mózgowy może swobodniej przepływać, usuwając produkty przemiany materii. Układ za to odpowiedzialny nazywa się układem glimfatycznym – podobieństwo nazwy do układu limfatycznego, odpowiedzialnego m.in. za usuwanie szkodliwych substancji z całego ciała, nie jest przypadkowe.

Jeśli śpisz zbyt krótko, nie wszystko zostaje posprzątane i zaczniesz dzień z długiem w postaci nieusuniętej partii adenozyny z poprzedniego dnia. Jeśli dług jest naprawdę pokaźny, bo jesteś w deprywacji snu od wielu tygodni, hamującej aktywność mózgu adenozyny będzie bardzo dużo. Twoje ciało upomni się o sen bez względu na okoliczności, choćby zapadając w sen w trakcie prowadzenia auta z prędkością 130 km/h.

Czym jest senność?

W części mózgu zwanej jądrami nadskrzyżowaniowymi masz grupę komórek nazwanych centralnym zegarem. Centralny zegar to szef synchronizacji Twojego organizmu. Posiłkując się informacjami z Twoich genów oraz danymi uzyskiwanymi z Twoich oczu (=światło) oraz – w mniejszym stopniu – z innych części mózgu i ciała (= aktywność), zawiaduje tym, o której godzinie masz zasnąć i o której się obudzić. Mniejsze, zależne od centralnego, zegary zostały odkryte w jelitach, mięśniach, wątrobie, trzustce oraz tkance tłuszczowej.

Zegar centralny posługuje się dwoma hormonami – melatoniną i kortyzolem – by regulować proces zwany rytmem okołodobowym, czyli rytm snu i czuwania. Rytm działa niezależnie od substancji hamujących aktywność mózgu, czyli tych związanych ze zmęczeniem. Na wydzielanie melatoniny nie ma wpływu ilość adenozyny.

Zegar centralny dzięki działaniu melatoniny wieczorem otwiera Ci okienko na sen, a rano przy pomocy kortyzolu zamyka je, wypychając Twoje ciało w stan czuwania.

Pomyśl o czasach przed dziećmi: czy zdarzyło Ci się kiedyś  zakopać się w pilnej nauce lub pracy na prawie całą noc i mimo zmęczenia mieć później problem z zaśnięciem nad rankiem? O północy miałaś_eś wrażenie, że zaraz padniesz, ale jak skończyłaś_eś wreszcie o 4:30 to już „odechciało” Ci się spać? Jeśli tak, to na własnej skórze odczułaś_eś stymulujący wpływ zegara centralnego. Niestety, rytm okołodobowy ma totalnie gdzieś, że tej nocy w ogóle nie było spane i że ilość adenozyny w Twoim mózgu jest stanowczo zbyt wysoka, żeby poprawnie ułożyć zdanie w ojczystym języku. On, mocą kortyzolu, mówi Ci: „No hej, niedługo wstaje słoneczko, nie będziemy teraz iść spać!”.

Na czym polega problem?

Można więc być koszmarnie zmęczonym fizycznie, zestresowanym, pobudzonym emocjonalnie i mieć zerowy poziom energii, a jednocześnie mieć trudności z zaśnięciem. Królestwo za zsynchronizowanie mechanizmu presji snu i rytmu okołodobowego. Łatwe zasypianie wydarza się, gdy jest się wystarczająco zmęczonym i wystarczająco sennym (oraz wystarczająco zrelaksowanym) jednocześnie. Niestety, w niektórych rodzinach te procesy rozjeżdżają się znacząco, co generuje frustrujący zestaw: umordowani rodzice + zmęczony, marudny maluch, który nie chce zasnąć mimo późnej godziny.

 

Co zrobić z tym późnym chodzeniem spać?

Odpowiedź brzmi: to zależy (ach, ci psychologowie. I – ponoć – prawnicy).

Jeśli dziecko ma mniej niż 8 tygodni, ma prawo być totalnie rozsynchronizowane. Jego rytm dobowy jeszcze nie istnieje, z uwagi na skrajną niedojrzałość mózgu. Czekamy (i w międzyczasie pokazujemy mu, czym się różni dzień od nocy po tej stronie brzucha).

Jeśli wydaje Ci się, że „ten typ tak ma”, bo wstaje późno i chodzi spać późno – to najczęściej nie mówimy tu o braku synchronizacji, a o chronotypie. Gdy taka sytuacja jednocześnie nie generuje to problemów ze zdrowiem (bo dziecko i tak śpi dobowo tyle, ile potrzebuje – ile to jest, przeczytasz TUTAJ) albo nie utrudnia organizacji dnia (wstawanie do żłobka, przedszkola, szkoły) to NIE TRZEBA nic z tym zrobić. Nie wszystkim rodzicom przeszkadza dziecko, które nie kładzie się do łóżka przed 22.00. I to jest OK. O naukowych podstawach stwierdzenia „dzieci powinny chodzić spać o 19.00” pisałam niegdyś TUTAJ.

Jeśli jednak późnemu chodzeniu spać towarzyszy:

  • albo sporo stresu dziecka wieczorem – objawy rozsynchronizowania presji snu z rytmem dobowym,
  • albo mnóstwo konfliktów w rodzinie i jednocześnie trudności organizacyjne, niedosypianie dziecka rano, problemy ze zdrowiem spowodowane deprywacją snu

warto działać.

Od czego zacząć?

Dobrym pomysłem jest spisywanie dzienniczka dnia – pór snu, drzemek, posiłków stałych, ale też czasu na aktywność fizyczną. Zastanów się też:

  • jak wyglądają Wasze poranki – czy weekendy różnią się od dni roboczych?
  • czy macie rytuał wieczorny?
  • jak regulowany jest dostęp do mediów cyfrowych?
  • w jaki sposób bawicie się popołudniu?
  • jakie jest światło w łazience i sypialni (zerknij tutaj)?
  • czy nie wybudzacie dziecka niepotrzebnie, np na siusiu?

 

Masz dość wielogodzinnego usypiania dziecka? Mam dla Ciebie szkolenie „Rytuał wieczorny"!

Kiedy odpieluchowanie może się nie udać

Kiedy odpieluchowanie może się nie udać

 

Jeśli spałaś kiedyś obok osoby, która chrapie, prawdopodobnie zaobserwowałaś pewien cykl. Dopóki jest ona w płytkim śnie, pochrapuje rytmicznie. Z czasem wchodzi w coraz głębszy sen. Mięśnie budujące ścianę gardła rozluźniają się coraz bardziej, a drogi oddechowe zapadają się. Powietrze nie ma jak wejść do płuc. Oddech spłyca się lub osoba w ogóle przestaje oddychać i… przestaje chrapać. Ma bezdech. Zapada ta cisza, w czasie której współśpiący/a zastanawia się “Umarł, czy jeszcze się obudzi?!”.

Kiedy człowiek przestaje oddychać, przestaje dostarczać swojemu organizmowi tlen. Spada więc saturacja (ilość tlenu we krwi – na przykład z 98% do mniej niż 70%!!!). Pień mózgu – część, która odpowiada za nasze przeżycie – ma do wyboru: pozwolić się udusić albo obudzić delikwenta. Podejmuje decyzję: “Halo, budzimy się, musisz zacząć oddychać!”. Człowiek przebudza się, gwałtownie nabierając powietrza. Cały cykl zaczyna się od początku. Aż do kolejnego epizodu bezdechu i niedotlenienia powtarzającego się nawet kilkadziesiąt razy każdej godziny.

Dokładnie w ten sam sposób śpią niektóre dzieci ze znacznym przerostem migdałków – zwłaszcza migdałka gardłowego. Zdarza się, że przerośnięte migdałki upośledzają drożność nosa i utrudniają prawidłowe oddychanie. Rodzicowi najłatwiej zauważyć będzie oddychanie przez usta, nosowe brzmienie głosu, chrapanie lub ciężkie oddychanie przez sen. Diagnozę przerostu migdałków postawić może laryngolog.

Nie wszystkie dzieci, które chrapią, cierpią na zaburzenia oddychania w trakcie snu – ale warto zachować czujność i obserwować wzorzec zachowania malucha w trakcie snu. Posiedzieć, posłuchać, a może nawet zostawić włączony dyktafon w telefonie i nagrać, co się dzieje po zaśnięciu.

Ale co ma do tego mokra pielucha?

Nawet 47% dzieci z zaburzeniami oddychania w trakcie snu, w tym dzieci z przerostem migdałków, cierpi na moczenie nocne (dla porównania moczy się – w zależności od wieku – od 2 do 15% zdrowych dzieci) [1]. O moczeniu nocnym mówimy, gdy dziecko, które skończyło już 5 lat, nie kontroluje w nocy pęcherza (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).

Skąd się bierze związek przerośniętego migdałka z mokrą pieluchą?

Stoją za tym prawdopodobnie 3 mechanizmy:

1. Zaburzenia oddychania powodują zaburzenia architektury snu. Wzorzec snu dziecka z bezdechami nie jest prawidłowy [2] – ponieważ niedotlenione dziecko ciągle się wybudza. Poszatkowanie snu z powodu powtarzających się bezdechów sprawia, że dziecko permanentnie jest niewyspane, presja snu jest bardzo silna i trudno mu się samodzielnie obudzić, gdy pęcherz się przepełnia (i trudno też je wybudzić, by się wysiusiało) [3]. Przemęczony maluch słabiej reaguje na sygnały ze swojego pęcherza pt. “hej, jestem pełny, obudź się i zrób siku”. Paradoksalnie dzieci z obturacyjnym bezdechem sennym w ciągu dnia są zwykle nadpobudliwe, hiperaktywne i mają problemy z koncentracją uwagi. Zwykle nie wyglądają na nadmiernie senne!

2. Trudności z oddychaniem powodują zwiększenie pracy mięśni tzw. tłoczni brzusznej. Wyobraź sobie tę trwającą przez całą noc walkę mięśni oddechowych o nabranie powietrza po epizodzie bezdechu! Osoby z zaburzeniami oddychania w trakcie snu mają silniejsze parcie na pęcherz w nocy [4]. Dlatego mogą bezwiednie się moczyć przez sen.

3. Zaburzenia oddychania w trakcie snu zaburzają występowanie fizjologicznego spadku ciśnienia krwi w nocy, a przez to wpływają na zmniejszenie wydzielania wazopresyny – hormonu zagęszczającego mocz. Innymi słowy, jeśli dziecko nieprawidłowo oddycha przez sen, jego organizm w nocy produkuje więcej moczu niż organizm zdrowego rówieśnika [5]. Gdy moczu jest zbyt dużo, ma prawo nie zmieścić się przez całą noc w pęcherzu (a dziecko nie budzi się, żeby oddać mocz, bo -> patrz punkt 1).

Wszystkie dzieci z moczeniem nocnym powinny być więc diagnozowane w kierunku przerostu migdałków oraz nieprawidłowości w budowie jamy ustnej, które mogą powodować zaburzenia oddychania w trakcie snu [6]. Może się bowiem zdarzyć, że sześcio- czy ośmiolatek nadal śpi w nocy z pieluszką, bo choć jego układ moczowy działa prawidłowo, to nieprawidłowo oddycha przez sen. I warto się tym tematem zająć.

Więcej na temat moczenia nocnego przeczytasz TUTAJ.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

Dziwne zachowania w trakcie snu

Dziwne zachowania w trakcie snu

 

Mówi, czworakuje, zgrzyta zębami, kołysze głową, krzyczy niczym obdzierane ze skóry. I to wszystko… śpiąc. Spokojnie, jest na to nazwa.

Dziwne zachowania w trakcie snu nazywa się fachowo parasomniami. Parasomnia to zaburzenie snu polegające na występowaniu nieprzyjemnych lub niepożądanych zachowań w trakcie snu lub podczas wybudzania się z niego. 

Za występowanie parasomnii są przede wszystkim odpowiedzialne czynniki genetyczne. Więc jeżeli Wy-rodzice jako dzieci również dziwnie zachowywaliście się w trakcie snu, to niestety jest duże prawdopodobieństwo, że Wasze dziecko również będzie prezentować takie zachowania.

Parasomnie NREM, czyli trochę śpię, a trochę nie śpię

Wśród dzieci – ze względu na niedojrzałość układu nerwowego – najczęściej występują parasomnie snu NREM, czyli wolnofalowego / głębokiego. Cała trójka jest do siebie dość podobna, bo mechanizmy za nimi stojące są takie same. Mózg znajduje się w rozkroku między snem a jawą – część mózgu odpowiedzialna m.in. za logiczne rozumowanie znajduje się w głębokim śnie, a część odpowiedzialna np. za ruch budzi się. Człowiek jest więc wystarczająco obudzony, żeby wykonywać całkiem złożone czynności, a jednocześnie śpi na tyle głęboko, żeby nie kontrolować swoich zachowań. Ma zwykle otwarte oczy, ale nie rejestruje wszystkich bodźców zewnętrznych. Nie pamięta, co robił w trakcie epizodu.

Ponieważ najgłębszy sen występuje w pierwszych 2-3 cyklach snu, parasomnie NREM zazwyczaj mają miejsce w ciągu dwóch – trzech godzin od zaśnięcia.

1. Niepełne wybudzenia – wybudzenia z dezorientacją

Pierwsza parasomnia, którą przynajmniej raz w życiu przeżywa zdecydowana większość dzieci, a wiele z nich ma to prawie każdej nocy, to niepełne wybudzenia / wybudzenia z dezorientacją. Maluch jest zdezorientowany, ale nie prezentuje objawów lęku. Bierzemy go na ręce, uspokaja się i zasypia.

Niepełne wybudzenia powtarzają się bardzo często w momentach, kiedy dziecko uczy się nowej umiejętności ruchowej. Być może widziałaś dziecko, które uczy się raczkować i przebudza się w nocy, przybierając pozycję jak do czworakowania, buja się do tyłu i do przodu. Ale po chwili samodzielnie lub kiedy się je położy, zasypia ponownie. 

2. Lęki nocne

Artykuł na temat lęków nocnych =”dziecko w histerii nocą, wezwijmy egzorcystę” znajdziesz TUTAJ.

3. Somnambulizm – „lunatykowanie”

Lunatykuje nawet do 17% dzieci. Większość, szczęśliwie, z tego wyrasta. Najczęściej maluchy siadają na łóżku, wychodzą z niego, krążąc po pokoju lub robią siusiu w nieprzeznaczonych do tego miejscach typu szafa. Ważne jest więc zabezpieczenie domu – żeby dziecko nie spadło ze schodów, nie wyszło na dwór ani nie wypadło z okna.

Niepełne wybudzenia, lęki nocne i epizody lunatykowania występują częściej po silnym zmęczeniu i niedoborze snu. Jeżeli dziecko opuściło drzemkę albo zostało wieczorem przeciągnięte, szybciej i na dłużej wejdzie w sen głęboki – a to właśnie w śnie głębokim zdarzają się te parasomnie. Bardzo dziękujemy za pomysły „Przetrzymaj go wieczorem, później pójdzie spać, to później wstanie…”. Większość dzieci, jeśli później pójdzie spać, to wstanie dokładnie tak samo wcześnie jak zawsze albo nawet wcześniej niż zwykle (bo zostanie zaburzony jego naturalny rytm), a niektórym, genetycznie podatnym, zafundujemy dodatkowo parasomnie NREM w pierwszej części nocy.

Epizody może też wywołać gorączka, ból, stosowanie niektórych leków, a ich częstotliwość będzie większa przy niedoborach magnezu oraz DHA (TUTAJ przeczytasz więcej). 

 

Bruksizm, czyli zgrzytanie zębami

Zgrzytanie zębami u większości dzieci jest powiązane z ząbkowaniem. Dla mnie absolutnie niesamowite jest to, że niektóre niemowlaki, mając jednego zęba, potrafią nim zgrzytać 😉

Bruksizm może nasilać w momentach infekcji i gorączki, ale także w bardziej stresujących sytuacjach. Zdarza się też, że nasilone zgrzytanie zębami jest związane z zaburzeniami oddychania w trakcie snu. Zwróć więc uwagę na to, w jaki sposób oddycha dziecko, gdy śpi. Jeżeli  oddycha przez usta, a nie ma aktualnie kataru, to powinniśmy u pediatry lub laryngologa dziecięcego, a w dalszej kolejności logopedy, poszukać przyczyny tego stanu rzeczy. Więcej na ten temat pisałam TUTAJ.

Zdarza się, że konsekwencje stomatologiczne związane ze ścieraniem się zębów, prowadzą rodziców do ortodonty. Czasami starszym dzieciom dobiera się specjalne aparaty. Pomocne może być też wsparcie fizjoterapeuty, który pracuje z napięciami w stawie skroniowo-żuchwowym.

Jaktacje, czyli buju-buju

Zaburzenia snu z rytmicznymi ruchami ciała to tzw. jaktacje. Są bardzo częste – około 60% dziewięciomiesięcznych niemowląt rytmicznie rusza się przed zaśnięciem. Najczęściej dzieci kładąc się do snu, rytmicznie kręcą głową na prawo i lewo albo leżąc na brzuchu czy na czworakach bujają w tył i w przód, żeby zasnąć.

Czy takie dziecko czuje się samotne i odrzucone? Czy skojarzenie z domami dziecka i maluchami z chorobą sierocą jest zasadne? Nie, jaktacje to zachowanie będące w granicach normy rozwojowej. Wynika z naturalnej intuicji dziecka, jak pomóc sobie samodzielnie w wyciszeniu się i obniżeniu pobudzenia. Maluchy czują, że stymulacja zmysłu równowagi, czyli kołysanie, bujanie, rytmiczne uderzanie jest czymś, co koi układ nerwowy i ułatwia zasypianie. Dlatego niektóre dzieci wyciszają się, gdy buja się je na rączkach.

Można się zastanowić nad tym, czy dziecko po prostu nie potrzebuje więcej stymulacji zmysłu równowagi w ciągu dnia. Czy nasze niemowlę nie jest “niedobujane” i dlatego próbuje się dostymulować przed spaniem? Może maluch potrzebuje, żeby z nim potańczyć i go ponosić przed spaniem zanim je położymy do łóżeczka?

U większości dzieci pojawienie się epizodu parasomnii nie świadczy o żadnej chorobie neurologicznej. Są najczęściej objawem niedojrzałego układu nerwowego i większość z nich z czasem powoli zanika. Z wiekiem stają się coraz rzadsze. Jeżeli dziwne zachowania w trakcie snu powtarzają się bardzo często albo z jakiegoś powodu jesteś nimi zaniepokojona, to warto nagrać film i pokazać go pediatrze, aby wykluczyć ewentualne podłoże somatyczne.

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o powodach pobudek Twojego dziecka oraz poznać sposoby na zaopiekowanie się nimi? Sprawdź szkolenie „Dlaczego dzieci się budzą?”.