Jak przeżyć z High Need Baby?

Jak przeżyć z High Need Baby?

 

Ustalmy sobie na początku jedną rzecz: z bycia high need się nie wyrasta. Ponieważ poświęciłam temu zagadnieniu osobny artykuł (tutaj), to wyjaśnię tylko w skrócie: traktujemy bycie hajnidem jako określenie na pewien zbiór cech temperamentu. Temperament to najbardziej stabilna część naszej osobowości, uwarunkowana przede wszystkim czynnikami wrodzonymi i mało podatna na zmiany. Oczywiście przejawy bycia wymagającym, czyli same zachowania, się zmieniają. To nie jest tak, że czterolatka nadal trzeba nosić na rączkach, a siedmiolatek budzi się dziesięć razy w nocy i sprawdza, czy jesteśmy obok (ufff). Mimo wszystko warto patrzeć realistycznie: z bycia wymagającym dzieckiem się nie wyrasta, a wymagające dzieci wyrastają na wymagających dorosłych, czego przykładem jestem ja sama 🙂

Zanim jednak do tego dojdziecie, postanowiłam przygotować zbiór moich luźnych porad pt. “Jak przeżyć z wymagającym dzieckiem?”, w którym opieram się nie tylko na wiedzy psychologicznej, ale na własnych doświadczeniach jako mamy High Need Córki. Skupiam się na perspektywie pierwszego roku życia dziecka, ponieważ jest on zwykle bardzo trudny: nowa sytuacja, bez dostatecznie dobrego wsparcia, dochodzi zmęczenie wstawaniem do dziecka w nocy, wyzwania związane z karmieniem niemowlaka itd. Słowem: podzielę się tym, co pomogło mi przetrwać w miarę dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym ten pierwszy rok po porodzie 🙂

I skoro już jesteśmy w temacie zdrowia – ważna informacja. Zanim stwierdzisz, że ten typ tak ma, to po prostu temperament i czas skoncentrować się na szukaniu strategii, które pomogą rodzinie, najpierw wartosprawdzić, czy nasze dziecko to na pewno high need baby, czy może ma jednak jakieś problemy natury medycznej.

Duża część maluchów uznawanych za dzieci wymagające, ma pierwotnie łatwy temperament, ale jest niestety niezdiagnozowana. W pierwszej trójce problemów zdrowotnych, które mogą powodować niepokój niemowlaka są: alergie, choroba refluksowa i trudności z karmieniem. Krótki artykuł na temat diagnoz, które warto wziąć pod uwagę, znajdziesz TUTAJ.

Po drugie – nie porównuj! Nie porównuj swojego dziecka do innych dzieci. Nie porównuj siebie do innych matek. Ogromnie dużo energii, którą mogłybyśmy przeznaczyć na codzienne funkcjonowanie i cieszenie się macierzyństwem, wysysa z nas porównywanie swojej rodziny z innymi. Często wystarczy jedno przypadkowe spotkanie z rodzicem dziecka, które ma dużo spokojniejszy temperament, żeby mocno i na długo zepsuć nam humor – chociaż na co dzień całkiem nieźle sobie radzimy i już zaakceptowałyśmy sytuację.

To oczywista oczywistość, ale: dzieci są różne. Psychika ludzka działa w ten sposób, że dość łatwo przypisujemy sobie zasługi, nawet jeżeli obiektywnie rzecz ujmując nie mieliśmy na coś zbyt dużego wpływu. Słyszałaś o tym, że sukces ma wielu ojców? Często uważamy, że jeżeli nasze dziecko w jakiś sposób się zachowuje, to wynika z naszej ciężkiej pracy. A to guzik prawda 🙂 Niby XXI wiek, a nadal nie doceniamy roli genów i czynników wrodzonych.

Warto porozmawiać z ludźmi, którzy mają minimum troje dzieci. Oni zwykle już mają w sobie dużo pokory i nie przeceniają swojego wpływu na zachowanie potomków. Bardzo często słyszę od tych rodziców: „Ja z moją całą trójką robiłam dokładnie to samo: wszyscy mieli taki sam rytm dnia, ten sam rytuał wieczorny, o tej samej porze. I jedno przesypiało od urodzenia całe noce, a drugi ma 2,5 roku i nadal się budzi 3 razy”.

Kiedy porównujemy się z innymi, często nie znamy historii tej osoby: jej zasobów, wsparcia, które ma na co dzień, priorytetów, poglądów, a wreszcie kosztów, jakie ponosi. Może zastanawiałaś się kiedyś, jak to jest, że inni mają niemowlaka i mają posprzątane, ugotowane (i to obiad dwudaniowy z deserem), zrobione paznokcie i jeszcze rozwijają swój biznes? To proste: mają inną sytuację (ok, albo posiadają sprzęt do wydłużania doby, ale wtedy poproszę o namiary na tych ludzi, bo chętnie skorzystam). Jeżeli ktoś ma dziecko, przy którym opieka jest dużo mniej obciążająca, bo jest w stanie więcej się samo sobą zająć, ma długie samotne drzemki i śpi w nocy bez wybudzeń, a poza tym pomoc babci lub niani na kilkadziesiąt godzin w tygodniu, to wiadomo, że taka osoba będzie miała inne zasoby energetyczne i czasowe niż Ty. Mimo bycia mistrzynią produktywności nie rozwinę firmy pracując 3 godziny późnymi wieczorami, zmęczona po całym dniu, tak jak mama, która ma dziecko na 8 godzin w przedszkolu, prawda? Czysta arytmetyka.

Nie chodzi o to, żeby odciąć się od osób, które dobrze sobie radzą i ogarniają. Czasami gdy zapytasz: A jak ty to robisz, że…?, ktoś Ci sprzeda jakiś patent, na który Ty nie wpadłaś. Ale jeśli obserwowanie takich ludzi czy spotykanie z nimi nie robi Ci dobrze, może lepiej będzie, jeśli czasowo to ograniczysz?

Żyj tu i teraz. Czasem robimy sobie mocno pod górkę, bo wydaje nam się, że przygotowujemy dziecko i siebie do przyszłych trudności albo w ogóle do “ciężkiego życia”. Na przykładzie snu: są matki, które pięć razy w nocy wstają do niemowlaka, wyciągają go z łóżeczka, karmią i próbują przez kolejne pół godziny odłożyć go tam z powrotem, bo maluch budzi się przy dotknięciu prześcieradła. Jednocześnie zapierają się rękami i nogami, żeby zabrać to dziecko do swojego przygotowanego według zasad bezpieczeństwa łóżka, bo boją się, że za rok  trudno im będzie je odzwyczaić. A wcale nie musi tak być. Może za rok nie będzie Ci przeszkadzało, że śpisz razem z dzieckiem. Może ono nie będzie już chciało z Tobą spać. A może wyprowadzenie go nie będzie takie trudne, jak Ci się to jawi teraz, a przynajmniej od dziś zaczniesz się wysypiać? Często martwimy się na zapas o rzeczy, które potem w ogóle się nie wydarzają. Zastanów się, co pasuje dziecku i co jest w zgodzie z Tobą na dziś, a nie co to będzie za trzy lata.

W ruchu Anonimowych Alkoholików panuje zasada, żeby myśleć tylko i wyłącznie o dzisiejszym dniu. Jeżeli jesteś uzależniony, to Twoim celem jest dzisiaj się nie napić. Jeżeli dzisiaj się nie napiłeś, świetna robota! A jutro zaczynasz od początku. I dokładnie tak samo jest w rodzicielstwie. Jeżeli masz małe wymagające dziecko, to Twoim celem jest dożyć dzisiaj do wieczora. Wszyscy coś zjedli, było przytulane, dożyłaś do wieczora? Super, zjedz coś smacznego. Nie wyszło Ci? Nakrzyczałaś na dziecko, nieposkładane pranie z rezygnacji nad Twoim zorganizowaniem samo weszło do szafy, masz wrażenie, że jesteś najgorszą matką świata? Dzisiejszy dzień odkreśl grubą linią. Jutro startujesz ze wszystkim od początku.

W wymagającym rodzicielstwie bardzo ważne jest bycie elastycznym. Każdy, kto mieszka z hajnidem, prawdopodobnie wie, że to, co się sprawdza dzisiaj, za trzy dni już nie działa. Życie z dzieckiem wymagającym polega na tym, że trzeba mieć bardzo dużo pomysłów, być kreatywnym i otwartym na zmiany. Macierzyństwo leczy z nadmiernego kontrolowania. Jeśli ktoś funkcjonował według zegarka i rozpisanej godzinowo listy zadań, to po urodzeniu dziecka może przeżyć mocny szok. Wymagający maluch rozsypuje nasze plany i harmonogramy w pył.

Im więcej masz wymyślonych i wypróbowanych strategii na swoje dziecko, tym lepiej. Wtedy łatwiej z dzieckiem spędzać czas w różnorodny sposób i w różnych miejscach. Kiedy słyszę ekspertów, którzy rekomendują kładzenie dziecka na drzemki wyłącznie w swoim łóżeczku, mam ogromne wątpliwości. To z pozoru brzmi całkiem kusząco: dwie drzemki po dwie godziny w łóżeczku; Ty w tym czasie sobie sprzątasz, gotujesz, pierzesz, czytasz książkę, oglądasz serial. Z drugiej strony, jesteś zmuszona na każdą taką drzemkę wracać do domu. Gorzej, jeśli staniecie w korku wracając do domu, ktoś proponuje wyjście na kawę, macie do porozwożenia starsze dzieci. Na myśl o urlopie jesteś już spocona, bo przecież tam będzie inaczej, inny plan dnia…

Nie patrz na zegarek, a patrz na własne dziecko i na potrzeby swojej rodziny. Nie działają rzeczy, które działały tydzień temu? Wchodzisz do mnie na grupę na Facebooku i pytasz: co u Was działa? Jak sobie z tym radzicie?

Kiedy słyszę o tym, że masz dziesięciomiesięczne dziecko i od porodu nie byłaś na wizycie kontrolnej u ginekologa… Jeśli mówisz, że trzeci rok z rzędu nie byłaś na cytologii albo u stomatologa, bo masz wymagające dziecko… to mam ochotę wyć do księżyca. Wymagające dzieci potrzebują ZDROWYCH rodziców. Wiem, że podróżowanie do lekarza z zanoszącym się w samochodzie maluchem, z nienawiścią do fotelików, to żadna atrakcja. Wiem, że proszenie kogoś dorosłego, żeby zajął się dzieckiem, którym zajmować się niełatwo, to skomplikowana operacja. Ale to gra warta świeczki.

Bardzo ważne dla każdego dziecka jest to, żeby mieć więcej bliskich opiekunów, z którymi czuje się bezpiecznie. Nie jest prawdą, że dla hajnida liczy się tylko mama, a reszta osób dopiero po czwartym roku życia będzie mieć znaczenie. Im więcej dziecko ma dorosłych, z którymi może zostać w domu, pójść na spacer, do których możemy je zawieźć na dwie godziny, tym lepiej. Od pierwszych miesięcy można rozszerzać “wioskę”, której rośnie dziecko (bo to, że “do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska”, pewnie słyszałaś?). Na początku faktycznie siedzimy we trójkę i nie mamy realnego pożytku z innego dorosłego, bo gdy tylko zmierzamy do kuchni, maluch płacze, dopóki nie wrócimy albo pełza za nami. Z czasem dziecko uzna tę osobę za zaufaną i będzie mogło z nią zostawać na dłużej. Dlaczego to ważne? Żebyś mogła odpocząć, zadbać o siebie, swoje zdrowie, chociażby wypić ciepłą kawę.

Coraz więcej mówi się o wypaleniu zawodowym, które dotyka przede wszystkim osób z angażującą emocjonalnie pracą wśród ludzi, jak lekarze, pielęgniarki, nauczyciele czy psychologowie. Można poczuć coś na kształt wypalenia, będąc rodzicem 24/7. Szczepionką na wypalanie się jest regularne spotykanie się z innymi dorosłymi ludźmi i bycie choć przez dziesięć minut dziennie samej ze sobą. Czasem wystarczy samotny spacer do Biedronki (pamiętam swój pierwszy po porodzie, ależ to była cudowna rozrywka!!! Jak Disneyland po prostu!). A zadbanie o siebie często jest możliwe tylko wtedy, kiedy nasze dziecko ma innych zaangażowanych emocjonalnie opiekunów, z którymi czuje się bezpiecznie.

Searsowie w swojej książce o wymagających dzieciach piszą:

„Nikt nie zrozumie rodzica wymagającego dziecka tak, jak drugi rodzic wymagającego dziecka”

Jeśli tam nie byłeś, jak tego nie przeżyłeś, to może być Ci trudno zrozumieć, o co właściwie chodzi. Czy Ty też zauważyłaś, że gdy opowiadasz o swoich doświadczeniach, inni patrzą czasem podejrzliwie? Z takim chyba-troszkę-przesadzasz-przecież-wszystkie-dzieci-są-wymagające w oczach? Szukaj więc wsparcia emocjonalnego u ludzi, którzy też tam byli. Zapraszam serdecznie do mojej grupy na Facebooku. Może w Twoim mieście mamy spotykają się przy kawie, a jeśli nie, może zaczniesz organizować takie spotkania (ja zaczęłam!)?

Temat na osobny artykuł, bo to sprawa związana z bardzo podstawowymi przekonaniami o ludziach i świecie: proś o pomoc. Nie umiesz? Naucz się czym prędzej.

Jeśli masz odpowiednie środki finansowe, pewne rzeczy można załatwić za pieniądze. Można sobie zamówić dietę pudełkową, korzystać z dowożonych obiadów. Można zapłacić za sprzątanie mieszkania, za opiekunkę/opiekuna do dziecka. O gadżetach, z których korzystają rodzice HNB pisałam tutaj, a patenty kulinarne zebrałam w tym artykule.

Warto mówić bliskim wprost: “nie radzę sobie, potrzebuję pomocy”. Czasem to polega na tym, że mama, teściowa, przyjaciółka przywiezie Ci porcję pierogów czy gar rosołu albo pojeździ za Ciebie na mopie, jeśli z ząbkującym niemowlakiem wydeptujesz aktualnie ścieżki w dywanie. Bywa, że proszenie o pomoc to otwarta komunikacja z partnerem: „Wiem, że miałeś zaplanowany wyjazd na ryby w sobotę, ale bardzo potrzebuję odespać rano dwie godziny”. Urlop macierzyński nie oznacza, że tylko matka ma się opiekować dzieckiem 24 godziny na dobę. Niewiele jest zawodów, w których trzeba być ciągle czujnym i ciągle ma się na sobie brzemię odpowiedzialności za czyjeś życie. Uwierz mi, ja w pracy zawodowej odpoczywam, choć jest przecież emocjonalnie obciążająca.

Proszenie o pomoc to również szukanie specjalistycznego wsparcia, jeżeli jest ono potrzebne. Badania pokazują, że matki dzieci z trudniejszym temperamentem są bardziej narażone na depresję poporodową [1]. Jeśli czujesz, że nie radzisz sobie, że potrzebujesz z kimś porozmawiać, masz problemy z zasypianiem, apetytem, emocjami, w tym lękiem, jesteś przygaszona, ciągle smutna albo o wszystko się wściekasz, poszukaj psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty. Dalsze informacje na temat depresji poporodowej i kontakty znajdziesz w tym artykule.

Pierwszy rok z hajnidem? Ja też tam byłam! Przeżyłam. Będzie lepiej, obiecuję!

Podpisano: Magdalena Komsta – matka urodzonej w 2015 roku High Need Córki i psycholożka w jednym

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Gdy mama karmiąca choruje

Gdy mama karmiąca choruje

Skarżycie się czasem, że jakiś lekarz lub farmaceuta bezradnie rozkłożył ręce, mówiąc, że podczas karmienia piersią nie można stosować żadnych leków. Że zostają Wam tylko okadzenia, miód, czosnek i modlitwy o zdrowie. A to nieprawda – na szczęście! I ta wiedza coraz bardziej się upowszechnia, a ja zachęcam do upowszechniania jej wśród personelu medycznego jeszcze bardziej (warte polecenia źródła dla Twojego lekarza znajdziesz poniżej).

Kiedy nie można karmić piersią?

Lista stałych przeciwwskazań do karmienia dziecka piersią w Polsce jest bardzo krótka, bo zawiera tylko dwie pozycje [1]:

  • zakażenie matki wirusem HIV;
  • zakażenie matki wirusem HTLV.
(Celowo piszę o Polsce, ponieważ na przykład w niektórych krajach afrykańskich rekomenduje się wyłączne karmienie piersią przez 6 miesięcy matkom zakażonym wirusem HIV i przyjmującym leki, ponieważ ryzyko śmierci niemowlęcia z powodu zanieczyszczenia mieszanki mlecznej jest wyższe niż ryzyko transmisji wirusa przez pokarm).

Czasowo, do momentu wdrożenia leczenia lub poprawy stanu klinicznego matki, nie należy karmić piersią, chorując na:

  • inwazyjną postać zakażenia (bakteriemia, sepsa, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, septyczne zapalenie kości, stawów);
  • brucelozę;
  • kiłę;
  • rzeżączkę;
  • narkomanię oraz alkoholizm.

Jeśli matka jest w bardzo ciężkim stanie klinicznym, np. z powodu sepsy, i niemożliwe jest odciąganie pokarmu, może powrócić do karmienia, gdy tylko jej stan się poprawi.

Nie powinno się czasowo karmić dziecka bezpośrednio z piersi, ale można podawać odciągnięte mleko, jeśli mama choruje na:

  • gruźlicę (dotychczas nieleczoną);
  • ospę wietrzną lub półpasiec (tylko, jeśli objawy pojawiły się u matki 5 dni przed porodem lub do 2 dni po porodzie; w innym przypadku można karmić);
  • odrę;
  • ma zmiany chorobowe na piersi wskutek zakażenia wirusem opryszczki, ospy wietrznej, półpaśca, gruźlicy, liszajca zakaźnego (jeśli druga pierś jest zdrowa, można nią karmić).

Przy powszechnych infekcjach wirusowych i bakteryjnych, w trakcie przeziębienia, przy biegunkach rotawirusowych, zatruciach pokarmowych, w czasie grypy można, a nawet trzeba karmić dziecko piersią.

Jeżeli masz infekcję wirusową, to przekazujesz ją dalej domownikom, zanim zaobserwujesz jej pierwsze objawy. Odstawianie dziecka od piersi, aby ochronić je przed zakażeniem, jest nie tylko spóźnione (dziecko i tak zetknęło się już najprawdopodobniej z tymi samymi patogenami, co Ty).  Tak naprawdę odstawienie dziecka od piersi podczas infekcji u mamy, to jeden z gorszych pomysłów. W mleku produkowanym przez mamę karmiącą znajdują się przeciwciała przeciw patogenom, które spowodowały infekcję. Jeśli więc karmisz nadal dziecko, to zmniejszasz ryzyko, że zarazi się ono od Ciebie, a  jeśli mimo wszystko się zarazi, to przebieg infekcji będzie łagodniejszy niż byłby bez Twojego mleka.

Jeżeli więc mama ma infekcję wirusową czy bakteryjną (spoza powyższej listy przeciwwskazań), a jej stan nie jest na tyle poważny, żeby była nieprzytomna, to może karmić dziecko. Przeciwciała, które znajdują się w pokarmie kobiecym, nie zagrażają zdrowiu malucha – wręcz są dla niego korzystne. 

Gorączka nie sprawia, że mleko mamy się przepala, kwaśnieje albo się psuje (nawet jeśli twierdzi tak Twoja ukochana Babcia 😉 ).  Dopóki gorączka nie powoduje utraty przytomności, można w trakcie niej karmić dziecko.

Czasem wysoka gorączka, biegunka lub wymioty powodują odwodnienie, co może czasowo obniżyć produkcję pokarmu. Dlatego istotne jest odpowiednie nawadnianie się i uzupełnianie elektrolitów według wskazań lekarza.

Warto pamiętać o zachowywaniu zasad higieny: częste mycie rąk, niecałowanie dziecka, nieoblizywanie smoczka, częste wietrzenie pomieszczeń. Zmiany na skórze, na przykład opryszczkowe, należy zakryć / zakleić. Warto stosować maseczkę na twarz, zwłaszcza przy grypie lub krztuścu (tylko często ją zmieniamy!) [2].

Czy można przyjmować leki?

Ogromne nieporozumienie, które narosło przez lata wokół stosowania leków w czasie karmienia piersią, wynika z traktowania okresu ciąży i laktacji jako takich samych zjawisk. Niektórym wydaje się, że jeśli jakiegoś leku nie wolno stosować u ciężarnych, to tak samo będzie przy karmieniu piersią. A to niekoniecznie prawda! Ciąża i laktacja to dwa różne stany fizjologiczne. Transport substancji czynnych przez łożysko do płodu i przez mleko matki do karmionego dziecka to dwa inne mechanizmy.

Zdecydowaną większość leków można stosować w trakcie karmienia piersią, ale…

Po pierwsze: nigdy nie na własną rękę! Matka karmiąca nie powinna przyjmować żadnych leków bez konsultacji z lekarzem, farmaceutą lub doradczynią laktacyjną, nawet tych dostępnych bez recepty. Możliwość przyjmowania leku oraz dawkowanie zależy od wieku, stanu zdrowia i masy ciała dziecka. Im młodsze, mniej dojrzałe i mniejsze dziecko, tym większa ostrożność w stosowaniu leków. Unikamy leków o wzmocnionym lub przedłużonym działaniu. Ogromne znaczenie ma też forma podania leku – jeśli jest wybór, lepsze są preparaty działające miejscowo, maści, środki wziewne, czopki. Znaczenie ma też długość kuracji (kilka dni czy kilka miesięcy) oraz częstotliwość karmienia – inaczej podchodzi się do noworodka karmionego na żądanie, a inaczej do półtoraroczniaka pijącego mleko mamy 3 razy na dobę o stałych porach. Ogólnie za bezpieczne w laktacji uznaje się leki, które są również podawane niemowlętom i małym dzieciom [3].

Przy podejmowaniu decyzji dotyczących podawania leków, nie należy kierować się informacjami z ulotek. Firmy farmaceutyczne zachowawczo zabraniają przyjmowania większości bezpiecznych substancji, tak „na wszelki wypadek”, żeby nie brać odpowiedzialności.

Jest na szczęście kilka rzetelnych źródeł, w których lekarz lub farmaceuta może sprawdzić, czy konkretny lek może być przyjmowany przez kobietę karmiącą:

  • podręcznik dla profesjonalistów „Medications and Mothers’ Milk„autorstwa Hale’a – dostępny u większości doradczyń i konsultantek laktacyjnych, które mogą wydać pisemną informację dotyczącą stosowania danego leku dla lekarza prowadzącego;
  • internetowy Laktacyjny Leksyków Leków (klik!) (oparty o ww. podręcznik);
  • anglo- i hiszpańskojęzyczna internetowa wyszukiwarka E-lactancia (klik!);
  • anglojęzyczna wyszukiwarka z odnośnikami do artykułów naukowych LactMed (klik!);
  • zestawienie chorób wraz z najczęściej proponowanymi substancjami leczniczymi, w oparciu o podręcznik Hale’a, niestety tylko po angielsku (klik!).

W każdym z tych miejsc wyszukujemy leki, wpisując substancję czynną (np. ibuprofen), a nie nazwę handlową leku (czyli Ibum).

Informacje o bezpieczeństwie niektórych substancji czynnych znajdziesz również u dr Magdaleny Stolarczyk (klik!). Opinie o możliwości stosowania leku w trakcie laktacji wydaje także mgr farm. Karolina Morze Laktaceuta.pl, która dodatkowo wolontaryjnie prowadzi dyżur farmaceutyczny w Fundacji Promocji Karmienia Piersią.

Co na przeziębienie, grypę i zakażenie rotawirusami (grypę żołądkową)?
  • Na gorączkę można bezpiecznie stosować paracetamol [4] i ibuprofen [5].
  • Można stosować syropy wykrztuśne (bez kodeiny), inhalacje i krople do nosa.
  • Przyjmowanie elektrolitów i leków przeciwbiegunkowych jest bezpieczne dla matki i dziecka.

Uwaga na wieloskładnikowe tabletki na przeziębienie i grypę oraz na doustne leki na katar i zapalenie zatok – wiele z nich zawiera pseudoefedrynę, która może czasowo zmniejszać produkcję mleka [6].

  • W przypadku infekcji bakteryjnych, większość antybiotyków jest kompatybilna z karmieniem piersią. Konkretną substancję czynną należy sprawdzić w ww. źródłach.

Bardzo rzadko zdarzają się sytuacje, w których mama jest zmuszona odstawić dziecko od piersi z powodu swojej choroby. Piszę ten artykuł w październiku 2018 roku i dotychczas jako promotorka karmienia piersią tylko dwukrotnie wspierałam mamy, które z powodu leczenia musiały zakończyć karmienie piersią. Były to kobiety w terapii nowotworowej – leki wówczas podawane nie są kompatybilne z karmieniem (przy wszystkich lekach, które są oznaczone symbolem L5, przerwanie karmienia jest konieczne).

Skupiłam się w artykule na jesiennych infekcjach, ale ta pora roku sprzyja również zaburzeniom afektywnym – a bez względu na pogodę nawet 15% matek w pierwszym roku po porodzie doświadcza depresji poporodowej [7].

Nie jest prawdą, że mama karmiąca piersią nie może farmakologicznie leczyć zaburzeń nastroju. Pewne leki przeciwdepresyjne są bezpieczne przy karmieniu piersią i aktualnie nie rekomenduje się odstawiania dziecka od piersi od razu przy diagnozie depresji poporodowej. Lekarz psychiatra może dobrać takie leki, przy których mama będzie mogła nadal karmić. Ma to znaczenie, ponieważ udane karmienie piersią  łagodzi objawy depresji poporodowej. Nagłe odstawienie dziecka od piersi prowadzi do gwałtownego obniżenia poziomu prolaktyny i oksytocyny, co negatywnie wpływa na nastrój i aktywność (pisałam o tym więcej tutaj).

Więcej informacji na temat diagnozy i leczenia depresji poporodowej znajdziesz tutaj.  Lista psychiatrów wspierających mamy karmiące piersią umieszczona jest na stronie Mlekiem Mamy (klik!). Możesz też o nich pytać na mojej grupie dla rodziców Wymagajace.pl (klik!).

Film, w którym omawiam bezpieczeństwo badań diagnostycznych w trakcie karmienia piersią, obejrzysz tutaj.

Konsultacja merytoryczna: dr n. med. Kacper Toczyłowski

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?

Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?

 

Zna to wiele matek, ja też często uśmiecham się w tych sytuacjach przez łzy. Moje dziecko najgorzej zachowuje się, kiedy jest ze mną. Zwykle wtedy, gdy jesteśmy sam na sam albo wracam do domu, a w tle są inni dorośli, którzy opiekowali się córką podczas mojej nieobecności.

Kojarzysz te sytuacje? Wracasz z pracy. Dziecko, które do tej pory było dzieckiem idealnym i bezproblemowym, pokazuje swoją drugą twarz, kiedy tylko stajesz w drzwiach. A taki był grzeczny bez Ciebie…”. Albo zwierzasz się, że jest Ci trudno z dzieckiem, które sporo marudzi, jęczy, wymaga stuprocentowej uwagi. Gdy przychodzą znajomi albo rodzina, maluchowi włącza mu się tak zwana wersja demo. Słyszysz „Chyba trochę przesadzasz, matka!”? Młodzież jękoliła: ni to śpiąca, ni znudzona, a gdy w przedpokoju przekazujesz ją wprost w ręce wracającego z pracy ojca, bobas doznaje iluminacji: wracają w niego siły życiowe i świetny humor. Znasz to?

Czy coś z nami jest nie tak? Nie radzimy sobie? Może jesteśmy złymi matkami, skoro to akurat my wyzwalamy u naszych dzieci trudne zachowania, których nie prezentują w towarzystwie innych dorosłych?

Na szczęście – nie. Zwykle świadczy to o tym, że robimy dobrą robotę, choć pewnie wydaje się to nieintuicyjne.

Wiedza, skąd biorą się te pozornie dziwaczne zachowania dzieci, bardzo dużo zmienia w ich odbiorze – odejmuje mamom sporo napięcia, poczucia winy, zagubienia i złości. Warto więc popatrzeć na zjawisko „Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?” z kilku perspektyw, bo w  zależności od wieku i temperamentu dziecka, osobowości mamy oraz specyficznej sytuacji rodzinnej różne czynniki mogą wysuwać się na pierwszy plan:

1.Autentycznie zachowujesz się z ludźmi, z którymi czujesz się najbezpieczniej

Nikt z nas nie traktuje wszystkich ludzi na świecie w ten sam sposób. Z niektórymi osobami jesteśmy bliżej związani emocjonalnie, ufamy im i autentycznie się przy nich zachowujemy. Jesteśmy bardziej wyluzowani i bardziej „sobą”. Z innymi czujemy się mniej bezpiecznie i mniej ujawniamy im siebie: nie mówimy wprost o swoich trudnościach, dylematach czy lękach. Bardziej restrykcyjnie trzymamy się zasad savoir-vivre i tak dalej.

Wyobraź sobie, że spodziewałaś się w pracy awansu, poza kulisami zapewniano Cię, że masz go już w kieszeni. Właściwie w myślach wydałaś już dodatkowe pieniądze, które z tej okazji miałaś otrzymać. Na zebraniu zespołu okazuje się, że awans otrzymała Twoja mniej zasłużona koleżanka z biurka obok. Prawdopodobnie przełkniesz gulę w gardle i pogratulujesz jej sukcesu. Dopóki nie dotrzesz do domu, będziesz trzymać fason. Nie będziesz może superradosna, ale raczej nie wypłaczesz się w ramię pani w warzywniaku podczas kupowania pomidorów. Dopiero, gdy przyjdziesz do domu, tama puszcza. Kumulowane przez cały dzień napięcie, uczucie żalu, smutku, złości, rozczarowania, krzywdy wyleje się po przekroczeniu drzwi lub usłyszeniu pytania „Jak się masz?”. To w domu, w którym czujemy się bezpiecznie i w otoczeniu osób, które są nam najbliższe, pokażemy swoje autentyczne ja, przeżycia, które są w nas silne, emocje, których ujawniania w przestrzeni publicznej społeczeństwo nie akceptuje.

Dlatego dzieci bardzo często w żłobku, przedszkolu, podczas terapii zachowują się inaczej, lepiej. Słuchają opiekuna, czekają bez szemrania na swoją kolej. Kiedy są z babcią lub dziadkiem, często wykonują polecenia bez dyskusji. Wydaje się, że wszystko jest ok.  Czasem dlatego, że w przedszkolu z powodu bezpieczeństwa należy coś robić w konkretny, ustalony sposób. Czasem babcia szybko daje do zrozumienia, że nie należy się złościć, bo dziewczynki się nie złoszczą, albo babci serduszko wtedy pęka.

Dostosowanie się do reguł, choćby organizacyjnych (kiedy jemy, kiedy się kładziemy na drzemkę itd.), panujących w danym środowisku kosztuje jednak organizm sporo energii. Napięcia, które się z tym wiążą, nie ulatują w powietrze – gromadzą się w ciele. I kiedy dziecko wraca do domu albo widzi matkę – ostoję bezpieczeństwa – wchodzącą do mieszkania, zalewa ją gromadzonymi przez cały dzień napięciami i emocjami. Wreszcie można się z kimś podzielić tym, co trudne! Muszę, inaczej się uduszę! Dlaczego matki? Bo bardzo często to z nimi dzieci czują się najbezpieczniej: wiedzą, że mogą nam zaufać, że weźmiemy to na klatę, nie odwrócimy się na pięcie, nie obrazimy, nie nakrzyczymy.

2.Wiesz, na co u kogo można liczyć

Ten fragment mocno łączy się z poprzednim. Dzieci są świetnymi obserwatorami i szybko uczą się, na jaki poziom wsparcia, opieki – czy szerzej mówiąc: emocjonalnej dostępności – można liczyć u którego z opiekunów. Że ludzie się między sobą różnią i że z każdym z dorosłych ta sama czynność może wyglądać trochę inaczej.

Weźmy na przykład usypianie na drzemkę. Czasem dzieci mają jakiś rytuał. Mama karmi, podaje smoczek, kocyk, nosi na rękach. Wszystko w odpowiedniej kolejności. Okazuje się jednak, że gdy przychodzi babcia i daje do zrozumienia, że nie może nosić na rękach, bo ma chory kręgosłup, to dziecko przytula się i zasypia. Oczywiście, nie zawsze się tak udaje. Często to zależy od tego, jakie potrzeby zaspokajały elementy rytuału. Ale wiele razy słyszałam, że inny opiekun usypia inaczej bez większej afery, choćby w żłobku (pisałam o tym tutaj).

Opiekunka w żłobku czy dziadek to nie zaklinacze dzieciTo nie jest kwestia tego, że mama jest niewydolna wychowawczo, że sobie nie radzi z dzieckiem. Po prostu dziecko szybko dostosowuje się do innych granic innego opiekuna. Nawiasem mówiąc, pytanie brzmi, czy my, matki, nie przekraczamy własnych granic? Czy nie zaciskamy zębów, częściej niż inni opiekunowie (o tym też kiedyś pisałam)?

3.Matki są nudne

W naszym społeczeństwie mama zwykle w co najmniej pierwszym roku życia przebywa przez większość czasu z dzieckiem (lub dziećmi) w domu samotnie. Nawet, jeśli czasami gdzieś wychodzą (sklep, kawiarnia, zajęcia), to matka jest jedynym opiekunem niemowlaka lub małego dziecka przez większą część doby.

I to nie jest naturalna sytuacja.

W społecznościach tradycyjnych, takich, w których nasz gatunek powstał i przez setki tysięcy lat funkcjonował, na jedno dziecko przypada około czworo dorosłych. W niektórych tradycyjnych plemionach jednym niemowlęciem opiekuje się na zmianę siedmioro osób, w innych nawet czternaścioro (na przykład w plemieniu Efe) [1].

Dzieci wychowywane w naszej kulturze w obecności ciągle jednej i tej samej dorosłej osoby, mają prawo być nią znudzone. Niemowlęta i małe dzieci nie są biologicznie przystosowane do patrzenia w kółko na jedną twarz, słuchania jednego głosu i przebywania w tych samych opatrzonych ze wszystkich stron ścianach. Często marudzą, bo za mało się dzieje.

Dlatego, zwłaszcza przy wymagających dzieciach, wystarczą odwiedziny innego dorosłego lub choćby powrót ojca z pracy, by młodzież nabrała wigoru i była czarującym maleństwem, zbierającym zachwyty gości lub tatusia. Przyszła świeża, nowa krew, która inaczej mówi, inaczej pachnie, inaczej się bawi. Nareszcie! Nasze mózgi są zaprogramowane na szukanie nowości. Nowy, nieznany bodziec od razu zwraca naszą uwagę, sprawia, że wytrącamy się z dotychczasowego stanu.

Jeśli teraz potakujesz ze zrozumieniem głową, zacznij budować własną wioskę wokół dziecka. Wychodź z nim lub zapraszaj znajomych. Spotykaj się z innymi matkami. Organizuj spotkania lokalnych rodziców w kawiarni lub bibliotece. Poszukaj wraz z dzieckiem takiego poziomu stymulacji sensorycznej, która zaspokoi jego głodny wrażeń mózg.

4.(Trudne) emocje są zaraźliwe

I ostatnia refleksja: dzieci często najgorzej zachowują się przy matce, gdy mama jest najbardziej zmęczona ze wszystkich opiekunów.

Już malutkie niemowlęta mają świetne umiejętności w czytaniu mowy ciała. Nie rozumieją słów, ale świetnie wychwytują nasze emocje z tonu głosu, rytmu kroków, postawy ciała, zakresu ruchów itd. Kiedy próbujesz godzić zaspokajanie potrzeb dziecka lub dzieci, innych domowników, pracę zawodową, ogarnianie domu, obiadu i (tu wstaw dowolne aktywności, które próbujesz wcisnąć w dobę), jesteś wykończona. Często niewsypana, czasem zezłoszczona, sfrustrowana, smutna. Ponieważ warunkiem przeżycia małego dziecka jest bycie czujnym na sygnały wysyłane przez opiekuna, maluchy w mgnieniu oka zarażają się naszym nastrojem. Na przykładzie wieczornego usypiania wyjaśniałam to tutaj

Kiedy do dziecka przychodzą inni dorośli, zwykle są w lepszej kondycji psychofizycznej niż matka. Babcia jest wyspana, bo nikt jej nie budził w nocy płaczem. Jest najedzona, ba, nawet pija ciepłą kawę! Regularnie spotyka się z koleżankami, jest na bieżąco z „M jak miłość” i nawet na krzyżówki ma czas. Przychodząc na kilka godzin, wnosi energię, której mama nie była w stanie wykrzesać, bo z pustego i Salomon nie naleje!

Im nam jest trudniej, tym zwykle trudniej zachowuje się nasze dziecko. Powstaje błędne koło, które może przerwać tylko zajęcie się swoimi dorosłymi potrzebami i zaopiekowanie się sobą, podczas gdy swojemu dziecku zapewniamy opiekę innego dorosłego. Zostaw dziecko z wypoczętą babcią albo bardziej-niż-Ty, mimo pracy zawodowej, wypoczętym tatą, puść mimo uszu komentarz „Nie wiem na co narzekasz, w ogóle nie ma z tym dzieckiem żadnego problemu” i zajmij się sobą. Nie jeździj na mopie, chyba, że to dla Ciebie forma relaksu (podobno są tacy ludzie). Prześpij się, idź na samotny spacer (choćby do Biedronki, polecam!), spotkaj się z innymi dorosłymi BEZ DZIECI. Tak, żeby zarażać malucha pozytywną energią i mieć miejsce na przyjęcie trudnych uczuć dziecka.

Dbanie o siebie nie jest egoizmem, jest dbaniem o dziecko i całą rodzinę. 

Napracowałam się nad tym tekstem. Jeśli uznasz wpis za przydatny, proszę, polub mój fanpage i  udostępnij ten artykuł dla swoich znajomych. Dziękuję!

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Jak długo karmić piersią?

Jak długo karmić piersią?

W mitologii laktacyjnej poczytne miejsce stanowi spór „Jak długo karmić piersią?”. Odkąd wspieram mamy karmiące usłyszałam już ze strony różnych „specjalistów” jakieś tysiąc-pięćset-sto-dziewięćset hipotez, ileż to POWINNO się karmić – a to, że trzy miesiące wystarczą, a to, że po pół roku to już pokarm zanika, a to, że karmienie po roku upośledza odporność dziecka… i jeszcze więcej temu podobnych bzdur.

Tymczasem kwestia rekomendacji dotyczących długości karmienia piersią w ogóle nie jest kontrowersyjna, bo wszystkie światowe organizacje zajmujące się zdrowiem małych dzieci mówią dosyć podobnie:

  • Europejskie Towarzystwo Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci ESPGHAN [1]:

kontynuacja karmienia piersią tak długo, jak długo jest to pożądane przez matkę i dziecko”;

  • Amerykańska Akademia Pediatrii [2]:

“kontynuowanie karmienia do 1 roku lub dłużej według życzenia matki i dziecka”;

  • Światowa Organizacja Zdrowia – WHO [3]:

kontynuowanie karmienia piersią wraz z wprowadzaniem produktów uzupełniających do 2 roku życia i dłużej”.

Zwróć uwagę, że eksperci podkreślają, że to zarówno dziecko, jak i mama powinni podejmować decyzję długości karmienia piersią. Zdarza się bowiem tak, że mama nie czeka, aż dziecko wyrośnie z karmienia piersią, ale sama decyduje o odstawieniu. I to też jest w porządku! Warto, żeby decyzja była podjęta świadomie, a proces odstawiania, bez względu na jego powód, możliwie łagodny i stosunkowo powolny. Zdarzyło mi się trzykrotnie wspierać mamy dzieci 5-miesięcznych w procesie odstawiania od piersi – cieszyłam się razem z nimi tym, że zrealizowały swój laktacyjny cel. Nie było moim zamiarem nikogo nawracać, że ma karmić 2 lata, jak WHO przykazało! Nigdy nie znam całej historii, która stoi za decyzją mamy i nie oceniam planu, który ma. Ważne, żeby czuła się z nim dobrze i żeby wiedziała, jak mogą razem z dzieckiem przejść przez te zmiany.

Każda ilość mleka ma znaczenie – i dotyczy to zarówno długości „drogi mlecznej” (każdy dzień się liczy), ale również ilości mleka (karmienie mieszane, nawet jeśli dziecko otrzymuje mleko mamy tylko raz na dobę, jest korzystniejsze niż karmienie wyłącznie mieszanką).

W zależności od długości karmienia, warto zwrócić uwagę na ogromne korzyści, jakie ono niesie:

Gdy dziecko jest nakarmione mlekiem mamy tylko jeden raz, po porodzie

Nawet jednorazowe podanie dziecku siary (czyli tego pierwszego, gęstego i żółtawego mleka, które jest produkowane w piersiach już w trakcie ciąży) ma ogromny pozytywny wpływ na układ odpornościowy noworodka, zwłaszcza urodzonego przedwcześnie. Dzieciom nie karmionym bezpośrednio z piersi smaruje się śluzówki jamy ustnej siarą, by wesprzeć ich układ immunologiczny! Pokarm mamy w pierwszych dniach ma działanie rozluźniające stolec i ułatwia oddanie smółki (pierwszej kupki).

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwszy miesiąc

Okres noworodkowy, czyli pierwsze cztery tygodnie życia dziecka, to czas intensywnej adaptacji malucha do życia po tej stronie brzucha i jednocześnie okres, w którym, jeśli na przykład dopadłaby je jakaś infekcja, czasem niezbędna jest hospitalizacja. Karmienie piersią w okresie noworodkowym często zabezpiecza dziecko przed patogenami i ułatwia dojrzewanie układu pokarmowego malucha.

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwsze cztery miesiące

Twoje dziecko wyrasta właśnie z okresu największego zagrożenia tzw. śmiercią łóżeczkową, a to, że karmiłaś je piersią jeszcze mocniej redukowało to ryzyko, nawet dwukrotnie. Podobnie wyłączne karmienie mlekiem mamy zmniejsza ryzyko infekcji układu oddechowego.

To jeszcze nie czas na wprowadzanie stałych posiłków do diety dziecka, ale okres najszybszego rozwoju układu pokarmowego i nerwowego już za nim, więc jeśli niemowlę zostanie odstawione od piersi na rzecz mleka modyfikowanego, ryzyko pojawienia się alergii lub tzw. kolki niemowlęcej w tym wieku jest już niższe.

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwsze sześć miesięcy

Rozpoczynasz podawanie posiłków uzupełniających i przy odstawianiu dziecka od piersi w tym wieku, nie ma już konieczności, żeby umiało ono pić z butelki ze smoczkiem. Wiele półrocznych lub niewiele starszych niemowląt świetnie radzi sobie z kubeczkiem otwartym, Doidy cup (ścięty kubek, klik!) lub Reflo, a w późniejszym czasie także z bidonem z rurką.

Poza tym, jeśli kilka warunków jest spełnionych, wyłączne karmienie piersią przez pierwszych sześć miesięcy jest formą naturalnej antykoncepcji o skuteczności sięgającej 98%! Więcej na ten temat przeczytasz w tym artykule.

Gdy dziecko jest karmione piersią przez pierwszy rok

Jeśli odstawiasz dziecko w okolicach roczku, w większości przypadków nie ma potrzeby wprowadzania do jego diety mleka modyfikowanego, a już na pewno nie z butelki (która w okolicach roku powinna być wycofywana ze względów ortodontycznych oraz logopedycznych). Maluch bez alergii na białka mleka krowiego może spożywać produkty nabiałowe i pić mleko krowie. Je po prostu posiłki z rodzinnego stołu 🙂

A dłużej jest ok?

Jasne, jeśli to pasuje Tobie i dziecku! Spójrz raz jeszcze na rekomendacje w punktach na początku artykułu.

Co więcej, Amerykańska Akademia Pediatrii pisze wprost: „Nie istnieje górna granica długości oraz nie ma dowodów na szkodliwość w sferze psychiki lub rozwoju przy karmieniu piersią w trzecim roku życia lub później” [4]Nie ma dowodów, żeby karmienie dziecka do półtora roczku, do dwóch lat, czy do samoodstawienia miałoby być szkodliwe. Karmienie ma pozytywny związek z dobrostanem psychicznym dziecka. Więcej na ten temat pisałam już w tym artykule.

Korzyści żywieniowe z karmienia po roczku znajdziesz na poniższej grafice:

Źródło: Dewey, 2001

A może do samoodstawienia?

Samoodstawienie to powolny proces, w czasie którego dziecko wyrasta karmienia piersią, bez zachęt ze strony matki. Od strajku laktacyjnego, czyli takiej sytuacji, kiedy dziecko z dnia na dzień rezygnuje z piersi, a było dotychczas karmione na żądanie, różni się tym, że odstawiające się dziecko po prostu coraz rzadziej zgłasza się do piersi. W porównaniu do różnych cech rozwojowych innych ssaków naczelnych naturalny wiek odstawienia się dziecka od piersi to między 2,5 a 7 lat [5]. W społecznościach tradycyjnych, które jeszcze żyją tak, jak my wszyscy żyliśmy wiele tysięcy lat temu, dzieci zwykle same odstawiają się między 3 a 5 rokiem życia. Więcej o samoodstawieniu przeczytasz tutaj.

Korzystałam także z książki Wiessinger D., West D., Pitman T., The Womanly Art of Breastfeeding: Completely Revised and Updated 8th Edition, 2010.

 

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – starsze dzieci

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – starsze dzieci

W poprzednim wpisie z tej serii przedstawiłam swoich książkowych ulubieńców dla rodziców niemowląt i dzieci do 2 roku życia. Tym razem przygotowałam propozycje dla tych z Was, którzy są zainteresowani Rodzicielstwem Bliskości, a mają w domu przedszkolaka lub dziecko w wieku szkolnym.

Komunikacja

„Moje dziecko doprowadza mnie do szału” Isabelle Filliozat, wyd. Esprit

Pisałam już o tych tragicznych tytułach i fatalnych okładkach książek dobrej autorki? (tak, tutaj).

Książka ma taką samą strukturę, jak poradnik przeznaczony dla rodziców młodszych dzieci. Po wstępnym rozdziale poświęconym zachowaniom, które często w wieku szkolnym się pojawiają, kolejne rozdziały odnoszą się do przedziałów wiekowych i charakterystycznych dla nich trudności (ośmiolatki, którym często coś wypada z rąk, jedenastolatki i gry komputerowe…). Wszystko w odniesieniu do relacji z dzieckiem oraz wiedzy o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu. Bez rozgadywania się, ale z konkretami.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Na język polski przetłumaczono jeszcze jedną książkę Filliozat – poświęconą wspieraniu dzieci w przeżywaniu emocji i rozumieniu własnych, rodzicielskich uczuć: „W sercu emocji dziecka”. Również polecam! (papier – KILK!, ebook – KLIK!)

 

„Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” Adele Faber, Elaine Mazlish, wyd. Media Rodzina

Poradnik podobny do opisywanego przeze mnie w I części artykułu „Jak mówić, żeby maluchy…” – różnica polega na dopasowaniu przykładów. Ta wersja jest przeznaczona dla starszych przedszkolaków i dzieci szkolnych. “

Prezentuje bowiem w bardzo praktyczny sposób zasady skutecznej i empatycznej komunikacji. Znajdziesz tu konkretne dialogi, przykłady sformułowań, pytań i zachowań podane w przystępnej formie, także komiksowej. Do zainspirowania się, jeśli ktoś zna podstawy, ale nadal brakuje mu narzędzi.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

 

„Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny” Małgorzata Musiał, wyd. Mamania

Gdybym miała powiedzieć, jaką JEDNĄ książkę kupić, mając w domu przedszkolaka, dziecko szkolne lub więcej niż jedno dziecko, bez wątpienia wskazałabym na tę. Bardzo mi brakowało na polskim rynku takiej osadzonej w naszym kręgu kulturowym pozycji, w której krok po kroku za rękę prowadzi nas przez rozumienie Rodzicielstwa Bliskości w praktyce: czym są granice, jak wspierać dzieci w wyrażaniu emocji, skąd się bierze chęć do współpracy, jak rozwiązywać konflikty, także między rodzeństwem, co z karaniem i nagradzaniem.

Od Gosi Musiał przejęłam rewelacyjną strategię na bieżące rozładowywanie napięcia emocjonalnego pt. „śpiewaniem piosenek z brzydkimi słowami w myślach” 😀 Poleciłam ją Wam kiedyś na Facebooku i dajecie znać, że działa 😀

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Mów, słuchaj i zrozum” Petra Krantz Lindgren, wyd. Mamania

Książka, z której można nauczyć się sposobu komunikacji nazywanego Porozumienie Bez Przemocy (lub NVC – Nonviolent Communication). Na przykładach, które wielu rodziców zna z codziennego życia: dziecko, które chce, żeby mu kupić trzeciego loda; brat, który mówi, że nienawidzi siostry; chłopiec, który nie chce założyć kasku, idąc na rower.

Jeśli sama słyszysz, jak grozisz, straszysz, przekupujesz lub przedrzeźniasz i doprowadza Cię to do szału, bo jedziesz z automatu, choć chciałabyś mówić inaczej, to znajdziesz tu konkretne wskazówki i strategie. Wszystko po to, by wspierać poczucie własnej wartości u dziecka, które czuje się szanowane bez względu na to, co robi.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Jeśli nie kary i nagrody, to co?

Gdy dziecko rośnie, często pojawia się refleksja, czy można je wychować bez karania i nagradzania. I czy te behawioralne systemy wzmocnień i wygaszania można czymś zastąpić. Świetnie z tymi wątpliwościami rozprawiają się dwie książki:

 

„Wychowanie bez nagród i kar” Alfie Kohn, wyd. MiND

Książka, która na części pierwsze rozkłada rzeczywiste, potwierdzone naukowo dalekosiężne skutki stosowania nagród i kar, ale także powody, dla których warunkowanie uwagi wydaje nam się często absolutnie konieczne lub naturalne. Po pierwszej lekturze może się w Was pojawić sporo zdziwienia: jak to, moje zachowania wynikają z lęku? Z nieuświadamianych dotychczas przekonań? Przecież ja naprawdę nie myślę o dziecku w ten sposób!

Ogromny plus za KONKRETNE propozycje „co zamiast” – i uparte dążenie do przedstawienia perspektywy dziecka. To jest książka po której widzi się, jak dużo rodzicielstwo wymaga pracy nad sobą samym, a nie nad dzieckiem.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

 

„Dodaj mi skrzydeł! Jak rozwijać u dzieci motywację wewnętrzną?” Joanna Steinke-Kalembka, wyd. Samo Sedno

Ogromne pozytywne zaskoczenie – po okładce i tytule spodziewałam się czegoś zupełnie innego (wyobraziłam sobie jakieś dopingowanie do osiągania szkolnych sukcesów), a dostałam zwięzły, konkretny i wysycony aktualną wiedzą poradnik nie tylko po motywowaniu (czy raczej towarzyszeniu w rozwoju), ale i o niekaraniu i nienagradzaniu dla rodziców dzieci w wieku szkolnym.

Autorka w umiejętny sposób łączy informacje o rozwoju mózgu i wpływie emocji oraz relacji na działanie z przykładami technik do zastosowania od dzisiaj. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy frustrują się, że „dziecko nie sprząta”, nie che się uczyć, złości się, gdy odnosi porażkę.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Zrozumieć mózg dziecka

„Self-Reg”Stuart Shanker, wyd. Mamania

Lektura obowiązkowa nie tylko dla rodziców. Nie spotkałam dotąd osoby, której zapoznanie się z pomysłem Stuarta Shankera nie pomogło zrozumieć dziecka i / lub zadbać o samego siebie. Koncepcja jest prosta: każdemu człowiekowi trudno jest być w stanie optymalnego pobudzenia, jeśli oddziałują na niego silne lub przewlekłe stresory – począwszy od biologicznych przez emocjonalne i poznawcze aż po społeczne i prospołeczne. Warto ich poszukać i popracować nad zmniejszeniem ich siły rażenia. Nie zawsze to oznacza, że uda się je usunąć, ale można zastanowić się, co zrobić, by nie rozregulowywały nas lub dziecka tak silnie i na tak długo.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Zintegrowany mózg – zintegrowane dziecko” Daniel J. Siegel, Tina Payne Bryson, wyd. Rebis

Przypisywanie dzieciom złych intencji jest pozbawione sensu, ponieważ to ich rozwijające się mózgi sprawiają, że trudno im kontrolować swoje zachowania. Chociaż gdy teraz o tym myślę, że wiele z zaprezentowanych strategii jest bardzo przydatna we współpracy z dorosłymi – wszak obszary odpowiedzialne za podejmowanie decyzji rozwijają się jeszcze po 30 (tak, trzydziestym) roku życia!

Mam ochotę za jakiś czas przedstawić na blogu strategie zaproponowane przez Siegela dla najmłodszych dzieci, bo łączą wspieranie rozwoju emocjonalnego i poznawczy z dbaniem o dobrą więż i baaaardzo przydają mi się w pracy z rodzicami uczącymi się komunikacji z maluchami.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

O codziennym życiu

„Dziecko z bliska idzie w świat” Agnieszka Stein, wyd. Mamania

Książka Agnieszki Stein poświęcona komunikacji i wyzwaniom związanym z wchodzeniem dziecka w świat szkoły. Bardzo dużo tam materiałów do pracy nad sobą i własnym rodzicielstwem, potrzebami, umiejętnościami budowania relacji. Sporo miejsca Agnieszka poświęciła wychodzeniu dziecka, którym opiekowano się w duchu RB, w świat, który przecież niekoniecznie jest taki bliskościowy. Znajdziesz tam inspiracje do tego, co można zmienić, a z czym i w jaki sposób sobie poradzić, jeśli zmiana jest niemożliwa.

Polecam tym z Was, którzy martwią się, czy na dłuższą metę Wasz styl wychowawczy będzie musiał się zmienić pod wpływem szkoły, albo czy wolne dziecko odnajdzie się w systemowej placówce lub wśród rówieśników.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Potrzebna cała wioska” Agnieszka Stein, Małgorzata Stańczyk

Niedoceniana – moim zdaniem – a idealna na dwa popołudnia książka Agnieszki Stein w formie wywiadu prowadzonego przez Małgosię Stańczyk, to „Potrzebna cała wioska” – BARDZO dużo mnie osobiście poukładała treści z poprzednich książek Agnieszki w spójną całość. Fajnie się zresztą obserwuje, jak zmieniają się ludzie i jak własne doświadczenia  macierzyńskie wpływają na zawodową orientację.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

„Wspólne dorastanie” Carlos Gonzalez, wyd. Mamania

Nowość od mojego ulubionego hiszpańskiego pediatry.

Tym razem zostawia temat usypiania, karmienia i zabawy, a podejmuje zagadnienia bliższe rodzicom dzieci szkolnych i nastolatków. Co robić w przypadku rozstania rodziców? Czy i jak stać się dla nastolatka autorytetem? Czy ADHD istnieje? Jak zmniejszyć prawdopodobieństwo, że nasze słodkie maleństwo kiedyś wejdzie w narkotyki? Jak sobie radzić z rodzicielskim przytłoczeniem?

Gonzalez pisze jak zwykle lekko, z humorem, ale w oparciu o naukowe źródła. Nic nie poradzę na to, że kupiłabym i przeczytałabym z entuzjazmem każdą jego książkę, nawet o hodowli świnek morskich.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Daj znać w komentarzu, czy coś jeszcze dodałabyś do mojej czytelniczej listy – powoli szykuję 3 część artykułu, może jest jakaś książka, której jeszcze nie znam?

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując książki, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban: