Mamowskaz 003: Moja droga do Rodzicielstwa Bliskości

Mamowskaz 003: Moja droga do Rodzicielstwa Bliskości

Posłuchaj podcastu Mamowskaz
Chcesz posłuchać? Naciśnij na żółty trójkąt na odtwarzaczu powyżej 🙂

Chcesz poczytać? Transkrypcja poniżej.

Pobierz odcinek (mp3)

 

Posłuchaj podcastu Mamowskaz

Możesz posłuchać podcastu na stronie albo na Youtubie lub też przeczytać zamieszczoną transkrypcję.

Jeśli wybierzesz wideo, proszę, zasubskrybuj mój kanał na YouTube oraz zaznacz „dzwoneczek” – będziesz wówczas otrzymywać powiadomienie o wszystkich nowych materiałach.

Autorem muzyki do podcastu jest Rafał Odrobina.

Transkrypcja (do czytania)

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć transkrypcję podcastu” less_text=”Ukryj transkrypcję”]

To jest trzeci odcinek podcastu MAMOWSKAZ: Magdalena Komsta o rozwoju małych dzieci. Dziś będzie bardziej prywatnie – opowiem o drodze, która doprowadziła mnie do Rodzicielstwa Bliskości. Zapraszam.

Witaj po dłuższej przerwie. Podcasty miały się ukazywać z żelazną konsekwencją co dwa tygodnie, ale – jak sama często mówię rodzicom – konsekwencja jest przereklamowana 😉 Uznałam, że nie warto przed urlopem nagrywać średniej jakości odcinka resztką sił i dałam sobie czas na odzyskanie energii. Jestem już po pierwszej turze wakacyjnych wyjazdów i wracam do regularnej działalności.

Dzisiaj chciałam opowiedzieć trochę o Rodzicielstwie Bliskości, czyli o nurcie, w którym jako psycholożka pracuję, ale także trochę opowiedzieć, jak wyglądała moja prywatna droga do niego.

Na pierwszym roku studiów musiałam napisać pracę roczną na dowolnie wybrany temat. Moje studia w ogóle były trochę inne niż tradycyjne, bo ja skończyłam Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. W dużym skrócie ta międzywydziałowość oznaczała, że mogłam jednocześnie uczyć się na kilku różnych kierunkach, miałam indywidualną opiekę naukową tutora z uczelni i dużo czasu na zdecydowanie się, w którym kierunku chcę iść i z czego napisać pracę licencjacką, a później magisterską.

Zaczęłam więc studiować pedagogikę oraz socjologię, z której po pół roku zrezygnowałam, a od drugiego roku rozpoczęłam jeszcze psychologię. Ponieważ moja opiekunka naukowa była psycholożką rozwojową, a ja byłam zafascynowana malutkimi dziećmi, które urodziły się u mnie w rodzinie, ustaliłyśmy, że praca roczna będzie dotyczyć rozwoju przywiązania we wczesnym dzieciństwie. W dużym skrócie: opisałam, jak to się dzieje, że malutkie dzieci nawiązują relację ze swoimi rodzicami lub opiekunami, od czego zależy kształt tej relacji, jak się w czasie zmieniały poglądy na temat pochodzenia związków emocjonalnych u niemowląt i małych dzieci i jaki to ma związek z dorosłym życiem człowieka. Tak naprawdę opisałam podstawy naukowe nurtu Rodzicielstwa Bliskości, o którym wówczas nie miałam zielonego pojęcia.Ta praca potem została wydrukowana w studenckim czasopiśmie naukowym i nadal można ją pobrać w internecie. Link podrzucam w notatkach do tego podcastu, czyli na stronie www.wymagajace.pl/003 jak numer tego odcinka. Nie uwierzysz, ale mimo że minęło tyle lat, dosłownie kilka tygodni temu dostałam mailowo pytanie o możliwość zacytowania mojej pracy w jakimś licencjacie, ba, sama przed chwilą wygooglowałam, że moja praca jest jako bibliografia obowiązkowa do jednego z przedmiotów na wydziale pedagogiki Uniwersytetu Zielonogórskiego 🙂

Później, w toku studiów, zafascynowałam się behawioryzmem i terapią poznawczo-behawioralną.  Ja jestem człowiekiem liczb i człowiekiem konkretu, więc koncentracja na widocznych objawach,  schematy, wzorce, ustalone reguły dotyczące terapii konkretnych zaburzeń bardzo do mnie trafiały. Cokolwiek by się o terapii poznawczo-behawioralnej nie mówiło, to ma ona najwyższą udokumentowaną skuteczność w leczeniu wielu zaburzeń psychicznych.

Zdaję sobie sprawę, że behawioryzm obrósł wieloma mitami i rodzice, którzy wychowują dzieci w ruchu Rodzicielstwa Bliskości czasem słyszą z różnych stron, że behawiorka to tresura i to jest kompletnie sprzeczne z szacunkiem wobec dziecka. Ja swego czasu napisałam na blogu tekst o 10 rzeczach, których – bez względu na Twój światopogląd wychowawczy – możesz się nauczyć od behawiorystów. Link do artykułu znajdziesz w notatkach.

Ale wracam do historii. Pracę magisterską z psychologii pisałam u profesor Katarzyny Schier, która jest praktykującą psychoanalityczką i zajmuje się psychosomatyką, czyli związkami między problemami zdrowotnymi a psychiką człowieka. Ja, jak już mówiłam, byłam nadal w mocnej fascynacji behawioryzmem i nurtem poznawczym, czego obecnie bardzo żałuję – bo podejrzewam, że gdybym była bardziej otwarta, to znacznie więcej mogłabym się od profesor Schier nauczyć w tym czasie.

Po ukończeniu studiów zrobiłam półroczny kurs terapii poznawczo-behawioralnej dzieci i młodzieży i zaczęłam pracę, konsultując nastolatków, rodziców z trudnościami wychowawczymi, prowadziłam też warsztaty dla kobiet. Wtedy chyba po raz pierwszy coś zaczęło mi zgrzytać, ponieważ reguły i schematy postępowań, które znałam, nie były dla mnie wystarczające. Miałam wrażenie, że ślizgam się gdzieś po powierzchni, nie docierając do sedna, że brakuje mi narzędzi do nawiązania bliższej relacji z dziećmi, które do mnie przychodzą i zrozumienia ich.

Kiedy zaszłam w ciążę, a niektóre moje koleżanki już miały malutkie dzieci, robotę zrobił algorytm Facebooka 😉 Otóż w propozycjach na Facebooku zaczęły mi się wyświetlać grupy, do których należały moje koleżanki z pedagogiki; była wśród nich grupa Rodzicielstwo Bliskości . Nie miałam pojęcia, co to oznacza, więc poszukałam tu i ówdzie i zamówiłam pierwszy poradnik Searsów pt. „Rodzicielstwo Bliskości” . Potem osadzoną w polskich realiach książkę Agnieszki Stein „Dziecko z bliska”  . Czytałam grupy na Facebooku. I wpadłam jak śliwka w kompot.

Historia zatoczyła koło. Wróciłam do tego, o czym czytałam na pierwszym roku studiów – o znaczeniu bliskiej i pełnej poczucia bezpieczeństwa relacji dla zdrowia psychicznego i fizycznego dziecka. O tym, że dotyk jest dla niemowlęcia równie ważny, jak pożywienie. Że pierwsze więzi z opiekunami mają związek z kolejnymi jego relacjami, w dorosłym życiu.

Pochłaniałam kolejne książki i szkolenia, pojechałam na konferencję do Łodzi, skończyłam kurs „Rodzicielstwo Bliskości dla profesjonalistów” u Agnieszki Stein. I tak to się dalej potoczyło.

Czym w ogóle jest Rodzicielstwo Bliskości? Ja mogę chyba powiedzieć o tym, czym jest dla mnie, bo nie ma jakiejś jednej jedynej słusznej definicji. W dużym skrócie chodzi o adekwatne odpowiadanie na potrzeby dziecka i poszanowanie jego indywidualności i granic. To jest taki nurt, w którym uznajemy, że dziecko rośnie i rozwija się poprzez bliską relację z drugim człowiekiem. Że to, co się dzieje między dorosłym a dzieckiem, więź pełna ufności, poczucia bezpieczeństwa, fizycznej bliskości, adekwatnego wrażliwego reagowania na komunikaty dziecka, jest podstawą do jego dobrego rozwoju. Kiedy myślę o RB, to myślę o podążaniu za dzieckiem, o towarzyszeniu mu w rozwoju zamiast przyspieszaniu go, czy wymuszaniu zmian, na które nie jest gotowe. I tak, jak behawioryzm koncentruje się na tym, co obserwowalne i jak to zmienić, tak Rodzicielstwo Bliskości raczej zastanawia się, co jest pod spodem, jakie potrzeby się za tym kryją, jak możemy poszukać wspólnie takiej strategii, która zaspokaja potrzebę dziecka i jest pełna szacunku, pozbawiona przemocy, a jednocześnie w zgodzie z moimi jako rodzica granicami fizycznymi i psychicznymi.

Kwestia granic jest odpowiedzią na pytanie, czym się różni RB od wychowania bezstresowego. Nie wydaje mi się, żeby coś takiego jak wychowanie bezstresowe w ogóle istniało. To jest jakiś mityczny twór, coś, czym się obśmiewa sytuacje, w której ludzie protestują przeciw celowemu wywoływaniu u dziecka trudnych emocji czy stosowaniu przemocy psychicznej. Taki straszak na tych, którzy nie chcą wchodzić w wydzielanie nagród i kar. W Rodzicielstwie Bliskości nie chodzi o to, żeby robić wszystko, żeby dziecko zawsze było zadowolone i uśmiechnięte. Tak się przecież nie da. Nie chodzi też o to, żeby dziecku na wszystko pozwalać. Ważna jest intencja i sposób komunikowania się. Czyli, czy zabraniam, bo to faktycznie niebezpieczna sytuacja albo dlatego, że to mnie boli, czy zabraniam, bo tak, żeby wiedziało, kto rządzi w domu.

Rodzicielstwo Bliskości jako nurt opieki nad dzieckiem czy filozofia, bo tak lubię o tym myśleć, czerpie przede wszystkim z teorii przywiązania, psychologii ewolucyjnej, wiedzy o sposobie funkcjonowania ludzkiego mózgu, psychologii międzykulturowej oraz komunikacji bez przemocy (NVC) .

Myślę, że dużym nieporozumieniem, z którym się czasem spotykam, jest utożsamianie Rodzicielstwa Bliskości wyłącznie z karmieniem piersią, chustonoszeniem i wspólnym spaniem. Czasem ludzie myślą, że jeśli nie karmią piersią, to nie są „RB”. Tymczasem sami Searsowie, którzy piszą o 7 filarach Rodzicielstwa Bliskości, podkreślają „tools not rules” – czyli to, co proponują, to są narzędzia, sposoby, ułatwiacze, a nie zasady, których trzeba przestrzegać. Karmienie piersią, będę już się trzymać tego przykładu, może ułatwiać nawiązanie bliskiej relacji z dzieckiem, ze względu na wpływ hormonów laktacyjnych na matkę oraz ilość dotyku, który zarówno mama, jak i dziecko, otrzymują wzajemnie. Ale absolutnie nie oznacza to, że bezpieczna więź między matką a niemowlakiem nie powstanie, jeśli mama karmi butelką, albo że więź jest lepsza lub gorsza, bo mama karmi tak czy inaczej.

Podobnie ma się rzecz z naturalnym porodem, noszeniem w chuście czy wspólnym spaniem. Akurat moja córka nie była noszona w chuście, choć dużo czasu spędzała na rękach albo przy piersi. A jeśli chodzi o wspólne spanie, to przez pierwszych kilka miesięcy spała w swoim łóżeczku, potem spała ze mną, potem znów sama, potem ze mną i teraz już od długiego czasu śpi sama. To, co jest ważne w Rodzicielstwie Bliskości, to wybieranie takich strategii, sposobów, które aktualnie odpowiadają rodzinie. Można karmić piersią i spać z dzieckiem, a być dalekim od Rodzicielstwa Bliskości, a można karmić butelką, spać dalej od dziecka i w ogóle nie używać chusty czy nosideł i żyć w tym nurcie całkowicie.

Jeśli wcześniej nie słyszałaś zbyt dużo o Rodzicielstwie Bliskości i chciałabyś poczytać trochę o tych narzędziach nawiązywania relacji, czyli o 7 filarach Rodzicielstwa Bliskości, to w notatkach do tego odcinka możesz pobrać plik ze streszczeniem właśnie 7 filarów Rodzicielstwa Bliskości z poradnika Searsów.

Tak naprawdę z tego, co właśnie powiedziałam, wynika odpowiedź na pytanie, które nierzadko ludzie mi zadają: moje dziecko ma cztery miesiące, rok, trzy lata, dopiero dowiedziałam się o Rodzicielstwie Bliskości, czy mogę zacząć je stosować, czy to nie za późno? Jeśli myślimy o Rodzicielstwie Bliskości jako o pewnej filozofii, a nie o narzędziach, to oczywiście, że nie za późno. Nigdy nie jest za późno, żeby mocniej postawić na budowanie zaufania w relacji z dzieckiem, nie jest za późno, by zmienić sposób komunikacji z dzieckiem, być uważniejszym w odczytywaniu jego potrzeb i reagowaniu na nie. Nigdy nie jest za późno, żeby zrezygnować z kar i nagród, bo ta rezygnacja ma też spore znaczenie dla podejścia bliskościowego – choć pewnie im dziecko jest starsze, tym więcej czasu zajmie nam odzyskiwanie jego zaufania w pewnych kwestiach. Myślę tu na przykład o nastolatku, któremu oddajemy odpowiedzialność za rzeczy, nad którymi dotychczas sprawowaliśmy kontrolę. Albo trzylatkowi, który był często odsyłany na karnego jeżyka za okazywanie trudnych emocji, a teraz chcielibyśmy, żeby razem z nami nauczył się je regulować i wyrażać. To wszystko da się zrobić, choć czasem potrzeba trochę więcej czasu.

Jeśli masz dziecko przedszkolne lub starsze, albo więcej niż jedno dziecko i gdzieś kołacze Ci się po głowie, że „to wszystko to piękna teoria, ale kiedy ma się kilkoro dzieci, to nie ma czasu tak tylko rozmawiać”, to polecam zacząć przygodę z RB od książki Małgosi Musiał „Dobra relacja” , bo nie tylko autorka jest mamą trójki dzieci i zna temat od podszewki, ale też jej książka jest pełna praktycznych narzędzi i konkretnych pomysłów.

Tak teraz pomyślałam, że jeśli interesuje Cię, gdzie można poczytać o Rodzicielstwie Bliskości, jakie książki z tej tematyki polecam w zależności od Twojego poziomu – nazwijmy to – zaawansowania i wieku dziecka, to daj, proszę, znać w komentarzu. Mogę przygotować osobny artykuł na ten temat, pokazać, jak poszczególne książki wyglądają w środku, bo niektóre są z podpowiedziami “co można zrobić, gdy moje dziecko robi coś-tam”, inne są bardziej do przemyśleń, a jeszcze inne z obszerną bibliografią, dla tych, których ten aspekt naukowy interesuje bardziej. Czekam więc na Twoje zdanie, czy taki wpis na blogu by się przydał. No, bo w wersji do słuchania to raczej się nie uda 😉

I na koniec jeszcze jedna refleksja: czy jest łatwo iść taką drogą? I tak, i nie.

Z jednej strony, nie wyobrażam sobie w tej chwili innego podejścia do opieki nad własnym dzieckiem, innych fundamentów niż te, na których obecnie się opieram.

Z drugiej, w ogóle bycie rodzicem jest strasznie trudne moim zdaniem. To, że jestem psycholożką, nie sprawia, że mam niekończące się zapasy energii fizycznej i psychicznej i że zawsze się zachowuję tak, jakbym chciała. Pewnie w niektórych kwestiach jest mi łatwiej, bo wiem, jak funkcjonuje mózg dziecka i dorosłego, jakie są normy rozwojowe, jestem może nieco bardziej świadoma swoich stanów psychicznych. Ale mimo to zdarza mi się pojechać automatem z tego, co sama zwykle słyszałam, jak byłam dzieckiem i kiedy to usłyszę, to zastanawiam się “jak ja mogłam to powiedzieć?”.

Kolejna trudna rzecz polega na tym, że efektów nie widać od razu. W przeciwieństwie do zastosowania szantażu, groźby, wymierzenia kary, której efekty w zachowaniu są widoczne od razu, bliskościowe podejście jest bardziej jak rolnictwo albo ogrodnictwo. Działasz, wkładasz wysiłek i czekasz. O różnicy, między tym, co działa doraźnie, a tym co wspiera długofalowo, pisała fajnie Anita Janeczek-Romanowska z bloga Być Bliżej.

Jeśli masz jakieś pytania dotyczące Rodzicielstwa Bliskości, chciałabyś, żebym jeszcze kiedyś rozwinęła jakiś wątek szerzej, to jestem otwarta na propozycje.

Na ten moment to już wszystko. Dziękuję Ci za wysłuchanie tego odcinka. Pamiętaj, że w notatkach czeka na Ciebie do pobrania 7 filarów Rodzicielstwa Bliskości według Searsów. Ach! I bardzo dziękuję za każdą ocenę w iTunes oraz łapkę w górę na Youtube’ie. Podziękowania dla Pauli za komentarz pod ostatnim odcinkiem! Każde słowo od Słuchaczek i Czytelniczek daje mi energię do dalszych działań. Pozdrawiam bardzo serdecznie i do usłyszenia już za dwa tygodnie!

[/showhide]

W tym odcinku usłyszysz:
  • Dlaczego zrobiłam przerwę w nagrywaniu podcastów?
  • Jak wyglądały moje studia?
  • Jak zajmowałam się Rodzicielstwem Bliskości, nie wiedząc, że to robię?
  • O mojej fascynacji terapią poznawczo-behawioralną
  • Co robiłam zaraz po ukończeniu studiów?
  • Jak trafiłam na pojęcie Rodzicielstwo Bliskości?
  • Czym dla mnie jest Rodzicielstwo Bliskości?
  • Czy można być bliskościowym rodzicem, nie stosując wszystkich filarów RB?
  • Czy może być za późno na Rodzicielstwo Bliskości?
  • Czy da się opiekować bliskościowo więcej niż jednym dzieckiem?
  • Czy łatwo iść drogą Rodzicielstwa Bliskości?

Kliknij prawym przyciskiem albo przytrzymaj, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.

Strony i miejsca wymienione w podcaście

 

 

 

Gdzie jest dostępny podcast?

Kolejne odcinki podcastu będą się ukazywały co 2 tygodnie i można ich posłuchać w kilku miejscach:      

 

 

 

  Jeśli podoba Ci się podcast, proszę, oceń go w iTunes – usłyszy dzięki temu o nim więcej świadomych rodziców 🙂 Oceń podcast MAMOWSKAZ Dziękuję i do usłyszenia!

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Mamowskaz 001: 5 mitów o spaniu z dzieckiem w jednym łóżku

Mamowskaz 001: 5 mitów o spaniu z dzieckiem w jednym łóżku

Chcesz poczytać? Zjedź niżej.

Posłuchaj podcastu Mamowskaz
Chcesz posłuchać? Naciśnij na żółty trójkąt na odtwarzaczu powyżej 🙂

Pobierz odcinek (mp3)

Z ogromną radością prezentuję pierwszy odcinek mojego podcastu Mamowskaz – czyli cyklicznej audycji do słuchania na temat rozwoju małych dzieci.

Od dziś co dwa tygodnie będą się ukazywać około półgodzinne odcinki, w których będę – jak zwykle w oparciu o naukowe źródła – dzielić się wiedzą o maluchach, tym razem nie tylko wymagających. W sam raz na spacer, przebieżkę, sprzątanie lub wieczorne usypianie malucha.

Na początek temat nadal kontrowersyjny. Przeczytałam w komentarzu na Facebooku, że „spanie z dzieckiem to nowa moda”. Owszem, całkiem nowa – ma jakieś 190 tysięcy lat, bo od tak dawna istnieje nasz gatunek. Mimo tego, że wspólne spanie jest naturalne, nadal pokutuje ogromna liczba mitów dotyczących spania z dzieckiem w jednym łóżku – z pięcioma najpopularniejszymi postanowiłam w pierwszym odcinku podcastu się zmierzyć:

Posłuchaj podcastu Mamowskaz

Możesz posłuchać podcastu na stronie albo na Youtubie lub też przeczytać zamieszczoną transkrypcję.

Jeśli wybierzesz wideo, proszę, zasubskrybuj mój kanał na YouTube oraz zaznacz „dzwoneczek” – będziesz wówczas otrzymywać powiadomienie o wszystkich nowych materiałach.

Autorem muzyki do podcastu jest Rafał Odrobina.

Transkrypcja (do czytania)

To jest pierwszy odcinek podcastu MAMOWSKAZ – Magdalena Komsta o rozwoju małych dzieci. W tym odcinku opowiem, kim jestem i skąd pomysł ten podcast oraz obalę 5 mitów dotyczących spania z dzieckiem w jednym łóżku. Zapraszam do słuchania.

Dzień dobry – witam Cię bardzo serdecznie w pierwszym odcinku mojego podcastu Mamowskaz. Nazywam się Magdalena Komsta i wspieram rodziców dzieci od urodzenia do trzeciego roku życia w towarzyszeniu im w rozwoju. Jestem z zawodu psycholożką, pedagożką, dyplomowaną promotorką karmienia piersią i doulą. Udzielam indywidualnych konsultacji online oraz w gabinecie, organizuję warsztaty oraz kursy online. Od 2016 roku prowadzę blog Wymagające.pl – blog o śnie, karmieniu i marudzeniu, dedykowany matkom i ojcom dzieci wymagających, czyli tzw. High Need Babies. Jeśli nie wiesz, kim są High Need Babies, zerknij koniecznie w notatki do tego odcinka, które znajdziesz na stronie www.wymagajace.pl/001 żeby przeczytać artykuł na ten temat.

W ogóle wszystkie linki do różnych miejsc w sieci, o których będę opowiadała w tym podcaście, dodatkowe informacje, znajdziesz właśnie w notatkach do odcinka – www.wymagajace.pl/001 – tak jak numer tego odcinka.

Już od dłuższego czasu zastanawiałam się nad poszerzeniem swojej działalności internetowej poza blog i kiedy spytałam najlepszą grupę na Facebooku – czyli moją grupę Wymagajace.pl – Magdalena Komsta grupa w duchu RB 😉 – o to, czy woleliby słuchać audycji czy oglądać wideo, ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że zdecydowanie w ankiecie zwyciężyły nagrania audio! Będziesz więc mogła posłuchać mnie, idąc na spacer z dzieckiem, jadąc samochodem, biegając, ćwicząc, sprzątając albo usypiając dziecko – wtedy to pewnie na słuchawkach. Kiedy prowadzę warsztaty na temat snu maluchów, sugeruję, żeby nie przeglądać  internetu na telefonie, kiedy usypia się wieczorem dziecko, ponieważ światło niebieskie emitowane z elektronicznych ekranów utrudnia zasypianie. Wtedy często pada pytanie “no to co robić?” Teraz już masz odpowiedź: słuchać mojego podcastu 😉

Okej, skoro już wiesz, kim jestem i skąd pomysł na ten podcast, pora na część merytoryczną.

Dziś chciałam odnieść się do 5 mitów dotyczących spania z dzieckiem w jednym łóżku. To jest z jednej strony temat stary jak świat, ponieważ od tysięcy lat nasz gatunek śpi ze swoim potomstwem w jednym łóżku, a z drugiej strony nadal – albo coraz bardziej – budzący kontrowersje w zachodniej kulturze. Wielu rodziców pyta mnie, czy spanie z dzieckiem jest w porządku, co na to psychologia rozwojowa, bo spotykają się z różnych stron z krytyką swoich decyzji albo sami nie są przekonani co do długofalowych skutków współspania.

Omówię więc pięć nieprawdziwych stwierdzeń, z którymi najczęściej się spotykam w internetowych dyskusjach, artykułach lub podczas warsztatów oraz które moje czytelniczki podpowiedziały mi w komenatarzach na Facebooku. Linki do badań, które będę przytaczać, znajdziesz w notatkach do tego odcinka.

Gotowa? Zaczynamy!

Mit numer 1 – Jak mu pozwolisz, będzie z Tobą spało do matury

(albo też Dziecko nie powinno spać z rodzicami, bo się przyzwyczai.)

Generalnie to prawda, że matka przyzwyczaja dziecko zarówno do wspólnego spania, jak i do noszenia. Tak, przyzwyczaja. W ciąży. Także to, co robimy po porodzie to raczej odzwyczajanie dziecka od całodobowego karmienia, noszenia i współspania, jakiego doświadczało przez ostatnie 9 miesięcy w brzuchu mamy.

A tak zupełnie serio: niektóre dzieci czują się bezpiecznie śpiąc samotnie w łóżeczku, natomiast bardzo wiele, wzorem innych ssaków, przez długi czas będzie potrzebowało fizycznej bliskości rodzica. Bliski kontakt między niemowlakiem a opiekunem, także w nocy, jest kluczowy ze względu na fizjologię. Współspanie skraca czas spędzony na nocnym płaczu, poprawia regulację temperatury, pracy serca i układu oddechowego malucha, reguluje poziomy hormonów i kształtowanie się połączeń między komórkami nerwowymi [1].

Wiele przedszkolaków jeszcze chce od czasu do czasu spać ze swoimi rodzicami – 40% czterolatków przynajmniej raz w tygodniu ląduje w łóżku z rodzicami [2]: sporo, prawda? Żeby zasnąć, trzeba czuć się bezpiecznie i to, że dzieciom bezpieczeństwo emocjonalne zapewnia rodzic, nie jest przecież niczym niewłaściwym. To nasza kultura wymyśliła, że przywiązywanie się do przedmiotów i poleganie w nocy na przytulance jest w porządku, a na żywym człowieku jest już nie ok. Raczej nie boimy się, że licealista pójdzie z tetrową pielusią na maturę, dlaczego więc miałby do studiów chcieć spać z rodzicami w jednym łóżku?

Bez względu na to, co robiliby rodzice, dzieci wyprowadzają się z ich łóżka prędzej lub później. Niemal wszystkie dzieci samodzielnie lub po delikatnej zachęcie decydują się na zmianę miejsca snu, zwłaszcza jeśli wiąże się ona z urządzeniem własnego pokoju według (zwykle mocno dyskusyjnego) gustu pociechy. Tak, jak dorastają do chodzenia, mówienia, odpieluchowania, tak samo dorastają do samotnego spania. W grę wchodzi jeszcze kultura – przykładowo w Japonii spanie w łóżku z rodzicami, a później z dziadkami jest uznawane za normalne i pożądane, i nikt nie robi z tego powodu specjalnego szumu.

Bywają okresy lepsze i gorsze w życiu dziecka, gdy wyprowadzkę dziecka z łóżka można próbować przeprowadzić. Więcej na ten temat pisałam w artykule “Kiedy wyprowadzić dziecko z łóżka rodziców?” – link do tekstu znajdziesz w notatkach do tego podcastu. Natomiast, jeśli wszystkim współspaczom odpowiada łóżko rodzinne, to dlaczego by nie? Śpijcie na zdrowie!

Mit numer 2 – Przez spanie z dzieckiem dochodzi do rozwodów

To, kto z kim i gdzie śpi jest w dużym stopniu kwestią kulturową. Można to popodglądać na historycznych filmach, w których małżonkowie z wyższych sfer mają osobne sypialnie i nikomu nie przychodzi do głowy, żeby mieli dzielić łoże przez całą noc, tylko dlatego że są parą.

Nie mam na ten temat badań, więc pozwól, że posłużę się wyłącznie dowodami anegdotycznymi, czyli informacjami zebranymi od moich kursantek, czytelniczek czy po prostu znajomych.

Rodzice, którzy w miarę się wysypiają, mają więcej empatii i energii na okazywanie sobie bliskości, także fizycznej. A do współżycia służy nie tylko noc i nie tylko łóżko w sypialni 😉

Wiem, że to dla niektórych bardzo dziwne, ale spora grupa ludzi lubi spać samotnie i wcale nie cierpi z powodu wyprowadzki na przysłowiową kanapę. Relacje między partnerami można budować na dziesiątki różnych sposobów, nawet jeśli sypia się w różnych łóżkach. Trudniej to robić, jeśli się nie sypia, bo na przykład mama karmiąca przez pół nocy krąży między fotelem do karmienia, łóżeczkiem dziecka a własnym łóżkiem. To zmęczenie, niewyspanie, brak wsparcia zabija intymność, a nie dziecko we wspólnym łóżku.

Jeśli rodzice mają skrajnie różne poglądy na temat współspania, to warto je poprzegadywać, bo czasem wiążą się z tym obawy lub mity, o których dziś opowiadam, czasem chodzi o niezaspokojone potrzeby którejś z osób w związku, a łóżko i kłótnie z tym związane to wierzchołek góry lodowej.

Mit numer 3 – Dziecko, które śpi z rodzicami, jest później niezaradne i niesamodzielne

Zanim posłużę się badaniami, to mała dygresja: jako społeczeństwo nastawione na indywidualizm bardzo gloryfikujemy niezależność i mamy duży problem z uznaniem tego, że dzieci stosunkowo długo są niesamodzielnie. I że dorośli też lepiej funkcjonują, gdy mają wokół innych ludzi, których w razie czego mogą poprosić o pomoc. My, ludzie, jesteśmy gatunkiem, który najdłużej potrzebuje wsparcia swoich rodziców, bo najpóźniej dojrzewa. Porównajmy sobie choćmy umiejętności ruchowe źrebaka i ludzkiego noworodka – to totalny kosmos.

Wielu osobom wydaje się, że jeśli będziemy wymuszali na dzieciach odseparowanie się od rodziców, zanim same będą na to gotowe, to robimy im przysługę. Niestety, to mylenie samodzielności z brakiem wyboru.

Samodzielność nie polega na tym, że zostaję samotnie w łóżku czy pokoju i po większym lub mniejszym proteście w końcu tam zasypiam. Taka sytuacja to po prostu brak wyboru. Samodzielność to inaczej autonomia, podjęcie decyzji, że ja chcę coś zrobić sama, że nie chcę teraz korzystać ze wsparcia. Że chcę zasypiać sama, spać sama w łóżeczku przez całą noc.

Agnieszka Stein kiedyś w wywiadzie powiedziała, że “możemy prosić o pomoc nie tylko dlatego, że jej potrzebujemy, ale też dlatego, że coś jest fajniej zrobić razem z kimś. Są takie rzeczy, które mogłabym zrobić sama, ale kiedy robię to razem z kimś, to obydwoje mamy z tego więcej przyjemności.” I trochę tak jest właśnie z zasypianiem. Znasz pewnie nawet dorosłe osoby, które kiedy ich mąż czy żona wyjadą, to mówią, że czują się nieswojo samotnie śpiąc w łóżku. A przecież są dorosłe i trudno byłoby powiedzieć, że są niesamodzielne!

A tak wracając do faktów: wiemy z badań, że niemowlęta współśpiące z rodzicami częściej nawiązują z nimi bezpieczną więź [3]. Oznacza to, że dzięki wspólnemu spaniu rośnie szansa, że relacja dziecka z rodzicami będzie pełna poczucia bezpieczeństwa i ono tę relację będzie przekładało na związki z innymi ludźmi w przyszłości. Po drugie, wbrew popularnym opiniom, badania wskazują, że przedszkolaki, które już od niemowlęctwa spały z rodzicami, jako dzieci są tak samo albo nawet bardziej samodzielne niż ich rówieśnicy śpiący samotnie [4]. Lepiej radzą sobie zarówno z samoobsługą typu samodzielne ubieranie się, jak i są odważniejsze w kontaktach społecznych. Co ciekawe, to właśnie matki śpiące ze swoimi dziećmi najmocniej wspierały rozwój autonomii dziecka. Wyposażenie dziecka w poczucie bezpieczeństwa, gdy jest ono malutkie, pomaga w jego rozwoju społecznym, gdy jest ono starsze.

Swoją drogą, to wydaje się naprawdę intuicyjne – we wszystkich plemionach tradycyjnych, prymitywnych, które żyją tak, jak kiedyś wszyscy ludzie na ziemi, dzieci są wychowywane w bardzo bliskim kontakcie – są całymi dniami noszone w chustach, są długo karmione piersią i śpią z matkami przez kilka lat. I mimo wszystko zanim jeszcze zostają nastolatkami potrafią zatroszczyć się o swoje pożywienie i schronienie, opiekują młodszymi członkami plemienia i to nasze zachodnie dzieci zostałyby przy nich ocenione jako kompletnie niezaradne życiowo.

Poza tym są też dowody na to, że dzieci śpiące z rodzicami mają wyższe kompetencje poznawcze [5], wyższą samoocenę i niższy poziom lęku [6], a w wieku nastoletnim rzadziej  cierpią na zaburzenia psychiczne [7].

No i powiedzmy sobie to wyraźnie, bo ten mit też się pojawia tu i ówdzie: spanie z dzieckiem w jednym łóżku nie przyczynia się do jego późniejszych zaburzeń seksualnych ani nie wpływa na jego orientację seksualną.

Nie ma dowodów na to, żeby spanie z mamą w jednym łóżku sprawiało, że chłopcy stają się gejami. Jeśli ktokolwiek twierdzi inaczej, poproś o dowody z badań (nie będzie ich miał).

Mit numer 4 – Spanie z dzieckiem jest niehigieniczne

Szczerze mówiąc, nie jest mi łatwo odnieść się do tego stwierdzenia, bo żadna z osób, które usłyszały że spanie z dzieckiem jest niehigieniczne, nie potrafiła przytoczyć argumentacji oponentów współspania.

Myślę, że warto tu powiedzieć o trzech rzeczach.

Po pierwsze, dzieci nie są sterylne i ich skóra, jelita czy górne drogi oddechowe od początku są zasiedlone różnymi mikroorganizmami. Ba, przez wiele lat myślano, że płód czyli dziecko w brzuchu przed porodem jest sterylne, ale teraz już wiemy, że to nieprawda, nawet w łożysku i wodach płodowych są już bakterie. Noworodek przy porodzie drogami natury jest zasiedlany florą bakteryjną z okolic odbytu matki – i jakkolwiek by to nie brzmiało, to bardzo dobrze. Bezpieczniejsze dla dziecka jest otrzymanie pożytecznych bakterii od matki niż patogennych bakterii szpitalnych.

Nieprawidłowy skład flory bakteryjnej niemowlęcia może zwiększać ryzyko chorób autoimmunologicznych, alergii, astmy, cukrzycy czy otyłości [8].

Eksperci zgadzają się co do tego, że jeśli chodzi o mikrobiom to im większa różnorodność, tym lepiej – i zdrowiej. Skoro tak nienachalnie higieniczne zwierzę jak pies zmniejsza ryzyko alergii i otyłości u niemowląt [9], to prawdopodobnie dodatkowe bakterie dostarczone przez rodziców przez sen nie mają negatywnego wpływu na dziecko. Tym bardziej, że ilość kontaktu fizycznego z noworodkiem czy niemowlakiem w ciągu dnia, zwłaszcza przy karmieniu piersią, jest ogromna i wszyscy rodzice, także nieśpiący z dzieckiem w jednym łóżku, wymieniają się z maluchem florą bakteryjną. Oczywiście nie zwalnia nas to z obowiązku zachowywania podstawowej higieny ciała, rąk po skorzystaniu z toalety, powrotu do domu i tak dalej.

Po drugie, jeśli śpicie z dzieckiem w jednym łóżku, to ze względu na higienę oraz zdrowie, zwłaszcza w rodzinach z alergiami, należy wymieniać kołdry i poduszki co 2 lata, a materac co 10 lat [10]. Czasem o tym nie myślimy, bo maleństwu kupuje się nowe łóżeczko i nowy materac, a rodzice śpią na wysłużonych łóżkach.

I po trzecie, ogromnie ważna rzecz, o której powiem więcej za chwilę, przy okazji piątego mitu. Jeśli rodzic pali papierosy, to spanie z dzieckiem w jednym łóżku rzeczywiście jest niehigieniczne. Co więcej, ono jest nie tylko niehigieniczne ale po prostu śmiertelnie niebezpieczne. Substancje smoliste, zawarte w papierosach, osadzają się na skórze, włosach, ubraniach palacza i są przez sen wydzielane w oddechu i poprzez skórę. I to dla niemowlaka jest ogromnym zagrożeniem. Palenie papierosów przez opiekuna jest uznawane za jeden z największych czynników ryzyka śmierci łóżeczkowej [11].

 

Mit numer 5 – Spanie z dzieckiem w jednym łóżku jest dla niego śmiertelnym niebezpieczeństwem

Kiedy ktoś podnosi ten argument, zawsze pytam: ile razy w ciągu ostatniego roku spadłeś w łóżka w nocy? Zwykle ani razu, nie tylko w ciągu roku, a nawet w ciągu kilkunastu lat. Dlaczego nie spadasz z łóżka przez sen? Przecież śpisz! Ano dlatego, że człowiek, nawet w fazie głębokiego snu, nie traci do końca kontaktu z rzeczywistością. Mózg także przez sen kontroluje pozycję, w której znajduje się ciało. Dlatego trzeźwy rodzic, nie będący pod wpływem alkoholu, narkotyków czy leków zmieniających świadomość, nie stanowi zagrożenia dla własnego dziecka.

I tu kilka uwag – spanie z dzieckiem jest bezpieczne, jeśli przestrzegamy podstawowych zasad [12]. Po analizie danych statystycznych, do których możecie zerknąć w notatkach, badacze dochodzą do wniosku, że jeśli trzymamy się kilku warunków, wspólne spanie z niemowlakiem nie zwiększa ryzyka śmierci łóżeczkowej. Ba, w przypadku mamy karmiącej piersią, karmienie dziecka na leżąco jest znacznie bezpieczniejsze niż na siedząco, gdy może zasnąć i upuścić dziecko.

Po pierwsze, to co mówiłam – rodzic musi być trzeźwy. Po drugie – absolutnie zabronione jest współspanie, jeśli którykolwiek z rodziców pali papierosy albo matka paliła je w ciąży. Po trzecie, trzeba dobrze przygotować miejsce do snu – materac powinien być twardy, a poduszki i kołdry powinny być poza zasięgiem dziecka. Zabezpiecz dziecko przd upadkiem lub zaklinowaniem się w jakichś szczelinach. Uwaga na przegrzewanie – maksymalna temperatura w sypialni to 20 stopni Celsjusza. Po czwarte, jeśli śpisz z więcej niż jednym dzieckiem, to nie powinny one leżeć obok siebie.

To tak w dużym skrócie – przygotowałam dla Ciebie specjalną infografikę podsumowującą podstawowe zasady bezpiecznego współspanie, którą możecie pobrać i przejrzeć albo pokazać partnerowi czy strwożonej babci. Link do pobrania tej grafiki z zasadami znajdziesz w notatkach do tego podcastu.

Jeszcze jeden drobiazg na koniec – śmierć łóżeczkowa wydarza się tylko w pierwszym roku życia. Po pierwszych urodzinach w zupełności nie ma się czego bać!

To tyle na dzisiaj – dziękuję Ci za wysłuchanie tego odcinka i zapraszam na kolejny już za dwa tygodnie. Do usłyszenia, papa!

[/showhide]

W tym odcinku usłyszysz:
  • Kim jestem?
  • Skąd pomysł na podcast?
  • Dlaczego słuchanie jest lepsze niż czytanie przy wieczornym usypianiu?
  • Czy matki przyzwyczajają dziecko do wspólnego spania?
  • Jakie są korzyści ze współspania?
  • Jak wiele przedszkolaków śpi z rodzicami?
  • Czy dzieci dorastają do wyprowadzenia się z łóżka rodziców?
  • Czy spanie z dzieckiem zabija związek między partnerami?
  • Czym jest samodzielność?
  • Jaki ma związek wspólne spanie z bezpieczną więzią?
  • Czy dzieci śpiące z rodzicami są mniej samodzielne?
  • Czy to wpływa na orientację seksualną dziecka?
  • Czy spanie z niemowlakiem jest niehigieniczne?
  • Jak często zmieniać kołdry, poduszki i materac?
  • Czy spanie z niemowlakiem zwiększa ryzyko śmierci łóżeczkowej?
  • Jakich zasad należy przestrzegać?
  • Kiedy można przestać się obawiać śmierci łóżeczkowej?

Kliknij prawym przyciskiem albo przytrzymaj, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.

Strony i miejsca wymienione w podcaście:

Badania, o których opowiadam w odcinku:
Gdzie jest dostępny podcast?

Kolejne odcinki podcastu będą się ukazywały co 2 tygodnie i można ich posłuchać w kilku miejscach:

Jeśli podoba Ci się podcast, proszę, oceń go w iTunes – usłyszy dzięki temu o nim więcej świadomych rodziców 🙂

Oceń podcast MAMOWSKAZ

Dziękuję i do usłyszenia!

 

Potrzebujesz informacji o bezpiecznym współspaniu? Sprawdź szkolenie „Spanie z dzieckiem"!

Jak odstawić poranne karmienie?

Jak odstawić poranne karmienie?

Pierwsze poranne karmienie po przebudzeniu – dla jednych trudne, a przez innych uwielbiane, zwykle dlatego, że pierwszym promykom słońca towarzyszy promyk nadziei: „może jeszcze pośpi?” 😉

Poranne karmienie jest sposobem na przedłużenie przyjemnego wylegiwania się z dzieckiem w łóżku i trzeba mieć świadomość, że jego wyeliminowanie może oznaczać wcześniejsze wstawanie (często z głośnym AM AM!) 🙂 Z tego powodu wiele mam pozostawia sobie to karmienie jako jedno z ostatnich do odstawienia. Są jednak takie rodziny, którym minusy przesłaniają plusy, bo poranne sesje przy piersi utrudniają wyjście z domu na czas albo opóźniają śniadanie, które chcieliby dziecku podać.

Jakie strategie można zastosować przy eliminacji porannego karmienia?
  • Zmień rytuał – wypracuj nowy sposób na rozpoczynanie dnia. Warto przez kilka poranków zaskoczyć dziecko albo poprzedniego wieczora, jeśli jest starsze, dogadać się z nim, jak będzie wyglądał kolejny dzień. Można to wspólnie narysować 🙂 Jeśli to możliwe, warto wstać przed dzieckiem, przygotować śniadanie i przynieść je do łóżka. Można odsłonić okna, włączyć muzykę, zagadać, wyjąć fajną książkę/zabawkę, włożyć do chusty/nosidła na plecy, wziąć do wspólnego szykowania śniadania lub do łazienki. Niektórzy zapobiegliwi szykują niepsujące się miniśniadanie na szafce nocnej, aby głodomorowi zaproponować jedzenie w ciągu 5 sekund od otwarcia przez niego oczu.
  • Wykorzystaj wsparcie innego dorosłego, który przejmuje dziecko od razu po przebudzeniu i podaje mu jedzenie lub przygotowuje je z nim. Nie tylko pierś, ale i zdrowe żywienie chwilowo odstawiamy na bok – jeśli przez kilka pierwszych poranków nie będzie to najzdrowsze śniadanie świata, warto przymknąć na to oko. Chodzi o zmianę skojarzenia i stworzenie wspólnego, przyjemnego rytuału dziecka z innym opiekunem.
  • Odseparuj się. Łatwiej jest nie karmić dziecko nad ranem, gdy uda nam się przenieść dziecko lub siebie do innego łóżka lub pokoju (choć jest to w przypadku wielu dzieci zadanie ponad siły, ponieważ nad ranem każdy człowiek na ziemi ma mniejszą presję snu, krótsze cykle snu i więcej czasu spędza w jego płytkiej fazie, więc wymknięcie się przy czujnych wczesnorannych radarach malucha bywa bardzo trudne. Wie to każdy rodzic, który od 5 rano czuje zew natury, ale boi się wstać do toalety i leży bez ruchu z pełnym pęcherzem 😉 )
  • Skracaj karmienie. Jeśli karmienie poranne jest dla Ciebie w porządku, ale gdy trwa zbyt długo, spóźniacie się z wyjściem z domu,  to poza wstawaniem o nieludzkiej porze, możesz spróbować umówionej presji czasowej. Umówionej – to słowo klucz. Wyjaśnij dziecku, że będzie karmione, ale wyłącznie tyle, ile trwa piosenka, którą dziecko zna lub przesypywanie się piasku w klepsydrze.

Poranne jęczybuły (to ma nazwę!)

Niektóre dzieci, zwłaszcza te, które nie są już karmione w nocy, rano są bardzo marudne i niezadowolone, nawet jeśli przespały całą noc i obiektywnie wydaje się, że powinny być wyspane. Dopiero kilka chwil po przystawieniu do piersi wraca im dobry humor.

To zjawisko nazywa się inercją senną (sleep inertia). Jest to stan gorszego funkcjonowania intelektualnego i emocjonalnego po obudzeniu się – taki nieogar połączony z marudnością. Z pewnością znasz jakiegoś dorosłego z dość poważną sleep inertia, którą można streścić hasłem: „do pierwszej kawy nie mów do mnie”. Dokładna przyczyna tego stanu nie jest jeszcze znana, hipotezy są różne: wybudzenie z głębokiej fazy snu (ktoś nas wybudza lub z uwagi na niedojrzałość układu nerwowego dziecko samo się wybudza), spadek glukozy we krwi, zwłaszcza po obfitym posiłku przed zaśnięciem, skłonności indywidualne (geny). Jeśli powtarza się bardzo często, warto zbadać poziom cukru we krwi.

Wyeliminowanie porannego niezadowolenia bez konieczności przystawiania dziecka do piersi może być łatwiejsze, jeśli spróbujesz następujących wskazówek:

  • Nie opuszczaj drzemek w ciągu dnia lub kładź dziecko spać nieco wcześniej, ponieważ przy niewyspaniu sleep inertia się pogarsza (dziecko szybciej wchodzi w głęboki sen i dłużej w nim pozostaje, a właśnie wybudzenie z tej fazy snu daje efekt inercji).
  • Przygotuj na szafce nocnej wieczorem niepsujący się miniposiłek/ początek śniadania, który dziecko lubi (typu banan czy pół szklanki soku), by podnieść szybko poziom cukru we krwi.
  • Wpuszczaj poranne światło do sypialni przed definitywnym wstaniem (wzrasta poziom kortyzolu odpowiedzialnego za obudzenie w stanie przytomności).
  • Dowiedziono skuteczność włączenia łagodnej, niezbyt głośnej muzyki, obniżenia temperatury w sypialni (otwarcie okna?) i schłodzenia dłoni i stóp (zdjęcie skarpetek?) w szybkim zatrzymaniu sleep inertia.

 

Jeśli chciałabyś przesunąć porę wstawania oraz zasypiania Twojego dziecka o około 1–2 godziny, to zapraszam Cię na stronę kursu "Moje dziecko późno chodzi spać!". Skrócisz czas usypiania i odzyskasz swoje wieczory!

Jak dobrze mieć hajnida!

Jak dobrze mieć hajnida!

Zanim pomyślisz, że zwariowałam i że już nie pamiętam, jak to jest nieustannie nosić dziecko na rękach, zabawiać do utraty sił, budzić się wielokrotnie w nocy, karmić ze zdrętwiałymi od długiego siedzenia pośladkami i pchać wózek brzuchem wracając ze spaceru, chcę Ci powiedzieć, że pamiętam. Aż za dobrze.

Wiem też, że wybieganie myślami we wczesną podstawówkę może stwarzać trudności, jeśli ma się wymagającego malucha i istotnym wyzwaniem jest dożycie do godziny 20:00. Pamiętam tę radość, gdy zbliżała się pora kąpieli, pomieszaną z delikatnym przerażeniem, że nie zdążę zejść na dół i już będę wracać do przebudzonego kilkumiesięczniaka.

Lubię jednak zmienianie perspektyw i szukanie plusów w każdej sytuacji, nawet hajnidowej. Przeformułujmy więc problem na wyzwanie, by z Haliną Kunicką zanucić „Jak dobrze mieć sąsiada hajnida„:

Mniej o jedno nocne zmartwienie młodych rodziców

Zarówno w fazie cyklu aktywnego, jak i w momentach przejścia z jednej fazy snu w drugą (poczytasz o nich TUTAJ) organizm monitoruje, czy wszystko z nim w porządku. Sprawdza, czy nie jest odwodniony, głodny, czy nie jest mu zbyt ciepło lub za zimno, czy go nie swędzi albo nie boli, czy ma wystarczającą ilość tlenu do oddychania, czy matka nie oddaliła się od niego (i czy nie czają się dokoła wilki) itd. Jeśli dziecko ocenia, że jest bezpieczne, przechodzi w fazę snu głębokiego, w którym ciężej byłoby mu się obudzić w razie jakichś trudności.

Wymagające dzieci są bardzo podatne na wszelki dyskomfort. Lubię nazywać je „księżniczkami na ziarnku grochu”. Szybko i często czują, że coś jest nie halo.

Denerwujące? Tak. Męczące? Okropnie. Bezsensowne? Nie, przeciwnie – bardzo mądre.

Mocny, głęboki sen nie powinien trwać zbyt długo, bo dla niedojrzałych fizjologicznie i niesamodzielnych niemowląt mogłyby to stanowić śmiertelne zagrożenie. Gdyby ludzkie niemowlęta nagle dogadały się, że od dziś śpią jak dorośli (czyli dłużej i głębiej), część z nich, ta bardziej wrażliwa na niekorzystne warunki środowiskowe, mogłaby się w ogóle nie obudzić. Innymi słowy: duża proporcja snu lekkiego i podatność na częste pobudki u wymagających niemowląt chroni je przed tym, czego wielu rodziców się obawia – przed zespołem nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS) [1, 2, 3].

Mniej prania prześcieradeł

Poza SIDS, jest jeszcze jedno zaburzenie, na którego występowanie są znacznie mniej podatne wybudzające się dzieci: to moczenie nocne. Większość zdrowych dzieci do 5 r.ż. zaczyna kontrolować siusianie także w nocy. Wśród tych pięciolatków i starszych dzieci, które nie kontrolują jeszcze pęcherza w nocy, mimo bycia odpieluchowanymi w ciągu dnia od bardzo długiego czasu, zdecydowana większość to osoby „z kamiennym snem”, trudne do wybudzenia [4].

Stosowane czasem w terapii moczenia nocnego tzw. „alarmy wybudzeniowe” (dzwoniące głośno, gdy na majtkach pojawi się wilgoć), niejednokrotnie stawiają w środku nocy na równe nogi całą rodzinę… poza zsiusianym, słodko śpiącym dzieckiem.

Po owocach ich poznacie

Jeśli oczekiwania względem hajnida są realistyczne, czyli nie próbujemy go przekonać do stylu działania, który jest sprzeczny z jego temperamentem (usiądź cichutko i czerp radość z samotności), nasza wrażliwa opieka może z czasem dać niezwykłe owoce. Badania wskazują, że dzieci o trudnym temperamencie w wieku szkolnym są bardziej lubiane przez uczniów i nauczycieli, bardziej skłonne do współpracy, mają większą samokontrolę i lepszą gotowość szkolną niż ich rówieśnicy o łatwym temperamencie, ale pod pewnym warunkiem.

Tym warunkiem jest relacja z Tobą.

Tak, wymagające dzieci łatwiej jest niestety “zepsuć”, ale są także bardziej podatne na pozytywne skutki opieki. Bliska relacja, podejście pełne szacunku, dostępność emocjonalna i reagowanie na potrzeby hajnida sprawiają, że z rozkrzyczanego niemowlaka wyrasta wrażliwy, ale empatyczny, kompetentny poznawczo i otwarty na ludzi młody człowiek [56] (może by przykleić sobie to zdanie gdzieś w widocznym miejscu i powtarzać w trudnych chwilach?) .

A czego Ciebie nauczyło wymagające dziecko?

Takie pytanie zadałam w mojej grupie na Facebooku i otrzymałam wiele komentarzy, w których wielu z Was z pewnością odnajdzie część siebie:

Przetrwanie tego najgorszego okresu daje wielkie pokłady siły, dumy z siebie samego, że dało się radę i rośnie taki piękny mądry mały człowiek.

Więcej spontaniczności, otwartości na jej pomysły, dawania przestrzeni innym. Zdjęła ze mnie potrzebę „kierowania” innymi. Po prostu płyniemy, czasem pod prąd, czasem za burtą, ale zawsze razem.

Nauczyłam się odpuszczać. Zanim pojawił się mój hajnidek wszystko musiałam mieć zrobione od razu, na 100% i najlepiej jak się dało. Teraz jest to niemożliwe 🙂 Na początku bardzo mnie to frustrowało, że nie mogę zrobić czegoś do końca, albo w ogóle zacząć :/  Wstawienie i wywieszenie prania urastało czasem do rangi rzeczy ekstremalnie niemożliwych do zrobienia. Czasem dalej tak jest, ale już mi to nie przeszkadza ? Cieszę się czasem jaki mamy dla siebie, to tak szybko mija…

Dzięki niemu weszłam na ścieżkę Rodzicielstwa Bliskości, Self-Reg i NVC. Starałam się dociec, dlaczego on tak, a nie inaczej reaguje w różnych sytuacjach i dzięki tej wiedzy powoli staję się lepszą mamą i lepszym człowiekiem w ogóle.

Gdyby nie moja córka, zapewne nie miałabym teraz takiej dodatkowej wiedzy, jaką zdobyłam – o istnieniu HNB, Rodzicielstwa Bliskości, skoków rozwojowych itd. Pewnie wierzyłabym ślepo w to, co czasem mówią mi inni- że dziecko manipuluje, wymusza, że przyzwyczaiłam itp.

Że jak mi ktoś mówi: zobaczysz co będzie jak zacznie raczkować, chodzić, pyskować itp., odpowiadam, że po tym co mi zafundował w pierwszym roku życia, już nic mi nie straszne.

Syn przede wszystkim nauczył mnie pokory i cierpliwości. Nie oceniam już innych matek, bo sama w wielu kwestiach czuję się niezrozumiana przez to, że moje dziecko jest wyjątkowe. Nauczył mnie też, że nie ma instrukcji obsługi dziecka. To, że na większość dzieci coś działa, to nie znaczy, że jest tak w przypadku wszystkich.

Nauczyłam się nie oceniać innych rodziców, podążać za własną intuicją, odpowiadać na potrzeby dziecka

Moja córka nauczyła mnie bycia tu i teraz (a próbowałam latami to wypracować), dzięki niej poznałam sztukę motania i zakochałam się w pięknie chust 🙂 Poznałam mnóstwo ciekawych matek/kobiet, z wieloma „starymi” znajomymi się zbliżyłam.

Nauczyła mnie szanowania jej granic i wyznaczania swoich własnych. Czytając literaturę, nauczyłam się języka osobistego, co bardzo poprawiło moją relacje z partnerem. Czuję, że każde z nas ma swoje miejsce w rodzinie.

Jestem lepiej zorganizowana. Myślę, że po powrocie do pracy w korpo niejeden specjalista będzie zaskoczony jak ogarniam wielozadaniowość (multitasking) 🙂

Nauczyłam się robić wiele rzeczy jedną ręką 😉

Wszystko super, ale jak dożyć do momentu, w którym będę mogła spojrzeć wstecz i ubrać swoje doświadczenia we wnioski, nie zasypiając w połowie zdania?

Jeśli jesteś na początku wspólnej drogi z wymagającym dzieckiem, nawet gdy to nie jest Twoje pierwsze maleństwo, zebrałam kilka wskazówek udzielonych przez „matki, które też tam były”.

  • Śpij, kiedy dziecko śpi (jeśli masz jedno dziecko i ten komfort, który już się przy następnych może nie powtórzyć).
  • Może ważniejsze: jedz, kiedy dziecko je. Także w trakcie karmienia piersią. Kto nie strzepywał okruszków albo nie wycierał ketchupu z głowy niemowlaka, niech pierwszy rzuci kamieniem! A tak serio, wiele mam High Need Babies bardzo chwali sobie metodę BLW i wspólne siadanie do stołu. Znam ojców, którzy szykowali swoim partnerkom wałówkę (kanapki, koktajle, orzechy, pokrojone owoce i kawę w termosie) rano przed wyjściem do pracy. Na głodzie zapasy empatii i kreatywności po prostu szybko się wyczerpują.
  • Zabezpiecz dom tak, by generować w dziecku jak najmniej frustracji. Zdejmij skarpetki, żeby nie ślizgało się na panelach przy pierwszych próbach poruszania się. Powynoś, pozakrywaj i poprzestawiaj co się da, by swobodnie mogło pełzać, raczkować i chodzić po mieszkaniu, bez ciągłego wysłuchiwania „nie wolno!” (i reagowania złością na zakazy). Jeśli masz kilkumiesięcznego amatora kociej karmy, ponoć można miski postawić w łazience lub na parapecie.
  • Włączaj dziecko od początku w normalne życie rodziny, pozwól uczestniczyć w robieniu prania, wieszaniu go, gotowaniu, sprzątaniu itd. Dla wielu maluchów to ogromna frajda i jednocześnie możliwość, by nie zarosnąć brudem.
  • Twoja wygoda jest warta KAŻDYCH pieniędzy. Szeroki materac, dopasowane nosidełko, dobrana chusta, konsultacja z doradczynią laktacyjną czy psychologiem, wizyta fizjoterapeuty dziecięcego w domu, który pokaże, jak wspierać rozwój niemowlaka odpowiednią pielęgnacją, Twój masaż, dobre sprzęty w kuchni, które prawie „same gotują” – wszystko, co pozwoli Ci czuć się lepiej i milej. Niektórzy raz na tydzień lub dwa płacą za sprzątanie mieszkania.
  • Wychodź do ludzi. Na mojej grupie rodzice hajnidów się umawiają w swoim gronie i wiedzą, że nikt krzywo nie spojrzy. Jest sporo wymagających dzieci, które okropnie się nudzą zamknięte w czterech ścianach, a na spotkaniach, w gościach, na dworze brylują.
  • Rozszerzaj grono opiekunów dziecka. Samodzielne zajmowanie się przez większość doby dzieckiem lub kilkorgiem dzieci jest ogromnie obciążające fizycznie i psychicznie. Każdy człowiek, a zwłaszcza matka wymagającego dziecka, potrzebuje chwili samotności. Pamiętam ten entuzjazm, gdy sama pojechałam do Biedronki 😉 Startujesz od 5 minut i dwóch rundek wokół bloku i stopniowo wydłużasz czas bez dziecka. Tata, babcia, ciocia czy ktokolwiek naprawdę da sobie radę.
  • Nie bój się kreatywności. Czasem martwimy się, że jak na coś „pozwolimy”, to już zostanie tak na zawsze. Tymczasem dzieci szybko wyrastają z pewnych strategii, a czasem gdy są starsze, dużo łatwiej je przekonać do innych rozwiązań, niż walczyć na początku.
  • Wyluzuj. Godzina 21:00, wszyscy żyją, coś jedli i było przytulane? Good job, zamów sobie pizzę 😉 Obniżaj oczekiwania, małe wymagające dziecko wprowadza w tryb przetrwania. Będzie jeszcze czas na inne rzeczy. Zakładanie, że  będę miała posprzątanie i ugotowane jak przed dzieckiem, ze zrobionym make-upem i paznokciami, założę własny biznes i będę ćwiczyć jogę w ciągu drzemek dziecka, jest prostą drogą do frustracji. Zrealizowanie 20% dziennego planu jest megasukcesem. Jak dziecko zje słoiczek czy parówkę dwa razy w tygodniu, to nie umrze. Serio. Lepiej mieć parówkę niż gotowane na tybetańskim dymie ekoobiadki z jarmużu w pakiecie z wypaloną matką w depresji.
  • Nie porównuj się z innymi. Nic nie zabija tak radości z macierzyństwa, jak porównywanie swojej sytuacji do sytuacji innych. Zawsze będą dzieci, które lepiej śpią, więcej jedzą, mniej płaczą i same podcierają sobie pupę już w niemowlęctwie. I najprawdopodobniej nie jest to zasługą ich rodziców, ale po prostu genów [7]. Szukaj osób, które Cię zrozumieją, stwórz swoją wioskę, choćby online.

A czego Ciebie nauczyło Twoje dziecko? Ponućmy razem w komentarzu „Jak dobrze mieć hajnida…” 🙂

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Dlaczego WSZYSTKIE dzieci przesypiają noc, a Twoje nie?

Dlaczego WSZYSTKIE dzieci przesypiają noc, a Twoje nie?

Kiedy w towarzystwie znajomych, na imprezie rodzinnej lub w niewłaściwych grupach/forach powie się głośno o nieprzesypiającym nocy – dajmy na to –  rocznym dziecku, zostaniemy zalani potokiem zdziwień i porad. Jak to? To Twój roczniak budzi się jeszcze w nocy?! Moje to już OD DAWNA śpi w swoim łóżku, we własnym pokoju i to bez pobudek, od 19 do 7 rano. Co więcej: głośno i wyraźnie mówi „Dobranoc, matulu” przed zamknięciem powiek. Musiałaś gdzieś popełnić błąd!

I tak od słowa do słowa, zaczynamy się zastanawiać, czy rzeczywiście to niespanie to nie jest przypadkiem naszą winą. W końcu WSZYSTKIE dzieci WSZYSTKICH naszych znajomych i nieznajomych przesypiają noc, a przynajmniej śpią znacznie lepiej niż nasze! Albo my jesteśmy kiepskimi rodzicami, albo z naszym maluchem jest coś nie tak…

A może prawda leży gdzie indziej?

 

1.Pamiętaj o Doktorze House’ie

Wszyscy kłamią.

Wszystkie opowieści o przesypiające całe noce dzieciach, które nie mieszkają w naszym domu, polecam dzielić na czworo. Ludzie kłamią, i to na potęgę, jeśli chodzi o sen własnego potomstwa. Z jakichś powodów w naszej kulturze niemowlę przesypiające całe noce bez budzenia rodziców zwykło się nazywać „aniołkiem”, a ten stan rzeczy uważać za dowód na kompetencje wychowawcze opiekunów.

Tymczasem jedna trzecia rodziców przyznała w ankiecie, że okłamuje swoich znajomych odnośnie nocnych zwyczajów swoich niemowlaków [1]. Matki i ojcowie będący pod presją idealnego rodzicielstwa, straszeni okropnymi konsekwencjami przerywanego wzorca snu u dzieci (bzdura) i zmęczeni wysłuchiwaniem porad rodem z lat 80. XX wieku (na czele z „daj mu butlę„), nie przyznają się innym, jak naprawdę śpią ich dzieci. Nie chcą być oceniani, nie chcą kolejnych wskazówek, które już przetestowali we wszelkich możliwych kombinacjach.

Po drugie, niektórzy chwalą się, że dziecko prawie przesypia noc, gdy maluch ma dwa lub trzy miesiące (a wtedy większość dzieci naprawdę nie najgorzej śpi), ale już nie wspominają o znacznym zwiększeniu się liczby pobudek po 4 m.ż. (artykuł o tym TUTAJ). Fama o bezproblemowym nocnie niemowlaku poszła w świat, nie będziemy tego przecież odkręcać, bo czym tu się chwalić 😛

A po trzecie – wierzę, że niektórzy nie kłamią celowo, ale naprawdę nie pamiętają, co się u nich dzieje w nocy. Zwłaszcza, jeśli to matki karmiące piersią i śpiące w jednym łóżku z maluchem. Kiedy stworzenie staje się niemal samoobsługowe, a piżama matki na tę samoobsługę pozwala, naprawdę można się nie zorientować, czy i ile tych pobudek dzisiaj było. Nie pytajcie też o nocne pobudki ojców – wiemy z badań, że przeciętnego mężczyznę, nawet ojca dzieciom, nie budzi płacz malucha [2]. Niektórzy nie słyszą pobudek dziecka, ponieważ śpi ono od urodzenia w innym pokoju. Z podobnego powodu za niskiej jakości uznaje się badania nad snem małych dzieci, podczas których liczba pobudek jest ustalana na podstawie prowadzonych przez rodziców dzienniczków, a nie obiektywnych urządzeń pomiarowych.

2.Ludzie mają różne definicje przespanej nocy

Nigdy nie zapomnę, jak zatrzęsłam się z oburzenia, gdy mój mąż publicznie opowiadał, że nasze dziecko, wówczas w wieku wczesnoniemowlęcym, przesypia noc (jeśli jakimś cudem to właśnie Ty Czytelniczko lub Czytelniku usłyszałeś to od niego, wybacz, bo nie wiedział, co czyni!). Jak to przesypia?! A te pięć karmień – to co to było Twoim zdaniem małżonku???

Otóż, według wcale nie tak małej grupy rodziców pobudka na napicie się mleka i ponowne zaśnięcie nie liczy się. Jeśliby dziecko płakało, trzeba byłoby je nosić, bujać – a to owszem. Ale tak? Nakarmione na półśpiocha to prawie jak przespana noc.  Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a raczej leżenia (i posiadania funkcji karmiącej).

A tak zupełnie serio, to różnie różni ludzie definiują nie tylko „przesypianie”, ale też „noc”. Dla niektórych Twoich znajomych to będzie 8 godzin, dla innych 10, albo nawet 12 godzin. Według naukowców niemowlę przesypia noc, jeśli śpi bez budzenia rodziców przez… 5 (tak, tylko pięć!) godzin z rzędu, niekiedy o ściśle określonych porach, np. między północą a 5 rano [3]. Warto więc pamiętać o różnicach definicyjnych nie tylko w rozmowach ze znajomymi, ale także podczas czytania opracowań różnych badań naukowych.

3.Niektórzy rodzice prowadzą treningi samodzielnego zasypiania u swoich dzieci…

…i często się do tego nie przyznają, albo nie kojarzą, że to co robią, to właściwie trening snu.

Niektórzy tolerują krótszy lub dłuższy płacz dziecka przed samotnym zasypianiem w łóżeczku. Inni nigdy nie reagują na nawoływanie niemowlęcia od razu, tylko wstają do niego coraz później i później. Spora grupa rodziców od niemal pierwszej doby po porodzie opiekuje się dzieckiem według schematu Tracy Hogg (o tym, dlaczego to nie najlepszy pomysł, pisałam tutaj). Będą dzieci, których stan zdrowia i temperament sprawia, że poddają się tym metodom i faktycznie przestają komunikować, że się obudziły (bo to, że nadal się budzą, nawet na dłużej niż przed treningiem, wiemy z badań).

4….a niektórzy mają szczęście. I już.

Rodzice przeceniają swój wpływ na zachowanie dziecka. Czasem wydaje im się, że to właśnie dzięki konsekwentnie prowadzonym przez nich rytuałom, wybranej porze usypiania, planowi dnia czy diecie ich dziecko śpi tak dobrze. I jakkolwiek jestem ostatnią osobą, która by twierdziła, że powyższe czynniki nie mają żadnego związku ze snem, trzeba wiedzieć, że zwykle to po prostu łut szczęścia, że trafiło im się takie dziecko: czasem o łatwiejszym temperamencie, czasem potrzebujące mniej wsparcia rodzicielskiego w nocy, czasem ssące szybko i efektywnie, co w połączeniu z dużą pojemnością piersi u mamy daje efekt rzadszego odczuwania głodu.

Badania nad bliźniętami udowodniły, że na długość snu nocnego oraz jego konsolidację (czyli brak pobudek) mają wpływ przede wszystkim czynniki genetyczne [4]. Można więc oczywiście czasami wspomóc dziecko, czasami po prostu przestać mu tu i ówdzie przeszkadzać, ale na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Lekcją pokory bywa dla niektórych drugie, trzecie albo jeszcze kolejne dziecko. Okazuje się wtedy, ze robimy z nim dokładnie te same rzeczy, które robiliśmy z poprzednim maluchem i… nie działają. Bo to inne dziecko. Dość wspomnieć państwa Searsów, twórców pojęcia „Rodzicielstwo Bliskości”, którym dopiero czwarta pociecha, Hayden, pokazała, co oznacza rodzicielska jazda bez trzymanki (ona właśnie była inspiracją do stworzenia terminu High Need Baby).

Jedną z korzyści przychodzenia na warsztaty, grupy wsparcia i spotkania, które organizuję, jest poznanie ludzi, którzy „też tak mają”. Którzy mówią wprost, że ich dzieci się budzą w nocy, że są tym zmęczeni, że nie chcą wypłakiwać dziecka, ale chcą zobaczyć, czy i co jeszcze można zrobić bezprzemocowo.  Dla wielu zobaczenie, że są też inni rodzice z tej samej planety, to ogromna ulga.

I na koniec dwie króciutkie statystyki:

  • tylko 6% dwumiesięczniaków i 16% dziewięciomiesięczniaków przesypia średnio 11-godzinną noc bez sygnalizowania pobudki, we własnym łóżeczku [5];
  • a aż 93,2% karmionych piersią dzieci między 13 a 24 miesiącem życia nie przesypia jeszcze całej nocy [6].

Prawdopodobnie przy każdej Twojej nocnej pobudce razem z Tobą wstają setki matek i ojców ogarniających pobudkę ich dziecka. Czy jest Ci choć ociupinę lepiej?

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o powodach pobudek Twojego dziecka oraz poznać sposoby na zaopiekowanie się nimi? Sprawdź szkolenie „Dlaczego dzieci się budzą?”.