Organizacja czasu a wymagające dziecko – moje refleksje

Organizacja czasu a wymagające dziecko – moje refleksje

Moje dziecko nie chodzi do żłobka ani nie ma niani. Ja pracuję zawodowo, pisząc bloga, administrując grupę, prowadząc konsultacje i kursy online, jeżdżąc po kraju  z warsztatami dla rodziców.

Jak ja to robię, pytacie czasem?

Mogę się podzielić kilkoma ważnymi rzeczami, które poukładałam sobie w głowie w ciągu trzech lat bycia matką hajnidki. Zaznaczam, że to rzeczy, które U MNIE się sprawdziły – podkreślam to, bo sytuacja zdrowotna, rodzinna, finansowa, organizacyjna każdej z nas się różni i bardzo mi zależy, żebyś to traktowała jako inspirację i dopasowywała do własnych możliwości:

Hasło „wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować” to najgorszy syf wciskany młodym matkom

Jestem mamą wymagającego dziecka, obserwuję podobne sobie mamy i widzę, że ogromną część energii pochłania im walka z piętrzącymi się frustracjami… które wynikają z porównań.

Życie po urodzeniu dziecka już nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przed porodem. Czekanie, aż „życie wróci do normy”, to marnowanie czasu. To jest Twoja nowa norma. Będzie łatwiej, a może po prostu będzie inaczej, ale nie będzie już tak, jak kiedyś.

To, co robisz, nie zależy już tylko od Ciebie i choćbyś była przed porodem najbardziej zorganizowaną kobietą na świecie, teraz dopasowujesz swoje plany pod pomysły tego młodego człowieka.

Nie jesteś nieporadną matką, jeśli chodzisz na spacery z dzieckiem na ręku wokół bloku, bo krzyczy już na sam widok wózka. Jest nas takich, ze strużką potu na myśl o spacerze, więcej.

Nie jesteś niezorganizowana, kiedy wyjście z dwulatkiem z domu zajmuje Ci godzinę, pod koniec której ciskasz gromami, spocona i wściekła na tego, który wymyślił presję na codzienne spacery i zastanawiasz się, czy na Twoim dziecku mogliby praktykować negocjatorzy policyjni.

Nie dałaś sobie wejść na głowę, jeśli robisz siku z dzieckiem w lęku separacyjnym, wiszącym u nogi, bo nie masz już energii na znoszenie zawodzenia spod drzwi.

Nie ma w tym nic dziwnego, że odliczasz godziny do powrotu partnera do domu, że włączasz tryb przetrwania, że Twoim celem jest „dożyć do wieczora”. Też tak miewam, czasem co dwie minuty wyglądam przez okno w kuchni, czy babcia podjechała na dwie godziny… mimo że już nie karmię piersią, nie noszę na rękach, nie bujam na piłce i nie budzę się w nocy.

Doba dla nas wszystkich ma 24 godziny i jeśli chcesz w nią zmieścić opiekę nad dzieckiem, które potrzebuje WIĘCEJ, coś innego będzie MUSIAŁO z niej wypaść.

Priorytety

Wielokrotnie w swoim życiu, ale chyba pierwszy raz tak dobitnie dopiero po pierwszym porodzie, zderzasz się z godzeniem różnych ról życiowych. Widzisz, że NIE DA SIĘ pogodzić wszystkiego, że czas nie jest jak guma z majtek.

I choć w ciąży wyobrażałaś sobie, że będziesz godzinami czytać książki na ławce w parku obok wózka ze słodko śpiącym maleństwem, budzisz się pewnego dnia z myślą, że nie wiesz, co się dzieje na świecie, w kinie byłaś rok temu, a Twoim wnętrzom daleko do instagramowych fotek.

I wiesz co? To jest okej. I to się zmieni, obiecuję.

W pewnym okresie życia, kiedy dzieci są maleńkie, to opieka nad nimi jest zwykle priorytetem. One nie potrafią zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie, nie mogą za długo czekać.

Przez pierwszy rok bycia matką moim osobistym priorytetem był sen. Serio. Nawet nie myślałam o prowadzeniu bloga, o firmie, o urządzaniu domu, o rozwoju osobistym, o wymyślnych hobby, o tworzeniu kreatywnych zabawek. Kalendarz odłożyłam na półkę. Biznesy rozwijane w czasie drzemek dziecka? Powodzenia, wiele bym rozwinęła w czasie trzech setów po dwadzieścia minut. Obiad? Wiwat parowary, mrożonki, jedzenie od teściowej, gotowce (nie lubię gotować, rozumiem, że dla niektórych akurat zdrowe żywienie może być priorytetem i szanuję to). Sprzątanie? Tylko to co trzeba i tak często jak trzeba. Do tego zero prasowania poza wyprawką niemowlęcą przed porodem.

Byłam przekonana, że czas na więcej niż „dziecko” przyjdzie. I przyszedł.

W międzyczasie budowałam bazę pod kolejne priorytety, które mogę realizować teraz, gdy Młoda jest już starsza. Bardzo mi zależało na tym, żeby budowała bliską więź ze swoim tatą, babcią, dziadkiem, mimo mojego urlopu macierzyńskiego i braku innych obowiązków. Kiedy mogłam, pomagałam kobietom na grupach facebookowych, zawiązując nowe znajomości, ale nie kosztem snu.

Teraz opieka nad dzieckiem i praca zawodowa są dla mnie ważne, ale każdego tygodnia określam swoje cele i plany minimum. Nie frustruję się, że nie wszystko się da, byle najważniejsze rzeczy były na swoim miejscu. Dlatego premiera podcastu nie nastąpiła w marcu, tylko pewnie w czerwcu. Po prostu jest niżej na mojej liście i sięgnę tam, gdy znajdę na to czas.

Ile z rzeczy, które teraz wykonujesz, robisz dlatego, że są dla Ciebie ważne, a ile dlatego, że „wypada”, że „powinno się”, że „teściowa krzywo patrzy”?

Nie dla perfekcjonizmu

Hasła  „Zrobione jest lepsze od doskonałego” nauczyłam się od Pani Swojego Czasu (o niej za chwilę). Nigdy nie byłam perfekcjonistką, ale każdego dnia utwierdzam się w tym, że osoby, które idą do przodu w realizacji swoich pragnień to te, które działają, a nie tylko planują i kreują w głowie.

Dzieci nie potrzebują matek idealnych, tylko autentycznych, wystarczająco dobrych. Świat się nie zawalił, jeśli raz na jakiś czas moja córka dostała obiadek ze słoiczka. Je chętnie, mimo ciągłego podawania tego samego posiłku dwa dni z rzędu. Chyba nie dozna traumy z powodu wychowywania się w domu z nieumytymi szybami.

Czasem myślę, że przydałoby się nam, matkom, wpadać niezapowiedzianie do innych matek, choćby kilkunastu różnych, żeby mieć dość szeroki przegląd tego, jak ich życie wygląda NAPRAWDĘ. Sądzę, że sporo wyleczyłoby się z wyrzutów sumienia, lęku przed utratą kontroli. Za kobietami, które często podziwiamy, bo widzimy tylko skrawem perfekcyjnego życia, stoi czasem pomoc osoby do sprzątania raz w tygodniu, dieta pudełkowa, osobny pokój do zamykania wszystkich gratów z całego mieszkania, a czasem koszmarne przemęczenie, wypalenie, totalne zajechanie się…

Organizacja czasu w pewnym stopniu zależy od planowania, porządkowania przestrzeni, niemarnowania czasu, zarządzania swoją aktywnością w sieciach społecznościowych. Ale w dużym stopniu to praca na własnych przekonaniach. Do mojej pracy nad sobą skłoniła mnie Ola Budzyńska, czyli Pani Swojego Czasu. Jak pierwszy ekspert w temacie zarządzania sobą w czasie, mówiła i pisała o chorujących dzieciach, o niewyspaniu, o potrzebie spędzania czasu na lenistwie, o eliminowaniu zamiast dorzucaniu sobie zadań w imię produktywności.

Ponad rok temu przeszłam kurs Oli „Zorganizuj się w 21 dni”, potem przeczytałam jej książkę, a teraz mam za sobą też kurs online „Mama ma czas”. Miałam okazję do tego kursu dołożyć małą cegiełkę – wszystkie osoby, które do niego dołączą otrzymują mój obszerny PDF i nagrania audio dotyczące tworzenia dobrego rytuału wieczornego. Bezdzietny wieczór jest dla mnie ogromnie ważny ze względu na pracę i odpoczynek!

Kurs online składa się z siedmiu modułów, w których znajdują się filmy, nagrania do słuchania, dokumenty do pobrania, checklisty, kalendarze i  ćwiczenia. Poza tym jest też część z bonusami, w tym mój o wieczornym rytuale.

Wersja standardowa kursu, do której dostajesz dostęp na zawsze, kosztuje 319 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wersja premium, z audiobookiem „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i ebookiem „25 zabaw dla dzieci, które uwolnią Twój czas”, to koszt 419 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując kurs, nie zapłacisz więcej, a autorka kursów podzieli się ze mną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Jak dobrze mieć hajnida!

Jak dobrze mieć hajnida!

Zanim pomyślisz, że zwariowałam i że już nie pamiętam, jak to jest nieustannie nosić dziecko na rękach, zabawiać do utraty sił, budzić się wielokrotnie w nocy, karmić ze zdrętwiałymi od długiego siedzenia pośladkami i pchać wózek brzuchem wracając ze spaceru, chcę Ci powiedzieć, że pamiętam. Aż za dobrze.

Wiem też, że wybieganie myślami we wczesną podstawówkę może stwarzać trudności, jeśli ma się wymagającego malucha i istotnym wyzwaniem jest dożycie do godziny 20:00. Pamiętam tę radość, gdy zbliżała się pora kąpieli, pomieszaną z delikatnym przerażeniem, że nie zdążę zejść na dół i już będę wracać do przebudzonego kilkumiesięczniaka.

Lubię jednak zmienianie perspektyw i szukanie plusów w każdej sytuacji, nawet hajnidowej. Przeformułujmy więc problem na wyzwanie, by z Haliną Kunicką zanucić „Jak dobrze mieć sąsiada hajnida„:

Mniej o jedno nocne zmartwienie młodych rodziców

Zarówno w fazie cyklu aktywnego, jak i w momentach przejścia z jednej fazy snu w drugą (poczytasz o nich TUTAJ) organizm monitoruje, czy wszystko z nim w porządku. Sprawdza, czy nie jest odwodniony, głodny, czy nie jest mu zbyt ciepło lub za zimno, czy go nie swędzi albo nie boli, czy ma wystarczającą ilość tlenu do oddychania, czy matka nie oddaliła się od niego (i czy nie czają się dokoła wilki) itd. Jeśli dziecko ocenia, że jest bezpieczne, przechodzi w fazę snu głębokiego, w którym ciężej byłoby mu się obudzić w razie jakichś trudności.

Wymagające dzieci są bardzo podatne na wszelki dyskomfort. Lubię nazywać je „księżniczkami na ziarnku grochu”. Szybko i często czują, że coś jest nie halo.

Denerwujące? Tak. Męczące? Okropnie. Bezsensowne? Nie, przeciwnie – bardzo mądre.

Mocny, głęboki sen nie powinien trwać zbyt długo, bo dla niedojrzałych fizjologicznie i niesamodzielnych niemowląt mogłyby to stanowić śmiertelne zagrożenie. Gdyby ludzkie niemowlęta nagle dogadały się, że od dziś śpią jak dorośli (czyli dłużej i głębiej), część z nich, ta bardziej wrażliwa na niekorzystne warunki środowiskowe, mogłaby się w ogóle nie obudzić. Innymi słowy: duża proporcja snu lekkiego i podatność na częste pobudki u wymagających niemowląt chroni je przed tym, czego wielu rodziców się obawia – przed zespołem nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS) [1, 2, 3].

Mniej prania prześcieradeł

Poza SIDS, jest jeszcze jedno zaburzenie, na którego występowanie są znacznie mniej podatne wybudzające się dzieci: to moczenie nocne. Większość zdrowych dzieci do 5 r.ż. zaczyna kontrolować siusianie także w nocy. Wśród tych pięciolatków i starszych dzieci, które nie kontrolują jeszcze pęcherza w nocy, mimo bycia odpieluchowanymi w ciągu dnia od bardzo długiego czasu, zdecydowana większość to osoby „z kamiennym snem”, trudne do wybudzenia [4].

Stosowane czasem w terapii moczenia nocnego tzw. „alarmy wybudzeniowe” (dzwoniące głośno, gdy na majtkach pojawi się wilgoć), niejednokrotnie stawiają w środku nocy na równe nogi całą rodzinę… poza zsiusianym, słodko śpiącym dzieckiem.

Po owocach ich poznacie

Jeśli oczekiwania względem hajnida są realistyczne, czyli nie próbujemy go przekonać do stylu działania, który jest sprzeczny z jego temperamentem (usiądź cichutko i czerp radość z samotności), nasza wrażliwa opieka może z czasem dać niezwykłe owoce. Badania wskazują, że dzieci o trudnym temperamencie w wieku szkolnym są bardziej lubiane przez uczniów i nauczycieli, bardziej skłonne do współpracy, mają większą samokontrolę i lepszą gotowość szkolną niż ich rówieśnicy o łatwym temperamencie, ale pod pewnym warunkiem.

Tym warunkiem jest relacja z Tobą.

Tak, wymagające dzieci łatwiej jest niestety “zepsuć”, ale są także bardziej podatne na pozytywne skutki opieki. Bliska relacja, podejście pełne szacunku, dostępność emocjonalna i reagowanie na potrzeby hajnida sprawiają, że z rozkrzyczanego niemowlaka wyrasta wrażliwy, ale empatyczny, kompetentny poznawczo i otwarty na ludzi młody człowiek [56] (może by przykleić sobie to zdanie gdzieś w widocznym miejscu i powtarzać w trudnych chwilach?) .

A czego Ciebie nauczyło wymagające dziecko?

Takie pytanie zadałam w mojej grupie na Facebooku i otrzymałam wiele komentarzy, w których wielu z Was z pewnością odnajdzie część siebie:

Przetrwanie tego najgorszego okresu daje wielkie pokłady siły, dumy z siebie samego, że dało się radę i rośnie taki piękny mądry mały człowiek.

Więcej spontaniczności, otwartości na jej pomysły, dawania przestrzeni innym. Zdjęła ze mnie potrzebę „kierowania” innymi. Po prostu płyniemy, czasem pod prąd, czasem za burtą, ale zawsze razem.

Nauczyłam się odpuszczać. Zanim pojawił się mój hajnidek wszystko musiałam mieć zrobione od razu, na 100% i najlepiej jak się dało. Teraz jest to niemożliwe 🙂 Na początku bardzo mnie to frustrowało, że nie mogę zrobić czegoś do końca, albo w ogóle zacząć :/  Wstawienie i wywieszenie prania urastało czasem do rangi rzeczy ekstremalnie niemożliwych do zrobienia. Czasem dalej tak jest, ale już mi to nie przeszkadza ? Cieszę się czasem jaki mamy dla siebie, to tak szybko mija…

Dzięki niemu weszłam na ścieżkę Rodzicielstwa Bliskości, Self-Reg i NVC. Starałam się dociec, dlaczego on tak, a nie inaczej reaguje w różnych sytuacjach i dzięki tej wiedzy powoli staję się lepszą mamą i lepszym człowiekiem w ogóle.

Gdyby nie moja córka, zapewne nie miałabym teraz takiej dodatkowej wiedzy, jaką zdobyłam – o istnieniu HNB, Rodzicielstwa Bliskości, skoków rozwojowych itd. Pewnie wierzyłabym ślepo w to, co czasem mówią mi inni- że dziecko manipuluje, wymusza, że przyzwyczaiłam itp.

Że jak mi ktoś mówi: zobaczysz co będzie jak zacznie raczkować, chodzić, pyskować itp., odpowiadam, że po tym co mi zafundował w pierwszym roku życia, już nic mi nie straszne.

Syn przede wszystkim nauczył mnie pokory i cierpliwości. Nie oceniam już innych matek, bo sama w wielu kwestiach czuję się niezrozumiana przez to, że moje dziecko jest wyjątkowe. Nauczył mnie też, że nie ma instrukcji obsługi dziecka. To, że na większość dzieci coś działa, to nie znaczy, że jest tak w przypadku wszystkich.

Nauczyłam się nie oceniać innych rodziców, podążać za własną intuicją, odpowiadać na potrzeby dziecka

Moja córka nauczyła mnie bycia tu i teraz (a próbowałam latami to wypracować), dzięki niej poznałam sztukę motania i zakochałam się w pięknie chust 🙂 Poznałam mnóstwo ciekawych matek/kobiet, z wieloma „starymi” znajomymi się zbliżyłam.

Nauczyła mnie szanowania jej granic i wyznaczania swoich własnych. Czytając literaturę, nauczyłam się języka osobistego, co bardzo poprawiło moją relacje z partnerem. Czuję, że każde z nas ma swoje miejsce w rodzinie.

Jestem lepiej zorganizowana. Myślę, że po powrocie do pracy w korpo niejeden specjalista będzie zaskoczony jak ogarniam wielozadaniowość (multitasking) 🙂

Nauczyłam się robić wiele rzeczy jedną ręką 😉

Wszystko super, ale jak dożyć do momentu, w którym będę mogła spojrzeć wstecz i ubrać swoje doświadczenia we wnioski, nie zasypiając w połowie zdania?

Jeśli jesteś na początku wspólnej drogi z wymagającym dzieckiem, nawet gdy to nie jest Twoje pierwsze maleństwo, zebrałam kilka wskazówek udzielonych przez „matki, które też tam były”.

  • Śpij, kiedy dziecko śpi (jeśli masz jedno dziecko i ten komfort, który już się przy następnych może nie powtórzyć).
  • Może ważniejsze: jedz, kiedy dziecko je. Także w trakcie karmienia piersią. Kto nie strzepywał okruszków albo nie wycierał ketchupu z głowy niemowlaka, niech pierwszy rzuci kamieniem! A tak serio, wiele mam High Need Babies bardzo chwali sobie metodę BLW i wspólne siadanie do stołu. Znam ojców, którzy szykowali swoim partnerkom wałówkę (kanapki, koktajle, orzechy, pokrojone owoce i kawę w termosie) rano przed wyjściem do pracy. Na głodzie zapasy empatii i kreatywności po prostu szybko się wyczerpują.
  • Zabezpiecz dom tak, by generować w dziecku jak najmniej frustracji. Zdejmij skarpetki, żeby nie ślizgało się na panelach przy pierwszych próbach poruszania się. Powynoś, pozakrywaj i poprzestawiaj co się da, by swobodnie mogło pełzać, raczkować i chodzić po mieszkaniu, bez ciągłego wysłuchiwania „nie wolno!” (i reagowania złością na zakazy). Jeśli masz kilkumiesięcznego amatora kociej karmy, ponoć można miski postawić w łazience lub na parapecie.
  • Włączaj dziecko od początku w normalne życie rodziny, pozwól uczestniczyć w robieniu prania, wieszaniu go, gotowaniu, sprzątaniu itd. Dla wielu maluchów to ogromna frajda i jednocześnie możliwość, by nie zarosnąć brudem.
  • Twoja wygoda jest warta KAŻDYCH pieniędzy. Szeroki materac, dopasowane nosidełko, dobrana chusta, konsultacja z doradczynią laktacyjną czy psychologiem, wizyta fizjoterapeuty dziecięcego w domu, który pokaże, jak wspierać rozwój niemowlaka odpowiednią pielęgnacją, Twój masaż, dobre sprzęty w kuchni, które prawie „same gotują” – wszystko, co pozwoli Ci czuć się lepiej i milej. Niektórzy raz na tydzień lub dwa płacą za sprzątanie mieszkania.
  • Wychodź do ludzi. Na mojej grupie rodzice hajnidów się umawiają w swoim gronie i wiedzą, że nikt krzywo nie spojrzy. Jest sporo wymagających dzieci, które okropnie się nudzą zamknięte w czterech ścianach, a na spotkaniach, w gościach, na dworze brylują.
  • Rozszerzaj grono opiekunów dziecka. Samodzielne zajmowanie się przez większość doby dzieckiem lub kilkorgiem dzieci jest ogromnie obciążające fizycznie i psychicznie. Każdy człowiek, a zwłaszcza matka wymagającego dziecka, potrzebuje chwili samotności. Pamiętam ten entuzjazm, gdy sama pojechałam do Biedronki 😉 Startujesz od 5 minut i dwóch rundek wokół bloku i stopniowo wydłużasz czas bez dziecka. Tata, babcia, ciocia czy ktokolwiek naprawdę da sobie radę.
  • Nie bój się kreatywności. Czasem martwimy się, że jak na coś „pozwolimy”, to już zostanie tak na zawsze. Tymczasem dzieci szybko wyrastają z pewnych strategii, a czasem gdy są starsze, dużo łatwiej je przekonać do innych rozwiązań, niż walczyć na początku.
  • Wyluzuj. Godzina 21:00, wszyscy żyją, coś jedli i było przytulane? Good job, zamów sobie pizzę 😉 Obniżaj oczekiwania, małe wymagające dziecko wprowadza w tryb przetrwania. Będzie jeszcze czas na inne rzeczy. Zakładanie, że  będę miała posprzątanie i ugotowane jak przed dzieckiem, ze zrobionym make-upem i paznokciami, założę własny biznes i będę ćwiczyć jogę w ciągu drzemek dziecka, jest prostą drogą do frustracji. Zrealizowanie 20% dziennego planu jest megasukcesem. Jak dziecko zje słoiczek czy parówkę dwa razy w tygodniu, to nie umrze. Serio. Lepiej mieć parówkę niż gotowane na tybetańskim dymie ekoobiadki z jarmużu w pakiecie z wypaloną matką w depresji.
  • Nie porównuj się z innymi. Nic nie zabija tak radości z macierzyństwa, jak porównywanie swojej sytuacji do sytuacji innych. Zawsze będą dzieci, które lepiej śpią, więcej jedzą, mniej płaczą i same podcierają sobie pupę już w niemowlęctwie. I najprawdopodobniej nie jest to zasługą ich rodziców, ale po prostu genów [7]. Szukaj osób, które Cię zrozumieją, stwórz swoją wioskę, choćby online.

A czego Ciebie nauczyło Twoje dziecko? Ponućmy razem w komentarzu „Jak dobrze mieć hajnida…” 🙂

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Dlaczego WSZYSTKIE dzieci przesypiają noc, a Twoje nie?

Dlaczego WSZYSTKIE dzieci przesypiają noc, a Twoje nie?

Kiedy w towarzystwie znajomych, na imprezie rodzinnej lub w niewłaściwych grupach/forach powie się głośno o nieprzesypiającym nocy – dajmy na to –  rocznym dziecku, zostaniemy zalani potokiem zdziwień i porad. Jak to? To Twój roczniak budzi się jeszcze w nocy?! Moje to już OD DAWNA śpi w swoim łóżku, we własnym pokoju i to bez pobudek, od 19 do 7 rano. Co więcej: głośno i wyraźnie mówi „Dobranoc, matulu” przed zamknięciem powiek. Musiałaś gdzieś popełnić błąd!

I tak od słowa do słowa, zaczynamy się zastanawiać, czy rzeczywiście to niespanie to nie jest przypadkiem naszą winą. W końcu WSZYSTKIE dzieci WSZYSTKICH naszych znajomych i nieznajomych przesypiają noc, a przynajmniej śpią znacznie lepiej niż nasze! Albo my jesteśmy kiepskimi rodzicami, albo z naszym maluchem jest coś nie tak…

A może prawda leży gdzie indziej?

 

1.Pamiętaj o Doktorze House’ie

Wszyscy kłamią.

Wszystkie opowieści o przesypiające całe noce dzieciach, które nie mieszkają w naszym domu, polecam dzielić na czworo. Ludzie kłamią, i to na potęgę, jeśli chodzi o sen własnego potomstwa. Z jakichś powodów w naszej kulturze niemowlę przesypiające całe noce bez budzenia rodziców zwykło się nazywać „aniołkiem”, a ten stan rzeczy uważać za dowód na kompetencje wychowawcze opiekunów.

Tymczasem jedna trzecia rodziców przyznała w ankiecie, że okłamuje swoich znajomych odnośnie nocnych zwyczajów swoich niemowlaków [1]. Matki i ojcowie będący pod presją idealnego rodzicielstwa, straszeni okropnymi konsekwencjami przerywanego wzorca snu u dzieci (bzdura) i zmęczeni wysłuchiwaniem porad rodem z lat 80. XX wieku (na czele z „daj mu butlę„), nie przyznają się innym, jak naprawdę śpią ich dzieci. Nie chcą być oceniani, nie chcą kolejnych wskazówek, które już przetestowali we wszelkich możliwych kombinacjach.

Po drugie, niektórzy chwalą się, że dziecko prawie przesypia noc, gdy maluch ma dwa lub trzy miesiące (a wtedy większość dzieci naprawdę nie najgorzej śpi), ale już nie wspominają o znacznym zwiększeniu się liczby pobudek po 4 m.ż. (artykuł o tym TUTAJ). Fama o bezproblemowym nocnie niemowlaku poszła w świat, nie będziemy tego przecież odkręcać, bo czym tu się chwalić 😛

A po trzecie – wierzę, że niektórzy nie kłamią celowo, ale naprawdę nie pamiętają, co się u nich dzieje w nocy. Zwłaszcza, jeśli to matki karmiące piersią i śpiące w jednym łóżku z maluchem. Kiedy stworzenie staje się niemal samoobsługowe, a piżama matki na tę samoobsługę pozwala, naprawdę można się nie zorientować, czy i ile tych pobudek dzisiaj było. Nie pytajcie też o nocne pobudki ojców – wiemy z badań, że przeciętnego mężczyznę, nawet ojca dzieciom, nie budzi płacz malucha [2]. Niektórzy nie słyszą pobudek dziecka, ponieważ śpi ono od urodzenia w innym pokoju. Z podobnego powodu za niskiej jakości uznaje się badania nad snem małych dzieci, podczas których liczba pobudek jest ustalana na podstawie prowadzonych przez rodziców dzienniczków, a nie obiektywnych urządzeń pomiarowych.

2.Ludzie mają różne definicje przespanej nocy

Nigdy nie zapomnę, jak zatrzęsłam się z oburzenia, gdy mój mąż publicznie opowiadał, że nasze dziecko, wówczas w wieku wczesnoniemowlęcym, przesypia noc (jeśli jakimś cudem to właśnie Ty Czytelniczko lub Czytelniku usłyszałeś to od niego, wybacz, bo nie wiedział, co czyni!). Jak to przesypia?! A te pięć karmień – to co to było Twoim zdaniem małżonku???

Otóż, według wcale nie tak małej grupy rodziców pobudka na napicie się mleka i ponowne zaśnięcie nie liczy się. Jeśliby dziecko płakało, trzeba byłoby je nosić, bujać – a to owszem. Ale tak? Nakarmione na półśpiocha to prawie jak przespana noc.  Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a raczej leżenia (i posiadania funkcji karmiącej).

A tak zupełnie serio, to różnie różni ludzie definiują nie tylko „przesypianie”, ale też „noc”. Dla niektórych Twoich znajomych to będzie 8 godzin, dla innych 10, albo nawet 12 godzin. Według naukowców niemowlę przesypia noc, jeśli śpi bez budzenia rodziców przez… 5 (tak, tylko pięć!) godzin z rzędu, niekiedy o ściśle określonych porach, np. między północą a 5 rano [3]. Warto więc pamiętać o różnicach definicyjnych nie tylko w rozmowach ze znajomymi, ale także podczas czytania opracowań różnych badań naukowych.

3.Niektórzy rodzice prowadzą treningi samodzielnego zasypiania u swoich dzieci…

…i często się do tego nie przyznają, albo nie kojarzą, że to co robią, to właściwie trening snu.

Niektórzy tolerują krótszy lub dłuższy płacz dziecka przed samotnym zasypianiem w łóżeczku. Inni nigdy nie reagują na nawoływanie niemowlęcia od razu, tylko wstają do niego coraz później i później. Spora grupa rodziców od niemal pierwszej doby po porodzie opiekuje się dzieckiem według schematu Tracy Hogg (o tym, dlaczego to nie najlepszy pomysł, pisałam tutaj). Będą dzieci, których stan zdrowia i temperament sprawia, że poddają się tym metodom i faktycznie przestają komunikować, że się obudziły (bo to, że nadal się budzą, nawet na dłużej niż przed treningiem, wiemy z badań).

4….a niektórzy mają szczęście. I już.

Rodzice przeceniają swój wpływ na zachowanie dziecka. Czasem wydaje im się, że to właśnie dzięki konsekwentnie prowadzonym przez nich rytuałom, wybranej porze usypiania, planowi dnia czy diecie ich dziecko śpi tak dobrze. I jakkolwiek jestem ostatnią osobą, która by twierdziła, że powyższe czynniki nie mają żadnego związku ze snem, trzeba wiedzieć, że zwykle to po prostu łut szczęścia, że trafiło im się takie dziecko: czasem o łatwiejszym temperamencie, czasem potrzebujące mniej wsparcia rodzicielskiego w nocy, czasem ssące szybko i efektywnie, co w połączeniu z dużą pojemnością piersi u mamy daje efekt rzadszego odczuwania głodu.

Badania nad bliźniętami udowodniły, że na długość snu nocnego oraz jego konsolidację (czyli brak pobudek) mają wpływ przede wszystkim czynniki genetyczne [4]. Można więc oczywiście czasami wspomóc dziecko, czasami po prostu przestać mu tu i ówdzie przeszkadzać, ale na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Lekcją pokory bywa dla niektórych drugie, trzecie albo jeszcze kolejne dziecko. Okazuje się wtedy, ze robimy z nim dokładnie te same rzeczy, które robiliśmy z poprzednim maluchem i… nie działają. Bo to inne dziecko. Dość wspomnieć państwa Searsów, twórców pojęcia „Rodzicielstwo Bliskości”, którym dopiero czwarta pociecha, Hayden, pokazała, co oznacza rodzicielska jazda bez trzymanki (ona właśnie była inspiracją do stworzenia terminu High Need Baby).

Jedną z korzyści przychodzenia na warsztaty, grupy wsparcia i spotkania, które organizuję, jest poznanie ludzi, którzy „też tak mają”. Którzy mówią wprost, że ich dzieci się budzą w nocy, że są tym zmęczeni, że nie chcą wypłakiwać dziecka, ale chcą zobaczyć, czy i co jeszcze można zrobić bezprzemocowo.  Dla wielu zobaczenie, że są też inni rodzice z tej samej planety, to ogromna ulga.

I na koniec dwie króciutkie statystyki:

  • tylko 6% dwumiesięczniaków i 16% dziewięciomiesięczniaków przesypia średnio 11-godzinną noc bez sygnalizowania pobudki, we własnym łóżeczku [5];
  • a aż 93,2% karmionych piersią dzieci między 13 a 24 miesiącem życia nie przesypia jeszcze całej nocy [6].

Prawdopodobnie przy każdej Twojej nocnej pobudce razem z Tobą wstają setki matek i ojców ogarniających pobudkę ich dziecka. Czy jest Ci choć ociupinę lepiej?

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o powodach pobudek Twojego dziecka oraz poznać sposoby na zaopiekowanie się nimi? Sprawdź szkolenie „Dlaczego dzieci się budzą?”.

Pułapka, w którą czasem wpadają bliskościowi rodzice

Pułapka, w którą czasem wpadają bliskościowi rodzice

Rodzicielstwo Bliskości jest świetnym szlakiem, którym można podążać razem z wymagającym dzieckiem. Mam poczucie, że dla wielu rodzin jest nie tyle opcją dobrą, co jedyną sensowną. Widzą, że wszelkie próby trenowania dzieci high need, siłowe rozwiązania, koncentracja na karach i nagrodach jest kompletnie nieskuteczna, efektywna tylko na krótki czas albo jeszcze bardziej dezorganizuje funkcjonowanie hajnida.

Bliskościowi rodzice w pierwszych miesiącach korzystają z narzędzi ułatwiających stworzenie bezpiecznej więzi z dzieckiem. Noszą je na rękach lub w chuście, karmią na żądanie, śpią blisko, zaspokajają ich potrzeby, gdy tylko są zgłaszane bez patrzenia na zegarek. Jeśli dziecko jest HNB i jego strefa komfortu jest bardzo wąska, a komunikat o jej przekroczeniu głośny i nieustępliwy (= płacz świdrujący bębenki), robią naprawdę wiele, aby go uniknąć.

Kiedy maluch rośnie, czasem okazuje się to pułapką, w którą na tym RB-szlaku wpadają.
(więcej…)

3 książki dla rodziców High Need Babies

3 książki dla rodziców High Need Babies

Książki dla rodziców high need baby? A kto ma czas na czytanie, jeśli w domu buszuje wymagające dziecko? 😉 Może ci, którzy w pozycji leżącej z przytulonym, śpiącym maluchem leżą godzinami w łóżku. Albo ci, których hajnid jest jeszcze na etapie wieczornych maratonów przy piersi. Albo ci, którzy właśnie wybierają się na urlop i do walizki będą pakować obok Bondy i Twardocha trochę literatury wspomagającej zrozumienie własnego dziecka. (Swoją drogą to niezrozumiałe, że nadal tak mało poradników rodzicielskich jest wydawanych w formie ebooka lub audiobooka!).

Dla tych, którzy mają czas i ochotę przeczytać, jak przeżyć z wymagającym dzieckiem na stanie przygotowałam trzy propozycje:

(więcej…)