Jak przeżyć z High Need Baby?

Jak przeżyć z High Need Baby?

 

Ustalmy sobie na początku jedną rzecz: z bycia high need się nie wyrasta. Ponieważ poświęciłam temu zagadnieniu osobny artykuł (tutaj), to wyjaśnię tylko w skrócie: traktujemy bycie hajnidem jako określenie na pewien zbiór cech temperamentu. Temperament to najbardziej stabilna część naszej osobowości, uwarunkowana przede wszystkim czynnikami wrodzonymi i mało podatna na zmiany. Oczywiście przejawy bycia wymagającym, czyli same zachowania, się zmieniają. To nie jest tak, że czterolatka nadal trzeba nosić na rączkach, a siedmiolatek budzi się dziesięć razy w nocy i sprawdza, czy jesteśmy obok (ufff). Mimo wszystko warto patrzeć realistycznie: z bycia wymagającym dzieckiem się nie wyrasta, a wymagające dzieci wyrastają na wymagających dorosłych, czego przykładem jestem ja sama 🙂

Zanim jednak do tego dojdziecie, postanowiłam przygotować zbiór moich luźnych porad pt. “Jak przeżyć z wymagającym dzieckiem?”, w którym opieram się nie tylko na wiedzy psychologicznej, ale na własnych doświadczeniach jako mamy High Need Córki. Skupiam się na perspektywie pierwszego roku życia dziecka, ponieważ jest on zwykle bardzo trudny: nowa sytuacja, bez dostatecznie dobrego wsparcia, dochodzi zmęczenie wstawaniem do dziecka w nocy, wyzwania związane z karmieniem niemowlaka itd. Słowem: podzielę się tym, co pomogło mi przetrwać w miarę dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym ten pierwszy rok po porodzie 🙂

I skoro już jesteśmy w temacie zdrowia – ważna informacja. Zanim stwierdzisz, że ten typ tak ma, to po prostu temperament i czas skoncentrować się na szukaniu strategii, które pomogą rodzinie, najpierw wartosprawdzić, czy nasze dziecko to na pewno high need baby, czy może ma jednak jakieś problemy natury medycznej.

Duża część maluchów uznawanych za dzieci wymagające, ma pierwotnie łatwy temperament, ale jest niestety niezdiagnozowana. W pierwszej trójce problemów zdrowotnych, które mogą powodować niepokój niemowlaka są: alergie, choroba refluksowa i trudności z karmieniem. Krótki artykuł na temat diagnoz, które warto wziąć pod uwagę, znajdziesz TUTAJ.

Po drugie – nie porównuj! Nie porównuj swojego dziecka do innych dzieci. Nie porównuj siebie do innych matek. Ogromnie dużo energii, którą mogłybyśmy przeznaczyć na codzienne funkcjonowanie i cieszenie się macierzyństwem, wysysa z nas porównywanie swojej rodziny z innymi. Często wystarczy jedno przypadkowe spotkanie z rodzicem dziecka, które ma dużo spokojniejszy temperament, żeby mocno i na długo zepsuć nam humor – chociaż na co dzień całkiem nieźle sobie radzimy i już zaakceptowałyśmy sytuację.

To oczywista oczywistość, ale: dzieci są różne. Psychika ludzka działa w ten sposób, że dość łatwo przypisujemy sobie zasługi, nawet jeżeli obiektywnie rzecz ujmując nie mieliśmy na coś zbyt dużego wpływu. Słyszałaś o tym, że sukces ma wielu ojców? Często uważamy, że jeżeli nasze dziecko w jakiś sposób się zachowuje, to wynika z naszej ciężkiej pracy. A to guzik prawda 🙂 Niby XXI wiek, a nadal nie doceniamy roli genów i czynników wrodzonych.

Warto porozmawiać z ludźmi, którzy mają minimum troje dzieci. Oni zwykle już mają w sobie dużo pokory i nie przeceniają swojego wpływu na zachowanie potomków. Bardzo często słyszę od tych rodziców: „Ja z moją całą trójką robiłam dokładnie to samo: wszyscy mieli taki sam rytm dnia, ten sam rytuał wieczorny, o tej samej porze. I jedno przesypiało od urodzenia całe noce, a drugi ma 2,5 roku i nadal się budzi 3 razy”.

Kiedy porównujemy się z innymi, często nie znamy historii tej osoby: jej zasobów, wsparcia, które ma na co dzień, priorytetów, poglądów, a wreszcie kosztów, jakie ponosi. Może zastanawiałaś się kiedyś, jak to jest, że inni mają niemowlaka i mają posprzątane, ugotowane (i to obiad dwudaniowy z deserem), zrobione paznokcie i jeszcze rozwijają swój biznes? To proste: mają inną sytuację (ok, albo posiadają sprzęt do wydłużania doby, ale wtedy poproszę o namiary na tych ludzi, bo chętnie skorzystam). Jeżeli ktoś ma dziecko, przy którym opieka jest dużo mniej obciążająca, bo jest w stanie więcej się samo sobą zająć, ma długie samotne drzemki i śpi w nocy bez wybudzeń, a poza tym pomoc babci lub niani na kilkadziesiąt godzin w tygodniu, to wiadomo, że taka osoba będzie miała inne zasoby energetyczne i czasowe niż Ty. Mimo bycia mistrzynią produktywności nie rozwinę firmy pracując 3 godziny późnymi wieczorami, zmęczona po całym dniu, tak jak mama, która ma dziecko na 8 godzin w przedszkolu, prawda? Czysta arytmetyka.

Nie chodzi o to, żeby odciąć się od osób, które dobrze sobie radzą i ogarniają. Czasami gdy zapytasz: A jak ty to robisz, że…?, ktoś Ci sprzeda jakiś patent, na który Ty nie wpadłaś. Ale jeśli obserwowanie takich ludzi czy spotykanie z nimi nie robi Ci dobrze, może lepiej będzie, jeśli czasowo to ograniczysz?

Żyj tu i teraz. Czasem robimy sobie mocno pod górkę, bo wydaje nam się, że przygotowujemy dziecko i siebie do przyszłych trudności albo w ogóle do “ciężkiego życia”. Na przykładzie snu: są matki, które pięć razy w nocy wstają do niemowlaka, wyciągają go z łóżeczka, karmią i próbują przez kolejne pół godziny odłożyć go tam z powrotem, bo maluch budzi się przy dotknięciu prześcieradła. Jednocześnie zapierają się rękami i nogami, żeby zabrać to dziecko do swojego przygotowanego według zasad bezpieczeństwa łóżka, bo boją się, że za rok  trudno im będzie je odzwyczaić. A wcale nie musi tak być. Może za rok nie będzie Ci przeszkadzało, że śpisz razem z dzieckiem. Może ono nie będzie już chciało z Tobą spać. A może wyprowadzenie go nie będzie takie trudne, jak Ci się to jawi teraz, a przynajmniej od dziś zaczniesz się wysypiać? Często martwimy się na zapas o rzeczy, które potem w ogóle się nie wydarzają. Zastanów się, co pasuje dziecku i co jest w zgodzie z Tobą na dziś, a nie co to będzie za trzy lata.

W ruchu Anonimowych Alkoholików panuje zasada, żeby myśleć tylko i wyłącznie o dzisiejszym dniu. Jeżeli jesteś uzależniony, to Twoim celem jest dzisiaj się nie napić. Jeżeli dzisiaj się nie napiłeś, świetna robota! A jutro zaczynasz od początku. I dokładnie tak samo jest w rodzicielstwie. Jeżeli masz małe wymagające dziecko, to Twoim celem jest dożyć dzisiaj do wieczora. Wszyscy coś zjedli, było przytulane, dożyłaś do wieczora? Super, zjedz coś smacznego. Nie wyszło Ci? Nakrzyczałaś na dziecko, nieposkładane pranie z rezygnacji nad Twoim zorganizowaniem samo weszło do szafy, masz wrażenie, że jesteś najgorszą matką świata? Dzisiejszy dzień odkreśl grubą linią. Jutro startujesz ze wszystkim od początku.

W wymagającym rodzicielstwie bardzo ważne jest bycie elastycznym. Każdy, kto mieszka z hajnidem, prawdopodobnie wie, że to, co się sprawdza dzisiaj, za trzy dni już nie działa. Życie z dzieckiem wymagającym polega na tym, że trzeba mieć bardzo dużo pomysłów, być kreatywnym i otwartym na zmiany. Macierzyństwo leczy z nadmiernego kontrolowania. Jeśli ktoś funkcjonował według zegarka i rozpisanej godzinowo listy zadań, to po urodzeniu dziecka może przeżyć mocny szok. Wymagający maluch rozsypuje nasze plany i harmonogramy w pył.

Im więcej masz wymyślonych i wypróbowanych strategii na swoje dziecko, tym lepiej. Wtedy łatwiej z dzieckiem spędzać czas w różnorodny sposób i w różnych miejscach. Kiedy słyszę ekspertów, którzy rekomendują kładzenie dziecka na drzemki wyłącznie w swoim łóżeczku, mam ogromne wątpliwości. To z pozoru brzmi całkiem kusząco: dwie drzemki po dwie godziny w łóżeczku; Ty w tym czasie sobie sprzątasz, gotujesz, pierzesz, czytasz książkę, oglądasz serial. Z drugiej strony, jesteś zmuszona na każdą taką drzemkę wracać do domu. Gorzej, jeśli staniecie w korku wracając do domu, ktoś proponuje wyjście na kawę, macie do porozwożenia starsze dzieci. Na myśl o urlopie jesteś już spocona, bo przecież tam będzie inaczej, inny plan dnia…

Nie patrz na zegarek, a patrz na własne dziecko i na potrzeby swojej rodziny. Nie działają rzeczy, które działały tydzień temu? Wchodzisz do mnie na grupę na Facebooku i pytasz: co u Was działa? Jak sobie z tym radzicie?

Kiedy słyszę o tym, że masz dziesięciomiesięczne dziecko i od porodu nie byłaś na wizycie kontrolnej u ginekologa… Jeśli mówisz, że trzeci rok z rzędu nie byłaś na cytologii albo u stomatologa, bo masz wymagające dziecko… to mam ochotę wyć do księżyca. Wymagające dzieci potrzebują ZDROWYCH rodziców. Wiem, że podróżowanie do lekarza z zanoszącym się w samochodzie maluchem, z nienawiścią do fotelików, to żadna atrakcja. Wiem, że proszenie kogoś dorosłego, żeby zajął się dzieckiem, którym zajmować się niełatwo, to skomplikowana operacja. Ale to gra warta świeczki.

Bardzo ważne dla każdego dziecka jest to, żeby mieć więcej bliskich opiekunów, z którymi czuje się bezpiecznie. Nie jest prawdą, że dla hajnida liczy się tylko mama, a reszta osób dopiero po czwartym roku życia będzie mieć znaczenie. Im więcej dziecko ma dorosłych, z którymi może zostać w domu, pójść na spacer, do których możemy je zawieźć na dwie godziny, tym lepiej. Od pierwszych miesięcy można rozszerzać “wioskę”, której rośnie dziecko (bo to, że “do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska”, pewnie słyszałaś?). Na początku faktycznie siedzimy we trójkę i nie mamy realnego pożytku z innego dorosłego, bo gdy tylko zmierzamy do kuchni, maluch płacze, dopóki nie wrócimy albo pełza za nami. Z czasem dziecko uzna tę osobę za zaufaną i będzie mogło z nią zostawać na dłużej. Dlaczego to ważne? Żebyś mogła odpocząć, zadbać o siebie, swoje zdrowie, chociażby wypić ciepłą kawę.

Coraz więcej mówi się o wypaleniu zawodowym, które dotyka przede wszystkim osób z angażującą emocjonalnie pracą wśród ludzi, jak lekarze, pielęgniarki, nauczyciele czy psychologowie. Można poczuć coś na kształt wypalenia, będąc rodzicem 24/7. Szczepionką na wypalanie się jest regularne spotykanie się z innymi dorosłymi ludźmi i bycie choć przez dziesięć minut dziennie samej ze sobą. Czasem wystarczy samotny spacer do Biedronki (pamiętam swój pierwszy po porodzie, ależ to była cudowna rozrywka!!! Jak Disneyland po prostu!). A zadbanie o siebie często jest możliwe tylko wtedy, kiedy nasze dziecko ma innych zaangażowanych emocjonalnie opiekunów, z którymi czuje się bezpiecznie.

Searsowie w swojej książce o wymagających dzieciach piszą:

„Nikt nie zrozumie rodzica wymagającego dziecka tak, jak drugi rodzic wymagającego dziecka”

Jeśli tam nie byłeś, jak tego nie przeżyłeś, to może być Ci trudno zrozumieć, o co właściwie chodzi. Czy Ty też zauważyłaś, że gdy opowiadasz o swoich doświadczeniach, inni patrzą czasem podejrzliwie? Z takim chyba-troszkę-przesadzasz-przecież-wszystkie-dzieci-są-wymagające w oczach? Szukaj więc wsparcia emocjonalnego u ludzi, którzy też tam byli. Zapraszam serdecznie do mojej grupy na Facebooku. Może w Twoim mieście mamy spotykają się przy kawie, a jeśli nie, może zaczniesz organizować takie spotkania (ja zaczęłam!)?

Temat na osobny artykuł, bo to sprawa związana z bardzo podstawowymi przekonaniami o ludziach i świecie: proś o pomoc. Nie umiesz? Naucz się czym prędzej.

Jeśli masz odpowiednie środki finansowe, pewne rzeczy można załatwić za pieniądze. Można sobie zamówić dietę pudełkową, korzystać z dowożonych obiadów. Można zapłacić za sprzątanie mieszkania, za opiekunkę/opiekuna do dziecka. O gadżetach, z których korzystają rodzice HNB pisałam tutaj, a patenty kulinarne zebrałam w tym artykule.

Warto mówić bliskim wprost: “nie radzę sobie, potrzebuję pomocy”. Czasem to polega na tym, że mama, teściowa, przyjaciółka przywiezie Ci porcję pierogów czy gar rosołu albo pojeździ za Ciebie na mopie, jeśli z ząbkującym niemowlakiem wydeptujesz aktualnie ścieżki w dywanie. Bywa, że proszenie o pomoc to otwarta komunikacja z partnerem: „Wiem, że miałeś zaplanowany wyjazd na ryby w sobotę, ale bardzo potrzebuję odespać rano dwie godziny”. Urlop macierzyński nie oznacza, że tylko matka ma się opiekować dzieckiem 24 godziny na dobę. Niewiele jest zawodów, w których trzeba być ciągle czujnym i ciągle ma się na sobie brzemię odpowiedzialności za czyjeś życie. Uwierz mi, ja w pracy zawodowej odpoczywam, choć jest przecież emocjonalnie obciążająca.

Proszenie o pomoc to również szukanie specjalistycznego wsparcia, jeżeli jest ono potrzebne. Badania pokazują, że matki dzieci z trudniejszym temperamentem są bardziej narażone na depresję poporodową [1]. Jeśli czujesz, że nie radzisz sobie, że potrzebujesz z kimś porozmawiać, masz problemy z zasypianiem, apetytem, emocjami, w tym lękiem, jesteś przygaszona, ciągle smutna albo o wszystko się wściekasz, poszukaj psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty. Dalsze informacje na temat depresji poporodowej i kontakty znajdziesz w tym artykule.

Pierwszy rok z hajnidem? Ja też tam byłam! Przeżyłam. Będzie lepiej, obiecuję!

Podpisano: Magdalena Komsta – matka urodzonej w 2015 roku High Need Córki i psycholożka w jednym

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?

Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?

 

Zna to wiele matek, ja też często uśmiecham się w tych sytuacjach przez łzy. Moje dziecko najgorzej zachowuje się, kiedy jest ze mną. Zwykle wtedy, gdy jesteśmy sam na sam albo wracam do domu, a w tle są inni dorośli, którzy opiekowali się córką podczas mojej nieobecności.

Kojarzysz te sytuacje? Wracasz z pracy. Dziecko, które do tej pory było dzieckiem idealnym i bezproblemowym, pokazuje swoją drugą twarz, kiedy tylko stajesz w drzwiach. A taki był grzeczny bez Ciebie…”. Albo zwierzasz się, że jest Ci trudno z dzieckiem, które sporo marudzi, jęczy, wymaga stuprocentowej uwagi. Gdy przychodzą znajomi albo rodzina, maluchowi włącza mu się tak zwana wersja demo. Słyszysz „Chyba trochę przesadzasz, matka!”? Młodzież jękoliła: ni to śpiąca, ni znudzona, a gdy w przedpokoju przekazujesz ją wprost w ręce wracającego z pracy ojca, bobas doznaje iluminacji: wracają w niego siły życiowe i świetny humor. Znasz to?

Czy coś z nami jest nie tak? Nie radzimy sobie? Może jesteśmy złymi matkami, skoro to akurat my wyzwalamy u naszych dzieci trudne zachowania, których nie prezentują w towarzystwie innych dorosłych?

Na szczęście – nie. Zwykle świadczy to o tym, że robimy dobrą robotę, choć pewnie wydaje się to nieintuicyjne.

Wiedza, skąd biorą się te pozornie dziwaczne zachowania dzieci, bardzo dużo zmienia w ich odbiorze – odejmuje mamom sporo napięcia, poczucia winy, zagubienia i złości. Warto więc popatrzeć na zjawisko „Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?” z kilku perspektyw, bo w  zależności od wieku i temperamentu dziecka, osobowości mamy oraz specyficznej sytuacji rodzinnej różne czynniki mogą wysuwać się na pierwszy plan:

1.Autentycznie zachowujesz się z ludźmi, z którymi czujesz się najbezpieczniej

Nikt z nas nie traktuje wszystkich ludzi na świecie w ten sam sposób. Z niektórymi osobami jesteśmy bliżej związani emocjonalnie, ufamy im i autentycznie się przy nich zachowujemy. Jesteśmy bardziej wyluzowani i bardziej „sobą”. Z innymi czujemy się mniej bezpiecznie i mniej ujawniamy im siebie: nie mówimy wprost o swoich trudnościach, dylematach czy lękach. Bardziej restrykcyjnie trzymamy się zasad savoir-vivre i tak dalej.

Wyobraź sobie, że spodziewałaś się w pracy awansu, poza kulisami zapewniano Cię, że masz go już w kieszeni. Właściwie w myślach wydałaś już dodatkowe pieniądze, które z tej okazji miałaś otrzymać. Na zebraniu zespołu okazuje się, że awans otrzymała Twoja mniej zasłużona koleżanka z biurka obok. Prawdopodobnie przełkniesz gulę w gardle i pogratulujesz jej sukcesu. Dopóki nie dotrzesz do domu, będziesz trzymać fason. Nie będziesz może superradosna, ale raczej nie wypłaczesz się w ramię pani w warzywniaku podczas kupowania pomidorów. Dopiero, gdy przyjdziesz do domu, tama puszcza. Kumulowane przez cały dzień napięcie, uczucie żalu, smutku, złości, rozczarowania, krzywdy wyleje się po przekroczeniu drzwi lub usłyszeniu pytania „Jak się masz?”. To w domu, w którym czujemy się bezpiecznie i w otoczeniu osób, które są nam najbliższe, pokażemy swoje autentyczne ja, przeżycia, które są w nas silne, emocje, których ujawniania w przestrzeni publicznej społeczeństwo nie akceptuje.

Dlatego dzieci bardzo często w żłobku, przedszkolu, podczas terapii zachowują się inaczej, lepiej. Słuchają opiekuna, czekają bez szemrania na swoją kolej. Kiedy są z babcią lub dziadkiem, często wykonują polecenia bez dyskusji. Wydaje się, że wszystko jest ok.  Czasem dlatego, że w przedszkolu z powodu bezpieczeństwa należy coś robić w konkretny, ustalony sposób. Czasem babcia szybko daje do zrozumienia, że nie należy się złościć, bo dziewczynki się nie złoszczą, albo babci serduszko wtedy pęka.

Dostosowanie się do reguł, choćby organizacyjnych (kiedy jemy, kiedy się kładziemy na drzemkę itd.), panujących w danym środowisku kosztuje jednak organizm sporo energii. Napięcia, które się z tym wiążą, nie ulatują w powietrze – gromadzą się w ciele. I kiedy dziecko wraca do domu albo widzi matkę – ostoję bezpieczeństwa – wchodzącą do mieszkania, zalewa ją gromadzonymi przez cały dzień napięciami i emocjami. Wreszcie można się z kimś podzielić tym, co trudne! Muszę, inaczej się uduszę! Dlaczego matki? Bo bardzo często to z nimi dzieci czują się najbezpieczniej: wiedzą, że mogą nam zaufać, że weźmiemy to na klatę, nie odwrócimy się na pięcie, nie obrazimy, nie nakrzyczymy.

2.Wiesz, na co u kogo można liczyć

Ten fragment mocno łączy się z poprzednim. Dzieci są świetnymi obserwatorami i szybko uczą się, na jaki poziom wsparcia, opieki – czy szerzej mówiąc: emocjonalnej dostępności – można liczyć u którego z opiekunów. Że ludzie się między sobą różnią i że z każdym z dorosłych ta sama czynność może wyglądać trochę inaczej.

Weźmy na przykład usypianie na drzemkę. Czasem dzieci mają jakiś rytuał. Mama karmi, podaje smoczek, kocyk, nosi na rękach. Wszystko w odpowiedniej kolejności. Okazuje się jednak, że gdy przychodzi babcia i daje do zrozumienia, że nie może nosić na rękach, bo ma chory kręgosłup, to dziecko przytula się i zasypia. Oczywiście, nie zawsze się tak udaje. Często to zależy od tego, jakie potrzeby zaspokajały elementy rytuału. Ale wiele razy słyszałam, że inny opiekun usypia inaczej bez większej afery, choćby w żłobku (pisałam o tym tutaj).

Opiekunka w żłobku czy dziadek to nie zaklinacze dzieciTo nie jest kwestia tego, że mama jest niewydolna wychowawczo, że sobie nie radzi z dzieckiem. Po prostu dziecko szybko dostosowuje się do innych granic innego opiekuna. Nawiasem mówiąc, pytanie brzmi, czy my, matki, nie przekraczamy własnych granic? Czy nie zaciskamy zębów, częściej niż inni opiekunowie (o tym też kiedyś pisałam)?

3.Matki są nudne

W naszym społeczeństwie mama zwykle w co najmniej pierwszym roku życia przebywa przez większość czasu z dzieckiem (lub dziećmi) w domu samotnie. Nawet, jeśli czasami gdzieś wychodzą (sklep, kawiarnia, zajęcia), to matka jest jedynym opiekunem niemowlaka lub małego dziecka przez większą część doby.

I to nie jest naturalna sytuacja.

W społecznościach tradycyjnych, takich, w których nasz gatunek powstał i przez setki tysięcy lat funkcjonował, na jedno dziecko przypada około czworo dorosłych. W niektórych tradycyjnych plemionach jednym niemowlęciem opiekuje się na zmianę siedmioro osób, w innych nawet czternaścioro (na przykład w plemieniu Efe) [1].

Dzieci wychowywane w naszej kulturze w obecności ciągle jednej i tej samej dorosłej osoby, mają prawo być nią znudzone. Niemowlęta i małe dzieci nie są biologicznie przystosowane do patrzenia w kółko na jedną twarz, słuchania jednego głosu i przebywania w tych samych opatrzonych ze wszystkich stron ścianach. Często marudzą, bo za mało się dzieje.

Dlatego, zwłaszcza przy wymagających dzieciach, wystarczą odwiedziny innego dorosłego lub choćby powrót ojca z pracy, by młodzież nabrała wigoru i była czarującym maleństwem, zbierającym zachwyty gości lub tatusia. Przyszła świeża, nowa krew, która inaczej mówi, inaczej pachnie, inaczej się bawi. Nareszcie! Nasze mózgi są zaprogramowane na szukanie nowości. Nowy, nieznany bodziec od razu zwraca naszą uwagę, sprawia, że wytrącamy się z dotychczasowego stanu.

Jeśli teraz potakujesz ze zrozumieniem głową, zacznij budować własną wioskę wokół dziecka. Wychodź z nim lub zapraszaj znajomych. Spotykaj się z innymi matkami. Organizuj spotkania lokalnych rodziców w kawiarni lub bibliotece. Poszukaj wraz z dzieckiem takiego poziomu stymulacji sensorycznej, która zaspokoi jego głodny wrażeń mózg.

4.(Trudne) emocje są zaraźliwe

I ostatnia refleksja: dzieci często najgorzej zachowują się przy matce, gdy mama jest najbardziej zmęczona ze wszystkich opiekunów.

Już malutkie niemowlęta mają świetne umiejętności w czytaniu mowy ciała. Nie rozumieją słów, ale świetnie wychwytują nasze emocje z tonu głosu, rytmu kroków, postawy ciała, zakresu ruchów itd. Kiedy próbujesz godzić zaspokajanie potrzeb dziecka lub dzieci, innych domowników, pracę zawodową, ogarnianie domu, obiadu i (tu wstaw dowolne aktywności, które próbujesz wcisnąć w dobę), jesteś wykończona. Często niewsypana, czasem zezłoszczona, sfrustrowana, smutna. Ponieważ warunkiem przeżycia małego dziecka jest bycie czujnym na sygnały wysyłane przez opiekuna, maluchy w mgnieniu oka zarażają się naszym nastrojem. Na przykładzie wieczornego usypiania wyjaśniałam to tutaj

Kiedy do dziecka przychodzą inni dorośli, zwykle są w lepszej kondycji psychofizycznej niż matka. Babcia jest wyspana, bo nikt jej nie budził w nocy płaczem. Jest najedzona, ba, nawet pija ciepłą kawę! Regularnie spotyka się z koleżankami, jest na bieżąco z „M jak miłość” i nawet na krzyżówki ma czas. Przychodząc na kilka godzin, wnosi energię, której mama nie była w stanie wykrzesać, bo z pustego i Salomon nie naleje!

Im nam jest trudniej, tym zwykle trudniej zachowuje się nasze dziecko. Powstaje błędne koło, które może przerwać tylko zajęcie się swoimi dorosłymi potrzebami i zaopiekowanie się sobą, podczas gdy swojemu dziecku zapewniamy opiekę innego dorosłego. Zostaw dziecko z wypoczętą babcią albo bardziej-niż-Ty, mimo pracy zawodowej, wypoczętym tatą, puść mimo uszu komentarz „Nie wiem na co narzekasz, w ogóle nie ma z tym dzieckiem żadnego problemu” i zajmij się sobą. Nie jeździj na mopie, chyba, że to dla Ciebie forma relaksu (podobno są tacy ludzie). Prześpij się, idź na samotny spacer (choćby do Biedronki, polecam!), spotkaj się z innymi dorosłymi BEZ DZIECI. Tak, żeby zarażać malucha pozytywną energią i mieć miejsce na przyjęcie trudnych uczuć dziecka.

Dbanie o siebie nie jest egoizmem, jest dbaniem o dziecko i całą rodzinę. 

Napracowałam się nad tym tekstem. Jeśli uznasz wpis za przydatny, proszę, polub mój fanpage i  udostępnij ten artykuł dla swoich znajomych. Dziękuję!

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – starsze dzieci

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – starsze dzieci

W poprzednim wpisie z tej serii przedstawiłam swoich książkowych ulubieńców dla rodziców niemowląt i dzieci do 2 roku życia. Tym razem przygotowałam propozycje dla tych z Was, którzy są zainteresowani Rodzicielstwem Bliskości, a mają w domu przedszkolaka lub dziecko w wieku szkolnym.

Komunikacja

„Moje dziecko doprowadza mnie do szału” Isabelle Filliozat, wyd. Esprit

Pisałam już o tych tragicznych tytułach i fatalnych okładkach książek dobrej autorki? (tak, tutaj).

Książka ma taką samą strukturę, jak poradnik przeznaczony dla rodziców młodszych dzieci. Po wstępnym rozdziale poświęconym zachowaniom, które często w wieku szkolnym się pojawiają, kolejne rozdziały odnoszą się do przedziałów wiekowych i charakterystycznych dla nich trudności (ośmiolatki, którym często coś wypada z rąk, jedenastolatki i gry komputerowe…). Wszystko w odniesieniu do relacji z dzieckiem oraz wiedzy o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu. Bez rozgadywania się, ale z konkretami.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Na język polski przetłumaczono jeszcze jedną książkę Filliozat – poświęconą wspieraniu dzieci w przeżywaniu emocji i rozumieniu własnych, rodzicielskich uczuć: „W sercu emocji dziecka”. Również polecam! (papier – KILK!, ebook – KLIK!)

 

„Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” Adele Faber, Elaine Mazlish, wyd. Media Rodzina

Poradnik podobny do opisywanego przeze mnie w I części artykułu „Jak mówić, żeby maluchy…” – różnica polega na dopasowaniu przykładów. Ta wersja jest przeznaczona dla starszych przedszkolaków i dzieci szkolnych. “

Prezentuje bowiem w bardzo praktyczny sposób zasady skutecznej i empatycznej komunikacji. Znajdziesz tu konkretne dialogi, przykłady sformułowań, pytań i zachowań podane w przystępnej formie, także komiksowej. Do zainspirowania się, jeśli ktoś zna podstawy, ale nadal brakuje mu narzędzi.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

 

„Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny” Małgorzata Musiał, wyd. Mamania

Gdybym miała powiedzieć, jaką JEDNĄ książkę kupić, mając w domu przedszkolaka, dziecko szkolne lub więcej niż jedno dziecko, bez wątpienia wskazałabym na tę. Bardzo mi brakowało na polskim rynku takiej osadzonej w naszym kręgu kulturowym pozycji, w której krok po kroku za rękę prowadzi nas przez rozumienie Rodzicielstwa Bliskości w praktyce: czym są granice, jak wspierać dzieci w wyrażaniu emocji, skąd się bierze chęć do współpracy, jak rozwiązywać konflikty, także między rodzeństwem, co z karaniem i nagradzaniem.

Od Gosi Musiał przejęłam rewelacyjną strategię na bieżące rozładowywanie napięcia emocjonalnego pt. „śpiewaniem piosenek z brzydkimi słowami w myślach” 😀 Poleciłam ją Wam kiedyś na Facebooku i dajecie znać, że działa 😀

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Mów, słuchaj i zrozum” Petra Krantz Lindgren, wyd. Mamania

Książka, z której można nauczyć się sposobu komunikacji nazywanego Porozumienie Bez Przemocy (lub NVC – Nonviolent Communication). Na przykładach, które wielu rodziców zna z codziennego życia: dziecko, które chce, żeby mu kupić trzeciego loda; brat, który mówi, że nienawidzi siostry; chłopiec, który nie chce założyć kasku, idąc na rower.

Jeśli sama słyszysz, jak grozisz, straszysz, przekupujesz lub przedrzeźniasz i doprowadza Cię to do szału, bo jedziesz z automatu, choć chciałabyś mówić inaczej, to znajdziesz tu konkretne wskazówki i strategie. Wszystko po to, by wspierać poczucie własnej wartości u dziecka, które czuje się szanowane bez względu na to, co robi.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Jeśli nie kary i nagrody, to co?

Gdy dziecko rośnie, często pojawia się refleksja, czy można je wychować bez karania i nagradzania. I czy te behawioralne systemy wzmocnień i wygaszania można czymś zastąpić. Świetnie z tymi wątpliwościami rozprawiają się dwie książki:

 

„Wychowanie bez nagród i kar” Alfie Kohn, wyd. MiND

Książka, która na części pierwsze rozkłada rzeczywiste, potwierdzone naukowo dalekosiężne skutki stosowania nagród i kar, ale także powody, dla których warunkowanie uwagi wydaje nam się często absolutnie konieczne lub naturalne. Po pierwszej lekturze może się w Was pojawić sporo zdziwienia: jak to, moje zachowania wynikają z lęku? Z nieuświadamianych dotychczas przekonań? Przecież ja naprawdę nie myślę o dziecku w ten sposób!

Ogromny plus za KONKRETNE propozycje „co zamiast” – i uparte dążenie do przedstawienia perspektywy dziecka. To jest książka po której widzi się, jak dużo rodzicielstwo wymaga pracy nad sobą samym, a nie nad dzieckiem.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

 

„Dodaj mi skrzydeł! Jak rozwijać u dzieci motywację wewnętrzną?” Joanna Steinke-Kalembka, wyd. Samo Sedno

Ogromne pozytywne zaskoczenie – po okładce i tytule spodziewałam się czegoś zupełnie innego (wyobraziłam sobie jakieś dopingowanie do osiągania szkolnych sukcesów), a dostałam zwięzły, konkretny i wysycony aktualną wiedzą poradnik nie tylko po motywowaniu (czy raczej towarzyszeniu w rozwoju), ale i o niekaraniu i nienagradzaniu dla rodziców dzieci w wieku szkolnym.

Autorka w umiejętny sposób łączy informacje o rozwoju mózgu i wpływie emocji oraz relacji na działanie z przykładami technik do zastosowania od dzisiaj. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy frustrują się, że „dziecko nie sprząta”, nie che się uczyć, złości się, gdy odnosi porażkę.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Zrozumieć mózg dziecka

„Self-Reg”Stuart Shanker, wyd. Mamania

Lektura obowiązkowa nie tylko dla rodziców. Nie spotkałam dotąd osoby, której zapoznanie się z pomysłem Stuarta Shankera nie pomogło zrozumieć dziecka i / lub zadbać o samego siebie. Koncepcja jest prosta: każdemu człowiekowi trudno jest być w stanie optymalnego pobudzenia, jeśli oddziałują na niego silne lub przewlekłe stresory – począwszy od biologicznych przez emocjonalne i poznawcze aż po społeczne i prospołeczne. Warto ich poszukać i popracować nad zmniejszeniem ich siły rażenia. Nie zawsze to oznacza, że uda się je usunąć, ale można zastanowić się, co zrobić, by nie rozregulowywały nas lub dziecka tak silnie i na tak długo.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Zintegrowany mózg – zintegrowane dziecko” Daniel J. Siegel, Tina Payne Bryson, wyd. Rebis

Przypisywanie dzieciom złych intencji jest pozbawione sensu, ponieważ to ich rozwijające się mózgi sprawiają, że trudno im kontrolować swoje zachowania. Chociaż gdy teraz o tym myślę, że wiele z zaprezentowanych strategii jest bardzo przydatna we współpracy z dorosłymi – wszak obszary odpowiedzialne za podejmowanie decyzji rozwijają się jeszcze po 30 (tak, trzydziestym) roku życia!

Mam ochotę za jakiś czas przedstawić na blogu strategie zaproponowane przez Siegela dla najmłodszych dzieci, bo łączą wspieranie rozwoju emocjonalnego i poznawczy z dbaniem o dobrą więż i baaaardzo przydają mi się w pracy z rodzicami uczącymi się komunikacji z maluchami.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

O codziennym życiu

„Dziecko z bliska idzie w świat” Agnieszka Stein, wyd. Mamania

Książka Agnieszki Stein poświęcona komunikacji i wyzwaniom związanym z wchodzeniem dziecka w świat szkoły. Bardzo dużo tam materiałów do pracy nad sobą i własnym rodzicielstwem, potrzebami, umiejętnościami budowania relacji. Sporo miejsca Agnieszka poświęciła wychodzeniu dziecka, którym opiekowano się w duchu RB, w świat, który przecież niekoniecznie jest taki bliskościowy. Znajdziesz tam inspiracje do tego, co można zmienić, a z czym i w jaki sposób sobie poradzić, jeśli zmiana jest niemożliwa.

Polecam tym z Was, którzy martwią się, czy na dłuższą metę Wasz styl wychowawczy będzie musiał się zmienić pod wpływem szkoły, albo czy wolne dziecko odnajdzie się w systemowej placówce lub wśród rówieśników.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Potrzebna cała wioska” Agnieszka Stein, Małgorzata Stańczyk

Niedoceniana – moim zdaniem – a idealna na dwa popołudnia książka Agnieszki Stein w formie wywiadu prowadzonego przez Małgosię Stańczyk, to „Potrzebna cała wioska” – BARDZO dużo mnie osobiście poukładała treści z poprzednich książek Agnieszki w spójną całość. Fajnie się zresztą obserwuje, jak zmieniają się ludzie i jak własne doświadczenia  macierzyńskie wpływają na zawodową orientację.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

„Wspólne dorastanie” Carlos Gonzalez, wyd. Mamania

Nowość od mojego ulubionego hiszpańskiego pediatry.

Tym razem zostawia temat usypiania, karmienia i zabawy, a podejmuje zagadnienia bliższe rodzicom dzieci szkolnych i nastolatków. Co robić w przypadku rozstania rodziców? Czy i jak stać się dla nastolatka autorytetem? Czy ADHD istnieje? Jak zmniejszyć prawdopodobieństwo, że nasze słodkie maleństwo kiedyś wejdzie w narkotyki? Jak sobie radzić z rodzicielskim przytłoczeniem?

Gonzalez pisze jak zwykle lekko, z humorem, ale w oparciu o naukowe źródła. Nic nie poradzę na to, że kupiłabym i przeczytałabym z entuzjazmem każdą jego książkę, nawet o hodowli świnek morskich.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Daj znać w komentarzu, czy coś jeszcze dodałabyś do mojej czytelniczej listy – powoli szykuję 3 część artykułu, może jest jakaś książka, której jeszcze nie znam?

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując książki, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Książki o Rodzicielstwie Bliskości

Książki o Rodzicielstwie Bliskości

W trzecim odcinku podcastu, w którym opowiadam o mojej drodze do Rodzicielstwa Bliskości, zapytałam: czy chcecie poznać moją listę najlepszych książek o tym nurcie?

Wiele z Was napisało wówczas, że są ciekawe, od czego zacząć, co dla rodziców dwulatka, a co, jeśli dziecko chodzi już do szkoły?

Przygotowałam więc subiektywną listę książek o Rodzicielstwie Bliskości, którą z pełnym przekonaniem mogę polecić. Żeby artykuł był wygodniejszy do przeglądania, podzieliłam go na dwie części (druga za kilka dni), a w każdej z nich znajdziecie propozycje dostosowane do sytuacji i poziomu „zaawansowania” w temacie.

Dla jasności: wszystkie książki kupiłam samodzielnie i za własne pieniądze 😉

Zaczynamy od najmłodszych dzieci (od urodzenia do 3 roku życia):

JESTEM W CIĄŻY / MAM NIEMOWLĘ I NIC NIE WIEM O ROZWOJU MAŁYCH DZIECI

Księga Dziecka od narodzin do drugiego roku życia, William i Martha Sears, Zielona Sowa

W księgarniach od lat chyba nic nie detronizuje monumentalnego Pierwszego roku życia dziecka, ale nie jest to pozycja, którą mogłabym polecić. Jest co prawda rzetelna i szczegółowa w kwestiach medycznych, ale tematy związane z rozwojem emocjonalnym niemowlaka traktuje bardzo po macoszemu, a tu i ówdzie zawiera szkodliwe propozycje (typu wypłakiwanie przed zaśnięciem).

Twórcy pojęcia „Rodzicielstwo Bliskości”, William i Martha Searsowie napisali Księgę Dziecka – niemniej część ich propozycji, np. dotyczących zabaw ruchowych z niemowlakiem, przyprawia znanych mi fizjoterapeutów o ból głowy 😉

Czytam wszystko, co ukaże się na rynku z zakresu opieki nad niemowlakiem, i na ten moment z czystym sumieniem mogę polecić nowość z Wydawnictwa Agora:

Jest z nami dziecko. Poradnik początkujących rodziców, Joanna Szulc, wyd. Agora

Autorka jest doświadczoną dziennikarką, wieloletnią redaktorką naczelną miesięcznika Dziecko, dyplomowaną promotorką karmienia piersią, a także studiuje psychologię.

W poradniku analizuje dość szczegółowo wszystkie kwestie zajmujące rodziców w pierwszym roku życia ich maluchów: od niemowlęcej wyprawki, przez pierwsze dni po porodzie, żywienie po drobiazgowy przegląd kolejnych kwartałów życia (czego dziecko się uczy, jakie wyzwania czekają rodziców):

Podyskutowałabym o pojedynczych zagadnieniach, bo nie jestem przekonana, że niemowlaki potrzebują leżaczka 😉 – ale to są absolutne drobiazgi i zdecydowanie na tle innych pozycji z tej tematyki książka „Jest z nami dziecko” jest zdecydowanie najbardziej godna polecenia. Wreszcie coś mądrego o opiece nad niemowlakami, bliskościowego i jednocześnie osadzonego w polskich realiach!

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

JESTEM W CIĄŻY / MAM NIEMOWLĘ I NIC NIE WIEM O RODZICIELSTWIE BLISKOŚCI

Księga Rodzicielstwa Bliskości, William Sears, Martha Sears, wyd. Mamania

Biblia Rodzicielstwa Bliskości dla opiekunów małych dzieci. Searsowie są dyskusyjni, jeśli chodzi o porady wychowawcze dla kilkulatków, ale jeśli chodzi o  opiekę nad niemowlętami to w naprawdę prosty sposób wyjaśniają  podstawy Rodzicielstwa Bliskości, z których możesz konstruować własną ścieżkę.

Książka ma układ typowego amerykańskiego poradnika – ramki z krótkimi tekstami, wypowiedzi „autentycznych rodziców”, podsumowania i wypunktowania 😉

Podsumowanie 7 filarów Rodzicielstwa Bliskości, przez nich stworzonych, możesz pobrać poniżej:

Lubię w Searsach to, że nie oceniają wyborów dokonywanych przez rodziców: pokazują, jak bliskościowo karmić i piersią, i butelką, jak budować więź przez współspanie, a jakie narzędzia wykorzystać, gdy musisz szybko wracać do pracy. Podkreślają mocno, jak ważne są potrzeby wszystkich członków rodziny, nie tylko dziecka, i jakimi sposobami można próbować je pogodzić. Nie udają, że znają odpowiedź na każde pytanie, ale zachęcają do zaufania samemu sobie i samodzielnego poszukania rozwiązań odpowiednich dla Twojej rodziny. Polecam szczególnie rodzicom mieszkającym w krajach, w których urlop macierzyński trwa tylko pół roku lub nawet mniej.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

ZNAM FILARY RODZICIELSTWA BLISKOŚCI, SZUKAM CZEGOŚ O POTRZEBACH I EMOCJACH MAŁEGO DZIECKA

Dziecko z bliska, Agnieszka Stein, wyd. Mamania

„Dziecko z bliska” to pierwsza polska książka o Rodzicielstwie Bliskości. Celowo piszę „książka”, a nie „poradnik”, bo „Dziecko…” nie ma w sobie tego sznytu. W skrócie: porad tutaj nie znajdziecie. Znajdziecie wyjaśnienie mechanizmów stojących za zachowaniami dziecka, a także dużo zagadnień do refleksji nad własnym rodzicielstwem. Bo tak naprawdę w RB znacząco więcej jest koncentracji na rodzicu, jego potrzebach, emocjach, zasobach, wsparciu niż na pracy „nad” dzieckiem.

Pozostałe książki Agnieszki Stein pokażę w drugiej części artykułu, ponieważ dotyczą starszych dzieci.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

SZUKAM CZEGOŚ Z ODNIESIENIAMI DO BADAŃ NAUKOWYCH, ALE NADAL LEKKIEGO DO CZYTANIA

Czwarty Trymestr, Magdalena Komsta, Wydawnictwo Wymagające

W tej kategorii zacznę od książki, której tak bardzo mi brakowało, że aż postanowiłam napisać ją sama. Jeśli jesteś w ciąży lub właśnie urodziłaś, koniecznie sięgnij po nią. To pięknie wydany, całościowy przewodnik po połogu oraz śnie, karmieniu i marudzeniu dziecka w pierwszych 12 tygodniach życia (zwanych brakującym, czwartym trymestrem ciąży). Choć tak naprawdę zawarta w książce wiedza przyda Ci się także później.

Początki rodzicielstwa kojarzą mi się z totalnym chaosem i poczuciem zagubienia. Pisząc tę książkę, chciałam wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku świeżo upieczonych i przyszłych mam, żeby choć trochę ułatwić im ten czas. Krążą słuchy, że wyszło mi to nie najgorzej. 😉

Więź daje siłę, Evelin Kirkilionis, wyd. Mamania

Autorka jest doktorką biologii i w tej – kultowej już – książce krok po kroku, z odniesieniem do badań naukowych, wyjaśnia, jak tworzy się więź między dorosłym a malutkim dzieckiem i dlaczego tak ważne jest szybkie i adekwatne odpowiadanie na wysyłane przez niemowlę sygnały. Kirkilionis jest entuzjastką noszenia niemowląt i promuję koncepcję, że ludzki gatunek to „noszeniaki” (więcej na ten temat możecie przeczytać TUTAJ). Książka koncentruje się na porodzie i pierwszym roku życia dziecka, tylko delikatnie zahaczając o powrót do aktywności zawodowej.

Dla mnie „Więź daje siłę” jest niezwykle pomocna we wspieraniu wiary rodziców we własną intuicję. My naprawdę bardzo często dobrze wiemy, co robić w kontakcie z malutkim dzieckiem, tylko kultura próbuje nam wmówić, że to inne osoby są ekspertami od naszych maluchów!

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Mocno mnie przytul, Carlos Gonzalez, wyd. Mamania

Hiszpański pediatra pisze lekko i z humorem o rzeczach ważnych i poważnych – zarówno o noszeniu niemowląt, karmieniu, wspólnym spaniu, treningu czystości i wielu innych zagadnieniach, jak i ogólniej – o traktowaniu dzieci z szacunkiem i  miłością.

W oparciu o twarde dane naukowe polemizuje z wieloma metodami wychowawczymi i punkt po punkcie, w niepodrabialnym stylu, obnaża ignorancję popularnych trenerów dzieci. Jeśli w rodzinie lub wśród znajomych, ktoś Wam mędzi, że tego nauczyliście, że pożałujecie tamtego, a owo to już w ogóle zniszczy życie Waszemu dziecku i Wam, a chcecie z klasą na to reagować albo chociaż upewnić się we własnych, intuicyjnych decyzjach, to ta książka jest dla Was.

Sama bardzo często sięgam do tej książki, żeby odnaleźć jakieś badanie naukowe albo zasięgnąć z niewyczerpanej skarbnicy metafor i drobnych złośliwości, którymi Gonzalez szczodrze obdarza oponentów.

Dużo w tej książce odwołań do psychologii ewolucyjnej, co pozwala lepiej zrozumieć mechanizmy rządzące pozornie dziwacznymi zachowaniami małych dzieci typu „dlaczego nie chce spać we własnym, wygodnym łóżeczku” albo „dlaczego nie chce samo wracać, choć przed chwilą biegało po placu zabaw”.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Niestety, książka nie występuje w wersji elektronicznej

KONKRETY, KOMSTA, KONKRETY

Wiem, że może masz jedną lub więcej powyższych książek za sobą, rozumiesz założenia, ale nadal brakuje Ci konkretnych narzędzi. Nic nie przychodzi Ci do głowy, jeśli chodzi o reagowanie na odmowę dziecka, masz pustkę w głowie, kiedy chciałabyś docenić jego wysiłek inaczej niż zdawkowym „brawo!”.

Dlatego jeszcze dwie propozycje:

Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały, Joanna Faber, Julie King, wyd. Media Rodzina

To oparty o światowy bestseller „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały…” poradnik dla rodziców młodszych dzieci. Wypełniony konkretami aż po brzegi: jak pomagać w regulacji emocji, jak zachęcić do współpracy, jak mediować konflikty między rodzeństwem, jak wyrażać uznanie – wszystko z podsumowaniami, przykładami dialogów i obrazkami:

Mając podstawową wiedzę o Rodzicielstwie Bliskości (bo ja naprawdę wierzę w to, że skorzystasz z takiej książki bardziej, jeśli chociaż podstawową „teorię” będziesz miała za sobą), szybko poukłada Wam się w głowie „co można by powiedzieć” i „jak można by zareagować”, a za jakiś czas propozycje z książki będą wydawały Wam się oczywistymi oczywistościami. Gwarantuję.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Próbowałam już wszystkiego, Isabelle Filliozat, wyd. Esprit

Brak popularności książek tej pani tłumaczę sobie okropnymi tytułami i okładkami (mam wszystkie jej przetłumaczone na nasz język poradniki i jestem nimi zauroczona).

Tymczasem autorka jest francuską psychoterapeutką i rewelacyjnie tłumaczy zachowania maluchów z dziecięcego na nasze. Pewnie mogłabym podyskutować o kilku miejscach i zaproponowanych rozwiązaniach, ale ogólnie uważam tę pozycję za wartą uwagi, nie tylko ze względu na zwięzłość, ale również odwoływanie się do funkcjonowania i rozwoju mózgu i długofalowych skutków konkretnych rozwiązań.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Część druga listy dobrych książek o Rodzicielstwie Bliskości – dla starszych dzieci – znajdziesz TUTAJ!

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując książki, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Mamowskaz 003: Moja droga do Rodzicielstwa Bliskości

Mamowskaz 003: Moja droga do Rodzicielstwa Bliskości

Posłuchaj podcastu Mamowskaz
Chcesz posłuchać? Naciśnij na żółty trójkąt na odtwarzaczu powyżej 🙂

Chcesz poczytać? Transkrypcja poniżej.

Pobierz odcinek (mp3)

 

Posłuchaj podcastu Mamowskaz

Możesz posłuchać podcastu na stronie albo na Youtubie lub też przeczytać zamieszczoną transkrypcję.

Jeśli wybierzesz wideo, proszę, zasubskrybuj mój kanał na YouTube oraz zaznacz „dzwoneczek” – będziesz wówczas otrzymywać powiadomienie o wszystkich nowych materiałach.

Autorem muzyki do podcastu jest Rafał Odrobina.

Transkrypcja (do czytania)

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć transkrypcję podcastu” less_text=”Ukryj transkrypcję”]

To jest trzeci odcinek podcastu MAMOWSKAZ: Magdalena Komsta o rozwoju małych dzieci. Dziś będzie bardziej prywatnie – opowiem o drodze, która doprowadziła mnie do Rodzicielstwa Bliskości. Zapraszam.

Witaj po dłuższej przerwie. Podcasty miały się ukazywać z żelazną konsekwencją co dwa tygodnie, ale – jak sama często mówię rodzicom – konsekwencja jest przereklamowana 😉 Uznałam, że nie warto przed urlopem nagrywać średniej jakości odcinka resztką sił i dałam sobie czas na odzyskanie energii. Jestem już po pierwszej turze wakacyjnych wyjazdów i wracam do regularnej działalności.

Dzisiaj chciałam opowiedzieć trochę o Rodzicielstwie Bliskości, czyli o nurcie, w którym jako psycholożka pracuję, ale także trochę opowiedzieć, jak wyglądała moja prywatna droga do niego.

Na pierwszym roku studiów musiałam napisać pracę roczną na dowolnie wybrany temat. Moje studia w ogóle były trochę inne niż tradycyjne, bo ja skończyłam Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. W dużym skrócie ta międzywydziałowość oznaczała, że mogłam jednocześnie uczyć się na kilku różnych kierunkach, miałam indywidualną opiekę naukową tutora z uczelni i dużo czasu na zdecydowanie się, w którym kierunku chcę iść i z czego napisać pracę licencjacką, a później magisterską.

Zaczęłam więc studiować pedagogikę oraz socjologię, z której po pół roku zrezygnowałam, a od drugiego roku rozpoczęłam jeszcze psychologię. Ponieważ moja opiekunka naukowa była psycholożką rozwojową, a ja byłam zafascynowana malutkimi dziećmi, które urodziły się u mnie w rodzinie, ustaliłyśmy, że praca roczna będzie dotyczyć rozwoju przywiązania we wczesnym dzieciństwie. W dużym skrócie: opisałam, jak to się dzieje, że malutkie dzieci nawiązują relację ze swoimi rodzicami lub opiekunami, od czego zależy kształt tej relacji, jak się w czasie zmieniały poglądy na temat pochodzenia związków emocjonalnych u niemowląt i małych dzieci i jaki to ma związek z dorosłym życiem człowieka. Tak naprawdę opisałam podstawy naukowe nurtu Rodzicielstwa Bliskości, o którym wówczas nie miałam zielonego pojęcia.Ta praca potem została wydrukowana w studenckim czasopiśmie naukowym i nadal można ją pobrać w internecie. Link podrzucam w notatkach do tego podcastu, czyli na stronie www.wymagajace.pl/003 jak numer tego odcinka. Nie uwierzysz, ale mimo że minęło tyle lat, dosłownie kilka tygodni temu dostałam mailowo pytanie o możliwość zacytowania mojej pracy w jakimś licencjacie, ba, sama przed chwilą wygooglowałam, że moja praca jest jako bibliografia obowiązkowa do jednego z przedmiotów na wydziale pedagogiki Uniwersytetu Zielonogórskiego 🙂

Później, w toku studiów, zafascynowałam się behawioryzmem i terapią poznawczo-behawioralną.  Ja jestem człowiekiem liczb i człowiekiem konkretu, więc koncentracja na widocznych objawach,  schematy, wzorce, ustalone reguły dotyczące terapii konkretnych zaburzeń bardzo do mnie trafiały. Cokolwiek by się o terapii poznawczo-behawioralnej nie mówiło, to ma ona najwyższą udokumentowaną skuteczność w leczeniu wielu zaburzeń psychicznych.

Zdaję sobie sprawę, że behawioryzm obrósł wieloma mitami i rodzice, którzy wychowują dzieci w ruchu Rodzicielstwa Bliskości czasem słyszą z różnych stron, że behawiorka to tresura i to jest kompletnie sprzeczne z szacunkiem wobec dziecka. Ja swego czasu napisałam na blogu tekst o 10 rzeczach, których – bez względu na Twój światopogląd wychowawczy – możesz się nauczyć od behawiorystów. Link do artykułu znajdziesz w notatkach.

Ale wracam do historii. Pracę magisterską z psychologii pisałam u profesor Katarzyny Schier, która jest praktykującą psychoanalityczką i zajmuje się psychosomatyką, czyli związkami między problemami zdrowotnymi a psychiką człowieka. Ja, jak już mówiłam, byłam nadal w mocnej fascynacji behawioryzmem i nurtem poznawczym, czego obecnie bardzo żałuję – bo podejrzewam, że gdybym była bardziej otwarta, to znacznie więcej mogłabym się od profesor Schier nauczyć w tym czasie.

Po ukończeniu studiów zrobiłam półroczny kurs terapii poznawczo-behawioralnej dzieci i młodzieży i zaczęłam pracę, konsultując nastolatków, rodziców z trudnościami wychowawczymi, prowadziłam też warsztaty dla kobiet. Wtedy chyba po raz pierwszy coś zaczęło mi zgrzytać, ponieważ reguły i schematy postępowań, które znałam, nie były dla mnie wystarczające. Miałam wrażenie, że ślizgam się gdzieś po powierzchni, nie docierając do sedna, że brakuje mi narzędzi do nawiązania bliższej relacji z dziećmi, które do mnie przychodzą i zrozumienia ich.

Kiedy zaszłam w ciążę, a niektóre moje koleżanki już miały malutkie dzieci, robotę zrobił algorytm Facebooka 😉 Otóż w propozycjach na Facebooku zaczęły mi się wyświetlać grupy, do których należały moje koleżanki z pedagogiki; była wśród nich grupa Rodzicielstwo Bliskości . Nie miałam pojęcia, co to oznacza, więc poszukałam tu i ówdzie i zamówiłam pierwszy poradnik Searsów pt. „Rodzicielstwo Bliskości” . Potem osadzoną w polskich realiach książkę Agnieszki Stein „Dziecko z bliska”  . Czytałam grupy na Facebooku. I wpadłam jak śliwka w kompot.

Historia zatoczyła koło. Wróciłam do tego, o czym czytałam na pierwszym roku studiów – o znaczeniu bliskiej i pełnej poczucia bezpieczeństwa relacji dla zdrowia psychicznego i fizycznego dziecka. O tym, że dotyk jest dla niemowlęcia równie ważny, jak pożywienie. Że pierwsze więzi z opiekunami mają związek z kolejnymi jego relacjami, w dorosłym życiu.

Pochłaniałam kolejne książki i szkolenia, pojechałam na konferencję do Łodzi, skończyłam kurs „Rodzicielstwo Bliskości dla profesjonalistów” u Agnieszki Stein. I tak to się dalej potoczyło.

Czym w ogóle jest Rodzicielstwo Bliskości? Ja mogę chyba powiedzieć o tym, czym jest dla mnie, bo nie ma jakiejś jednej jedynej słusznej definicji. W dużym skrócie chodzi o adekwatne odpowiadanie na potrzeby dziecka i poszanowanie jego indywidualności i granic. To jest taki nurt, w którym uznajemy, że dziecko rośnie i rozwija się poprzez bliską relację z drugim człowiekiem. Że to, co się dzieje między dorosłym a dzieckiem, więź pełna ufności, poczucia bezpieczeństwa, fizycznej bliskości, adekwatnego wrażliwego reagowania na komunikaty dziecka, jest podstawą do jego dobrego rozwoju. Kiedy myślę o RB, to myślę o podążaniu za dzieckiem, o towarzyszeniu mu w rozwoju zamiast przyspieszaniu go, czy wymuszaniu zmian, na które nie jest gotowe. I tak, jak behawioryzm koncentruje się na tym, co obserwowalne i jak to zmienić, tak Rodzicielstwo Bliskości raczej zastanawia się, co jest pod spodem, jakie potrzeby się za tym kryją, jak możemy poszukać wspólnie takiej strategii, która zaspokaja potrzebę dziecka i jest pełna szacunku, pozbawiona przemocy, a jednocześnie w zgodzie z moimi jako rodzica granicami fizycznymi i psychicznymi.

Kwestia granic jest odpowiedzią na pytanie, czym się różni RB od wychowania bezstresowego. Nie wydaje mi się, żeby coś takiego jak wychowanie bezstresowe w ogóle istniało. To jest jakiś mityczny twór, coś, czym się obśmiewa sytuacje, w której ludzie protestują przeciw celowemu wywoływaniu u dziecka trudnych emocji czy stosowaniu przemocy psychicznej. Taki straszak na tych, którzy nie chcą wchodzić w wydzielanie nagród i kar. W Rodzicielstwie Bliskości nie chodzi o to, żeby robić wszystko, żeby dziecko zawsze było zadowolone i uśmiechnięte. Tak się przecież nie da. Nie chodzi też o to, żeby dziecku na wszystko pozwalać. Ważna jest intencja i sposób komunikowania się. Czyli, czy zabraniam, bo to faktycznie niebezpieczna sytuacja albo dlatego, że to mnie boli, czy zabraniam, bo tak, żeby wiedziało, kto rządzi w domu.

Rodzicielstwo Bliskości jako nurt opieki nad dzieckiem czy filozofia, bo tak lubię o tym myśleć, czerpie przede wszystkim z teorii przywiązania, psychologii ewolucyjnej, wiedzy o sposobie funkcjonowania ludzkiego mózgu, psychologii międzykulturowej oraz komunikacji bez przemocy (NVC) .

Myślę, że dużym nieporozumieniem, z którym się czasem spotykam, jest utożsamianie Rodzicielstwa Bliskości wyłącznie z karmieniem piersią, chustonoszeniem i wspólnym spaniem. Czasem ludzie myślą, że jeśli nie karmią piersią, to nie są „RB”. Tymczasem sami Searsowie, którzy piszą o 7 filarach Rodzicielstwa Bliskości, podkreślają „tools not rules” – czyli to, co proponują, to są narzędzia, sposoby, ułatwiacze, a nie zasady, których trzeba przestrzegać. Karmienie piersią, będę już się trzymać tego przykładu, może ułatwiać nawiązanie bliskiej relacji z dzieckiem, ze względu na wpływ hormonów laktacyjnych na matkę oraz ilość dotyku, który zarówno mama, jak i dziecko, otrzymują wzajemnie. Ale absolutnie nie oznacza to, że bezpieczna więź między matką a niemowlakiem nie powstanie, jeśli mama karmi butelką, albo że więź jest lepsza lub gorsza, bo mama karmi tak czy inaczej.

Podobnie ma się rzecz z naturalnym porodem, noszeniem w chuście czy wspólnym spaniem. Akurat moja córka nie była noszona w chuście, choć dużo czasu spędzała na rękach albo przy piersi. A jeśli chodzi o wspólne spanie, to przez pierwszych kilka miesięcy spała w swoim łóżeczku, potem spała ze mną, potem znów sama, potem ze mną i teraz już od długiego czasu śpi sama. To, co jest ważne w Rodzicielstwie Bliskości, to wybieranie takich strategii, sposobów, które aktualnie odpowiadają rodzinie. Można karmić piersią i spać z dzieckiem, a być dalekim od Rodzicielstwa Bliskości, a można karmić butelką, spać dalej od dziecka i w ogóle nie używać chusty czy nosideł i żyć w tym nurcie całkowicie.

Jeśli wcześniej nie słyszałaś zbyt dużo o Rodzicielstwie Bliskości i chciałabyś poczytać trochę o tych narzędziach nawiązywania relacji, czyli o 7 filarach Rodzicielstwa Bliskości, to w notatkach do tego odcinka możesz pobrać plik ze streszczeniem właśnie 7 filarów Rodzicielstwa Bliskości z poradnika Searsów.

Tak naprawdę z tego, co właśnie powiedziałam, wynika odpowiedź na pytanie, które nierzadko ludzie mi zadają: moje dziecko ma cztery miesiące, rok, trzy lata, dopiero dowiedziałam się o Rodzicielstwie Bliskości, czy mogę zacząć je stosować, czy to nie za późno? Jeśli myślimy o Rodzicielstwie Bliskości jako o pewnej filozofii, a nie o narzędziach, to oczywiście, że nie za późno. Nigdy nie jest za późno, żeby mocniej postawić na budowanie zaufania w relacji z dzieckiem, nie jest za późno, by zmienić sposób komunikacji z dzieckiem, być uważniejszym w odczytywaniu jego potrzeb i reagowaniu na nie. Nigdy nie jest za późno, żeby zrezygnować z kar i nagród, bo ta rezygnacja ma też spore znaczenie dla podejścia bliskościowego – choć pewnie im dziecko jest starsze, tym więcej czasu zajmie nam odzyskiwanie jego zaufania w pewnych kwestiach. Myślę tu na przykład o nastolatku, któremu oddajemy odpowiedzialność za rzeczy, nad którymi dotychczas sprawowaliśmy kontrolę. Albo trzylatkowi, który był często odsyłany na karnego jeżyka za okazywanie trudnych emocji, a teraz chcielibyśmy, żeby razem z nami nauczył się je regulować i wyrażać. To wszystko da się zrobić, choć czasem potrzeba trochę więcej czasu.

Jeśli masz dziecko przedszkolne lub starsze, albo więcej niż jedno dziecko i gdzieś kołacze Ci się po głowie, że „to wszystko to piękna teoria, ale kiedy ma się kilkoro dzieci, to nie ma czasu tak tylko rozmawiać”, to polecam zacząć przygodę z RB od książki Małgosi Musiał „Dobra relacja” , bo nie tylko autorka jest mamą trójki dzieci i zna temat od podszewki, ale też jej książka jest pełna praktycznych narzędzi i konkretnych pomysłów.

Tak teraz pomyślałam, że jeśli interesuje Cię, gdzie można poczytać o Rodzicielstwie Bliskości, jakie książki z tej tematyki polecam w zależności od Twojego poziomu – nazwijmy to – zaawansowania i wieku dziecka, to daj, proszę, znać w komentarzu. Mogę przygotować osobny artykuł na ten temat, pokazać, jak poszczególne książki wyglądają w środku, bo niektóre są z podpowiedziami “co można zrobić, gdy moje dziecko robi coś-tam”, inne są bardziej do przemyśleń, a jeszcze inne z obszerną bibliografią, dla tych, których ten aspekt naukowy interesuje bardziej. Czekam więc na Twoje zdanie, czy taki wpis na blogu by się przydał. No, bo w wersji do słuchania to raczej się nie uda 😉

I na koniec jeszcze jedna refleksja: czy jest łatwo iść taką drogą? I tak, i nie.

Z jednej strony, nie wyobrażam sobie w tej chwili innego podejścia do opieki nad własnym dzieckiem, innych fundamentów niż te, na których obecnie się opieram.

Z drugiej, w ogóle bycie rodzicem jest strasznie trudne moim zdaniem. To, że jestem psycholożką, nie sprawia, że mam niekończące się zapasy energii fizycznej i psychicznej i że zawsze się zachowuję tak, jakbym chciała. Pewnie w niektórych kwestiach jest mi łatwiej, bo wiem, jak funkcjonuje mózg dziecka i dorosłego, jakie są normy rozwojowe, jestem może nieco bardziej świadoma swoich stanów psychicznych. Ale mimo to zdarza mi się pojechać automatem z tego, co sama zwykle słyszałam, jak byłam dzieckiem i kiedy to usłyszę, to zastanawiam się “jak ja mogłam to powiedzieć?”.

Kolejna trudna rzecz polega na tym, że efektów nie widać od razu. W przeciwieństwie do zastosowania szantażu, groźby, wymierzenia kary, której efekty w zachowaniu są widoczne od razu, bliskościowe podejście jest bardziej jak rolnictwo albo ogrodnictwo. Działasz, wkładasz wysiłek i czekasz. O różnicy, między tym, co działa doraźnie, a tym co wspiera długofalowo, pisała fajnie Anita Janeczek-Romanowska z bloga Być Bliżej.

Jeśli masz jakieś pytania dotyczące Rodzicielstwa Bliskości, chciałabyś, żebym jeszcze kiedyś rozwinęła jakiś wątek szerzej, to jestem otwarta na propozycje.

Na ten moment to już wszystko. Dziękuję Ci za wysłuchanie tego odcinka. Pamiętaj, że w notatkach czeka na Ciebie do pobrania 7 filarów Rodzicielstwa Bliskości według Searsów. Ach! I bardzo dziękuję za każdą ocenę w iTunes oraz łapkę w górę na Youtube’ie. Podziękowania dla Pauli za komentarz pod ostatnim odcinkiem! Każde słowo od Słuchaczek i Czytelniczek daje mi energię do dalszych działań. Pozdrawiam bardzo serdecznie i do usłyszenia już za dwa tygodnie!

[/showhide]

W tym odcinku usłyszysz:
  • Dlaczego zrobiłam przerwę w nagrywaniu podcastów?
  • Jak wyglądały moje studia?
  • Jak zajmowałam się Rodzicielstwem Bliskości, nie wiedząc, że to robię?
  • O mojej fascynacji terapią poznawczo-behawioralną
  • Co robiłam zaraz po ukończeniu studiów?
  • Jak trafiłam na pojęcie Rodzicielstwo Bliskości?
  • Czym dla mnie jest Rodzicielstwo Bliskości?
  • Czy można być bliskościowym rodzicem, nie stosując wszystkich filarów RB?
  • Czy może być za późno na Rodzicielstwo Bliskości?
  • Czy da się opiekować bliskościowo więcej niż jednym dzieckiem?
  • Czy łatwo iść drogą Rodzicielstwa Bliskości?

Kliknij prawym przyciskiem albo przytrzymaj, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.

Strony i miejsca wymienione w podcaście

 

 

 

Gdzie jest dostępny podcast?

Kolejne odcinki podcastu będą się ukazywały co 2 tygodnie i można ich posłuchać w kilku miejscach:      

 

 

 

  Jeśli podoba Ci się podcast, proszę, oceń go w iTunes – usłyszy dzięki temu o nim więcej świadomych rodziców 🙂 Oceń podcast MAMOWSKAZ Dziękuję i do usłyszenia!

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.