Książeczki o odpieluchowaniu – czy i jakie czytać?

Książeczki o odpieluchowaniu – czy i jakie czytać?

 

Czy książeczki mogą wspierać proces odpieluchowania? Jeżeli tak, to jakie wybierać? Czy są sytuacje, w których lepiej nie sięgać po książki? Oto wpis stworzony na podstawie mojej rozmowy z Karlą Orban. Nagranie tego spotkania znajduje się w bazie wiedzy klubu dla rodziców Parentflix. Znajdziesz w nim linki afiliacyjne do polecanych przez nas pozycji.

Czy warto czytać książeczki na temat odpieluchowania?

To zależy od naszego celu. Ogólnie rzecz biorąc, rodzice sięgają po takie książeczki w dwóch sytuacjach: 

  • kiedy chcą odpieluchować swoje dzieci i mają nadzieję, że książeczki pomogą dzieciom zrozumieć całą sekwencję toaletową oraz do czego służy nocnik,
  • jeśli coś z tym odpieluchowaniem idzie nie tak lub pojawiły się zaparcia i rodzice liczą, że te książeczki trochę oswoją temat, wyeliminują wstręt itp.

W drugim przypadku rodzice otrzymują zresztą sprzeczne rekomendacje. Szukając pomocy na forach i grupach, spotykają się zarówno z komunikatami typu: Tak! Oglądajcie książeczki, zachęcajcie, pokazujecie!, jak i z przestrogami, że książeczki wywołują presję i, w przypadku trudności, temat należy odpuścić w stu procentach. 

Czy można jednoznacznie powiedzieć, że w sytuacji fizjologicznego, normalnego odpieluchowania dziecka wykazującego oznaki gotowości książeczki będą OK, a kiedy pojawiają się zaparcia nawykowe, to wszystkie te książeczki powinny być schowane? 

Tak naprawdę warto raczej zaobserwować, w jaki sposób dziecko na nie reaguje. Być może kupiłaś_eś je, żeby wprowadzić dziecko do tematu nocnika, a ono nie chce ich czytać. Swój sprzeciw wyraża, rzucając książką, uciekając, przynosząc inne książki. 

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: to oznacza, że zaczynamy się robić natarczywi i tworzymy presję, której chcemy przecież unikać i przy temacie odpieluchowania, i przy temacie zaparć. 

Jest jeszcze jedna kwestia: umiar. Wyobraź sobie, że początkowo Twoje dziecko chce czytać daną książkę, ale Ty nie proponujesz już niczego innego. Nie ma momentu bez książki o kupie Jak dziecko mówi książka – to Ty mówisz kupa. W konsekwencji dziecko odtrąca książeczkę. Warto sobie wtedy powiedzieć: dobra, wystarczy.

Kiedy nie warto sięgać po książeczki?

Nie warto tego robić, jeśli to już nie działa. Próbowałaś pokazać taką książkę, ale coś nie chwyciło. Nie kupuj wtedy jeszcze drugiej, trzeciej, czwartej itd. Po prostu zostaw temat książek. 

Nie przydadzą się one również dzieciom, które wiedzą już, o co chodzi. Pytasz: Gdzie się robi siku i kupę?, a one odpowiadają, że na nocnik lub na toaletę. Taka książeczka nie będzie niczym nowym, a Ty zapętlisz się w temacie, zmęczysz materiał i doczekasz się tego, że ktoś, kto był neutralnie nastawiony, zrazi się do nocnika. Jeśli bowiem rodzice kręcą się wokół jakiegoś tematu, to często pokazuje dziecku, że sprawa jest straszna, trudna, poważna. Dzieci zaczynają się tym przejmować i u niektórych najbardziej naturalna rzecz urasta nagle do rangi problemu, wyzwania, trudności. 

Jak wybierać książeczki?

Przede wszystkim zwróć uwagę na to, w jaki sposób pokazywany jest proces odpieluchowania. Czy pojawia się zawstydzanie, karanie, porównywanie dziecka do starszych albo młodszych dzieci? Takie komunikaty w niczym nie pomagają (choć niestety dziecko nierzadko słyszy je od innych dorosłych).

To dotyczy wszystkich książek dla dzieci. Duży nacisk na bycie dzielnym, mężnym, niepłaczącym dzieckiem, niemarudzącym przedszkolakiem albo właśnie dzielnym, kupę do nocnika robiącym chłopczykiem, to sygnał, że coś jest nie tak. Można zmodyfikować treść a vista albo po prostu nie kupować takich pozycji. 

Czy kupiłabyś sobie poradniki, które mówią: Nie bądź sobą, bądź kimś innym albo Jak nic nie czuć i być w ogóle kozakiem? A może Wychowaj sobie męża w tydzień? Nie kupujemy takich książek, bo chcemy być traktowane_ni z szacunkiem. Tymczasem w niektórych książkach dla dzieci dominuje mocno naciągany motyw Wszystko jest w porządku – i to się bardzo ciężko czyta. Dzieci wyczuwają propagandę: miało być fajne, rodzinne czytanie książki, a tu nagle wjeżdżają duzi chłopcy, którzy robią siku i wszystko ogarniają. Nuda.

Ba! Może to być szczególnie trudne dla dzieci, które cierpią na problem moczenia lub zaparć nawykowych. Jeśli myszka, kotek, małe dzieciaczki ogarniają, a ja nie, to chyba coś ze mną jest nie tak…?  Taka narracja może mieć negatywny wpływ na samoocenę dziecka.

 

Czy książeczki są niezbędne?

Dzieci mają różne potrzeby. Czasem najstarsze dziecko w rodzinie będzie bardziej skupione na książeczkach, a młodsze rodzeństwo po prostu zaspokoi się naśladownictwem. 

Tak naprawdę rozwój po prostu upomni się o swoje. 

Warto natomiast zwrócić uwagę na normalizację tematu fizjologii i w tym książeczki mogą pomóc. 

Przy okazji odpieluchowania zastanów się, czy wstydzisz się wpuścić (małe) dziecko do toalety, gdy sama z niej korzystasz. Czy ono ma szansę zobaczyć, co tam się dzieje? (Rodzice hajnidów są zwolnieni z odpowiedzi ;)). A co z nazewnictwem? Idziesz zrobić TO czy kupę? Dziewczynki mają TO czy… no właśnie – jak się u Was mówi na narząd, którym siusia dziewczynka? Dobrym sposobem na przełamanie się jest… nagranie się. Niekoniecznie od razu na Insta Stories ;). Poćwicz te słowa sam_a przed sobą, w końcu się osłuchasz, przyzwyczaisz.

Książeczki o odpieluchowaniu – nasze opinie

Nocnik nad nocnikami, Alona Frankel

Jest to jedna z popularniejszych książek. Istnieje w dwóch wersjach: o dziewczynce i o chłopczyku. 

Problematyczny okazuje się tu… staroświecki kształt tytułowego nocnika. Ma on niewiele wspólnego z tymi nocnikami, które nasze dzieci widują. Naprawdę ze świecą takiego szukać! Wygląda on bardziej jak garnuszek lub duży kubek. Syn Karli zapytał kiedyś, dlaczego ten chłopiec z książeczki robi siku do garnka.

Swoją drogą, takiego nocnika na pewno nie polecam ;). O wybieraniu nocników przeczytasz w tym wpisie. Okazuje się bowiem, że można kupić nocniki lepiej i gorzej przystosowane do dziecięcej anatomii i fizjologii.

Są też pozytywy. Książeczka mówi o tym, że ma się pupę z dziurką do robienia kupki, a jest to coś, o czym wiele dzieci nigdy w życiu nie słyszało! Wydaje się to oczywiste, ale dzieciom pupa kojarzy się zwykle z pośladkami, a nie z odbytem. To może być dla nich bardzo odkrywcze. Szczególnie dla dziewczynek.

Poza tym w książeczce jest normalizowana wpadka. Nie używa się nawet tego słowa. Czytamy: Potem zrobił i siusiu i kupkę, ale niezupełnie do nocnika i Mama zmieniła mu pieluszkę. Koniec historii. Nie ma moralizowania ani zawstydzania. 

Mimo wszystko nie przepadam za tą książką. Dlaczego? Ponieważ podpowiada niektórym dzieciom, do czego nie służy nocnik. Moja córka długo uważała, że nocnik jest po prostu do robienia siusiu i kupy. I tyle. Nie miała żadnych pomysłów, żeby bawić się z nocnikiem: nie wkładała go na głowę, nie kładała niczego do środka, nie jeździła nim po całym mieszkaniu itd. Wszystko zmieniło się wraz z zakupem tej książki. Szybko okazało się, że strony dotyczące tego, do czego nie służy nocnik – są najciekawsze. Zapamiętała, że dziewczynka wkładała nocnik na głowę, że kotek pił z nocnika, że nocnik to wazon na kwiaty albo wanienka dla ptaków. Ot, cały morał. Ten problem pojawia się zresztą w wielu książeczkach o odpieluchowaniu. Jeśli natomiast Twoje dziecko i tak miewa już tego typu pomysły – gorzej raczej nie będzie ;).

Kicia Kocia i Nunuś. Na nocniku, Anita Głowińska

Są tu dwie rzeczy, które zgrzytają.

Po pierwsze Kicia Kocia daje swojemu bratu książeczkę, gdy on siedzi na nocniku. Dlaczego miałaby mu cokolwiek dawać? Na nocnik idzie się zrobić siku/kupę, a nie oglądać tam bajki, książki czy bawić się zabawkami. Nie dajemy książeczek do przesiadywania na nocniku. Nie bierzmy przykładu z Kici K.

Wielu_e z nas było odpieluchowywanych poprzez przesiadywanie na nocniku i czekanie aż coś się wydarzy. Wiele dorosłych osób ma do tej pory rytuał bardzo długiego przebywania w toalecie. Każdy fizjoterapeuta uroginekologiczny powie Ci, że taki nawyk źle wpływa na mięśnie dna miednicy. Warto mieć tego świadomość i spróbować powoli zmieniać swoje zwyczaje, a przy okazji nie wpajać ich swojemu dziecku. 

Takie obrazki w książce zdają się pokazywać, że czytanie w toalecie jest normalne.

Po drugie, pojawia się element pochwały za zrobienie siusiu do nocnika. Co z tym zrobić?

Odpowiedź jest prosta. Kiedy widzisz coś niepokojącego w książeczce, którą generalnie lubisz, ale jakiś jeden element Ci nie leży, nie musisz czytać tego, co tam jest napisane. W tej książeczce tak naprawdę nie widać, że Kicia Kocia klaszcze. Można tego zwyczajnie nie czytać, przemilczeć, zmienić treść.

Tosia i Julek robią siku, Magdalena Boćko-Mysiorska

Gdy ktoś z moich znajomych wydaje książkę, ja się stresuję. Jeśli czuję się z kimś emocjonalnie związana, bardzo dobrze komuś życzę, lubię kogoś, to chciałabym, żeby pierwsza książka napisana przez tę osobę była naprawdę super. Boję się. Czy jeśli ktoś mnie zapyta o informację zwrotną, to czy będę musiała świecić oczami, żeby nie obrazić bliskiej mi osoby, nie podciąć jej skrzydeł? 

Muszę przyznać, że kiedy przyjechała do mnie książka Magdaleny, odetchnęłam z ulgą! Kamień mi spadł z serca, ponieważ seria książek jej autorstwa jest po prostu bardzo dobra. Jest to zresztą zdanie wielu znajomych psychologów i psycholożek, a także licznych rodziców. 

Tosia i Julek robią siku to część serii książek o bliźniętach – Tosi i Julku. W serii znajdziecie także książeczkę o adaptacji przedszkolnej (prawdopodobnie jedyną sensowną w naszym kraju) czy o kąpaniu. 

W części o siusianiu, Tosia ogarnęła tematy nocnikowe, a Julek nie ogarnął. I to jest OK. Na końcu znajdziecie dwie strony dla rodzica: na czym polega odpieluchowanie, na co się przygotować, jak komunikować, kiedy coś pójdzie nie tak itd. 

Pewnie znowu dyskutowałabym nad bawieniem się nocnikiem, ale to taka malutka uwaga, temat nie rozciąga się na kilka stron, jak w przypadku Nocnika nad nocnikami. Jest to książka która nie wywołuje trudnych emocji. Polecam. Możecie ją kupić np. tutaj. 

Do momentu, w którym w mojej kolekcji pojawiła się książka Magdaleny Boćko-Mysiorskiej, najsensowniejszą książeczką o odpieluchowaniu, jaką znałam, była Marysia żegna pieluszkę Nadii Berkane. 

 
Książki o kupie

Są takie książki, które traktują o kupie. Mają one za zadanie znormalizować temat kupy. Na ogół nie ma w nich nocnika, tylko na przykład różne rodzaje bobków, które robią zwierzęta. Słowo kupa jest w nich odmienione przez wszystkie przypadki. 

Przydadzą się one nie tylko dzieciom, które żegnają się z pieluszką, ale także np. czterolatkom, które uwielbiają rozmowy o odbytach i wszelkich wydzielinach. Tobie natomiast pozwolą z dużą lekkością podejść do tego specyficznego etapu rozwoju ;). 

Jedną z takich książek jest Kupa w zoo. Pokazuje ona, że wydalanie jest częścią fizjologii, a ta ostatnia jest całkowicie w porządku. Takie sprawy jak rzadka kupa (absolutny hit w domu Karli ;)) są tutaj znormalizowane. 

W książkach o kupie stosunkowo rzadko znajdziesz moralizowanie, bo nikt by nie wpadł na to, żeby dawać nagrodę lwu za zrobienie kupy. I to może odczarować temat – również wśród rodziców, dla których wypróżnianie się jest tematem tabu. Warto pamiętać, że dzieci przejmują od nas skrępowanie różnymi tematami. 

Inne książki o kupie:

Wielki Konkurs Kup

Ale kupa! Co masz w pieluszce?

Kupa: przyrodnicza wycieczka na stronę

Mała książka o kupie

 Chce mi się kupę

 

 

Książki o odpieluchowaniu dla rodziców

Tu, niestety, nie ma co polecić. Ktoś kiedyś zapytał mnie w grupie FB, co sądzę o pewnej książce. W ramach odpowiedzi wrzuciłam dwa, trzy cytaty. Nie musiałam ich za bardzo komentować. Każdy w miarę rozsądny rodzic wiedział, że to się w ogóle nie trzyma kupy (nomen omen). Często przestrzegam przed kopiowaniem wzorców z artykułów czy książek, głównie amerykańskich. Pisałam o tym choćby w artykule o Tracy Hogg. Amerykańskie trendy wychowawcze nie są szczególnie warte naśladowania. Dość powiedzieć, że USA i Australia są kolebką treningu snu, wypłakiwania i innych przemocowych praktyk. Wiąże się to w pewnej mierze z faktem, że Stany Zjednoczone, jako jedyny rozwinięty kraj, nie gwarantują kobietom płatnego urlopu macierzyńskiego. Po sześciu tygodniach bezpłatnego urlopu, mamy wracają do pracy.

 

Na koniec ważna uwaga. W przypadku zaparć nawykowych i problemów z moczeniem – książeczka, poradnik ani nawet kurs nie wystarczy. Pamiętaj, żeby zacząć od konsultacji z lekarzem. Wsparcie psychologiczne dziecka leczonego jest natomiast nieocenione.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

Co wspiera rozwój dziecka? Refleksje fizjoterapeuty

Co wspiera rozwój dziecka? Refleksje fizjoterapeuty


mgr Agnieszka Słoniowska – fizjoterapeutka z ponad dwudziestoletnim stażem; terapeutka neurorozwojowa, pracująca w nurcie bliskościowym. Szkolenia, które odbyła to m.in.: PNF, SI, NDT- Bobath basic & baby, kinesiotaping, podejście osteopatyczne w pediatrii, wczesne wykrywanie autyzmu, praca z dzieckiem z ADHD, instruktorskie oraz trenerskie – Shantala Special Care.

Jest wykładowcą na studiach podyplomowych, związanych tematycznie z terapią ręki, terapią widzenia, fizjoterapią oraz SI małego dziecka. Jest też autorką warsztatów dla rodziców i profesjonalistów, z zakresu rozwoju i pielęgnacji niemowlęcia m. in: Dobry Start Dziecka, Promotor DSD, Ocena gotowości małego dziecka do funkcji jedzenia w ujęciu sensomotorycznym.

Pod redakcją wydawnictwa “Od Pestki do ogryzka” pisze i publikuje artykuły na temat pozycjonowania do karmienia niemowląt ze wzorcem odgięciowym oraz responsywności w procesie karmienia niemowlęcia.

Współtwórczyni szkoły instruktorów masażu Shantala – Dotyk i Więź.

Prywatnie – żona oraz mama pięciorga dzieci. 

 

AGNIESZKA JEST JEDNĄ Z EKSPERTEK TWORZĄCYCH MATERIAŁY DOSTĘPNE W MOIM KLUBIE ONLINE DLA RODZICÓW PARENTFLIX

 

W Parentflixie dzieli się doświadczeniem z gabinetu fizjoterapeuty i terapeuty neurorozwojowego. Pomaga oswoić niektóre zagadnienia, takie jak napięcie mięśniowe czy przyjazna pielęgnacja. Odczarowuje spędzające sen z powiek rodziców układanie maluszków na brzuchu. Opowiada o znaczeniu dotyku w życiu dziecka i przybliża jedną z jego form – masaż (czemu tak naprawdę służy i komu jest potrzebny). W swoich szkoleniach skupia się także na dojrzewaniu komunikacji rodzic-dziecko, widzianej przez pryzmat rozwoju ruchowego, a także pokazuje, jak duże znaczenie dla dziecka ma zabawa. Ponadto wyjaśnia, na czym polega dobre noszenie dziecka na rękach, w nosidle i w chuście.

* * *

Pracuję jako fizjoterapeuta od ponad dwudziestu lat. Z różnym natężeniem, gdyż w międzyczasie cieszyłam się stopniowo powiększającą się rodziną. Ukończone szkolenia, m.in. NDT-Bobath, Integracji Sensorycznej czy PNF, w połączeniu z praktyką dawały mi poczucie kompetencji w pracy z dzieckiem w aspekcie motorycznym. W miarę upływu lat zaczęłam dostrzegać, że skupiam się nie tylko na dziecku, ale na całym środowisku, w którym się rozwija. Myślę, że doszłam do tego, kiedy sama zostałam mamą i zaangażowałam się w proces terapeutyczny moich dzieci. Dostrzegłam w edukacji opiekunów szansę na stworzenie optymalnego środowiska dla rozwoju dziecka. Dlatego zaczęłam poświęcać więcej czasu i uwagi na pracę z rodzicami i domownikami. Ponieważ chciałam widzieć dziecko w szerszym kontekście, moja edukacja i zakres pracy zaczęły obejmować kolejne obszary: proces karmienia, komunikacji, kompetencji społecznych i ogólnie regulacji dzieci.

Są pewne zagadnienia, które poruszam w edukacji rodziców moich pacjentów bez względu na wiek dziecka. Nimi właśnie chciałam się z Wami podzielić. Oto najważniejsze z nich.

 

Każdy dotyk ma znaczenie 

Im młodsze dziecko, tym większa jego rola. Dotyk jest zmysłem pierwotnym, ściśle powiązanym z układem nerwowym, gdyż skóra i cewa nerwowa rozwijają się z tego samego listka zarodkowego. To powiązanie sprawia, że maluszek, a potem starsze dziecko, w oparciu o jakość doświadczanego dotyku będzie kształtowało ogólny poziom pobudzenia oraz swoje poczucie bezpieczeństwa.

Bardzo ważnym aspektem jest to, że każdy rodzaj dotyku przekazuje swoiste informacje. Dotyk w postaci stałego docisku – przekazywany dużą powierzchnią – postrzegany jest kojąco. Natomiast powierzchowne i szybkie głaskanie działa drażniąco. Z tego powodu tulenie lub układanie dłoni na brzuszku czy pupie dziecka jest często wystarczające do wyciszenia dzidziusia, natomiast głaskanie kogoś po plecach czy ręce w intencji pocieszenia skutkuje tylko wzburzeniem emocji. Z kolei dla pobudzonych przedszkolaków świetnym sposobem może być położenie otwartej dłoni na szczycie głowy dziecka lub na jego barkach i dociśnięcie go w ten sposób do ziemi. Maluch dzięki temu lepiej czuje swoje ciało, a także wyczuwa intencje rodzica, który tym gestem mówi: „widzę cię, czuję cię, jestem przy tobie”. Jeśli chcecie wypróbować ten sposób, to pamiętajcie – docisk ma być intensywny, ale powoli narastający, wykonywany całą, luźną dłonią, w dół. Nie może kojarzyć się ze ściskaniem i unieruchomieniem dziecka. Ciekawe, czy to zadziała też u Was? 🙂

Ta niesamowita zdolność dostrajania się dziecka do opiekuna ma też swoje minusy. Mianowicie kiedy rodzicowi rośnie napięcie w wyniku zmęczenia, obniżonego nastroju, stresu itp., dziecko również będzie się rozregulowywać :(. Jest to wskazówka dla dorosłego, by dbał o siebie: swój odpoczynek, odżywianie i relacje, by minimalizować ryzyko wpływu stresorów. Dziecko jest bardzo reaktywne wobec zachowań dorosłego – im młodsze, tym bardziej jednoznacznie to komunikuje. W wieku przedszkolnym to „dostrajanie” może już przybierać różne formy: zmian napięcia mięśniowego, nadwrażliwości na zapachy czy dotyk, a nawet niezgrabności ruchowych. Oczywiście tzw. „trudne zachowania” również mogą się w to wpisywać, ale one nie są głównym przedmiotem mojej pracy.

Masaż jest formą dotyku, której poświęcam bardzo dużo czasu w pracy z pacjentem. Na każdym etapie życia może on wyglądać inaczej, jednak w rękach rodzica zawsze będzie on dotykiem pełnym akceptacji i miłości. Tak przynajmniej powinno być. Masaż, nawet kiedy jest narzędziem terapeutycznym, nigdy nie powinien wzbudzać w dziecku wątpliwości co do przyjaznych intencji rodzica. Najlepiej, by mama czy tata mogli skupić się głównie na budowaniu relacji poprzez kontakt fizyczny z dzieckiem. Oczekiwanie rezultatów leczniczych nie powinno być na pierwszym miejscu. Efekt taki przyjdzie wraz ze wzmocnieniem więzi i regulacji nerwu błędnego poprzez dotyk pełen akceptacji.

 

Tempo poruszania, mówienia, dokonywania zmian 

Warunkują one optymalny poziom pobudzenia dziecka. Warto poznać swoje dziecko i siebie – wiedzieć, jakimi jesteśmy obdarzeni profilami sensorycznymi – by móc dobrać odpowiednie aktywności. Jednych trzeba motywować, innych hamować, a jeszcze innych organizować i porządkować w działaniu.

W kwestii tempa obowiązują następujące zasady:

  • Jeśli robimy coś szybko, to tracimy na jakości. Im wolniej działamy, tym robimy to bardziej świadomie (czyli trudniej). Dlatego nie sprawdza się tu powiedzenie „im szybciej, tym lepiej”. Jeśli więc opanowaliście jakąś aktywność, to warto dążyć do wykonywania jej coraz wolniej i płynniej!
  • Dziecko dostosowuje się do tempa życia rodzica. Jeżeli opiekun nie umie odpoczywać, jest go pełno wszędzie, podejmuje wiele aktywności na raz, to należy się spodziewać krótkośpiącego, wszędobylskiego i ciekawskiego potomka. Natomiast jeśli w domu tempo życia jest skrajnie wolne, mało się dzieje, to ciekawość świata będzie zaspokajana przez dziecko głównie w aspekcie intelektualnym, ze stratą w obszarze ruchowym. Oznacza to ni mniej ni więcej, że wskazana jest RÓWNOWAGA. Jeśli jesteś rodzicem pałającym energią, w typie “sprężynki”:

  spróbuj celowo mówić wolniej i ciszej,

dłużej przebywaj z dzieckiem w jednej aktywności,

ucz się śpiewać i tańczyć coraz ciszej i w coraz wolniejszym tempie.

Jeśli natomiast jesteś bardzo spokojnym rodzicem – postaraj się dodać energii i różnorodności do swojego życia:

  spróbuj głośno śpiewać, klaskać i tupać razem z dzieckiem,

zainteresuj się aktywnością ruchową, żeby dziecko miało co naśladować.

Czego nie zrobiłeś do tej pory dla swojego zdrowia, zrób dla dziecka 😉

 

Co za dużo – to niezdrowo 

Nadmiar zabawek, zwłaszcza świecąco-grająco-ruszających się (nie mówiąc już o ekranach) przekierowuje uwagę dziecka z zabaw w relacji z drugą osobą na rzecz poddawania się biernej stymulacji. Często podczas takich aktywności dzieci wydają się ucieszone do granic możliwości, natomiast na dłuższą metę skutkuje to zwiększeniem pobudliwości, trudnościami z zasypianiem, łatwym wybudzaniem, kłopotami z jedzeniem, przymusem przebywania w dużym pobudzeniu. Niestety dzieci mają trudność w odczuwaniu, kiedy dochodzi do przeciążenia ich układu nerwowego, dlatego nie potrafią samodzielnie zakończyć tej obciążającej aktywności. Generalnie najlepszym partnerem do zabawy dla dziecka, bez względu na wiek, jest drugi człowiek! Ryzyko przeciążenia zmysłowego w tej relacji jest znacznie mniejsze.

 

Ułatwianie – to kłody rzucane pod nogi

To zagadnienie jest chyba najtrudniejsze do przyjęcia dla rodziców.

Otóż żeby dziecko nauczyło się leżeć na boku, na plecach, trzymać głowę w osi, siedzieć, a następnie stać – potrzebuje doświadczać samodzielnej pracy ciałem na twardym podłożu oraz zmagać się z grawitacją. Niektórym wydaje się, że układanie dziecka w pożądanej pozycji i okładanie go poduszkami pomaga maluchowi. Tymczasem de facto opóźnia to samodzielne opanowanie przez malca danej czynności lub pozycji. O ile w temacie szkodliwości sadzania dzieci niesiedzących samodzielnie obserwujemy już dużą świadomość społeczną, o tyle w kwestii stabilizowania głowy czy też całego tułowia różnorodnymi wkładkami (w celu kształtowania symetrii) jest ona niestety jeszcze niewystarczająca.

Pozwolenie dzieciom na wykonywanie aktywności, do których mają już kompetencje, jest warunkiem ich dobrego rozwoju. Dotyczy to dzieci w każdym wieku. Jeśli niemowlę umie unosić kończyny do góry, leżąc na plecach, nie wkładaj go do leżaczka, który będzie utrzymywał tę pozycję za niego. Gdy roczniak chce samodzielnie jeść, to nie karm go w imię szybszego i czystszego jedzenia. Kiedy dwulatek próbuje zakładać buty, to uzbrój się w cierpliwość i daj mu na to czas 🙂

Udział dziecka – od maleńkości – w procesie przygotowywania posiłków daje informacje sensomotoryczne niezbędne do tego, aby dieta była bogata, a jedzenie stało się przyjemnością. Niestety podawanie dzieciom posiłków przygotowanych już bez ich udziału ściśle koreluje z problemami w żywieniu małego dziecka.

Wszystkie czynności sprawiające, że nasze życie jest harmonijne i uporządkowane powinny być obszarem wspólnego działania rodzica i dziecka od jak najwcześniejszych lat, a nawet miesięcy. O tym, jaki potencjał drzemie w dzieciach świadczą dziesięciomiesięczniaki, które wyciągają razem z mamą rzeczy z pralki, półtoraroczniaki obtaczające kotlety w mące albo dwulatki, które parują skarpetki lub wycierają stół po posiłku. Nie chodzi tu o to, by uczyć dzieci porządku, lecz by umożliwić im, w przyjaznej atmosferze, zbieranie różnorodnych doświadczeń. Każda nowa aktywność uczy koordynacji wzrokowo-ruchowej, manipulacji, doświadczeń sensorycznych, tworzenia nowych rozwiązań w oparciu o dotychczasowe umiejętności; daje poczucie sprawczości, wzbudza ciekawość, która będzie napędem dla dalszego rozwoju.

Dla malucha nie jest obojętne, czy robicie coś razem czy też zostanie wyręczony. Ograniczanie samodzielności dziecka prowadzi do dysharmonii w rozwoju czuciowo-ruchowym. Nie jest powiedziane, że to jest proste dla rodzica. Wydaje się, że dużo łatwiej zrobić coś za dziecko, bez jego udziału – bo szybciej, bo sprawniej i mniej sprzątania po przygotowaniu. Jednak „łatwiej” nie znaczy „lepiej” i jeżeli tylko jesteśmy w stanie poświęcić te kilka minut więcej, to warto zainwestować je we wspólną pracę.

Może się wydawać, że powyższe tematy nie są ściśle związane z funkcjonowaniem ruchowym dziecka, jednak w rzeczywistości bardzo mocno go warunkują. Im bardziej jesteśmy świadomi tych zależności, tym skuteczniejsza będzie praca w gabinecie fizjoterapeuty czy każdego innego terapeuty neurorozwojowego. Wszystko, czym się tutaj z Wami podzieliłam, może przyczynić się do bardziej świadomego, a zarazem szczęśliwszego rodzicielstwa – czego serdecznie Wam życzę!

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Groźny arsen w żywności dla niemowląt

Groźny arsen w żywności dla niemowląt

 

Napoje roślinne w diecie niemowląt i małych dzieci są świetnym urozmaiceniem jadłospisu i mogą zastępować mleko na diecie wegańskiej lub eliminującej białka mleka krowiego. Do ukończenia 1 roku życia postaraj się jednak wybierać dla dziecka te produkty, które nie są wzbogacane w wapń oraz nie zastępuj nimi mleka kobiecego lub modyfikowanego. Po roku możesz, a nawet zalecam proponować je w wersji z wapniem. Praktycznie wszystkie rodzaje napojów roślinnych (sojowe, owsiane, migdałowe itp.) będą dla Twojego dziecka bezpiecznym wyborem. Wyjątek stanowi napój ryżowy. Nie jest on zalecany i do ukończenia 5 roku życia dziecka nie powinien pojawiać się w jego diecie i to w żadnej formie – zarówno do picia jak i w postaci dodatku do potraw. Dlaczego?

Winowajcą jest pierwiastek – arsen.

Arsen występuje naturalnie w wodach gruntowych, powietrzu oraz glebie i z tego miejsca przedostaje się do różnych roślin, m.in. zbóż. W przyrodzie występuje w dwóch formach – organicznej oraz nieorganicznej. Wiadome jest, że ta druga forma pierwiastka jest dla człowieka bardziej toksyczna. Został on nawet zakwalifikowany jako czynnik rakotwórczy przez Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem. Arsen obecny w diecie człowieka przez dłuższy czas, w ilościach nadmiarowych może powodować zwiększenie ryzyka wystąpienia różnych nowotworów, w tym skóry, pęcherza, płuc, nerek, wątroby i prostaty. Żywność i woda są głównymi drogami narażenia na arsen, dlatego szkodliwe działanie dotyczy głównie mieszkańców Chin, czy Bangladeszu, gdzie poziom arsenu w wodzie pitnej jest bardzo wysoki. 

Uwaga, najbardziej narażoną na szkodliwe działanie arsenu grupą ludności są niemowlęta!

W 2014 roku EFSA opublikowała analizę narażenia na spożycie arsenu przez Europejczyków. Ustalono, że ekspozycja na 0,3-8,0 mcg arsenu/kg masy ciała na dobę może zwiększać ryzyko zachorowania na raka płuc lub skóry o 1% (1 na 100 osób). Najlepiej więc, aby dawka arsenu, na którą jesteśmy narażeni była mniejsza od dolnej granicy przedziału. Badanie wykazało, że dorośli są narażeni średnio na 0,09-0,38 mcg arsenu/kg m.c. na dobę, a dzieci na 0,2-1,37 mcg arsenu/kg m.c./dobę.

Ponadto trzeba przyznać, że w diecie niemowląt dość często występują przetwory wyprodukowane z ryżu (np. kleik, kaszki czy wafelki ryżowe). Nierzadko też zapomina się o urozmaiceniu diety i proponuje te produkty dziecku codziennie. Mając na uwadze, że niemowlęta mają dużo mniejszą masę ciała niż osoby dorosłe, można stwierdzić, że ryzyko w tej grupie jest po prostu większe. 

Ryż i przetwory, które z niego powstają są produktami najbardziej zanieczyszczonymi arsenem. Przyczyną tego jest fakt, że ryż akumuluje około 10 razy więcej arsenu niż inne zboża. Zawartość formy nieorganicznej w surowym ryżu może wynosić od 0,1 do 0,4 mg/kg suchej masy. Oczywiście ilość arsenu w produktach może być różna, a zależy ona od odmiany, miejsca uprawy czy metody obróbki. Warto wspomnieć, że kumulacja arsenu dotyczy zarówno upraw konwencjonalnych jak i organicznych – zatem w produktach ekologicznych także będzie on występował. 

Czy to oznacza, że musisz wyeliminować całkowicie ryż i przetwory z diety dziecka?

Odpowiedź brzmi – nie. 

Oczywiście, nie jest zalecane opieranie diety niemowlaka wyłącznie na ryżu i jego przetworach, niemniej jednak jego okazjonalna propozycja, raz na jakiś czas, np. zwyczajnie, jako dodatek do obiadu nie powinna budzić Twojego niepokoju.

Napój ryżowy jest produkowany z ryżu brązowego, który kumuluje największe ilości tego pierwiastka. Z tego właśnie powodu ten zamiennik mleka nie jest dobrym wyborem dla niemowląt. Samego ryżu, jak już wyżej wspomniałam nie trzeba wykluczać z diety, pamiętaj jednak o 4 ważnych zasadach:

  1. Ryż i jego przetwory (płatki, kleiki, kaszki, wafle ryżowe) mogą występować w diecie dziecka jednak nie powinny być jej stałym elementem. Zwróć uwagę na to ile tego typu produktów podajesz dziecku i jak często.
  2. Zadbaj o różnorodność i urozmaicaj dietę. Proponuj dziecku ryż na przemian z innymi zbożami np. kaszą gryczaną czy jaglaną. To samo dotyczy płatków i przetworów – zamiast nich możesz podawać płatki owsiane lub kukurydziane.
  3. Zwróć uwagę na obróbkę termiczną ryżu – jego płukanie i gotowanie w dużej ilości wody (zalecana proporcja to 6:1) efektywnie obniża zawartość arsenu.
  4. Do 5 roku życia dziecka nie podawaj do picia napoju ryżowego. Nie wykorzystuj go również w formie dodatku np. do placuszków lub naleśników.

 

Źródła:

  1. https://efsa.onlinelibrary.wiley.com/doi/epdf/10.2903/j.efsa.2014.3597 
  2. https://link.springer.com/article/10.1007/s11356-019-07552-2
  3. https://www.espghan.org/knowledge-center/publications/Nutrition/2015_Arsenic_in_Rice

 

Chcesz wiedzieć, w jaki sposób dieta dziecka wpływa na to, jak wyglądają Wasze noce? Sprawdź szkolenie „Żywienie dziecka a sen".

Wapń a mleko roślinne w diecie małych dzieci

Wapń a mleko roślinne w diecie małych dzieci

 

Poniżej znajdziesz fragment rozdziału „Diety wegetariańskie” z książki „Rozszerzanie diety niemowląt„, którą współtworzyłam.

Autorką rozdziału, którego fragment publikujemy, jest mgr inż. Marzena Szpak.

Niemowlęta do 1. roku życia mają raczej niskie zapotrzebowanie na wapń (260 mg na dobę), w pełni pokrywane przez mleko matki lub modyfikowane. Po 1. roku życia dzieci, które nadal są karmione minimum 3–4 razy na dobę mlekiem kobiecym i/lub spożywają codziennie nabiał, także nie powinny być narażone na niedobór wapnia, mimo że zapotrzebowanie na ten składnik wzrasta wtedy do 700 mg na dobę (dla porównania zapotrzebowanie osoby dorosłej to 1000 mg na dobę [1]).

W przypadku stosowania diety wegańskiej, która wyklucza mleko i jego przetwory, jadłospis roczniaka warto rozszerzać o produkty roślinne będące dobrym źródłem wapnia. Podstawą w tym przypadku powinny być napoje roślinne bez cukru, wzbogacane w wapń, np. napój sojowy, owsiany, kokosowy, migdałowy (ale nie ryżowy!). Zbilansowanie diety roślinnej pod względem wapnia wydaje się wręcz niemożliwe bez tych produktów.

 

O tym, dlaczego małym dzieciom NIE podajemy napoju ryżowego, opowiadałam w moim podcaście “10 błędów, jakie popełniłam podczas rozszerzania diety” – pobieram darmowy rozdział książki, żeby otrzymać link i POSŁUCHAĆ!

 

W ciągu dnia dziecko powinno spożyć 1 szklankę takiego napoju, co zapewni podaż około 300 mg wapnia.

 

Jakie napoje roślinne wybierać?
  • Napój roślinny dla dziecka powyżej 1. roku życia powinien być wzbogacany w wapń, czyli zawierać go w ilości 120 mg na 100 ml produktu. Pamiętaj, aby zawsze wstrząsnąć opakowaniem przed podaniem w celu równomiernego rozprowadzenia wapnia, który osiada na dnie.

  • Młodsze dzieci mogą spożywać napoje niewzbogacane (obowiązuje tu zasada taka sama jak z mlekiem krowim – nie podajemy dzieciom poniżej 1. roku życia napojów roślinnych do picia, ale mogą one być składnikiem potraw, np. owsianki czy placuszków), ponieważ dodatek wapnia mógłby utrudnić przyswajanie żelaza z proponowanych posiłków.
  • Napój roślinny nie powinien zawierać cukru dodanego w żadnej formie, także cukru trzcinowego, maltodekstryny, dekstrozy i innych.
  • Napój roślinny może zawierać dodatek witamin, np. witaminy B2, B12, E czy D2. Nie należy jednak traktować napojów wzbogacanych w witaminę B12 jako wystarczającego źródła tej witaminy w jadłospisie dziecka na diecie roślinnej, ponieważ jej dawki w tych produktach są zbyt niskie.
Co z domowymi napojami roślinnymi?

Napoje roślinne przygotowywane w domu, o ile nie uzupełniamy ich o zakupiony np. w aptece wapń w proszku, są ubogie w ten składnik oraz dodatkowo zawierają dużo fosforu i kwasu fitynowego, które ograniczają wchłanianie wapnia przez organizm.

 

Czy mama może się złościć?

Czy mama może się złościć?

 

Marzec to miesiąc, w którym, oprócz wydawania pierwszej książki, zaopiekujemy w Wymagające złość.

Z okazji Dnia Kobiet poprosiłam dr Jagodę Sikorę, ekspertkę Self-Reg, doktor psychologii, która stworzyła całościowy kurs online Złość dziecka i rodzica. Self-regulation w praktyce, o krótki komentarz, który będzie skupiał się na kobietach. I kobiecej złości.

 

Czy mama może się złościć?

Wiele z nas wychowywało się z przekonaniem, że złoszczenie się nie jest dobre. Grzeczne, dobre dziewczynki nie złoszczą się. A jeśli już coś je zdenerwuje… to do perfekcji powinny opanować umiejętność tłumienia.

Część małych dziewczynek dzięki takiemu przekazowi rozwijała umiejętności pomijania własnych emocji, nieszanowania własnych granic. To nie sprzyjało ani umiejętnościom regulacji emocji, ani zwiększenia samoświadomości.

I tak część z nas funkcjonowała długo, aż do czasu kiedy pojawiło się w naszym życiu dziecko. Macierzyństwo zmienia wiele, weryfikuje, uczy… rozwija… i często konfrontuje nas z ogromem emocji. Czasem jest ich tak dużo, że nawet supersprawne klocki hamulcowe nie dają rady.

 

Emocje, które tak świetnie były kamuflowane, wychodzą na światło dzienne i pojawia się wiele pytań. Pojawiają się myśli:

 

“Jak to jest się złościć?” 

“Czy złość jest dobra?” 

„Czy ja mogę się złościć?”

 

Każdy z nas odczuwa złość. Złość jest ważnym sygnałem, który informuje nas na przykład o tym, że ktoś przekroczył nasze granice. Może informować nas o przeciążeniu, zmęczeniu. Jest dzwonkiem alarmowym, który może wołać: “Heeej! Sprawdź co u siebie?!”

 

Nie jest łatwo takie pytanie zadawać. Nie jest też łatwo na nie odpowiedzieć. Zmiana starych schematów wymaga czasu. Jeśli kiedyś dużo emocji tłumiłaś, warto dać sobie czas na to, żeby z nimi na nowo się oswoić.

 

Odpowiadając na pytanie: Czy mama może się złościć?, mówię: Tak!

Złość nie jest zła. Jest neutralną emocją. Możemy pod wpływem złości podejmować różne strategie, które będą dla nas bardziej lub mniej wspierające. Możemy też pod wpływem złości robić rzeczy, które będą krzywdzić innych, a możemy działać tak, że nikt na tym nie ucierpi. To nie zmienia faktu, że sama złość jest zawsze w porządku. Możemy czuć złość i to zawsze jest ok!

Kiedy poczujesz złość, nie tłum jej, tylko zatrzymaj się i poczuj. Jeśli jest Ci trudno, bo napięcie jest bardzo wysokie, spróbuj zatrzymać się na tu i teraz. Możesz wziąć kilka głębokich wdechów, skoncentrować się na czynności, którą wykonujesz albo policzyć, ile w danym pokoju znajduje się żarówek. Potem możesz wrócić do tego, co poczułaś. Zastanowić się nad tym, w jaki sposób odczuwałaś złość. Oswajanie się ze złością to proces, droga, czas. 

 

Zapisz się na listę zainteresowanych dołączeniem do kolejnej edycji kursu dr Jagody Sikory „Złość dziecka i rodzica. Self-regulation w praktyce.”