Akcja Adaptacja: Jak NIE przygotowywać dziecka do żłobka

Akcja Adaptacja: Jak NIE przygotowywać dziecka do żłobka

Już od dawna miałam w szkicach wpis o absurdalnych zaleceniach niektórych żłobków. Impulsem do opublikowania go było zdjęcie z jednej z wrocławskich placówek, która – o ironio, głosem dziecka – zalecała rodzicom:

To nie jest jedyna placówka,  która przekazuje rodzicom nieprawdziwe informacje dotyczące przygotowania dziecka do żłobka. Nie zależy mi na piętnowaniu konkretnych instytucji ani psycholożek (!!!), które pod takimi wskazówkami się podpisują, ale na pokazaniu najczęściej powtarzających się mitów. I uspokojeniu zdenerwowanych nimi rodziców. Wszystkie poniższe cytaty są autentyczne, pochodzą ze stron żłobków: (więcej…)

Dlaczego High Need Babies nie wyginęły (i dlaczego aktualnie trudno być matką)?

Dlaczego High Need Babies nie wyginęły (i dlaczego aktualnie trudno być matką)?

Kiedy uczestniczę w różnych dyskusjach na temat tego, dlaczego współczesne niemowlaki zachowują się, jakby nadal nie wyszły z jaskiń (czyli na przykład stan rozdzielenia od matki, gdy wyszła zrobić siku, traktują jako śmiertelne zagrożenia ze strony tygrysów szablozębnych i krzyczą wniebogłosy), często pojawia się bardzo rozsądne pytanie:

Dlaczego High Need Babies nie wyginęły?

Innymi słowy: jak to się stało, że przez tyle dziesiątek tysięcy lat dobór naturalny nie sprawił, że geny odpowiedzialne za bardziej wymagający temperament nie odeszły w niepamięć? Że hajnidy dożywały dorosłości i przekazywały swoje genetyczne wyposażenie dalej, kolejnym pokoleniom? Przecież to nie trzyma się kupy – niemowlak budzący się z płaczem w nocy niechybnie ściągnąłby na kark społeczności wrogie plemię lub drapieżniki. Swoim marudnym zachowaniem w ciągu dnia, koniecznością ciągłego zabawiania, rozpoczynaniem dnia o samiutkim świecie robiłby z rodziców chodzące zombi. Ludzie, ja nie mam czasu zjeść kanapki, jak miałabym samodzielnie znaleźć i przygotować pożywienie i wodę?  Jak to możliwe, że młodzi rodzice za czasów jaskiniowych nie zostawali zmuszeni do zostawienia takiego jęczybuły w pierwszych dniach po porodzie w pierwszych lepszych zaroślach, dla dobra własnego, starszych dzieci i reszty członków społeczności? Jak to to się uchowało, no?

Wywód brzmi baardzo logicznie, ale nie bierze pod uwagę jednej istotnej rzeczy: prawdopodobnie High Need Babies nawet zaledwie kilka wieków temu nie zachowywały się tak, jak współczesne HNB. Dlaczego?

Przez 99% czasu, od kiedy istnieje nasz gatunek, organizował się on w społeczeństwa łowiecko-zbierackie. To naturalna dla człowieka forma życia, do której jesteśmy biologicznie przystosowani.

W takich społecznościach na jedno dziecko przypada około czworo dorosłych. W niektórych tradycyjnych plemionach jednym niemowlęciem opiekuje się na zmianę siedmioro osób, w innych nawet czternaścioro (na przykład w plemieniu Efe) [1]. Ojcowie w społeczeństwach tradycyjnych więcej angażują się w opiekę niż zachodnioeuropejscy tatusiowie. Poza rodzicami, w opiece, zabawianiu i pocieszaniu malucha biorą na co dzień udział babcie dziecka, dziadkowie, ciotki i wujkowie, kuzynostwo bliższe i dalsze, a także starsze rodzeństwo malucha. To nie luksus, to biologiczna konieczność. Kobieta w ciąży lub karmiąca matka nie jest w stanie samodzielnie wykarmić siebie i dziecka i korzysta z pomocy innych członków społeczności (to samo tyczy się zresztą mężczyzn, którzy również dzielą się swoimi łupami, a w razie niepowodzenia otrzymują pożywienie od innych) [2]. Gdy jej dziecko podrasta, to ona pomaga swojej siostrze, kuzynce, a potem córce. Babcia ze strony matki jest kluczowym ogniwem w wielu społecznościach; jej obecność w niektórych warunkach środowiskowych zmniejsza ryzyko śmierci niemowlęcia aż o połowę [3].

U Efe czteroipółmiesięczne niemowlę aż 60% czasu spędza w ramionach osób innych niż matka, choć badacze zauważyli, że marudne dzieci są z matkami więcej niż te pogodne z natury [4]. Zajmowanie się niemowlakiem zdarza się nie tylko, kiedy jest on najedzony i zadowolony. W południowoafrykańskim plemieniu !Kung płaczące dziecko zaledwie w połowie przypadków jest pocieszane wyłącznie przez matkę. W 50% sytuacji to inna osoba sama lub razem z matką reaguje na płacz niemowlęcia [5]. Robi to szybko, zwykle w ciągu pierwszych 10 sekund marudzenia, a jeśli jej zabiegi nie dają efektu, oddaje malucha mamie.

Kto ma hajnida, ten wie, że bardzo często ten typ włącza tryb demo, gdy przychodzą goście. Prowokuje to wyrzuty odwiedzających: „Czego wy chcecie od tego dziecka? Wesołe, zadowolone, śpiewa, gada i zaczepia”. Małe dzieci między innymi dlatego najgorzej zachowują się przy matce (o czym pisałam tutaj), bo nadzwyczajnej nudzą się z tą samą, umęczoną twarzą w tych samych, opatrzonych już ścianach. W tradycyjnej wiosce, otoczone naturalną stymulacja społeczną składającą się z migających przed oczami coraz to innych, zagadujących przyjaźnie twarzy i różnorakich głosów oraz zapachów, dotykanie, noszone i gilgotane przez wiele osób, mogły być w tym trybie demo niemal nieustannie. Pisałam już o tym trochę w tekście Niemowlęta płaczą z nudów.

Maluchy kiedyś noszone były od urodzenia, nie tylko przez matkę i nie tylko w okresie „czwartego trymestru” (wówczas przez 90% czasu), ale także jeszcze długo po pierwszych urodzinach (w połowie drugiego roku życia dzieci z !Kung nadal przebywają w kontakcie fizycznym z innymi ludźmi przez 42% czasu na dobę) [5]. Niemowlęta amerykańskie tyle samo rozmawiają ze swoimi opiekunami co Buszmeni czy dzieci z Gwatemalii, ale znacznie rzadziej są przez nich dotykane i noszone [6].  Problem ze znienawidzonymi przez hajnidy wózkami, które odcinają dziecko od kontaktów społecznych, stymulacji zmysłu dotyku, równowagi i czucia głębokiego, nie istniał.

W żadnym zbadanym społeczeństwie tradycyjnym niemowlęta nie sypiają w osobnych pomieszczeniach, a tylko w 21% w osobnych łóżkach. Nikt też nie siedzi długo wieczorami scrollując Facebooka, a więc poranne pobudki latorośli przyjmowane są z większym spokojem. Zwykle aż do momentu odstawienia od piersi, który następuje około 3,5 roku lub później, dzieciaki są karmione na żądanie, także w nocy. Jeśli uważasz, że to Twoje niemowlę wisiało przy piersi, zważ, że w plemieniu !Kung dzieci w wieku od 3 miesięcy do 2,5 roku ssą pierś matki przeciętnie co 13 minut (tak, MINUT) [7]. U Efe normą jest pozwalanie na karmienie własnego niemowlaka przez inne kobiety, a nawet przystawianie dziecka do piersi przez kobiety, które już nie karmią albo jeszcze nigdy nie karmiły – w ramach bycia smoczkiem-uspokajaczem [8]. Dzięki temu nawet dziecko karmione wyłącznie piersią może być na dłuższą chwilę zostawione bez odciągniętego mleka mamy.

Wcale się nie dziwię, że nawet High Need Babies mogły być w takich okolicznościach przyrody całkiem znośne. A i matki, mając tyle rąk do pomocy i tylko jeden obowiązujący wzorzec rodzicielstwa, bardziej wyluzowane.

Powiecie, że niemowlęctwo to jeszcze da się zrozumieć – noszą, karmią i wspólnie śpią. Ale co ze starszymi dziećmi? Organizowaniem zabaw, wspieraniem rozwoju?

Dwuletnie i starsze dzieci „w naturze” biegają w zróżnicowanych wiekowo gromadach – dorośli nie muszą zapełniać im cały dzień pełny megaedukacyjnych zabaw neurorozwojowych. Uczą się poprzez swobodną obserwację i spontaniczne dołączanie do zajęć, którymi zajmują się starsi członkowie plemienia, niekoniecznie wyłącznie rodzice. Na biegające tu i tam maluchy zwracają uwagę nie tylko kilka lat starsze koleżanki i koledzy, ale wszyscy inni członkowie społeczności [9]. Wedle zasady Majki Jeżowskiej Wszystkie dzieci nasze są – skoro każdy członek plemienia jest ze mną bliżej lub dalej spokrewniony, na poziomie biologicznym chcę go ochraniać, aby przekazał cząstkę moich genów. Pokłosiem tego zjawiska jest irytujące nas do dziś zjawisko wtrącania się obcych ludzi pt. „a gdzie to dziecko ma czapeczkę”, o czym szerzej pisałam tutaj.

To, co jest dodatkowo wykańczające w opiece nad wymagającymi dziećmi, czyli niewielka różnica wieku między maluchami, nie występuje w pierwotnych społecznościach. Mimo braku nowoczesnej antykoncepcji, kolejne ciąże nie zdarzają się raczej rok po roku. Częste karmienie, o którym wspominałam, jest sposobem na znaczne opóźnienie powrotu płodności i odpowiada za stosunkowo długie odstępy między kolejnymi dziećmi. Młodszy braciszek lub siostrzyczka pojawia się, gdy starszak ma przeciętnie 3-4 lata [10].

Sytuacja, w której wiele z nas jest, czyli taka, że jedna osoba zajmuje się sama dzieckiem albo dziećmi przez niemal całą dobę NIE JEST sytuacją naturalną. Nic dziwnego, że bywa nam w niej bardzo trudno. Realna pomoc i wsparcie, w tym w opiece nad dzieckiem choćby na krótki czas codziennie (rodziny, sąsiadów, znajomych, niani, klubiku dziecięcego, dobrego żłobka), jest bardzo ważna dla zachowania zdrowia psychicznego matki, ojca i często również dobrze wpływa na wymagające dziecko.

High Need Babies nie wyginęły, bo opieka nad nimi, rozłożona na wiele osób (tzw. alloparenting), była znacznie mnie obciążająca niż obecnie. Inne były też wymagania wobec kobiet, matek, partnerek; nie bombardowano nas sprzecznymi wizjami rodzicielstwa, nie wymagano, abyśmy na wszystkim się znali i kwestionowali słowa ekspertów, sprawdzali: słoiczki czy gotowanie, chwalić czy nie chwalić, sadzać na nocniku czy czekać aż zacznie wołać (a to tylko pierwsze z listy niekończących się matczynych dylematów…).

W ciężkich chwilach spójrzcie proszę na siebie z wyrozumiałością. Miejcie z tyłu głowy, że nasze społeczeństwo jest bardzo niedostosowane do naszych potrzeb –  potrzeb ludzi, których ciała i umysły są nadal dziesiątki tysięcy lat przed naszą erą.

Korzystałam także z książek: Peter Gray „Wolne dzieci” Wydawnictwo MiND 2015 oraz Sarah Hrdy „Mothers and others” Harvard University Press 2011.

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Potrzebujesz rad czy empatii?

Potrzebujesz rad czy empatii?

Za chwilę Święta. Czas, w którym spotykamy się z rodziną. Dla wielu sielanka, relaks, przyjemność, bliskość. A dla innych źródło napięcia, złości, lęku: Jak skomentują to, że ona – taka duża – nadal jest karmiona piersią? Co, jeśli przez cały dzień będzie chciał być tylko na moich rękach? Jak odwrócić uwagę ludzi przy stole od tego, że ona je tylko suchy makaron i rosół? Co zrobić, jeśli w nowym miejscu nie będzie chciał usnąć? Co odpowiedzieć na zarzuty, że to ja go przyzwyczaiłam do bujania, że wymusza, manipuluje?

Kiedy rozmawiam z rodzicami wymagających dzieci wielu z nich mówi, że to nie brak snu jest najgorszy. Że już się przyzwyczaili do picia zimnej kawy, krojenia chleba z dzieckiem na ręku, przymusowego leżenia obok podczas drzemek.

Dla wielu najtrudniejszy jest brak zrozumienia i wsparcia ze strony najbliższych.

Myślę, że to nie tylko doświadczenie rodziców High Need Babies. Wydaje mi się, że matki i ojcowie dzieci innych niż przeciętne (pod różnym kątem innych) oraz ci, którzy wychowują inaczej niż statystycznie mogliby pokiwać głową ze zrozumieniem. Tak, jakby wybór innej, nie-mainstreamowej drogi sprawiał, że nie mamy prawa mówić o swoich trudnościach.

Mama, która powie o tym, że bywa już zmęczona tymi nocnymi karmieniami dwulatki, usłyszy „To odstaw”. Ojciec trzyletniego chłopca jedzącego siedem potraw na krzyż zostanie zasypany pomysłami na zmianę tej sytuacji. Może kolorowe kanapki? Może proponuj kilkanaście razy? A może jak zgłodnieje to wreszcie zje?

Tymczasem ludzie naprawdę rzadko potrzebują naszych rad – wiem, śmiesznie to brzmi z ust osoby, która pisze wypełnionego różnej maści poradami bloga. Zwykle, jeśli faktycznie potrzebują nowej strategii na rozwiązanie jakiegoś problemu lub zaspokojenie potrzeby, mówią o tym wprost: jak odsmoczkowałaś dziecko? Znasz jakieś sposoby, by zmniejszyć liczbę karmień? Jak wprowadza się warzywa do diety niemowlaków? Jak wyprowadziliście Antka z Waszej sypialni przed roczkiem?

Jeśli ktoś ma trzyletnie dziecko z dużymi problemami z jedzeniem, to, uwierz mi, wypróbował już prawdopodobnie 1001 sposobów na zmianę tego stanu rzeczy. Mówiąc o tym,  że wkurza go niemożność normalnego zjedzenia obiadu na mieście i noszenie ze sobą rosołu i suchej bułki krojonej w kwadraty nie oczekuje od Ciebie rad.

On potrzebuje empatii. Bycia wysłuchanym i zrozumianym. Potrzebuje uznania własnych uczuć bez ich lekceważenia.

Jeśli ktoś ma roczniaka spędzającego całą rodzinną uroczystość  na rękach rodziców, to otwierając usta nie liczy na dogłębną analizę swoich błędów wychowawczych, drobiazgowe roztrząsanie, kto kim manipuluje i kto dał sobie wejść na głowę ani porad odnośnie rozwojowego wpływu płaczu na jakość płuc małoletnich.

On potrzebuje empatii i prostego komunikatu: „Słyszę, że jest Ci trudno”.

Dawanie rad daje nam złudne poczucie bycia ważnym i potrzebnym. Przyjemnie łechce nasze ego, stawiając nas w pozycji ekspertów, tych, którzy wiedzą, którzy potrafią, którzy zrobiliby inaczej, lepiej. Odgradza nas od bliskich, utrudnia prawdziwy kontakt, z którego moglibyśmy czerpać siłę.

Podarowanie empatii wymaga schowania swojego „ja”, otwarcia na drugiego człowieka, powstrzymania się od ocen, krytyki, pouczania. Tego, czego na co dzień mamy jako rodzice aż zanadto. Nie jest proste.

Jest jeszcze trzecia droga: zaoferowanie pomocy. Dla wielu łatwiejsza niż wejście w empatyczny kontakt, a dla napotykających różne trudności rodziców znacznie bardziej wartościowa niż rady, nawet te dawane w dobrych intencjach.

A Ty czego potrzebujesz teraz najbardziej: rad czy empatii? A może realnej pomocy? Życzę Ci, byś w ten świąteczny czas otrzymała właśnie to, na czym najbardziej Ci zależy i dała innym to, czego oni naprawdę potrzebują.

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Kiedy wyprowadzić dziecko z łóżka rodziców?

Kiedy wyprowadzić dziecko z łóżka rodziców?

Zanim bliskościowi ortodoksi oburzą się na pytanie zawarte w tytule, muszę zrobić małe zastrzeżenie. W idealnej sytuacji nikt nikogo nie musi nigdzie wyprowadzać, bo wszystkie podmioty współśpiące akceptują sytuację w łóżku rodzinnym, świetnie się wysypiają, a rodzice po prostu czekają, aż dziecko wyrośnie z potrzeby dzielenia łoża z opiekunami. Tyle w teorii 😉 Z praktyki wiemy, że czasem rodzice z różnych powodów chcieliby być już tylko we dwoje i zastanawiają się, kiedy to zrobić, by odbyło się możliwie najłagodniej.

To naprawdę dość częste pytanie – nawet ci rodzice, którzy przed porodem nie byli skłonni spać z niemowlakiem w jednym łóżku, decydują się dla komfortu, zwłaszcza mamy karmiącej, zabrać malucha do siebie. Często decyzji towarzyszy przerażenie z cyklu „przyzwyczai się i już NIGDY nie będzie chciało spać samo”. Czasem o zmianie miejsca snu decyduje samo dziecko, które głośno i wytrwale manifestuje swoje niezadowolenie z separacji od rodziców, a oni nie upierają się na przełamywanie jego wrodzonej niechęci do oddzielnej powierzchni.

Czy jest jakiś szczególny moment, w którym łatwiej będzie przeprowadzić akcję wyprowadzki malucha do osobnego łóżeczka?

Im później, tym łatwiej – wbrew pozorom. Niemal wszystkie dzieci samodzielnie lub po delikatnej zachęcie decydują się na zmianę miejsca snu, zwłaszcza jeśli wiąże się ona z urządzeniem własnego pokoju według (zwykle mocno dyskusyjnego) gustu pociechy.

Jeśli nie uśmiecha się Wam czekać na gotowość dziecka i marzycie, żeby jeszcze jako niemowlę przeniosło się ono na własny materac, to dobrym czasem jest okienko między 6 a 8 m.ż., czyli okres po kryzysie pobudkowym 4-5 miesiąca (to taki czas, w którym dzieci masowo psują się ze spaniem – pisałam o tym TUTAJ), a przed lękiem separacyjnym i nauką raczkowania (wyjaśniłam to  TUTAJ i TUTAJ). Potem robi się nieco łatwiej po roku, gdy nasilenie lęku separacyjnego czasowo się obniża, a dziecko nabywa tzw. stałość przedmiotu, czyli ma przekonanie o istnieniu rodzica nawet, gdy nie jest on widoczny.

Tak naprawdę kluczowa jest obserwacja dziecka i jego zachowań. Jeśli próba migracji do osobnego łóżka się nie powodzi, warto odpuścić na chwilę i wrócić do tematu po kilku tygodniach. Nie jest dobrze, gdy przenosiny z łoża rodziców są okupione stresem i płaczem – własne miejsce do spania, a więc i sam sen powinny być kojarzone z poczuciem bezpieczeństwa, przyjemnością, relaksem.

A co, jeśli niedługo pojawi się rodzeństwo dla śpiącego z nami dziecka?

Po pierwsze: gratulacje! Właśnie staliście się kolejnym przykładem pary, która wbrew krakaniu pesymistów nie tylko nie rozstała się z powodu spania z dzieckiem, ale jeszcze zdołała powiększyć rodzinę (cuda, Panie!).

A tak na serio – najlepiej zaproponować starszemu dziecku przeprowadzkę do jego własnego łóżeczka czy pokoju na początku ciąży lub dopiero dłuższy czas po narodzinach rodzeństwa. Jak długi? Trudno powiedzieć, to zależy od reakcji starszaka na młodsze rodzeństwo. Niejednokrotnie wystarczy kilkanaście tygodni, a nieraz potrzeba znacznie więcej czasu. Nadrzędnym celem jest takie pokierowanie sytuacją, aby starsze dziecko nie poczuło się odrzucone i nie skojarzyło wygnania z rodzinnego łoża czy sypialni z pojawieniem się braciszka/siostrzyczki. To po prostu słaby początek znajomości. Sprawdza się tu stara, klasyczna zasada: jedna zmiana naraz.

Trochę łatwiej bywa, jeśli mamy już dwoje dzieci – trzecia ciąża to może być dobry moment na dołączenie młodszego dziecka do pokoju pierworodnego. Towarzystwo starszego brata lub siostry daje często wystarczające poczucie bezpieczeństwa maluchowi wyprowadzającemu się z sypialni rodziców.

Warto wiedzieć, że przy zachowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa można spać w łóżku z dwójką i więcej dzieci. Przede wszystkim należy pamiętać o tym, aby noworodek i starszak nie leżały bezpośrednio obok siebie, ale były przedzielone co najmniej jednym rodzicem. Dla młodszego malucha sprawdza się często dostawka. Można też pokusić się o naprawdę duże łóżko rodzinne – swego czasu portale społecznościowe obiegło zdjęcie sypialni państwa Boyce, którzy z mebli sieci Ikea stworzyli przestrzeń dla siebie i swoich pięciorga dzieci. Gdybyście poczuli się zainspirowani, to twórczyni owego łoża zamieściła na swojej stronie obszerny wpis, w którym krok po kroku wyjaśnia, jak stworzyć takie cudo (KLIK!).

Infografikę dotyczącą podstawowych zasad bezpiecznego współspania możesz pobrać, zapisując się na mój newsletter:

Czy istnieje jakiś maksymalny wiek, po którym dziecko absolutnie nie powinno już spać z rodzicami w jednym łóżku?

Nie istnieją żadne badania naukowe, które dowiodłyby, że spanie z dzieckiem powyżej jakiegoś wieku może negatywnie wpłynąć na jego rozwój emocjonalny, społeczny czy seksualny [1]. To tak, jak z psychoanalitycznymi kontrowersjami dotyczącymi długiego karmienia piersią – krytycy opierają się na dowodach anedgotycznych, teoriach bez dowodów empirycznych, własnych poglądach i uprzedzeniach. Może się zdarzyć, że długie współspanie u jakiegoś niewielkiego odsetka rodzin jest symptomem jakichś trudności rozwojowych – ale objawem, a nie przyczyną! Nie skupiamy się wtedy na spaniu samym w sobie, bo nie ono jest odpowiedzialne za daną sytuację i daleka jestem od myślenia, że po wyprowadzce dziecka „na swoje” jego trudności czy potrzeby znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki!

Wiemy z badań, że niemowlęta współśpiące z rodzicami częściej nawiązują z nimi bezpieczną więź [2],  jako dzieci są bardziej samodzielne niż ich rówieśnicy śpiący samotnie [3], mają wyższe kompetencje poznawcze [4], wyższą samoocenę i niższy poziom lęku [5], a w wieku nastoletnim rzadziej  cierpią na zaburzenia psychiczne [6].

A kiedy dziecko można wyprowadzić do innego pokoju?

Co najmniej do 6 miesiąca życia (a najlepiej do 12 m.ż.) niemowlę powinno spać w tym samym pomieszczeniu co opiekunowie, ponieważ zmniejsza to ryzyko śmierci łóżeczkowej nawet o 50% [7]. Czy postawienie łóżeczka w drugim pokoju i nastawienie elektronicznej niani nie wystarczy? Ano nie, nie chodzi bowiem tylko o to, żeby rodzice słyszeli, co się dzieje z dzieckiem. Aby niemowlę było bezpieczne, to ono ma słyszeć swoich rodziców, dlatego, że ich zachowania stymulują proces oddychania u malucha. Innymi słowy: ruchy, dźwięki, zapach i inne bodźce docierające do niemowlęcia ze strony rodziców przebywających w tym samym pokoju chronią je przed zapadaniem w zbyt głęboki sen, z którego mogłoby się nie obudzić [8].

Po drugie, warto wziąć pod uwagę to, że dzieci w pierwszym i drugim roku życia nie tylko mają pełne prawo kilkukrotnie budzić się w nocy i prosić rodziców o pomoc w ponownym zaśnięciu, ale również powinny być karmione nocą, jeśli tego potrzebują. Przed wyprowadzką należy się więc zastanowić, czy wraz z wolną sypialnią bierzemy na klatę kursowanie między pokojami w ciemności.

Czasem rodzice myślą o przeniesieniu dziecka do własnego pokoju przy okazji przeprowadzki do nowego mieszkania. Nie jest to najlepszy pomysł – jedna zmiana naraz, pamiętacie? Warto poczekać, aż wszyscy domownicy poczują się w nowych kątach trochę pewniej. Nawet, jeśli wydaje nam się, że Ci domownicy są tak maleńcy, że nie zauważają takich zmian.

Pamiętajcie, że to Wy decydujecie czy i do kiedy współspanie jest dla Was ok i żaden specjalista, wścibski kolega ani pani z warzywniaka nie ma prawa naciskać, abyście cokolwiek zmieniali.
Dobranoc!

 

Potrzebujesz informacji o bezpiecznym współspaniu? Sprawdź szkolenie „Spanie z dzieckiem"!

Uważaj, komu się zwierzasz?

Uważaj, komu się zwierzasz?

Opublikowałam na blogu niedawno tekst o rodzicach, którzy nie przyznają się pracownikom ochrony zdrowia i własnym znajomym do tego, że ich dziecko jeszcze nie przesypia nocy albo śpi z nimi w jednym łóżku. Pojawiło się kilka komentarzy osób, które nie rozumiały, dlaczego ludzie koloryzują akurat w tym temacie i podważały wiarygodność przytaczanej ankiety. Inne matki w ogóle nie były zdziwione tymi danymi, bo same okłamują lekarzy, rodzinę i koleżanki w sprawie współspania, liczby nocnych pobudek, długiego karmienia piersią itd. Nawet w „Księdze wymagającego dziecka” Searsów znalazłam swego czasu taką przestrogę, skierowaną do rodziców High Need Babies: „Uważaj komu się zwierzasz”. I, jakkolwiek w pełni rozumiem niechęć do ujawniania bliższym i dalszym osobom w otoczeniu swoich macierzyńskich trudności (bo sama czasem nie mam ochoty wdawać się w szczegóły), zaczęłam się zastanawiać, czy w ten sposób nie strzelamy sobie same w stopę. (więcej…)