Porozmawiajmy o… BLW. Wywiad z psychodietetyczką Zuzanną Wędołowską

Porozmawiajmy o… BLW. Wywiad z psychodietetyczką Zuzanną Wędołowską

Metoda rozszerzania diety zwana Bobas Lubi Wybór (ang. Baby Led Weaning) znajduje w Polsce coraz więcej zwolenników. Mimo że wydano na jej temat już co najmniej dwie książki i napisano mnóstwo artykułów, nadal niektóre z jej założeń budzą wątpliwości młodych rodziców. Zebrałam więc pytania od moich czytelniczek i postanowiłam zwrócić się z nimi do osoby, która BLW zna zarówno z teorii, jak i z praktyki. Byłam dociekliwa, więc rozmowę ze względu na jej długość, podzieliłyśmy na dwie części. Najpierw zajmiemy się sprawami technicznymi związanymi z BLW, natomiast w drugiej części (która pojawi się za tydzień) pomówimy trochę o konsekwencjach metody.

blw zasadyMoją rozmówczynią jest Zuzanna Wędołowska – dietetyk, psycholog, żona, a od niedawna mama głodnego miłości, zabawy i jedzenia Szpinakożercy. Pracuje jako psychodietetyk i uczy, jak pokochać jedzenie zdrową i rozsądną miłością. Fascynuje ją żywienie dzieci, zwłaszcza metodą Bobas Lubi Wybór. By uporządkować swoje myśli i podzielić się nimi z innymi rodzicami, założyła bloga Szpinak robi bleee, na którym porusza tematy dotyczące żywienia dzieci, psychodietetyki i gotowania.

 

Magdalena Komsta: Od kiedy rozszerzamy dietę metodą Bobas Lubi Wybór?

Zuzanna Wędołowska: BLW możemy stosować od początku rozszerzania diety, czyli po ukończeniu przez dziecko 6 miesięcy i pojawieniu się wszystkich objawów gotowości na nowe posiłki. Zalicza się do nich: umiejętność siedzenia (samodzielnie lub z niewielkim podparciem), zanik odruchu wypychania językiem pokarmów z jamy ustnej, zainteresowanie jedzeniem, umiejętność chwytania przedmiotów i wkładania ich do buzi oraz gotowość do nauki żucia.

MK: A czym jest gotowość do nauki żucia?

ZW: To jest chyba najtrudniejszy do zaobserwowania element gotowości na rozszerzanie diety. Bo tak naprawdę dopóki nie podamy dziecku jedzenia, nie jesteśmy pewni, czy ono tę gotowość już posiada. Co więcej, skoro jest to gotowość do nauki, a nie umiejętność, to musimy pamiętać, że dziecko żucia, połykania, rozdrabniania będzie uczyło się w trakcie kolejnych posiłków. By dziecko było gotowe do przeżuwania pokarmów, muszą pojawić się pewne zdolności motoryczne w obszarze jego jamy ustnej. Chodzi o umiejętność przesuwania pokarmu za pomocą języka w kierunku gardła (może pojawić się ok. 4-6 miesiąca) oraz miażdżenia pokarmu dziąsłami lub ząbkami, jeśli maluch je posiada. To drugie osiągnięcie rozwojowe pojawia się zazwyczaj w okolicach 6. miesiąca życia. Możemy obserwować malucha jak radzi sobie z zabawkami, co próbuje z nimi robić, jak mlaszcze czy imituje ustami żucie. To mogą być pierwsze sygnały. Ale w rzeczywistości, najlepiej po prostu poczekać do ukończenia 6. miesiąca, podać dobrze przygotowany pokarm i uważnie obserwować malucha. Jeśli po kilku próbach widzimy, że dziecko zupełnie nie radzi sobie z jedzeniem, wypluwa je, krztusi się, nie „memła” buzią, nie próbuje rozgryźć, to sygnał dla nas, że może jeszcze nie jest gotowe. Najlepiej wtedy poczekać 1-2 tygodnie i spróbować ponownie. Jeżeli trudności utrzymują się przez kilka kolejnych miesięcy, a maluch chętnie je papki, to warto skonsultować się z neurologopedą.

MK: O tak, cieszę się, że o tym wspominasz. Wielu rodziców kojarzy logopedów z leczeniem seplenienia czy korekcją nieprawidłowo wymawianych głosek. Tymczasem neurologopedzi pracują już z niemowlętami i w wielu przypadkach mogą pomóc znaleźć przyczynę trudności w ssaniu piersi lub przyjmowaniu stałych pokarmów, zalecić odpowiednie ćwiczenia, masaże, pomoce logopedyczne itd.  

Zuziu, zostańmy jeszcze chwile przy tych objawach gotowości – wyjaśnij, proszę, różnicę między siadaniem a siedzeniem.

ZW: Siadanie oznacza, że dziecko samodzielnie potrafi usiąść np. z pozycji na brzuchu. Nie jestem fizjoterapeutką, ale konsultowałam ten temat z kilkoma specjalistami i są oni raczej zgodni, że do rozpoczęcia rozszerzania diety, również metodą BLW, nie jest konieczna umiejętność samodzielnego siadania. Dziecko musi natomiast potrafić utrzymać stabilną pozycją siedzącą.

MK: A jeśli dziecko samo jeszcze nie siada, to czy możemy posadzić je na czas posiłku? Tyle mówi się teraz o nieprzyspieszaniu rozwoju dziecka, niesadzaniu go obłożonego poduchami…

ZW: Zdaję sobie sprawę, że kłóci się to z ogólnymi zaleceniami, by dziecka, które samodzielnie nie siada, nie sadzać na siłę. Jednak na początku rozszerzania diety posiłki to raptem kilkanaście minut dziennie. Fizjoterapeuci, z którymi rozmawiałam, zezwalają na te niewielkie odstępstwa. Jednak tutaj można pozostawić decyzję rodzicom – mogą poczekać np. 2-3 tygodnie, aż dziecko usiądzie samodzielnie i wtedy z czystym sumieniem rozpocząć podawanie mu stałych posiłków. Pamiętajmy jednak, że nie należy zwlekać zbyt długo z rozszerzaniem diety, ze względu na możliwość pojawienia się niedoborów żelaza, a także dlatego, że dziecko do ukończenia roku powinno poznać jak najwięcej różnorodnych smaków, by później chętniej próbować nowości.

blw zasady

Szpinakożerca Lubi Wybór

MK: Od jakich produktów rozpocząć? Czy istnieje jakaś przejrzysta tabelka, która podpowiadałaby w jakiej kolejności i formie podawać pierwsze posiłki?

ZW: Tabelek jest wiele, w każdym kraju inne, a nawet każdy lekarz może posiadać własne… To sugeruje tylko, że tabelki są bezużyteczne i oderwane od rzeczywistości. W Japonii nikt się nie zdziwi, gdy jako jeden z pierwszych pokarmów podamy dziecku fermentowane ziarna soi czy rybę, w Meksyku może to być fasola, a w Australii wątróbka. Nie ma wiarygodnych badań, które jednoznaczne wskazywałyby od czego należy rozpocząć rozszerzanie diety.  Najlepiej korzystać z ogólnych wskazówek zdrowego i bezpiecznego żywienia dzieci. Podawajmy zatem początkowo produkty rodzime, sezonowe, ze sprawdzonego źródła i jak najmniej przetworzone. Latem i jesienią mamy dostęp do całego bogactwa świeżych warzyw i owoców. Nie musimy koniecznie rozpoczynać od marchewki i banana. Może to być cukinia, dynia, buraczek, jabłko, gruszka, morelka. Zaczynajmy od pojedynczych smaków, potem możemy do woli je łączyć i tworzyć nowe potrawy!

MK: A co z zasadą: najpierw warzywa, żeby dziecko zaakceptowało smaki inne niż słodki?

ZW: To jest zasada wywodząca się bardziej z tradycji niż nauki. Nie ma żadnych badań, które by ją potwierdziły. Jest nawet równorzędna teoria (częściej stosowana za Oceanem), która mówi, by najpierw podać owoce, bo mleko mamy jest bardzo słodkie i dzięki temu maluch chętniej zaakceptuje nowy, podobnie słodki pokarm. Ja pozostawiam wolność wyboru rodzicom. Na pewno nie zaszkodzi, jeśli przez pierwsze 1-2 tygodnie będziemy pokazywać dziecku smaki różnych warzyw, a potem stopniowo dodawać owoce. Ale możemy też robić to na zmianę – raz owoc, raz warzywo. Albo wspólnie! Świetne połączenia smakowe to burak z malinami, marchewka z jabłkiem czy pietruszka z gruszką.

MK: Mówisz o świeżych warzywach i owocach – czy możemy dziecku podawać mrożonki, jeśli rozpoczynamy rozszerzanie diety zimą? Wydaje mi się, że mrożone różyczki brokuła czy kalafiora są wygodne do przygotowania. Ale czy zdrowe?

ZW: Mrożonki to czasami lepszy wybór niż pozornie świeże warzywa czy owoce. Wiadomo, że niektóre dostępne zimą w sklepach warzywa są albo długo przechowywane, albo sprowadzane z zagranicy. To wiąże się z ogromnymi stratami witamin i składników mineralnych, które po prostu giną w trakcie przechowywania lub transportu. Ponadto produkty te zawierają często sporo chemicznych środków, dzięki którym dłużej zachowują świeżość, a są to substancje, których na pewno powinniśmy unikać w diecie maluszka. Tymczasem mrożonki to warzywa i owoce bardzo zbliżone pod względem wartości odżywczych do świeżych produktów. Przetwarzane są zazwyczaj w sezonie, gdy składniki są najtańsze, a sam proces mrożenia jest jedną z najłagodniejszych form przetwarzania. Sama stanęłam przed wyzwaniem rozszerzania diety syna w środku zimy i posiłkowałam się również mrożonkami.

W popularnych dyskontach można dostać też coraz szerszą ofertę warzyw i owoców ekologicznych, które są najlepszym wyborem na sam początek przygody z nowymi pokarmami. Dodam tylko, że w pierwszych miesiącach rozszerzania diety maluch je naprawdę mało, więc nie stracimy majątku na warzywach ekologicznych, jeśli tylko mamy do nich dostęp.

14394028_1763821040522492_305123986_o

MK: Czy położenie przed dzieckiem kawałków brokuła to już BLW?

ZW: Hmm… to jest dość podchwytliwe pytanie, bo odpowiedź na nie może brzmieć i „tak”, i „nie”. Z jednej strony tak, bo technicznie BLW nie wymaga od nas dużo więcej. Nie musimy koniecznie robić placuszków, pierożków, kluseczek i innych modnych dań BLW (które ja osobiście uwielbiam, ale przecież nie każdy musi). Wystarczy, że podamy dziecku ugotowane (potem pieczone, duszone czy grillowane) kawałki warzyw, owoców, mięsa, kaszy itp. A dziecko sobie coś z tego wybierze.

Z drugiej jednak strony zauważyłam, że powszechnie mylimy prawdziwą filozofię BLW ze zwykłym dawaniem dziecku kawałków do samodzielnego jedzenia. Kawałki warzyw, chleba, naleśników czy owoców podawało się dzieciom zawsze, tylko nie zawsze w 7. miesiącu życia. BLW to jednak coś znacznie więcej niż kawałki. To nawet więcej niż samodzielne jedzenie! Nie bez powodu BLW ma w nazwie słowo „wybór”. Metoda ta zakłada, że nasze dziecko jest zdolne do dobrego wyboru. W praktyce oznacza to, że wie, czego potrzebuje. Wie, kiedy jest głodne, kiedy najedzone, kiedy ma ochotę (równoznaczną na wczesnym etapie karmienia z potrzebą) na mięso, a kiedy na warzywa. Zatem, jeżeli karmimy nasze dziecko stosując BLW, nie powinniśmy martwić się, gdy jednego dnia nie zje ono prawie nic albo nie tknie żadnych warzyw. To nie oznacza, że mamy przestać je podawać, ale nie możemy też zachęcać i naciskać. Zdarzają się dzieci, które przez tydzień mogłyby jeść tylko i wyłącznie maliny. I nic tym dzieciom nie jest! Lubią inne owoce, jedzą chętnie warzywa, normalnie się odżywiają i rozwijają. Przez tydzień wybierały maliny i tyle. To jest prawdziwe “Bobas Lubi Wybór” – zaufanie kompetencjom dziecka w ocenie, ile jedzenia potrzebuje oraz czego w danej chwili mu brakuje. My musimy tylko dostarczyć różnorodnego, pożywnego jedzenia w odpowiedniej dla dziecka formie.

MK: Myślę, że kluczowym składnikiem BLW i tym, co budzi najwięcej wątpliwości rodziców jest właśnie kwestia zaufania dziecku, że to ono jest najlepszym ekspertem odnośnie własnej fizjologii, zapotrzebowania na składniki odżywcze, odczytywania wskazówek dotyczących głodu i sytości.

Wrócę do początków stosowania metody. Często pierwszymi pokarmami, od których rozpoczyna się tradycyjne rozszerzanie diety, są: marchew, jabłko i banan. Tymczasem w BLW przestrzega się początkujących przed tą trójcą – co jest z nią nie tak?

ZW: Są pewne produkty, których  – stosując metodę BLW – powinnyśmy unikać, a dokładniej unikać podawania ich w pewnej formie. Na przykład właśnie jabłko – choć wydaje się być idealną przekąską. Tymczasem kawałki jabłka są jedną z najczęstszych przyczyn zakrztuszeń i zadławień jedzeniem u niemowląt! Zbyt łatwo się łamią i za duży kawałek może utknąć w tchawicy. Jabłko zatem podajemy albo surowe w całości (i dziecko skrobie je ząbkami), albo ugotowane, upieczone lub starte na tarce.

Podobnie sprawa ma się z uwielbianą przez dzieci i rodziców marchewką. Ugotowana w odpowiedni sposób jest w bezpieczna. Jednak surowa niesie spore ryzyko zakrztuszenia.

Na koniec banan. Wydaje się być przyjazny i prosty do “memłania”. I to prawda. Jednak tylko wtedy, gdy dziecko go do tej buzi wkłada samodzielnie, najlepiej korzystając z kawałków pokrojonych przez rodzica. Nie podawajmy na początku rozszerzania diety banana w całości wprost do buzi dziecka. Dziecko może odgryźć zbyt duży kawałek, który wpadnie do gardła i utrudni oddychanie.

blw zasady

Szpinakożerca z jabłkiem – całym!

MK: Jak podawać mięso? Jest przecież wiele sześciomiesięcznych dzieci, które nie mają jeszcze żadnych zębów…

ZW: Jest nawet wiele rocznych dzieci, które nie mają zębów, ale świetnie sobie radzą z mięsem. Mięso to ważny składnik dziecięcej diety, dostarcza cennego żelaza, którego często niemowlakom po 6. miesiącu brakuje, a poza tym jest gęste odżywczo, czyli zajmuje mało miejsca w żołądku, przy dużej wartości odżywczej. Mięso można przyrządzić na wiele sposobów – z mielonego możemy zrobić pulpeciki z różnymi sosami i dodatkami lub nafaszerować nim warzywa czy makaron. Świetnie sprawdza się również mięso duszone z warzywami. Początkowo najlepiej jest podawać większe kawałki mięsa, które dziecko będzie ssało i żuło. Polecam spróbować podać dziecku pałkę z kurczaka z kością, oczywiście pozbawioną skóry i chrząstek. Maluchy fantastycznie sobie z nią radzą. Ważne, by kawałki mięsa były miękkie i dość wilgotne. Naprawdę zęby są jedynie ułatwieniem dla dziecka, ale nie są konieczne do tego, by jeść samodzielne, nawet twardsze i trudniejsze pokarmy.

MK: Co z zupami czy innymi płynnymi daniami? W jaki sposób je podać?

ZW: Jeżeli zupa jest gęsta możemy podać ją dziecku razem z innymi produktami do maczania. Świetnie nadadzą się do tego kawałki chleba, wafle ryżowe, chrupki kukurydziane lub gryczane, a także kawałki warzyw, makaron (polecam muszelki) i pokrojony w paski żółty ser. Maluch macza kawałki w zupie i w ten sposób przygotowuje się do używania w późniejszym czasie łyżki. Rzadkie zupy można z powodzeniem podać dziecku w kubeczku – zwykłym, takim do nauki samodzielnego picia, czy bidonie ze słomką. Nawet nie obejrzymy się, gdy nasze maluchy zaczną same zajadać zupę łyżką. Samodzielne spożywanie niezwykle rozwija i każde dziecko wypracowuje własny system jedzenia. Niektóre do perfekcji opanowują zajadanie sosów, zup i owsianek po prostu palcami…

MK: To tak, jak obecnie moja córka. Macza palce i oblizuje je… A wracając do zupek: czy karmienie łyżeczką jest w BLW zabronione?

ZW: Pewnie fanatycy BLW powiedzą, że absolutnie tak, ale ja się nie zgodzę. W karmieniu naszych dzieci ogromnie ważne jest nasze dobre samopoczucie. Jeżeli rodzic będzie czuć się lepiej, gdy np. poranną kaszkę poda dziecku łyżeczką albo pomoże mu zjeść nią zupkę, bo uniknie rozlania wszystkiego dookoła krzesełka, to dlaczego nie? Ważne jest jednak, by umożliwić dziecku wybór nawet wówczas, gdy jest karmione łyżeczką. Możemy to zrobić poprzez naszą dużą uważność – opowiadanie maluchowi, co właśnie będzie jadł, pozwolenie na zamoczenie ręki w zupie czy sosie, zwrócenie uwagi na sygnały mówiące o tym, czy chce jeszcze jeść, czy już nie. Jestem jednak przeciwna stosowaniu łyżeczki z takim założeniem, że wtedy dziecko nie zauważy i zje więcej.

MK: Czyli łyżeczka owszem, ale przy zwróceniu uwagi na sygnały płynące od dziecka. W czym, Twoim zdaniem, najlepiej podawać napoje?

ZW: Tutaj są różne szkoły. Na pewno warto powiedzieć, w czym nie należy podawać. Nie powinno się podawać picia z butelek ze smoczkiem (szczególnie, jeśli dziecko ma już zęby) oraz tzw. niekapków. Możemy korzystać ze specjalnych kubeczków do nauki samodzielnego picia, bidonów ze słomką lub zwykłego kubka. Jeżeli dziecko nie akceptuje żadnej z tych form, najlepszym rozwiązanie jest dopajanie łyżeczką. Warto pamiętać, że na początku rozszerzania diety, gdy dziecko pije nadal dużo mleka, ilość dodatkowych płynów jest naprawdę niewielka. Jeżeli nie pojawiają się częste zaparcia, to maluch prawdopodobnie pije wystarczająco dużo.

MK: A podczas wyjść z domu?

ZW: Osobiście najbardziej polecam bidony ze słomką. Dobry bidon jest szczelny, dziecko może z niego w miarę bezpiecznie korzystać. Dobrze sprawdzają się też butelki z wodą dla dzieci ze specjalnym ustnikiem. Do kupienia w sklepie spożywczym…

MK: … i w popularnej sieci dyskontów na literkę „B” 😉

Ciąg dalszy nastąpił TUTAJ!

 

Czy musisz kłaść dziecko spać o 19?

Czy musisz kłaść dziecko spać o 19?

Gdybym tylko dostawała złotówkę za każdą ćwierćprawdę, półprawdę i kompletne kłamstwo dotyczące dziecięcego snu, z jakim spotykam się w Internecie, byłabym naprawdę zamożną kobietą. Jakiś czas temu, w ciągu kilku dni z trzech różnych źródeł doszły do mnie mrożące krew w żyłach informacje, jakoby kładzenie dziecka spać później niż o 19 ma drastyczne konsekwencje: grozi mu przemęczenie oraz problemy z regeneracją i wzrastaniem. Wszystko to z uwagi na wydzielający się wyłącznie grubo przed północą hormon wzrostu. Postanowiłam się więc zmierzyć się z tymi rewelacjami.

Jak i kiedy wytwarzany jest hormon wzrostu?

Hormon wzrostu jest wydzielany przez przysadkę mózgową w sposób pulsacyjny, czyli raz na jakiś czas mózg dostarcza do organizmu dużą jego ilość. Wydzielanie hormonu jest związane głównie ze stanem snu, zwłaszcza z fazą snu głębokiego (wolnofalowego, 3. etapu fazy NREM). Największy jego wyrzut następuje w pierwszym cyklu snu, około godziny od zaśnięcia. W tym znaczeniu faktycznie najwięcej produkuje się go we wczesnych godzinach nocnych. Kolejne, mniejsze dostawy, powtarzają się w następnych cyklach snu.

Uwaga: związek wydzielania hormonu wzrostu z fazą snu nie dotyczy małych dzieci! U niemowląt wytwarzanie hormonu wzrostu jest nawet wyższe w czasie fazy snu aktywnego (czyli tego, w którym dziecko budzi się, gdy mrugniesz powieką) niż cichego (głębokiego). Co najmniej do 3 miesiąca życia hormon wzrostu jest wydzielany w sposób niemal ciągły, przez całą dobę, bez względu na to, czy dziecko akurat śpi, je, płacze czy macha z radością odnóżami.

Im starsze dziecko, tym bardziej jego wzorzec snu (i  rytm wydzielania hormonu wzrostu) upodabnia się do dorosłego. Dopiero u trzylatka proporcje czasu trwania faz REM i NREM oraz długość całego cyklu są takie, jak u osoby pełnoletniej. Co więcej, przez cały okres dzieciństwa i wieku nastoletniego hormon wzrostu jest także uwalniany w dużej ilości za dnia, w czasie czuwania.

Wydzielanie hormonu wzrostu jest zależne od samego snu, a w bardzo niewielkim stopniu od czasu, w którym ten sen nadejdzie. W żadnym przeczytanym przeze mnie artykule naukowym ani książce z dziedziny fizjologii, chronobiologii, medycyny snu czy psychologii nie znalazłam informacji, że istnieje jakaś konkretna godzina, w której produkcja hormonu jest większa.

Faktycznie, opóźnienie momentu zaśnięcia u dorosłych obniża ilość wytworzonego podczas nocy hormonu wzrostu. Ale, ale, po pierwsze: osoby badane kładły się spać o 2.00 – wątpię, że Twoje dziecko też tak późno zasypia. Po drugie: ludzie, którzy byli poddani ostrej deprywacji snu (przez tydzień pozwolono im spać tylko 4 godziny na dobę, między 1 a 5 rano), mieli dodatkowe wyrzuty hormonu wzrostu w ciągu dnia. Ogólny poziom hormonu we krwi na przestrzeni 24 godzin pozostał taki sam jak wtedy, gdy przesypiali całą noc. Wygląda więc na to, że organizm rekompensuje sobie stan bezsenności poprzez nadrobienie hormonalnych zaległości w ciągu dnia. Nie znalazłam nigdzie podobnych badań odnoszących się do dzieci – pomysł, aby pozbawiać małoletnich snu prawdopodobnie nie przeszedłby przez żadną komisję etyczną – ale z dużym prawdopodobieństwem możemy sądzić, że taki mechanizm funkcjonuje także u nich. Taka mądra jest ta nasza natura!

cute_baby_sleeping

Problem z późnym kładzeniem dziecka do łóżka nie polega więc na jakichś drastycznych konsekwencjach czyhających na malucha po przekroczeniu określonej godziny. Chodzi raczej o to, że dzieci, które uczęszczają do żłobka czy przedszkola, czasem są budzone wczesnym rankiem. Jeśli więc myślimy o trzylatku, który chodzi spać o 22.30,  wstaje o 6 i ma w przedszkolu tylko godzinną drzemkę (albo w ogóle nie chce leżakować), to jego całkowity dobowy czas snu może być zbyt krótki.

Co ciekawe, nie dowiedziono, aby krótszy sen wiązał się z niskim wzrostem; nawet Amerykańska Akademia Medycyny Snu wśród zdrowotnych konsekwencji niedoboru snu nie wymienia problemów ze wzrastaniem.

O której powinno chodzić spać Twoje dziecko?

Odpowiedź na to pytanie jest typowa dla psychologa: to zależy. Zależy od Twojego konkretnego dziecka, jego osobowości, chronotypu, stanu zdrowia, aktywności fizycznej, przebiegu danego dnia itd.

Nie wierz proszę w te wyssane z palca czasy snu i czuwania typu: „dwulatek powinien zasypiać 5 godzin po obudzeniu się z drzemki”. Nie potwierdzono w żadnych badaniach istnienia optymalnych czasów aktywności dla danego wieku. Przecież to absurd! A co, jeśli dziecko w tym wieku już w ogóle nie potrzebuje drzemek? (uwierz mi, wiele jest takich, zwłaszcza jeśli nie chodzą do placówek) Czy 5 godzin biegania po dworze z psem męczy tak samo jak 5 godzin spędzonych na kolorowaniu księżniczek i graniu na bębenku? Co z różnicami temperamentalnymi czy chronobiologicznymi dzieci?

Paradoksalnie, okazuje się, że zbyt wczesne kładzenie dzieci do snu bywa przyczyną ich problemów z zaśnięciem. Tak, niejeden przedszkolak opiera się zaśnięciu, skacze po pościeli i prosi o siódmą już szklankę wody nie dlatego, że jest „przemęczony” (jak twierdzą trenerzy snu), a dlatego, że jest kładziony do łóżka zbyt wcześnie, zanim jego mózg w ogóle poczuje się senny. Co piąty badany trzylatek jest układany do snu zanim w ogóle rozpocznie się u niego produkcja hormonu snu. Jak byś się czuła, gdybyś codziennie przez 30-90 minut przewracała się w boku na bok, kompletnie nie mając ochoty na sen i nie mogąc wyjść z łóżka, bo ktoś sobie tak wymyślił?

Wydzielanie melatoniny, czyli hormonu odpowiedzialnego za sen, rozpoczyna się około godziny do dwóch godzin przed zaśnięciem. Jeśli więc oczekujemy, że dwulatek zaśnie o 19, to już mniej więcej o 17.30 powinniśmy wrócić z nim do domu i powoli zacząć go wyciszać, przygotowując do snu. To kompletnie nierealna wizja dla wielu dzieci (u przeciętnego malucha w wieku 2,5 do 3 lat produkcja hormonu snu rozpoczyna się o 19:29; im starsze dziecko, tym później).

Zmuszanie dwu- czy czterolatków do kładzenia się o 19 jest szczególnie absurdalne w porze letniej. Szyszynka rozpoczyna produkcję melatoniny kierując się naturalną wskazówką – zmniejszającym się natężeniem światła słonecznego. Przez kilka miesięcy w naszej szerokości geograficznej o 17 czy 18 jest jeszcze jasno i wiele zarówno dziecięcych, jak i dorosłych mózgów nie jest o tej porze biologicznie gotowych na sen  (jeśli Twoje dziecko przez cały rok od zawsze bez problemów zasypia o 19, to widocznie ten typ tak ma i już!)

Podsumowując

Ustalając godzinę zasypiania warto wziąć pod uwagę indywidualne potrzeby rodziny i dziecka, czas pobudki, jego tryb życia, temperament, porę roku i wiele innych czynników. W kwestii snu, jedzenia i innych spraw dotyczących opieki nad dzieckiem radzę z duuużą ostrożnością podchodzić do gotowych recept i sztywnych harmonogramów. Zwłaszcza, jeśli są okraszone więcej niż szczyptą pogróżek.

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć bibliografię” less_text=”Ukryj bibliografię”]
Brandenberger G., Weibel L., The 24-h growth hormone rhythm in men: sleep and circadian influences questioned. J. Sleep Res, 2004, 13; 251–255.

Cacciari, E. et al., Growth hormone release during sleep in growth-retarded children with normal response to pharmacological tests. Archives of Disease in Childhood, 1978, 53, 487-490.

Finkelstein J. W. et al., Behavioral State, Sleep Stage and Growth Hormone Levels in Human Infants. The Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism, 1971, 32(3); 368-371.

Greenhill L. L., Shopsin B. (red.), The Psychobiology of Childhood. 1984 Springer.

Gulliford M. C. et al., Sleep habits and height at ages 5 to 11. Archives of Disease in Childhood, 1990, 65; 119-122.

Kryger M. H., Roth T., Dement W. C., Principles and Practice of Sleep Medicine. 2011, Elsevier.

Kulus M., Krauze A., Bartosiewicz W., Obturacyjny bezdech senny u dzieci. Pneumonologia i Alergologia Polska, 2007, 75, 1; 23–27.

LeBourgeois M. K. et al., Circadian Phase and Its Relationship to Nighttime Sleep in Toddlers. Biol Rhythms, 2013, 28, 5; 322-331.

Miller J. D. et al., Daytime pulsatile growth hormone secretion during childhood and adolescence. J Clin Endocrinol Metab., 1982, 55 (5); 989-994.

Paruthi S. et al., Recommended amount of sleep for pediatric populations: a consensus statement of the American Academy of Sleep Medicine. J Clin Sleep Med, 2016, 12 (6); 785-786.

Shaywitz B. A. et al., Growth hormone in newborn infants during sleep-wake periods. Pediatrics, 1971, 48, 1.

Stores G., A Clinical Guide to Sleep Disorders in Children and Adolescents. 2001, Cambridge University Press.

Surya, S. et al., Complex Rhythmicity of Growth Hormone Secretion in Humans Pituitary (2006) 9: 121.

Takahashi Y. et al., Growth Hornone secretion during sleep. The Journal of Clinical Investigation, 1968, 47; 2079-2090.

Vigneri R., D’Agata R., Growth hormone release during the first year of life in relation to sleep-wake periods. The Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism, 1971, 33, 3; 561-563.

[/showhide]

 

Jeśli chciałabyś przesunąć porę wstawania oraz zasypiania Twojego dziecka o około 1–2 godziny, to zapraszam Cię na stronę kursu "Moje dziecko późno chodzi spać!". Skrócisz czas usypiania i odzyskasz swoje wieczory!

Wpływ DHA na sen dzieci – zobacz, jak zyskać dodatkową godzinę

Wpływ DHA na sen dzieci – zobacz, jak zyskać dodatkową godzinę

Poradniki i artykuły dotyczące snu dzieci koncentrują się na rytuałach, odpowiednich porach i sposobach usypiania. Ze świecą szukać natomiast informacji o związku diety z jakością dziecięcego snu. Jesteś rodzicem dziecka w wieku od 0 do 12 lat albo dopiero spodziewasz się malucha? Z tego wpisu dowiesz się, jaki wpływ mają kwasy omega-3, zwłaszcza DHA, na spokojną i długą noc, w jakich produktach spożywczych je znaleźć i jak suplementować, jeśli zachodzi taka potrzeba.

Wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega-3, czyli ALA, EPA i DHA, nie są tworzone przez ludzki organizm i muszą być dostarczane z pożywieniem. Mają ogromne znaczenie dla rozwoju i funkcjonowania układu nerwowego. Wchodzą w skład fosfolipidów, które tworzą błony komórkowe w mózgu i zwiększają liczbę synaps. Co to oznacza? Ano to, że informacja w mózgu szybciej i łatwiej jest przekazywana tam, gdzie trzeba. Jeśli by porównać działanie mózgu do usług firmy kurierskiej, to kurierzy zjadający odpowiednią ilość DHA zostają sklonowani i dostają turbodoładowanie, jest ich więcej i są szybsi. Dzięki temu paczki z Allegro mogą docierać do Ciebie już 3 godziny po zamówieniu zamiast na drugi dzień. Fajna opcja, nie?

Kwasy wielonienasycone, zarówno omega-3, jak i omega-6, przekształcane są również w związki chemiczne odgrywające znaczące role w fizjologii snu. Stężenie kwasu DHA ma wpływ na poziom melatoniny: udowodniono, że dieta bogata w ten kwas poprawia zasypianie, zmniejsza liczbę pobudek i wydłuża całkowity czas snu. Istotne jest nie tylko stężenie kwasów omega-3 w krwi, ale też proporcja kwasów omega-3 do omega-6. Kwasy omega-6 powszechnie występują w wielu produktach spożywczych i nie trzeba ich specjalnie suplementować. W naszym społeczeństwie problemem jest zwykle ich nadmiar w stosunku do niewystarczającej podaży kwasów omega-3.

DHA w ciąży – jedz ryby, by po porodzie słodko spać

almost_there

Kwasy omega-3 są dostarczane płodowi poprzez łożysko. Dlatego sposób odżywiania się przyszłej mamy, zwłaszcza w trzecim trymestrze, ma duże znaczenie dla rozwoju mózgu i wzroku jej dziecka.

Coraz więcej mówi się o tym, że spożycie kwasu DHA przez mamę w ciąży może mieć wpływ na wzorzec snu i czuwania u noworodków już od pierwszej doby ich życia. W dwóch badaniach pod materacyki, na których spały takie jednodniowe bobaski, wkładano specjalne czujniki rejestrujące ruchy ciała oraz wzorzec oddychania. Okazało się, że dzieci matek, które w ciąży zajadały się bogatą w kwasy omega-3 żywnością, już od porodu wykazywały bardziej dojrzały wzorzec snu: rzadziej się budziły i więcej czasu spędzały w fazie snu cichego. To ta faza snu, która u niemowląt występuje jako druga po fazie aktywnej. Można w niej odłożyć młodzież do łóżeczka i wreszcie swobodnie odetchnąć, bo sen potomka jest głębszy i trudniej go z niego wybudzić.

A co, jeśli ciąża już dawno za nami? Nie ma dla nas ratunku i musimy pogodzić się z problemami ze snem u naszej latorośli? Na szczęście nie.

DHA a niemowlęta

Niemowlęta karmione piersią otrzymują odpowiednią dawkę DHA z mlekiem matki – o ile oczywiście ona sama spożywa żywność bogatą w te tłuszcze lub suplementuje je. Dlatego, jeśli podajesz dziecku własny pokarm, bezpośrednio z piersi lub odciągając mleko (KPI), powinnaś zadbać o dietę zawierającą odpowiednią ilość kwasów omega-3. Eksperci nie zalecają dodatkowej suplementacji bezpośrednio u niemowląt karmionych piersią.

Niemowlęta karmione mieszanką mlekozastępczą również nie muszą otrzymywać dodatkowej suplementacji, o ile mieszanka im podawana zawiera kwasy z grupy omega-3 (a większość zawiera).

preparing-grilled-salmon-steak-picjumbo-com

Po skończeniu przez dziecko 6 miesiąca życia należy rozpocząć rozszerzanie jego diety – warto tłuste ryby morskie proponować maluchowi zaraz na początku przygody z pokarmami stałymi, początkowo raz, a później do dwóch razy w tygodniu. Nie ma dowodów na to, że opóźnianie podawania ryb niemowlętom uchroni je przed alergią. Oczywiście, jeśli w Twojej rodzinie są osoby uczulone na ryby, przed wprowadzeniem ich do diety dziecka należy skonsultować się z alergologiem.

Co ze starszymi dziećmi?

Wiele badań potwierdza pozytywny wpływ kwasu DHA na uczenie się, zdolność koncentracji, zachowanie i sen zarówno u dzieci z zaburzeniami rozwojowymi (autyzm czy ADHD), jak i u dzieci zdrowych.

Na przykład u 40% dzieci w wieku od 5 do 12 lat, zażywających suplement z kwasami EPA, DHA, GLA oraz magnezem i cynkiem, nastąpiła poprawa w zakresie szybkości zasypiania, przesypiania nocy i jakości snu. W innym badaniu dziesięciotygodniowa suplementacja kwasami nienasyconymi u dzieci w wieku od 9 do 12 lat dała wyraźną poprawę jakości snu.

Wpływ suplementacji DHA (w dawce 600 mg dziennie) na sen zdrowych dzieci wykazało duże, randomizowane badanie z podwójnie ślepą próbą (to znaczy, że zarówno dzieci, ich rodzice, jak i sami badacze nie wiedzieli, która osoba przyjmuje kwasy DHA, a która placebo. Takie działanie ma minimalizować wpływ oczekiwań osób biorących udział w badaniu na osiągane rezultaty). Do eksperymentu zaproszono 362 brytyjskich dzieci w wieku od 7 do 9 lat.  Po 16 tygodniach od rozpoczęcia badania okazało się, że w porównaniu do grupy łykającej placebo, dzieci zażywające kwas DHA spały o 58 minut (!) dłużej, rzadziej się wybudzały w ciągu nocy, a jeśli nawet, to ich pobudki trwały krócej.

Żywność bogata w kwasy omega-3

Najlepszym źródłem kwasów omega-3, w tym DHA, są tłuste ryby. Ze względu m.in. na zawartość metali ciężkich, nie wszystkie gatunki powinno się podawać dzieciom, kobietom ciężarnym i karmiącym. Przygotowałam więc dla Was małą ściągawkę (można ją zapisać, klikając prawym przyciskiem myszy):

Ryby-DHA2

Jeśli z jakichś powodów, nie jesz lub nie podajesz dziecku ryb, pomyśl o suplementacji (szczegóły poniżej) i/lub włącz do diety produkty z poniższej listy, również bogate z kwasy omega-3:

  • olej lniany
  • siemię lniane
  • algi
  • nasiona chia
  • orzechy
  • awokado
  • olej rzepakowy
  • oliwa z oliwek

Pamiętaj jednak, że kwasy ALA, np.obecne w oleju lnianym w bardzo niewielkim stopniu (nawet mniej niż 4%) przekształcają się w organizmie człowieka w DHA i nie zastąpią jego podaży w pokarmach lub suplementacji.

Suplementacja DHA – zalecenia polskie

capsule-1079838_1280

Kobiety w ciąży i karmiące piersią – suplementacja min. 200 mg DHA/dobę, w przypadku małego spożycia ryb należy uwzględnić suplementację wyższą, np. 400–600 mg DHA/dobę. Wykazano bezpieczeństwo wyższych dawek – do 1 g DHA/dobę.

Niemowlęta – do końca 6 m.ż. suplementacja wyłącznie, jeśli dziecko karmione jest sztucznie mieszanką nie zawierającą kwasów omega-3. Po 7 m.ż. 1-2 porcje tłustej ryby tygodniowo, ew. suplementacja DHA (porcja to wielkość dłoni dziecka bez palców)

Dzieci 1-3 r.ż. – 1-2 porcje tłustej ryby tygodniowo lub suplementacja DHA w ilości ok. 150–200 mg/dobę.

Dzieci powyżej 3 r.ż. – 1-2 porcje (ok. 130 g/porcję) tłustych ryb tygodniowo lub suplementacja DHA około 250 mg/dobę [1].

W brytyjskich badaniach dotyczących snu i uczenia się dawką uważaną za bezpieczną i stosowaną u zdrowych dzieci powyżej 7 r.ż., które jedzą ryby rzadziej niż 2 razy w tygodniu, jest 600 mg DHA/dobę [2].

Propozycje konkretnych suplementów, w tym z bezpiecznych czystych alg, dla określonych grup wiekowych oraz niezależny ranking tranów pobierzesz poniżej:

Niniejszy wpis nie zastępuje porady lekarskiej ani dietetycznej. Przed wprowadzeniem jakiejkolwiek suplementacji skonsultuj się z lekarzem.

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć bibliografię” less_text=”Ukryj bibliografię”]

Cheruku S. R. et al., Higher maternal plasma docosahexaenoic acid during pregnancy is associated with more mature neonatal sleep-state patterning. Am J Clin Nutr 2002, 76; 608–613.

Czajkowski K. et al., Stanowisko grupy ekspertów w sprawie suplementacji kwasu dokozaheksaenowego i innych kwasów tłuszczowych omega-3 w populacji kobiet ciężarnych, karmiących piersią oraz niemowląt i dzieci do lat 3. Standardy Medyczne Pediatria, 2010, 7; 729–736.

Dobrzańska A. et al., Normy żywienia zdrowych dzieci w 1–3. roku życia – stanowisko Polskiej Grupy Ekspertów. Standardy Medyczne Pediatria, 2012, 3; 313-316.

Huss et al., Supplementation of polyunsaturated fatty acids, magnesium and zinc in children seeking medical advice for attention-deficit/hyperactivity problems – an observational cohort study. Lipids in Health and Disease, 2010, 9; 105.

Judge M. P. et al., Maternal consumption of a DHA-containing functional food benefits infant sleep patterning: an early neurodevelopmental measure. Early Human Development, 2012, 88 (7); 531-537.

Kuan-Pin S., Mind-body interface: the role of n–3 fatty acids in psychoneuroimmunology, somatic presentation, and medical illness comorbidity of depression. Asia Pac J Clin Nutr 2008, 17 (S1); 151-157.

Montgomery P. et al., Fatty acids and sleep in UK children: subjective and pilot objective sleep results from the DOLAB study – a randomized controlled trial. J Sleep Res., 2014, 23; 364–388.

Richardson A. J et al., Docosahexaenoic Acid for Reading, Cognition and Behavior in Children Aged 7–9 Years: A Randomized, Controlled Trial (The DOLAB Study). Plos One, 2012, 7, 9; e43909.

Van der Wurff I. S. M. et al., A protocol for a randomised controlled trial investigating the effect of increasing Omega-3 index with krill oil supplementation on learning, cognition, behaviour and visual processing in typically developing adolescents. BMJ Open, 2016, 6; e011790.

Yehuda S., Rabinovitz-Shenkar S., Carasso R. L., Effects of essential fatty acids in iron deficient and sleep-disturbed attention deficit hyperactivity disorder (ADHD) children. Eur J Clin Nutr, 2011, 65 (10); 1167-1169.

Zornoza-Moreno M. et al., Is low docosahexaenoic acid associated with disturbed rhythms and neurodevelopment in offsprings of diabetic mothers? Eur J Clin Nutr., 2014, 68(8); 931-937.

[/showhide]

Napracowałam się nad tym tekstem. Jeśli uznasz wpis za przydatny, proszę, polub mój fanpage i podziel się tym artykułem ze swoimi znajomymi. Dziękuję!

 

Chcesz wiedzieć, w jaki sposób dieta dziecka wpływa na to, jak wyglądają Wasze noce? Sprawdź szkolenie „Żywienie dziecka a sen".

High Need Baby – po co nam ta etykieta

High Need Baby – po co nam ta etykieta

Jakiś czas temu z internetową grupą wsparcia dla rodziców High Need Babies, w której się udzielałam, pożegnała się jedna z użytkowniczek, która uznała, że nazywanie dziecka hajnidem nie ma sensu. Ta etykieta stała się dla jej męża wymówką, by nie pracować nad sobą. I że właściwie to nie wiadomo, czy maluch jest HNB czy nie, bo przecież w zależności od tego, do kogo będziemy je porównywać, dojdziemy do różnych wniosków.

To prawda, cech temperamentu nie należy rozpatrywać jako dwóch biegunów, czyli albo High Need, albo Low, nic pomiędzy. O dzieciach nie należy myśleć jako o „normalnych” i tych „poza normą”. W psychologii zakładamy, że różne cechy, także temperamentalne, można raczej przedstawić w formie rozkładu Gaussa:

Standard_deviation_diagram.svg

Każda osoba ma większe lub mniejsze nasilenie danej cechy, poza nielicznymi jednostkami, które reprezentują skrajne, czyste formy, jak „hipermega hajnid #kupięworekcierpliwości #idrugikręgosłup” i „lołnid, jakby kolejne miały być takie, to mogę urodzić choćby drużynę piłkarską”. Podobnie jest z cechami osobowości, jak ekstrawersja – introwersja czy neurotyczność- równowaga emocjonalna. Każdy z nas plasuje się gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami, mając w sobie coś z ekstrawertyka, ale i trochę introwersji, w różnych proporcjach. Istnieją więc dzieci bardziej wymagające i mniej wymagające, a pewnie to, jak które się nazwie, zależy też od osobowości i odporności psychicznej ich rodziców. Dla jednej mamy karmienie piersią co dwie godziny jest szczytem uciążliwości, druga zaczyna mieć dość, gdy dziecko nie schodzi jej z klaty już ósmy kwadrans. Jedna z myślą, „o, jak ładnie dziś śpi” wstaje w nocy czwarty raz, inna przy trzeciej pobudce zaczyna googlować: „czy z bycia hajnidem się wyrasta?”. Pewne jest jedno: bez względu na temperament, opieka nad małym dzieckiem jest wyczerpująca.

KOHN

Przede wszystkim matki, które trafiają na określenie „High Need Baby” i zapoznają się z opisem cech takiego dziecka, doznają iluminacji. Ziemia niemal rozstępuje im się pod nogami, zza chmur wychodzi słońce, a one łapią szczękę, która pałęta im się w okolicy kolan. Wszystkie, jakby się umówiły, piszą: „to przecież o moim Jasiu/Małgosi!”, „myślałam, że tylko ja tak mam”, „ojejej, jest nas więcej”.

Trafiają na grupę i odnajdują innych rodziców, z którymi łączy je nić porozumienia. Kogoś, komu można się pożalić, że jest się na skraju wytrzymałości, zwierzyć z ekstremalnych uczuć, które towarzyszą wychowywaniu wymagającego dziecka. Etykieta HNB pozwala im znaleźć oazę, miejsce będące przeciwwagą dla lukrowanej wizji macierzyństwa wydzierającej z blogów (podróżujemy z niemowlakiem po górach Tybetu, wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować!), parentingowych gazetek i ciążowych poradników. To naprawdę dużo daje, zwłaszcza w chwilach zwątpienia, po fali krytyki związanej z odwiedzinami dalszej rodziny, po wizycie koleżanki mającej nadzwyczaj spokojne dziecko.

Poza wsparciem emocjonalnym, my rodzice grupujący się pod hasłem „hajnid na stanie”, możemy się podzielić mnóstwem wiedzy. Wspólnie rozwiązujemy problemy, których wielu rodziców kompletnie nie rozumie: które mięśnie mi się wzmocnią podczas półtoragodzinnego usypiania malucha na piłce rehabilitacyjnej? Jak wyglądać przyzwoicie, skoro mam czas tylko na trzyminutowy prysznic i umycie zębów w akompaniamencie jęków niezadowolenia panicza? Gdzie sprzedają melisę w ampułkach do iniekcji?

Wymieniamy się informacjami o różnych sposobach radzenia sobie w trudnych momentach. Podpowiadamy, jak przeżyć długą podróż samochodem z dzieckiem niezasypiającym w foteliku i co z rozwojem motorycznym, jeśli maluch ciągle jest noszony na rękach.

Zawsze polecam rodzicom wizytę u specjalistów, jeśli nie są pewni, czy za zachowaniami dziecka nie stoją jakieś problemy zdrowotne (więcej o tym TU). Nie zapomnę przypadku mamy, która trafiła do grupy i pożaliła się, że jej córka ciągle płacze i prawie nie śpi. Grupowiczki podrążyły temat i uznały, że to chyba nie hajnid, to coś więcej. Zmotywowały mamę do szukania medycznych przyczyn takiego stanu… i voila. Okazało się, że malutka miała bardzo silną alergię na mleko, która powodowała ogromny ból i fizyczne zmiany w śluzówce przełyku. Szybko rozpoczęła odpowiednie leczenie i życie całej rodziny uległo ogromnej poprawie.

Jest też druga grupa osób. Mamy, które piszą, że poznawszy hasło HNB, przestały szukać w dziecku problemów zdrowotnych. „Już nie biegam po lekarzach, nie pobieram kolejnych probówek krwi, nie szukam siódmego pediatry, trzeciego neurologa, który by wreszcie powiedział, co dziecku jest, choć pozostali nie znaleźli żadnych fizycznych przyczyn takiego zachowania. Po prostu zaakceptowałam moje dziecko takim, jakie jest, z niepowtarzalnym temperamentem, z dużymi potrzebami”.

Są też mamy, które wreszcie przestały się obwiniać – słyszały z różnych stron, że „same nauczyły nosić na rękach, to teraz mają”. Tak często powtarzano im, że niepotrzebnie reagują na każde kwęknięcie, że zaczęły wątpić w swoje kompetencje, w swoją intuicję. Odkrycie, że są inne dzieci, które także mało śpią, dużo płaczą i są bardzo emocjonalne, i że to nie wina ich rodziców, pozwoliło tym mamom odzyskać spokój ducha. Pozbyć się myśli, że „robię tak dużo, a ono ciągle płacze, chyba źle kąpię, źle usypiam, źle przykrywam kocykiem i w ogóle jestem złą matką”. Pisałam o tym więcej w tekście „To (nie) Twoja wina”.

Dziewczyny, których hajnidy chodzą już do przedszkola lub szkoły, po raz setny zapewniają nowicjuszki, że da się przeżyć i nie zwariować. Ba, można nawet znaleźć w sobie odwagę, by postarać się o kolejne dziecko. W chwilach zwątpienia lepiej przeczytać: „znam to, też tak miałam, wszystko mija, nawet najdłuższa żmija„, niż „nie przesadzaj”, „nie rozumiem, po co decydowałaś się na macierzyństwo, skoro ciągle narzekasz”, „leniwe matki, którym nie chce się zadbać o siebie i dom, zrzucają winę na dziecko” i tego typu kwiatki z innych miejsc w sieci.

tag-654697_1280

Z etykietowaniem, bez względu na zawartość tej etykiety, łączy się pewien problem – zjawisko samospełniającej się przepowiedni. Jeśli określę dziecko jako „mało inteligentne”, nie będę stymulować jego rozwoju, wydawać pieniędzy na rozwój jego hobby, zachęcać do nauki itd., bo przecież mu to niepotrzebne, skoro jest mało bystre. I faktycznie jego inteligencja może nie rozwinąć się tak, jakby mogła, gdybym tylko nie przykleiła mu na starcie etykiety „mało inteligentny”. Ale czy dlatego, że od zawsze taki był, czy dlatego, że ja nie pozwoliłam mu rozwinąć skrzydeł?

To, że określisz swoje dziecko, jako wymagające, nie zwalnia Cię od starań, by zapewnić mu jak najlepszą opiekę. Jeśli stwierdzisz, „cóż, ryczy, bo jest hajnidem, co ja więcej mogę” i będziesz zostawiać dziecko do wypłakania, to może za jakiś czas przestanie płakać, ale niezaspokojone potrzeby wrócą później ze zdwojoną siłą wraz z osłabionym poczuciem bezpieczeństwa.

HNB nie jest zaburzeniem czy chorobą, nie ma na to lekarstwa. Nie oznacza to jednak że jako rodzic możesz czuć się rozgrzeszony i możesz porzucić pracę nad sobą. Tak, nad sobą – rodzicielstwo to głównie praca nas samym sobą i z dzieckiem, a nie nad nim.

Searsowie stworzyli pojęcie „High Need Baby”, gdy urodziło się ich trzecie dziecko, zupełnie inne od poprzedniej dwójki. Korzystając z własnych doświadczeń, a także z opowieści rodziców, których spotykali w swoim gabinecie pediatrycznym, chcieli opisać dzieci, które potrzebowały więcej. Opisać, nie ocenić – co sami wielokrotnie podkreślają. Dzieci HNB nie są ani lepsze, ani gorsze niż „lołnidy”, są po prostu inne. Tak jak nie można powiedzieć, czy lepiej być ekstrawertykiem czy introwertykiem, ani czy lepiej być blondynem niż brunetem.

Zastanów się, czy Twoje skojarzenia ze słowem hajnid są oceną (niegrzeczny, wymuszający, terrorysta, manipulatorka, beksa itd.) czy opisem (potrzebuje więcej dotyku, nie lubi spać w samotności, gwałtownie reaguje nawet na krótkie rozstania). Nie ma nic złego w opisywaniu rzeczywistości, a kategorie takie jak HNB ułatwiają nam porozumiewanie się, bo łatwiej napisać te trzy litery niż całą listę cech. Jeśli bliskościowe wychowanie hajnida zakłada postrzeganie dziecka jako wrażliwe i emocjonalne, szybkie reagowanie na jego potrzeby, dopasowywanie w miarę możliwości środowiska do jego specyficznych wymagań, to nie widzę tu jakichś specjalnych zagrożeń płynących z takiego „etykietowania”.

A jakie jest Twoje podejście do hasła „High Need Baby”?

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – 3 propozycje dla rodziców niemowlaków

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – 3 propozycje dla rodziców niemowlaków

Bez względu na wiek dziecka, nigdy nie jest za późno, by zainteresować się nurtem Rodzicielstwa Bliskości i inspirować się nim. W serii postów przedstawię Ci kilkanaście propozycji książek, z którymi warto zapoznać się, gdy jesteś na początku tej drogi.

Jeśli spodziewasz się dziecka lub Twój maluch ma mniej niż rok,  zachęcam Cię do przeczytania trzech poniższych pozycji. Są one także świetnym pomysłem na prezent z okazji baby shower lub na pierwsze odwiedziny po porodzie – uwierz mi, że przydadzą się świeżoupieczonym rodzicom bardziej niż siódmy kocyk. Zaczynajmy! (więcej…)