High Need Baby – po co nam ta etykieta

sie 8, 2016 | Dziecko, Moim zdaniem | 6 Komentarze

Jakiś czas temu z internetową grupą wsparcia dla rodziców High Need Babies, w której się udzielałam, pożegnała się jedna z użytkowniczek, która uznała, że nazywanie dziecka hajnidem nie ma sensu. Ta etykieta stała się dla jej męża wymówką, by nie pracować nad sobą. I że właściwie to nie wiadomo, czy maluch jest HNB czy nie, bo przecież w zależności od tego, do kogo będziemy je porównywać, dojdziemy do różnych wniosków.

To prawda, cech temperamentu nie należy rozpatrywać jako dwóch biegunów, czyli albo High Need, albo Low, nic pomiędzy. O dzieciach nie należy myśleć jako o „normalnych” i tych „poza normą”. W psychologii zakładamy, że różne cechy, także temperamentalne, można raczej przedstawić w formie rozkładu Gaussa:

Standard_deviation_diagram.svg

Każda osoba ma większe lub mniejsze nasilenie danej cechy, poza nielicznymi jednostkami, które reprezentują skrajne, czyste formy, jak „hipermega hajnid #kupięworekcierpliwości #idrugikręgosłup” i „lołnid, jakby kolejne miały być takie, to mogę urodzić choćby drużynę piłkarską”. Podobnie jest z cechami osobowości, jak ekstrawersja – introwersja czy neurotyczność- równowaga emocjonalna. Każdy z nas plasuje się gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami, mając w sobie coś z ekstrawertyka, ale i trochę introwersji, w różnych proporcjach. Istnieją więc dzieci bardziej wymagające i mniej wymagające, a pewnie to, jak które się nazwie, zależy też od osobowości i odporności psychicznej ich rodziców. Dla jednej mamy karmienie piersią co dwie godziny jest szczytem uciążliwości, druga zaczyna mieć dość, gdy dziecko nie schodzi jej z klaty już ósmy kwadrans. Jedna z myślą, „o, jak ładnie dziś śpi” wstaje w nocy czwarty raz, inna przy trzeciej pobudce zaczyna googlować: „czy z bycia hajnidem się wyrasta?”. Pewne jest jedno: bez względu na temperament, opieka nad małym dzieckiem jest wyczerpująca.

KOHN

Przede wszystkim matki, które trafiają na określenie „High Need Baby” i zapoznają się z opisem cech takiego dziecka, doznają iluminacji. Ziemia niemal rozstępuje im się pod nogami, zza chmur wychodzi słońce, a one łapią szczękę, która pałęta im się w okolicy kolan. Wszystkie, jakby się umówiły, piszą: „to przecież o moim Jasiu/Małgosi!”, „myślałam, że tylko ja tak mam”, „ojejej, jest nas więcej”.

Trafiają na grupę i odnajdują innych rodziców, z którymi łączy je nić porozumienia. Kogoś, komu można się pożalić, że jest się na skraju wytrzymałości, zwierzyć z ekstremalnych uczuć, które towarzyszą wychowywaniu wymagającego dziecka. Etykieta HNB pozwala im znaleźć oazę, miejsce będące przeciwwagą dla lukrowanej wizji macierzyństwa wydzierającej z blogów (podróżujemy z niemowlakiem po górach Tybetu, wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować!), parentingowych gazetek i ciążowych poradników. To naprawdę dużo daje, zwłaszcza w chwilach zwątpienia, po fali krytyki związanej z odwiedzinami dalszej rodziny, po wizycie koleżanki mającej nadzwyczaj spokojne dziecko.

Poza wsparciem emocjonalnym, my rodzice grupujący się pod hasłem „hajnid na stanie”, możemy się podzielić mnóstwem wiedzy. Wspólnie rozwiązujemy problemy, których wielu rodziców kompletnie nie rozumie: które mięśnie mi się wzmocnią podczas półtoragodzinnego usypiania malucha na piłce rehabilitacyjnej? Jak wyglądać przyzwoicie, skoro mam czas tylko na trzyminutowy prysznic i umycie zębów w akompaniamencie jęków niezadowolenia panicza? Gdzie sprzedają melisę w ampułkach do iniekcji?

Wymieniamy się informacjami o różnych sposobach radzenia sobie w trudnych momentach. Podpowiadamy, jak przeżyć długą podróż samochodem z dzieckiem niezasypiającym w foteliku i co z rozwojem motorycznym, jeśli maluch ciągle jest noszony na rękach.

Zawsze polecam rodzicom wizytę u specjalistów, jeśli nie są pewni, czy za zachowaniami dziecka nie stoją jakieś problemy zdrowotne (więcej o tym TU). Nie zapomnę przypadku mamy, która trafiła do grupy i pożaliła się, że jej córka ciągle płacze i prawie nie śpi. Grupowiczki podrążyły temat i uznały, że to chyba nie hajnid, to coś więcej. Zmotywowały mamę do szukania medycznych przyczyn takiego stanu… i voila. Okazało się, że malutka miała bardzo silną alergię na mleko, która powodowała ogromny ból i fizyczne zmiany w śluzówce przełyku. Szybko rozpoczęła odpowiednie leczenie i życie całej rodziny uległo ogromnej poprawie.

Jest też druga grupa osób. Mamy, które piszą, że poznawszy hasło HNB, przestały szukać w dziecku problemów zdrowotnych. „Już nie biegam po lekarzach, nie pobieram kolejnych probówek krwi, nie szukam siódmego pediatry, trzeciego neurologa, który by wreszcie powiedział, co dziecku jest, choć pozostali nie znaleźli żadnych fizycznych przyczyn takiego zachowania. Po prostu zaakceptowałam moje dziecko takim, jakie jest, z niepowtarzalnym temperamentem, z dużymi potrzebami”.

Są też mamy, które wreszcie przestały się obwiniać – słyszały z różnych stron, że „same nauczyły nosić na rękach, to teraz mają”. Tak często powtarzano im, że niepotrzebnie reagują na każde kwęknięcie, że zaczęły wątpić w swoje kompetencje, w swoją intuicję. Odkrycie, że są inne dzieci, które także mało śpią, dużo płaczą i są bardzo emocjonalne, i że to nie wina ich rodziców, pozwoliło tym mamom odzyskać spokój ducha. Pozbyć się myśli, że „robię tak dużo, a ono ciągle płacze, chyba źle kąpię, źle usypiam, źle przykrywam kocykiem i w ogóle jestem złą matką”. Pisałam o tym więcej w tekście „To (nie) Twoja wina”.

Dziewczyny, których hajnidy chodzą już do przedszkola lub szkoły, po raz setny zapewniają nowicjuszki, że da się przeżyć i nie zwariować. Ba, można nawet znaleźć w sobie odwagę, by postarać się o kolejne dziecko. W chwilach zwątpienia lepiej przeczytać: „znam to, też tak miałam, wszystko mija, nawet najdłuższa żmija„, niż „nie przesadzaj”, „nie rozumiem, po co decydowałaś się na macierzyństwo, skoro ciągle narzekasz”, „leniwe matki, którym nie chce się zadbać o siebie i dom, zrzucają winę na dziecko” i tego typu kwiatki z innych miejsc w sieci.

tag-654697_1280

Z etykietowaniem, bez względu na zawartość tej etykiety, łączy się pewien problem – zjawisko samospełniającej się przepowiedni. Jeśli określę dziecko jako „mało inteligentne”, nie będę stymulować jego rozwoju, wydawać pieniędzy na rozwój jego hobby, zachęcać do nauki itd., bo przecież mu to niepotrzebne, skoro jest mało bystre. I faktycznie jego inteligencja może nie rozwinąć się tak, jakby mogła, gdybym tylko nie przykleiła mu na starcie etykiety „mało inteligentny”. Ale czy dlatego, że od zawsze taki był, czy dlatego, że ja nie pozwoliłam mu rozwinąć skrzydeł?

To, że określisz swoje dziecko, jako wymagające, nie zwalnia Cię od starań, by zapewnić mu jak najlepszą opiekę. Jeśli stwierdzisz, „cóż, ryczy, bo jest hajnidem, co ja więcej mogę” i będziesz zostawiać dziecko do wypłakania, to może za jakiś czas przestanie płakać, ale niezaspokojone potrzeby wrócą później ze zdwojoną siłą wraz z osłabionym poczuciem bezpieczeństwa.

HNB nie jest zaburzeniem czy chorobą, nie ma na to lekarstwa. Nie oznacza to jednak że jako rodzic możesz czuć się rozgrzeszony i możesz porzucić pracę nad sobą. Tak, nad sobą – rodzicielstwo to głównie praca nas samym sobą i z dzieckiem, a nie nad nim.

Searsowie stworzyli pojęcie „High Need Baby”, gdy urodziło się ich trzecie dziecko, zupełnie inne od poprzedniej dwójki. Korzystając z własnych doświadczeń, a także z opowieści rodziców, których spotykali w swoim gabinecie pediatrycznym, chcieli opisać dzieci, które potrzebowały więcej. Opisać, nie ocenić – co sami wielokrotnie podkreślają. Dzieci HNB nie są ani lepsze, ani gorsze niż „lołnidy”, są po prostu inne. Tak jak nie można powiedzieć, czy lepiej być ekstrawertykiem czy introwertykiem, ani czy lepiej być blondynem niż brunetem.

Zastanów się, czy Twoje skojarzenia ze słowem hajnid są oceną (niegrzeczny, wymuszający, terrorysta, manipulatorka, beksa itd.) czy opisem (potrzebuje więcej dotyku, nie lubi spać w samotności, gwałtownie reaguje nawet na krótkie rozstania). Nie ma nic złego w opisywaniu rzeczywistości, a kategorie takie jak HNB ułatwiają nam porozumiewanie się, bo łatwiej napisać te trzy litery niż całą listę cech. Jeśli bliskościowe wychowanie hajnida zakłada postrzeganie dziecka jako wrażliwe i emocjonalne, szybkie reagowanie na jego potrzeby, dopasowywanie w miarę możliwości środowiska do jego specyficznych wymagań, to nie widzę tu jakichś specjalnych zagrożeń płynących z takiego „etykietowania”.

A jakie jest Twoje podejście do hasła „High Need Baby”?

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

6 komentarzy

  1. Określenie HNB poznałam gdy nasz hajnidek miał 4 lata,czyli gdy najgorsze było za nami. To wiele mi wyjaśniło,choć sama określałam go jako „wymagającego”:)

  2. Ja ostatnio stwierdziłam, że bycie rodzicem hajnida powinno być dodatkową i wysoko cenioną pozycją w cv ? To dla pracodawcy gwarancja podzielności uwagi, szybkości reakcji, nieziemskiej cierpliwosci i sił nie do zdarcia…

    Mi znajomość terminu hnb pomogła zdjąć ciężar poczucia winy z siebie i miano terrorysty z dziecka. W żaden sposób nie zwalnia mnie z konieczności pracy nad sobą, wręcz przeciwnie, wiem, ze zostałam obdarzona wyjątkowym, wymagającym dzieckiem i muszę znaleźć dla niego siły i tym bardziej szukam informacji, jak wspomóc jego rozwój i rozwijać naszą wiez. I w gruncie rzeczy nie jest dla mnie ważne, czy synek jest typowym hnb, czy po prostu w rozkładzie normalnym znalazlby się dalej od środka a bliżej krańca.. Właśnie świadomość istnienia temperamentu hnb nastawia mnie szczególnie na potrzeby mojego dziecka, które nie są wymyślone ani mi na złość.

  3. U nas podobnie – pojecia nie znalam, a po raz pierwszy przeczytalam je w tym roku (moja starsza HNB ma 8 lat). Podobnie jak pozno natknelam sie na pojecie Gifted Child (bo wczesniej myslalam, ze to tylko o wunderkinder). Czy to dobrze – i tak i nie? Dobrze, bo musialam opracowac wlasne rozwiazania, bo rady i patenty sie nie sprawdzaly. Przez „innosc” moich dzieci mam z nimi bardzo mocna wiez, rozumiem je dobrze. Nauczylam sie je akceptowac takimi, jakie sa. Ale juz z drugim bylo latwiej, bo np. przestalam oczekiwac np. przesypiania po pol roku, zaakceptowalam potrzebe bliskosci mimo mojej ogromnej potrzeby wolnosci.
    Zle – gdybym znala te pojecia, moze byloby mi latwiej, bo w moim otoczeniu takich dzieci nie bylo. A tak czytalam ze zdumieniem odkrywajac, ze nie tylko ja tak mam. 🙂 Ze nie jestem az taka nieporadna matka, tylko po prostu trafily mi sie ciezkie egzemplarze. Ze nie bez przyczyny.
    Mam dwojke wspanialych dzieci, nie bylo latwo, ale bylo warto.

  4. kocham moja prawie 5 letnia hnb, no i brakuje mi noszenia jej , zostało mi pogłaskać po plecach ( o to się dopomina), no i wstawianie w nocy na maaaamaaa mleko! szybciej ! Nie oddalonym jej za żadnego Low needa nigdy.

  5. Unikam tego określenia, bo mam wrażenie, że wielu ludzi uznaje je za ocenę. HNB jest wszak na przeciwległym biegunie do „aniołków”, co czyni go synonimem „diabełka”. Zresztą nie wiem, czy moje dziecko jest high-need. Ja mówię, że jest absorbujące. Swoją drogą, piszę te słowa, karmiąc. I to ono zdecyduje, kiedy się odessie, nie ja…

  6. Ogólnie, jestem wrogiem „etykietowania” i „szufladkowania” kogokolwiek. Zawsze mnie to drażniło i irytowało – bez względu na to, czy to mi, czy komuś innemu przyklejało się łatkę i czy była ona krzywdząca czy wręcz przeciwnie (oj, a moja mama uwielbiała i dalej uwielbia to robić!).
    Ale z drugiej strony wiem, że takie łatki pomagają nam pogodzić się z sytuacją, uporać się z nią, zrozumieć – szczególnie, kiedy są neutralne (jak chociażby HNB, autystyczny, ADHD, dyslektyk, itp.) i opisują jakiś zestaw cech, które ktoś po prostu ma i już. Więc uważam, że etykieta HNB jest potrzebna i warto wiedzieć, że ma się w domu wymagające dziecko, ale trzeba bardzo uważać, żeby z nią nie przesadzić, nie tłumaczyć nią absolutnie wszystkiego, nie afiszować się z nią. Bardzo zawsze mnie martwią wszystkie te mamy, które zaczynają niemal każdą swoją wypowiedź od „jestem mamą hajnida”. Szastanie taką etykietką na prawo i lewo robi krzywdę nie tylko rodzicowi, ale i dziecku 🙁

GRUPA DLA SPECJALISTÓW

BEZPŁATNY WYKŁAD

Wykład online „Gdy maluch urodzi się chory”

TEMATY

AKTUALNOŚCI

Kup dostęp do nowego szkolenia o śnie!

Książka, która dostarczy Ci wiedzy i zapewni spokojny start w macierzyństwo.