…a wszystkie niemowlaki odpieluchowywały się przed roczkiem?
Dawno, dawno temu dzieci były ZUPEŁNIE inne. Samodzielne niemal od urodzenia, uśmiechnięte i zadowolone z życia, przesypiały całe noce już na porodówce i z apetytem zjadały brukselkę. Bujanie do snu? A po co? Turbodrzemki? Pierwsze słyszę! Wielogodzinne noszenie niezadowolonych paniczów na rękach? Nie było takiej potrzeby.
Dlaczego nasze babcie, matki i teściowe mogły cieszyć się niemowlętami jak ze snu? Jaki stoi za tym sekret? Odpowiedź jest prosta:
(pojedźmy doktorem Housem)
WSZYSCY KŁAMIĄ
(ok, nie wszyscy, ale wielu; choć w większości robią to nieświadomie) 😉
Porozmawiajmy więc o pamięci.
Wiele osób myśli, że wspomnienia są jak zdjęcia lub filmy, które można odtworzyć po latach. Czasem jakość jest trochę słabsza, szczegóły ulegają zatarciu, ale z grubsza to, co zostało do naszego mózgu włożone w momencie zapamiętywania, jest później po prostu wydobywane w takiej samej formie – klisza po kliszy, zdanie po zdaniu, czynność po czynności.
Tymczasem przypominanie sobie zdarzeń sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat to za każdym razem ponowne ich konstruowanie. Mamy do wykorzystania trochę okruchów wspomnień i solidną porcję wiedzy o tym, kim jesteśmy tu i teraz. Opowiadamy historię na nowo. Historię, która ma czasem o wiele więcej wspólnego z naszym aktualnym ja niż z rzeczywistym przebiegiem zdarzeń. Może zauważyłaś, że niektóre opowieści zmieniają się z czasem – pojawiają się nowe szczegóły, datowanie, ba, czasem i główne osoby dramatu są inne niż w wersji sprzed trzech lat? 😉 Im więcej lat minęło od danego wydarzenia i im częściej je przytaczamy, tym większa szansa, że luki w pamięci będą nieświadomie uzupełniane własnymi przekonaniami i fantazjami. Na przykład wyobrażeniami, jakie nasze dzieci były fantastyczne, utalentowane i jak dobrze z nami współpracowały. W niektórych sytuacjach łatwiej wszczepić komuś fałszywe wspomnienia niż wydobyć prawdziwe!
Świetnym przykładem i moim absolutnym hitem jest następująca opowieść, na którą wpadłam pod dyskusją o skutecznym treningu czystości stosowanym za czasów pieluch tetrowych:
„Moja mama zarzeka się, że ja odpieluchowałam się przed roczkiem. Pamięta jak dziś, że jak miałam niecały rok, to budziłam się w nocy, sama wychodziłam z łóżeczka i załatwiałam się na nocnik. Widziała to, gdy wstawała karmić moją młodszą siostrę. Sęk w tym, że moja siostra urodziła się, gdy miałam rok i trzy miesiące…”
Czy mama intencjonalnie okłamuje córkę? Nie sądzę! Ona dokładnie tak przypomina sobie tamte wydarzenia!
Wydobywanie wspomnień nie przypomina szukania plików w czeluściach komputera i odtwarzanie znalezisk w mózgowym Windows Media Playerze. To złożony proces, składający się z wielu etapów i angażujący przede wszystkim myślenie, rozumowanie, szacowanie prawdopodobieństwa, konfrontowanie ze schematami poznawczymi, interpretowanie dostępnych fragmentów danych itd. Bardzo skomplikowana rzecz! Nic dziwnego, że czasem opowieści mocno rozmijają się z prawdą 😉
Podstawową rolę w przypominaniu sobie wydarzeń odgrywają schematy poznawcze, czyli uogólniona wiedza o danym typie obiektów. Na przykład, jeśli słyszę słowo „pies” to w moim mózgu aktywuje się schemat poznawczy psa: cztery łapy, ogon, sierść, szczekanie. Nie konkretny Burek, tylko taki pies uogólniony. Gdy więc Twoja babcia czy mama próbuje sobie przypomnieć, jak się usypiało, odpieluchowywało czy karmiło niemowlęta oniegdaj, sięga przede wszystkim do szufladki „opieka i wychowanie w pierwszej połowie lat 80.”, gdzie znajdują się doświadczenia jej dzieci, dzieci znajomych, sąsiadów, zalecenia pediatrów i zasłyszane opowieści, i wybiera to, co akurat jest dostępne na wierzchu albo pasuje do obecnych przekonań. Nieświadomie, podkreślam. Jeśli nie jesteś jedynym dzieckiem, to możesz być pewna, że niektóre wydarzenia czy zwyczaje z życia Twojego i rodzeństwa mieszają się i łączą.
Dostęp do pamięci autobiograficznej (czyli takiej, w której przechowujemy informacje na temat własnego życia, w tym doświadczeń rodzicielskich) jest modelowany przez schemat „ja”. Innymi słowy, to, co i jak sobie przypominamy, zależy od tego jacy jesteśmy obecnie i za jakich chcielibyśmy uchodzić w oczach swoich i innych ludzi. Przywoływane wspomnienia mają przede wszystkim podtrzymywać poczucie własnej wartości. Zwykle sami sobie przedstawiamy siebie w lepszym świetle. A ponieważ w naszym społeczeństwie rodzice są permanentnie obwiniani za zachowania dziecka, nic dziwnego że niechętnie przypominają sobie niektóre zdarzenia z początków bycia rodzicem.
Jeśli nadal uważam, że niemowlę, które niechętnie je, dużo płacze i marudzi, mało śpi i ekspresyjnie wyraża emocje jest „rozpuszczone” i świadczy o nieudolności rodzica, wspomnienia o własnym dziecku, które trzeba było nosić całymi nocami schowają się w moim mózgu za grubą kotarą. A jeśli jestem świadoma, że niektóre dzieci po prostu rodzą się bardziej wymagające, to prawdopodobnie po latach będę pamiętać te przedreptane w ciemności kilometry. Jeśli teściowa chce być postrzegana jako dobra, skuteczna matka, będzie naprawdę pamiętać, że odpieluchowała Piotrka w dwa dni jak miał osiem miesięcy! Rękę da sobie uciąć, że tak było.
Nasze „ja” nieustannie dąży do spójności, a ponieważ z biegiem czasu zmieniają się nasze poglądy i osobowość, za zmianami musi też nieświadomie podążać przypominanie. Tak, żeby wszystko do siebie pasowało: to jaką osobą byłam trzydzieści lat temu, jakie miałam relacje z własnymi dziećmi i jakie poglądy na opiekę nad maluchami mam teraz. Wszystko to dzieje się „niechcący”, zniekształca się najczęściej bez udziału woli. Potrzeba ogromnej wewnętrznej odwagi i świadomości pułapek zastawianych przez nasz mózg, żeby akceptować to, że zmieniliśmy się, że popełnialiśmy błędy, że wiemy więcej i teraz pewnie zrobilibyśmy wiele rzeczy inaczej.
Badania wskazują także, że po latach lepiej pamiętamy zdarzenia pozytywne niż negatywne lub budzące ambiwalentne uczucia. Mamy też tendencję do ulepszania przeszłości – stąd te powszechne westchnienia, jak to „kiedyś było lepiej”, dzieci miały łatwy temperament, same spały, wszystko ze smakiem jadły i z wdzięcznością całowały ojcowską rękę po wymierzeniu klapsa.
Wraz z upływem czasu maleje nasycenie emocjonalne wspomnień; dotyczy to w szczególności pamięci zdarzeń negatywnych. Czyli to, co doprowadzało nas do szewskiej pasji, wspominamy dziś jako lekkie niedogodności. Pozwala nam to na zachowanie umiarkowanego optymizmu, podejmowanie kolejnych wyzwań, radzenie sobie ze stresem. Gdyby nie to, pewnie wielu rodziców kolkowych niemowląt nie zdecydowałoby się na następne dziecko 😉
Prawdopodobnie my, rodzice z XXI wieku, którzy fotografujemy i nagrywamy każdy krok, słowo, zupkę i kupkę (no, może kupkę nie), już nie będziemy mogli tak swobodnie okłamywać nasze dorosłe dzieci, synowe i zięciów. Z łatwością skonfrontują nasze emeryckie wspomnienia z terabajtami cyfrowej dokumentacji. Jedyne, co nam zostanie do ewentualnego podkoloryzowania, to nieprzespane noce, których zwykle nie utrwalamy. Też nam się coś należy na stare lata, nie? 😉
PS. Świadomie pomijam kwestie: śmiertelności niemowląt z powikłanych ciąż i trudnych porodów, dostępu do opieki medycznej, poziomu wiedzy o towarzyszących marudzeniu problemach zdrowotnych czy obowiązującego modelu wychowania, które mogły wpłynąć na mniejszą liczbę zauważalnych w przestrzeni publicznej HNB.
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
A propos cyfrowych utrwalaczy. Mialam taka rozmowe ze szwagierka (wiem, brzmi jak list czytelnika, te szwagierki potrafia byc takie denerwujace;)). Kiedy jej dziecko zaczelo chodzic, wyslala nam wiadomosc. Mialo to miejsce 6 tygodni przed pierwszymi urodzinami. Moja tez tak szybko zaczela chodzic, wiec sobie zapamietalam (chociaz po Twoim tekscie tak sie zastanawiam, ale ja tez mam zdjecia i zapiski w ksiazeczce zdrowia). Z obserwacji wiem, ze 10 i pol miesiaca to naprawde wczesnie na samodzielne kroki, nie trzeba tego wcale podkoloryzowac. Ostatnio jednak w rozmowie szwagierka „cofnela” licznik do … osmiu miesiecy. Byla zla, kiedy jej powiedzialam, ze przeciez mam „dowod”, kiedy to naprawde nastapilo. Wygladalo jednak na to, ze naprawde w to wierzyla. A to mialo miejsce zaledwie kilka lat temu. Nic dziwnego, ze starszemu pokoleniu sie „myli” to co mialo miejsce przed trzydziestu laty. Tak, HNB nie bylo, i panie tych alergii i innych. 😉 Ale syn mojej chrzestnej byl bezglutenowcem, co pamietam dobrze, bo dostawal przydzial na banany, a ja sama alergiczka, lecz nim to stwierdzono, leczono mnie antybiotykami. Oboje jestesmy dziecmi PRLu. Dzieci HNB byly „rozpuszczone”, a zbuntowane dwulatki albo dzieci ciekawe swiata i przez to czasem cos psujace „niegrzeczne”. Z pieluszkami – sadzano nas duzo wczesniej na nocnik, tu akurat pamiec byc moze nie zawodzi, ale za to nocne moczenia juz u malych dzieci uwazane byly za patologie. Czyli byc moze Piotrek nie nosil pieluszek po roku, ale tego ze siusial do lozeczka byc moze juz tesciowa nie pamieta lub pamietac nie chce.
I ogolnie wiadomo – najlepiej to bylo przed wojna – tak to juz jest, ze pamiec jest (na szczescie) wybiorcza.
Mnie to nawet trochę rozczula, jak moi rodzice i teściowe opowiadają, że my wszyscy tak pięknie jedliśmy, spaliśmy, wcale nie płakaliśmy i nie przechodziliśmy buntu dwulatka. Zresztą, ja pierwszy rok życia mojej córki też już zaczynam w ten sposób wspominać, a to to było całkiem niedawno 🙂
Grunt to mieć świadomość ograniczeń własnej pamięci 😉 Ale to Matka Natura tak sobie to sprytnie zaplanowała, abyśmy nie kończyli tylko na jednym potomku – wymiana pokoleń, te sprawy 😉
Tak, tak, dzięki temu rodzimy kolejne dzieci – dwa dni, ba! nawet tygodnie po porodzie mówiłam, że nie ma mowy, a teraz postrzegam to jako śmieszne wydarzenie, absolutnie nie utożsamiając tego z nieporównywalnym do niczego bólem.
Bardzo Ci dziękuję za ten artykuł – czasami mam wrażenie, że życie toczy się obok mnie, bo wspomnienia nie są tak wyraźne, jak kiedyś. Dobrze jest przeczytać o tym, ze jednak nie ja jedyna tak mam! 🙂
Nie potrafię zliczyć ile razy słyszałam, że kiedyś to się zrobiło coś tam wcześniej i jakie były dzieci. Z drugiej strony też nie mam co narzekać, bo moja teściowa twierdzi, że nie pamięta i wykłócać się nie będzie by tylko dowieźć swojej racji. Prawda jest też taka, że mam bardzo dobre układy z teściami. 🙂 Najlepsza w tym pamiętaniu jest moja babcia, ale ja po prostu z nią nie dyskutuję. Nie warto. I nie ma sensu się tym denerwować.
Jaki świetny tekst! Myślałam, że będzie o czymś innym, a tu takie zaskoczenie! 🙂
Nie jestem mamą, ale widzę różnice po swoich uczniach.. Moim zdaniem to czym mówisz to tylko początek góry lodowej zwanej procesem „chowania dzieci pod kloszem” bo matka zawsze wie lepiej.. A moze czasem dziecko ma racje?
Gratuluję genialnego bloga, wsiąkłam totalnie! Wpadłam od Nishki i zostaję! 🙂
Dziękuję i zapraszam 🙂 ps. Ja też do Ciebie zaglądam 🙂
<3 🙂
He he moja mama za to mi powiedziała i zresztą mój dziadek też. Że dzisiejsze dzieci są bardziej zaradne i pewne siebie 😉
Gdybyśmy pamiętali szczegółowo każdą nieprzespaną noc i każdy „wyjątkowy dzień” (kiedy dziecko wyje, a my nie wiemy, o co mu chodzi), to wszyscy bylibyśmy jedynakami 😀 I pewnie nie chcielibyśmy niczego nowego próbować, bo mielibyśmy w głowie wdrukowane milion traum 😀
Okazuje się, że „obecni” rodzice kłąmią nt spania dzieci całkiem świadomie 😉 https://mataja.pl/2014/08/ciemna-strona-nocy-sen-rodzicow-na-swiecie/ 1/3 na 11000 badanych przyznała się do tego.
Sama PAMIĘTAM, jak spróbowałam maminego mleka z jej piersi, gdy urodził się mój brat, a ja miałam niewiele ponad rok… jedyny problem polega na tym, że mama nie karmiła nas piersią 😀 Jedynie ściągała swój pokarm i karmiła nim z butelki, i pewnie te opowieści wraz z jakimś mętnym wspomnieniem tak mi się pięknie wymieszały 🙂
To ja mam teściową z innej bajki bo rozumie że nasz syn jest z tych wymagających choc czasem zdarza jej sie powiedzieć że nas sobie wychowuje. I sama przyznaje ( ma czwórkę) ze nie wszystkie dzieci byly takie same a brat mojego meża to spał podobno tylko kilka godzin na dzień na poczatku i straszny urwis do tego.
Moja teściowa cały czas twierdzi, że jej córka zaczęła chodzić w wieku 8 miesięcy. Pierwsze kroki na weselu chrzestnego. Z ciekawości dowiedziałam się daty tego ślubu i okazuje się, że szwagierka miała jednak 10 miesięcy gdy poszła samodzielnie ? także ten… aaaa i twierdzi też, że miała dwa zęby w wieku niecałych trzech miesięcy. No ale tego już nie mam jak sprawdzić. Synek ma prawie 8 i zęba nie widać, więc temat zębów jej córki ciągle powraca…
A mi moja mama cały czas powtarza, że byłam dokładnie taka sama jak mój 16 miesięczny HNB, no cóż.. Karma wraca 😉