Zaparcia nawykowe: kiedy udać się do lekarza?

Zaparcia nawykowe: kiedy udać się do lekarza?

 

Szacuje się, że nawet 10% dzieci cierpi na zaparcia [1]. To ogromnie duża liczba. Dla większości małych pacjentów problemy z robieniem kupy nie wynikają z chorób układu pokarmowego ani innych medycznych przyczyn zatwardzeń lub wstrzymywania. Zaparcia pojawiają się zarówno u dzieci już odpieluchowanych, jak i tych, które są zdecydowanie za małe na porzucenie pieluszki (nawet niemowląt!).

 

Co powinno Cię zaniepokoić i skłonić do wizyty lekarskiej?

Potocznie zaparcia kojarzą nam się ze zmianą konsystencji stolca lub częstotliwości wypróżnień – i rzeczywiście, bardzo często tak właśnie rozpoczynają się zaparcia. Zdarza się jednak, że konsystencja nie odbiega wcale od tej, którą zawsze widywałaś w pieluszce, dziecko załatwia się nawet codziennie, a mimo to każde wypróżnienie sprawia mu ogromną trudność i towarzyszy mu wstrzymywanie

Warto umówić wizytę lekarską także wtedy, gdy odpieluchowany maluch zaczyna popuszczać kupę o luźnej konsystencji. Nawet 90% dzieci, którym się to zdarza, cierpi na zaparcia nawykowe [2].

 

Jak może wyglądać wstrzymywanie?

  • obserwujemy tak zwaną “niespokojną pupę” – czyli dziecko, odczuwając potrzebę pójścia do toalety, wierci się, kręci, biega;
  • widzimy, że dziecko przez wiele godzin lub nawet dni nie robi kupy, choć ewidentnie czuje taką potrzebę (czasem nawet o tym mówi). Czasem towarzyszy temu apatia, ograniczenie codziennych aktywności, niechęć do zabawy czy wychodzenia na dwór;
  • u niektórych dzieci pojawia się brudzenie majtek czy kleksy kupy o rzadszej konsystencji (niekiedy mówi się na to “biegunka paradoksalna”);
  • dziecko reaguje złością lub płaczem na propozycję zrobienia kupy;
  • może pojawić się wstrzymywanie siusiania, by uniknąć przypadkowego wypróżnienia;
  • dzieci odpieluchowane mogą odmawiać chodzenia do toalety.

 

Przekładając to na przykłady:

  • dwulatek, który bez trudności i wstrzymywania robi kupę, ale wyłącznie do pieluszki – może być po prostu niegotowy na odpieluchowanie. Sporo dzieci kontroluje siusianie, ale nie kontroluje defekacji. Przy braku powyższych objawów – to nie będą zaparcia nawykowe;
  • trzylatek, który robi kupę raz w tygodniu, z dużym wysiłkiem, a przed załatwieniem się przebiera nogami, krzyżuje je, staje się rozdrażniony – prawdopodobnie cierpi na zaparcia i wymaga dalszej diagnostyki;
  • pięciolatek, który skarży się na bolesne wypróżnienia i dlatego załatwia się tylko dwa, trzy razy w tygodniu – również może cierpieć na zaparcia.

 

Jeżeli obserwujesz któryś z wymienionych objawów u swojego dziecka, skieruj się do pediatry lub gastroenterologa dziecięcego. 

Przyczyn medycznych nie wykluczamy sami! Nawet, jeśli wydaje Ci się, że “dziecko się zablokowało”, “to na pewno kwestia psychologiczna” – umów się do lekarza. Dopiero po zbadaniu dziecka i wykluczeniu chorób przewodu pokarmowego, praca z psychologiem dziecięcym będzie w pełni bezpieczna.

 

Czy jest jakiś sposób, aby zapobiegać zaparciom nawykowym? Z pewnością nie zaszkodzi dbanie o prawidłowe nawyki okołotoaletowe. 

Zaparciom sprzyja presja przy odpieluchowaniu, zawstydzanie dziecka przy przewijaniu (“Ale śmierdzi!”, “Ja go nie przewinę, brzydzę się!”), nieprawidłowa dieta uboga w błonnik, odwodnienie i mało aktywności fizycznej.

Wychodzenie z zaparć nawykowych to czasochłonny i bardzo obciążający rodzinę proces – wszystkim udzielają się emocje związane z trudnościami dziecka, a obniżenie napięcia, jeden z najważniejszych celów terapii psychologicznej, to spore wyzwanie. 

Tworząc kurs “Zaparcia nawykowe i trudności w odpieluchowaniu”, zależało mi na tym, żebyście dowiedzieli się więcej o tym, jak myśli i co odczuwa Wasze dziecko, jak dokładnie działa niechęć do załatwiania się i z czego może wynikać; jak można pomóc sobie w przełamaniu rozczarowania i niechęci oraz dlaczego kary i nagrody tak rzadko sprawdzają się w leczeniu ich przyczyny.

 

Dołącz do kursu autorstwa Karli Orban Zaparcia nawykowe i trudności w odpieluchowaniu!

Książeczki o odpieluchowaniu – czy i jakie czytać?

Książeczki o odpieluchowaniu – czy i jakie czytać?

 

Czy książeczki mogą wspierać proces odpieluchowania? Jeżeli tak, to jakie wybierać? Czy są sytuacje, w których lepiej nie sięgać po książki? Oto wpis stworzony na podstawie mojej rozmowy z Karlą Orban. Nagranie tego spotkania znajduje się w bazie wiedzy klubu dla rodziców Parentflix. Znajdziesz w nim linki afiliacyjne do polecanych przez nas pozycji.

Czy warto czytać książeczki na temat odpieluchowania?

To zależy od naszego celu. Ogólnie rzecz biorąc, rodzice sięgają po takie książeczki w dwóch sytuacjach: 

  • kiedy chcą odpieluchować swoje dzieci i mają nadzieję, że książeczki pomogą dzieciom zrozumieć całą sekwencję toaletową oraz do czego służy nocnik,
  • jeśli coś z tym odpieluchowaniem idzie nie tak lub pojawiły się zaparcia i rodzice liczą, że te książeczki trochę oswoją temat, wyeliminują wstręt itp.

W drugim przypadku rodzice otrzymują zresztą sprzeczne rekomendacje. Szukając pomocy na forach i grupach, spotykają się zarówno z komunikatami typu: Tak! Oglądajcie książeczki, zachęcajcie, pokazujecie!, jak i z przestrogami, że książeczki wywołują presję i, w przypadku trudności, temat należy odpuścić w stu procentach. 

Czy można jednoznacznie powiedzieć, że w sytuacji fizjologicznego, normalnego odpieluchowania dziecka wykazującego oznaki gotowości książeczki będą OK, a kiedy pojawiają się zaparcia nawykowe, to wszystkie te książeczki powinny być schowane? 

Tak naprawdę warto raczej zaobserwować, w jaki sposób dziecko na nie reaguje. Być może kupiłaś_eś je, żeby wprowadzić dziecko do tematu nocnika, a ono nie chce ich czytać. Swój sprzeciw wyraża, rzucając książką, uciekając, przynosząc inne książki. 

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: to oznacza, że zaczynamy się robić natarczywi i tworzymy presję, której chcemy przecież unikać i przy temacie odpieluchowania, i przy temacie zaparć. 

Jest jeszcze jedna kwestia: umiar. Wyobraź sobie, że początkowo Twoje dziecko chce czytać daną książkę, ale Ty nie proponujesz już niczego innego. Nie ma momentu bez książki o kupie Jak dziecko mówi książka – to Ty mówisz kupa. W konsekwencji dziecko odtrąca książeczkę. Warto sobie wtedy powiedzieć: dobra, wystarczy.

Kiedy nie warto sięgać po książeczki?

Nie warto tego robić, jeśli to już nie działa. Próbowałaś pokazać taką książkę, ale coś nie chwyciło. Nie kupuj wtedy jeszcze drugiej, trzeciej, czwartej itd. Po prostu zostaw temat książek. 

Nie przydadzą się one również dzieciom, które wiedzą już, o co chodzi. Pytasz: Gdzie się robi siku i kupę?, a one odpowiadają, że na nocnik lub na toaletę. Taka książeczka nie będzie niczym nowym, a Ty zapętlisz się w temacie, zmęczysz materiał i doczekasz się tego, że ktoś, kto był neutralnie nastawiony, zrazi się do nocnika. Jeśli bowiem rodzice kręcą się wokół jakiegoś tematu, to często pokazuje dziecku, że sprawa jest straszna, trudna, poważna. Dzieci zaczynają się tym przejmować i u niektórych najbardziej naturalna rzecz urasta nagle do rangi problemu, wyzwania, trudności. 

Jak wybierać książeczki?

Przede wszystkim zwróć uwagę na to, w jaki sposób pokazywany jest proces odpieluchowania. Czy pojawia się zawstydzanie, karanie, porównywanie dziecka do starszych albo młodszych dzieci? Takie komunikaty w niczym nie pomagają (choć niestety dziecko nierzadko słyszy je od innych dorosłych).

To dotyczy wszystkich książek dla dzieci. Duży nacisk na bycie dzielnym, mężnym, niepłaczącym dzieckiem, niemarudzącym przedszkolakiem albo właśnie dzielnym, kupę do nocnika robiącym chłopczykiem, to sygnał, że coś jest nie tak. Można zmodyfikować treść a vista albo po prostu nie kupować takich pozycji. 

Czy kupiłabyś sobie poradniki, które mówią: Nie bądź sobą, bądź kimś innym albo Jak nic nie czuć i być w ogóle kozakiem? A może Wychowaj sobie męża w tydzień? Nie kupujemy takich książek, bo chcemy być traktowane_ni z szacunkiem. Tymczasem w niektórych książkach dla dzieci dominuje mocno naciągany motyw Wszystko jest w porządku – i to się bardzo ciężko czyta. Dzieci wyczuwają propagandę: miało być fajne, rodzinne czytanie książki, a tu nagle wjeżdżają duzi chłopcy, którzy robią siku i wszystko ogarniają. Nuda.

Ba! Może to być szczególnie trudne dla dzieci, które cierpią na problem moczenia lub zaparć nawykowych. Jeśli myszka, kotek, małe dzieciaczki ogarniają, a ja nie, to chyba coś ze mną jest nie tak…?  Taka narracja może mieć negatywny wpływ na samoocenę dziecka.

 

Czy książeczki są niezbędne?

Dzieci mają różne potrzeby. Czasem najstarsze dziecko w rodzinie będzie bardziej skupione na książeczkach, a młodsze rodzeństwo po prostu zaspokoi się naśladownictwem. 

Tak naprawdę rozwój po prostu upomni się o swoje. 

Warto natomiast zwrócić uwagę na normalizację tematu fizjologii i w tym książeczki mogą pomóc. 

Przy okazji odpieluchowania zastanów się, czy wstydzisz się wpuścić (małe) dziecko do toalety, gdy sama z niej korzystasz. Czy ono ma szansę zobaczyć, co tam się dzieje? (Rodzice hajnidów są zwolnieni z odpowiedzi ;)). A co z nazewnictwem? Idziesz zrobić TO czy kupę? Dziewczynki mają TO czy… no właśnie – jak się u Was mówi na narząd, którym siusia dziewczynka? Dobrym sposobem na przełamanie się jest… nagranie się. Niekoniecznie od razu na Insta Stories ;). Poćwicz te słowa sam_a przed sobą, w końcu się osłuchasz, przyzwyczaisz.

Książeczki o odpieluchowaniu – nasze opinie

Nocnik nad nocnikami, Alona Frankel

Jest to jedna z popularniejszych książek. Istnieje w dwóch wersjach: o dziewczynce i o chłopczyku. 

Problematyczny okazuje się tu… staroświecki kształt tytułowego nocnika. Ma on niewiele wspólnego z tymi nocnikami, które nasze dzieci widują. Naprawdę ze świecą takiego szukać! Wygląda on bardziej jak garnuszek lub duży kubek. Syn Karli zapytał kiedyś, dlaczego ten chłopiec z książeczki robi siku do garnka.

Swoją drogą, takiego nocnika na pewno nie polecam ;). O wybieraniu nocników przeczytasz w tym wpisie. Okazuje się bowiem, że można kupić nocniki lepiej i gorzej przystosowane do dziecięcej anatomii i fizjologii.

Są też pozytywy. Książeczka mówi o tym, że ma się pupę z dziurką do robienia kupki, a jest to coś, o czym wiele dzieci nigdy w życiu nie słyszało! Wydaje się to oczywiste, ale dzieciom pupa kojarzy się zwykle z pośladkami, a nie z odbytem. To może być dla nich bardzo odkrywcze. Szczególnie dla dziewczynek.

Poza tym w książeczce jest normalizowana wpadka. Nie używa się nawet tego słowa. Czytamy: Potem zrobił i siusiu i kupkę, ale niezupełnie do nocnika i Mama zmieniła mu pieluszkę. Koniec historii. Nie ma moralizowania ani zawstydzania. 

Mimo wszystko nie przepadam za tą książką. Dlaczego? Ponieważ podpowiada niektórym dzieciom, do czego nie służy nocnik. Moja córka długo uważała, że nocnik jest po prostu do robienia siusiu i kupy. I tyle. Nie miała żadnych pomysłów, żeby bawić się z nocnikiem: nie wkładała go na głowę, nie kładała niczego do środka, nie jeździła nim po całym mieszkaniu itd. Wszystko zmieniło się wraz z zakupem tej książki. Szybko okazało się, że strony dotyczące tego, do czego nie służy nocnik – są najciekawsze. Zapamiętała, że dziewczynka wkładała nocnik na głowę, że kotek pił z nocnika, że nocnik to wazon na kwiaty albo wanienka dla ptaków. Ot, cały morał. Ten problem pojawia się zresztą w wielu książeczkach o odpieluchowaniu. Jeśli natomiast Twoje dziecko i tak miewa już tego typu pomysły – gorzej raczej nie będzie ;).

Kicia Kocia i Nunuś. Na nocniku, Anita Głowińska

Są tu dwie rzeczy, które zgrzytają.

Po pierwsze Kicia Kocia daje swojemu bratu książeczkę, gdy on siedzi na nocniku. Dlaczego miałaby mu cokolwiek dawać? Na nocnik idzie się zrobić siku/kupę, a nie oglądać tam bajki, książki czy bawić się zabawkami. Nie dajemy książeczek do przesiadywania na nocniku. Nie bierzmy przykładu z Kici K.

Wielu_e z nas było odpieluchowywanych poprzez przesiadywanie na nocniku i czekanie aż coś się wydarzy. Wiele dorosłych osób ma do tej pory rytuał bardzo długiego przebywania w toalecie. Każdy fizjoterapeuta uroginekologiczny powie Ci, że taki nawyk źle wpływa na mięśnie dna miednicy. Warto mieć tego świadomość i spróbować powoli zmieniać swoje zwyczaje, a przy okazji nie wpajać ich swojemu dziecku. 

Takie obrazki w książce zdają się pokazywać, że czytanie w toalecie jest normalne.

Po drugie, pojawia się element pochwały za zrobienie siusiu do nocnika. Co z tym zrobić?

Odpowiedź jest prosta. Kiedy widzisz coś niepokojącego w książeczce, którą generalnie lubisz, ale jakiś jeden element Ci nie leży, nie musisz czytać tego, co tam jest napisane. W tej książeczce tak naprawdę nie widać, że Kicia Kocia klaszcze. Można tego zwyczajnie nie czytać, przemilczeć, zmienić treść.

Tosia i Julek robią siku, Magdalena Boćko-Mysiorska

Gdy ktoś z moich znajomych wydaje książkę, ja się stresuję. Jeśli czuję się z kimś emocjonalnie związana, bardzo dobrze komuś życzę, lubię kogoś, to chciałabym, żeby pierwsza książka napisana przez tę osobę była naprawdę super. Boję się. Czy jeśli ktoś mnie zapyta o informację zwrotną, to czy będę musiała świecić oczami, żeby nie obrazić bliskiej mi osoby, nie podciąć jej skrzydeł? 

Muszę przyznać, że kiedy przyjechała do mnie książka Magdaleny, odetchnęłam z ulgą! Kamień mi spadł z serca, ponieważ seria książek jej autorstwa jest po prostu bardzo dobra. Jest to zresztą zdanie wielu znajomych psychologów i psycholożek, a także licznych rodziców. 

Tosia i Julek robią siku to część serii książek o bliźniętach – Tosi i Julku. W serii znajdziecie także książeczkę o adaptacji przedszkolnej (prawdopodobnie jedyną sensowną w naszym kraju) czy o kąpaniu. 

W części o siusianiu, Tosia ogarnęła tematy nocnikowe, a Julek nie ogarnął. I to jest OK. Na końcu znajdziecie dwie strony dla rodzica: na czym polega odpieluchowanie, na co się przygotować, jak komunikować, kiedy coś pójdzie nie tak itd. 

Pewnie znowu dyskutowałabym nad bawieniem się nocnikiem, ale to taka malutka uwaga, temat nie rozciąga się na kilka stron, jak w przypadku Nocnika nad nocnikami. Jest to książka która nie wywołuje trudnych emocji. Polecam. Możecie ją kupić np. tutaj. 

Do momentu, w którym w mojej kolekcji pojawiła się książka Magdaleny Boćko-Mysiorskiej, najsensowniejszą książeczką o odpieluchowaniu, jaką znałam, była Marysia żegna pieluszkę Nadii Berkane. 

 
Książki o kupie

Są takie książki, które traktują o kupie. Mają one za zadanie znormalizować temat kupy. Na ogół nie ma w nich nocnika, tylko na przykład różne rodzaje bobków, które robią zwierzęta. Słowo kupa jest w nich odmienione przez wszystkie przypadki. 

Przydadzą się one nie tylko dzieciom, które żegnają się z pieluszką, ale także np. czterolatkom, które uwielbiają rozmowy o odbytach i wszelkich wydzielinach. Tobie natomiast pozwolą z dużą lekkością podejść do tego specyficznego etapu rozwoju ;). 

Jedną z takich książek jest Kupa w zoo. Pokazuje ona, że wydalanie jest częścią fizjologii, a ta ostatnia jest całkowicie w porządku. Takie sprawy jak rzadka kupa (absolutny hit w domu Karli ;)) są tutaj znormalizowane. 

W książkach o kupie stosunkowo rzadko znajdziesz moralizowanie, bo nikt by nie wpadł na to, żeby dawać nagrodę lwu za zrobienie kupy. I to może odczarować temat – również wśród rodziców, dla których wypróżnianie się jest tematem tabu. Warto pamiętać, że dzieci przejmują od nas skrępowanie różnymi tematami. 

Inne książki o kupie:

Wielki Konkurs Kup

Ale kupa! Co masz w pieluszce?

Kupa: przyrodnicza wycieczka na stronę

Mała książka o kupie

 Chce mi się kupę

 

 

Książki o odpieluchowaniu dla rodziców

Tu, niestety, nie ma co polecić. Ktoś kiedyś zapytał mnie w grupie FB, co sądzę o pewnej książce. W ramach odpowiedzi wrzuciłam dwa, trzy cytaty. Nie musiałam ich za bardzo komentować. Każdy w miarę rozsądny rodzic wiedział, że to się w ogóle nie trzyma kupy (nomen omen). Często przestrzegam przed kopiowaniem wzorców z artykułów czy książek, głównie amerykańskich. Pisałam o tym choćby w artykule o Tracy Hogg. Amerykańskie trendy wychowawcze nie są szczególnie warte naśladowania. Dość powiedzieć, że USA i Australia są kolebką treningu snu, wypłakiwania i innych przemocowych praktyk. Wiąże się to w pewnej mierze z faktem, że Stany Zjednoczone, jako jedyny rozwinięty kraj, nie gwarantują kobietom płatnego urlopu macierzyńskiego. Po sześciu tygodniach bezpłatnego urlopu, mamy wracają do pracy.

 

Na koniec ważna uwaga. W przypadku zaparć nawykowych i problemów z moczeniem – książeczka, poradnik ani nawet kurs nie wystarczy. Pamiętaj, żeby zacząć od konsultacji z lekarzem. Wsparcie psychologiczne dziecka leczonego jest natomiast nieocenione.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

Co wspiera rozwój dziecka? Refleksje fizjoterapeuty

Co wspiera rozwój dziecka? Refleksje fizjoterapeuty


mgr Agnieszka Słoniowska – fizjoterapeutka z ponad dwudziestoletnim stażem; terapeutka neurorozwojowa, pracująca w nurcie bliskościowym. Szkolenia, które odbyła to m.in.: PNF, SI, NDT- Bobath basic & baby, kinesiotaping, podejście osteopatyczne w pediatrii, wczesne wykrywanie autyzmu, praca z dzieckiem z ADHD, instruktorskie oraz trenerskie – Shantala Special Care.

Jest wykładowcą na studiach podyplomowych, związanych tematycznie z terapią ręki, terapią widzenia, fizjoterapią oraz SI małego dziecka. Jest też autorką warsztatów dla rodziców i profesjonalistów, z zakresu rozwoju i pielęgnacji niemowlęcia m. in: Dobry Start Dziecka, Promotor DSD, Ocena gotowości małego dziecka do funkcji jedzenia w ujęciu sensomotorycznym.

Pod redakcją wydawnictwa “Od Pestki do ogryzka” pisze i publikuje artykuły na temat pozycjonowania do karmienia niemowląt ze wzorcem odgięciowym oraz responsywności w procesie karmienia niemowlęcia.

Współtwórczyni szkoły instruktorów masażu Shantala – Dotyk i Więź.

Prywatnie – żona oraz mama pięciorga dzieci. 

 

AGNIESZKA JEST JEDNĄ Z EKSPERTEK TWORZĄCYCH MATERIAŁY DOSTĘPNE W MOIM KLUBIE ONLINE DLA RODZICÓW PARENTFLIX

 

W Parentflixie dzieli się doświadczeniem z gabinetu fizjoterapeuty i terapeuty neurorozwojowego. Pomaga oswoić niektóre zagadnienia, takie jak napięcie mięśniowe czy przyjazna pielęgnacja. Odczarowuje spędzające sen z powiek rodziców układanie maluszków na brzuchu. Opowiada o znaczeniu dotyku w życiu dziecka i przybliża jedną z jego form – masaż (czemu tak naprawdę służy i komu jest potrzebny). W swoich szkoleniach skupia się także na dojrzewaniu komunikacji rodzic-dziecko, widzianej przez pryzmat rozwoju ruchowego, a także pokazuje, jak duże znaczenie dla dziecka ma zabawa. Ponadto wyjaśnia, na czym polega dobre noszenie dziecka na rękach, w nosidle i w chuście.

* * *

Pracuję jako fizjoterapeuta od ponad dwudziestu lat. Z różnym natężeniem, gdyż w międzyczasie cieszyłam się stopniowo powiększającą się rodziną. Ukończone szkolenia, m.in. NDT-Bobath, Integracji Sensorycznej czy PNF, w połączeniu z praktyką dawały mi poczucie kompetencji w pracy z dzieckiem w aspekcie motorycznym. W miarę upływu lat zaczęłam dostrzegać, że skupiam się nie tylko na dziecku, ale na całym środowisku, w którym się rozwija. Myślę, że doszłam do tego, kiedy sama zostałam mamą i zaangażowałam się w proces terapeutyczny moich dzieci. Dostrzegłam w edukacji opiekunów szansę na stworzenie optymalnego środowiska dla rozwoju dziecka. Dlatego zaczęłam poświęcać więcej czasu i uwagi na pracę z rodzicami i domownikami. Ponieważ chciałam widzieć dziecko w szerszym kontekście, moja edukacja i zakres pracy zaczęły obejmować kolejne obszary: proces karmienia, komunikacji, kompetencji społecznych i ogólnie regulacji dzieci.

Są pewne zagadnienia, które poruszam w edukacji rodziców moich pacjentów bez względu na wiek dziecka. Nimi właśnie chciałam się z Wami podzielić. Oto najważniejsze z nich.

 

Każdy dotyk ma znaczenie 

Im młodsze dziecko, tym większa jego rola. Dotyk jest zmysłem pierwotnym, ściśle powiązanym z układem nerwowym, gdyż skóra i cewa nerwowa rozwijają się z tego samego listka zarodkowego. To powiązanie sprawia, że maluszek, a potem starsze dziecko, w oparciu o jakość doświadczanego dotyku będzie kształtowało ogólny poziom pobudzenia oraz swoje poczucie bezpieczeństwa.

Bardzo ważnym aspektem jest to, że każdy rodzaj dotyku przekazuje swoiste informacje. Dotyk w postaci stałego docisku – przekazywany dużą powierzchnią – postrzegany jest kojąco. Natomiast powierzchowne i szybkie głaskanie działa drażniąco. Z tego powodu tulenie lub układanie dłoni na brzuszku czy pupie dziecka jest często wystarczające do wyciszenia dzidziusia, natomiast głaskanie kogoś po plecach czy ręce w intencji pocieszenia skutkuje tylko wzburzeniem emocji. Z kolei dla pobudzonych przedszkolaków świetnym sposobem może być położenie otwartej dłoni na szczycie głowy dziecka lub na jego barkach i dociśnięcie go w ten sposób do ziemi. Maluch dzięki temu lepiej czuje swoje ciało, a także wyczuwa intencje rodzica, który tym gestem mówi: „widzę cię, czuję cię, jestem przy tobie”. Jeśli chcecie wypróbować ten sposób, to pamiętajcie – docisk ma być intensywny, ale powoli narastający, wykonywany całą, luźną dłonią, w dół. Nie może kojarzyć się ze ściskaniem i unieruchomieniem dziecka. Ciekawe, czy to zadziała też u Was? 🙂

Ta niesamowita zdolność dostrajania się dziecka do opiekuna ma też swoje minusy. Mianowicie kiedy rodzicowi rośnie napięcie w wyniku zmęczenia, obniżonego nastroju, stresu itp., dziecko również będzie się rozregulowywać :(. Jest to wskazówka dla dorosłego, by dbał o siebie: swój odpoczynek, odżywianie i relacje, by minimalizować ryzyko wpływu stresorów. Dziecko jest bardzo reaktywne wobec zachowań dorosłego – im młodsze, tym bardziej jednoznacznie to komunikuje. W wieku przedszkolnym to „dostrajanie” może już przybierać różne formy: zmian napięcia mięśniowego, nadwrażliwości na zapachy czy dotyk, a nawet niezgrabności ruchowych. Oczywiście tzw. „trudne zachowania” również mogą się w to wpisywać, ale one nie są głównym przedmiotem mojej pracy.

Masaż jest formą dotyku, której poświęcam bardzo dużo czasu w pracy z pacjentem. Na każdym etapie życia może on wyglądać inaczej, jednak w rękach rodzica zawsze będzie on dotykiem pełnym akceptacji i miłości. Tak przynajmniej powinno być. Masaż, nawet kiedy jest narzędziem terapeutycznym, nigdy nie powinien wzbudzać w dziecku wątpliwości co do przyjaznych intencji rodzica. Najlepiej, by mama czy tata mogli skupić się głównie na budowaniu relacji poprzez kontakt fizyczny z dzieckiem. Oczekiwanie rezultatów leczniczych nie powinno być na pierwszym miejscu. Efekt taki przyjdzie wraz ze wzmocnieniem więzi i regulacji nerwu błędnego poprzez dotyk pełen akceptacji.

 

Tempo poruszania, mówienia, dokonywania zmian 

Warunkują one optymalny poziom pobudzenia dziecka. Warto poznać swoje dziecko i siebie – wiedzieć, jakimi jesteśmy obdarzeni profilami sensorycznymi – by móc dobrać odpowiednie aktywności. Jednych trzeba motywować, innych hamować, a jeszcze innych organizować i porządkować w działaniu.

W kwestii tempa obowiązują następujące zasady:

  • Jeśli robimy coś szybko, to tracimy na jakości. Im wolniej działamy, tym robimy to bardziej świadomie (czyli trudniej). Dlatego nie sprawdza się tu powiedzenie „im szybciej, tym lepiej”. Jeśli więc opanowaliście jakąś aktywność, to warto dążyć do wykonywania jej coraz wolniej i płynniej!
  • Dziecko dostosowuje się do tempa życia rodzica. Jeżeli opiekun nie umie odpoczywać, jest go pełno wszędzie, podejmuje wiele aktywności na raz, to należy się spodziewać krótkośpiącego, wszędobylskiego i ciekawskiego potomka. Natomiast jeśli w domu tempo życia jest skrajnie wolne, mało się dzieje, to ciekawość świata będzie zaspokajana przez dziecko głównie w aspekcie intelektualnym, ze stratą w obszarze ruchowym. Oznacza to ni mniej ni więcej, że wskazana jest RÓWNOWAGA. Jeśli jesteś rodzicem pałającym energią, w typie “sprężynki”:

  spróbuj celowo mówić wolniej i ciszej,

dłużej przebywaj z dzieckiem w jednej aktywności,

ucz się śpiewać i tańczyć coraz ciszej i w coraz wolniejszym tempie.

Jeśli natomiast jesteś bardzo spokojnym rodzicem – postaraj się dodać energii i różnorodności do swojego życia:

  spróbuj głośno śpiewać, klaskać i tupać razem z dzieckiem,

zainteresuj się aktywnością ruchową, żeby dziecko miało co naśladować.

Czego nie zrobiłeś do tej pory dla swojego zdrowia, zrób dla dziecka 😉

 

Co za dużo – to niezdrowo 

Nadmiar zabawek, zwłaszcza świecąco-grająco-ruszających się (nie mówiąc już o ekranach) przekierowuje uwagę dziecka z zabaw w relacji z drugą osobą na rzecz poddawania się biernej stymulacji. Często podczas takich aktywności dzieci wydają się ucieszone do granic możliwości, natomiast na dłuższą metę skutkuje to zwiększeniem pobudliwości, trudnościami z zasypianiem, łatwym wybudzaniem, kłopotami z jedzeniem, przymusem przebywania w dużym pobudzeniu. Niestety dzieci mają trudność w odczuwaniu, kiedy dochodzi do przeciążenia ich układu nerwowego, dlatego nie potrafią samodzielnie zakończyć tej obciążającej aktywności. Generalnie najlepszym partnerem do zabawy dla dziecka, bez względu na wiek, jest drugi człowiek! Ryzyko przeciążenia zmysłowego w tej relacji jest znacznie mniejsze.

 

Ułatwianie – to kłody rzucane pod nogi

To zagadnienie jest chyba najtrudniejsze do przyjęcia dla rodziców.

Otóż żeby dziecko nauczyło się leżeć na boku, na plecach, trzymać głowę w osi, siedzieć, a następnie stać – potrzebuje doświadczać samodzielnej pracy ciałem na twardym podłożu oraz zmagać się z grawitacją. Niektórym wydaje się, że układanie dziecka w pożądanej pozycji i okładanie go poduszkami pomaga maluchowi. Tymczasem de facto opóźnia to samodzielne opanowanie przez malca danej czynności lub pozycji. O ile w temacie szkodliwości sadzania dzieci niesiedzących samodzielnie obserwujemy już dużą świadomość społeczną, o tyle w kwestii stabilizowania głowy czy też całego tułowia różnorodnymi wkładkami (w celu kształtowania symetrii) jest ona niestety jeszcze niewystarczająca.

Pozwolenie dzieciom na wykonywanie aktywności, do których mają już kompetencje, jest warunkiem ich dobrego rozwoju. Dotyczy to dzieci w każdym wieku. Jeśli niemowlę umie unosić kończyny do góry, leżąc na plecach, nie wkładaj go do leżaczka, który będzie utrzymywał tę pozycję za niego. Gdy roczniak chce samodzielnie jeść, to nie karm go w imię szybszego i czystszego jedzenia. Kiedy dwulatek próbuje zakładać buty, to uzbrój się w cierpliwość i daj mu na to czas 🙂

Udział dziecka – od maleńkości – w procesie przygotowywania posiłków daje informacje sensomotoryczne niezbędne do tego, aby dieta była bogata, a jedzenie stało się przyjemnością. Niestety podawanie dzieciom posiłków przygotowanych już bez ich udziału ściśle koreluje z problemami w żywieniu małego dziecka.

Wszystkie czynności sprawiające, że nasze życie jest harmonijne i uporządkowane powinny być obszarem wspólnego działania rodzica i dziecka od jak najwcześniejszych lat, a nawet miesięcy. O tym, jaki potencjał drzemie w dzieciach świadczą dziesięciomiesięczniaki, które wyciągają razem z mamą rzeczy z pralki, półtoraroczniaki obtaczające kotlety w mące albo dwulatki, które parują skarpetki lub wycierają stół po posiłku. Nie chodzi tu o to, by uczyć dzieci porządku, lecz by umożliwić im, w przyjaznej atmosferze, zbieranie różnorodnych doświadczeń. Każda nowa aktywność uczy koordynacji wzrokowo-ruchowej, manipulacji, doświadczeń sensorycznych, tworzenia nowych rozwiązań w oparciu o dotychczasowe umiejętności; daje poczucie sprawczości, wzbudza ciekawość, która będzie napędem dla dalszego rozwoju.

Dla malucha nie jest obojętne, czy robicie coś razem czy też zostanie wyręczony. Ograniczanie samodzielności dziecka prowadzi do dysharmonii w rozwoju czuciowo-ruchowym. Nie jest powiedziane, że to jest proste dla rodzica. Wydaje się, że dużo łatwiej zrobić coś za dziecko, bez jego udziału – bo szybciej, bo sprawniej i mniej sprzątania po przygotowaniu. Jednak „łatwiej” nie znaczy „lepiej” i jeżeli tylko jesteśmy w stanie poświęcić te kilka minut więcej, to warto zainwestować je we wspólną pracę.

Może się wydawać, że powyższe tematy nie są ściśle związane z funkcjonowaniem ruchowym dziecka, jednak w rzeczywistości bardzo mocno go warunkują. Im bardziej jesteśmy świadomi tych zależności, tym skuteczniejsza będzie praca w gabinecie fizjoterapeuty czy każdego innego terapeuty neurorozwojowego. Wszystko, czym się tutaj z Wami podzieliłam, może przyczynić się do bardziej świadomego, a zarazem szczęśliwszego rodzicielstwa – czego serdecznie Wam życzę!

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Wędzidełko języka – dlaczego warto mu się przyjrzeć?

Wędzidełko języka – dlaczego warto mu się przyjrzeć?

 

Dzisiejszym postem przedstawiam Wam Mateusza Borysa, czyli eksperta mojego klubu dla rodziców Parentflix.

mgr Mateusz Borys – neurologopeda, terapeuta miofunkcjonalny. Specjalizuje się we wczesnej interwencji logopedycznej, pracując z noworodkami i niemowlętami oraz ich rodzicami. Jego głównym zainteresowaniem zawodowym są diagnoza i terapia trudności w obszarze ustno-twarzowym, które są związane z nieprawidłowym przebiegiem czynności prymarnych: oddychania, połykania, pobierania pokarmów i płynów. Prowadzi diagnozę oraz indywidualną terapię noworodków i niemowląt z trudnościami w ssaniu i rozszerzaniu diety, a także w rozwoju komunikacji i mowy. Jest wolontariuszem w Klinice Neonatologii Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy, gdzie pomaga dzieciom przedwcześnie urodzonym w karmieniu i rozwoju umiejętności oralnych. Autor profilu Matowy Język na Facebooku. 

 

MATEUSZ JEST JEDNYM Z EKSPERTÓW, KTÓREGO MATERIAŁY DOSTĘPNE SĄ W MOIM KLUBIE ONLINE DLA RODZICÓW PARENTFLIX.

 

Czym Mateusz zajmuje się w klubie?

Dwa pierwsze lata życia, a zwłaszcza pierwsze 12 miesięcy w życiu dziecka są najważniejsze pod względem zdobywania przez nie umiejętności ruchowych. W tym samym czasie, już od urodzenia, maluch uczy się komunikować z otoczeniem, na początku bez słów, ale pod koniec pierwszego roku życia wypowiada już kilka sylab i wyrazów. To także czas na szeroko rozumianą naukę jedzenia dzięki przyjmowaniu innych pokarmów niż tylko mleko.

W Parentflixie skupia się na rozwoju umiejętności oralnych u dzieci, ponieważ w pierwszym roku życia najintensywniej poznają świat za pomocą ust. W związku z tym uczy, co może utrudnić karmienie malucha, a co powoduje trudności w jedzeniu u dziecka od momentu rozszerzania diety. Zaznacza również kluczowe momenty w rozwoju komunikacji i mowy dziecka w pierwszych dwóch latach życia oraz udowadnia, że trudności w przyjmowaniu pokarmów będą miały wpływ na rozwój mowy Twojej pociechy.

* * *

Przyjście dziecka na świat jest dla rodziców jednym z najważniejszych, ale i najbardziej stresujących momentów w ich życiu. Od sposobu oraz tygodnia rozwiązania ciąży zależy dalszy rozwój dziecka, a także sytuacja całej rodziny. Choć rodzice przygotowują się na pojawienie się w ich życiu dziecka na wiele miesięcy przed tą chwilą, nie wszystko da się zaplanować. Nie wiadomo choćby tego, czy dziecko urodzi się ze skróconym wędzidełkiem języka, czy nie.

Od kiedy wędzidełko języka może być skrócone?

Dziecko nie przychodzi na świat jako biała, niezapisana kartka. Ma ono za sobą wiele doświadczeń w postaci kilkudziesięciu tygodni, które spędziło w brzuchu mamy. To właśnie wtedy zachodzi proces oddzielania się języka od dna jamy ustnej, w wyniku którego wyodrębnia się wędzidełko języka. W przypadku jego skrócenia dziecko, już od około trzeciego miesiąca życia płodowego, w nieprawidłowy sposób połyka wody płodowe. Nieco później powinno wykonywać wiele skomplikowanych ruchów językiem w jamie ustnej i poza nią, co niewątpliwie będzie utrudnione lub niemożliwe przy skróconym wędzidełku języka. To oznacza, że maluch będzie nieprawidłowo ssał już przed narodzinami.

Konsekwencje skróconego wędzidełka języka dla noworodków

Dziecko rodzi się również z szeregiem odruchów oralnych. Są to automatyczne reakcje, których maluch jeszcze nie kontroluje, ale odbywają się w jamie ustnej i wokół niej. Część odruchów odpowiada za pobieranie pokarmu przez dziecko. Niestety, odruchy oralne u noworodka nie będą realizowane prawidłowo, jeżeli dziecko nie będzie miało odpowiednich warunków w jamie ustnej. W przypadku skrócenia wędzidełka języka dziecko może mieć trudności podczas karmienia już od pierwszych dni po narodzinach. Najczęściej rodzice zaobserwują u malucha brak umiejętności efektywnego pobierania pokarmu z piersi mamy i/lub z butelki.

Kiedy najwcześniej ocenić wędzidełko języka? Kto może to zrobić?

Gdy pojawiają się trudności w karmieniu lub jest ono niemożliwe, przyczyną nie musi być skrócone wędzidełko języka noworodka. W tym celu personel medyczny, tuż po narodzinach dziecka, powinien dokładnie zdiagnozować warunki anatomiczne w obrębie jamy ustnej maluszka. Innym rozwiązaniem jest zapewnienie świeżo upieczonej mamie możliwości konsultacji z certyfikowanym doradcą lub konsultantem laktacyjnym, który oceni sposób przystawienia dziecka do piersi lub podania butelki oraz pozycję mamy i dziecka podczas karmienia. Idealnie byłoby, gdyby wskazany specjalista miał wiedzę i doświadczenie w zakresie oceny wędzidełka języka u noworodka, ponieważ często zdarza się, że różni specjaliści przekazują rodzicom rozbieżne informacje. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że w Polsce nie ma dokładnych wytycznych czy standardów określających, w jaki sposób oceniać wędzidełko języka.

Skrócone wędzidełko języka a karmienie piersią

Jedno jest pewne: od pierwszych dni życia karmienie naturalne powinno być przyjemne i komfortowe zarówno dla mamy, jak i dla dziecka. Wiele mam, mimo pomocy ze strony specjalistów, intuicyjnie czuje, że coś jest nie tak. Rodzi się frustracja u głodnego dziecka, a jednocześnie wzmagają się nieprzyjemne emocje u mamy, która ma poczucie, że nie jest w stanie nakarmić swojego dziecka. Mleko mamy jest pod wieloma względami najlepszym pokarmem dla jej maluszka, ale należy pamiętać o tym, że trudności ze ssaniem mogą wynikać nie tylko ze skróconego wędzidełka języka u noworodka, ale również z trudności towarzyszących mamie. Znalezienie przyczyny wydaje się kluczowe, by mama i dziecko cieszyli się bliskością i komfortem podczas karmienia piersią.

Dlaczego diagnoza nie jest łatwa?

Tuż po narodzinach głowa, twarz i jama ustna dziecka nie mają zbyt dużych rozmiarów, przez co nie zawsze mama karmiąca piersią odczuje skutki skróconego wędzidełka języka jej dziecka. Dlaczego? Jeśli dziecko szybko się najada i przybiera prawidłowo na masie, a mama nie odczuwa dyskomfortu podczas karmienia, wydaje się, że ten proces przebiega prawidłowo. Niestety, nie oznacza to, że wędzidełko języka dziecka ma na pewno prawidłową długość, a język dobrą ruchomość. Kolejne miesiące, ze względu na wzrost dziecka i rozwój jamy ustnej, mogą uwydatnić trudności, które nie były wcześniej odczuwalne. Mimo wszystko te problemy mogą zostać niezauważone. Dokładnie te same trudności diagnostyczne mogą pojawić się w okresie rozszerzania diety. Jedno dziecko ze skróconym wędzidełkiem języka będzie jadło tylko pokarmy o konsystencji gładkiej papki, inne – zje wszystko. W czym więc tkwi trudność dotycząca diagnozy skróconego wędzidełka języka?

Oczekiwania rodziców a wiedza i umiejętności logopedy

Dla rodziców najważniejsze jest, by dziecko jadło odpowiednio dużo i prawidłowo rosło, by zdobywało kolejne punkty na siatkach centylowych. Dla logopedy, zajmującego się karmieniem noworodków i niemowląt oraz wspieraniem rodziców w tym długim i skomplikowanym procesie, najważniejsza jest jakość rozwijających się u dziecka funkcji. Ważne będzie to, w jaki sposób maluch je, to znaczy: które mięśnie dziecko wykorzystuje podczas jedzenia, z jaką siłą realizuje ssanie i jak zachowuje się podczas karmienia. Chcąc sprawdzić, jak przebiega karmienie, logopeda przeanalizuje wcześniej przygotowane nagranie lub poprosi mamę, by przystawiła dziecko do piersi albo nakarmiła je butelką podczas wizyty w gabinecie. Warto podkreślić istotną rolę odruchów, z którymi rodzi się dziecko. Ich realizacja będzie inna u dzieci ze skróconym wędzidełkiem języka, co wpłynie na sposób oddychania u dziecka oraz pobieranie przez nie pokarmu.  

Gdy zabraknie prawidłowej diagnozy

Wiele dzieci nie zostaje prawidłowo zdiagnozowanych pod kątem skrócenia wędzidełka języka. Dzieje się to zwłaszcza w okolicach pierwszego roku życia, kiedy maluch i rodzice przebrnęli przez pięć, sześć miesięcy rozszerzania diety, a dziecko zaczyna poruszać się samodzielnie i jest w nieustannym ruchu. Kiedy zaczyna zarówno mówić, jak i coraz chętniej i dalej się przemieszczać, ewentualne wątpliwości rodziców co do trudności w obszarze jamy ustnej dziecka zostają stłumione. Gdy dwulatek zaczyna wypowiadać proste zdania, a trzylatek już dłuższe wypowiedzi, niezdiagnozowane krótkie wędzidełko języka daje o sobie znać. Dziecko zaczyna się komunikować za pomocą słów, częściej otwiera buzię i oko logopedy jest w stanie zauważyć pewne nieprawidłowości. Wówczas praca z dzieckiem ze skróconym wędzidełkiem języka będzie dłuższa i trudniejsza, a często nawet trzeba będzie odłożyć ten zabieg w czasie.

U dzieci w wieku szkolnym, a także u nastolatków i dorosłych spotykam się ze skróceniem wędzidełka języka głównie wtedy, kiedy pacjent trafia do ortodonty z powodu wady zgryzu, której towarzyszy nieprawidłowa wymowa. To jednak nie są jedyne możliwe objawy skróconego wędzidełka języka. W zależności od stopnia jego skrócenia pacjent może skarżyć się na rozmaite bóle: twarzy, stawów skroniowo-żuchwowych, głowy, szyi, karku, a nawet pleców. Dlatego tak ważne jest, żeby zdiagnozować trudność jeszcze u noworodka i niemowlęcia, przy współpracy z innymi specjalistami, na przykład fizjoterapeutą, osteopatą czy laryngologiem. Celem tego porozumienia specjalistów ma być decyzja o konieczności wykonania zabiegu przecięcia wędzidełka języka, by poprawić warunki anatomiczne w jamie ustnej dziecka, mające wpływ na karmienie, jedzenie oraz mowę, a także żeby uniknąć innych dolegliwości w nastoletnim czy dorosłym życiu.

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Groźny arsen w żywności dla niemowląt

Groźny arsen w żywności dla niemowląt

 

Napoje roślinne w diecie niemowląt i małych dzieci są świetnym urozmaiceniem jadłospisu i mogą zastępować mleko na diecie wegańskiej lub eliminującej białka mleka krowiego. Do ukończenia 1 roku życia postaraj się jednak wybierać dla dziecka te produkty, które nie są wzbogacane w wapń oraz nie zastępuj nimi mleka kobiecego lub modyfikowanego. Po roku możesz, a nawet zalecam proponować je w wersji z wapniem. Praktycznie wszystkie rodzaje napojów roślinnych (sojowe, owsiane, migdałowe itp.) będą dla Twojego dziecka bezpiecznym wyborem. Wyjątek stanowi napój ryżowy. Nie jest on zalecany i do ukończenia 5 roku życia dziecka nie powinien pojawiać się w jego diecie i to w żadnej formie – zarówno do picia jak i w postaci dodatku do potraw. Dlaczego?

Winowajcą jest pierwiastek – arsen.

Arsen występuje naturalnie w wodach gruntowych, powietrzu oraz glebie i z tego miejsca przedostaje się do różnych roślin, m.in. zbóż. W przyrodzie występuje w dwóch formach – organicznej oraz nieorganicznej. Wiadome jest, że ta druga forma pierwiastka jest dla człowieka bardziej toksyczna. Został on nawet zakwalifikowany jako czynnik rakotwórczy przez Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem. Arsen obecny w diecie człowieka przez dłuższy czas, w ilościach nadmiarowych może powodować zwiększenie ryzyka wystąpienia różnych nowotworów, w tym skóry, pęcherza, płuc, nerek, wątroby i prostaty. Żywność i woda są głównymi drogami narażenia na arsen, dlatego szkodliwe działanie dotyczy głównie mieszkańców Chin, czy Bangladeszu, gdzie poziom arsenu w wodzie pitnej jest bardzo wysoki. 

Uwaga, najbardziej narażoną na szkodliwe działanie arsenu grupą ludności są niemowlęta!

W 2014 roku EFSA opublikowała analizę narażenia na spożycie arsenu przez Europejczyków. Ustalono, że ekspozycja na 0,3-8,0 mcg arsenu/kg masy ciała na dobę może zwiększać ryzyko zachorowania na raka płuc lub skóry o 1% (1 na 100 osób). Najlepiej więc, aby dawka arsenu, na którą jesteśmy narażeni była mniejsza od dolnej granicy przedziału. Badanie wykazało, że dorośli są narażeni średnio na 0,09-0,38 mcg arsenu/kg m.c. na dobę, a dzieci na 0,2-1,37 mcg arsenu/kg m.c./dobę.

Ponadto trzeba przyznać, że w diecie niemowląt dość często występują przetwory wyprodukowane z ryżu (np. kleik, kaszki czy wafelki ryżowe). Nierzadko też zapomina się o urozmaiceniu diety i proponuje te produkty dziecku codziennie. Mając na uwadze, że niemowlęta mają dużo mniejszą masę ciała niż osoby dorosłe, można stwierdzić, że ryzyko w tej grupie jest po prostu większe. 

Ryż i przetwory, które z niego powstają są produktami najbardziej zanieczyszczonymi arsenem. Przyczyną tego jest fakt, że ryż akumuluje około 10 razy więcej arsenu niż inne zboża. Zawartość formy nieorganicznej w surowym ryżu może wynosić od 0,1 do 0,4 mg/kg suchej masy. Oczywiście ilość arsenu w produktach może być różna, a zależy ona od odmiany, miejsca uprawy czy metody obróbki. Warto wspomnieć, że kumulacja arsenu dotyczy zarówno upraw konwencjonalnych jak i organicznych – zatem w produktach ekologicznych także będzie on występował. 

Czy to oznacza, że musisz wyeliminować całkowicie ryż i przetwory z diety dziecka?

Odpowiedź brzmi – nie. 

Oczywiście, nie jest zalecane opieranie diety niemowlaka wyłącznie na ryżu i jego przetworach, niemniej jednak jego okazjonalna propozycja, raz na jakiś czas, np. zwyczajnie, jako dodatek do obiadu nie powinna budzić Twojego niepokoju.

Napój ryżowy jest produkowany z ryżu brązowego, który kumuluje największe ilości tego pierwiastka. Z tego właśnie powodu ten zamiennik mleka nie jest dobrym wyborem dla niemowląt. Samego ryżu, jak już wyżej wspomniałam nie trzeba wykluczać z diety, pamiętaj jednak o 4 ważnych zasadach:

  1. Ryż i jego przetwory (płatki, kleiki, kaszki, wafle ryżowe) mogą występować w diecie dziecka jednak nie powinny być jej stałym elementem. Zwróć uwagę na to ile tego typu produktów podajesz dziecku i jak często.
  2. Zadbaj o różnorodność i urozmaicaj dietę. Proponuj dziecku ryż na przemian z innymi zbożami np. kaszą gryczaną czy jaglaną. To samo dotyczy płatków i przetworów – zamiast nich możesz podawać płatki owsiane lub kukurydziane.
  3. Zwróć uwagę na obróbkę termiczną ryżu – jego płukanie i gotowanie w dużej ilości wody (zalecana proporcja to 6:1) efektywnie obniża zawartość arsenu.
  4. Do 5 roku życia dziecka nie podawaj do picia napoju ryżowego. Nie wykorzystuj go również w formie dodatku np. do placuszków lub naleśników.

 

Źródła:

  1. https://efsa.onlinelibrary.wiley.com/doi/epdf/10.2903/j.efsa.2014.3597 
  2. https://link.springer.com/article/10.1007/s11356-019-07552-2
  3. https://www.espghan.org/knowledge-center/publications/Nutrition/2015_Arsenic_in_Rice

 

Chcesz wiedzieć, w jaki sposób dieta dziecka wpływa na to, jak wyglądają Wasze noce? Sprawdź szkolenie „Żywienie dziecka a sen".

Pułapki żywności ekologicznej

Pułapki żywności ekologicznej

 

Czym jest żywność ekologiczna i jak ją rozpoznawać?

Wbrew pozorom do żywności ekologicznej nie można zaliczyć pomidorów i sałaty z domowego ogródka oraz kury z kurnika babci. Dlaczego? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie warto zastanowić się, czym jest żywność ekologiczna. 

Żywnością ekologiczną nazywamy produkty nadające się do spożycia przez ludzi, wytwarzane z zachowaniem metod produkcji ekologicznej, która spełnia określone w prawie zasady na wszystkich etapach (produkcji, dystrybucji i przygotowania). 

O szeregu zasad, które musi spełniać produkcja ekologiczna, możecie poczytać w regulacjach prawnych, np. w Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2018/848. Tę lekturę dedykuję osobom, które chcą dokładnie zagłębić się w tematykę. W skrócie natomiast są to zasady dotyczące produkcji żywności z dbałością o środowisko naturalne i dobrostan zwierząt.

Konsument będąc na zakupach może w łatwy sposób ocenić, czy produkt jest ekologiczny – szukając na jego etykiecie certyfikatu w postaci listka utworzonego z gwiazdek, znajdującego się na zielonym tle:

Nie znajdziemy go na każdym produkcie, prawda? A już na pewno nie na surowcach zerwanych prosto z przydomowego ogródka. 

Produkty zawierające tę etykietę, zanim trafią na półki sklepu spożywczego, muszą zostać przebadane i przejść przez określone, regulowane prawnie procesy. Wydają się więc idealnym i bezpiecznym wyborem dla niemowląt, po który warto sięgać. Czy rzeczywiście tak jest?

Po części tak. Dobrym wyborem może być np. zakup ekologicznego mięsa czy ryb, ponieważ mamy wówczas pewność, że produkt został przebadany oraz hodowla i ubój przebiegały w sposób humanitarny.

Ale czy tylko i wyłącznie żywność ekologiczna będzie bezpieczna dla dziecka?

Zacznę od tego, że każdy produkt, zanim trafi do sprzedaży, powinien zostać odpowiednio przebadany i spełniać określone warunki. Zgodnie z prawem nie można sprzedawać żywności, która mogłaby w jakiś sposób stanowić zagrożenie dla człowieka. Zatem wniosek z tego taki, że produkty nieekologiczne też będą dla dzieci odpowiednie. Oczywiście nie wszystkie, tak samo jak nie wszystkie produkty ekologiczne będą dobrym wyborem dla niemowląt.

 

Pamiętajcie, że:

ŻYWNOŚĆ EKOLOGICZNA ≠ ZDROWA ŻYWNOŚĆ

 

Na rynku istnieją certyfikowane produkty spożywcze, które w składzie także mogą uwzględniać cukier i sól, są produktami przetworzonymi i niewskazanymi w diecie niemowlaka. 

Innym powodem, dla którego rodzice mogą chcieć proponować dzieciom wyłącznie żywność ekologiczną jest jej wartość odżywcza. Rodzi się tu kolejne pytanie:

Czy rzeczywiście żywność konwencjonalna ma dużo mniejszą wartość odżywczą niż ekologiczna?

Można mieć takie przekonanie, ponieważ istnieje kilka badań, które stwierdzają, że żywność ekologiczna zawiera więcej niektórych składników odżywczych (np. kwasów tłuszczowych omega 3, polifenoli, witamin i składników mineralnych) niż żywność standardowa. Śledząc dokładnie te badania można zauważyć, że różnice nie są na tyle duże, żeby miały znaczący wpływ na zdrowie. Ponadto badania te odznaczają się niską rzetelnością i można doszukiwać się w nich konfliktu interesów. Warto też wspomnieć, że raport analizujący te publikacje dostarczył wniosku, że brakuje konkretnych dowodów na to, że żywność ekologiczna jest bardziej pożywna od konwencjonalnej

 

Pokuszę się więc o stwierdzenie, że prawidłowo zbilansowana i urozmaicona dieta, oparta wyłącznie na żywności standardowej, dostarczy odpowiedniej ilości składników odżywczych. Żywność ekologiczna może być jej wzbogaceniem, ale nie ma żadnych zaleceń ani światowych rekomendacji mówiących o konieczności opierania diety dziecka na produktach ekologicznych. Ponadto trzeba przyznać, że bazowanie tylko na certyfikowanych produktach byłoby nie lada utrudnieniem, chociażby dlatego, że żywność ekologiczna dostępna na polskim rynku jest zwyczajnie droga. 

 

Dlaczego ceny żywności ekologicznej są tak wysokie?

  1. Rynek żywności ekologicznej w Polsce jest dopiero na etapie rozwoju.
  2. W naszym państwie istnieją braki surowców do produkcji, co wiąże się z koniecznością ich importu z innych państw.
  3. Import musi spełniać określone warunki, co wiąże się z wysokimi kosztami transportu.

 

Kolejnym problemem w bilansowaniu diety dziecka wyłącznie produktami ekologicznymi jest fakt, że asortyment tych produktów na polskim rynku jest ubogi. Dobrze wiemy, jak ogromnie istotne jest, aby dieta dziecka (jak i każdego innego człowieka) uwzględniała rozmaite produkty spożywcze. Maluch w okresie rozszerzania diety powinien mieć okazję do poznawania jedzenia, dlatego warto opierać dietę całej rodziny na różnorodnej żywności, nie zważając na to czy konkretne warzywo lub owoc pochodzi z uprawy ekologicznej. Wyobrażacie sobie jak nudne musi być jedzenie wyłącznie marchewki i pomidorów, ponieważ przykładowo tylko takie warzywa w pobliskim sklepie posiadają certyfikat? Totalnie nie ma to sensu. Nie tylko ograniczamy wtedy dziecku dostęp do składników odżywczych z innych surowców, ale też zabieramy mu okazję do oswojenia się i zapoznania z innymi produktami, o różnych smakach. Bazowanie na produktach wyłącznie z zielonym listkiem może ograniczać różnorodność diety i opóźniać moment uwzględnienia dziecka we wspólnych, rodzinnych posiłkach. 

Na sam koniec pozostawiłam kwestię pestycydów. To one głównie budzą postrach i w obawie przed nimi rodzice decydują się proponować dzieciom tylko produkty ekologiczne. Zacznę od tego, że pestycydy to środki ochrony roślin, wykorzystywane do zwalczania podczas uprawy niepożądanych chorób, szkodników oraz chwastów. Dzięki nim otrzymujemy bezpieczną dla konsumentów żywność, ale wiadome jest też, że ich nadmiar jest niekorzystny dla zdrowia. Jednak:

  1. Pestycydy mogą być też stosowane w rolnictwie ekologicznym
  2. I co najważniejsze – każda żywność (nieważne czy eko, czy nie) musi przejść test bezpieczeństwa, w tym musi zostać przebadana pod kątem pozostałości pestycydów.

Jednym zdaniem – żadne warzywa i owoce zawierające ilości pestycydów przekraczające normy nie mogą zostać dopuszczone do sprzedaży.

Podsumowując, z jakimi pułapkami żywności ekologicznej możemy się spotkać?

  1. Traktowanie wszystkich produktów z certyfikatem jako odpowiednich dla dzieci.
  2. Wysoka cena.
  3. Przekonanie, że produkty konwencjonalne mogą być niebezpieczne dla dzieci.
  4. Przekonanie, że tylko produkty ekologiczne są w stanie dostarczyć odpowiednich ilości składników odżywczych dziecku.
  5. Mały asortyment produktów na polskim rynku, wiążący się z ograniczeniem diety dziecka, odebraniem mu okazji do poznawania nowych produktów i urozmaicenia tego co spożywa.

Autorką artykułu jest dietetyczka Daria Matyjak, współautorka książki: Rozszerzanie diety niemowląt.

Źródła:
1. https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/handle/11320/4758
2. https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/PDF/?uri=CELEX%3A32018R0848&from=PL&fbclid=IwAR3STBljsBoISh274K9zD_xKvZDeCA2eIDr5BFvJaPWlMM–b0Kt_RnoBDM
3. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/books/NBK100554/
4. http://yadda.icm.edu.pl/baztech/element/bwmeta1.element.baztech-article-BAR9-0009-0002
5. https://www.totylkoteoria.pl/2019/11/rolnictwo-ekologiczne-zywnosc-ekologiczna-bio.html