Czy karmiąc piersią można zajść w ciążę?

Czy karmiąc piersią można zajść w ciążę?

Czy da się zajść w ciążę, karmiąc dziecko piersią?

Tak, ale wygodniej je najpierw odłożyć 😉

A tak serio: niejedna kobieta na własnym przykładzie doświadczyła możliwości zajścia w ciążę w okresie laktacji. Bo choć karmienie piersią jest formą antykoncepcji, i to nie byle jaką – ma 98-99% skuteczności [1] – to można o tej skuteczności mówić tylko wtedy, jeżeli są zachowane wszystkie warunki jednocześnie:

  • mama po zakończeniu połogu (po 6 tygodniach od porodu) nie miała żadnego krwawienia, które przypominałoby miesiączkę;
  • niemowlę jest młodsze niż 6 miesięcy;
  • dziecko jest karmione wyłącznie bezpośrednio z piersi oraz na żądanie;
  • przerwy między karmieniami nie powinny być dłuższe niż 4 godziny w ciągu dnia i 6 godzin w nocy;
  • dziecko nie dostaje smoczka uspokajacza ani butelki ze smoczkiem (całe ssanie dokonuje się wyłącznie na piersiach mamy);
  • dziecko nie jest dopajane, nie dostaje żadnych pokarmów stałych;
  • maluch przebywa blisko matki, także w nocy – dzieci, które śpią we własnych łóżeczkach, z dala od mamy, zwłaszcza, jeżeli są spowijane, szybciej mają dłuższe przerwy nocne w karmieniu i płodność tych matek może wracać szybciej.

Jeśli mama odciąga mleko z piersi i podaje je butelką (KPI – karmienie piersią inaczej), nie może traktować karmienia piersią jako formy regulacji poczęć.

Kiedy matkom karmiącym wraca płodność?

Przeciętnie płodność wraca około 14,5 miesiąca po porodzie [2].

Aż 8% kobiet zajdzie w kolejną ciążę dopiero, gdy ich dziecko będzie mieć ponad dwa lata. Pediatra i doradca laktacyjny Jack Newman w swojej książce pisze o pacjentce, u której powrót płodności w związku z karmieniem piersią nastąpił dopiero 35 miesięcy po porodzie!

W społeczeństwach pierwotnych, w których małe dzieci mają nielimitowany dostęp do piersi i śpią z matkami w jednym łóżku, odstęp między kolejnymi dziećmi jest rzadko mniejszy niż 3-4 lata [3]. Dlaczego? Tam karmienie na żądanie to SERIO na żądanie – przeciętnie 4 razy na godzinę. Tak, co kwadrans!

Czas powrotu płodności zależy od co najmniej kilku czynników, z czego predyspozycje indywidualne związane z układem hormonalnym kobiety wydają się najistotniejsze. Historia lubi się powtarzać: jeśli po pierwszym porodzie miesiączka wróciła dość szybko to jest duże prawdopodobieństwo, że po kolejnych też tak będzie.

Mam okres – czy jestem płodna?

Pojawienie się pierwszej po porodzie miesiączki jest dość oczywistym znakiem, że idziemy w stronę płodności.

Natomiast kobieta może mieć najpierw owulację, a dopiero później miesiączkę – możliwe jest więc zajście w ciążę zanim dostanie się okresu po raz pierwszy.

Obserwacja sygnałów płodności przydaje się nawet jeśli kobieta już miesiączkuje. Można bowiem mieć krwawienia miesięczne, ale cykle bezowulacyjne – wówczas zapłodnienie nie jest możliwe.

Bywają sytuacje, w których matka ma regularnie okres, ale faza lutealna (od owulacji do następnej miesiączki) jest zbyt krótka, aby zagnieździł się zarodek. Pojawienie się regularnego miesiączkowania i objawy owulacji są wskazówkami powrotu płodności, ale nie oznaczają, że na 100%, zajście w ciążę przez kobietę będzie możliwe.

 

Potrzebujesz rzetelnych informacji dotyczących karmienia piersią w ciąży? Sprawdź moje szkolenie „Karmienie piersią i ciąża"!

Powrót do pracy a karmienie piersią

Powrót do pracy a karmienie piersią

Czy karmienie piersią można połączyć z powrotem do pracy? Oczywiście, że tak – sama karmiłam przez nieco ponad rok po podjęciu aktywności zawodowej. Prawdę mówiąc, w Polsce jesteśmy w całkiem uprzywilejowanej pozycji, mając możliwość skorzystania z rocznego płatnego urlopu macierzyńskiego. W niektórych krajach europejskich taki urlop trwa krócej niż sześć miesięcy. Czy wiesz, że Stany Zjednoczone są jednym z trzech krajów na świecie, w których kobiety nie mają powszechnego prawa do ANI JEDNEGO dnia płatnego urlopu po porodzie?!

Przerwy na karmienie

Przede wszystkim warto wiedzieć, że mama karmiąca piersią ma według Kodeksu Pracy prawo do przerw na karmienie, za które otrzymuje wynagrodzenie.

Mamy, które pracują między 4 a 6 godzin dziennie, mają prawo do jednej półgodzinnej przerwy na karmienie. Natomiast mamy, które pracują więcej niż 6 godzin dziennie mają prawo do dwóch półgodzinnych przerw. Jeśli karmisz więcej niż jedno dziecko (także w tandemie) możesz skorzystać z dwóch 45-minutowych przerw.

Można łączyć te przerwy – czyli zamiast dwóch przerw trwających po 30 minut, można mieć jedną przerwę godzinną. To Ty decydujesz, w jaki sposób chcesz wykorzystywać te przerwy. Jeśli wnioskujesz o taką przerwę u swojego pracodawcy, on nie ma prawa nie zgodzić się na wybraną przez Ciebie formę jej realizacji [1].

Jeśli jesteś zatrudniona na Kartę Nauczyciela, masz prawo do godzinnej przerwy, pod warunkiem, że Twój czas pracy wynosi powyżej 4 godzin ciągłej pracy [2].

Jeśli nie karmisz dziecka bezpośrednio piersią, tylko własnym mlekiem odciąganym, to  przerwy na karmienie możesz wykorzystać na ściąganie mleka. W każdej większej firmie pracodawca musi udostępnić pokój do odpoczynku dla kobiet karmiących, gdzie to mleko można ściągać. Nie ściągaj mleka w toalecie, jeśli ma być ono podawane dziecku!

Oświadczenie, a nie zaświadczenie

Nadal powtarza się nieprawdziwe informacje, jakoby mama karmiąca miała przedstawić zaświadczenie lekarskie o karmieniu piersią. To kompletna bzdura (bo niby jaki lekarz ma je wystawiać i na jakiej podstawie?!). W wyraźny sposób odniosła się do tego Państwowa Inspekcja Pracy w lipcu 2016 roku (KLIK!). Polecam podesłać link upartym kadrowym.

Pracodawca potrzebuje oświadczenia, że chcesz skorzystać z prawa do przerw na karmienie piersią, natomiast nie ma prawa żądać zaświadczenia lekarskiego.

Warto wiedzieć, że nie ma limitu wiekowego, jeśli chodzi o korzystanie z prawa do płatnej przerwy na karmienie. To znaczy, że można z niej korzystać, jeżeli dziecko ma pół roku, ale można także, gdy dziecko ma dwa lata. I tak naprawdę żaden pracodawca nie może powiedzieć, że dziecko jest za duże na to żeby być karmione i że ta przerwa już się nie należy.

Ale… pamiętajmy, że przerwa ma być wykorzystywana na karmienie, czyli nie można w czasie tej przerwy załatwiać jakichś innych spraw. I jeżeli pracodawca dowie się, że ta przerwa jest wykorzystywana w inny sposób niż po to, żeby nakarmić dziecko, może być to podstawą do zwolnienia dyscyplinarnego.

Co z mlekiem dla dziecka w czasie nieobecności mamy?

Jeśli dziecko już ma porządnie rozszerzoną dietę, czyli około 9 miesięcy i poza mlekiem zjada 3 posiłki stałe, to nie ma potrzeby odciągać mleka i przywozić je z pracy. Dzieci bardzo szybko kojarzą, że jeśli nie ma mamy, to nie mleka i jedzą w czasie nieobecności matki inne stałe pokarmy.

Nie trzeba także uczyć dziecka picia z butelki. Dlatego, że butelka nie jest do niczego potrzebna maluchowi karmionemu piersią, a dzieciom starszym niż kilkumiesięczne tak naprawdę powoli butelkę ze smoczkiem odstawiamy. Nie potrzeba wprowadzać butelki u dziecka sześciomiesięcznego lub starszego, serio! Opiekun może podawać napoje z otwartego kubka bez uszka, ze ściętego kubka (doidy cup), z bidonu ze słomką (na początek polecam Miś Mioduś, potem SkipHop), z butelki ze sportowym ustnikiem (jak z wodą mineralną). Wiem, że w niektórych żłobkach, jeśli mowa o dzieciach młodszych niż roczne, to kładzie się nacisk na butelkę ze smoczkiem ze względu na wygodę opiekunów.

Matki pracujące, zwykle nie dłużej niż przez kilka pierwszych dni, muszą odciągać trochę mleka, które się gromadzi w piersiach. Ale tylko do uczucia ulgi, najlepiej ręcznie, jeśli potrafisz! Piersi bardzo szybko przyzwyczajają się do tego, że dziecko nie jest przez kilka godzin karmione i zwykle po kilku dniach ta laktacja  normuje się na takim poziomie, jaki jest aktualnie potrzebny.

Jeśli mamy dziecko młodsze niż dziewięciomiesięczne, wtedy prawdopodobnie trzeba odciągać mleko, aby nie podawać mleka modyfikowanego oraz by utrzymać laktację na zadowalającym poziomie. Artykuł o tym, jak ułatwić sobie odciąganie mleka, znajdziesz TUTAJ.

Adaptacja

Czy należy zmniejszać liczbę karmień zanim pójdzie się do pracy? Zwykle nie ma takiej potrzeby. Dzieci bardzo szybko przyzwyczajają się i rozumieją sytuację pt. nie ma mamy = nie ma mleka. Bardzo często jest tak, że dopóki dziecko jest z mamą w domu, to pierś jest dla niego bardzo ważna i inne pokarmy są bardziej do smakowania. Natomiast często gdy dziecko idzie w świat, czyli zostaje też z innymi opiekunami albo zaczyna się powolna adaptacja do żłobka, to okazuje się, że ono przestawia się na jedzenie pokarmów stałych, kiedy mamy nie ma na podorędziu.

Poza sytuacjami podyktowanymi ciekawością, dzieci nie szukają mleka u innych kobiet 😉 I na serio nie płaczą za piersiami (bo za czym by płakały dzieci od urodzenia karmione mlekiem modyfikowanym? Bo przecież też przeżywają adaptację!), tylko czasem tęsknią za mamą, w całości 🙂 A w czasie jej nieobecności zwykle po prostu jedzą pokarmy stałe. Oczywiście, jeśli potrafią sprawnie gryźć, żuć, pić z innych naczyń.

Nie jest potrzebne wcześniejsze przestawianie dziecka na inny tryb karmienia, tylko po to, żeby mu ułatwić przyszłe rozstania z mamą. Jeśli chcesz powoli eliminować karmienia piersią, a dziecko ma ponad rok, to oczywiście można to robić – dziecko nie musi być już karmione na żądanie. Ale gdy liczba tych karmień jest dla Ciebie absolutnie w porządku, to nie trzeba przygotowywać dziecka poprzez odstawianie wcześniej.

Dzieci karmione piersią czasem wieczorami, nocami i w weekendy przechodzą na „mleczną dietę”. To znaczy, że ładują w tym czasie swoje akumulatory bliskością z mamą i często zgłaszają się do piersi. Nie jest niczym dziwnym, że dziecko, które w żłobku, z nianią, z babcią, z dziadkiem je bez problemu i w dużych ilościach pokarmy stałe, a w sobotę i w niedzielę żyje tylko na piersi mamy. Zwykle ten stan adaptacji do zmian stopniowo, po kilku-kilkunastu tygodniach wraca do takiej normy i częste karmienia czy pobudki się regulują.

Nie trzeba odstawiać dziecka od piersi, żeby było mu łatwiej zaadaptować się do żłobka czy przejść pod opiekę niani. Jeśli to możliwe, warto dokonywać tylko jednej dużej zmiany na raz. Czyli jeżeli dziecko posyłamy do żłobka, to raczej w tym momencie nie odstawiamy od piersi – można to zrobić albo kilka tygodni przed rozpoczęciem kariery żłobkowej, albo miesiąc czy półtora po adaptacji.

Bardzo często spotykam się z pytaniem, czy to prawda, że dzieci, które są karmione piersią gorzej adaptują się do żłobka? Nie jest to prawdą. Nie ma na to żadnych dowodów, nie ma żadnego mechanizmu, który miałby taki związek tłumaczyć. Oczywiście będą dzieci, które są bardziej wrażliwe i jednocześnie są to często dzieci dłużej karmione piersią, częściej regulujące emocje poprzez ssanie. I adaptacja u takich dzieci może po prostu trwać ciuteńkę dłużej. Nie wynika to z tego, w jaki sposób są karmione, ale z ich wrażliwości czy temperamentu. Karmienie piersią nie jest czynnikiem, który utrudnia rozłąkę z mamą. Więcej na ten temat pisałam w artykule TUTAJ

Do każdego żłobka można przynosić odciągnięte mleko. Nie jest kwestia dobrej woli dyrekcji – o obowiązku przyjęcia i podania mleka mamy wprost mówi rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej [3]. Należy indywidualnie ocenić, czy zależy nam na podawaniu mleka mamy w żłobku – to zależy od wieku dziecka, jakości wyżywienia w placówce, zdrowia dziecka (np. alergii), jego preferencji żywieniowych, poglądów rodziców. 

Jeśli nie zostawiamy mleka mamy dziecku, to można je karmić rano, popołudniu, wieczorem i w nocy. Trzy karmienia na dobę wystarczą, aby dziecko nie potrzebowało dodatkowego mleka (więcej informacji o na ten temat u dietetyk dziecięcej Zuzi Anteckiej KLIK!). Nawet pojedyncze karmienia mają ogromną wartość odżywczą i immunologiczną dla dziecka [4]! Maluchy, które właśnie idą do żłobków czy klubików, są narażone na nowe bakterie i wirusy, z którymi do tej pory nie miały kontaktu. W związku z tym instynktownie będą w pierwszych tygodniach adaptacji częściej prosiły o pierś mamy, aby dostarczyć sobie przeciwciał. Bo wiesz, że istnieją dowody na to, że poprzez ślinę dziecka piersi odczytują informacje o mikrobach, z którymi maluch się zetknął, i produkują na kolejne karmienie odpowiednie przeciwciała? (Serio!).

Ale jak ono zaśnie bez piersi?

I na koniec jeszcze jedna wątpliwość, która się bardzo często pojawia.

Jest bardzo wiele dzieci karmionych piersią, które usypiają na drzemkę wyłącznie przy piersi. Mamy martwią się, że inny opiekun nie będzie potrafił uśpić dziecka w ciągu dnia. I to też nie jest prawdą. Jeśli adaptacja przebiega prawidłowo i dorosły, który zostaje z dzieckiem zaangażuje się, to wypracuje sobie własny sposób na ułatwienie dziecku zasypiania. Tak, temu bezsmoczkowemu i bezbutelkowemu też!

Podobnie jest w żłobku. Doświadczone opiekunki już naprawdę niejedno dziecko karmione piersią widziały. Znajdą sposób na to, żeby  pomóc dziecku zasnąć. Nawet temu, które do tej pory przez półtora roku zasypiało tylko i wyłącznie na piersi. Niektóre panie będą bujały dzieci w wózku, inne huśtały na poduszce, przytulały, głaskały po główce, a niektórym dzieciom wystarczy… presja społeczna. Gdy grupa dzieci kładzie się na leżaczkach, jest włączana kołysanka,to niejeden piersiowy maluch, naśladując rówieśników, również zaśnie jak gdyby nigdy nic. Czasami to nie jest pierwszego dnia, bo dziecko, żeby zasnąć musi się czuć bezpiecznie, poznać miejsce i opiekunki, i zaufać im. Ale w 99% przypadków to nie trwa dłużej niż kilka dni (znam mamy, które prosiły o nagranie momentu zasypiania na telefonie, bo nie wierzyły, że ich dziecko tak potrafi 😉 ) Żeby nie było wątpliwości: w domu wiele z nich nadal zasypia tylko przy piersi 😉 Nie trzeba więc dziecka uczyć samotnego zasypiania wyłącznie po to, żeby dziecku było łatwiej w żłobku. Więcej na ten temat napisałam TUTAJ.

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Czwarty miesiąc – regres snu?

Czwarty miesiąc – regres snu?

Są takie momenty w życiu małego dziecka, w których wzrasta prawdopodobieństwo, że nasz przesypiające całe noce słodziak się zepsuje. Mówiąc o popsuciu, mam na myśli zwiększenie liczby pobudek lub trudności w wieczornym usypianiu.

Pisałam już o nauce raczkowania (klik!), ale cofnijmy się odrobinę. Jednym z pierwszych takich momentów jest okres między 4 a 5 miesiącem jego życia.

Już witał się z gąską. Już zdążył nacieszyć się, że przesypia pięć, sześć, osiem godzin bez sygnalizowania pobudki. Już nawet pochwalił wszem i wobec, jakim to jest skutecznym rodzicem i jak jego troskliwa opieka rewelacyjnie wpłynęła na sen dziecka (tak, stąd się biorą te mity o wszystkich dzieciach, które przesypiają noc).

A tu klops.

Regres a raczej progres w czwartym/piątym miesiącu

W tzw. czwartym trymestrze dzieci mają dosyć kiepsko jeszcze rozwinięte zmysły, na przykład zmysł wzroku. Odbierają więc stosunkowo niewiele bodźców. Poza tym są skupione na adaptowaniu się do życia na tym świecie i dopiero w 4 lub 5 miesiącu otwierają się na świat.

Oznacza to, że po pierwsze nabywają bardzo dużo umiejętności motorycznych (przekręcanie z pleców na brzuch i z powrotem, sięganie po przedmioty, wkładanie różnych dziwnych części ciała do ust, np. własnych stóp, pełzanie), nowych umiejętności społecznych, bardzo szybko postępuje rozwój mowy (głużenie, piszczenie, zabawa głosem). 

Jednocześnie dzień cztero- i pięciomiesięcznego stworzenia jest jedną wielką niekończącą się frustracją. Świetnie przetwarzają bodźce: znacznie lepiej widzą, poznają świat przy pomocy własnych ust, ale ich sprawna głowa zamknięta jest w niesprawnym ciele. Sama sobie wyobraź: chcesz po coś sięgnąć, ale próbując pełzać, odsuwasz się coraz dalej do tyłu. Kiedy w końcu dostaniesz do rąk coś fajnego, nie umiesz potem tego wypuścić z dłoni. Chcesz włożyć do ust, ale koordynacja ręka-oko dopiero się kształtuje, więc uderzasz się zabawką w czoło lub wkładasz niechcący w oko. Bez pomocy nie siadasz, nie raczkujesz i nie wstajesz, więc szybko nudzisz się światem widzianym z pozycji kurzu pod kanapą. Chyba, że ktoś będzie Cię nosił, ale: jak to? Rodzicom odpadają już ręce i plecy? No co Wy! Poza tym, halo halo, nie jest mi już wszystko jedno, kto się mną zajmuje, poznaję swoich i obcych i wolałabym, żebyś to Ty, droga matko / drogi ojcze, był_a tu ze mną, zrozumiano?

Czy widzisz już, jak trudno jest być dzieckiem w tym wieku?! 😉

Taki mózg pięciomiesięczniaka bombardowany jest nowymi umiejętnościami i nowymi bodźcami, które jest w stanie sobie dostarczyć. Może czuć się znacznie mniej bezpiecznie niż wcześniej. A wszystkie te nowości rozkłada na czynniki pierwsze… w nocy. Ustala, co jest ważne, co jest nieważne, co należy zapamiętać, a co można zapomnieć. Ćwiczy i przeżywa to wszystko na nowo. Stąd dzieci 4 czy 5-miesięczne zaczynają znacznie częściej budzić się w nocy.

Kiedy w mózgu duuużo się zmienia, lawinowo przyrastają nowe połączenia między neuronami, organizm potrzebuje paliwa. Mózg, zwłaszcza ten malutki, jest najbardziej energożernym organem w ludzkim ciele! U noworodków zużywa ponad 80% energii [1], u dorosłych „zaledwie” 20%. Zależność jest prosta: dużo się uczę = potrzebuję dużo kalorii. Stąd też częstsze nocne karmienia.

Po drugie, niektóre dzieci zaczynają się budzić w tym momencie częściej dlatego, że przestają być spowijane. To znaczy, że dopóki były spowijane, nie wybudzał je odruch Moro – odruch, który jest wywoływany przez nagły bodziec akustyczny, wizualny lub zmianę położenia ciała. W praktyce: nie klepały się latającymi rączkami po twarzy z przestrachu, bo rączki miały skrępowane pod otulaczem. Natomiast ponieważ większość dzieci w czwartym lub piątym miesiącu zaczyna się przekręcać na brzuch, a wtedy powinny przestać być spowijane, to muszą umiejętność zarządzania własnymi rękami opanować dopiero wtedy. Innymi słowy, niemowlę, które było spowijane, później niż niespowinięci rówieśnicy uczy się różnicowania bodźców bezpiecznych od zagrażających, co może skutkować większą wybudzalnością i wrażliwością sensoryczną.

Niemowlaki potrafią się też zepsuć ze spaniem w okolicach 4-5 miesiąca z powodu rozpraszania się przy karmieniu. Bardzo często są to dzieci, które muszą być karmione podczas chodzenia lub bujania na piłce gimnastycznej, przy zgaszonym świetle, w nudnym miejscu i przy szumie. Dlatego, że w innej sytuacji są tak zaciekawione tym, co dzieje się wokół, że nie chcą tracić czasu na jedzenie, bardzo szybko kończą karmienia (o, mucha poleciała) i… nadrabiają w nocy. Czyli zaczynają się częściej budzić po to, aby zaspokoić swoje potrzeby energetyczne. W końcu w nocy jest ciemno i nudno, i nie ma czego eksplorować – można się wreszcie skupić na jedzeniu.

Czasem zbiega się to z tzw. późnym niedoborem pokarmu u mamy (tutaj więcej na ten temat po angielsku). Zdarza się tak, jeśli technika karmienia nie była wystarczająco dobra, laktacja nie została dostymulowana w odpowiedni sposób (np. mama zawsze karmiła z jednej piersi na jedno karmienie i nie proponowała drugiej; albo karmiła nie dłużej niż 15 minut, bo ktoś jej tak powiedział), jeśli mama stosowała kapturki, nadużywano  smoczka uspokajacza, często karmiono dziecko z butelki, rytm karmień został ustalony na „co X godzin” zamiast „na żądanie” albo mama przyjmuje leki, które mogą hamować produkcję pokarmu. Wówczas dziecko zaczyna częściej wybudzać się na karmienia, ponieważ otrzymuje mniej niż dotychczas mleka przy jednym posiłku. Sposobem, by wykluczyć tę ewentualność, jest pilnowanie wskaźników skutecznego karmienia, zwłaszcza przybierania na wadze (które to spowalnia, ale dziecko stale powinno przybierać):

Jeśli dziecko przed ukończeniem pół roku zmienia wzorzec snu, a poza tym pojawia się u niego duży niepokój związany z ruchami nóg przy zasypianiu i przez sen, a jest w grupie ryzyka niedoboru żelaza:

  • wcześniaki (ponieważ zapasy żelaza gromadzą się pod koniec ciąży);
  • dzieci z niską masą urodzeniową;
  • dzieci matek, które w czasie ciąży miały anemię lub cukrzycę;
  • dzieci, którym zbyt szybko przecięto pępowinę po urodzeniu [2];

to warto porozmawiać z pediatrą na temat zrobienia badań w tym kierunku. U dzieci spoza grup ryzyka, zapasy żelaza z życia płodowego wystarczają na około 6 miesięcy życia, a potem wprowadzamy pokarmy stałe. Więcej na temat związku snu i niedoborów żelaza napisałam w artykule (klik!).

I na koniec – intuicja wielu rodziców – u niektórych dzieci w okolicach 4 i 5 miesiąca rozpoczyna się ząbkowanie. Choć ślinianki ruszają z produkcją bez względu na to, czy zęby pojawią się za dwa tygodnie czy pół roku. Więc akurat do tego wyjaśnienia przywiązywałabym się najmniej… choć wiem, że niektórzy lubią zrzucać winę na ząbkowanie, bo to tchnie w nas nadzieję. Ząbkowanie się przecież kiedyś kończy!

Podobnie jak skoki rozwojowe 😉 I wszystkie zdrowe dzieci zaczynają przesypiać wreszcie noc, czego Wam, jako matka, która też tam była, z całego serca życzę.

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o powodach pobudek Twojego dziecka oraz poznać sposoby na zaopiekowanie się nimi? Sprawdź szkolenie „Dlaczego dzieci się budzą?”.

Czy budzić noworodka do karmienia?

Czy budzić noworodka do karmienia?

 

Kiedy myślę, niczym autor słynnego skandynawskiego kryminału, o „Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet”, przychodzi mi do głowy jeden lekarz. Lekarz, który powiedział uczestniczce moich warsztatówdzieci do 18 miesiąca życia powinno się budzić w nocy nie rzadziej niż co 6 godzin na karmienie z uwagi na spadek cukru we krwi i intensywny rozwój mózgu w tym okresie” (biedna posłuchała i budziła).

Inni znowu ograniczają się w swoich zaleceniach do okresu noworodkowego (czyli pierwszych 4 tygodni życia dziecka), ale każą w tym czasie budzić dzieci równo co 3 godziny.

Od jeszcze innych usłyszysz hasło „nigdy nie budź śpiącego dziecka„.

 

Jaka jest prawda? Czy budzić noworodka do karmienia?

Zdecydowana większość noworodków karmionych piersią odpowiednio przybiera na wadze, a laktacja u mamy osiąga dobry poziom, jeśli w ciągu doby jest minimum 8 karmień. Są dzieci, u których ta liczba jest znacznie większa, czasem nawet 12 karmień albo jeszcze więcej. Warto wiedzieć, że karmienie liczymy jako jedno, jeśli odstęp między jego zakończeniem a rozpoczęciem następnego był krótszy niż pół godziny.

Niektórzy więc dokonują matematycznego obliczenia pt. liczbę godzin na dobę podzielić przez minimalną liczbę karmień (24:8=3) i – jak nic – wychodzi im budzenie co 3 godziny przez całą noc.

A przecież karmimy współcześnie dzieci na żądanie, a nie według zegara [1, 2]!

To normalne, że u noworodka karmienia są grupowane w większe bloki (cluster feeding), a nie równo rozłożone co 3 godziny przez całą dobę. Blokowanie oznacza, że kolejne karmienia są w bardzo niewielkim odstępie czasowym od siebie. W praktyce: dziecko zgłasza się do piersi co chwilę.

Dzieje się tak zwykle późnym popołudniem i wieczorem. Nie dlatego, że mamie kończy się pokarm!

Po pierwsze, zwykle dziecko najada się przed jednym najdłuższym blokiem snu, który może u noworodków trwać do 5 godzin. Po drugie, poziom prolaktyny (hormonu odpowiedzialnego za produkcję mleka) ulega dobowym wahaniom i najniższy jest właśnie późnym popołudniem. Po trzecie, niemowlęta wieczorem są już mocno zmęczone i potrzebują naturalnego uspokojenia się przy ssaniu.

Podsumowując: uważa się współcześnie, że noworodek może mieć bez karmienia jeden blok snu trwający do 5 godzin, pod warunkiem, że „nadrabia” liczbę karmień przez pozostały czas oraz przybiera stosownie do wieku (ściągawka do pobrania na końcu wpisu).

Zdrowe, donoszone noworodki, kiedy są głodne, budzą się samodzielnie na karmienie… chyba że w sztuczny sposób utrudniamy im przebudzanie się lub nie dostrzegamy pierwszych objawów głodu.

Czynnościami, które sprawiają, że malutkie dzieci śpią dłużej niż powinny(nienaturalnie długo bez pobudek) są:

  • stosowanie smoczka uspokajacza (wydłuża odstęp między karmieniami, utrudnia zauważenie pierwszych oznak głodu, którym jest u noworodków otwieranie ust i ssanie wszystkiego, co napatoczy się pod buzię);
  • spowijanie (zmniejsza wybudzalność, zwiększa ryzyko przegrzania – więcej na temat spowijania pisałam TUTAJ);
  • przegrzewanie;
  • odkładanie dziecka do snu daleko od rodzica, zwłaszcza w drugim pokoju (co dodatkowo zwiększa ryzyko tzw. „śmierci łóżeczkowej”);
  • w pierwszych dobach po porodzie: środki znieczulenia i leki otrzymane przez mamę w trakcie porodu.

Zwróć uwagę, że czasem stosuje się dokładnie wszystko w pierwszych dobach, w szpitalu – dziecko po porodzie jest zwijane w rożki i kocyki niczym burrito, dostaje smoczek i odkłada się je do osobnego łóżeczka lub wywozi na oddział noworodkowy, żeby „mama odpoczęła”. A potem dziwimy się, że nie budzi się na karmienia, spada z wagi, żółtaczka rośnie, trzeba dokarmiać…

 

Jak budzić, jeśli budzić?

Obudzenie śpiącego noworodka nie zawsze jest łatwe! Czasem rodzice dosyć długo próbują różnych sztuczek, łącznie z dość hardcorowymi typu dotykanie zimną, mokrą chusteczką po plecach delikwenta (brrr).

Sen małego dziecka składa się z dwóch faz: snu płytkiego (w którym obudzenie jest stosunkowo proste – część okręgu zaznaczona gwiazdkami) oraz snu głębokiego. Próby obudzenia noworodka do karmienia, gdy przebywa on właśnie w fazie snu głębokiego, są zwykle nieudane (bo to sen, jak sama nazwa wskazuje, głęboki ;). Nawet, jeśli okażą się one skuteczne, to nie są wskazane z prostego powodu – budzenie z głębokiego snu zaburza wzorzec snu dziecka i może negatywnie wpłynąć na jego strukturę w przyszłości.

Lepiej więc obserwować dziecko i poczekać, aż znów znajdzie się ono w płytszym śnie. Dziecko w tym stanie kręci się, rusza kończynami, jęczy, mruczy, szybko i niespokojnie oddycha, uśmiecha się albo marszczy czoło. Czasem wybudzenie przyspieszymy, gdy malucha rozbierzemy i przewiniemy.

Wybudzanie noworodka do karmienia” nie oznacza, że należy zapalić światło, a dziecko ma mieć szeroko otwarte oczy. Wiele niemowląt z błogością, ale i aktywnie je w półśnie – często przystawia się je wtedy do piersi bez większych problemów, nie płaczą, są bardziej rozluźnione, więc nie łykają powietrza i niektóre nie muszą być w związku z tym odbijane. Słuchaj, czy młodzież przełyka, żeby się upewnić, czy je, czy tylko ciumka, śpiąc głęboko.

Jeśli nasz noworodek nie wybudza się samodzielnie do karmienia przez dłużej niż 5 godzin z rzędu, to warto też się przyjrzeć, czy nie zaburzamy niechcący naturalnych umiejętności dziecka do regulacji głodu i sytości, które omówiłam w punktach powyżej.

Po czwartym tygodniu życia, jeśli dziecko jest zdrowe i odpowiednio przybiera na wadze, nie musi być już wybudzane na karmienie. Jeśli mama chce karmić piersią, to dla utrzymania odpowiedniego poziomu laktacji, wskazane jest zachowanie co najmniej jednego karmienia w nocy (dość często są to wczesne godziny poranne).

Jak poznać, czy niemowlę się najada i czy można przestać je wybudzać?Pobierz ode mnie ściągawkę na lodówkę:

UWAGA: Wszystkie powyższe informacje dotyczą zdrowych, donoszonych noworodków z prawidłową masą urodzeniową. Karmienie maluchów urodzonych przedwcześnie, z niską masą urodzeniową, chorych, z nasiloną lub przedłużającą się żółtaczką, może podlegać innym zasadom (najlepiej skontaktować się z neonatologiem i/lub certyfikowaną doradczynią lub konsultantką laktacyjną).

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć bibliografię” less_text=”Ukryj bibliografię”]

Bibliografia:

Korzystałam z książek: Mohrbacher N., Kendall-Tackett K. Karmienie piersią: siedem naturalnych praw, 2018; Newman J., Pitman T., Dr. Jack Newman’s Guide to Breastfeeding, 2014;  Wiessinger D., West D., Pitman T., The Womanly Art of Breastfeeding: Completely Revised and Updated 8th Edition, 2010.

[/showhide]

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

O wtłaczaniu dzieci w tabelki

O wtłaczaniu dzieci w tabelki

Każdy rodzic (słusznie) uważa, że jego dziecko jest wyjątkowe. Inne niż rówieśnicy, wymykające się prostym uogólnieniom. I to absolutna racja.

Wielu buntuje się przeciw wciskaniu umiejętności czy zachowań malucha w „sztywne schematy”, tabelki, ujmowaniu ich w pewne liczbowe prawidłowości. Marudzi na statystyki.

Słyszę często od rodziców: „Każde dziecko rozwija się inaczej”. „Ten typ tak ma”. „Idzie swoim tempem”. „Trzeba mu dać czas”. I czasem rzeczywiście tak jest. Ale czasami ignorowanie tych sztywnych tabelek ma daleko idące negatywne skutki.

Mam tu dwa ulubione przykłady: z dziedziny laktacji oraz rozwoju mowy i komunikacji.

Skupię się na kupie

Ogromne szkody robi dla karmienia naturalnego pogląd, że dzieci karmione piersią mogą się wypróżniać raz w tygodniu lub rzadziej.

Dlaczego? Bo to prawda, ale dopiero po około 6. tygodniu życia!

Liczba stolców jest bardzo ważnym wskaźnikiem, umożliwiającym ocenę skutecznego karmienia [1].

Niemowlę, aby zrobić kupę musi efektywnie pobierać pokarm, czyli najadać się. Mokre od moczu pieluszki nie są wystarczającą informacją o skutecznym karmieniu. Stolec jest bowiem formowany z mleka bogatego w tłuszcz, czyli nie tego, które samo tryska na początku karmienia, a tego, przy którego ssaniu trzeba się trochę bardziej pomęczyć. Z każdą kolejną minutą ssania pokarm pobierany przez dziecko jest coraz bogatszy w kwasy tłuszczowe.

W skrócie: żeby zrobić kupę, trzeba mieć ją z czego zrobić. Jest duże prawdopodobieństwo, że dziecko, które nie robi kup lub robi ich mniej niż powinno (a powinno od 5 doby życia robić minimum 3 papkowate stolce o średnicy co najmniej pięciozłotówki), nie najada się.

Znam kilka historii, w których różni ludzie uspokajali mamę noworodka, że przecież „mleko mamy jest bezresztkowe i w całości się wchłania, więc dziecko może nie robić kupki”, a potem okazywało się, że przyrosty masy ciała są bardzo złe, laktacja jest na niskim poziomie (bo dziecko nie opróżniało dostatecznie piersi)  i w ruch wchodzi dokarmianie sztucznym mlekiem. A sytuacji można było uniknąć, (s)kupiając się na kupie między kolejnymi kontrolami u lekarza pediatry.

A stryjek żony kuzyna to zaczął mówić, jak skończył cztery lata…

Opowieści o tym, jak bardzo ignoruje się kamienie milowe w rozwoju mowy dziecka, godzinami mogą snuć logopedzi.

To nie jest tak, że te straszne tabelki mówiące o tym, że w drugim półroczu życia dziecko zaczyna gaworzyć, w okolicach roku pojawiają się pierwsze słowa i reakcja na własne imię, na półtora roku wskazuje kilka części ciała, a dwulatek zaczyna się posługiwać dwuwyrazowymi zdaniami, to są wymyślane przez specjalistów. Że oni zawyżają standardy, żeby straszyć rodziców i na nich zarabiać.

Normy rozwojowe są tworzone na podstawie wystandaryzowanych badań ogromnych grup dzieci. Naprawdę nie są wyssane z palca i nie powinny być traktowane jako niepotrzebny straszak na rodziców. Są dosyć szerokie – w przypadku samodzielnego chodzenia norma obejmuje przedział między 8 a 18 miesiącem życia. To, że konkretne dziecko nie zdobywa określonych umiejętności w przewidywanym czasie, nie musi oczywiście oznaczać, że trzeba wpadać w panikę, ale jest sygnałem do przyjrzenia się tej sytuacji.

Czekanie pod hasłem „każde dziecko rozwija się w swoim tempie”, bez monitorowania rozwoju pod okiem specjalisty, bywa marnowaniem czasu. Dwulatek, który mówi trzy słowa na krzyż, być może rozgada się za dwa miesiące. Ale być może ma poważny niedosłuch lub całościowe zaburzenia rozwoju ze spektrum autyzmu i czekanie to tylko opóźnianie startu wsparcia dla dziecka.

Podsumowując:

Te okropne schematy, liczby, tabelki, siatki centylowe, przed którymi wiele osób tak się broni, mają swój cel. Ich celem jest szybkie wyodrębnienie grupy dzieci, które mogą mieć problemy zdrowotne. Mogą, choć oczywiście nie muszą – część z nich będzie absolutnie zdrowa.

Jak rozpoznać jedne od drugich? Po to się właśnie studiuje medycynę / położnictwo / logopedię / psychologię (to parafraza cytatu z genialnego pediatry Carlosa Gonzaleza) 😉

Szukasz sprawdzonych informacji o skokach rozwojowych? Mam dla Ciebie szkolenie „Skoki rozwojowe”.