Jak się (nie) spakować na porodówkę, jeśli chcesz karmić piersią

Jak się (nie) spakować na porodówkę, jeśli chcesz karmić piersią

Ponad 90% kobiet inicjuje karmienie piersią po porodzie. Z różnych przyczyn już po 3 miesiącach karmione naturalnie jest zaledwie co trzecie dziecko [1]. Może malutką cegiełkę do tego fatalnego stanu rzeczy dokładają krążące na różnych stronach i fanpage’ach listy wyprawkowe… Osoby, które karmiły krótko i nie mają podstawowej wiedzy o procesie laktacji, polecają spakować do torby na poród przedmioty, które mogą utrudnić udany mleczny start. Jeśli jesteś właśnie w ciąży i planujesz karmić swoje dziecko piersią, wiedz jedno – od informacji, co spakować, ważniejsza jest wiedza, czego NIE brać ze sobą na porodówkę.

Czego nie pakujemy do torby na poród, jeśli zależy nam na udanym karmieniu piersią?
  • żadnych butelek ze smoczkiem – jeśli zaistnieje potrzeba dokarmienia donoszonego noworodka, to raczej kubeczkiem do karmienia niemowląt, strzykawką, drenem po palcu, systemem sns [2];
  • żadnych smoczków-uspokajaczy – wg zaleceń Amerykańskiej Akademii Pediatrii oraz WHO smoczek powinien być podawany najwcześniej po 4 tygodniach życia, po ustabilizowaniu laktacji [3,4]; jeśli okaże się, że dziecko powinno dostać smoczek już na oddziale noworodkowym (musi być oddzielone od mamy, neurologopeda zaleca rehabilitację ssania, mama musi odciągać mleko itd.),  dostaniesz właściwy lub kupisz w każdej aptece;
  • żadnych kapturków – nakładki silikonowe są zalecane w wyjątkowych sytuacjach i powinny być dobierane przez certyfikowanego doradcę laktacyjnego – nie położną rzucającą w eter „pani wyśle męża po kapturki!”. Szczegółowo o nakładkach napisała Hafija;
  • uwaga na maści na brodawki z lanoliną – najnowsze badania wskazują, że stosowanie maści z lanoliną na uszkodzone brodawki może wiązać się z większym ryzykiem infekcji bakteryjnych i grzybicy [5]. Czym więc smarować, w razie potrzeby? Najlepiej własnym mlekiem, ewentualnie olejem kokosowym lub oliwą z oliwek. Można też robić okłady z zielonej herbaty. Ale przede wszystkim znaleźć przyczynę uszkodzenia brodawek (m.in. niewłaściwe przystawianie, skrócone wędzidełko podjęzykowe u noworodka i wiele innych) i rozwiązać problem.
Co warto obejrzeć w sklepach i aptekach, aby wiedzieć, gdzie kupić w razie potrzeby?
  • laktator – można też pożyczyć z profesjonalnej wypożyczalni (w większych miastach);
  • muszle laktacyjne – to takie specjalne ochronki na brodawki, które umożliwiają dopływ powietrza i gojenie się;
  • kubeczek do karmienia niemowląt – do ewentualnego dokarmienia;
  • biała kapusta – tak, taka zwykła do jedzenia. Nie ma nic lepszego na piersi w czasie nawału pokarmu niż zbite tłuczkiem schłodzone liście kapusty.

suitcase-468445_1280

Co spakować na pewno?
  • koszule do karmienia – rozpinane, ze specjalnymi zakładkami, na ramiączkach lub (według mnie najlepsze, choć rzadko dostępne) zawiązywane na tasiemki; na tradycyjny pobyt po porodzie siłami natury powinny wystarczyć 3-4 koszule, zawsze można w międzyczasie uprać. Nie popełniajcie mojego błędu i nie kupujcie koszul z długim rękawem, nawet jeśli macie rodzić zimą – na oddziałach noworodkowych jest potwornie gorąco;
  • staniki do karmienia – minimum jeden na dobę;
  • wkładki laktacyjne – kilka par na dobę, jedno małe opakowanie powinno wystarczyć;
  • poduszki – kilka zwykłych jaśków, dzięki którym będziesz mogła wygodnie ułożyć się do karmienia.
Co jeszcze mieć?
  • wpisany w telefonie Twoim oraz Twojego partnera/siostry/mamy numer do doradcy laktacyjnego, promotora karmienia piersią, douli lub innej kompetentnej osoby (namiary znajdziesz TU), która w razie potrzeby może przyjechać i wesprzeć Cię w karmieniu piersią. Najlepiej do dwóch takich osób, gdyby jedna z jakichś przyczyn nie mogła akurat być tego dnia u Ciebie. Zwłaszcza, jeśli w szpitalu „położna od laktacji jest, ale tylko od poniedziałku do piątku do godziny 15”, Ty urodzisz w sobotę rano, a pozostały personel będzie mało wspierający lub zbyt zajęty, żeby Ci pomóc;
  • odłożone w kopercie 70-200 zł na poradę laktacyjną. Wiem, że to dużo – ale roczne żywienie dziecka mieszanką mlekozastępczą jest znacznie droższe. Trzeba myśleć o tym wydatku w szerszej perspektywie, przynajmniej póki porady laktacyjne nie są refundowane;
  • wiedzę – czytaj w ciąży o karmieniu, o ewentualnych problemach, które mogą się pojawić, obejrzyj filmiki z pozycjami do karmienia i zasadami poprawnego przystawienia dziecka. Rzetelne źródła wiedzy to: Centrum Nauki o Laktacji, Hafija, KellyMom (po ang.), książki: dr Magdaleny Nehring-Gugulskiej „Warto karmić piersią”, Gill Rapley „Po prostu piersią”, Williama i Marthy Sears „Księga dziecka” i „Księga rodzicielstwa bliskości”;
  • wsparcie – osobiste, telefoniczne, facebookowe od kobiet, które karmiły piersią lub które nie karmiły, ale są gotowe Cię wysłuchać.

Po kompletną listę wyprawkową do ściągnięcia zapraszam TUTAJ 🙂

 

Udanej drogi mlecznej, Mamo!

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – 3 propozycje, jeśli Twoje dziecko ma od 1 do 3 lat

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – 3 propozycje, jeśli Twoje dziecko ma od 1 do 3 lat

W poprzedniej części polecałam książki o Rodzicielstwie Bliskości dla osób spodziewających się dziecka i świeżoupieczonych rodziców. Dziś mam 3 propozycje dla tych, których potomek wychodzi już z okresu niemowlęcego, potrafią chustonosić, znają zalety współspania i karmienia naturalnego, a teraz potrzebują informacji o tym, jak się komunikować z dzieckiem i wspierać je w rozwoju emocjonalnym.

Książki o rodzicielstwie bliskości

(więcej…)

Akcja Adaptacja: czy muszę nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania?

Akcja Adaptacja: czy muszę nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania?

„Czy muszę nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania?” – to pytanie powtarza się na różnych grupach facebookowych, do których należę, zwłaszcza teraz, przed wrześniową adaptacją w żłobkach i przedszkolach. Chciałam wypowiedzieć się jako psycholog i nauczyciel przedszkola, jakie jest moje zdanie na temat konieczności uczenia dziecka samodzielnego zasypiania w kontekście powrotu mamy do pracy.

Rodzice martwią się czasem, że dziecko bez piersi/ noszenia na rękach/ śpiewania „Lulajże Jezuniu”/ wstaw inne nie uśnie, bo od urodzenia tylko to działało. Na szczęście nie jest to prawda. Każdy opiekun wypracuje sobie własny sposób ułożenia dziecka na drzemkę, a dziecko, nawet najmłodsze, dobrze wie czego się po kim spodziewać. Bardzo często mama przystawia malucha do piersi, bo bujanie czy śpiewanie „nie działa”. Tymczasem w obecności dziadka, taty czy niani dziecko magicznie zasypia tylko dzięki kołysaniu lub głaskaniu po plecach.
Moja teściowa potrafiła uśpić wnuczkę szeptaniem jakichś bajeczek. Ja mogłabym się zaszeptać na śmierć, a o spaniu nie byłoby mowy.

Nie ma potrzeby dokładać dziecku stresu i na zapas trenować samodzielne usypianie, nawet jeśli ktokolwiek z personelu placówki Wam sugeruje, że „tak będzie lepiej”. Niania i opiekunki sobie poradzą. Na pewno. Niejedno dziecko już uśpiły w ten czy inny sposób. Moja siostrzenica była bujana na poduszce, sporo dzieci usypia u pań na rękach, niektóre w wózku albo głaskane po głowie. Warto porozmawiać z rodzicami innych dzieci lub doświadczonymi opiekunkami o sposobach usypiania maluchów – zapewniam Cię, że zdecydowana większość potwierdzi moje słowa.

Pójście do żłobka, przedszkola czy przejście pod opiekę niani nie jest dobrym momentem na zakończenie karmienia piersią, nawet jeśli było ono dotychczas jedynym „środkiem nasennym” naszego dziecka.

Podobnie ma się sprawa odstawienia smoczka do zasypiania – zawsze wprowadzamy nie więcej niż jedną zmianę na raz. Gdy dziecko poczuje się w placówce lub z nianią pewniej, wtedy zastanawiamy się czy i jak odsmoczkować malucha. O odstawieniu smoczka możesz więcej poczytać TU (okiem psychologa) i TU (okiem logopedy).

Warto natomiast przed adaptacją wprowadzić do rytuału zasypiania przedmiot (pluszaka, kocyk, pieluszkę), który dziecko będzie mogło zabierać ze sobą do placówki. O tym, jak wprowadzić taki przedmiot, pisałam TU. Jeśli jest taka możliwość, dobrze, by dziecko miało w żłobku/przedszkolu taką samą pościel/śpiworek, jakich używacie w domu podczas drzemek (choć czasem bywa inaczej – o czym za chwilę).
Jeżeli w domu wykorzystujecie zapach budzący skojarzenia ze snem, np. lawendy (o tym, dlaczego warto, napisałam TU), warto zapytać opiekunki, czy mogłyby skrapiać nim pościel. Wszystkie te zabiegi mają na celu zachować poczucie bezpieczeństwa malucha.

Przedszkolne leżakowanie wygląda obecnie bardzo różnie, w wielu placówkach zupełnie się od niego odeszło. Zapytaj na dniach adaptacyjnych w przedszkolu, czy i na jakich zasadach obowiązuje popołudniowa drzemka lub czas wyciszenia. Z dzieckiem, które ma rozpocząć karierę przedszkolaka, porozmawiaj szczerze o leżakowaniu. Byłam świadkiem sytuacji, w której mama zabierała córkę przed drzemką do domu, a ona po kilku dniach poprosiła o pozostanie w przedszkolu – tak bardzo spodobały jej się łóżeczka i pościel, że zapragnęła zostać z innymi dziećmi.
Trzeba być elastycznym, czasami to my, dorośli boimy się pewnych sytuacji bardziej niż maluchy. Słyszałam także o dziecku, które nie chciało się przebierać w piżamkę – okazało się, że silnie kojarzy się ona z rytuałem wieczornym. Chłopiec bał się, że kiedy się przebierze i pójdzie spać, to będzie musiał zostać w przedszkolu na noc. Wystarczyło zmienić piżamę na ubranie „dzienne” i problem z leżakowaniem się rozwiązał.
Pamiętaj, że u dzieci uczęszczających do placówek poziom kortyzolu (hormonu stresu) jest zwykle wyższy niż u dzieci, które przebywają w domu z mamą lub opiekunką [1]. Wiąże się to z występowaniem mocniejszych bodźców i większej ich ilości – dość wspomnieć o hałasie, jaki emituje grupa trzylatków. Dlatego dzieci żłobkowe i przedszkolne mogą mieć problem z wieczornym zasypianiem. Rezygnacja z zabawy tabletem czy laptopem i wyeliminowanie innych źródeł niebieskiego światła minimum 2 godziny przed snem oraz wprowadzenie dużej porcji rodzicielskiego dotyku, masażu, przytulania, karmienia piersią i wyciszających rytuałów powinny pomóc w łagodnym kończeniu dnia.

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

High Need Baby – po co nam ta etykieta

High Need Baby – po co nam ta etykieta

Jakiś czas temu z internetową grupą wsparcia dla rodziców High Need Babies, w której się udzielałam, pożegnała się jedna z użytkowniczek, która uznała, że nazywanie dziecka hajnidem nie ma sensu. Ta etykieta stała się dla jej męża wymówką, by nie pracować nad sobą. I że właściwie to nie wiadomo, czy maluch jest HNB czy nie, bo przecież w zależności od tego, do kogo będziemy je porównywać, dojdziemy do różnych wniosków.

To prawda, cech temperamentu nie należy rozpatrywać jako dwóch biegunów, czyli albo High Need, albo Low, nic pomiędzy. O dzieciach nie należy myśleć jako o „normalnych” i tych „poza normą”. W psychologii zakładamy, że różne cechy, także temperamentalne, można raczej przedstawić w formie rozkładu Gaussa:

Standard_deviation_diagram.svg

Każda osoba ma większe lub mniejsze nasilenie danej cechy, poza nielicznymi jednostkami, które reprezentują skrajne, czyste formy, jak „hipermega hajnid #kupięworekcierpliwości #idrugikręgosłup” i „lołnid, jakby kolejne miały być takie, to mogę urodzić choćby drużynę piłkarską”. Podobnie jest z cechami osobowości, jak ekstrawersja – introwersja czy neurotyczność- równowaga emocjonalna. Każdy z nas plasuje się gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami, mając w sobie coś z ekstrawertyka, ale i trochę introwersji, w różnych proporcjach. Istnieją więc dzieci bardziej wymagające i mniej wymagające, a pewnie to, jak które się nazwie, zależy też od osobowości i odporności psychicznej ich rodziców. Dla jednej mamy karmienie piersią co dwie godziny jest szczytem uciążliwości, druga zaczyna mieć dość, gdy dziecko nie schodzi jej z klaty już ósmy kwadrans. Jedna z myślą, „o, jak ładnie dziś śpi” wstaje w nocy czwarty raz, inna przy trzeciej pobudce zaczyna googlować: „czy z bycia hajnidem się wyrasta?”. Pewne jest jedno: bez względu na temperament, opieka nad małym dzieckiem jest wyczerpująca.

KOHN

Przede wszystkim matki, które trafiają na określenie „High Need Baby” i zapoznają się z opisem cech takiego dziecka, doznają iluminacji. Ziemia niemal rozstępuje im się pod nogami, zza chmur wychodzi słońce, a one łapią szczękę, która pałęta im się w okolicy kolan. Wszystkie, jakby się umówiły, piszą: „to przecież o moim Jasiu/Małgosi!”, „myślałam, że tylko ja tak mam”, „ojejej, jest nas więcej”.

Trafiają na grupę i odnajdują innych rodziców, z którymi łączy je nić porozumienia. Kogoś, komu można się pożalić, że jest się na skraju wytrzymałości, zwierzyć z ekstremalnych uczuć, które towarzyszą wychowywaniu wymagającego dziecka. Etykieta HNB pozwala im znaleźć oazę, miejsce będące przeciwwagą dla lukrowanej wizji macierzyństwa wydzierającej z blogów (podróżujemy z niemowlakiem po górach Tybetu, wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować!), parentingowych gazetek i ciążowych poradników. To naprawdę dużo daje, zwłaszcza w chwilach zwątpienia, po fali krytyki związanej z odwiedzinami dalszej rodziny, po wizycie koleżanki mającej nadzwyczaj spokojne dziecko.

Poza wsparciem emocjonalnym, my rodzice grupujący się pod hasłem „hajnid na stanie”, możemy się podzielić mnóstwem wiedzy. Wspólnie rozwiązujemy problemy, których wielu rodziców kompletnie nie rozumie: które mięśnie mi się wzmocnią podczas półtoragodzinnego usypiania malucha na piłce rehabilitacyjnej? Jak wyglądać przyzwoicie, skoro mam czas tylko na trzyminutowy prysznic i umycie zębów w akompaniamencie jęków niezadowolenia panicza? Gdzie sprzedają melisę w ampułkach do iniekcji?

Wymieniamy się informacjami o różnych sposobach radzenia sobie w trudnych momentach. Podpowiadamy, jak przeżyć długą podróż samochodem z dzieckiem niezasypiającym w foteliku i co z rozwojem motorycznym, jeśli maluch ciągle jest noszony na rękach.

Zawsze polecam rodzicom wizytę u specjalistów, jeśli nie są pewni, czy za zachowaniami dziecka nie stoją jakieś problemy zdrowotne (więcej o tym TU). Nie zapomnę przypadku mamy, która trafiła do grupy i pożaliła się, że jej córka ciągle płacze i prawie nie śpi. Grupowiczki podrążyły temat i uznały, że to chyba nie hajnid, to coś więcej. Zmotywowały mamę do szukania medycznych przyczyn takiego stanu… i voila. Okazało się, że malutka miała bardzo silną alergię na mleko, która powodowała ogromny ból i fizyczne zmiany w śluzówce przełyku. Szybko rozpoczęła odpowiednie leczenie i życie całej rodziny uległo ogromnej poprawie.

Jest też druga grupa osób. Mamy, które piszą, że poznawszy hasło HNB, przestały szukać w dziecku problemów zdrowotnych. „Już nie biegam po lekarzach, nie pobieram kolejnych probówek krwi, nie szukam siódmego pediatry, trzeciego neurologa, który by wreszcie powiedział, co dziecku jest, choć pozostali nie znaleźli żadnych fizycznych przyczyn takiego zachowania. Po prostu zaakceptowałam moje dziecko takim, jakie jest, z niepowtarzalnym temperamentem, z dużymi potrzebami”.

Są też mamy, które wreszcie przestały się obwiniać – słyszały z różnych stron, że „same nauczyły nosić na rękach, to teraz mają”. Tak często powtarzano im, że niepotrzebnie reagują na każde kwęknięcie, że zaczęły wątpić w swoje kompetencje, w swoją intuicję. Odkrycie, że są inne dzieci, które także mało śpią, dużo płaczą i są bardzo emocjonalne, i że to nie wina ich rodziców, pozwoliło tym mamom odzyskać spokój ducha. Pozbyć się myśli, że „robię tak dużo, a ono ciągle płacze, chyba źle kąpię, źle usypiam, źle przykrywam kocykiem i w ogóle jestem złą matką”. Pisałam o tym więcej w tekście „To (nie) Twoja wina”.

Dziewczyny, których hajnidy chodzą już do przedszkola lub szkoły, po raz setny zapewniają nowicjuszki, że da się przeżyć i nie zwariować. Ba, można nawet znaleźć w sobie odwagę, by postarać się o kolejne dziecko. W chwilach zwątpienia lepiej przeczytać: „znam to, też tak miałam, wszystko mija, nawet najdłuższa żmija„, niż „nie przesadzaj”, „nie rozumiem, po co decydowałaś się na macierzyństwo, skoro ciągle narzekasz”, „leniwe matki, którym nie chce się zadbać o siebie i dom, zrzucają winę na dziecko” i tego typu kwiatki z innych miejsc w sieci.

tag-654697_1280

Z etykietowaniem, bez względu na zawartość tej etykiety, łączy się pewien problem – zjawisko samospełniającej się przepowiedni. Jeśli określę dziecko jako „mało inteligentne”, nie będę stymulować jego rozwoju, wydawać pieniędzy na rozwój jego hobby, zachęcać do nauki itd., bo przecież mu to niepotrzebne, skoro jest mało bystre. I faktycznie jego inteligencja może nie rozwinąć się tak, jakby mogła, gdybym tylko nie przykleiła mu na starcie etykiety „mało inteligentny”. Ale czy dlatego, że od zawsze taki był, czy dlatego, że ja nie pozwoliłam mu rozwinąć skrzydeł?

To, że określisz swoje dziecko, jako wymagające, nie zwalnia Cię od starań, by zapewnić mu jak najlepszą opiekę. Jeśli stwierdzisz, „cóż, ryczy, bo jest hajnidem, co ja więcej mogę” i będziesz zostawiać dziecko do wypłakania, to może za jakiś czas przestanie płakać, ale niezaspokojone potrzeby wrócą później ze zdwojoną siłą wraz z osłabionym poczuciem bezpieczeństwa.

HNB nie jest zaburzeniem czy chorobą, nie ma na to lekarstwa. Nie oznacza to jednak że jako rodzic możesz czuć się rozgrzeszony i możesz porzucić pracę nad sobą. Tak, nad sobą – rodzicielstwo to głównie praca nas samym sobą i z dzieckiem, a nie nad nim.

Searsowie stworzyli pojęcie „High Need Baby”, gdy urodziło się ich trzecie dziecko, zupełnie inne od poprzedniej dwójki. Korzystając z własnych doświadczeń, a także z opowieści rodziców, których spotykali w swoim gabinecie pediatrycznym, chcieli opisać dzieci, które potrzebowały więcej. Opisać, nie ocenić – co sami wielokrotnie podkreślają. Dzieci HNB nie są ani lepsze, ani gorsze niż „lołnidy”, są po prostu inne. Tak jak nie można powiedzieć, czy lepiej być ekstrawertykiem czy introwertykiem, ani czy lepiej być blondynem niż brunetem.

Zastanów się, czy Twoje skojarzenia ze słowem hajnid są oceną (niegrzeczny, wymuszający, terrorysta, manipulatorka, beksa itd.) czy opisem (potrzebuje więcej dotyku, nie lubi spać w samotności, gwałtownie reaguje nawet na krótkie rozstania). Nie ma nic złego w opisywaniu rzeczywistości, a kategorie takie jak HNB ułatwiają nam porozumiewanie się, bo łatwiej napisać te trzy litery niż całą listę cech. Jeśli bliskościowe wychowanie hajnida zakłada postrzeganie dziecka jako wrażliwe i emocjonalne, szybkie reagowanie na jego potrzeby, dopasowywanie w miarę możliwości środowiska do jego specyficznych wymagań, to nie widzę tu jakichś specjalnych zagrożeń płynących z takiego „etykietowania”.

A jakie jest Twoje podejście do hasła „High Need Baby”?

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – 3 propozycje dla rodziców niemowlaków

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – 3 propozycje dla rodziców niemowlaków

Bez względu na wiek dziecka, nigdy nie jest za późno, by zainteresować się nurtem Rodzicielstwa Bliskości i inspirować się nim. W serii postów przedstawię Ci kilkanaście propozycji książek, z którymi warto zapoznać się, gdy jesteś na początku tej drogi.

Jeśli spodziewasz się dziecka lub Twój maluch ma mniej niż rok,  zachęcam Cię do przeczytania trzech poniższych pozycji. Są one także świetnym pomysłem na prezent z okazji baby shower lub na pierwsze odwiedziny po porodzie – uwierz mi, że przydadzą się świeżoupieczonym rodzicom bardziej niż siódmy kocyk. Zaczynajmy! (więcej…)

Język niemowląt – nauka samodzielnego zasypiania cz.4

Język niemowląt – nauka samodzielnego zasypiania cz.4

Trzy poprzednie części znajdziesz TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ.

W książce „Język niemowląt” Hogg przedstawia swoją metodę samodzielnego zasypiania jako złoty środek pomiędzy ideą współspania Searsów a wypłakiwaniem (cry-it-out) Ferbera.

Spanie z dzieckiem według autorki zmusza rodziców do rezygnacji z własnego czasu, prywatności i potrzeby snu. Badania wskazują jednak na to, że rodzice dzielący łóżko z dzieckiem lepiej się wysypiają, matki dłużej karmią piersią, a niemowlęta lepiej przybierają na wadze [1]. Wiem, że doświadczenia moich obserwatorek na FB są podobne 😉

Tracy oficjalnie nie popiera wypłakiwania. Nie jest jednak tak daleka od potępianego przez siebie Ferbera, jak jej się wydaje. (więcej…)