Kim jest niejadek?

Kim jest niejadek?

 

Małgorzata Talaga-Duma jest psychodietetykiem, od kilku lat specjalizuje się w żywieniu dzieci, w terapii karmienia dzieci z wybiórczością pokarmową i neofobią. Współpracuje z placówkami oświatowymi, z nauczycielami, rodzinami i przede wszystkim z dziećmi w ramach warsztatów kulinarnych. Wykładowca akademicki oraz prowadząca szkolenia dla specjalistów m.in. w Instytucie Psychodietetyki. Autorka artykułów poruszających temat trudności żywieniowych u dzieci. Założycielka profilu https://jedzzglowa.pl/ oraz https://www.facebook.com/jedzzglowapl

Magdalena Komsta: Czy prawdziwe niejadki w ogóle istnieją?

Małgorzata Talaga-Duma: Na początku warto przede wszystkim wyjaśnić samo pojęcie niejadka. Jest to określenie, z którym bardzo często spotykamy się w rozmowie z rodzicami. Temat spożywania posiłków jest dla nich bardzo ważny. Stąd zjedzenie małej porcji budzi wśród rodziców obawy i niepokój. W efekcie narasta napięcie wokół jedzenia i z czasem posiłki rodzinne stają się coraz trudniejsze – zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców. Określenie niejadek, często wypowiadane w obecności dziecka, staje się formą etykiety – niestety mocno utrwalającej pewne zachowania u dziecka. Preferencje żywieniowe zmieniają się wraz z wiekiem. Szczególnie u dzieci w wieku dwóch, trzech lat oraz w wieku przedszkolnym, rodzice mogą dostrzec ograniczenie w diecie konkretnych grup produktów, jak warzywa czy mięso oraz jedzenie mniejszych porcji. Równocześnie dzieci chętniej sięgają po inne produkty, które są im bliższe smakowo, najczęściej słodkie, mączne. Pamiętajmy jednak, że żadne dziecko nie rodzi się niejadkiem. Za odmową jedzenia rzeczywiście mogą kryć się różnorodne przyczyny, ale z pewnością niebagatelne znaczenie ma dieta dziecka, ilość i jakość spożywanych przekąsek oraz słodkich napojów, które dziecko otrzymuje.

Istotna jest również obserwacja dziecka i zaufanie wobec samodzielnego decydowania przez nie o wielkości spożywanych porcji, według aktualnych potrzeb.

Chcąc odpowiedzieć sobie na pytanie: czy moje dziecko jest niejadkiem?, warto więc przeanalizować ilość spożywanych posiłków i przekąsek w ciągu dnia (w stosunku do zapotrzebowania energetycznego dziecka w danym wieku), jakość posiłków pod kątem smaku, sytości, a także ilość i rodzaj przyjmowanych płynów oraz rodzinny model karmienia.

MK: Skąd się biorą niejadki, które jednocześnie mają na wszystko siłę?

MTD: Gdy rodzice zgłaszają, że ich dziecko jest niejadkiem, to najczęściej mają na myśli, że dziecko zjada mniej, niż chcieliby rodzice lub zjada nie takie produkty, jakie rodzice by chcieli. Często się dziwią, że dziecko praktycznie nic nie je, a ma mnóstwo energii. W takich sytuacjach szczególnie warto przyjrzeć się codziennej diecie i skrupulatnie policzyć ilość przekąsek. 

Jeśli w podawanych posiłkach dominują produkty mączne, słodkie, to małe dziecko w większości przypadków zaspokaja swoje zapotrzebowanie energetyczne bardzo szybko. Równocześnie może to być dieta bardzo uboga pod kątem wartości odżywczych.

Podawanie produktów słodkich w porach posiłku uczy dziecko, że głód najłatwiej zaspokoić przekąskami, potrawami słodkimi. Często sami rodzice, w sytuacji odmowy posiłku, szukają najbardziej pewnych produktów i podają ulubione przysmaki. Dlatego warto w pierwszej kolejności przeanalizować nie tylko to, ile zjada dziecko, ale również zachowanie rodzica w sytuacji odmowy spożywania posiłku.

MK: Skąd mam wiedzieć, czy dziecko je za mało? Czy da się to sprawdzić?

MTD: Przede wszystkim warto przyjrzeć się czynnikom, które wpływają na apetyt u dziecka, aktualne zapotrzebowanie energetyczne wynikające m.in. z tempa wzrostu, wieku, wagi ciała. Najszybszy przyrost wagi i wzrostu obserwujemy u dzieci w pierwszym roku życia W kolejnych latach tempo przyrostów jest zdecydowanie mniejsze, co również będzie się przekładało na wielkość porcji. Najważniejsze to tak komponować posiłki, aby w małej porcji dostarczyć jak najwięcej wartości odżywczych. Zgodnie z najważniejszą zasadą żywienia dzieci to RODZIC decyduje, co poda dziecku, kiedy i ile, ale to do DZIECKA należy decyzja, ile z tego zje i czy zje.

Gdy podajemy odpowiednio skomponowane posiłki, warto zaufać dziecku, że samo będzie wiedziało, jakiej porcji potrzebuje. U dzieci apetyt łatwo ulega zmianie w zależności od aktywności fizycznej, towarzyszących emocji, etapu rozwoju. Szczególnie to widać u dzieci powyżej pierwszego roku życia, gdy zainteresowanie najbliższym otoczeniem jest dużo większe niż tym, co jest podane na talerzu. Ingerowanie w wielkość porcji, karmienie wbrew sygnałom, jakie przekazuje dziecko, zaburza naturalny mechanizm regulacji poczucia głodu i sytości, który możemy dostrzec już u niemowlaka.

Jeśli rodziców jakaś sytuacja niepokoi, to warto kontrolować wagę dziecka, tempo przyrostów w siatce centylowej. Gdy dziecko utrzymuje się w swoim tzw. kanale centylowym, to znaczy, że jego tempo wzrostu jest prawidłowe. Najważniejsze, aby zadbać wówczas o wysoką jakość diety i w razie wątpliwości skontaktować się ze specjalistą (lekarzem, psychodietetykiem, dietetykiem dziecięcym).

MK: Namawiać niejadka do siedzenia przy stole z rodziną czy akceptować, jeśli odchodzi od stołu, kiedy reszta rodziny je?

MTD: Trudno tak jednoznacznie określić, jaka postawa rodziców będzie prawidłowa. Wszystko zależy od przyczyn odmowy wobec wspólnego spożywania posiłku. Warto zastanowić się, czy takie zachowanie wynika z braku preferowanego posiłku na talerzu czy z presji, jaką dziecko zaczyna odczuwać przy stole. Na pewno dobrze byłoby, aby dziecko mogło towarzyszyć rodzicom podczas wspólnych posiłków, niezależnie od tego, jak zjadło. Ma wówczas okazję poznać inne produkty obecne na stole (częsta ekspozycja) oraz obserwować rodziców (efekt modelowania). Z drugiej strony może się okazać, że dotychczasowe namawianie ze strony najbliższych do jeszcze jednej łyżeczki jest odczuwane przez dziecko jako forma presji i w efekcie opór wobec posiłku narasta. 

MK: Co zrobić, jeśli dziecko nie chce jeść obiadu, kanapki, itp. pożywnych posiłków? Czekać aż zgłodnieje czy odpuścić i dać owoc, który na pewno zje?

MTD: Gdy dziecko nie chce jeść posiłku, istotne jest ustalenie przyczyn takiego zachowania, ale również analiza zachowań rodziców w sytuacji odmowy. Może ona wynikać zarówno z braku odczuwalnego głodu, jak i z braku zainteresowania jedzeniem czy przekonania, że w sytuacji odmowy mniej preferowanego dania, rodzic zaproponuje pewniejszy produkt, czyli to, co dziecko lubi. O ile pojedyncza sytuacja nie stanowi zagrożenia, to z czasem rodzice obserwują, że przy takich rozwiązaniach dieta dziecka utrwala preferowane smaki. Dużo trudniej wprowadzić nowe, wartościowe produkty. 

Zwykle najlepiej będzie zakończyć posiłek, nie podając preferowanego zamiennika i zaplanować szybsze podanie kolejnego dania lub zaproponować ponowne podanie danego posiłku w najbliższym czasie. Nieskutecznym rozwiązaniem będzie skierowanie do dziecka pytania: co byś zjadł?, ponieważ równie dobrze może wskazać posiłek, którego w ostateczności nie zje.

MK: Co robić, jeśli dziecko wybiera, zjada tylko jeden produkt lub kilka produktów? Co jeśli starsze dziecko chce jeść codziennie to samo, np. kanapkę z serem, a jego menu jest bardzo ograniczone?

MTD: Rzeczywiście przy poważniejszych trudnościach z jedzeniem możemy zaobserwować u dzieci tendencję do wybierania produktów tylko o określonej konsystencji, kolorze, sposobie podania (np. makaron bez sosu, miękkie, łatwe do gryzienia itp.). Również w sposobie spożywania posiłków dostrzegamy, że dziecko unika łączenia produktów. Jeśli rodzic obserwuje takie wybiórcze jedzenie, a w analizie jadłospisu wyraźnie zaznacza się monotonny sposób żywienia (np. jednego rodzaju kanapki lub spożywanie tylko frytek czy makaronu z drugiego dania), to warto zasięgnąć opinii specjalistów. W żywieniu dzieci ważne jest nie tylko zaspokojenie głodu, ale również dostarczenie odpowiednich składników odżywczych. Dziecko jest w stanie zaspokoić głód suchą bułką czy makaronem, ale z pewnością nie jest to wartościowy posiłek.

MK: Jeśli dziecko odmawia zjedzenia kanapki na kolację, to przygotować dla niego drugi posiłek, drugi wariant kolacji? A potem trzeci i czwarty?

MTD: Zdecydowanie nie. Taka forma rozmowy z dzieckiem (co byś zjadł, to przygotuję) tak naprawdę stawia dziecko w trudnej sytuacji. Warto zamiast tego, aby rodzic dawał dziecku możliwość wyboru, np. dodatków lub sposobu podania: kanapka z serem czy wędliną? Z ogórkiem czy z pomidorem? Można również przygotować posiłek w formie tzw. szwedzkiego stołu, dając dziecku możliwość samodzielnego komponowania posiłku.

MK: Kiedy zgłosić się po pomoc do specjalisty i do kogo?

MTD: Jeśli rodzic dostrzega, że dziecko odmawia spożywania posiłku i problem nie ustępuje lub wręcz pogłębia się, to warto zwrócić uwagę, że nie zawsze kryje się za tym kwestia smaku potrawy. W końcu w wielu sytuacjach dziecko nawet nie próbuje, a już zdecydowanie odmawia jedzenia. Warto spojrzeć na proces spożywania posiłku jak na czynność wymagającą opanowania wielu różnych umiejętności, takich jak: odpowiednia postawa ciała, koordynacja ruchów, umiejętność gryzienia, formowania kęsa. Jedzenie to również kontakt z różnymi zapachami, dźwiękami (np. dźwięk chrupania), konsystencjami. Grupa specjalistów, którzy mogą być pomocni przy analizie przyczyn trudności w jedzeniu jest dosyć liczna. Będą to m.in.: pediatra, dietetyk, psychodietetyk, psycholog, alergolog, fizjoterapeuta itd. Warto zasięgnąć konsultacji u neurologopedy czy terapeuty integracji sensorycznej, który pracuje z małymi dziećmi.

Pamiętajmy, że dzieci jedzą najlepiej, jak potrafią – zgodnie ze swoimi potrzebami i umiejętnościami.

 

Ile infekcji w sezonie to norma?

Ile infekcji w sezonie to norma?

Poniższy artykuł został zredagowany w oparciu o wystąpienie dr n. med. Kacpra Toczyłowskiego – eksperta Parentflixa, pediatry w trakcie specjalizacji z chorób zakaźnych. 

 

Ile infekcji w sezonie to norma?

U dzieci do piątego roku życia jest to około ośmiu infekcji w okresie jesienno-zimowym. Okres jesienno-zimowy trwa jakieś sześć, siedem miesięcy w roku. Osiem infekcji dróg oddechowych (objawiających się katarem, kaszlem) oznacza, że dziecko może być chore częściej niż raz w miesiącu. Ostry katar trwa, powiedzmy, tydzień. Później, po katarze czy zapaleniu oskrzeli, zostaje jeszcze kaszel poinfekcyjny, który będzie trwał kolejne dwa, trzy tygodnie. Dziecko wraca do przedszkola i znowu jest chore. Łapie wtedy drugą, trzecią, ósmą infekcję. Wciąż jest to norma.  Trzeba podkreślić jedną ważną rzecz: dzieci, które chorują często są, w większości przypadków, kompletnie… zdrowe. Nic im nie dolega. Takie nawracające infekcje układu oddechowego są wpisane w dzieciństwo. Mówi się wręcz o fizjologicznych infekcjach układu oddechowego, które wynikają z kilku aspektów, ale o nich za chwilę.  Dzieci powyżej piątego roku życia chorują zwykle rzadziej i umowną normą są około cztery infekcje w okresie jesienno-zimowym. Należy jednak podkreślić jedną, bardzo ważną rzecz – nie posiadamy uniwersalnej definicji nawracających infekcji dróg oddechowych. Określenie liczby infekcji na sezon, względem wieku dziecka, różni się pomiędzy wytycznymi. Ponadpięcioletnie dziecko chorujące nawet osiem razy w ciągu sezonu jesienno-zimowego najprawdopodobniej również jest zdrowe. 

 

Odporność. Kiedy można mieć powody do niepokoju?

Czy jednak jest coś, co kazałoby nam martwić się chorowaniem dziecka? Odpowiedź brzmi: tak. Fundacja Jeffreya Modella opracowała dokument, w którym zawarła dziesięć objawów ostrzegawczych pierwotnego niedoboru odporności Kiedy zatem rodzice i lekarze powinni pomyśleć o tym, że dziecko może mieć osłabiony układ odpornościowy? Oto lista sygnałów alarmowych:

 

  • Nawracające infekcje ucha. Czwarte lub kolejne zapalenie ucha środkowego w ciągu roku może skłaniać do pogłębienia diagnostyki. Podobnie rzecz ma się przy dwóch (lub więcej) poważnych zapaleniach zatok w ciągu roku.
  • Zapalenia ucha albo zatok, które wymagają przedłużonego leczenia antybiotykami. Zwykle od pięciu do siedmiu dni antybiotyków w zupełności wystarcza na tego typu infekcje. Konieczność wydłużenia antybiotykoterapii na wiele tygodni może sugerować niedobór odporności.
  • Drugie lub kolejne bakteryjne zapalenie płuc w ciągu roku. Nie mylić z wirusowym!
  • Nieprawidłowy przyrost długości i masy ciała. Dlatego tak ważne są bilanse zdrowia, okresowe pomiary i naniesienie ich wyników na siatki centylowe.
  • Głębokie ropnie skóry lub ropnie innych narządów. To także uporczywe pleśniawki (czyli takie białe naloty w buzi), które trudno jest wyleczyć.
  • Konieczność stosowania antybiotyków dożylnych, ponieważ antybiotyki doustne są nieskuteczne.
  • Zakażenia tkanek głębokich albo posocznica. Jeżeli dziecko ma drugą posocznicę w ciągu dwunastu miesięcy, bez żadnych wątpliwości wymaga diagnostyki immunologicznej.
  • Pierwotne niedobory odporności w bliskiej rodzinie.

 

Dlaczego dzieci chorują częściej? 

Dlaczego jednak dzieci mogą chorować częściej? Dlaczego dzieci do piątego roku życia mogą chorować osiem czy nawet więcej razy w ciągu sezonu i wciąż to jest norma? Wynika to z kilku rzeczy.  Po pierwsze dzieci w trochę inny sposób poznają otaczający nas świat. Lubią wszystkiego dotknąć, lubią posmakować. Każde dotykanie przedmiotów i wkładanie ich do buzi czy oblizywanie palców oznacza ryzyko przeniesienia w ten sposób patogenów.  Po drugie, dzieci uczęszczają do szkół i przedszkoli, gdzie spędzają wiele godzin w zamkniętych pomieszczeniach, w dużej grupie osób. Epidemię kataru, bostonki czy biegunki w takich warunkach może wywołać jedna chora osoba lub wciąż zakaźny ozdrowieniec.  Trzecia sprawa – nieprawidłowe mycie rąk. Warto nauczyć dziecko, jak się myje ręce. Powiem więcej: warto samemu nauczyć się prawidłowo myć ręce (polecam technikę Ayliffe). Jest jeszcze jedna ważna rzecz, która powoduje, że dzieci chorują częściej. Układ odpornościowy dzieci, w porównaniu do młodych dorosłych, jest słabszy. Oczywiście posiada on wszystkie potrzebne elementy i funkcje, ale są one realizowane w troszeczkę gorszy sposób. Niektóre komórki są bardziej leniwe, potrzebują więcej czasu. Są też trochę mniej spostrzegawcze. Mówiąc kolokwialnie: więcej patogenów mogą przeoczyć. Co prawda w pierwszych miesiącach życia niemowlęta są częściowo chronione przez przeciwciała od mamy, przekazane przez łożysko, ale ta ochrona nie trwa wiecznie i nie jest skuteczna w każdej sytuacji. Przeciwciała, jak każde inne białka, ulegają rozpadowi, który trwa od sześciu miesięcy do maksymalnie dwóch lat.  Podsumowując, dzieci chorują częściej, bo zachowują się inaczej niż dorośli, inaczej poznają świat, przebywają wśród chorujących rówieśników i mają jeszcze niedojrzały układ odpornościowy, który gorzej sobie radzi z wirusami i bakteriami.

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Do kiedy spać blisko dziecka? Co-sleeping, dostawka czy własny pokój?

Do kiedy spać blisko dziecka? Co-sleeping, dostawka czy własny pokój?

Artykuł powstał we współpracy z marką Chicco,

która oferuje łóżeczka dostawne Chicco Next2Me, w tym najnowszy model Forever 3w1

W pewnym momencie ciąży wiele osób rozpoczyna etap wicia gniazda i przygotowywania swojego domu na przyjście na świat nowego członka rodziny. Kiedy odpalisz Pinterest, Instagram i strony producentów dziecięcych gadżetów, możesz odnieść wrażenie, że Twoje dziecko powinno mieć własną sypialnię z szykownym łóżkiem od dnia ZERO. A jak jest w rzeczywistości?

Co-sleeping vs własny pokój: co mówią oficjalne zalecenia?

Amerykańska Akademia Pediatrii [1] i UNICEF UK [2] rekomendują, aby przez minimum 6 miesięcy, a najlepiej przez cały pierwszy rok życia dziecka, niemowlę spało w tym samym pomieszczeniu co rodzice. Wprowadzenie takiej zasady nie tylko zmniejsza ryzyko tzw. śmierci łóżeczkowej nawet o 50% [1], ale także ułatwia nocne karmienie i opiekę nad dzieckiem. I choć dostępne są na rynku elektroniczne nianie, które umożliwiają podsłuchiwanie śpiącego w innym pokoju niemowlaka i reagowanie na jego sygnały, to nie zastępują one spania blisko dziecka. Obniżenie ryzyka śmierci łóżeczkowej jest związane nie tylko z tym, że rodzice słyszą malucha i mogą szybko skontrolować, czy nie zadławił się on lub nie utknął w niebezpiecznej pozycji. Niemowlę potrzebuje spać w pokoju z opiekunami, ponieważ ich ruchy, dźwięki, zapach i inne bodźce docierające do malucha stymulują jego oddychanie [3].

Po pierwszych urodzinach możemy więc szykować dla dziecka jego własną sypialnię i wyprowadzić je np. z dostawki do własnego łóżeczka. Tylko czy warto?

Jak długo dziecko może spać blisko rodziców?

Istnieje mnóstwo mitów związanych ze spaniem dziecka blisko rodziców, na przykład w łóżeczku dostawnym. Można więc usłyszeć, że dostawka jest okej, ale tylko w okresie karmienia piersią, a potem maluch powinien dostać swój pokój z osobnym łóżkiem. Inni argumentują, że momentem granicznym są pierwsze urodziny. Dlaczego? Prawdopodobnie nie doczytali, że rekomendacje mówią o 6-12 miesiącach spania blisko rodziców jako o minimum, a nie jako o maksymalnym czasie. Być może ulegli dość powszechnemu złudzeniu, że dzieci wybudzają się i wołają rodziców tylko w okresie niemowlęcym, a już dzień po pierwszych urodzinach przesypiają całe noce i nie potrzebują nocnej opieki. To niestety nieprawda.

Sen dziecka w pierwszych latach życia nie ulega liniowej poprawie. Gdybyśmy chcieli zobrazować to, jak zmienia się na przykład liczba wybudzeń, rysunkowi byłoby bliżej do powoli opadającej fali niż do prostej w stylu zależności: im starsze dziecko, tym mniej wybudzeń.

Bo choć z tygodnia na tydzień układ nerwowy dziecka dojrzewa, to pojawia się mnóstwo nowych czynników, które wpływają na sen: rozwój ruchowy (i ćwiczenie nowych umiejętności motorycznych w trakcie niepełnych wybudzeń = przekręcanie się na brzuch i prostowanie ramion lub raczkowanie przez sen), rozwój poznawczy (np. znacząca poprawa wzroku po 3 miesiącu życia = dostarczanie sobie większej ilości stymulujących bodźców w ciągu dnia), rozpoczęcie rozszerzania diety, pojawienie się lęku separacyjnego (między 7 a 12 miesiącem życia, nasilenie się go w okolicach 1,5 roku), zmiany i znaczące emocjonalnie wydarzenia w życiu dziecka (zakończenie karmienia piersią, odstawienie od smoczka, powrót mamy do pracy zawodowej, rozpoczęcie przygody z nianią czy żłobkiem) czy wreszcie ząbkowanie, choroby, a także temperament i wrażliwość dziecka. Te wszystkie czynniki sprawiają, że sen dziecka w pierwszych latach ma prawo być przerywany pobudkami, mimo że obiektywnie minął już rok, dwa lub więcej.

To zupełnie zrozumiałe, że bardzo wielu rodziców nie chce wyprowadzać dziecka do jego własnego pokoju nawet po ukończeniu przez nie 12 miesięcy życia. Wolą mieć malucha blisko siebie nocą, zamiast wstawać do niego wiele razy, spać na podłodze obok jego łóżeczka lub czekać, aż on przyjdzie w środku nocy do ich sypialni. Dlatego łóżeczko dostawne po okresie niemowlęcym nadal może być dla Ciebie najwygodniejszą opcją!

Powiedzmy to sobie więc jasno: dziecko może spać w dostawce obok rodziców nie tylko przez 6 miesięcy czy rok, ale tak długo, jak będzie się w niej mieścić 🙂 Z tego powodu sensowne jest kupowanie łóżeczka dostawnego o możliwie jak największych rozmiarach i nośności. Łóżeczko Chicco Next2Me Forever 3w1 można używać w funkcji łóżeczka dostawnego aż do 4 urodzin! Ma bowiem 121 cm długości oraz 73,8 cm szerokości i może na nim spać dziecko ważące aż do 22 kg (dla porównania: wg siatek centylowych WHO 85% czterolatków ma poniżej 108 cm wzrostu i waży mniej niż 18 kg [4]).

Czy ono będzie z nami spało JUŻ ZAWSZE?

Prawdopodobnie wyprowadzi się z Waszej sypialni jeszcze przed maturą i nie będzie zabierało na ustny z polskiego tetrowej pieluszki na odwagę 😉 A tak zupełnie serio, to choć ludzkie dzieci są najdłużej niesamodzielne ze wszystkich ssaków, wszystkie zdrowe maluchy prędzej czy później przestaną potrzebować bliskiego kontaktu fizycznego do regulacji emocjonalnej nocą i wyprowadzą się do swojego pokoju. Niektóre powędrują tam bez problemów już po roczku, ale będą wracać do łóżka rodziców nad ranem, a inne dojrzeją do samotnego spania bliżej 4 czy nawet 5 lat, ale za to nie będą już wędrować po pokojach nocą. Tak samo jak zdrowe dzieci stają się gotowe do  chodzenia, mówienia i odpieluchowania, tak samo dzieje się to w kontekście zakończenia co-sleepingu. Niektóre dzieci dużo dłużej niż rok potrzebują poczucia bezpieczeństwa i stałości zapewnianej przez kojącą obecność opiekunów i znane od urodzenia miejsce do snu.

Wielu rodziców uspokaja statystyka:  w nieco chłodniejszej niż polska kulturze, bo w Szwajcarii, aż 40% czterolatków przynajmniej raz w tygodniu ląduje w łóżku z rodzicami [5]. Jednocześnie mamy badania potwierdzające nie tylko to, że niemowlęta śpiące z rodzicami częściej nawiązują z nimi bezpieczną więź [6]. Przedszkolaki, które już od niemowlęctwa spały z rodzicami, jako dzieci są tak samo albo nawet bardziej samodzielne niż ich rówieśnicy śpiący samotnie [7]. Lepiej radzą sobie zarówno z czynnościami samoobsługowymi, jak samodzielne ubieranie się, ale także są odważniejsze w kontaktach społecznych. Co ciekawe, to właśnie matki śpiące ze swoimi dziećmi najmocniej wspierały rozwój autonomii dziecka. Wyposażenie dziecka w poczucie bezpieczeństwa, gdy jest ono malutkie, pomaga w jego rozwoju społecznym, gdy jest ono starsze.

Swoją drogą, to wydaje się naprawdę intuicyjne – we wszystkich plemionach tradycyjnych, prymitywnych, które żyją tak, jak kiedyś wszyscy ludzie na ziemi, dzieci są wychowywane w bardzo bliskim kontakcie – są całymi dniami noszone w chustach, są długo karmione piersią i śpią blisko opiekunów przez kilka lat. I mimo wszystko, zanim jeszcze zostają nastolatkami, potrafią zatroszczyć się o swoje pożywienie i schronienie, opiekują młodszymi członkami plemienia i to nasze zachodnie dzieci zostałyby przy nich ocenione jako kompletnie niezaradne życiowo.

Poza tym są też dowody na to, że dzieci śpiące przy rodzicach mają wyższe kompetencje poznawcze [8], wyższą samoocenę i niższy poziom lęku [9], a w wieku nastoletnim rzadziej cierpią na zaburzenia psychiczne [10].

Nie trzeba się więc bać, że spanie blisko dziecka wyrządzi mu krzywdę lub że nigdy nie uda nam się go zakończyć – zarówno badania naukowe jak i indywidualne doświadczenia rodziców wskazują na to, że jest przeciwnie. Możesz spać z dzieckiem w łóżeczku dostawnym tak długo, jak obojgu Wam to będzie odpowiadało – a dostawkę Chicco Next2Me Forever zmienić w każdym momencie albo w samodzielne wolnostojące łóżeczko albo łóżko podłogowe w stylu Montessori i swobodnie szukać rozwiązania najlepiej dopasowanego do Waszej rodziny. Powodzenia!

Przymierzasz się do organizacji sypialni dla noworodka i chcesz, aby wspierała sen i była bezpieczna dla malucha? Sprawdź szkolenie „Jak przygotować sypialnię dla noworodka?”.

Co po rowerku biegowym?

Co po rowerku biegowym?

Podczas mojego wywiadu na żywo z mgr Agnieszką Słoniowską, na temat pchaczy, jeździków i rowerków, padło słuszne pytanie: co po rowerku biegowym? Czy kupić po prostu wyższy i większy rowerek? Rowerek z trzema kółkami? Czy może lepszy będzie taki z doczepianymi z tyłu, tak zwanymi bocznymi, kółkami? Przeczytaj, co odpowiedziała ekspertka. Przy okazji drugiego otwarcia klubu dla rodziców Parentflix, zorganizowałam serię wywiadów z nowymi ekspertami klubu. Jeden z nich przeprowadziłam z Agnieszką Słoniowską – fizjoterapeutką z ponaddwudziestoletnim stażem i terapeutką neurorozwojową. Był on zatytułowany „Pchacze, jeździki, rowerki biegowe i z bocznymi kółkami – jakie wybrać?”. Poruszyłyśmy w nim temat wyboru pojazdów dla dzieci. Poniższy tekst jest zapisem wypowiedzi ekspertki. 

AGNIESZKA JEST JEDNĄ Z EKSPERTEK, KTÓREJ SZKOLENIA ZNAJDZIESZ
W MOIM KLUBIE ONLINE DLA RODZICÓW PARENTFLIX.

 

Rowerki z bocznymi kółkami

Uważam, że dziecko powinno z biegowego roweru przesiąść się na zwykły, dwukołowy rower z pedałami. Gdy patrzę, jak jeżdżą dzieci z kółkami bocznymi, to obserwuję, co się dzieje z ich ciałem. Kiedy sami jedziemy na rowerze i skręcamy, siła odśrodkowa wypycha nas na zewnątrz, a nasza reakcja jest taka, że pochylamy się w stronę, w którą będziemy zakręcać, żeby nie wypaść na łuku, żeby nas nie wyrzuciła siła odśrodkowa. Taki jest mechanizm równoważny – przeciwdziałać sile, która na nas działa. Natomiast przy rowerkach, które mają kółka boczne – zwłaszcza jeśli są one podniesione tak, że dziecko balansuje dosyć długo na dwóch kołach i musi się mocno przechylić, żeby boczne kółko dotknęło ziemi – jest zupełnie inaczej. Dziecko jeszcze bardziej przechyla się wraz z siłą odśrodkową, chcąc żeby kółko szybciej dotknęło ziemi, dając poczucie bezpieczeństwa. Przestaje reagować reakcją równoważną, oddaje równowagę na rzecz sprzętu, z którego korzysta. To zdecydowanie działa na niekorzyść dziecka. 

 

Co po biegówce?

Jeśli więc dziecko wyrosło już ze wszystkich rowerków biegowych, a nadal jeszcze nie ogarnęło jazdy na dwóch kołach, to po prostu odczepia się pedały od takiego dwukołowego roweru. Dziecko korzysta z niego jak z biegówki. Wtedy też zachęcam do tego, żeby jednak trochę pobiegać za dzieckiem z tym kijem. Nie łapmy go jednak za każdym razem, żeby jechało dłużej, tylko uczmy go chwytania równowagi, zatrzymywania się i wyciągania nogi do zatrzymywania, bo to jest mechanizm równoważny i podporowy. To właśnie będzie przyspieszało jego naukę jazdy samodzielnej.

 

Rowerki trójkołowe

Rowerki trójkołowe tak naprawdę pojawiają się już u rocznych dzieci: jedne mają pedały tuż pod siodełkiem, inne – na przednim kole. Powiedziałabym, że to jest fajna zabawka, ale jako wariant. Dziecko w takim rowerku, mając napęd przed sobą, nie obciąża miednicy na guzach kulszowych (z których szłaby informacja o tym, jak przeciwdziałać sile grawitacji i o tym, jak powinno się siedzieć). Zamiast tego siedzą z pochyloną do tyłu miednicą, na kości krzyżowej zapierając się plecami. Jest to niekorzystny wzorzec – zabiera napięcie z mięśni brzucha. Może się okazać, że z takiego rowerka będzie dziecku ciężko się przesiąść na zwykły rower, bo nie nauczyło się przenoszenia środka ciężkości na boki, a jego miednica nie czuje guzów kulszowych, które są źródłem informacji o równowadze.

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Pchacze, jeździki, rowerki biegowe i z bocznymi kółkami – jakie wybrać? Oczami fizjoterapeutki

Pchacze, jeździki, rowerki biegowe i z bocznymi kółkami – jakie wybrać? Oczami fizjoterapeutki

 

Różnego rodzaju pojazdy to nieodłączny element dzieciństwa. Odkąd wiemy, że chodziki to zły pomysł, zazwyczaj zaczynamy przygodę od pchaczy, z czasem przesadzając dziecko na jeździki, potem następuje epizod szalonego kilkulatka na rowerku biegowym, żeby w końcu uronić łezkę, wsadzając po raz pierwszy naszą latorośl na „prawdziwy” rowerek z kółkami bocznymi i często kijem z tyłu 🙂

Internet roi się od rodziców pytających:

• jaki rowerek wybrać?

• czy pchacze są bezpieczne?

• czy rowerki z kółkami bocznymi mają sens?

Dzięki Agnieszce rozwiałyśmy te wątpliwości raz na zawsze!

Obejrzyj koniecznie mój wywiad na żywo z ekspertką Parentflixa – mgr Agnieszką Słoniowską, wybitną fizjoterapeutką.

A teraz zapraszam Cię na wywiad z mgr Agnieszką Słoniowską:

 

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Podcięcie wędzidełka – jak się je robi?

Podcięcie wędzidełka – jak się je robi?

 

Jak wygląda podcięcie wędzidełka języka? Czy lepiej wykonać je metodą laserową czy tradycyjną? Co ze znieczuleniem? Czy do zabiegu trzeba się przygotować? 

Odpowiedzi na te pytania udzielił mi człowiek, który na temacie zna się jak mało kto: mgr Mateusz Borys – neurologopeda i terapeuta miofunkcyjny, ekspert Parentflixa. Poniższy tekst jest podsumowaniem fragmentu wywiadu, którego mi udzielił przy okazji drugiego otwarcia klubu. 

 

Przed zabiegiem – jak się przygotować?

Zanim wędzidełko zostanie podcięte, od 1–3 tygodni przed zabiegiem, warto udać się do neurologopedy, logopedy wczesnej interwencji lub do mioterapeuty, który poinstruuje, w jaki sposób należy stymulować język dziecka. W praktyce są to identyczne ćwiczenia jak te, które zaleca się wykonywać po zabiegu, choć warunki w jamie ustnej dziecka będą oczywiście inne. Dlaczego warto zacząć wcześniej? Dziecko nauczy się nowych ruchów, zapisując je w pamięci motorycznej. Dzięki temu po zabiegu będzie mniej zaskoczone i łatwiej podda się stymulacji. Jednocześnie rodzic będzie już przeszkolony – praca po przecięciu wędzidełka będzie mniej stresująca. 

 

Laser czy nielaser – oto jest pytanie! 

Na rodzicielskich grupach trwa zaciekła dyskusja. Jedni twardo bronią tradycyjnych metod, przeklinając wszelkie nowinki, inni ufają wyłącznie technikom laserowym. A co o tym myślą logopedzi? No cóż, ich zdania także są podzielone, choć opinie są znacznie mniej radykalne. 

Zacznijmy od tego, że nożyk i nożyczki chirurgiczne wciąż cieszą się większą popularnością wśród specjalistów przecinających wędzidełka języka. Część środowiska logopedycznego obdarza doświadczonych chirurgów laserowych zaufaniem. Sceptycy zwracają uwagę na fakt, że w przypadku nieudanego zabiegu, rana – pod wpływem ciepła generowanego przez laser – goi się zbyt szybko. To z kolei, przy braku stymulacji, może prowadzić do powstania zrostu.

 

Uwaga na zrosty!

Jeśli pojawi się zrost, zwykle trzeba powtórzyć zabieg. Kiedy? Chirurdzy zalecają odczekać od miesiąca do dwóch, aby dać tkankom czas na pełne zagojenie. Z kolei logopedzi ponaglają: ruchomość języka może stać się jeszcze bardziej ograniczona niż przed zabiegiem, a tym samym karmienie może okazać się jeszcze trudniejsze. Cóź… najlepiej jeśli decyzję o terminie podejmie cały zespół specjalistów. 

Niezwykle ważne jest informowanie rodziców o istotności stymulacji po zabiegu. To przede wszystkim ona chroni przed zrostami. Ryzyko pojawienia się zrostów jest szczególnie wysokie u dzieci z obniżonym napięciem mięśniowym, mniej manipulujących językiem niż ich rówieśnicy. 

 

Znieczulenie miejscowe czy ogólne?

Krążą różne opowieści. Słyszałam już o wędzidełkach przecinanych bez jakiegokolwiek znieczulenia, zabiegach w znieczuleniu ogólnym (gdy dziecko jest „uśpione”) i miejscowym. Jaka jest standardowa procedura i czy są od niej wyjątki?

W większości przypadków, bez względu na wiek pacjenta, stosuje się znieczulenie miejscowe. Znieczulenie ogólne będzie zarezerwowane dla szczególnie trudnych przypadków, u dzieci z większymi problemami, np. z poważnymi urazami okołoporodowymi. Może się jednak zdarzyć, że jeśli dziecko ma umówiony inny zabieg, wymagający znieczulenia ogólnego (np. wycięcie migdałka lub większa interwencja stomatologiczne), lekarz zasugeruje podcięcie wędzidełka „przy okazji”. 

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.