
Na hasło „zalecenia ekspertów” część matek staje na baczność, ściśle trzymając się wszystkich rekomendacji. Inne kierują się doświadczeniami własnymi („A moja mama to dawała mi rosół, gdy skończyłam miesiąc i żyję!!!„), wzorcami z otoczenia czy opiniami innych matek z facebookowych grup, całkowicie lekceważąc oficjalne dokumenty. I trudno się dziwić, skoro duża część zaleceń po nawet pobieżnej analizie jest co najmniej kontrowersyjna. Dość wspomnieć istotne różnice między opiniami polskich [1] i amerykańskich ekspertów [2] odnośnie pobierania krwi pępowinowej czy zmieniające się trzykrotnie w ciągu roku rekomendacje dotyczące suplementacji witaminy K (więcej na ten temat w Kwartalniku Laktacyjnym). Zdecydowana większość rodziców jest gdzieś po środku, filtrując sugestie specjalistów przez potrzeby własnej rodziny i zdrowy rozsądek.
Jestem ostatnią osobą, która rozpisywałaby się na temat teorii spiskowych. Powiązania finansowe ekspertów, wydających rozmaite zalecenia, z producentami żywności, leków czy innymi firmami działającymi w branży medycznej są niestety faktem (póki co nie jest standardem w polskich czasopismach umieszczanie takich informacji, ale poszperałam trochę i ciekawych odsyłam na przykład na pierwszą stronę tego artykułu, malutką czcionką, pod hasłem „konflikt interesu”). Czy i jaki wpływ na podejmowanie decyzji mogą mieć takie współprace, pisałam już tutaj.
To, co dziś chciałabym podkreślić brzmi jak totalny truizm, ale… eksperci to też ludzie, i jak wszyscy ludzie mają swoje prywatne poglądy i uprzedzenia. Wyrastali w pewnej kulturze, byli w jakiś sposób wychowywani i sami wychowywali swoje dzieci kierując się określonymi wartościami. Obracając się w swoim kręgu rodzinno-towarzyskim, są otoczeni pewnymi wzorcami, które torują ich sposób myślenia i interpretowania faktów.
Co więcej, na rekomendacje mają wpływ nie tylko wiedza i opinie naukowców, ale także aktualna sytuacja społeczna, polityczna czy gospodarcza kraju – co dobrze widać w przypadku zaleceń amerykańskich (o czym za chwilę).
W sytuacji idealnej liczba osób tworzących medyczne rekomendacje powinna być duża, a sami członkowie zespołu musieliby dowieść swojej niezależności od podmiotów komercyjnych. Pochodziliby z różnych środowisk, reprezentowaliby obie płcie, różne rasy, kultury i systemy wartości, aby móc wypracować stanowisko uwzględniające możliwie szeroki zakres społeczeństwa. Tak się jednak zwykle nie dzieje.
Przejdźmy zatem do przykładów:
Amerykańska Akademia Pediatrii i zalecenia dotyczące zapobiegania śmierci łóżeczkowej [3]
W listopadzie 2016 roku pojawiła się aktualizacja rekomendacji AAP dotyczących bezpiecznego snu niemowląt. Większość zaleceń jest silnie ugruntowana w wynikach badań i nie budzi kontrowersji w środowisku naukowym, jak np. ochronna rola karmienia piersią czy zakaz układania niemowląt na brzuchu w porze snu.
Największe dyskusje budzi natomiast zakaz spania z dzieckiem w jednym łóżku. Metaanaliza, która stanowiła podstawę stworzenia zalecenia AAP o unikaniu współspania z niemowlakiem [4], została przez niektórych ekspertów z dziedziny snu poddana merytorycznej krytyce [5]. AAP zignorowała jednocześnie wyniki badań dowodzących, że przy zachowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa spanie z niemowlakiem w jednym łóżku nie tylko nie zwiększa ryzyka śmierci łóżeczkowej [6, grafika podsumowująca wyniki analizy TUTAJ], ale powyżej 3 miesiąca życia nawet zmniejsza to ryzyko [7].
Współspanie jest przez wielu uważane za biologiczną normę – badający od lat zjawisko cosleepingu profesor James McKenna pisze nawet: „Nie ma czegoś takiego jak niemowlęcy sen, nie ma czegoś takiego jak karmienie piersią; jest tylko PIERSIOSPANIE (breastsleeping)” [8].
Nie kładźcie się spać z niemowlakiem w jednym łóżku, pisze AAP. A co jeśli przyśniemy przy trzecim karmieniu? Amerykańscy eksperci mają dla nas proste rozwiązanie, voila:
Jeśli rodzic zaśnie podczas karmienia dziecka w swoim łóżku, to, gdy tylko się obudzi, powinien odłożyć niemowlę do jego własnego łóżeczka.
Powodzenia.
Rozumiem ideę, ale czy osoby, które to pisały naprawdę mają dzieci? Serio, sprawdzałam, czy autorzy zaleceń AAP to przypadkiem nie samotni mężczyźni (nie, większość to kobiety, ale nie wiem czy matki). Może jakimś zbiegiem okoliczności trafiły im się niemowlaki, które można w środku nocy przekładać dowolną liczbę razy między łóżkami bez wybudzania ze snu, ale to chyba wyjątki. Im młodsze niemowlę, tym więcej czasu spędza w fazie snu aktywnego, a więc tym łatwiej je obudzić, nawet głośniejszym przełknięciem śliny, a co dopiero odkładaniem od piersi do wychłodzonego łóżeczka. Umówmy się – matki nie marzą o niczym innym niż ponowne usypianie rozpłakanego bobasa, gdy własnymi manewrami obudziły go dziesiąty raz tej nocy.
Podobnie ma się rzecz z zakazem spania w chuście i nosidełku – ręka do góry czyje dziecko w ogóle by nie drzemało, gdyby nie chusta?

Tymczasem eksperci z UNICEF UK [9] chyba mieli kontakt z normalnymi niemowlakami, bo w opublikowanych przez nich materiałach dla pracowników ochrony zdrowia piszą wprost:
mówienie rodzicom, aby nigdy nie spali w łóżku z dzieckiem (…) niestety nie jest bezpiecznym podejściem. Może ono być bardziej ryzykowne dla dzieci
UNICEF UK zaleca edukowanie rodziców w zakresie bezpiecznego współspania zamiast kategorycznych zakazów i straszenia. Można? Można!
Inne podejście ekspertów można zapewne tłumaczyć różnicami kulturowymi. Amerykanie są najbardziej otyłym społeczeństwem na świecie [10], a ekstremalna otyłość jest przeciwwskazaniem do spania na jednym materacu z niemowlęciem [11]. Stany Zjednoczone są jednym z czterech państw na świecie (a jedynym rozwiniętym), w których państwo nie oferuje ani jednego dnia płatnego urlopu macierzyńskiego [12]. Jeśli więc matki z przyczyn ekonomicznych zaraz po połogu wracają choćby na część etatu, to siłą rzeczy poziom ich zmęczenia jest nieporównywalny ze zmęczeniem matek pozostających w domu. Pytanie tylko, czy nie lepiej zapobiegać przemęczeniu poprzez edukowanie rodziców, jak proponuje UNICEF, zamiast narażać dzieci, z którymi matki usypiają podczas karmień w niebezpiecznych miejscach jak fotel lub są wbrew fizjologii „trenowane” do przesypiania nocy.
Swoją drogą wyobrażasz sobie, jakie zalecenia odnośnie bezpiecznego snu napisaliby eksperci ze społeczeństw tradycyjnych? Usiadłoby kilkanaścioro doświadczonych matek i ojców: tacy, którzy mieli jedno dziecko, tacy którzy mieli bliźnięta i tacy, którzy mieli tych dzieci na przykład pięcioro. Z dużą i małą różnicą wieku. Zdrowych i niepełnosprawnych. Wymagających i o łatwym temperamencie. Do tego jakiś miejscowy szaman, zielarka, akuszerka, kilka babć i dziadków. I powstałby taki dokument:
Zabraniamy odkładania dziecka do snu w osobnym pomieszczeniu, żeby uniknąć pożarcia przez drapieżniki oraz obudzenia połowy wioski płaczem w środku nocy. Zalecamy noszenie w chuście, żeby nie utrudniać życia grupie szukającej pożywienia, „bo dziecku chce się spać i trzeba je odłożyć na plecki”. Temu, kto bez potrzeby obudzi matkę śpiącą z niemowlakiem, grozi klątwa…
Pofantazjowałam, ale czas już wracać na nasze poletko.