Nie przychodź do mnie z opryszczką!

Nie przychodź do mnie z opryszczką!

foto: OkiemAdy

Wyjdę na przewrażliwioną panikarę albo na tę, która znów straszy rodziców, ale jeśli choć jednej rodzinie uświadomię wagę sprawy – to biorę niepochlebne komentarze na klatę. Przyznam, że jestem akurat bardzo wyczulona na ten problem – nieporuszany w wielu ciążowych poradnikach ani na szkołach rodzenia.

Opryszczka w naszym społeczeństwie jest uznawana za niegroźny defekt urody. Ot, sprawa kosmetyczna, drobiazg. I właściwie tak jest w znacznej większości przypadków. Gdy zdrowa, dorosła osoba zakazi się wirusem opryszczki, przez kilka dni odczuwa pewien dyskomfort, delikatny ból i swędzenie. Umówmy się – wygląda mało reprezentacyjnie, ale zwykle nie powstrzymuje jej to przed normalnym korzystaniem z życia. Chyba nikt z powodu wykwitów na ustach nie odwiedza lekarza ani nie bierze urlopu. Zresztą, może znasz to z własnego doświadczenia: wirus opryszczki wargowej (HSV-1) nosi w sobie co najmniej połowa populacji [1, choć są społeczeństwa, w których aż 98% ludzi to nosiciele wirusa 2], od momentu zakażenia – już na całe życie (wirus w utajonej formie przebywa w zwojach nerwowych, u niektórych zaznaczając swoją obecność co jakiś czas w postaci widocznego na błonach śluzowych i skórze „zimna”).

Sprawa ma się inaczej, gdy myślimy o noworodkach. Dla nich zakażenie wirusem opryszczki wargowej może być śmiertelnym zagrożeniem [3].

Personel medyczny w pełni zdaje sobie sprawę z powagi występowania opryszczki genitalnej u ciężarnej. Aktywne zmiany występujące na narządach płciowych w terminie porodu są wskazaniem do wykonania cięcia cesarskiego, aby uchronić noworodka przed zakażeniem [4].

Z równie dużą ostrożnością należy podchodzić do „zwykłej” opryszczki pojawiającej się na twarzy, ponieważ przeniesienie jej na nowonarodzone dziecko również może mieć tragiczne w skutkach konsekwencje. Niestety, choć mam nadzieję, że to odosobniony przypadek, na moim oddziale położniczym do pracy przychodziła salowa z ogromną opryszczką na ustach. „Jakie to ma znaczenie?”, zapytacie. „Przecież tylko sprzątała w sali, nie całowała Twojego dziecka”. Owszem, ale nie trzeba całować nikogo w usta, żeby przekazać mu wirus opryszczki. Transmisja HSV odbywa się także drogą kropelkową i są znane na świecie przypadki, w których to właśnie personel pracujący na oddziałach noworodkowych zakaził maluchy wirusem, w jednym najprawdopodobniej zostawiając go na niedostatecznie zdezynfekowanych ogrzewanych łóżeczkach [5, 6,7].  Jeśli więc podczas porodu lub po nim zauważysz, że ktoś z opiekujących się Tobą lub Twoim noworodkiem osób ma widoczną opryszczkę na twarzy lub dłoniach, poproś o zakrycie zmian i ostrożność. Lepiej dmuchać na zimne.

Co jakiś czas w mediach społecznościowych i portalach internetowych pojawiają się dramatyczne informacje: „Ojciec zaraził dziecko opryszczką. Zmarło. Czy zakażenie wirusem HSV zawsze kończy się tragicznie? Na szczęście nie, choć zależy to od obrazu klinicznego opryszczki:

  • zakażenie skóry, błon śluzowych i oczu – postać najłagodniejsza, choć może spowodować trwałe uszkodzenie wzroku i powikłania neurologiczne;
  • zakażenie układu nerwowego – duże ryzyko powikłań neurologicznych, a nawet śmierci;
  • postać rozsiana – wirus atakuje narządy wewnętrzne, rokowania są bardzo złe, nawet w przypadku wdrożenia terapii [8].

Czy zakażenie noworodka po porodzie, poprzez kontakt ze zmianami na twarzy lub rękach, jest częste? Nie, zdarza się rzadko, raz na 32 000 urodzeń [9]. Ale to nie powód by je lekceważyć, skoro tak łatwo można go uniknąć!

Warto wiedzieć, że jeśli tylko wykwity opryszczkowe nie są umiejscowione na piersi matki, zakażenie opryszczką nie stanowi przeciwwskazania do karmienia piersią [10]. Wirus nie przenosi się przez mleko kobiece, a przez kontakt ze zmianami skórnymi [11]. Pokarm matki może zawierać przeciwciała anty-HSV [12] oraz składniki chroniące dziecko przed infekcją [13]. Karmiąca mama  z opryszczką powinna pamiętać o niecałowaniu dziecka, dokładnym przykryciu zmian i częstym myciu rąk. Jeśli wykwity opryszczki znajdują się na piersi, należy utrzymać laktację poprzez odciąganie mleka, lecz jeśli mleko lub części laktatora mają kontakt ze zmianami skórnymi, pokarm należy wylać [14]. Zarówno ciężarne jak i kobiety karmiące piersią mogą bezpiecznie przyjmować lek przeciwwirusowy stosowany w terapii zakażenia wirusem opryszczki (tj. acyklowir 15, 16, 17).

Ojciec oraz starsze rodzeństwo noworodka również mogą pod okiem lekarza podjąć terapię lekami przeciwwirusowymi. Powinni zakryć zmiany opryszczkowe i dbać o higienę rąk. Całowanie – zakazane!

Jeśli natomiast jesteś babcią, ciocią, stryjkiem, kuzynem czy sąsiadką rodziny z noworodkiem, po prostu NIE PRZYCHODŹ w odwiedziny, dopóki masz na twarzy zmiany opryszczkowe. Tygodniowe niemowlaki są przecudne, ale przez tych kilka czy kilkanaście dni naprawdę można się ograniczyć do oglądania zdjęć przesyłanych mailem lub MMSem. Uszanuj, proszę, zdrowie dziecka i zdrowie (psychiczne) świeżoupieczonych rodziców, nie narażaj ich na dodatkowy stres. I tak mają go od groma.

Opryszczka dla niemowląt starszych niż kilkutygodniowe nie jest już tak niebezpieczna, choć akurat u mnie goście z „zimnem” nie są zbyt mile widziani. Podobnie jak z grypą, ospą czy infekcją jelitową. Jestem za tym, żeby małym dzieciom przynosić owoce zamiast wirusów 😉 Po prostu lubię mieć zdrowe dziecko – czego wszystkim moim Czytelnikom życzę 🙂

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Niemowlęta płaczą z… nudów. Kilka słów o dobrej stymulacji.

Niemowlęta płaczą z… nudów. Kilka słów o dobrej stymulacji.

Jakiś czas temu zrobiłam miniankietę na fejsbukowej grupie wsparcia dla rodziców High Need Babies. Zadałam im pytanie: „Jak zachowują się Wasze dzieci, kiedy idziecie z nimi w gości lub gdy goście przychodzą do Was?”. Jakieś 90% mam odpowiedziało: „złote dziecko”, „zagaduje do ludzi po chińsku, śle zalotne uśmiechy i jest w siódmym niebie”, „zupełnie inaczej niż, gdy jest tylko ze mną: nie płacze, nie krzyczy, jest energiczne i do rany przyłóż”, „na początku się oswaja, ale potem opowiada coś w swoim narzeczu lub pokazuje zabawki”. Krótko mówiąc: goście pozostają z wrażeniem, że oto mieli kontakt z najcudowniejszym maluchem pod słońcem, któremu rodzice robią czarny PR.

I wiesz co? Zupełnie mnie to nie dziwi.

Dr Pamela Douglas, pediatra, konsultantka laktacyjna i badaczka wymagających niemowląt za jeden z głównych powodów nadmiernego płaczu u maluchów uznaje… nudę [1]. Niedostateczną stymulację młodsze niemowlęta odbierają podobnie jak fizyczny głód!

Niemowlęta mają ogromną, biologiczną potrzebę stymulacji wszystkich zmysłów: nie tylko wzroku i słuchu, ale także węchu, smaku (i tu karmienie mlekiem matki ma pewną przewagę nad karmieniem mieszanką, bowiem za każdym razem smakuje nieco inaczej – czasem czosnkiem, a czasem wanilią), dotyku, równowagi (kołysania, noszenia, bujania) i propriocepcji (zmiany ułożenia ciała).

Zwłaszcza pierwsze cztery miesiące życia, okres tylko nieco wykraczający poza tzw. „czwarty trymestr” jest czasem szczególnego rozwoju i plastyczności kory mózgowej.  Mózg noworodka zużywa nawet 80% energii dostarczanej ciału [2] – jak wiele musi się tam dziać! Im lepsze i bardziej zróżnicowane bodźce wówczas odbiera, tym większa szansa na prawidłowy rozwój integracji sensorycznej [3, 4].

Tymczasem, w imię zapobiegania „przestymulowaniu„, wielu rodziców odcina niemowlęta od kolejnych bodźców:

Odwiedziny znajomych? Nieee, odmawiam, bo nie będzie chciał spać.

Wyjście do koleżanki na kawę? Ojej, a jak u niej będzie płakał?

Nie noszę, bo się przyzwyczai.

Postawmy łóżeczko w kącie, zdejmijmy karuzelkę, otulmy wysokim ochraniaczem na szczebelki i kładźmy na drzemki w zaciemnionym pokoju, żeby nie przestymulować przed spaniem.

Nawet podczas spaceru na świeżym powietrzu, cudownej okazji do odkrywania świata przez niemowlę wieloma zmysłami (poza węchem, jeśli mieszkacie w smogowych miastach), niemowlę widzi, słyszy i czuje niewiele, bo często gondola jest okryta folią (jesień/zima) albo tetrą (wiosna/lato – nie róbcie tak, ze względu na ryzyko przegrzania!).

W zdecydowanej większości to unikanie przestymulowania w niczym nie pomaga. A dziecku i matce, zamkniętym w samotnych, czterech, obejrzanych już ze wszystkich stron ścianach, jest tylko gorzej. Marudzenia, płaczu czy ziewania nie należy zawsze interpretować jako objawów zmęczenia, deficytu snu, ale także po prostu nudy.

Słyszałaś o historiach cudownego pokochania spacerów przy przełożeniu niemowlaka na brzuch, by obserwował świat przez okienko w gondoli lub po zmianie wózka na spacerówkę? Albo o tym, że małe dziecko nie znosiło jazdy samochodem w pierwszym foteliku, a po przesadzeniu do kolejnego fotelika (nadal tyłem) stało się wytrawnym podróżnikiem? Dlatego, że bez możliwości ruszenia kończynami, obserwowało tylko podsufitkę i znaną już na wylot twarz matki.

Jakie bodźce mogą być faktycznie zbyt stymulujące dla niemowlaka?

Niestety, wiele ze współczesnych osiągnięć techniki nie służy tak naprawdę nikomu z nas, a już najmniej dzieciom. Myślę tu o włączonym przez większość dnia radio, grającym w tle telewizorze, ostrych, zimnych światłach, migających zabawkach z głośnymi melodyjkami. Z tym warto, aby niemowlę miało kontakt minimalny.

Jakie bodźce dostarczać znudzonym niemowlakom?

Wyobraź sobie powrót do czasów prehistorycznych (albo przypomnij jakiś film o nadal żyjących społeczeństwach tradycyjnych). W jakim środowisku wzrastało niemowlę? Co robiło?

  • Było noszone przez opiekuna w chuście i na rękach.
  • Obserwowało kilkudziesięciu członków plemienia w czasie ich codziennego życia, słyszało różne głosy, widziało zmieniające się twarze, było dotykanym, gilgotanym i głaskanym.
  • Kontemplowało tzw. piękne okoliczności przyrody.
  • Gdy grupa odpoczywała, ćwiczyło podnoszenie głowy, leżenie na brzuchu, machanie kończynami, przetaczanie się itd. na twardym podłożu (lub na rodzicach).

Współcześnie możemy też korzystać z dobrodziejstw chociażby ciepłych kąpieli i masażu [5].

I tu uwaga do tych, którzy są zawiedzeni tym, że dziecko ma śliczną matę edukacyjną, czarno-białe karty dla niemowląt i nakręcane karuzelki, które zajmują je na nie dłużej niż pięć minut. To normalne. Niemowlęta w tzw. czwartym trymestrze często się nimi nie ekscytują, bo nie potrafią z nich korzystać. Ich umiejętności motoryczne nie pozwalają dopełznąć do interesującej zabawki czy manipulować nią.

Poza tym już noworodki preferują ludzką twarz nad jakiekolwiek inne bodźce wzrokowe. One nawet rozpoznają prymitywny schemat twarzy (dwie kropki na górze jako oczy i jedna poniżej jako usta) i przyglądają mu się dłużej niż schematowi obróconemu „do góry nogami” [6]. Dla wielu maluchów żadne zabawki nie są tak atrakcyjne jak drugi człowiek. Jeśli mamy pilną potrzebę, aby młodzież zajęła się przez chwilę samym sobą, to na tej macie można powiesić duże zdjęcia różnych ludzkich twarzy 😉 Albo stworzyć dziecku okazję do trenowania własnej sprawczości, np. zakładając skarpetki, dzwoniące przy ruchu nogą.

Muszę też wspomnieć o karmieniu piersią, które jest nie tylko sposobem dostarczania niemowlęciu pożywienia, ale także zaspakaja potrzebę wielozmysłowej stymulacji [7]. Ten sam potencjał ma niespieszne, uważne karmienie butelką na rękach. Ssanie mleka dostarcza dziecku bodźców płynących z samej jamy ustnej i żołądka, ale także dotyku skóry, ułożenia ciała, węchu i słuchu.

Podsumujmy więc – najbogatsze sensorycznie doświadczenia dla nieporuszającego się jeszcze niemowlęcia to:
  1. kontakt fizyczny i bycie noszonym oraz kołysanym [8] (chusty, bujany fotel, wspólny taniec);
  2. spacery na dworze (na rękach lub w chuście świat widać lepiej);
  3. uczestnictwo w życiu społecznym (wiwat starsze rodzeństwo!).

Z jedynakiem, nawet hajnidem, warto wychodzić do ludzi albo zapraszać gości do siebie. Wiem, że to trudne, zwłaszcza, gdy mieszka się na wsi, w której nawet wrony zawracają (to ja) lub gdy jest się daleko od rodziny i przyjaciół (to też ja)… ale dobrze mieć to z tyłu głowy i korzystać z czego się da (choćby wypraw do sklepu po cukier). Warto odpowiednio często i upierdliwie nakłaniać znajomych do odwiedzin, bez względu na panujący w domu porządek i wielkość odrostów na włosach matki.

A jeśli faktycznie maluch na skutek goszczenia się będzie pogodniejszy, to efekt uboczny w postaci bycia uznanym za „nawiedzoną matkę od czarnego PRu” z godnością weźmy na klatę. Bez obrażania się!

Bibliografia – podlinkowana w tekście. Korzystałam także z książki P. Douglas „The Discontented Little Baby Book”, University of Queensland Press 2015.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Czy naprawdę są badania wskazujące, że trening samodzielnego zasypiania nie wpływa negatywnie na więź dziecka z rodzicem?

Czy naprawdę są badania wskazujące, że trening samodzielnego zasypiania nie wpływa negatywnie na więź dziecka z rodzicem?

Pisząc popularnonaukowy artykuł na temat snu, karmienia czy płaczu, nie wystarczy przeczytać streszczenia interesujących nas badań, ich omówienia na innych stronach ani wypowiedzi medialne naukowców biorących w nich udział. Poza znajomością języka angielskiego, potrzebna jest podstawowa wiedza nie tylko z zakresu psychologii ogólnej, rozwojowej i diagnozy psychologicznej, ale także metodologii nauk społecznych i statystyki, aby ocenić JAKOŚĆ badania i sprawdzić, czy wnioski wyciągnięte przez jego autorów mają solidne podstawy.

Przyjrzyjmy się więc trzem najczęściej przytaczanym w dyskusji badaniom, które rzekomo dowiodły, że behawioralne treningi snu oparte o większą lub mniejszą ilość płaczu nie wpływają negatywnie na rozwój emocjonalny i więź dziecka z opiekunami.

Mindell i współpracownicy – badanie opublikowane w październiku 2006 roku w czasopiśmie Sleep [1]

Zaczynamy od metaanalizy 52 badań nad efektywnością behawioralnych terapii snu u dzieci. Nie bardzo rozumiem, po co adwokaci treningu snu odwołują się do tej metaanalizy w kontekście wpływu na emocje i więź, skoro zaledwie 3 z 52 badań porusza te kwestie [2, 3, 4] i robi to nie najlepiej:

  • wszystkie 3 korzystają z tego samego kwestionariusza Flint Infant Security Scalepowinien być on wypełniany przez przeszkolonego profesjonalistę, a nie rodziców (którzy mogą nieprawidłowo zinterpretować konkretne pytania);
  • złotym standardem w mierzeniu więzi z rodzicami jest stosowanie obiektywnej procedury Obcej Sytuacji [5].  Wypełnianie przez opiekunów kwestionariuszy obarczone jest błędami poznawczymi – rodzice często przedstawiają swoje relacje z dziećmi w lepszym świetle niż to jest w rzeczywistości;
  • dodatkowo istnieje sporo wątpliwości, czy sam kwestionariusz mierzy właśnie bezpieczne przywiązanie, a nie raczej zdolności samoregulacji, cechy temperamentu i poziom rozwoju dziecka (w jakim stopniu pytanie „Czy lubi tłumy?” ma mierzyć więź rodzica z dzieckiem?) [6].

Poza tym najmłodsze z dzieci biorących udział w tych badaniach miało 16 miesięcy – jak to się ma do efektu wypłakiwania u, powiedzmy, siedmiomiesięczniaków?

Price i współpracownicy – badanie opublikowane w październiku 2012 w czasopiśmie Pediatrics [7]

Naukowcy we wstępie do artykułu napisali wprost, że nie są znane długoterminowe efekty treningów samodzielnego zasypiania. Postawili więc sobie za zadanie przeprowadzenie badania, które oceniałoby efekty behawioralnych technik (takich jak kontrolowane wypłakiwanie oraz metoda stopniowej separacji) w perspektywie 5 lat na grupie 326 dzieci.

Wnioski? Brak jakichkolwiek różnic (pozytywnych czy negatywnych) między grupą eksperymentalną a kontrolną w zakresie: zachowania, emocji, problemów ze snem, poziomu stresu, relacji z opiekunami ani depresji rodzicielskiej. Bajka! Ale jak to w bajkach pojawia się zła czarownica, która wszystko psuje, i tą czarownicą, moi mili, jestem ja.

Do badania wybrano dzieci, których rodzice UWAŻALI, że sen ich dziecka był dla NICH problemem. Nie wiemy, czy opiekunowie mieli wiedzę na temat tego, jak wygląda normalny sen niemowlaka i czy nie mieli nieadekwatnych do tego wieku oczekiwań. Po prostu spytano ich „Czy przez ostatnie dwa tygodnie sen dziecka był dla Pana/i problemem?”. Jak się domyślacie, odpowiedzieć „tak” mogli zarówno rodzice siedmiomiesięczniaka, który podczas nocy budzi się dwa razy na karmienie, jak i tego, który budzi się dwanaście razy. Nie wiemy więc, jakie faktycznie problemy ze snem miały biorące udział w badaniu niemowlęta. Nie oceniono także obiektywnie, czy sen uległ faktycznej poprawie, ponieważ dzieci nie nosiły aktigrafów (niezależnych urządzeń mierzących aktywność także nocą). Naukowcy musieli więc polegać na kwestionariuszach, w których to rodzice oceniali sen dzieci. Biorąc pod uwagę, że samo podjęcie interwencji niejednokrotnie uzdrawia chorych, czyli w tym przypadku poprawia ocenę snu dziecka (efekt placebo), z dużą ostrożnością należy traktować dane z samodzielnie wypełnianych przez opiekunów kwestionariuszy [dowód na rozbieżność subiektywnej oceny rodziców i obiektywnych miar urządzeń w zakresie pobudek znajduje się np. TU].

I teraz najlepsze, bo to właściwie zwalnia mnie z omawiania sensowności dobranych kwestionariuszy itd:

Dzieci były przydzielane do grup losowo, a rodzice w grupie „trenującej” mieli dowolność w rzeczywistym stosowaniu i wyborze techniki. W grupie eksperymentalnej tylko nieco ponad połowa uczestników w ogóle podjęła behawioralny trening snu. 43% rodziców nie zdecydowało się na wdrożenie interwencji. O grupie kontrolnej wiemy niewiele: odbywała spotkania z pielęgniarkami dziecięcymi, które miały nie informować rodziców o technikach behawioralnych. Ale czy rodzice na własną rękę nie wprowadzali treningu snu? Wiedząc, że ok 50% rodzin podejmuje choć jedną taką próbę w okresie niemowlęctwa [8], śmiem wątpić.

Podsumujmy więc: porównujemy dwie grupy, w pierwszej połowa rodziców trenowała dzieci, a połowa nie, a w drugiej grupie… nie wiadomo, prawdopodobnie część również stosowała jakieś techniki.

Jak możemy powiedzieć cokolwiek o efektach treningów snu, jeśli porównujemy trenujących z trenującymi?

Gradisar i współpracownicy – badanie opublikowane w czerwcu 2016 w czasopiśmie Pediatrics [9]

Autorzy badań z entuzjazmem obskoczyli anglojęzyczne media, twierdząc, że wypłakiwanie nie ma długotrwałych negatywnych skutków: jest bezpieczne, nie powoduje u niemowląt stresu ani nie wpływa na więź z rodzicami. Szkoda, że za badaczami nie szła ta pani, dzwoniąc głośno:

giphy

bo to trochę wstyd być poważnym naukowcem i opowiadać rzeczy, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. A rzeczywistość wyglądała tak:

Badano trzy grupy dzieci – (1) grupa kontrolowanego wypłakiwania (controlled crying), czyli wracanie do dziecka po 2-4-5 itd minutach płaczu i pocieszanie go, ale bez brania na ręce czy włączania świateł; (2) grupa opóźnionego usypiania (jeśli dziecko zasnęło w poniedziałek o 20.45, po 45 minutach usypiania, to następnego dnia rodzice rozpoczynali usypianie kwadrans później, czyli o 20.15; tak by dziecko było po prostu bardziej zmęczone. Mogli dowolnie usypiać dziecko) [10]; (3)  grupa kontrolna (rodzicom dostarczono wyłącznie informacje o normalnym śnie niemowląt). Z rodzinami spotykano się następnie po tygodniu, po miesiącu, po 3 miesiącach i po roku od rozpoczęciu badania.

Właściwie już od początku robiło się ciekawie:

  • Do badania zakwalifikowano dzieci, których rodzice UWAŻALI, że maluchy mają problemy ze snem. Dlaczego to problem, pisałam przed chwilą. Nie wiemy więc, jakie faktycznie problemy ze snem miały biorące udział w badaniu niemowlęta.
  • Wielkość próby: w badaniu wzięło udział w sumie 43 dzieci, podzielonych na 3 grupy (14 dzieci wypłakiwano, 13 było kładzionych spać odpowiednio później, a 14 stanowiło grupę kontrolną). Trochę mało jak na wyciąganie tak daleko idących wniosków istotnych dla zdrowia i dobrostanu psychicznego niemowląt, prawda? Ale to nie wszystko, bo:
  • W kolejnym badaniu, po 3 miesiącach, podczas którego analizowano wzorzec snu oraz poziom kortyzolu, udziału nie wzięła aż POŁOWA uczestników. Z grupy trenowanej i z opóźnionym momentem kładzenia odpadło 50% uczestników, z kontrolnej 36%. Zwracam więc Waszą uwagę na to, że twierdzenia że „poziom kortyzolu nie był podwyższony”  oraz „jakość snu uległa poprawie” są formułowane na podstawie wyników 7 wypłakiwanych dzieci (tak, SIEDMIU). Czy uznalibyście za bezpieczny lek testowany na siedmiu osobach ? Czy dalibyście się przekonać, że palenie nowego rodzaju kadzidełek w pokoju niemowlaka nie stwarza ryzyka, jeśli w badaniach nad ich bezpieczeństwem brałoby udział siedmioro dzieci?
  • Pomiar kortyzolu przeprowadzano za dnia, a nie w nocy, podczas snu dziecka. Możemy dzięki temu określić wyłącznie istnienie przewlekłego stresu. Ze wstępnych badań wiemy natomiast, że np. na zdolności poznawcze niemowlęcia ma także wpływ stres ostry, krótkotrwający [11]. Ponadto nie uwzględniono innych zmiennych, które mają udowodniony wpływ na poziom kortyzolu, np. sposób opieki w ciągu dnia (żłobek vs indywidualna opieka) [12].
  • Nie wzięto pod uwagę także szeregu innych istotnych zmiennych, jak np. sposób karmienia (wzorce snu są inne dla dzieci karmionych piersią niż dla dzieci karmionych mieszanką), temperament dziecka (wiemy, że dzieci wymagające/HNB inaczej reagują na style wychowawcze rodziców niż dzieci o temperamencie łatwym [13]) itd.
  • A co z bezpieczną więzią niemowląt z rodzicami? Owszem, wzorzec przywiązania był po 12 miesiącach badany przy pomocy obiektywnej procedury Obcej Sytuacji, ALE: (1)  nie badano wzorca przywiązania na początku badania, więc nie wiemy, czy i jakie zmiany nastąpiły wskutek treningu; (2) procedura Obcej Sytuacji jest normalizowana dla dzieci w wieku 9-18 miesięcy [14,15], a badane maluchy miały wówczas od 16 do 26 miesięcy. Ma to równie dużo sensu, jak badanie szóstoklasisty testem inteligencji przeznaczonym dla czterolatka. Gdybyśmy jednak mieli poważnie brać wyniki procedury Obcej Sytuacji, to warto wspomnieć, że tylko 54% dzieci z grupy wypłakiwanej miało z opiekunem więź bezpieczną, a w grupie kontrolnej – 62% (choć ze względu na małą liczebność próby różnice nie są istotne statystycznie).
  • Rodzice pytani o sen dziecka po 3 miesiącach wskazywali, że dzieci śpią lepiej, ale niezależne dane z urządzeń rejestrujących sen, wykazały, ze dzieci wypłakiwane w rzeczywistości spały KRÓCEJ niż te z grupy kontrolnej. Dlaczego nie sygnalizowały pobudek? Poddały się [16, 17]? Bo na pewno nie dlatego, że nauczyły się samodzielnego uspokajania – umiejętności, która nie jest dostępna na tym etapie rozwoju [18, 19].

Faktycznie, badanie Gradisara i współpracowników nie potwierdziło hipotezy o związku behawioralnego treningu snu z podwyższonym poziomem kortyzolu i problemami z więzią. To badanie nie potwierdziło niczego. Na wyjątkowo kiepskim metodologicznie badaniu z nieistotnymi statystycznie wynikami nie można wysnuwać wniosków o bezpieczeństwie stosowanych tam technik.

Podsumowując:

NIE MA DOWODÓW na to, że behawioralne treningi snu stosowane u niemowląt nie szkodzą ich rozwojowi emocjonalnemu.

NIE MA DOWODÓW, że są bezpieczne dla pozytywnej więzi z opiekunem.

JEST natomiast masa badań dowodzących, że stres może negatywnie wpływać na rozwój emocjonalny, poznawczy oraz na relację dziecka z opiekunem [20].

NIE WIEM, czy na Twoje dziecko ostry lub chroniczny stres związany z behawioralnym treningiem wpłynie negatywnie, czy nie, w perspektywie miesiąca, roku, pięciu lat.  Nikt tego nie wie. Zależy to m.in. od jego temperamentu, wrażliwości układu nerwowego, stanu zdrowia, Twojego stylu rodzicielskiego i dziesiątek innych zmiennych.

To nie ja mam udowadniać, że behawioralne treningi snu niosą ryzyko, tylko osoby je promujące powinny udowodnić, że są bezpieczne (tak jak firma farmaceutyczna udowadnia bezpieczeństwo nowego leku zanim wprowadzi je na rynek).

W mojej ocenie efekty nie są warte podejmowania ryzyka, dlatego nigdy jako psycholog nie polecam rodzicom niemowląt behawioralnych treningów snu opartych o jakikolwiek płacz.

Bibliografia – podlinkowana w tekście. Korzystałam także z książki T. Cassels „Educating the Experts”.

 

Masz dość słuchania sprzecznych rad dotyczących snu dzieci? Sprawdź szkolenie „Fakty i mity o śnie dziecka".

10 najpopularniejszych wpisów 2016 roku na Wymagajace.pl

10 najpopularniejszych wpisów 2016 roku na Wymagajace.pl

W czerwcu 2016 urodziło się moje drugie dziecko – Wymagające czasu, uwagi, energii, ale także dające mnóstwo satysfakcji, otwierające kolejne możliwości, wzbogacające życie. Czyli blog, na którym właśnie jesteś. Przez zaledwie pół roku napisałam ponad 60 merytorycznych wpisów, które przeczytano ponad 60 000 razy – dla mnie to gigantyczny sukces, za który dziękuję również Tobie 🙂

Dla osób, które nie są z moim blogiem od samego początku (w końcu nie każdy jest moją mamą, która jest najwierniejszą fanką mojej twórczości – nie tylko czyta wszystkie artykuły, ale też analizuje komentarze, fotki na Instagramie i polubienia na FB – Mamo, kocham Cię :* ), przygotowałam listę 10 najczęściej czytanych wpisów w 2016. Ich popularność często zależała od podlinkowania ich przez wpływowych blogerów lub strony o dużym zasięgu, ale czasem wynikała z podjęcia mało znanego tematu.

Zapraszam na TOP 10 (uszeregowanej od najmniej do najbardziej popularnych):

(więcej…)