Po rozmaitych blogach, forach i grupach krążą tabelki z zaleceniami, których przestrzeganie ma być kluczem do wydłużenia zbyt krótkich drzemek, eliminacji nocnych pobudek i poprawy jakości snu dziecka. Rozpisano w nich szczegółowo liczbę godzin, które niemowlę w danym wieku powinno spać za dnia i w nocy oraz ile ma czuwać między kolejnymi drzemkami, czyli tzw. „czasy czuwania”. Całość idei jest naprawdę mocno skomplikowana, należy kontrolować całkowity czas czuwania, w tym nocne pobudki, odpowiednie rozmieszczenie, liczbę oraz czas rozpoczęcia i zakończenia drzemek w ciągu dnia, liczba godzin przesypianych w nocy i za dnia (osobno) oraz godzinę porannej pobudki. Bez odpowiedniej skrupulatności ani rusz. Ponadto nie istnieją jednolite zalecenia, sama w dwie minuty znalazłam cztery różne tabele (co też daje do myślenia, ale o tym za chwilę).
Podstawą do „prawidłowego” stosowania czasów czuwania jest nauczenie niemowlęcia samodzielnego zasypiania bez skojarzeń i rekwizytów – w łóżeczku, bez kołysania, smoczka czy piersi. Tak, pierś również jest traktowana jako rekwizyt – moją opinię z irytacją wyraziłam na ten temat niegdyś na FB. I tu właściwie powinnam zakończyć swój artykuł, bowiem wychodzenie z takiego założenia świadczy o ogromnych brakach jego autorów w wiedzy na temat potrzeb rozwojowych niemowląt, psychologii, neurobiologii, laktacji i innych. Niemniej postanowiłam na prośbę Czytelniczek przyjrzeć się bliżej zagadnieniu, które „u wielu działa”. Jak rozumiem wyjaśnienie, że jaskiniowcy nie mieli zegarków, a nasz gatunek przetrwał i ma się całkiem dobrze, może nie być dla niektórych wystarczające. Spróbuję więc inaczej:
Zacznijmy od podstawowej kwestii – nie istnieją żadne dowody naukowe na kategoryczne stwierdzenia, ile, kiedy i jakiej długości drzemki powinno odbywać niemowlę, aby zdrowo się rozwijać. Wszelkie tabelki są wyssane z palca – i dlatego możemy w sieci znaleźć ich tyle, ile firm szkolących trenerów snu.
Podane w schematach średnie są właściwie bezużyteczne. Badania wskazują, że czasy czuwania i snu u niemowląt są ogromnie zróżnicowane osobniczo. Banał – każde dziecko jest inne. Całkowity czas snu u dwumiesięcznych niemowląt wynosi od 9.3 do 20 godzin na dobę. Różnice u dzieci trzy- i sześciomiesięcznych wynoszą nawet 8 godzin [1]. Liczba i długość drzemek zmienia się też u tego samego dziecka w zależności od dnia – podczas sześciodniowej obserwacji różnice u rekordzisty sięgały nawet 12 godzin [2]! Podobnie liczba drzemek – są zdrowe, prawidłowo rozwijające się dzieci, które na jedną drzemkę wchodzą w wieku 10 miesięcy i takie, które śpią dwa razy w ciągu dnia jeszcze w 18 miesiącu. I to zupełnie normalne. Zmienność to hasło, które najlepiej charakteryzuje sen dzieci, co najmniej w pierwszych dwóch latach życia. Niemowlę i małe dziecko nie wie, ile powinno spać według samozwańczych ekspertów. Jeśli nie ma problemów ze zdrowiem, karmieniem i nie przeszkadza mu się w tym, sztucznie zaburzając rytm okołodobowy (np. tak albo tak), śpi tyle, ile potrzebuje.
Wiem, wiem, te tabelki mają być tylko przykładem, uśrednieniem zwyczajów danej populacji. Tyle że nadal podana średnia ma się niewiele do obiektywnych danych. Na podstawie analizy publikowanych w renomowanych czasopismach badań naukowych American Academy of Sleep Medicine sformułowało w czerwcu 2016 r. rekomendacje dotyczące optymalnego czasu snu dzieci. Nie tylko (1) nie mieli podstaw do rozdzielania snu dziennego od nocnego, ale również stwierdzili, że (2) szeroki zakres normy oraz brak odpowiednich danych naukowych nie pozwala na stworzenie zaleceń dla niemowląt młodszych niż 4 m.ż. oraz (3) optymalny czas snu dla wieku 4-12 m.ż. jest baaardzo szeroki [3]:
Zalecenia opracowane na podstawie badań są znacznie niższe niż „normy” podawane przez trenerów (konsultantki snu uważają, że niemowlęta między 4 a 12 m.ż. powinny spać 14-15 godzin na dobę; naukowcy – że między 12 a 16 godzin). Jak myślisz, dlaczego? Opcje są dwie, obie nie świadczą o trenerach najlepiej: albo nie znają oni naukowych rekomendacji, albo znają je, ale ignorują, ponieważ promowane przez nich nierealistyczne wymagania powodują, że mają więcej klientów.
Idźmy dalej: czasy czuwania zakładają, że bez względu na to, co dziecko robi, jest tak samo zmęczone po danym czasie. Nie trzeba mieć doktoratu z psychologii czy medycyny, żeby wiedzieć, że różne aktywności w różny sposób angażują ciało i mózg. Czy trzy godziny wściekłego pełzania po pokoju jest tak samo męczące jak trzy godziny ostrożnego przyglądania się gościom z kolan matki? Żeby nie było wątpliwości – odwołuję się nie tylko do Twojego zdrowego rozsądku, ale także do nauki – wiemy z badań, że poziom adenozyny, czyli substancji wywołującej senność, wzrasta na przykład w wyniku wysiłku fizycznego [4].
Jako bliskościowy psycholog widzę pewne zagrożenia związane z próbami stosowania narzuconych harmonogramów w jakiejkolwiek dziedzinie opieki nad niemowlakiem. O zaletach karmienia na żądanie pisze i mówi się już głośno, dlaczego więc ze snem, zjawiskiem również sterowanym w głównej mierze przez hormony, miałoby być inaczej?
Ciągłe patrzenie na zegarek, przeliczanie, zapisywanie, sumowanie minut czuwania i snu, także w nocy, może sprawić, że rodzice nietrafnie będą interpretować sygnały wysyłane przez swoje dziecko. Oddajmy głos mojej Czytelniczce, która jakiś czas temu napisała do mnie maila:
Zdesperowana szukałam informacji w internecie. Koleżanka poleciła mi blog XXX. Naczytałam się o czasach czuwania i sposobach na przedłużenie krótkich drzemek i zaczął się problem. Z wyczytanych przeze mnie informacji wynikało, że podstawą do przedłużenia dziennych drzemek jest umiejętność samodzielnego zasypiania. Od początku dla mnie nie wchodziły w grę metody uwzględniające wypłakiwanie się jak metoda cry it out. Długo przymierzałam się do rozpoczęcia nauki metodą podnieś-połóż, w międzyczasie wprowadziłam rytuał przed drzemkami i snem nocnym, zakleiłam okna workami foliowymi (mąż stwierdził, że jestem wariatką) i zaczęłam stosować czasy czuwania. Niestety drzemki się nie wydłużyły, a dziecko płacze mi przed każdą próbą położenia spać, jak tylko wchodzimy do pokoju. Próbowałam kłaść wcześniej (bo może przemęczona), później (bo może za mało zmęczona), ale zawsze to samo. Płacz. Żadne z tych działań nie wpłynęło na poprawę drzemek, ale miałam nadzieję, ze jak Hania sama będzie zasypiać to będzie też potrafiła je przedłużać.
Ta mama trzymiesięcznej dziewczynki uległa sugestiom trenerki snu i tak bardzo skupiła się na spaniu, że zaczęła interpretować wszystkie zachowania jako związane ze snem, „przemęczeniem”, „niewystarczającym zmęczeniem”. Tymczasem bardziej prawdopodobne jest to, że dziecko w tzw. „czwartym trymestrze” po prostu nie czuło się bezpiecznie z propozycją samotnego zasypiania i skojarzyło czas drzemki z przykrym odosobnieniem od ludzi i wszelkich bodźców (całkowita ciemność w pokoju). Pisałam niedawno o tym, że niemowlęta płaczą także z nudy, którą ich układ nerwowy odbiera jak fizyczny ból. Dlatego córeczka mojej Czytelniczki płakała już u progu sypialni. Zobacz, jak szybko takie bobasy się uczą!
To normalne, że mija wiele tygodni zanim rodzice będą potrafili zrozumieć chociaż część zachowań swojego malucha. W pierwszych miesiącach po porodzie czasem udaje się w porę wychwycić wskazówki zanim niemowlę się rozpłacze, czasem mimo kwadransa starań nadal nie wiadomo, czego ono właściwie chce. Także matki i ojcowie kilkorga dzieci przyznają, że każde z nich inaczej sygnalizowało głód, nudę, senność i każdego uczyli się na nowo. W rozeznaniu się, o co teraz chodzi mojemu dziecku, bardzo pomaga uważność, ciekawość, empatia, a nie nerwowe spoglądanie na wydrukowane schematy.
Tymczasem trenerzy snu twierdzą, że po 4 miesiącu życia nie należy przyglądać się oznakom zmęczenia prezentowanym przez dziecko, tylko patrzeć na zegarek. Ich zdaniem ziewanie, tarcie oczu, szkliste spojrzenie pojawiają się dopiero, gdy dziecko jest już „przemęczone” i rytuał usypiania powinien rozpoczynać się wcześniej, według wskazań zegarka… To tylko fantazje autorów tych stwierdzeń. Jak to się stało, że nasz gatunek przetrwał bez zegarka tyle tysięcy lat, że niemowlęta nie popadały z wycieńczenia i deprywacji snu, ba, jak to się stało, że bez zegarka tyle pokoleń dotrwało do etapu dorosłości w nie najgorszej kondycji intelektualnej i dzięki naszym praprapraprzodkom mogę w swojej wsi za pomocą satelitarnego połączenia internetowego ironizować na temat nierzetelnych ekspertów? No jak?
Zwolennicy „czasów czuwania” zapewniają co prawda, że ich tabele są tylko punktem wyjścia do dostosowania schematu do swojego dziecka, ale piszą jednocześnie, że:
typowe dzieci nie odstają poza podany zakres. Różnice mogą sięgać +/- 15-30 minut; rzadko są większe…
…co jak wiemy z przytoczonych wyżej wyników badań nad wzorcami snu jest nieprawdą. Co więcej nade wszystko należy zachowywać rekomendowany czas czuwania dla danego wieku – tak jakby wszystkie dzieci były jak z kserokopiarki!
Rodzice mniej lub bardziej świadomie porównują rytm dziecka do tabelek, co może być źródłem stresu, jeśli zachowanie ich malucha znacznie się od nich różni. Czasem pojawia się zaniepokojenie, że „coś jest z nim nie tak” lub że „coś robią źle”. Wbrew obiegowej opinii sztywne uregulowanie harmonogramu dnia niemowlaka nie chroni matek przed stresem, lękiem i depresją poporodową, na pewno nie do końca 6 miesiąca po porodzie, co wykazał przegląd badań autorstwa dr Pameli Douglas [5]. Jeśli matka o określonej godzinie ma położyć dziecko do snu w jego łóżeczku, zwłaszcza na pierwsze dwie drzemki, a nie powinno ono zasnąć „niechcący” w kawiarni, w wózku na spacerze, zawinięte w chuście, to może ograniczać swoją aktywność społeczną. Jeśli słyszy, że dziecko ma iść spać na noc 12 godzin po porannej pobudce, to często od 17 siedzi już w domu. Negatywnie na nastrój matki może także wpływać długie przebywanie w całkowicie zaciemnionych pomieszczeniach podczas usypiania malucha.
Dlaczego to więc u niektórych „działa”?
Może dlatego, że niektóre dzieci mają tzw. łatwy temperament, od zawsze lubią regularność snu, karmień, a nawet wypróżnień. Rodzice dość szybko wyłapują ich naturalny rytm i podążają za nim. Poza tym rytm okołodobowy, czyli m.in. fazy snu i czuwania, są regulowane nie tylko natężeniem światła słonecznego, ale także przez wskazówki społeczne. Można więc przyzwyczaić wiele dzieci do zasypiania o określonej porze – pytanie tylko, czy każde i jakim kosztem.
Z analiz wspominanej już dr Pameli Douglas wiemy, że wprowadzanie behawioralnych interwencji związanych ze snem w pierwszym półroczu życia dziecka nie zmniejsza ilości płaczu, nie zapobiega problemom ze snem i zachowaniem w późniejszym dzieciństwie i nie chroni matek przed depresją poporodową. Zwiększa natomiast ryzyko przedwczesnego odstawienia dziecka od piersi, wydłużenia czasu jego płaczu, wzrostu natężenia lęku u matek oraz nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS) [5]. A co z zaufaniem dziecka do własnych kompetencji w ocenie swoich potrzeb, co z kontaktem z samym sobą w dalszym życiu? Czy i jak takie działania wpływają na rozwój umiejętności rozpoznawania własnych emocji i stanów (jem, bo jestem głodny czy dlatego, że jestem zdenerwowana?; czy jestem śpiąca?; czy jest mi zimno?)?
Moim zdaniem w opiece nad niemowlęciem i małym dzieckiem warto uważnie wsłuchiwać się w jego potrzeby, obserwować wysyłane przez nie sygnały i dostrajać do nich. W praktyce: patrzeć, słuchać i po prostu wyluzować, bez obsesyjnego spoglądania na zegarek. Jeśli więc Twoja rodzina bez presji ustaliła rytm, który wszystkim pasuje, to świetnie. Jeśli nie – to nie dręcz się więcej podobnymi metodami i płyń z prądem rodzicielstwa. Elastyczność też ma swoje zalety 🙂
Masz dość słuchania sprzecznych rad dotyczących snu dzieci? Sprawdź szkolenie „Fakty i mity o śnie dziecka".
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Mamy delikatnego High Need’a Jakuba i juz przywyklismy do sporej nieregularności w snie, w nocy jak i w dzien. Troszeczkę straszne wydają sie dzieciaki co same zasypiaja podczas zabawy na macie badz w lozeczku. Fajny kolejny wpis
Bardzo dziękuję za ten wpis, idealnie wstrzelił się w moje macierzyńskie rozterki.
Mój synek ma czasy czuwania dłuższe niż prezentowane we wspomnianych tabelkach i też dałam się nabrać na próby korekty. Oczywiście nie planowałam żadnego samodzielnego zasypiania, zwłaszcza powiązanego z płaczem, ale myślałam, że próbując go uśpić po określonym czasie czy to w chuście czy w wózku sprawię, że będzie wieczorem lepiej wypoczęty albo nie będzie urządzał „imprezy” o piątej rano pt. „mamo jest taki piękny dzień a ja jestem zupełnie wyspany” 😉 Próby spełzły na niczym, a Pani wpis przekonuje mnie, żeby nie zaprzątać sobie tym głowy. Bo trzeba przyznać, że trenerzy dzieci, przynajmniej dla laika bywają przekonywujący jeśli chodzi o to „przemęczenie” i nieźle grają na emocjach. A sama jak na razie nie zawsze rozpoznaję, czy mały faktycznie jest senny (ma 4 miesiące).
W sumie powinnam się zastanowić, że skoro nie przekonują mnie ich metody samodzielnego zasypiania, zaciemnianie, drzemki z dokładnością do 15 min i kamery w pokojach to czemu przekonywały mnie akurat czasy czuwania… W każdym razie teraz już nie muszę się nad tym zastanawiać.
PS jeśli wie Pani jak zlikwidować „imprezę” o 5.00 rano albo przynajmniej zamienić ją na okolice północy to ja poproszę o info 😀 dziecko do tej pory w promocji spało anielsko od 20.00 do 7-8.00 z paroma pobudkami tylko na przewinięcie/jedzenie a teraz zonk!
U nas dzięki czasom czuwania dziecko zaczelo lepiej spac. To nie jest tak ze wymuszam na dziecku sen- widze kiedy przychodzi pora spania i sa codziennie mniej wiecej o tych samych czasach czuwania. Takze cos w tym musi byc.
A mi czasy czuwania uratowaly poniekad zycie… jako niedoswiadczona mama doznalam szoku kiedy po 1 miesiacu ciągłego snu moje dziecko. … przestalo spac. Plakalo i marudzilo. W okresie noworodkowym potrafilo zasnac w kazdym miejscu i otoczeniu, samo. A pozniej nie potrafil. Plakal a ja nie wiedzialam czemu. Bo nie wiedzialam ile snu powinien miec taki maluch. Dzieki czasom czuwania uswiadomilam sobie ze powinnam pomoc mu zasnac i wiedzialam mniej wiecej kiedy powinien isc na drzemke. Pisze ” mniej wiecej” bo nie liczylam z zegarkiem w reku tylko obserwowalam zachowanie a gdy zblizal sie „przyblizony” czas konca aktywnosci szlismy sie usypiac. Mi to pomoglo ale uwazam za glupote liczyc godziny zapisywać i na sile usypiac bo minelo te graniczne 2 godziny aktywnosci 🙂 wszystko ze zdrowym rozsadkiem 🙂
Mnie te czasy czuwania trochę pomogły ogarnąć powód płaczu, szczególnie na początku. To moje pierwsze dziecko, więc trochę mi zajęło zrozumienie jego języka 🙂 Choć to, że dość szybko wypracowaliśmy pewien regularny rytm, nie wynikło z tego, że cokolwiek maluchowi narzucałam. Raczej płynęliśmy z prądem i obserwowaliśmy dziecko, po czym dopasowaliśmy się do niego 🙂
Samodzielne zasypianie do mnie nie przemawia kompletnie. Próbowałam usypiania bez kołysania (włączałam projektor i leżałam obok nakarmionego dziecka, trzymałam za rękę, czasem śpiewałam kołysankę) i przez ok. miesiąc to nawet działało, ale potem maluch się nauczył turlać i to się okazało dużo ciekawsze niż gapienie się w gwiazdki na suficie 😀 Mam prawie roczniaka, który zasypia po chwili kołysania, w nosidle/chuście albo przy piersi, wydaje się zadowolony z tego stanu rzeczy, ja też nie narzekam, bo dzięki skakaniu na piłce gimnastycznej mam uda ze stali 😀 Dla mnie samodzielne zasypianie to umiejętność narzucana przez kulturę, tak jak jedzenie sztućcami, ubieranie się czy czytanie. Nauczy się w swoim czasie 🙂
Sceptycznie podchodzę do narzucanych mi ram. Jednak lubię poddawać te pomysły próbom, a nuż się uda. I tak było (jest) z czasami czuwania. Przestrzegam ich mniej więcej i naprawdę jest ogromna różnica w spaniu, a właśnie rozpoczyna się kolejny skok rozwojowy 🙂
Czasy czuwania są pomocne dla poznania własnego dziecka, jak to działa u niego. Zakładają sporą obserwację dziecka i dostosowywanie czasów do jego wieku. W dużej mierze pomagają, owszem wymagają skrupulatności w obserwacji własnego dziecka, ale przyglądanie się sygnałom wysyłanym przez dziecko nikomu nie zaszkodziło, wręcz pomogło.
Owszem, są matki, które nadmiernie skupiają się na metodzie, zamiast na dziecku, ale nie o to chodzi.
Obserwacja oznak zmęczenia i zachowania dziecka związana przed snem bardzo przypomina mi obserwację dziecka na początku odpieluchowywania. Dzięki temu, że przyglądałam się zachowaniom mojego dziecka i towarzyszyłam mu, znam i ten jego język.
Jednak wydaje mi się, że w macierzyństwie każdy punkt widzenia staje się twierdzą obronną, nie wszystko u wszystkich ma działać. Po prostu. Dobre jest to, co jest dobre dla Twojego dziecka i Ciebie.
Btw nie wszystkie dzieci można trzymać przy piersi przed snem, choćby z uwagi na refluks, ale to pewnie autorka artykułu wie…
Ja nie do końca się zgodzę… I żałuję, że sugerowała się tym artykułem przez długi czas nim zaczęłam stosować czasu czuwania dla swojego dziecka… okazało się że dziecko wcale nie musi marudzic przy zasypianiu i zaczęło się tak dziać, od kiedy zaczynałam usypiac dziecko jeszcze nieprzemeczone, ale już gotowe na sen… teraz dopiero widzę, kiedy małego za długo przetrzymam, że popołudniowe marudzenie i „kolki”, na które myślałam, że najlepsze będą kropelki, bo chyba je coś boli, były po prostu zmęczeniem…
żałuję że tak długo nie byłam świadoma jak ważny jest sen dziecka i jak zmienić się może nasz high need baby będący wyspanym…
Niewyspane dziecko to nie jest high need baby 😉
Jasne, że nie, ale zdecydowanie wolę mojego wyspanego HNB 😉
Pani Magdo! Bardzo lubię czytać Pani blog, znajduję w nim sporo info na temat snu, które pokrywa się z moim doświadczeniem w wychowaniu dzieci (18 miesięcy i 2 miesiące). Z tabelkami jest tak, że mają pomagać, a nie wpędzać rodziców w poczucie winy/tego, że ich dziecko jest poza normą. Jeśli takie odczucia wywołują, to należy je spalić 🙂 Mnie pomogły przy córce, stosowałam razem z oznakami zmęczenia, co dawało nam elastyczny plan dnia. Z synem idę trochę na skróty, bo jest drugim dzieckiem i mam mniej czasu na analizę jego rytmu/zachowań, no i w tym wieku (2 miesiące) zmiany są na tyle częste, że nie chce mi się napinać. Tyle że moim zdaniem łatwiej się nie spinać i płynąć z prądem przy drugim dziecku.
Artykuł uważam za cenny, bo pomoże uświadomić początkującym rodzicom, że tabelki to nie jest coś, czego należy się religijnie trzymać. Swoją drogą, nie wiem, czy zetknęła się Pani z Elizabeth Pantley i jej serią 'No-cry’. Pantley miesci się w nurcie RB (przedmowy do jej książek pisze Sears). Pantley też wspomina o czasach czuwania, tylko zakresy, które podaje są bardzo szerokie.
Dziękuję za komentarz. Oczywiście znam E.Pantley i z wielu jej uwag korzystam, choć nie w 100% się zgadzam z jej podejściem. Mam pewne uwagi 😉
Pani Magdo,
Z powyższego wpisu rozumiem, ze przyciemnianie pomieszczenia, w którym sypia dziecko, na czas drzemki jest niewskazane. Pisze Pani także o tym, że interwencje behawioralne dotyczące zasypiania niekorzystnie wpływają na jego autoregulację w zakresie emocji, głodu itp. I ja się z tym nawet zgadzam. Tylko jak to się ma do treści propagowanych przez głównych przedstawicieli nurtu Rodzicielstwa Bliskości – Williama i Marthę Searsów (m.in.rozdział 9.ich Księgi Snu), którzy zachęcają do zaciemniania pokoju na czas drzemki (jedno z ” narzędzi” pomocnych w usystematyzowaniu drzemek), a przede wszystkim – do gloryfikowania usypiania dziecka przy piersi, podczas gdy – moim skromnym zdaniem jest to najkrótsza droga do zaburzenia samoregulacji u dziecka. Bo jeśli zawsze zasypiam przy piersi, to właściwie dlaczego jem- bo jestem głodny? bo jestem zdenerwowany? bo potrzebuję bliskości? Ośmielę się stwierdzić, że Bliskość w Rodzicielstwie jest mi bliska i usypiam córkę przy piersi, mając już teraz głębokie przekonanie, że utrwalam u niej skojarzenie ” żeby zasnąć muszę zjeść, nawet jeśli nie jestem głodna”. Uważam to za błąd do skorygowania. Dlatego też jako osoba poszukująca wsparcia w tym zakresie i próbująca być dobrym rodzicem, mam poczucie bycia wprowadzaną w błąd rozbieżnymi stanowiskami na na wątek powiązania snu, karmienia, technik i nie-technik z pojęciem tzw. Rodzicielstwa Bliskości.
Artykuł mądry, ale też trochę jednostronny, bo głownie jest w nim mowa o interwencji zasypiania w pierwszym półroczu dziecka, a wielu tzw trenerów snu absolutnie zakazuje ich w pierwszych sześciu miesiącach i najwcześniej po tym czasie można coś robić.
Dodatkowo pisze Pani, że „Jeśli nie ma problemów ze zdrowiem, karmieniem i nie przeszkadza mu się w tym, sztucznie zaburzając rytm okołodobowy (np. tak albo tak), śpi tyle, ile potrzebuje” – otóż moje dziecko nie ma problemów ze zdrowiem, przebadałam na każda stronę, nie zaburzam w żaden sposób tego rytmu, a od półtora roku śpi w nocy tylko na rękach, co za tym idzie rodzice nie śpią prawie wcale i fizycznie nie są w stanie już funkcjonować.”Łagodne” sposoby, rozłożone w czasie nie sprawdziły się. Co wtedy? nic nie robić? Czekać, że dziecko samo zacznie spać? Tylko, że może ani on ani matka tego nie dożyją, bo matka w stanie permanentnego zmęczenia spowoduje wypadek? ja nie jestem zwolennikiem trenerów snu, samodzielnego zasypiania, tylko mam wrażenie, że niestety wszycy przeciwnicy tego typu rzeczy ni doświadczyli nigdy tego, jak to jest rzeczywiście spać po 2-3 godziny na dobę przez rok
Przez pierwsze 3 miesiące od porodu moje dzieciątko nie mogło zasnąć w dzień. Budziło się po 5 rano. Od 8 zaczynało marudzić. Jakimś cudem udawało mi się go ululać koło 9-10 na krótką drzemkę, którą spędzał na moim brzuchu. Jakakolwiek próba odłożenia synka, choćby na nasze łoże (o jego łóżeczku nie wspominając), kończyła sie pobudką. Potem już była tragedia. Synek potrafił nie spać do późnego popołudnia, płacząc. Nosiłam, lulałam, karmiłam i nic (oczywiście wciąż słyszałam uwagi- nie noś, bo się przyzwyczai). Mąż wracał z pracy o 17 i dzieciątko wtedy padało ze zmęczenia, a ja razem z nim. Moja mama zrzędziła mi, że jest nieregularnie karmiony i dlatego ma problemy ze spaniem. Ponadto braliśmy pod uwagę kolki i inne problemy z brzuszkiem. Stres, zmęczenie i nakładki na sutki (diabelski wynalazek) prawie pozbawiły mnie laktacji. Udało się odzyskać mleko (laktator to jednak cudowny wynalazek), ale do karmienia piersią już synek nie wrócił (po co, jak z butelki samo leci). Do tej pory nie wiem, co było przyczyną. Myślę, że częściowo niedożywienie (długo się nie mogłam zorientować, że mam prawie puste piersi i wydzielałam synkowi mieszankę ze złością, że się „przejada”). Kiedy odzyskałam pokarm i zaczęłam karmić moim mlekiem, ale z butelki, było trochę lepiej, le też bez szału. I na pewno nie udało się wprowadzić jakichś reguł spania. Raz dziecko miało drzemkę od 9-10:30, a potem od 14-15. Innym razem spało od 11-13, a potem od 15-17. A jeszcze innym razem wystarczały mu 3 drzemki po 20-40 min. Odkąd skończył roczek, zaczął spać w miarę regularnie- na szczęście, bo jak miał 14 miesięcy musiał iść do żłobka. Aczkolwiek do tej pory (ma 19 miesięcy) gdy zostaje w domu (np. w weekend) ma drzemkę niby od południa, ale raz trwa ona 40 min, a raz 3 godz. (rekord-4,5 godz).
Nasza córeczka super śpi w dzień, drzemki zawsze ma mniej więcej o tej samej porze, sama pokazuje że chce już spać. Zawsze mamy stały rytm dnia oczywiście nie staje na rzęsach hehe +/- 15mintu. Ale widzę że moje dzieci to lubią mi i im prościej jest z tym przetrwać cały dzień. Przychodzi 21-23 i zaczyna się problem córeczka każdej nocy budzi się od 4-6 razy i płacze skończyła właśnie rok i od pół roku każda noc to koszmar. Wydaje mi sie,że wszystkie potrzeby ma zaspokojone,a ona nadal się budzi i płacze. Z mężem mamy wrażenie że budzi się już z przyzwyczajenia aby ją wziasc przytulić, ululać pospać 1-2h i od nowa to samo:-( Co robić?
moim zdaniem artykuł jest bardzo jednostronny a tzw. trenerzy snu przedstawieni jako najgorsze zło tego świata.
To nie jest tak, że wszystkie tabelki i zalecenia są wyssane z palca. Sama Pani przytacza jedną, która akurat Pani odpowiada, bo ma szerokie zakresy. Natomiast jak uśrednić oba wspomniane zalecenia to w sumie wychodzi na jedno. Oczywiście nie trzeba trzymać się zegarka przy planowaniu drzemek ale np. informacje takie jak wczesne oznaki zmęczenia są bardzo pomocne i lepiej jest spróbować położyć na drzemkę dziecko zanim stanie się przemęczone, bo jak zapewne Pani wie, wtedy wydziela się kortyzol i dziecko zamiast się wyciszać dostaje zastrzyku „energii”. Celowo piszę w cudzysłowie, bo często takie zachowanie jest przez rodziców czy postronne osoby traktowane jako zupełny brak zmęczenia, podczas gdy jest zgoła odwrotnie. Ja to u swojej córki nie raz obserwowałam, wiedziałam, że przekroczyła już swój standardowy „czas czuwania” i teraz jest już hiper zmęczona i wystarczy mały bodziec a wybuchnie płaczem trudnym do ukojenia. Podsumowując, zgadzam się, że nie można się sztywno trzymać tych tabelek ale trzeba pamiętać, że niedosypiające niemowlaki mogą mieć objawy chronicznego zmęczenia, co źle wpływa przede wszystkim na rozwój mózgu a śpiące za dużo mogą być ospałe i pozbawione energii, dlatego trzeba i powinno się starać obserwować dziecko i kontrolować jego rytm dobowy i pomóc zasnąć, gdy widzimy, że jest zmęczone a samo przecież nie wie, że dobrze zrobi mu drzemka.