Gdzie Komsta mówi „Dobranoc, Trefliki na noc”

Gdzie Komsta mówi „Dobranoc, Trefliki na noc”

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Trefl

… albowiem zostałam dumną współtwórczynią kolekcji książek dla dzieci „Dobranoc, Trefliki na noc” wydanych przez Wydawnictwo Trefl!

Z pełnym przekonaniem mogę Ci napisać, że NIE MA drugich takich książek na rynku! Dlaczego?

To nie jest jedna książka z bajkami do czytania przed snem. To spójna kolekcja na tematy związane z wieczornym rytuałem i snem, która krok po kroku układa cały wieczór w szereg pozytywnych czynności. Zmienia sprzątanie zabawek, kolację, kąpiel, mycie zębów czy zgaszenie światła w rozwijającą zabawę i pozwala dzieciom nabrać prawidłowych nawyków związanych ze snem. Twoje dziecko uwielbia rozmawiać o jedzeniu i kręcić się w kuchni? Poczytajcie razem o kolacji. Chcesz oswoić kąpiel i mycie zębów? Proszę bardzo. Żywy jest temat gaszenia światła i ciemności (brrrr)? Też coś dla Was znajdziesz 🙂

 Kolekcję kupisz TUTAJ

Kolekcja jest przeznaczona dla dwóch grup wiekowych: 0-2. rok życia oraz 3-5. rok życia.

Bohaterami książeczek dla dzieci w wieku do 2. roku życia są „Bobaski i Miś”. Książki dla tej grupy wiekowej to kartonowe rozkładane książeczki harmonijki oraz duże 40-stronicowe kartonowe książki. To, co je cechuje, to dostosowanie do wieku i możliwości dziecka – duże ilustracje, niewiele szczegółów, proste teksty-polecenia angażujące dzieci typu „Pokaż paluszkiem, gdzie Treflinka odłożyła kredkę”.

Niektóre z tytułów są jeszcze w druku, ale z tych dostępnych dla dzieci 0-2 proponuję Ci zacząć od mojej ulubionej dużej pozycji „Pora spać! Książka przygotowująca do snu” (kupisz ją TUTAJ)

oraz co najmniej jednej z książeczek harmonijek – bardzo lubię „Kto gdzie śpi” (klik!), bo normalizujemy tam spanie z rodzicami 🙂

Książkę kupisz TUTAJ

oraz „Co zjemy na kolację„, bo to jedna z książek, którą można czytać po prostu popołudniu, a nie tylko w łóżku.

Książkę kupisz TUTAJ

Dla przedszkolaków przygotowaliśmy kilka rodzajów książek. Premierę miały już 5-minutowe bajki przygotowujące do snu, czyli klasyczne opowieści do czytania dziecku przed snem o przygodach Rodziny Treflików.

Książkę kupisz TUTAJ

Baaardzo lubię książki z cyklu Stwórz swoją historię na dobranoc: „Jutro czeka nas przygoda” oraz „Wyruszamy do spania”, na podstawie której dziecko z dorosłym wymyślają własne opowiadanie, wybierając z podpowiedzi.

Książkę kupisz TUTAJ

Książkę kupisz TUTAJ

A to nie wszystko, bo lada dzień w kolekcji pojawi się też książka z audiobookiem do słuchania oraz książeczki z zadaniami i kolorowankami!

Jak do tego wszystkiego doszło?

Na początku marca 2020 roku mój webinar na temat rytuału wieczornego kupuje osoba z adresem emailowym w domenie Trefl. Okłamałabym Cię, gdybym napisała, że już wtedy wiedziałam, co się wydarzy. Nie miałam zielonego pojęcia! Nie mam potrzeby przeglądania listy zamówień, więc nie wiem nawet, kto i skąd kupuje moje materiały edukacyjne.

Dowiedziałam się o tym pod koniec miesiąca, kiedy dostałam maila od nowopowstającego Wydawnictwa Trefl. Tak, to TEN TREFL, od puzzli i gier planszowych, jeden z liderów światowego rynku, postanowił stworzyć wydawnictwo książkowe. Swoją drogą, historia prezesa firmy oraz całej spółki jest NIESAMOWITA i dziwię się, dlaczego jeszcze nie powstała na ten temat – nomen omen – książka (przedsiębiorców zachęcam do pogooglowania sobie na ten temat).

Okazało się, że twórczynie wydawnictwa Marta Konior, Magdalena Talar i Magdalena Cieślar wraz z zespołem autorów i ilustratorów chcą zacząć z przytupem – nie od jednej książki, nawet nie od trzech, ale od całej, kilkunastoczęściowej kolekcji poświęconej rytuałowi wieczornemu. Bazą miała być – znana z animowanego serialu autorstwa Studia Trefl – Rodzina Treflików. Przeczytałam więc w wiadomości, że wydawnictwo obejrzało mój webinar i zaprasza mnie do dołączenia do grupy projektowej jako konsultantki merytorycznej.

Znajomi wiedzą, że jestem tzw. „yes-person”. Kiedy coś mi się spodoba, kiedy stanowi dla mnie wyzwanie, to najpierw mówię „TAAAK, oczywiście, zrobię to”,  a potem się ewentualnie dowiaduję, JAK to zrobić 😀 Przykładowo, gdy dostałam w ubiegłym roku propozycję zrobienia wykładu po angielsku, to najpierw się zgodziłam, a potem wróciłam na intensywne indywidualne konwersacje, żeby podszkolić się z mówieniem.

Grupa projektowa i konsultacja merytoryczna kolekcji książek brzmiała dla mnie nieco enigmatycznie, bo przecież nigdy wcześniej się tym nie zajmowałam, ale zawsze jest ten pierwszy raz i w sumie dlaczego miałabym nie dać sobie rady?

Umówiłyśmy się więc na spotkanie online, w którym twórczynie Wydawnictwa Trefl opowiedziały mi, na czym ma się opierać nasza współpraca. I zaczęło się!

W pierwszym etapie podczas serii rozmów opowiadałam redaktor prowadzącej o tym, z jakich elementów może składać się rytuał wieczorny. Wymieniłyśmy aż 14 etapów – od porządkowania zabawek przed kolacją aż po zaśnięcie po zgaszeniu światła. Rozmawiałyśmy o tym, co jest ważne w każdym kolejnym etapie, baaardzo szczegółowo (np. dlaczego proszę o to, aby ewentualne oglądanie bajki na dobranoc umieścić na początku rytuału, na minimum godzinę przed snem albo jak wygląda prawidłowe mycie zębów – wiecie o tym, że nie należy płukać zębów wodą na koniec?! Ja też się o tym dowiedziałam dopiero jako bardzo dorosła osoba) oraz jakie kompetencje poznawcze, społeczno-emocjonalne, motoryczne czy emocjonalne można kształtować przy okazji kolejnych czynności (np. co dzieci ćwiczą przy wkładaniu klocków i kredek do pojemników albo po co nam wspólne siadanie do kolacji).

Na tej podstawie powstały notatki dla autorek warstwy językowej książek. Wiem, że nie miały ze mną łatwo – pisać dla dzieci i jednocześnie brać pod uwagę mnóstwo wskazówek merytorycznych dotyczących z jednej strony rytuału wieczornego, a z drugiej psychologii rozwojowej. Nie było łatwo, bo poza byciem „yes-person”, jestem niewyobrażalnie upierdliwa i czepialska.

W drugim etapie współpracy dostawałam gotowe teksty oraz ilustracje z książek do sprawdzenia.

Żeby uzmysłowić Ci, na czym polega praca wydawnictwa, w tym konsultantki merytorycznej choćby najprostszej kilkunastostronicowej książeczki harmonijki dla rocznego dziecka, pokażę Ci kilka miejsc, do których nadesłałam uwagi. Zachęcam, żebyś się zastanowił_a, co tu jest do zmiany, zanim przeczytasz, co mój specyficzny mózg wykombinował.

Czego mi tu brakowało?

Zabrakło… warzyw i/lub owoców. A powinny być proponowane do każdego posiłku. Nawet jeśli nasze dziecko je na zmianę makaron z białą bułką.

Jaką uwagę miałam tutaj?

Tak, nie jestem fanką bicia brawa za siusianie do nocnika 😉

A tu?

Kot na ulicy – nie chciałabym, aby normalizować dzieciom bezdomność kotów. Koty nie powinny mieszkać na ulicy.

Wiem, że w tym momencie wiele osób przewraca oczami i myśli „meh, przesada”. Może i tak. Ale takie było moje zadanie – stworzyć możliwie najlepsze książki pod słońcem, promujące wartości, na których promowaniu mi zależy. Zresztą: czy wspominałam już, że jestem czepialska? 🙂

I wiesz, co w tym wszystkim jest najlepsze? Wydawnictwo przychylało się do moich uwag bez najmniejszego problemu! Współpraca była IDEALNA. W 100% czułam, że nie jestem w zespole tylko po to, by można było się podpisać hasłem „konsultowane przez psychologa”, olewając jednocześnie moje wskazówki. Wydawnictwo składa się z megaodpowiedzialnych osób. Nam wszystkim naprawdę zależało na tym, żeby kolekcja wyszła świetnie. Sama jako twórczyni wiem, że to nie jest łatwe oddać komuś do oceny swoje wychuchane i dopieszczone dzieło, z którego jest się dumnym, a potem je poprawiać, bo ktoś jest przewrażliwiony na jakimś punkcie 😉 Dlatego NAPRAWDĘ  ogromnie to doceniam!

A teraz z pełnym przekonaniem jestem w trzecim etapie współpracy i – jako dumna ambasadorka kolekcji „Dobranoc, Trefliki na noc” – zamierzam wyskakiwać Wam nie tylko z lodówki, ale i z Internetu, radia, i nawet ze swoim logotypem z telewizora, bo kolekcję promujemy spotem telewizyjnym publikowanym w dziecięcych stacjach tv. Jest moc!

Kolekcję kupisz TUTAJ

Jeśli macie jakiekolwiek pytania dotyczące Kolekcji lub jej powstawania, zostawcie je koniecznie w komentarzach, a odpowiem z przyjemnością 🙂

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując produkty, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Dlaczego tata w nocy jest “be”?

Dlaczego tata w nocy jest “be”?

„ONO WOLI DO CIEBIE!” – czy już to słyszałaś? Może się zastanawiasz, jak to jest jest, że dziecko uwielbia swojego tatę w ciągu dnia, a wieczorem albo w nocy absolutnie nie chce go widzieć na oczy (a wystarczy, że malucha na ręce weźmie mama i płacz milknie w ułamku sekundy)?

Czy to matki są biologicznie przystosowane do usypiania małych dziećmi, a ojcowie powinni wkraczać dopiero po odstawieniu od piersi / pierwszych urodzinach / trzech latach, no ewentualnie wcześniej, ale jeśli są uzbrojeni w butelkę z mlekiem?

W skrócie: nie.

Już niemowlę może być emocjonalnie przywiązane do kilku osób. Wyraźnie widać to w społecznościach żyjących w bardziej naturalny niż zachodnia cywilizacja sposób, bo jest to realną koniecznością zapewniającą dzieciom bezpieczeństwo (więcej pisałam o tym TUTAJ). Nie jest prawdą, że do trzeciego roku życia liczy się wyłącznie mama – choć rzeczywiście niemowlakowi na samym początku może być zdecydowanie najłatwiej nawiązać więź właśnie z matką. Po pierwsze, zna ją najdłużej. Jej głos słyszało jeszcze będąc w jej brzuchu. Po drugie, karmienie piersią (nawet jeśli to było choćby kilka dni) i wiele innych czynności opiekuńczych wymaga częstego i długiego kontaktu fizycznego, a to ułatwia tworzenie przywiązania.

Samo mleko ma tu natomiast znacznie mniejsze znaczenie. Nie jest więc tak, że jeśli mama karmi dziecko piersią, to ojciec jest automatycznie w gorszej pozycji. Nie musi karmić niemowlaka butelką, żeby nawiązać z nim relację ani żeby potrafić je uspokoić albo uśpić. Nie wszystkie dzieci chcą pić z butelki i to nie znaczy, że póki są karmione piersią, to nie przywiążą się do ojca.

Tu nie chodzi o mleko

Do lat 50. ubiegłego wieku zakładano, że zaspokajanie przez opiekuna potrzeb fizjologicznych, takich jak pożywienie i ciepło, prowadzi do skojarzenia przez dziecko konkretnej osoby z doznawaną gratyfikacją i przywiązania się do niej. Zależność miała być prosta: sprawiłaś, że mam pełny brzuch -> szukam u Ciebie wsparcia w trudnych chwilach. Poważnie zakwestionowały tę teorię odkrycia Konrad Lorenza dotyczące powstawania przywiązania u niektórych gatunków ptactwa bez udziału pożywienia czy innych nagród. Myślenie o tworzeniu więzi zmieniły jednak na zawsze eksperymenty na małpach przeprowadzone przez Harry’ego Harlowa.

Podczas pobytu małych rezusów w laboratorium zauważono, że są silnie przywiązane do materiału, którym nakrywano podłogę w klatce. Małpki przywierały do niego i wpadały we wściekłość, gdy zabierano go do prania. Zaobserwowano także, że małe rezusy wychowywane na niepokrytej materiałem drucianej podłodze klatki z trudem, jeżeli w ogóle, przeżywają pierwsze pięć dni życia. Zespół laboratorium był zdumiony hipotezą, że poza jedzeniem, kontakt fizyczny może być tak ważną zmienną w rozwoju zdrowych małpich niemowląt.

Harlow postanowił zbadać rozwój emocjonalny małpich niemowląt w sytuacji braku matki i przetestować hipotezę dotyczącą wpływu karmienia na tworzenie się przywiązania.

Zbudowano dwie matki zastępcze. Pierwsza była pokryta miękkim materiałem i emitowała ciepło z żarówki. W rezultacie powstała „miękka, ciepła i czuła matka o niewyczerpanej cierpliwości, matka dostępna dwadzieścia cztery godziny na dobę, która nigdy nie beszta swojego dziecka, nie bije go i nie gryzie w złości”. Druga matka zastępcza zbudowana była z siatki drucianej i różniła się od miękkiej matki przyjemnością kontaktu, który oferowała. 

W eksperymencie w dwóch klatkach umieszczone zostały obie matki – w pierwszej klatce czworgu małpkom pokarmu dostarczała futrzana matka, w drugiej pozostałe cztery małpiątka karmiła matka druciana. Czas spędzany na każdej z matek był automatycznie mierzony. Bez względu na to, czy butelka z jedzeniem była umieszczona na matce drucianej czy futrzanej, małpki spędzały znacznie więcej czasu na matce z miękkiego materiału. Stało się jasne, że komfortowy dotyk jest ogromnie ważną zmienną w rozwoju emocjonalnym, podczas gdy karmienie jest nieistotne. Tym samym zakwestionowano teorie zakładające oparcie związku z matką wyłącznie na redukcji głodu.

„Człowiek nie może żyć tylko mlekiem. Miłość nie musi być podawana butelką”, podsumował przedstawione dane Harlow. 

Zbadano także zachowanie małpek w sytuacjach zaskoczenia i niepokoju. Do klatki z drucianą i materiałową matką wkładano wywołujący strach bodziec, na przykład ruszającą się zabawkę. W sytuacji stresu małe rezusy wyraźniej preferowały schronienie u matki futrzanej. Karmienie okazało się być nieistotne – bez względu na to, gdzie była umieszczona butelka, małpki szukały pocieszenia u miękkiej atrapy. 

(dobrze, że obecnie nie prowadzi się już takich eksperymentów ze względów etycznych, prawda?)

Także obserwacje ludzkich niemowląt wskazują na niezależność tworzenia się przywiązania od zaspokajania potrzeb fizjologicznych. Badania Schaffera i Emersona potwierdziły, że co najmniej jedna piąta osób, do których przywiązane są niemowlęta, nie uczestniczy w ich pielęgnacji i karmieniu. Oznacza to, że wczesne więzi emocjonalne rozwijają się niezależnie od zaspokajania fizycznych potrzeb. Nie potrzeba więc butelki z mlekiem, żeby stać się dla malucha ważną osobą.

Na drabince

Sporo trudnych emocji, które narastają wokół tego, że dziecko preferuje jednego z rodziców, wynika z braku wiedzy o sposobie działania systemu przywiązania u dziecka.

Każde dziecko wychowywane w rodzinie może nawiązać bliską więź z kilkorgiem dorosłych. Jednocześnie istnieje dla niego hierarchia przywiązania. Można ją sobie wyobrazić w formie drabinki, na której szczeblach są poustawiani kolejni opiekunowie dziecka. Drabinka jest wąska, więc na każdym jej szczeblu może stać tylko jedna osoba. Na samym szczycie hierarchii jest opiekun numer jeden. Na kolejnych szczeblach są osoby numer dwa, numerem trzy i tak dalej.

Co to oznacza dla dziecka? System przywiązania aktywuje się w sytuacjach, które są trudne dla dziecka – kiedy się przestraszyło, uderzyło, jest głodne, senne lub zmęczone. Jeżeli więc jest mi bardzo trudno i źle, a ja mam do wyboru pięć dorosłych osób, zgłoszę po pomoc do mojego numeru jeden, do osoby z najwyższego szczebla drabinki. Ale jeżeli akurat  tego numeru jeden nie ma, a są opiekunowie numer dwa i trzy, to zgłoszę się do numeru dwa z prośbą o pomoc – zgodnie z hierarchią przywiązania. Być może nieco dłużej zajmie mi zaspokojenie moich potrzeb, czyli na przykład uspokojenie się lub zaśnięcie, niż miałoby to miejsce w towarzystwie numeru jeden, ale również będzie możliwe. 

Co decyduje o tym, kto jest w hierarchii przywiązania wyżej, a kto niżej? Nie jest to ani zaangażowanie opiekuna w karmienie, ani stopień pokrewieństwa. Niekoniecznie zawsze to mama będzie numerem jeden, tata będzie zawsze numerem dwa, a babcia numerem trzy. Dla ⅓ półtorarocznych dzieci mama nie jest numerem jeden – choć warto wspomnieć, że są to badania z krajów, gdzie urlop macierzyński trwa znacznie krócej niż w Polsce.  Bywają takie rodziny gdzie numerem jeden jest mama, numerem dwa jest babcia albo niania, a tata jest dopiero numerem trzy. 

To, gdzie dorosły znajduje się w hierarchii przywiązania (i jaka jest jego jakość), zależy od kilku czynników.

Pierwszym jest dostępność emocjonalna opiekuna, czyli szybkość adekwatnego odpowiadania na sygnały wysyłane przez dziecko. Niemowlak nawiązuje relację z dorosłymi, którzy reagują na jego komunikaty typu “nudzi mi się”, “pogadaj ze mną”, “przestraszyłam się”, “chcę jeść” – choć nie chodzi o to, że trzeba rzucać gorącą patelnią i biec kurcgalopkiem, gdy tylko dziecko jęknie, kiedy akurat nie możemy podejść. Zareagowanie słowne “Już, słyszę Cię Marysiu, za moment podejdę” jest wystarczająco dobre. Reakcją na sygnały głodu nie musi być samo karmienie, bo przy malutkim niemowlaku adekwatną reakcją ojca będzie choćby przyniesienie malucha do karmiącej piersią mamy.

Czas, jaki opiekun spędza z dzieckiem, jest istotny. I choć jakość tego czasu ma znaczenie, daleka jestem od podpisania się pod promowanym przez niektórych specjalistów hasłem “nie liczy się ilość, liczy się tylko jakość”. To tak nie działa. Małe dzieci potrzebują wielokrotnie doświadczyć wsparcia opiekuna w trudnych sytuacjach, żeby mu zaufać. To, że starsze dzieci i nastolatkowie także potrzebują czasu, a nie tylko “jakości”, widać choćby po tym, że potrafią przez kwadrans rozmawiać o mało istotnych sprawach, żeby dotrzeć wreszcie, przed samym zaśnięciem, do ważnych tematów, wątpliwości, lęków. 

Kolejnym znaczącym czynnikiem wpływającym na miejsce opiekuna w hierarchii przywiązania jest jego zaangażowanie w inicjowanie interakcji z dzieckiem. Czyli chodzi nie tylko o to, żeby odpowiadać na wezwania niemowlaka, ale też samemu wchodzić z nim w kontakt.

Jeśli mama jest podczas urlopu macierzyńskiego w domu z dzieckiem i opiekuje się nim 24 godziny na dobę, a tata jest z maluchem pół godziny przed wyjściem do pracy (z czego kwadrans to tylko jednym okiem, bo ubiera się i pakuje) i dwie godziny wieczorem, to nierównowaga w ilości czasu jest znaczna. Ale z drugiej strony, jeśli mama choruje na depresję i ma trudność w dostępności emocjonalnej i rzadko inicjuje interakcje, to mimo tej nierównowagi czasowej może się okazać, że ojciec w hierarchii przywiązania będzie nieco wyżej. Jeśli dziecko jest w żłobku 8 godzin, to niekoniecznie jego opiekunka wskoczy na najwyższy szczebel. Jej dostępność emocjonalna i wchodzenie w interakcję jest mniejsze – opiekunka zajmuje się jednocześnie sześciorgiem dzieci, a Ty jednym, choć przez mniejszą liczbę godzin.

Jesteś jak all-inclusive

Mama i tata są równorzędnymi rodzicami, ale jeśli dziecko jest w kiepskim stanie (na przykład senne) i ma wybór, zwykle zwróci się do osoby, która jest wyżej w hierarchii. Zwłaszcza, jeśli przebywanie z nią dostarcza przyjemnych wrażeń sensorycznych, ułatwiających zasypianie.

Najłatwiej wyjaśnić to metaforą wyjazdu na wakacje. Dla bardzo wielu dzieci mama karmiąca piersią jest hotelem pięciogwiazdkowym. Nie dość, że (1) to mama – czyli osoba, która prawdopodobnie u większości dzieci jest numerem jeden na drabince – to jeszcze (2) bycie przytulonym do kogoś miękkiego i miłego (pamiętasz rezusy?), (3) ssanie, które wycisza i (4) ciepłe mleko zawierające substancje ułatwiające zasypianie oraz (5) powodujące wyrzut nasennych hormonów sytości. Używając metafor wyjazdowych – jest na all inclusive.

Dla niektórych dzieci tata w porównaniu do takiej mamy jest hotelem czterogwiazdkowym. Super, ale wyobraź sobie, gdyby ktoś Tobie zaproponował:

Masz do wyboru ekskluzywne dwutygodniowe wakacje za darmo. Śpisz albo w hotelu pięciogwiazdkowym z trzema posiłkami dziennie, albo w czterogwiazdkowym tylko ze śniadaniem.

Jaki hotel byś wybrała? Większość z nas nie zastanawia się długo… a dziwimy się dzieciom, że w sytuacji wyboru też proszą o all-inclusive.

Ale gdyby propozycja brzmiała raczej:

Masz do wyboru tamten hotel czterogwiazdkowy ze śniadaniami albo schronisko młodzieżowe: łóżko w pokoju ośmioosobowym bez łazienki, w gratisie dwóch współlokatorów chrapiących przez całą noc.

O, Panie, ten hotel czterogwiazdkowy wydaje się wtedy megawypasem, biere bez większego marudzenia! 

Dokładnie ten mechanizm działa wówczas, gdy mama wychodzi z domu na noc, zostawiając malucha z tatą lub babcią. Najczęściej w półśnie i na autopilocie dziecko jeszcze poszukuje mamy, ale kiedy uda się je wreszcie rozbudzić, zaśnięcie jest znacznie łatwiejsze niż wszyscy zakładali. Ba, czasem dzieciaki tej nocy bez mamy akurat wcale się nie budzą!  Oczywiście, w wyjątkowych sytuacjach, jeśli dziecko jest w bardzo dużym nasileniu lęku separacyjnego, ząbkujące, chore, mama niedawno wróciła do pracy, to może być trudniej. Ale często strach ma po prostu wielkie oczy.

Aha – jeśli klucz od pokoju w hotelu pięciogwiazdkowym jest na wyciągnięcie ręki w drugim pokoju, to dlaczego niby miałbym zgadzać się na ten trzygwiazdkowy?

Od czego jest tata?

Kiedy opowiadałam kiedyś o metaforze hotelowej, otrzymałam cudowny komentarz: tata jest hotelem czterogwiazdkowym, ale z animacjami dla dzieci. 

I tu bywa pies pogrzebany!

Zachęcam Cię do zadania sobie pytań:

  • Z kim mojemu dziecku kojarzy się zasypianie?
  • Kto uczestniczy w rytuale zasypiania?
  • Kto obsługuje nocne pobudki dziecka?

i wreszcie:

  • Od czego w naszej rodzinie jest tata?

Badania prowadzone w naszym kręgu kulturowym wskazują, że matki częściej zajmują się rolą opiekuńczą (są więc od karmienia, spania i przewijania), a ojcowie pełnią rolę towarzysza zabaw, dostarczającego atrakcji i rozrywek. 

Przy takim podziale nagłe oddanie ojcu wieczornego usypiania ma prawo się nie udać.

Wyobraź sobie więc, że jesteś rocznym maluchem. Przez 365 dni (czyli przez całe swoje życie) doświadczyłeś, że w usypianiu pomaga Ci mama, a inicjatorem superzabaw jest tata. Pewnej nocy budzisz się o 23.30, ale zamiast mamy przy łóżku pojawia się ojciec.

Hej, o co chodzi?! Idź stąd człowieku, jest środek nocy, ja nie chcę się bawić, ja chcę spać! Wołaj tę kobietę od spania! 

Jeśli więc tata ma przejąć od mamy rytuał wieczorny, to warto żeby dziecko nabywało doświadczenia, że tata też “umie w usypianie”. Bo skąd ma niby to wiedzieć, skoro nigdy tego nie doświadczył?

Czasem będzie potrzeba przez jakiś czas wykonywać cały rytuał wieczorny i obsługę pobudek we trójkę, żeby w bezpieczny i spokojny sposób przekazać nocną opiekę ojcu. To jest do zrobienia, nawet jeśli mama karmi piersią do zaśnięcia, nawet, jeśli tata nie jest obecny w domu codziennie, bo pracuje zmianowo lub wyjeżdża. Tylko wtedy może to po prostu zająć więcej czasu.

Wrzucając na luz

Przekazanie wieczornego usypiania ojcu może się nie udać, jeśli on jest przekonany, że się nie uda. Dzieci błyskawicznie zarażają się naszymi emocjami, przede wszystkim lękiem. Z tego też powodu niekiedy ojcu usypianie idzie znacznie szybciej niż zmęczonej i poddenerwowanej całym dniem opieki mamie. Więcej na ten temat pisałam TUTAJ.

Warto też pamiętać, że poszukiwanie numeru jeden z drabinki przywiązania jest najsilniejsze, gdy poziom dyskomfortu lub nasilenie emocji u dziecka jest najwyższe. Ojcu łatwiej więc będzie położyć do snu malucha, który jest mniej zmęczony, nawet jeśli finalnie samo usypianie potrwa dłużej.

Czy to konieczne, żeby dziecko było usypiane przez rodziców na zmianę? Nie.

Czy warto to robić? Tak, bo daje poczucie komfortu mamie, która może czasem wieczorem wyjść (lub nie stresuje się dodatkowo w wyjątkowych sytuacjach typu nieplanowany pobyt w szpitalu), a ojcu może wzmocnić poczucie rodzicielskich kompetencji.

 

Masz dość wielogodzinnego usypiania dziecka? Mam dla Ciebie szkolenie „Rytuał wieczorny"!

Jak sobie radzić z krytyką, gdy jesteś rodzicem?

Jak sobie radzić z krytyką, gdy jesteś rodzicem?

Gdy zostajemy rodzicami, często zaczynamy zderzać się z krytyką naszych decyzji. Okazuje się, że negatywnie ocenić można w rodzicielstwie absolutnie wszystko: krótkie karmienie piersią, długie karmienie piersią, spanie z dzieckiem w jednym łóżku, spanie dziecka w osobnym pokoju, używanie smoczka, nieużywanie smoczka, noszenie w chuście, karmienie papkami, rozszerzanie diety metodą BLW… i mogłabym tak jeszcze długo.

Im bardziej niepopularne od głównego nurtu rodzicielskiego są nasze decyzje, tym większe prawdopodobieństwo, że niektórym się to nie spodoba. W naszym społeczeństwie nadal pokutuje wiele mitów dotyczących potrzeb i zachowań małych dzieci. Zwykle łatwiej złapać dystans wobec krytyki wypowiadanej przez obcych. Ale gdy krytykujące osoby są nam bliskie, trudno nam poradzić sobie z ocenami, które słyszymy.

Ugruntuj się

Warto czytać  wiarygodne źródła informacji na rodzicielskie tematy: o chustonoszeniu, karmieniu piersią, żywieniu dzieci, wychowaniu bez kar i nagród itd. Im więcej wiesz na temat wspierania rozwoju dziecka, tym trudniej zasiać w Tobie ziarno niepewności.

Jeśli jesteś specjalistką na przykład z zakresu podatków, to nawet gdyby teściowa trzy razy dziennie mówiła Ci o tym, że źle prowadzisz księgę przychodów i rozchodów, nawet na moment nie zachwiałaby Twoją pewnością siebie w tym temacie. W końcu to Ty studiowałaś rachunkowość przez wiele lat, to Ty wypełniłaś już tysiące rubryczek w programach do rozliczeń podatkowych, to Ty jesteś doceniana przez pracodawców i w końcu to do Ciebie Urząd Skarbowy nie miał dotychczas zastrzeżeń.

Podobnie jest z rodzicielstwem: gdy rozumiemy pewne mechanizmy stojące za rozwojem dziecka, informacje jakoby noszenie niemowlaka na rękach je psuło wlatują nam jednym uchem, a wylatują drugim. Rozumiemy, że osobie, która wypowiada takie sądy, brakuje aktualnej wiedzy. Nie każdy zna się na podatkach i nie każdy zna na psychologii dziecięcej – choć domorosłych ekspertów w tej dziedzinie mamy zwykle wokół bez liku 😉

Jeśli słyszycie od przedstawiciela ochrony zdrowia komentarz niezgodny z aktualną wiedzą (np. o karmieniu piersią) lub wykraczający poza jego kompetencje (np. że nie powinniście spać z dwulatkiem w łóżku), warto zaprotestować. Odwołać się do zaleceń ze strony Ministra Zdrowia. Skierować rozmowę na temat, z którym przyszliśmy do gabinetu. Zgłosić skargę do kierownika przychodni lub szpitala, do izby lekarskiej, rzecznika praw pacjenta. Jeśli kładziemy uszy po sobie i nic z tym nie robimy, nic się nie zmienia. Pisałam już o tym kiedyś TUTAJ.

Aby nie czuć się samotnym, warto brać udział w spotkaniach z ludźmi, którzy mają podobny światopogląd. Własna wioska, grupa wsparcia, krąg kobiet – nazwa nie jest istotna, ważni są ludzie. Na szczęście mamy internet i jeśli takich spotkań w okolicy nie ma, możemy uczestniczyć w dyskusjach w internetowych grupach (zapraszam DO SWOJEJ GRUPY). Można też założyć własną lokalną grupę wsparcia (wiem, bo sama to zrobiłam).

W psychologii mówi się o społecznym dowodzie słuszności. Jesteśmy jako gatunek tak skonstruowani, że w sytuacji braku pewności co do wyboru, za prawidłowe wyjście uznajemy to, co robi większość ludzi. Rozmowy z innymi rodzicami, którzy przeżywają podobne dylematy oraz radości co my, daje niesamowite poczucie wspólnoty i zabiera poczucie osamotnienia (a jeśli to tylko ja śpię z dzieckiem, karmię dwulatka, nie wypłakuję niemowlaka…?).

Przyjrzyj się, od kogo i dlaczego płynie krytyka

Po drugie, warto się przyjrzeć osobom, które komentują nasze decyzje. Czy ludzie, którzy krytykują Cię za spanie z dzieckiem, wychowanie w duchu RB, karmienie piersią itd. mają ochotę dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat? Może bezmyślnie powtarzają zalecenia sprzed 30 lat, bo nie wiedzą, że poziom wiedzy o opiece nad dzieckiem od tamtej pory NIECO się zmienił?

Niektórzy rodzice dzielą się więc z bliskimi swoją wiedzą lub podsuwają artykuły na temat rodzicielstwa, laktacji, żywienia, potrzeb dzieci, psychologii, zdrowia.

Niejednokrotnie warto wysłuchać komunikatu i zastanowić się, o jakich potrzebach tej osoby nam on mówi. Jaka potrzeba stoi za słowami, które słyszysz? Jakie emocje? Ktoś się martwi? A może potrzebuje być wziętym pod uwagę? 

„Słuchaj mamo, dziękuję Ci, że troszczysz się o nas. Wiem, że kiedy ty rodziłaś dzieci, to były takie zalecenia, żeby nie karmić dłużej niż pół roku, bo pokarm staje się niewartościowy i dziecku będzie lepiej w żłobku, jak będzie umiało pić z butelki. Ta wiedza się zmieniła. Teraz promuje się karmienie tak długo, jak dziecko i mama chcą, a Twój wnuk nie wygląda na zainteresowanego odstawieniem się”.

Są jednak osoby, czasem bardzo bliskie, które nie są zainteresowane poszerzaniem swojej wiedzy. Ich opinie bazują na ich własnych przekonaniach, że dzieci są takie, życie jest takie, trzeba XYZ, żeby wychować dziecko… Słyszysz krytykę i próby spokojnego wyjaśnienia powodów jakiejkolwiek Twojej decyzji rodzicielskiej spełzają na niczym.

Nie masz obowiązku tłumaczyć innym ludziom ze swoich wyborów. Z żadnych.

Warto wtedy chronić granice swoje oraz swojego dziecka. Nie pozwalać na drążenie tematu. Niektórzy używają sformułowań: “Och, pomyślę o tym”, albo zupełnie wprost:

“Dziękuję, radzimy sobie”

“Wiem, co robię”

“Decyzję podjęliśmy z lekarzem, jest świadoma, dzięki za zainteresowanie”

“Taką podjęłam decyzję”

“Dziękuję za zainteresowanie, ale to jest temat, którego ja już nie chcę rozwijać”.

Czasami metodą zdartej płyty. Czasami fizycznie kończąc spotkanie i wychodząc. W kółko, i w kółko, i jeszcze raz.

Wpadamy czasem w taką pułapkę myślenia, że jeśli wyłożymy wystarczająco przekonujące argumenty, odwołując się do badań naukowych, zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia i doniesień z zakresu neuropsychologii, to inni zrozumieją i przestaną nas krytykować. Tymczasem często to jest po prostu rozmowa z dwóch różnych poziomów – nazwijmy je „racjonalnym” i „emocjonalnym”. Dla osoby, która wypowiada się z pozycji swoich przeżyć i potrzeb, dostarczenie logicznych argumentów nie jest istotne. One nie wpływają na jej postrzeganie rzeczywistości.

Bywa, że jest to związane z jej własnymi doświadczeniami z dzieciństwa i tym, jak ją traktowano. Jeśli wychowywała się w jakimś konkretnym przekonaniu dotyczącym tego, jakie są dzieci i jakie mają potrzeby, jaka jest rola ojca, a jaka matki itd., to bez świadomej pracy trudno może być wyjść z tych myślowych kolein.

Czasem nasze macierzyństwo i ojcostwo uświadamia naszym rodzicom, że to, jak oni się nami opiekowali mogłoby wyglądać inaczej. Że ulegli sugestiom swojej rodziny czy personelu medycznego, mimo że w głębi duszy czuli, że to do nich nie pasuje. Że pewne ich plany nigdy się nie zrealizowały. Że na przykład Twoja mama chciała karmić dłużej, ale zepsuto jej laktację zanim jeszcze wyszła z porodówki – i do tej pory jakoś sobie tego nie poukładała. Widok Ciebie karmiącej bez problemów i na żądanie, może wywoływać w niej trudne emocje, których źródła po tych kilkudziesięciu latach może nie być łatwo odnaleźć. Napięcie znajduje ujście w komentarzu skierowanym do Ciebie – ale to nie jest o Tobie, tylko o niej. Nie jest łatwo poukładać sobie w głowie, że kiedyś robiliśmy najlepiej, jak mogliśmy, z tą wiedzą i wsparciem, które wówczas mieliśmy, jeśli teraz wiadomo, że praktyki z lat 80. XX wieku na przykład dotyczące odpieluchowania mają długofalowe negatywne skutki dla pokolenia 30- i 40-latek.

A jeśli krytykuje mnie mój partner lub partnerka?

Jeśli osobą, która Cię nie wspiera w Twoich rodzicielskich priorytetach, jest Twój partner lub partnerka, warto szczerze o tym porozmawiać.  Co jest w tej sytuacji dla niego/ dla niej trudne? Czego się obawia? Jakie ma oczekiwania, wyobrażenia, potrzeby w związku lub rodzinie? Czy na pewno chodzi o karmienie, noszenie, niewymierzanie kar?

Czasem jest jakaś presja ze strony rodziny naszego partnera, o której nam nie mówi, a trudno mu poradzić sobie z konfliktem lojalności. Czasem sam potrzebuje wsparcia, by poukładać sobie własną historię rodzinną, przekonania, które wyniósł z domu, które wówczas pomagały mu sobie radzić, a teraz są już niewspierające. Jeśli trudno dojść do porozumienia, można skorzystać z pomocy profesjonalisty, na przykład psychoterapeuty rodzinnego.

Wielu psychologów się ze mną nie zgodzi, ale uważam, że mówienie przez rodziców jednym głosem we wszystkich tematach jest przereklamowane. Nie jest możliwe, żeby – nawet z najlepiej dobraną do nas osobą – zgadzać się we wszystkich kwestiach w 100%. Jeśli udajemy przed dziećmi, że tak jest, w mig wyczuwają brak autentyczności. Nie musimy się we wszystkim ze sobą zgadzać, nawet jeśli dotyczy to naszych wspólnych dzieci.

Warto pamiętać, że to każdy sam odpowiada za to, jaką relację buduje z dzieckiem. To nie Ty jesteś odpowiedzialna/y za to, jaką relację z dzieckiem będzie miał drugi rodzic. Możesz podsuwać mądre lektury (tutaj znajdziesz inspiracje dotyczące książek o Rodzicielstwie Bliskości) i inspirować własnym przykładem. Ale nie masz realnej mocy zmieniania innych ludzi, nawet tych najbliższych. Szukanie wsparcia poza własnym domem, pokazywanie swoją postawą, że to, co robisz, ma sens oraz obrona siebie i dziecka przed raniącymi komunikatami – to rzeczy, na które masz wpływ i na których warto się skupić.

Trzymam mocno kciuki!

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – starsze dzieci

Książki o Rodzicielstwie Bliskości – starsze dzieci

W poprzednim wpisie z tej serii przedstawiłam swoich książkowych ulubieńców dla rodziców niemowląt i dzieci do 2 roku życia. Tym razem przygotowałam propozycje dla tych z Was, którzy są zainteresowani Rodzicielstwem Bliskości, a mają w domu przedszkolaka lub dziecko w wieku szkolnym.

Komunikacja

„Moje dziecko doprowadza mnie do szału” Isabelle Filliozat, wyd. Esprit

Pisałam już o tych tragicznych tytułach i fatalnych okładkach książek dobrej autorki? (tak, tutaj).

Książka ma taką samą strukturę, jak poradnik przeznaczony dla rodziców młodszych dzieci. Po wstępnym rozdziale poświęconym zachowaniom, które często w wieku szkolnym się pojawiają, kolejne rozdziały odnoszą się do przedziałów wiekowych i charakterystycznych dla nich trudności (ośmiolatki, którym często coś wypada z rąk, jedenastolatki i gry komputerowe…). Wszystko w odniesieniu do relacji z dzieckiem oraz wiedzy o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu. Bez rozgadywania się, ale z konkretami.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Na język polski przetłumaczono jeszcze jedną książkę Filliozat – poświęconą wspieraniu dzieci w przeżywaniu emocji i rozumieniu własnych, rodzicielskich uczuć: „W sercu emocji dziecka”. Również polecam! (papier – KILK!, ebook – KLIK!)

 

„Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” Adele Faber, Elaine Mazlish, wyd. Media Rodzina

Poradnik podobny do opisywanego przeze mnie w I części artykułu „Jak mówić, żeby maluchy…” – różnica polega na dopasowaniu przykładów. Ta wersja jest przeznaczona dla starszych przedszkolaków i dzieci szkolnych. “

Prezentuje bowiem w bardzo praktyczny sposób zasady skutecznej i empatycznej komunikacji. Znajdziesz tu konkretne dialogi, przykłady sformułowań, pytań i zachowań podane w przystępnej formie, także komiksowej. Do zainspirowania się, jeśli ktoś zna podstawy, ale nadal brakuje mu narzędzi.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

 

„Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny” Małgorzata Musiał, wyd. Mamania

Gdybym miała powiedzieć, jaką JEDNĄ książkę kupić, mając w domu przedszkolaka, dziecko szkolne lub więcej niż jedno dziecko, bez wątpienia wskazałabym na tę. Bardzo mi brakowało na polskim rynku takiej osadzonej w naszym kręgu kulturowym pozycji, w której krok po kroku za rękę prowadzi nas przez rozumienie Rodzicielstwa Bliskości w praktyce: czym są granice, jak wspierać dzieci w wyrażaniu emocji, skąd się bierze chęć do współpracy, jak rozwiązywać konflikty, także między rodzeństwem, co z karaniem i nagradzaniem.

Od Gosi Musiał przejęłam rewelacyjną strategię na bieżące rozładowywanie napięcia emocjonalnego pt. „śpiewaniem piosenek z brzydkimi słowami w myślach” 😀 Poleciłam ją Wam kiedyś na Facebooku i dajecie znać, że działa 😀

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Mów, słuchaj i zrozum” Petra Krantz Lindgren, wyd. Mamania

Książka, z której można nauczyć się sposobu komunikacji nazywanego Porozumienie Bez Przemocy (lub NVC – Nonviolent Communication). Na przykładach, które wielu rodziców zna z codziennego życia: dziecko, które chce, żeby mu kupić trzeciego loda; brat, który mówi, że nienawidzi siostry; chłopiec, który nie chce założyć kasku, idąc na rower.

Jeśli sama słyszysz, jak grozisz, straszysz, przekupujesz lub przedrzeźniasz i doprowadza Cię to do szału, bo jedziesz z automatu, choć chciałabyś mówić inaczej, to znajdziesz tu konkretne wskazówki i strategie. Wszystko po to, by wspierać poczucie własnej wartości u dziecka, które czuje się szanowane bez względu na to, co robi.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Jeśli nie kary i nagrody, to co?

Gdy dziecko rośnie, często pojawia się refleksja, czy można je wychować bez karania i nagradzania. I czy te behawioralne systemy wzmocnień i wygaszania można czymś zastąpić. Świetnie z tymi wątpliwościami rozprawiają się dwie książki:

 

„Wychowanie bez nagród i kar” Alfie Kohn, wyd. MiND

Książka, która na części pierwsze rozkłada rzeczywiste, potwierdzone naukowo dalekosiężne skutki stosowania nagród i kar, ale także powody, dla których warunkowanie uwagi wydaje nam się często absolutnie konieczne lub naturalne. Po pierwszej lekturze może się w Was pojawić sporo zdziwienia: jak to, moje zachowania wynikają z lęku? Z nieuświadamianych dotychczas przekonań? Przecież ja naprawdę nie myślę o dziecku w ten sposób!

Ogromny plus za KONKRETNE propozycje „co zamiast” – i uparte dążenie do przedstawienia perspektywy dziecka. To jest książka po której widzi się, jak dużo rodzicielstwo wymaga pracy nad sobą samym, a nie nad dzieckiem.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

 

„Dodaj mi skrzydeł! Jak rozwijać u dzieci motywację wewnętrzną?” Joanna Steinke-Kalembka, wyd. Samo Sedno

Ogromne pozytywne zaskoczenie – po okładce i tytule spodziewałam się czegoś zupełnie innego (wyobraziłam sobie jakieś dopingowanie do osiągania szkolnych sukcesów), a dostałam zwięzły, konkretny i wysycony aktualną wiedzą poradnik nie tylko po motywowaniu (czy raczej towarzyszeniu w rozwoju), ale i o niekaraniu i nienagradzaniu dla rodziców dzieci w wieku szkolnym.

Autorka w umiejętny sposób łączy informacje o rozwoju mózgu i wpływie emocji oraz relacji na działanie z przykładami technik do zastosowania od dzisiaj. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy frustrują się, że „dziecko nie sprząta”, nie che się uczyć, złości się, gdy odnosi porażkę.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Zrozumieć mózg dziecka

„Self-Reg”Stuart Shanker, wyd. Mamania

Lektura obowiązkowa nie tylko dla rodziców. Nie spotkałam dotąd osoby, której zapoznanie się z pomysłem Stuarta Shankera nie pomogło zrozumieć dziecka i / lub zadbać o samego siebie. Koncepcja jest prosta: każdemu człowiekowi trudno jest być w stanie optymalnego pobudzenia, jeśli oddziałują na niego silne lub przewlekłe stresory – począwszy od biologicznych przez emocjonalne i poznawcze aż po społeczne i prospołeczne. Warto ich poszukać i popracować nad zmniejszeniem ich siły rażenia. Nie zawsze to oznacza, że uda się je usunąć, ale można zastanowić się, co zrobić, by nie rozregulowywały nas lub dziecka tak silnie i na tak długo.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Zintegrowany mózg – zintegrowane dziecko” Daniel J. Siegel, Tina Payne Bryson, wyd. Rebis

Przypisywanie dzieciom złych intencji jest pozbawione sensu, ponieważ to ich rozwijające się mózgi sprawiają, że trudno im kontrolować swoje zachowania. Chociaż gdy teraz o tym myślę, że wiele z zaprezentowanych strategii jest bardzo przydatna we współpracy z dorosłymi – wszak obszary odpowiedzialne za podejmowanie decyzji rozwijają się jeszcze po 30 (tak, trzydziestym) roku życia!

Mam ochotę za jakiś czas przedstawić na blogu strategie zaproponowane przez Siegela dla najmłodszych dzieci, bo łączą wspieranie rozwoju emocjonalnego i poznawczy z dbaniem o dobrą więż i baaaardzo przydają mi się w pracy z rodzicami uczącymi się komunikacji z maluchami.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

O codziennym życiu

„Dziecko z bliska idzie w świat” Agnieszka Stein, wyd. Mamania

Książka Agnieszki Stein poświęcona komunikacji i wyzwaniom związanym z wchodzeniem dziecka w świat szkoły. Bardzo dużo tam materiałów do pracy nad sobą i własnym rodzicielstwem, potrzebami, umiejętnościami budowania relacji. Sporo miejsca Agnieszka poświęciła wychodzeniu dziecka, którym opiekowano się w duchu RB, w świat, który przecież niekoniecznie jest taki bliskościowy. Znajdziesz tam inspiracje do tego, co można zmienić, a z czym i w jaki sposób sobie poradzić, jeśli zmiana jest niemożliwa.

Polecam tym z Was, którzy martwią się, czy na dłuższą metę Wasz styl wychowawczy będzie musiał się zmienić pod wpływem szkoły, albo czy wolne dziecko odnajdzie się w systemowej placówce lub wśród rówieśników.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

 

„Potrzebna cała wioska” Agnieszka Stein, Małgorzata Stańczyk

Niedoceniana – moim zdaniem – a idealna na dwa popołudnia książka Agnieszki Stein w formie wywiadu prowadzonego przez Małgosię Stańczyk, to „Potrzebna cała wioska” – BARDZO dużo mnie osobiście poukładała treści z poprzednich książek Agnieszki w spójną całość. Fajnie się zresztą obserwuje, jak zmieniają się ludzie i jak własne doświadczenia  macierzyńskie wpływają na zawodową orientację.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

„Wspólne dorastanie” Carlos Gonzalez, wyd. Mamania

Nowość od mojego ulubionego hiszpańskiego pediatry.

Tym razem zostawia temat usypiania, karmienia i zabawy, a podejmuje zagadnienia bliższe rodzicom dzieci szkolnych i nastolatków. Co robić w przypadku rozstania rodziców? Czy i jak stać się dla nastolatka autorytetem? Czy ADHD istnieje? Jak zmniejszyć prawdopodobieństwo, że nasze słodkie maleństwo kiedyś wejdzie w narkotyki? Jak sobie radzić z rodzicielskim przytłoczeniem?

Gonzalez pisze jak zwykle lekko, z humorem, ale w oparciu o naukowe źródła. Nic nie poradzę na to, że kupiłabym i przeczytałabym z entuzjazmem każdą jego książkę, nawet o hodowli świnek morskich.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Daj znać w komentarzu, czy coś jeszcze dodałabyś do mojej czytelniczej listy – powoli szykuję 3 część artykułu, może jest jakaś książka, której jeszcze nie znam?

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując książki, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Książki o Rodzicielstwie Bliskości

Książki o Rodzicielstwie Bliskości

W trzecim odcinku podcastu, w którym opowiadam o mojej drodze do Rodzicielstwa Bliskości, zapytałam: czy chcecie poznać moją listę najlepszych książek o tym nurcie?

Wiele z Was napisało wówczas, że są ciekawe, od czego zacząć, co dla rodziców dwulatka, a co, jeśli dziecko chodzi już do szkoły?

Przygotowałam więc subiektywną listę książek o Rodzicielstwie Bliskości, którą z pełnym przekonaniem mogę polecić. Żeby artykuł był wygodniejszy do przeglądania, podzieliłam go na dwie części (druga za kilka dni), a w każdej z nich znajdziecie propozycje dostosowane do sytuacji i poziomu „zaawansowania” w temacie.

Dla jasności: wszystkie książki kupiłam samodzielnie i za własne pieniądze 😉

Zaczynamy od najmłodszych dzieci (od urodzenia do 3 roku życia):

JESTEM W CIĄŻY / MAM NIEMOWLĘ I NIC NIE WIEM O ROZWOJU MAŁYCH DZIECI

Księga Dziecka od narodzin do drugiego roku życia, William i Martha Sears, Zielona Sowa

W księgarniach od lat chyba nic nie detronizuje monumentalnego Pierwszego roku życia dziecka, ale nie jest to pozycja, którą mogłabym polecić. Jest co prawda rzetelna i szczegółowa w kwestiach medycznych, ale tematy związane z rozwojem emocjonalnym niemowlaka traktuje bardzo po macoszemu, a tu i ówdzie zawiera szkodliwe propozycje (typu wypłakiwanie przed zaśnięciem).

Twórcy pojęcia „Rodzicielstwo Bliskości”, William i Martha Searsowie napisali Księgę Dziecka – niemniej część ich propozycji, np. dotyczących zabaw ruchowych z niemowlakiem, przyprawia znanych mi fizjoterapeutów o ból głowy 😉

Czytam wszystko, co ukaże się na rynku z zakresu opieki nad niemowlakiem, i na ten moment z czystym sumieniem mogę polecić nowość z Wydawnictwa Agora:

Jest z nami dziecko. Poradnik początkujących rodziców, Joanna Szulc, wyd. Agora

Autorka jest doświadczoną dziennikarką, wieloletnią redaktorką naczelną miesięcznika Dziecko, dyplomowaną promotorką karmienia piersią, a także studiuje psychologię.

W poradniku analizuje dość szczegółowo wszystkie kwestie zajmujące rodziców w pierwszym roku życia ich maluchów: od niemowlęcej wyprawki, przez pierwsze dni po porodzie, żywienie po drobiazgowy przegląd kolejnych kwartałów życia (czego dziecko się uczy, jakie wyzwania czekają rodziców):

Podyskutowałabym o pojedynczych zagadnieniach, bo nie jestem przekonana, że niemowlaki potrzebują leżaczka 😉 – ale to są absolutne drobiazgi i zdecydowanie na tle innych pozycji z tej tematyki książka „Jest z nami dziecko” jest zdecydowanie najbardziej godna polecenia. Wreszcie coś mądrego o opiece nad niemowlakami, bliskościowego i jednocześnie osadzonego w polskich realiach!

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

JESTEM W CIĄŻY / MAM NIEMOWLĘ I NIC NIE WIEM O RODZICIELSTWIE BLISKOŚCI

Księga Rodzicielstwa Bliskości, William Sears, Martha Sears, wyd. Mamania

Biblia Rodzicielstwa Bliskości dla opiekunów małych dzieci. Searsowie są dyskusyjni, jeśli chodzi o porady wychowawcze dla kilkulatków, ale jeśli chodzi o  opiekę nad niemowlętami to w naprawdę prosty sposób wyjaśniają  podstawy Rodzicielstwa Bliskości, z których możesz konstruować własną ścieżkę.

Książka ma układ typowego amerykańskiego poradnika – ramki z krótkimi tekstami, wypowiedzi „autentycznych rodziców”, podsumowania i wypunktowania 😉

Podsumowanie 7 filarów Rodzicielstwa Bliskości, przez nich stworzonych, możesz pobrać poniżej:

Lubię w Searsach to, że nie oceniają wyborów dokonywanych przez rodziców: pokazują, jak bliskościowo karmić i piersią, i butelką, jak budować więź przez współspanie, a jakie narzędzia wykorzystać, gdy musisz szybko wracać do pracy. Podkreślają mocno, jak ważne są potrzeby wszystkich członków rodziny, nie tylko dziecka, i jakimi sposobami można próbować je pogodzić. Nie udają, że znają odpowiedź na każde pytanie, ale zachęcają do zaufania samemu sobie i samodzielnego poszukania rozwiązań odpowiednich dla Twojej rodziny. Polecam szczególnie rodzicom mieszkającym w krajach, w których urlop macierzyński trwa tylko pół roku lub nawet mniej.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

ZNAM FILARY RODZICIELSTWA BLISKOŚCI, SZUKAM CZEGOŚ O POTRZEBACH I EMOCJACH MAŁEGO DZIECKA

Dziecko z bliska, Agnieszka Stein, wyd. Mamania

„Dziecko z bliska” to pierwsza polska książka o Rodzicielstwie Bliskości. Celowo piszę „książka”, a nie „poradnik”, bo „Dziecko…” nie ma w sobie tego sznytu. W skrócie: porad tutaj nie znajdziecie. Znajdziecie wyjaśnienie mechanizmów stojących za zachowaniami dziecka, a także dużo zagadnień do refleksji nad własnym rodzicielstwem. Bo tak naprawdę w RB znacząco więcej jest koncentracji na rodzicu, jego potrzebach, emocjach, zasobach, wsparciu niż na pracy „nad” dzieckiem.

Pozostałe książki Agnieszki Stein pokażę w drugiej części artykułu, ponieważ dotyczą starszych dzieci.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

SZUKAM CZEGOŚ Z ODNIESIENIAMI DO BADAŃ NAUKOWYCH, ALE NADAL LEKKIEGO DO CZYTANIA

Czwarty Trymestr, Magdalena Komsta, Wydawnictwo Wymagające

W tej kategorii zacznę od książki, której tak bardzo mi brakowało, że aż postanowiłam napisać ją sama. Jeśli jesteś w ciąży lub właśnie urodziłaś, koniecznie sięgnij po nią. To pięknie wydany, całościowy przewodnik po połogu oraz śnie, karmieniu i marudzeniu dziecka w pierwszych 12 tygodniach życia (zwanych brakującym, czwartym trymestrem ciąży). Choć tak naprawdę zawarta w książce wiedza przyda Ci się także później.

Początki rodzicielstwa kojarzą mi się z totalnym chaosem i poczuciem zagubienia. Pisząc tę książkę, chciałam wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku świeżo upieczonych i przyszłych mam, żeby choć trochę ułatwić im ten czas. Krążą słuchy, że wyszło mi to nie najgorzej. 😉

Więź daje siłę, Evelin Kirkilionis, wyd. Mamania

Autorka jest doktorką biologii i w tej – kultowej już – książce krok po kroku, z odniesieniem do badań naukowych, wyjaśnia, jak tworzy się więź między dorosłym a malutkim dzieckiem i dlaczego tak ważne jest szybkie i adekwatne odpowiadanie na wysyłane przez niemowlę sygnały. Kirkilionis jest entuzjastką noszenia niemowląt i promuję koncepcję, że ludzki gatunek to „noszeniaki” (więcej na ten temat możecie przeczytać TUTAJ). Książka koncentruje się na porodzie i pierwszym roku życia dziecka, tylko delikatnie zahaczając o powrót do aktywności zawodowej.

Dla mnie „Więź daje siłę” jest niezwykle pomocna we wspieraniu wiary rodziców we własną intuicję. My naprawdę bardzo często dobrze wiemy, co robić w kontakcie z malutkim dzieckiem, tylko kultura próbuje nam wmówić, że to inne osoby są ekspertami od naszych maluchów!

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Mocno mnie przytul, Carlos Gonzalez, wyd. Mamania

Hiszpański pediatra pisze lekko i z humorem o rzeczach ważnych i poważnych – zarówno o noszeniu niemowląt, karmieniu, wspólnym spaniu, treningu czystości i wielu innych zagadnieniach, jak i ogólniej – o traktowaniu dzieci z szacunkiem i  miłością.

W oparciu o twarde dane naukowe polemizuje z wieloma metodami wychowawczymi i punkt po punkcie, w niepodrabialnym stylu, obnaża ignorancję popularnych trenerów dzieci. Jeśli w rodzinie lub wśród znajomych, ktoś Wam mędzi, że tego nauczyliście, że pożałujecie tamtego, a owo to już w ogóle zniszczy życie Waszemu dziecku i Wam, a chcecie z klasą na to reagować albo chociaż upewnić się we własnych, intuicyjnych decyzjach, to ta książka jest dla Was.

Sama bardzo często sięgam do tej książki, żeby odnaleźć jakieś badanie naukowe albo zasięgnąć z niewyczerpanej skarbnicy metafor i drobnych złośliwości, którymi Gonzalez szczodrze obdarza oponentów.

Dużo w tej książce odwołań do psychologii ewolucyjnej, co pozwala lepiej zrozumieć mechanizmy rządzące pozornie dziwacznymi zachowaniami małych dzieci typu „dlaczego nie chce spać we własnym, wygodnym łóżeczku” albo „dlaczego nie chce samo wracać, choć przed chwilą biegało po placu zabaw”.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Niestety, książka nie występuje w wersji elektronicznej

KONKRETY, KOMSTA, KONKRETY

Wiem, że może masz jedną lub więcej powyższych książek za sobą, rozumiesz założenia, ale nadal brakuje Ci konkretnych narzędzi. Nic nie przychodzi Ci do głowy, jeśli chodzi o reagowanie na odmowę dziecka, masz pustkę w głowie, kiedy chciałabyś docenić jego wysiłek inaczej niż zdawkowym „brawo!”.

Dlatego jeszcze dwie propozycje:

Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały, Joanna Faber, Julie King, wyd. Media Rodzina

To oparty o światowy bestseller „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały…” poradnik dla rodziców młodszych dzieci. Wypełniony konkretami aż po brzegi: jak pomagać w regulacji emocji, jak zachęcić do współpracy, jak mediować konflikty między rodzeństwem, jak wyrażać uznanie – wszystko z podsumowaniami, przykładami dialogów i obrazkami:

Mając podstawową wiedzę o Rodzicielstwie Bliskości (bo ja naprawdę wierzę w to, że skorzystasz z takiej książki bardziej, jeśli chociaż podstawową „teorię” będziesz miała za sobą), szybko poukłada Wam się w głowie „co można by powiedzieć” i „jak można by zareagować”, a za jakiś czas propozycje z książki będą wydawały Wam się oczywistymi oczywistościami. Gwarantuję.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Próbowałam już wszystkiego, Isabelle Filliozat, wyd. Esprit

Brak popularności książek tej pani tłumaczę sobie okropnymi tytułami i okładkami (mam wszystkie jej przetłumaczone na nasz język poradniki i jestem nimi zauroczona).

Tymczasem autorka jest francuską psychoterapeutką i rewelacyjnie tłumaczy zachowania maluchów z dziecięcego na nasze. Pewnie mogłabym podyskutować o kilku miejscach i zaproponowanych rozwiązaniach, ale ogólnie uważam tę pozycję za wartą uwagi, nie tylko ze względu na zwięzłość, ale również odwoływanie się do funkcjonowania i rozwoju mózgu i długofalowych skutków konkretnych rozwiązań.

Papierowa książka – kupisz TUTAJ

Ebook – kupisz TUTAJ

Część druga listy dobrych książek o Rodzicielstwie Bliskości – dla starszych dzieci – znajdziesz TUTAJ!

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując książki, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!