Nasze wspomnienia z odpieluchowania

Nasze wspomnienia z odpieluchowania

 

Wiosna rozkręca się na całego, a wraz z nią sezon na odpieluchowanie. Wraz z dziewczynami z mojego teamu wróciłyśmy pamięcią do momentów, w których odpieluchowałyśmy swoje dzieciaki. Nasze wspomnienia idealnie pokazują, jak różne potrafią być doświadczenia w tym temacie i jak wiele różnych czynników składa się na odpieluchowanie.

 

Katarzyna: 

Zaczęło się od wspomnień babci: “Jak Ty miałaś roczek, to już robiłaś ładnie do nocniczka” i taty: “Moje siostry po prostu siedziały i jeździły po podłodze na nocniku, dopóki nie zrobiły”.

Tak pojawił pomysł na przechytrzenie świata i najszybsze odpieluchowanie w dziejach… które okazało się rekordowo długie. Sadzaliśmy syna na nocnik – coś tam robił. Wszyscy się cieszyli. Szybko zaczęliśmy wprowadzać posiedzenia obowiązkowe: po posiłku, przed kąpielą… Tylko wciąż sam nie wołał. Nadprogramowe kupy lądowały w pieluszce, jak dawniej, a ja czekałam, aż się nauczy. 

Z czasem siedzenie na nocniku zaczęło syna denerwować – tak samo jak wszystkie inne rodzicielskie pomysły. Nie chciał. Sugestie, żeby skorzystał z nocnika, kiedy odczuwa potrzebę, niewiele dawały. Jak miał ochotę zrobić kupę, po prostu się gdzieś chował i robił do pieluszki. Kolejne nieodkryte na czas kupy doprowadzały nas do rozpaczy. Książeczki o nocnikach? Świetne, tylko niczego nie uczyły. 

Była też książka dla rodziców z rozdziałem o odpieluchowaniu. Idź za dzieckiem, nie za szybko, nie wymuszaj. Sprawdź, czy dziecko jest gotowe i wtedy działaj. No, jest gotowe… ale jak działać?

Wtedy właśnie mignęła mi oferta szkolenia u Magdy. Nigdy nie kupowałam takich rzeczy, ale skoro mały człowiek zapoznał się z nocnikiem chyba z rok wcześniej, a nadal preferował pieluchy, mimo wszelkich oznak gotowości, to stwierdziłam, że czas na inwestycję.

I udało się! W dosłownie kilka dni przeszliśmy przez cały proces, prowadzeni za rękę przez Magdę. Wszystko bez większego stresu i ku uldze całej rodziny – z synem włącznie. 

 

Kasia:

Odpieluchowanie teoretycznie jest dość proste w swoich założeniach. Dać dziecku czas, dać czas przede wszystkim sobie. Nie wytwarzać niepotrzebnej presji i jej nie ulegać co bywa nieco trudniejsze, gdy zewsząd atakują nas dobre rady i mity powielane od pokoleń.

W naszym przypadku diabeł tkwił w szczegółach, a konkretniej: w sytuacji życiowej, w jakiej wtedy byliśmy. Czas odpieluchowania syna, rozumiany jako gotowości dziecka, przypadł nam na okres pojawienia się nowej członkini naszej rodziny, jego siostry. Dużo emocji, zupełnie wywrócenie życia do góry nogami było trudno pogodzić z wprowadzoną jednocześnie twardą zasadą pt. “Pieluszka już nie”. 

W przypadku naszej rodziny wiele trudniejszych emocjonalnie momentów było gwarancją wpadek. Trudno się zresztą dziwić, bo to jednak dość niełatwe do opanowania umiejętności. A jak występują w tym samym czasie to jest to wyższa szkoła jazdy. Nasze trudności zupełnie nie wynikały z technicznych problemów typu niechęć do nocnika, nakładki czy nawet dużej toalety, tylko właśnie z opanowania w jednym czasie kilku rzeczy na raz.

Czy odczytywaliśmy to jako brak gotowości? Tak, oczywiście. Tylko co zrobić, gdy dziecko samo z siebie nie chce pieluszki i bardzo dobrze sobie radzi, gdy ma sprzyjające otoczenie? A “zakłócaczem” bardzo często była po prostu zazdrość o młodsze rodzeństwo. Niesprzyjających okoliczności było całkiem sporo w oczach niespełna 3-latka, biorąc pod uwagę, że ponad połowę dnia dwójka dzieci miała dla siebie tylko jedną mamę, bez zewnętrznego wsparcia na co dzień. Rodzice HNB pewnie szczególnie mogą sobie wyobrazić konsekwencje zostawienia dziecka samego na 10 minut, w czasie którego trzeba było nakarmić młodszą siostrę i ją położyć na drzemkę. Najciężej było, gdy ten czas przedłużał się o minutę, dwie lub pięć.

W tym trudnym emocjonalnie czasie trzeba było pójść na kompromis. I to odpieluchowanie było jednym z nich. Nie chciałam naciskać na pieluchę, ale nie było mowy, by dziecko nie miało wpadek. Starałam angażować się syna w opiekę nad siostrą ale jednocześnie dawać mu moją uwagę. Faktycznie sprowadzało się to do tego, że jeżeli mogłam na dużym łóżku położyć na drzemkę córkę, to syn szedł z nami. Raz zdążył na nocnik, innym razem nie. Ręczniki, podkłady, zabezpieczenia bardzo nam pomagały, ale nie rozwiązały naszego problemu.

I choć podczas czytania nie brzmi to jak coś, czego nie da się ogarnąć, to rzeczywistość wyglądała często dramatycznie. Mieliśmy górę prania tak wielką, że zaczęliśmy traktować ją jako element stałego wyposażenia mieszkania. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam, że grzyb może również pojawić się na ubraniach! Choć wszystkie wolne chwile, które miałam w ciągu dnia, były wypełnione albo ogarnianiem wpadek, albo praniem… A gdy doszedł ogromny ból w przeciążonym kręgosłupie, to do szczętu przestałam trzymać emocje na wodzy. 

Jak ostatecznie sobie poradziliśmy w tej naszej drodze z odpieluchowaniem? Myślę, że najwięcej pomogło nam wsparcie syna w jego emocjach. Im był starszy, również można było wprowadzić pewne zasady, które rozumiał. Nie dotyczyły one jednak bezpośrednio odpieluchowania, a np. przewidywalności pewnych rzeczy. Czujnie kontrolował ilość umówionego czasu na usypianie córki na czarnym zegarku. Przysłuchiwał się zawsze, gdy umawiałam się z 2-miesięczną córką na to, że teraz jest czas układania lego i dopiero jak skończę budować kruszarkę, to możemy ponosić się w chuście. I dzień za dniem, tydzień za tygodniem tych wpadek było coraz mniej.

 

Ina: 

Żałuję, że nie odsłuchałam kursu Magdaleny od razu! To tylko gdybanie, ale być może mój syn nie miałby wtedy zaparć nawykowych. Moje dziecko to ultrahajnid, jest wrażliwym chłopcem i myślę, że gdybym zapoznała się z kursem, to nie skończyłoby się to tak, jak się skończyło, czyli wizytami u psychologa i podawaniem leków… 

Dopiero gdy zaczęliśmy zmagać się z problemem zaparć, zdałam sobie sprawę, że potrzebuję też wsparcia przy odpieluchowaniu. Nie chciałam, żeby syn miał jeszcze problemy z moczeniem czy odmową odpieluchowania. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, dlatego uznałam, że kurs Magdaleny będzie świetnym wsparciem, zwłaszcza że w międzyczasie pojawił się młodszy brat i wiedziałam, że to wszystko na raz może być dla mojego syna bardzo trudne. Ale najpierw uporaliśmy się z zaparciami nawykowymi i nie mogę tego pominąć – to dzięki Karli Orban i jej kursowi online. Karla powiedziała tam jedno zdanie, które do teraz powtarzam synkowi, jak zrobi kupę, i to było zdanie-wytrych, taki nasz game changer (Karla, baaaardzo Ci za to dziękuję). 

Kiedy wydawało mi się, że to dobry moment na odpieluchowywanie, odsłuchałam kurs, zwarta i gotowa, żeby zacząć. Ale po odsłuchanych nagraniach, stwierdziłam, że mój syn nie jest na odpieluchowanie gotowy psychicznie. I ja mam mało zasobów, przy jego młodszym bracie, żeby się tym zająć. Nie chciałam wprowadzać napięcia i sobie, i synkowi, więc odpuściłam. Uznałam, że podejmę próbę na wiosnę 2021. Od czasu do czasu (raz na 3 miesiące) pytałam synka, czy może chce robić siku na toaletę, ale mówił, że nie. Jakoś w styczniu tego roku syn wstał rano i powiedział, że już nie będzie nosił pieluchy i teraz chce majtki, siku od razu zaczął robić do kibelka. Zdarzyły mu się może ze 3 wpadki i tyle było z jego odpieluchowania.

Piszę o tym, ponieważ ten kurs to nie tylko dosłowne odpieluchowanie, ale także odpuszczenie sobie i zdjęcie z siebie tego całego napięcia. Mnie to bardzo pomogło i synowi też 🙂 

 

Magda P.:

Myśl o odpieluchowaniu córki przyprawiała mnie o dreszcze.  Po drugich urodzinach zaczęły się pojawiać komentarze ze strony rodziny: “Ale jak to, jeszcze z pieluchą?”. Raz podjęliśmy z mężem próbę odpieluchowania i ściągnęliśmy jej pieluszkę, jednak skończyło się to sikaniem wszędzie tylko nie w toalecie. To był dla mnie okropny stresor i wiedziałam, że moje podenerwowanie nic tu dobrego nie wniesie. Kompletnie nie widziałam się w roli jeżdżącej co chwilę na mopie. 

Zdałam sobie sprawę, że to nie tylko Nuśka jest niegotowa na odpieluchowanie, ale również ja. Jednak z drugiej strony wiedziałam, że lada moment pójdzie do przedszkola. W przedszkolu publicznym od razu spotkałam się z odmową “przyjmiemy ją tylko bez pieluchy”. Podjęliśmy wtedy decyzję o szukaniu przedszkola niepublicznego, które przyjmie nieodpieluchowaną 2,5-latkę. Udało się, i tak przez pierwsze pięć miesięcy Nuśka miała w przedszkolu pampersa. 

Uważam że ogromną rolę w jej odpieluchowaniu miał fakt, że daliśmy jej czas, jak i to że chodziła już do przedszkola i obserwowała inne dzieci. Pewnego dnia (córka miała wtedy dwa lata i dziesięć miesięcy) jedna z pań z przedszkola zapytała mnie, czy córka w domu chodzi bez pampersa, ponieważ tak im powiedziała w przedszkolu. Byłam zdziwiona, bo przecież w  domu nadal korzystała z pieluchy. Uznałam, że to dobra okazja do spróbowania i tego dnia została w domu bez pieluchy. To był strzał w dziesiątkę. 

Nie wiem jak inaczej mogę to nazwać niż to, że trafiliśmy w odpowiedni moment. Przez pierwsze dni nocnik był w tym samym pokoju w którym aktualnie byliśmy zero wpadek. Jednak jeszcze większym szokiem było odpieluchowanie nocne. Czerpiąc z wiedzy Magdaleny, doskonale zdawałam sobie sprawę, że w żaden sposób nie mogę wpłynąć na nocne odpieluchowanie, a wręcz mogłabym temu procesowi zaszkodzić. Więc w dzień pieluchy już nie było, ale na noc ją zakładaliśmy. Jednak po kilku tygodniach dałam sobie z tym spokój, ponieważ każdego ranka Nuśka wstawała z suchym pampersem. Jedynie zastosowałam świetną radę, którą usłyszałam od Magdaleny, a mianowicie, dla pewności korzystaliśmy z dwóch prześcieradeł i podkładów higienicznych.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

 

Zobacz co o kursie mówią Uczestniczki poprzednich edycji:

Zobacz 2 wideolekcje z nowego kursu online!

Zobacz 2 wideolekcje z nowego kursu online!

Latem tego roku, gdy premierę miało szkolenie dla specjalistów w tej tematyce, otrzymałam od Was ogrom wiadomości z prośbą o stworzenie takiego szkolenia również dla rodziców. Nieliczne alternatywy obecne na rynku – szkolenia czy książka – mają, niestety, tragiczną jakość. Utrwalają mity, wpędzają rodziców w poczucie winy i oceniają. Wiedząc, jak wiele sprzecznych i, niestety, często krzywdzących dziecko rad można znaleźć w Internecie, postanowiłam wraz z Karlą Orban stworzyć kurs dla rodziców – oparty o praktykę psychologiczną, wiedzę naukową i Rodzicielstwo Bliskości. Chcemy wspierać rodziców i dać im wiedzę oraz narzędzia do przebrnięcia przez problem zaparć nawykowych czy moczenia  u ich dzieci.

Dla kogo jest ten kurs online?

Kurs dedykowany jest rodzicom i opiekunom dzieci, które zmagają się z:

  • problemem zaparć nawykowych,
  • trudnościami w odpieluchowaniu,
  • moczeniem dziennym oraz/lub nocnym.

Przygotowałyśmy dla Was 23 wideolekcje i ich wersje audio. Co ważne, nie musicie być na żywo – wszystkie lekcje są już nagrane.

Czego dowiesz się z kursu?

    • jak działa pęcherz moczowy i co to znaczy „gotowość do odpieluchowania”;
    • z jakiego powodu dzieci popuszczają lub nie trzymają moczu i kiedy należy skonsultować to ze specjalistą;
    • dlaczego niektóre dzieci moczą się w nocy;
    • dlaczego niektóre dzieci odpieluchowują się później niż inne;
    • jak reagować na moczenie się;
    • jak zaopiekować się własnymi emocjami;
    • kiedy i do jakiego specjalisty się udać;
    • jak współpracować z przedszkolem czy szkołą.
    • kiedy zaparcia stają się „nawykowe” i co to znaczy;
    • czy dzieci odpieluchowują się od razu „na siku” i „na kupę”;
    • jak reagować na zaparcia;
    • jak pomóc dziecku, które brzydzi się kupy;
    • dlaczego dzieci czasem brudzą bieliznę;
    • jak poradzić sobie z zaleceniami zmiany diety dziecka;
    • kiedy udać się do specjalisty;
    • jak zaopiekować swoje obawy o powodzenie odpieluchowania;
    • czy kary i nagrody pomagają w poradzeniu sobie z zaparciami.

Kurs ma formę nagrań wideo z napisami umieszczonych na specjalnej platformie. Ale uwaga, sprzedaż II edycji ruszy wiosną 2021 roku.

Wiem, jak ogromną wartość ma ten kurs. Nie chciałabym jednak abyś czuł_a, że kupujesz „kota w worku” dlatego chciałabym pokazać Ci 2 z 23 lekcji kursu:

(jeśli nie widzisz wideo, odśwież stronę!)

ZAPARCIA NAWYKOWE – Lekcja 3:

(jeśli nie widzisz wideo, odśwież stronę!)

MOCZENIE – Lekcja 9:

Kim jest autorka kursu?

MGR KARLA ORBAN – Psycholog, od ponad dekady pracuje z dziećmi i rodzinami. Pracuje i kształci się w podejściu systemowym, ze szczególnym uwzględnieniem teorii więzi oraz Porozumienia Bez Przemocy.

Dzięki odbyciu szeregu szkoleń zarówno z zakresu terapii poznawczo-behawioralnej, jak i NVC na rozwój dziecka patrzy wieloaspektowo. Udziela wsparcia w ramach własnej praktyki psychologicznej, superwizuje przedszkola i szkoły oraz prowadzi warsztaty dla rodziców i nauczycieli.

Jej główny obszar zainteresowań to regulacja procesów fizjologicznych u dzieci (jedzenia, wydalania, snu) oraz wspieranie dzieci w chorobach somatycznych. Prywatnie mężatka i mama trójki trójjęzycznych dzieci.

 

Dołącz do kursu autorstwa Karli Orban Zaparcia nawykowe i trudności w odpieluchowaniu!

Zaparcia u dzieci okiem mam

Zaparcia u dzieci okiem mam

 

Dziś oddaję głos dwóm Mamom, których dzieci doświadczyły zaparć nawykowych. Jeśli trudności z wypróżnianiem dotyczą i Twojej rodziny, zerknij koniecznie na to, jakie emocje i zachowania towarzyszyły obu paniom. To normalne, że czujesz bezradność, złość, smutek, napięcie. Na końcu zerknij na bezpłatny webinar związany z tą tematyką, który przygotowałyśmy dla Ciebie. Seria wpisów dotyczących zaparć oraz moczenia jest częścią kursu online „Zaparcia nawykowe i trudności w odpieluchowaniu”, którego 2 edycja rusza wiosną 2021 roku (więcej o kursie TUTAJ).

Gosia, mama niemal 4-letniej Ani:

Ania od urodzenia była dzieckiem totalnie rozregulowanym jeśli chodzi o wypróżnianie. Robiła kupę co 7-10 dni. Odbywało się to bez bólu, a że była karmiona piersią, to lekarka nie widziała w tym problemu. Czas mijał, rozpoczęło się rozszerzanie diety, częstotliwość wypróżniania zwiększyła się do 3-5 dni, nadal bez bólu. Pierwsze problemy z zaparciami pojawiły się w okolicach drugich urodzin. Początkowo, kompletnie nieświadomi, przypominaliśmy jej o zrobieniu kupy. Z perspektywy czasu uważam to za błąd. Nie pomagało również to, że Ania robiła kupę jedynie na stojąco, bo miałam wrażenie, że to pomagało jej wstrzymywać. Po drugich urodzinach trafiliśmy do pediatry i jedyne zalecenie, które otrzymaliśmy, to zmiana diety. Nie uważałam, że to dieta jest problemem. Ania nadal była karmiona piersią, a do picia dostawała jedynie wodę. W domu gotowałam sama, zwracając uwagę na dodawanie warzyw do posiłków. Rady osób z otoczenia również nie pomagały… Szczerze mówiąc, psychicznie jeszcze bardziej mnie dobijały. Kiedy kolejny raz słyszałam, żeby podać Ani jakiś specyfik/produkt/owoc, “bo mi pomaga”, miałam ochotę się rozpłakać z bezsilności. Czułam, że problem nie leży po stronie dietetycznej, a jest w jej głowie. Po kilku dniach bez kupy widziałam, że Ania jest nieswoja. Była płaczliwa, szybciej denerwowała się na wszystko, co nie szło zgodnie z jej planem. Kolejna wizyta u pediatry. Dostaliśmy lek. Pojawił się jednak inny kłopot. Po tygodniu wstrzymywania Anię tak bolało, że nie chciała w ogóle pójść do toalety. Wtedy w aptece farmaceutka poleciła mi użycie wlewki doodbytniczej. Długo zastanawiałam się, czy to dobre rozwiązanie, ponieważ wiedziałam, że takie ingerencje na dłuższą metę nie będą dobre. Wreszcie z bezradności i chęci ulżenia jej w bólu zdecydowaliśmy się ją użyć. Źle wspominam to wydarzenie… Pomogło, ale niestety później Ania przeraźliwie bała się jakichkolwiek zabiegów higienicznych w okolicach pupy.  Po kilku miesiącach podawania leku sytuacja poprawiła się na tyle, że odstawiliśmy go. Ania znów wypróżniała się co 2-3 dni. Przed trzecimi urodzinami odpieluchowała się na siku. Kupę nadal robiła na stojąco, do pampersa. Mimo uwag rodziny, nie próbowałam odpieluchować jej również na kupę. Widziałam, że kucanie czy siadanie do zrobienia kupy kompletnie nie wchodziło u niej w grę. Odpuściłam i uznałam, że poczekamy na właściwy moment, tak by nie wywierać na niej presji i by nie wróciła do wstrzymywania. Niestety, w okolicach trzecich urodzin zaparcia wróciły. Tygodniowe przerwy od robienia kupy, robienie z bólem, płaczem. Wróciliśmy do leku i jednocześnie umówiłam się na wizytę do gastrologa. Nie zdążyliśmy jednak na wizytę – zaczął się lockdown. Ania przestała chodzić do przedszkola i – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – zaczęła robić kupę codziennie! Nigdy nie reagowała źle na przedszkole, więc wydaje mi się, że wstrzymywała tam nie tyle z powodu samego bycia w placówce, co z tego, że nie prosiła cioci o założenie pieluchy. Gdy wróciła do przedszkola przez pewien czas było w porządku, jednak po kilku tygodniach znów zaczęły się zaparcia. Mi było z tym bardzo trudno. Widziałam jej cierpienie i zmęczenie, i nie mogłam jej pomóc tu i teraz. Z bezsilności pojawiały się prośby, namowy, częste przypominanie o kupie, aż wreszcie (z czego nie jestem dumna) zdania typu “Jak zrobisz kupę, będziemy mogły iść na lody”. Bardzo brakowało mi informacji co zrobić, aby pomóc jej wypróżnić się właśnie teraz, ale bez stosowania wlewki i innych ingerencji typu mydełko czy termometr, o których słyszałam.

Gdy miała ponad 3,5 roku po kolejnych 7 dniach przerwy zaproponowałam, żeby spróbowała usiąść na sedes. Niestety, moje emocje nie pomagały. Mimo że starałam się być spokojna, to Ania od zawsze idealnie wyczuwała mój nastrój. Dopiero kiedy miałam już tak dość, że wyszłam na spacer, żeby odetchnąć i złapać dystans, Ania pierwszy raz zrobiła kupę na toalecie. I tu duże brawa dla mojego męża, który zadbał o atmosferę w domu i był ogromnym wsparciem. Jego spokój był wtedy bardzo potrzebny. Gdy mnie i mojego napięcia nie było w pobliżu Ania się zrelaksowała i udało się 🙂  Dla niej to był przełomowy moment, bo przekonała się, że siedząc na toalecie jest znacznie lepiej niż stojąc z pampersem. Teraz, po kilku miesiącach od ostatnich zaparć, mam wrażenie, że w przypadku Ani znaczną rolę w tym problemie odgrywało jej robienie kupy na stojąco i współodczuwanie moich emocji. Większość okresów, w których zaparcia nawracały, nakładało się z momentami, w których byłam zestresowana lub generalnie w gorszej kondycji psychicznej.  

 

Kasia, mama trzyletniego Piotrusia

U mojego syna zaparcia nawykowe zaczęły się, gdy miał około dwóch lat. Początki nie do końca są dla mnie jasne, ponieważ byłam już wtedy w zaawansowanej ciąży. Pierwsze zaparcie pojawiło się, gdy Piotruś był w odwiedzinach u dziadków. Wtedy było to jeszcze spowodowane błędami żywieniowymi – mleko i czekolada jako podstawa diety wnuczka. Później urodził się mój drugi syn. Po porodzie zachorował, więc przez dwa tygodnie byłam z nim w szpitalu. Starszak ciężko to przeżył, ponieważ byliśmy bardzo zżyci. Po kilku tygodniach starszy syn znowu pojechał w odwiedziny do dziadków i został tam na dwa tygodnie – znów z powodu chorób i hospitalizacji młodszego. Po tym okresie mogę śmiało powiedzieć, że Piotruś zaczął robić wszystko, żeby nie zrobić kupy. Na początku objawy były subtelne: nerwowość, płaczliwość, kiepski sen, chodzenie na palcach. Zaczął coraz rzadziej robić kupę. Co drugi dzień, co trzeci. Zaczęła się też pandemia, więc konsultacja z lekarzem była krótka i dla mnie niewystarczająca. Dowiedziałam się, że mam podawać lek. Bywało tak, że Piotruś nie robił kupy przez 8 dni, mimo że dostawał naprawdę duże ilości syropu. To było straszne… Widziałam, jak się męczy. Prawie chodził po ścianach, a my razem z nim. Najgorsze było to napięcie, które towarzyszyło nam przez cały ten czas… i nadal towarzyszy. Kiedy to jest wywieranie presji, a kiedy nie? Czy mówić coś o kupie, czy lepiej się w ogóle nie odzywać? Czy podejmować próby odpieluchowania, czy lepiej poczekać? Byliśmy na jednej konsultacji u psychologa, ale nie uzyskaliśmy zbyt dużej pomocy. Cały czas błądzimy po omacku i próbujemy, czy jakiś sposób będzie dobry. Dostajemy sprzeczne komunikaty – czytaj książeczki o kupie, nie czytaj książeczek o kupie. Rady na forach też nie pomagają. Trudno się w tym wszystkim połapać. Doszło do tego, że ja – przeciwniczka kar i nagród – próbowałam przekupić swoje dziecko. Tylko raz, bo jednak syn szybko wyprowadził mnie z błędu, pokazując, że tym sposobem nic mu nie pomogę. Nie chcę nawet wspominać, jakie wywoływało w nas napięcie to, że Piotruś nie robi kupy. Teraz i tak jest już w miarę ok… Kiedyś powodowało to kłótnie między mną a partnerem, mną a babcią (zaangażowaną w opiekę nad dziećmi), partnerem a babcią… A świadkiem tego wszystkiego był ten mały człowiek. To strasznie frustrujące, kiedy tak bardzo chcesz pomóc swojemu dziecku, ale nie możesz. Chciałabym napisać, że już nie mamy takiego wyzwania w swoim życiu, jakim są zaparcia nawykowe, ale to jeszcze nie ten etap, że całkowicie się uwolniłam od myślenia o tym, dlatego nie mogę się doczekać szkolenia. Chociaż już jest zdecydowanie lepiej z naszymi emocjami wokół zaparć, synowi nadal czasami zdarza się wstrzymywać kupę. Mam nadzieje, że damy radę i już niedługo stanie się to tylko historią.

 

Dołącz do kursu autorstwa Karli Orban Zaparcia nawykowe i trudności w odpieluchowaniu!

Zaparcia u dzieci – wywiad z psychologiem

Zaparcia u dzieci – wywiad z psychologiem

Otrzymuję od Was dużo pytań o zaparcia nawykowe u Waszych dzieci. Aby móc przekazać Wam profesjonalną i rzetelną wiedzę na ten temat, postanowiłam porozmawiać z ekspertką, która każdego tygodnia pomaga kilku rodzinom z takimi trudnościami Karlą Orban.

Karla jest psychologiem i pracuje z dziećmi oraz ich opiekunami od ponad dekady. Pracuje i kształci się w podejściu systemowym, łącząc je z teorią więzi, ale dzięki odbyciu szeregu szkoleń zarówno z zakresu terapii poznawczo-behawioralnej, jak i NVC na rozwój dziecka patrzy wieloaspektowo. Udziela wsparcia w ramach własnej praktyki psychologicznej, superwizuje przedszkola i szkoły oraz prowadzi warsztaty dla rodziców i nauczycieli. Jest jedną z ekspertek w moim klubie online dla rodziców Parentflix. Jej główny obszar zainteresowań to regulacja procesów fizjologicznych u dzieci (jedzenia, wydalania, snu) oraz wspieranie dzieci w chorobach somatycznych. Prywatnie jest mamą trójki dzieci.

Magdalena Komsta: Czym różnią się zaparcia od zaparć nawykowych? Czy może to jest ten sam termin?

Karla Orban: Obie nazwy są poprawne, natomiast nie każde zaparcia są nawykowe. Stawiając diagnozę, lekarz będzie sprawdzał, czy zaparcia nie mają przyczyny organicznej, czyli nie wynikają np.  z choroby układu pokarmowego. Gdy nie ma przyczyny organicznej o zaparciach mówi się, że są czynnościowe lub – potocznie – nawykowe.
Nie każde zaparcie będzie też spełniało kryteria diagnostyczne zaparć czynnościowych, na przykład dlatego, że trwa zbyt krótko.

MK: Kto stawia taką diagnozę? Do kogo należy się udać, kiedy nasze dziecko doświadcza zaparć?

KO:Zawsze zaczynamy od lekarza pediatry. Może być tak, że skieruje nas na dodatkowe badania lub do gastrologa dziecięcego. To jednak ważne, żeby spróbować ustalić przyczynę i wykluczyć choroby, nie prowadzić leczenia na własną rękę. 

MK: Czy to jest częsty problem?

KO: Tak. Zakłada się, że dotyczy nawet 8% dzieci, co czwarta wizyta u gastrologa dziecięcego to konsultacja zaparć. Mimo to zaparcia nie są łatwym tematem terapeutycznym. Terapia może trwać bardzo długo, nawet kilka miesięcy czy lat. Mówi się, że nawet u połowy dzieci zaparcia nawracają.
W Polsce współpraca między specjalistami to wciąż rzadkość. Bywa, że rodzice słyszą, że mają zmienić dietę dziecka, bo duża wybiórczość może być jedną z przyczyn zaparć, ale wciąż nie wiedzą, dlaczego ich dziecko nie je tak wielu rzeczy. Takie zalecenia trudno jest wtedy wprowadzić w życie.
Może być tak, że rodzina potrzebuje wsparcia psychologicznego, żeby w domu wszystko przestało się kręcić „wokół kupy”. Zamiast tego słyszy, żeby dawać dziecku nagrody za wypróżnienia. Nagrody nie tylko nie adresują przyczyny, którą nie jest w ogóle motywacja, ale też mogą pogorszyć sprawę.

 

MK: Czyli psycholog jest potrzebny?

KO: Nie zawsze. Jeśli leczenie medyczne działa, dziecko prawidłowo się rozwija, a rodzina jest w stanie prowadzić normalne życie – nie ma potrzeby takiej konsultacji. Jeżeli jednak napięcie w rodzinie jest bardzo duże, różne metody zachęcania do wypróżnień nie działają, leki nie likwidują objawów albo dziecko zaczyna mieć trudności z samooceną czy emocjami, to zdecydowanie warto się zgłosić do psychologa dziecięcego. Zalecenie konsultacji psychologicznej jest także częścią rekomendacji Europejskiego Towarzystwa Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia (EPSGHAN) w przypadku nieefektywności leczenia.

MK: Dlaczego zaparcia są tak dużym obciążeniem dla rodziny?

KO: Dziecko może nie robić kupy przez bardzo długi okres czasu – rekordziści nawet po kilkanaście dni. W tym czasie widać, że cierpi, więc rodzice próbują wszystkiego, żeby pomóc. Napięcie w rodzinie spada tylko wtedy, kiedy dziecko się załatwi, czyli rzadko. Samo napięcie może sprawić, że dziecko wstrzymuje wypróżnienia, żeby jak najdłużej nie mierzyć się z upominaniem, prośbami, groźbami czy bólem. Im dłużej jednak wstrzymuje, tym trudniej się załatwić i tym więcej napięcia pojawia się w domu – mamy błędne koło. W pewnym momencie zaparć pojawia się także brudzenie bielizny kupą, co z perspektywy rodzica może wydawać się wręcz objawem biegunki. Wtedy dochodzą nowe zmartwienia i obawy: o reakcję rówieśników, przyszłość dziecka, kwestia prania brudnych majtek.

MK: Czy zaparciom można w jakiś sposób zapobiec?

KO: Zdecydowanie warto próbować. W pierwszej kolejności, nie przyśpieszajmy odpieluchowania – u dziecka najpierw powinniśmy obserwować oznaki gotowości psychofizycznej (znajdziesz je tutaj, KLIK!), co prawie nigdy nie dzieje się przed 18 miesiącem życia. Wczesne odpieluchowanie jest jednym z czynników ryzyka. Niemniej ważne jest to, żeby odpieluchowaniu nie towarzyszyła presja, a fizjologia nie była tematem tabu. Z punktu widzenia mięśni dna miednicy, niekorzystne będzie przesiadywanie na nocniku (np. z książką, zabawką czy bajką), nacisk na załatwianie się na zapas (często towarzyszy mu parcie) i nieprawidłowa pozycja toaletowa. Kolana dziecka powinny być zawsze nieco wyżej niż miednica, bo w pozycji kucznej mięśnie mają optymalne warunki do pracy. Częścią prewencji jest też picie wody zgodnie z zapotrzebowaniem, ruch fizyczny i dieta bogata w błonnik.

MK: A jeśli to nie wystarczy?

KO: Czasami nie jesteśmy w stanie zapobiec zaparciom mimo naszych starań. Miałam u siebie małych pacjentów, u których zaparcia zaczęły się od zatwardzenia czy odwrotnie, piekącej pupy z powodu biegunki infekcyjnej, czyli czegoś, co może się zdarzyć każdemu dziecku. U niektórych, zwłaszcza z historią trudności fizjoterapeutycznych, rozwojowych czy gastrologicznych, łatwiej o utrwalenie wstrzymywania. W takim przypadku możemy też nastawić się na dłuższą terapię i potrzebę opieki holistycznej, przez więcej niż jednego specjalistę.

 

Dołącz do kursu autorstwa Karli Orban Zaparcia nawykowe i trudności w odpieluchowaniu!

Odpieluchowanie: nocnik czy nakładka?

Odpieluchowanie: nocnik czy nakładka?

 

Odwieczny dylemat: jakiego sprzętu potrzebujesz, żeby odpieluchować dziecko? Nocnik czy nakładka na sedes? I jakie? Kolorowe, grające, z podstawką na książeczkę? Wbrew pozorom to całkiem skomplikowany temat, który może mieć wpływ na powodzenie akcji „pożegnanie z pieluchą”. Podobnie jak odpowiedni moment startu – sprawdziłaś już kiedy najlepiej zacząć?

Czy i jaki nocnik kupić?

Jeśli dziecko nie ma już wyraźnych preferencji, proponuję zacząć od nocnika.

Kup klasyczny, jednoczęściowy, prosty nocnik – stabilny (nie ślizgający się po płytkach, nie przewracający się) oraz niski (im bliżej pozycji kucznej, tym lepiej – za moment rozwinę tę myśl).  Sensowną alternatywą są nocniki z wkładką, ułatwiającą wyrzucanie nieczystości i mycie – pod warunkiem, że jest ona dobrze dopasowana do reszty nocnika.

Zakup nocników, które śpiewają, grają i klaszczą po oddaniu do nich moczu, odradzam. Po pierwsze, nocnik ma służyć do wypróżniania się, a nie jako zabawka (a staje się zabawką dość szybko, gdy tylko dziecko rozpracowuje, że wystarczy naciśnięcie czujnika w nocniku, żeby rozległy się gromkie brawa). Po drugie, nagrodą za zrobienie siusiu lub kupy jest uczucie ulgi. Zdrowe dziecko nie potrzebuje dodatkowej zewnętrznej nagrody od nocnika. Po trzecie, zdarzają się dzieci, które boją się wiwatujących na ich cześć nocników i po jednorazowej akcji z fanfarami po oddaniu moczu potrafią się zniechęcić do odpieluchowania na jakiś czas. Czy kupić grający nocnik? Nie, szkoda pieniędzy.

Dobry nocnik umożliwia dziecku przybranie pozycji kucznej – pozycji, w której kolana są wyżej niż biodra. Kąt między tułowiem a udami powinien wynosić około 35-45°.  Wtedy kąt pomiędzy odbytem a odbytnicą wynosi ok. 150°, a mięsień łonowo-odbytniczy jest rozluźniony – innymi słowy oddanie stolca jest w pozycji kucznej ZNACZNIE łatwiejsze (i zdrowsze, bo mniej nadwyręża mięśnia dna miednicy). Z tego powodu nie polecam nocników stylizowanych na sedesy, w których kąt między udami a tułowiem wynosi 90°.

Idealnie byłoby się wybrać po nocnik z dzieckiem i przymierzyć go, bo w zależności od wieku, wzrostu i wagi różne modele będą pasować na różne dzieci (apeluję do producentów nocników o wprowadzenie jakiejś prostej rozmiarówki ;)).  Dla chłopca kup nocnik wysoki z przodu, co zmniejszy prawdopodobieństwo zamoczenia podłogi 😉

 

A co z nakładką?

Nakładka jest dla mnie drugim wyborem. Nocnik jest po prostu wygodniejszy w użytkowaniu (można go przewozić i wyciągnąć na postoju w drodze na wycieczkę 😉 ), ale też łatwiej dzięki niemu uzyskać prawidłową pozycję przy wypróżnianiu. Są natomiast dzieci, dla których ważne jest naśladowanie rodziców lub rodzeństwa i idea sedesu bardziej im się podoba. Jeżeli dziecko chce korzystać z nakładki, jego nogi nie powinny luźno zwisać. Tak, wracamy do pozycji kucznej. Stopy w czasie oddawania moczu czy defekacji powinny być podparte, a kolana znajdować się wyżej niż biodra. Maluchowi korzystającemu z sedesu podstawiamy pod stopy odpowiednio wysoki stołeczek czy stopień, który pozwoli przyjąć pozycję kuczną. Swoją drogą – to pozycja dobra na całe życie, także dla dorosłych. Można już w Polsce kupić specjalne stopnie z regulowaną wysokością, dostosowaną do różnych członków rodziny albo posłużyć się stołeczkiem, który mamy w domu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Every parent knows how hard it is to potty train. Potty Pets are here to help! ? ? ? #squattypotty #pottypets #pottytrainingtime #pottytrainingtips Post udostępniony przez Squatty Potty® toilet stool (@squattypotty)

 

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!