High Need Baby a depresja poporodowa

High Need Baby a depresja poporodowa

Nawet co siódma młoda matka choruje na depresję poporodową. Zaburzeniem w większym stopniu zagrożone są mamy, których niemowlęta mają temperament trudny[1].

Dlaczego się tak dzieje? Kierunek zależności nie jest do końca jasny. Być może kobiety opiekujące się wymagającym dzieckiem są bardziej zmęczone, mniej śpią i gorzej się odżywiają, co ma niewątpliwy wpływ na pogorszenie nastroju. Niewykluczone, że w związku z marudnym zachowaniem malucha otrzymują mniej wsparcia społecznego [2], a kierowane do nich komunikaty często wywołują poczucie winy i utratę wiary w rodzicielskie kompetencje. Może być też tak, że to matki z objawami depresji częściej postrzegają swoje dzieci jako płaczliwe i niespokojne [3].

Zapraszam do przeczytania pierwszego z dwóch artykułów na temat depresji poporodowej, który przygotowałam dla portalu Mlekiem MamyTUTAJ opisuję w nim objawy depresji poporodowej, czynniki ryzyka, możliwości leczenia oraz kontakty do miejsc, w których można uzyskać wsparcie w trudnej sytuacji. Oby przydawały się jak najrzadziej.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Czy biały szum jest bezpieczny dla Twojego dziecka?

Czy biały szum jest bezpieczny dla Twojego dziecka?

Wykorzystanie szumu jest przekazywanym z pokolenia na pokolenie sposobem na uspokojenie i uśpienie niemowląt. Niejedna suszarka została spalona zanim nastała era wielogodzinnych nagrań domowych sprzętów dostępnych online oraz specjalnie skonstruowanych przytulanek. Poza dowodami anegdotycznymi, skuteczność białego szumu w usypianiu noworodków udowodniono też eksperymentalnie – w grupie szumiącej aż 80% dzieci zasnęło samodzielnie w ciągu 5 minut; w grupie kontrolnej było ich tylko 25%. W XXI wieku do rozpropagowania szumu w dużym stopniu przyczynił się dr Harvey Karp – twórca antykolkowej Metody 5S, w której wykorzystanie szeleszczących dźwięków wydawanych przez rodzica, urządzenia lub puszczanych z płyt CD jest istotnym elementem.

Dobra passa szumienia niemowlętom trwała do 2014 roku, kiedy kanadyjscy naukowcy postanowili się przyjrzeć dostępnym na tamtym rynku urządzeniom produkującym biały szum, odtwarzającym dźwięki natury lub inne potencjalnie usypiające odgłosy (pracujące sprzęty AGD, jadący pociąg, bicie serca itd.).

 

Czy biały szum jest bezpieczny dla słuchu?

Jeśli niemowlę jest narażone na słuchanie jakiegokolwiek dźwięku przez godzinę lub dłużej, jego natężenie nie powinno przekraczać 50 dB (głośność przypominająca przeciętnej intensywności deszcz). Tymczasem wszystkie badane przez naukowców urządzenia, postawione w odległości metra od łóżeczka, generowały dźwięki głośniejsze niż 50 dB, niektóre dochodzące nawet do 92 dB (~przejeżdżający motocykl)! Gdy przestawiono urządzenia na odległość 2 metrów od dziecięcej głowy, 13 na 14 sprzętów było nadal zbyt głośnych!

Zapytałam dwóch największych polskich producentów szumiących przytulanek o dane dotyczące głośności ich maskotek. Otrzymałam odpowiedź tylko od jednego –  „przytulanka jest bezpieczna, bo maksymalna głośność mechanizmu wydającego dźwięk to 65 dB, a  dopuszczalna przez Unię Europejską norma dla zabawek to 72 dB”.

Maksimum 72 dB DLA ZABAWEK. Czy maskotka, położona przy główce dziecka i włączana kilka razy dziennie na 40 minut może być porównywana z zabawkami, którymi dziecko manipuluje w większym oddaleniu od ucha i w których dźwięk trwa zwykle kilka czy kilkadziesiąt sekund? To zostawiam Twojej refleksji.

Wróćmy do badań. W odpowiedzi na uzyskane wyniki, Amerykańska Akademia Pediatrii wydała następujące zalecenia dla rodziców, którzy chcą korzystać z urządzeń generujących odgłosy:

  1. umieść źródło szumu możliwie jak najdalej od dziecka;
  2. ustaw urządzenie na możliwie najmniejszą głośność;
  3. ogranicz czas działania szumu do minimum (korzystaj z automatycznego wyłącznika lub samodzielnie wyłączaj urządzenie, gdy dziecko zaśnie).

Jak możesz się domyślać, najgorętszy orędownik białego szumu, czyli dr Karp, od razu zaprotestował, pisząc, że:

  1. Przed urodzeniem dziecko jest otoczone nieustannym szumem (płynącej krwi, przesuwającej się treści jelit matki), głośniejszym niż odkurzacz (wg Karpa dźwięki w łonie matki osiągają natężenie 75-92 dB; znane mi źródła piszą o 70-85 dB) – choć akurat porównanie do odkurzacza jest mało trafne, o czym za chwilę.
  2. Szum o umiarkowanym natężeniu dźwięku (czyli niezbyt głośny) może być bezpiecznie stosowany przez całą noc z korzyścią dla całej rodziny, chroniąc zarówno dzieci, jak i rodziców przed negatywnymi konsekwencjami niewyspania.
  3. Najbardziej szkodliwe dla słuchu są wysokie tony – należy wybierać ścieżki podobne do naturalnych odgłosów, jakich dziecko doświadczało w brzuchu mamy (ten fragment wypowiedzi Karpa – choć trafny – stoi w sprzeczności z poradami udzielanymi przez niego w książce „Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy”, gdzie w jednym rzędzie stawia odkurzacz i specjalnie przygotowane nagrania na płytach CD).

 

Jakie odgłosy towarzyszyły dziecku w łonie matki?

Ludzki płód jest otoczony dźwiękami przede wszystkim o niskich częstotliwościach. W zależności od autora opracowań, mowa o dźwiękach nie przekraczających 300-1000 hZ. Prawdopodobnie brzmi to mniej więcej tak:

Tymczasem polecana przez dra Karpa suszarka czy odkurzacz składa się z tonów o częstotliwości 1000-20 000 hZ. Typowy, elektronicznie generowany biały szum zawiera przede wszystkim wysokie tony – między 3000 a 22 000 hZ!

Nie jest więc tak, jak pisze dr Karp, że biały szum czy dźwięki urządzeń AGD uspokajają niemowlęta, bo przypominają odgłosy z życia płodowego. Są znacznie od nich wyższe! Być może dlatego na wiele niemowląt szumy domowych sprzętów, aplikacji, Youtube’a i specjalnych urządzeń nie działają – są po prostu kompletnie inne od tego, co maluchy znają z brzucha mamy. Co więcej, bardziej wrażliwe słuchowo niemowlęta szumy mogą drażnić właśnie zbyt wysoką częstotliwością.

Kojący wpływ białego szumu na sen wynika więc albo z zagłuszania odgłosów pochodzących spoza sypialni, albo jest wynikiem warunkowania klasycznego (pamiętacie historię o śliniących się na dzwonek psach Pawłowa?).

Czy biały szum wpływa negatywnie na mózg?

Drogi i kora słuchowa w mózgu niemowlęcia nie jest dojrzała i potrzebuje normalnego, bogatego otoczenia dźwiękowego, aby prawidłowo się rozwijać. Dźwięki wydawane przez domowników, także mowa, docierają do mózgu również przez sen i wzbogacają repertuar odbieranych częstotliwości. Ciągła ekspozycja na jeden rodzaj bodźców słuchowych może zawęzić możliwości odbierania dźwięków o różnorodnej wysokości i natężeniu. Na podstawie badań nad szczurami wystawionymi na całodobowe oddziaływanie białego szumu wysnuto przypuszczenie, że długi kontakt ludzkich niemowląt z tego rodzaju dźwiękami może opóźniać rozwój słuchu i mowy.

Czy tak w rzeczywistości jest? Nie wiadomo. Jaka „dawka” białego szumu jest całkowicie bezpieczna? Nie wiadomo. Ze względów etycznych nie jest możliwe przeprowadzenie podobnych eksperymentów na dzieciach. Nie prowadzono też dotychczas badań, w których porównywano by pod względem stopnia rozwoju mowy maluchy wychowane na szumie z tymi, którym nie szumiono. Póki co, jako rodzice musimy kierować się po prostu zdrowym rozsądkiem.

 

Jak więc bezpiecznie korzystać z szumu?

  • Kontroluj głośność urządzenia – mierzona przy głowie dziecka nie powinna przekraczać 50 dB. Gdy stosujesz metodę 5S (czyli im głośniejszy płacz, tym głośniejsze szumienie), pamiętaj, aby dźwięk był wyciszany, jak tylko dziecko się uspokoi. Jeśli, jak większość przeciętnych rodziców, nie masz profesjonalnego miernika, możesz posłużyć się aplikacją na telefon. Szukaj programów pod hasłem „sound meter” np. na Google Play.
  • Dobierz odpowiedni szum – bezpieczniejsze (i prawdopodobnie skuteczniejsze) będą dźwięki o niskich częstotliwościach, np. lepszy będzie szum różowy (pink noise) i czerwony (red/Brown noise) niż biały.
  • Używaj szumu tylko wtedy, gdy to konieczne – nie w czasie swobodnej zabawy czy zwykłego marudzenia. W ciągu dnia zapewniaj dziecku zróżnicowane bodźce akustyczne – mów, śpiewaj (nie przejmuj się fałszowaniem!), graj na instrumentach, wychodź na świeże powietrze i do ludzi.
  • Co kilka tygodni sprawdzaj, czy Twoje dziecko nadal potrzebuje szumu lub odgłosów przyrody do snu. Wielu rodziców zapomniało włączyć odpowiednią ścieżkę na dobranoc, by ze zdziwieniem zauważyć rano, że maluch spał równie dobrze jak wcześniej.

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć bibliografię” less_text=”Ukryj”]

 

Bibliografia:

Bremmer P. et al., Noise and the premature infant: physiological effects and practice implications. J Obstet Gynecol Neonatal Nurs, 2003, 32 (4); 447-454.

Chang E. F , Merzenich M. M., Environmental noise retards auditory cortical development. Science, 2003, 300 (5618); 498-502.

Committee on Environmental Health, Noise: A Hazard for the Fetus and Newborn. Pediatrics, 1997, 100, (4); .

Hugh S. C. et al., Infant Sleep Machines and Hazardous Sound Pressure Levels. Pediatrics; opublikowane online 3 marca 2014; DOI: 10.1542/peds.2013-3617.

Karp H., Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy. Wydawnictwo Mamania, 2012.

Levene M. I., Chervenak F. A. (red.), Fetal and Neonatal Neurology and Neurosurgery. Churchill Livingstone 2009.

Polin R. A., Spitzer A. R., Fetal & Neonatal Secrets. Elsevier 2013.

Spencer J. A. et al., White noise and sleep induction. Arch Dis Child, 1990, 65 (1); 135-137.

American Speech-Language-Hearing Association: http://www.asha.org/public/hearing/Noise/

Odpowiedź dra Karpa

http://www.draeger.com/sites/enus_ca/Pages/Hospital/Noise-in-NICU.aspx

[/showhide]

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Klęska urodzaju – hiperlaktacja a sen niemowlęcia

Klęska urodzaju – hiperlaktacja a sen niemowlęcia

Jeśli mowa o związku karmienia piersią z problemami ze snem u dziecka, zwykle myślimy o reakcjach na alergeny zawarte w mleku matki (nie tak częste, jak to się powszechnie wydaje) lub obawy, czy maluch zjada wystarczającą jego ilość i czy nie jest głodny.

Mało natomiast mówi się o sytuacji odwrotnej: gdy to zbyt duża ilość mleka mamy powoduje częste pobudki, rozdrażnienie i płaczliwość niemowlaka.

Czym jest nadmiar pokarmu?

Hiperlaktacja to nadmiar pokarmu względem potrzeb dziecka, który można zdiagnozować po okresie, w którym laktacja powinna być już ustabilizowana i dopasowana według zasady popyt-podaż (czyli po ok. 6 tygodniu życia). Gdy maluch jest jeszcze noworodkiem, piersi matki zwykle produkują zbyt dużo pokarmu, a jego wypływ u większości kobiet jest bardzo szybki – ciało musi się dostosować do ilości i apetytu dzieci, które ma wykarmić. Jeśli mama i niemowlę są zdrowi, to laktacja stabilizuje się na poziomie odpowiednim do potrzeb niemowlęcia. Oczywiście, zdarzają się krótkie, kilkudniowe okresy skoków rozwojowych (czy też, jak niegdyś się mówiło, kryzysów laktacyjnych), ale ogólnie rzecz biorąc wszystkie elementy mlecznej układanki powinny już do siebie na tym etapie pasować.

Czasami jednak, z różnych powodów, piersi produkują więcej mleka niż potrzeba. Główne przyczyny nadprodukcji pokarmu to:

  • nadmierne odciąganie mleka;
  • zaburzenia pracy tarczycy po porodzie;
  • zaburzenia hormonalne przed ciążą, np. hiperprolaktynemia w przebiegu PCOS lub innych chorób.
Jak rozpoznać nadprodukcję pokarmu?
  • niemowlę przybiera znacznie więcej niż średnia (która wynosi 30g /dobę; dzieci matek z nadmiarem mleka potrafią przybrać nawet trzy razy tyle!);
  • wypływ pokarmu jest gwałtowny, dziecko krztusi się, kaszle, odrywa, jest dosłownie zalewane mlekiem (uwaga – większość noworodków czasem dławi się i krztusi podczas karmienia – trudnej sztuki koordynacji ssania, połykania i oddychania trzeba się po prostu nauczyć. Samo krztuszenie się niemowlęcia nie jest jednoznaczne z nadprodukcją pokarmu);
  • niemowlę oddaje dużo moczu (nawet kilkanaście zmoczonych pieluch) i dużo strzelających, wodnistych stolców o zielonkawym zabarwieniu i kwaśnym zapachu;
  • dziecko może odpychać się od mamy, jakby bało się piersi lub przygryzać dziąsłami brodawkę, by spowolnić napływ mleka. Niektóre dzieci mają problem z uspokajaniem się i zasypianiem przy piersi;
  • matka ma nieustanne wrażenie przepełnienia piersi, które już krótko po nakarmieniu znów są ciężkie i twarde, mleko wypływa z nich pomiędzy karmieniami, a podczas ssania jednej, pokarm tryska także z drugiej.

Nie można mówić o nadprodukcji pokarmu przed 6-8 tygodniem życia niemowlęcia ani wówczas, gdy dziecko nie przybiera powyżej średniej.

small-child-1474808_1920

Jaki jest związek nadprodukcji pokarmu ze snem niemowlęcia?

Kiedy mama ma przez całą dobę przepełnione piersi, mleko, które się w nich gromadzi, ma niższą zawartość tłuszczu niż w przypadku piersi produkujących odpowiednią ilość pokarmu. Dziecko zjada więc mleko, w którym proporcja laktozy (cukru mlecznego) do tłuszczu jest nieco zachwiana. Jest przelaktozowane, co oznacza, że jego jelita nie posiadają tak dużo enzymu laktazy, by poradzić sobie z tak dużą ilością mleka.

Duży stosunek spożywanej laktozy do tłuszczu powoduje nieprzyjemne objawy ze strony układu pokarmowego – wzdęcia, gazy, bóle brzucha, przyspieszenie pracy jelit (stąd dużo stolców o zielonkawym zabarwieniu). Dziecko, chcąc pozbyć się dyskomfortu, często zgłasza się do piersi i próbuje się przy niej wyciszyć. Niestety, ponieważ piersi są stale przepełnione, trudno mu ssać nieodżywczo (ciumkać), bez pobierania pokarmu, więc wpada w mechanizm błędnego koła – ssąc, chwilowo się uspokaja, ale zjada kolejne ilości mleka. Dyskomfort się nie zmniejsza, a z bolącym brzuszkiem trudno spokojnie spać. UWAGA – nie oznacza to, że należy sztucznie wydłużać przerwy między karmieniami! Głodne dziecko łapczywiej chwyta brodawki i mocniej ssie, co zwiększa ciśnienie, z jakim tryska mleko.

Po drugie, jeśli dziecko często krztusi się, kaszle, odrywa od piersi i płacze podczas karmienia, połyka duże ilości powietrza. To potęguje wzdęcia i ból brzucha, który wybudza malucha.

Po trzecie, niemowlęta matek z nadprodukcją pokarmu częściej budzą się z głodu. Jak to możliwe, przecież tak dobrze przybierają i mają mleka w bród? Przypominam: pełna pierś = mało tłuszczów w mleku, którym nasyci się niemowlę; miękka pierś = szybkie dotarcie do zbalansowanego pokarmu. Jeśli dziecko zjada mocno tryskający pokarm z pełnej piersi, błyskawicznie ma pełny żołądek, ale trawi to mleko szybciej. Ssanie pokarmu produkowanego w odpowiedniej, nieponadmiarowej ilości nasyciłby dziecko na dłużej, bo tłuszcz spowalnia tempo opróżniania żołądka. Cząsteczki tłuszczu odklejające się stopniowo w coraz większej ilości wraz z kolejnymi minutami ssania miałyby szansę dotrzeć do dziecka, zanim napije się ono po dziurki w nosie. Niemowlę hiperlaktacyjnej mamy może być więc zwyczajnie głodne częściej niż dzieci matek ze stabilną laktacją.

Co można z tym zrobić?
  1. Najlepiej zasięgnąć porady Certyfikowanego Doradcy Laktacyjnego lub Konsultanta Laktacyjnego KLIK.
  2. Rozważyć badanie hormonów tarczycy u mamy.
  3. Warto karmić w pozycji „pod górkę” lub leżąc na boku, gdzie siła wypływu mleka jest mniejsza.
  4. Na samym początku karmienia można na chwilę „odłączyć” niemowlę (wkładając mały palec w kącik jego ust) i złapać wytryskujące mleko w pieluszkę.
  5. Należy często odbijać dziecko podczas karmienia, nawet co kilka minut.
  6. Jedną z metod zmniejszenia produkcji jest blokowanie karmień – karmienie 3 lub więcej godzin z jednej piersi, pilnując, by w drugiej nie doszło do zatkania przewodu mlecznego lub zastoju (można z niej usuwać niewielką ilość pokarmu, ściągając tylko do uczucia ulgi). Nieużywaną pierś warto obkładać zimnymi kompresami, które zmniejszają przepływ krwi i spowalniają produkcję mleka.
  7. Kolejna metoda to całkowite opróżnienie obu piersi (np. za pomocą laktatora), a potem blokowanie karmień, opisane wyżej (opis tej metody, po angielsku, znajdziecie tutaj).
  8. Jeśli powodem hiperlaktacji jest nadmierne odciąganie pokarmu, a mama karmi własnym mlekiem z butelki (tzw. Karmienie Piersią Inaczej), można stopniowo zmniejszać częstotliwość ściągań lub ilość odciąganego pokarmu.
  9. Mama może pić herbatę z szałwii i mięty (do 3 szklanek dziennie).
  10. W niektórych przypadkach lekarz zaleca 4-7-dniową terapię dwuskładnikową pigułką antykoncepcyjną.

Zajrzyj też do wpisu Patrycji, Promotorki Karmienia Piersią, autorki bloga Chustodzieciaki, która borykała się z tym problemem – jest to jedyny znany mi, rzetelny polskojęzyczny post na temat nadprodukcji mleka.

UWAGA: artykuł ma charakter informacyjny i nie zastępuje porady laktacyjnej ani lekarskiej

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć bibliografię” less_text=”Ukryj bibliografię”]

Bibiliografia:

Anderson J.: Lactose overload in babies. Australian Breastfeeding Association 2012.

Noble R., Bovey A., Resolution of Lactose Intolerance and “Colic” in Breastfed Babies. Referat zaprezentowany na ALCA Vic (Melbourne) Conference w dn. 1 listopada 1997

van Veldhuizen-Staas C. G. A., Overabundant milk supply: an alternative way to intervene by full drainage and block feeding. International Breastfeeding Journal 2007, 2:11.

Wiessinger D., West D., Pitman T., The Womanly Art of Breastfeeding: Completely Revised and Updated 8th Edition, 2010.

http://kellymom.com/bf/got-milk/supply-worries/fast-letdown/

http://www.nancymohrbacher.com/articles?tag=Block+Feeding

[/showhide]

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Czy z bycia High Need Baby się wyrasta?

Czy z bycia High Need Baby się wyrasta?

Najczęściej zadawanym przez rodziców wymagających niemowląt pytaniem, poza „Jak się nazywam?” oraz „Po ile ta melisa?”, jest „Czy z bycia High Need Baby się wyrasta?” Gdy patrzy się w przyszłość przez pryzmat obecnych nieprzespanych nocy, braku przewidywalności, niespodziewanych wybuchów emocjonalnych i konieczności nieustannego animowania zabawy dla latorośli, perspektywa kolejnych 10 takich lat przeraża i wpędza w depresję. Jak to w końcu z tym jest? Czy po wyjściu z okresu niemowlęcego będziesz mogła w końcu odpocząć?

Mam dla Ciebie dwie wiadomości. Jedną dobrą i jedną złą. Od której zacząć? (więcej…)

High Need Baby – po co nam ta etykieta

High Need Baby – po co nam ta etykieta

Jakiś czas temu z internetową grupą wsparcia dla rodziców High Need Babies, w której się udzielałam, pożegnała się jedna z użytkowniczek, która uznała, że nazywanie dziecka hajnidem nie ma sensu. Ta etykieta stała się dla jej męża wymówką, by nie pracować nad sobą. I że właściwie to nie wiadomo, czy maluch jest HNB czy nie, bo przecież w zależności od tego, do kogo będziemy je porównywać, dojdziemy do różnych wniosków.

To prawda, cech temperamentu nie należy rozpatrywać jako dwóch biegunów, czyli albo High Need, albo Low, nic pomiędzy. O dzieciach nie należy myśleć jako o „normalnych” i tych „poza normą”. W psychologii zakładamy, że różne cechy, także temperamentalne, można raczej przedstawić w formie rozkładu Gaussa:

Standard_deviation_diagram.svg

Każda osoba ma większe lub mniejsze nasilenie danej cechy, poza nielicznymi jednostkami, które reprezentują skrajne, czyste formy, jak „hipermega hajnid #kupięworekcierpliwości #idrugikręgosłup” i „lołnid, jakby kolejne miały być takie, to mogę urodzić choćby drużynę piłkarską”. Podobnie jest z cechami osobowości, jak ekstrawersja – introwersja czy neurotyczność- równowaga emocjonalna. Każdy z nas plasuje się gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami, mając w sobie coś z ekstrawertyka, ale i trochę introwersji, w różnych proporcjach. Istnieją więc dzieci bardziej wymagające i mniej wymagające, a pewnie to, jak które się nazwie, zależy też od osobowości i odporności psychicznej ich rodziców. Dla jednej mamy karmienie piersią co dwie godziny jest szczytem uciążliwości, druga zaczyna mieć dość, gdy dziecko nie schodzi jej z klaty już ósmy kwadrans. Jedna z myślą, „o, jak ładnie dziś śpi” wstaje w nocy czwarty raz, inna przy trzeciej pobudce zaczyna googlować: „czy z bycia hajnidem się wyrasta?”. Pewne jest jedno: bez względu na temperament, opieka nad małym dzieckiem jest wyczerpująca.

KOHN

Przede wszystkim matki, które trafiają na określenie „High Need Baby” i zapoznają się z opisem cech takiego dziecka, doznają iluminacji. Ziemia niemal rozstępuje im się pod nogami, zza chmur wychodzi słońce, a one łapią szczękę, która pałęta im się w okolicy kolan. Wszystkie, jakby się umówiły, piszą: „to przecież o moim Jasiu/Małgosi!”, „myślałam, że tylko ja tak mam”, „ojejej, jest nas więcej”.

Trafiają na grupę i odnajdują innych rodziców, z którymi łączy je nić porozumienia. Kogoś, komu można się pożalić, że jest się na skraju wytrzymałości, zwierzyć z ekstremalnych uczuć, które towarzyszą wychowywaniu wymagającego dziecka. Etykieta HNB pozwala im znaleźć oazę, miejsce będące przeciwwagą dla lukrowanej wizji macierzyństwa wydzierającej z blogów (podróżujemy z niemowlakiem po górach Tybetu, wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować!), parentingowych gazetek i ciążowych poradników. To naprawdę dużo daje, zwłaszcza w chwilach zwątpienia, po fali krytyki związanej z odwiedzinami dalszej rodziny, po wizycie koleżanki mającej nadzwyczaj spokojne dziecko.

Poza wsparciem emocjonalnym, my rodzice grupujący się pod hasłem „hajnid na stanie”, możemy się podzielić mnóstwem wiedzy. Wspólnie rozwiązujemy problemy, których wielu rodziców kompletnie nie rozumie: które mięśnie mi się wzmocnią podczas półtoragodzinnego usypiania malucha na piłce rehabilitacyjnej? Jak wyglądać przyzwoicie, skoro mam czas tylko na trzyminutowy prysznic i umycie zębów w akompaniamencie jęków niezadowolenia panicza? Gdzie sprzedają melisę w ampułkach do iniekcji?

Wymieniamy się informacjami o różnych sposobach radzenia sobie w trudnych momentach. Podpowiadamy, jak przeżyć długą podróż samochodem z dzieckiem niezasypiającym w foteliku i co z rozwojem motorycznym, jeśli maluch ciągle jest noszony na rękach.

Zawsze polecam rodzicom wizytę u specjalistów, jeśli nie są pewni, czy za zachowaniami dziecka nie stoją jakieś problemy zdrowotne (więcej o tym TU). Nie zapomnę przypadku mamy, która trafiła do grupy i pożaliła się, że jej córka ciągle płacze i prawie nie śpi. Grupowiczki podrążyły temat i uznały, że to chyba nie hajnid, to coś więcej. Zmotywowały mamę do szukania medycznych przyczyn takiego stanu… i voila. Okazało się, że malutka miała bardzo silną alergię na mleko, która powodowała ogromny ból i fizyczne zmiany w śluzówce przełyku. Szybko rozpoczęła odpowiednie leczenie i życie całej rodziny uległo ogromnej poprawie.

Jest też druga grupa osób. Mamy, które piszą, że poznawszy hasło HNB, przestały szukać w dziecku problemów zdrowotnych. „Już nie biegam po lekarzach, nie pobieram kolejnych probówek krwi, nie szukam siódmego pediatry, trzeciego neurologa, który by wreszcie powiedział, co dziecku jest, choć pozostali nie znaleźli żadnych fizycznych przyczyn takiego zachowania. Po prostu zaakceptowałam moje dziecko takim, jakie jest, z niepowtarzalnym temperamentem, z dużymi potrzebami”.

Są też mamy, które wreszcie przestały się obwiniać – słyszały z różnych stron, że „same nauczyły nosić na rękach, to teraz mają”. Tak często powtarzano im, że niepotrzebnie reagują na każde kwęknięcie, że zaczęły wątpić w swoje kompetencje, w swoją intuicję. Odkrycie, że są inne dzieci, które także mało śpią, dużo płaczą i są bardzo emocjonalne, i że to nie wina ich rodziców, pozwoliło tym mamom odzyskać spokój ducha. Pozbyć się myśli, że „robię tak dużo, a ono ciągle płacze, chyba źle kąpię, źle usypiam, źle przykrywam kocykiem i w ogóle jestem złą matką”. Pisałam o tym więcej w tekście „To (nie) Twoja wina”.

Dziewczyny, których hajnidy chodzą już do przedszkola lub szkoły, po raz setny zapewniają nowicjuszki, że da się przeżyć i nie zwariować. Ba, można nawet znaleźć w sobie odwagę, by postarać się o kolejne dziecko. W chwilach zwątpienia lepiej przeczytać: „znam to, też tak miałam, wszystko mija, nawet najdłuższa żmija„, niż „nie przesadzaj”, „nie rozumiem, po co decydowałaś się na macierzyństwo, skoro ciągle narzekasz”, „leniwe matki, którym nie chce się zadbać o siebie i dom, zrzucają winę na dziecko” i tego typu kwiatki z innych miejsc w sieci.

tag-654697_1280

Z etykietowaniem, bez względu na zawartość tej etykiety, łączy się pewien problem – zjawisko samospełniającej się przepowiedni. Jeśli określę dziecko jako „mało inteligentne”, nie będę stymulować jego rozwoju, wydawać pieniędzy na rozwój jego hobby, zachęcać do nauki itd., bo przecież mu to niepotrzebne, skoro jest mało bystre. I faktycznie jego inteligencja może nie rozwinąć się tak, jakby mogła, gdybym tylko nie przykleiła mu na starcie etykiety „mało inteligentny”. Ale czy dlatego, że od zawsze taki był, czy dlatego, że ja nie pozwoliłam mu rozwinąć skrzydeł?

To, że określisz swoje dziecko, jako wymagające, nie zwalnia Cię od starań, by zapewnić mu jak najlepszą opiekę. Jeśli stwierdzisz, „cóż, ryczy, bo jest hajnidem, co ja więcej mogę” i będziesz zostawiać dziecko do wypłakania, to może za jakiś czas przestanie płakać, ale niezaspokojone potrzeby wrócą później ze zdwojoną siłą wraz z osłabionym poczuciem bezpieczeństwa.

HNB nie jest zaburzeniem czy chorobą, nie ma na to lekarstwa. Nie oznacza to jednak że jako rodzic możesz czuć się rozgrzeszony i możesz porzucić pracę nad sobą. Tak, nad sobą – rodzicielstwo to głównie praca nas samym sobą i z dzieckiem, a nie nad nim.

Searsowie stworzyli pojęcie „High Need Baby”, gdy urodziło się ich trzecie dziecko, zupełnie inne od poprzedniej dwójki. Korzystając z własnych doświadczeń, a także z opowieści rodziców, których spotykali w swoim gabinecie pediatrycznym, chcieli opisać dzieci, które potrzebowały więcej. Opisać, nie ocenić – co sami wielokrotnie podkreślają. Dzieci HNB nie są ani lepsze, ani gorsze niż „lołnidy”, są po prostu inne. Tak jak nie można powiedzieć, czy lepiej być ekstrawertykiem czy introwertykiem, ani czy lepiej być blondynem niż brunetem.

Zastanów się, czy Twoje skojarzenia ze słowem hajnid są oceną (niegrzeczny, wymuszający, terrorysta, manipulatorka, beksa itd.) czy opisem (potrzebuje więcej dotyku, nie lubi spać w samotności, gwałtownie reaguje nawet na krótkie rozstania). Nie ma nic złego w opisywaniu rzeczywistości, a kategorie takie jak HNB ułatwiają nam porozumiewanie się, bo łatwiej napisać te trzy litery niż całą listę cech. Jeśli bliskościowe wychowanie hajnida zakłada postrzeganie dziecka jako wrażliwe i emocjonalne, szybkie reagowanie na jego potrzeby, dopasowywanie w miarę możliwości środowiska do jego specyficznych wymagań, to nie widzę tu jakichś specjalnych zagrożeń płynących z takiego „etykietowania”.

A jakie jest Twoje podejście do hasła „High Need Baby”?

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".