Jedna rzecz o bilansowaniu

Jedna rzecz o bilansowaniu

Czy pamiętasz, jak dużo badań krwi robi się kobiecie, kiedy jest w ciąży? Ciągle powtarza się pobieranie krwi brrr! Robi się to między innymi po to, żeby wykonać tzw. morfologię – ginekolodzy chcą szybko wykryć, czy u ciężarnej nie pojawiła się anemia z niedoboru żelaza. Ma to sens, ponieważ nieleczona anemia może poważnie zaszkodzić i kobiecie, i dziecku.

Jednak czy potem, po porodzie, ktoś zwrócił Ci uwagę na żelazo? Nie tylko na to, jak ważne jest żelazo dla kobiety w połogu, ale też na to, jak istotny to składnik w trakcie rozszerzania diety niemowląt? Mnie niestety nie. Mówiono, jak ważne są warzywa, owoce, kasze czy nawyk picia wody… Nawet w oficjalnych zaleceniach żywieniowych znalazłam tylko jedno zdanie: Należy podawać pokarmy zawierające żelazo – i na tym skończyło się podkreślanie tego, jak istotny to składnik. A szkoda, bo każdy z dietetyków, którego później poznałam, zwracał mi uwagę na żelazo w posiłkach uzupełniających.

Błędem, który popełniłam podczas rozszerzania diety, był brak świadomości tego, że w całej zabawie związanej z bilansowaniem diety niemowląt zdecydowanie najważniejszą rzeczą jest podawanie produktów bogatych w żelazo.

Dzieci rodzą się z zapasami żelaza, które wystarczają im na mniej więcej pierwsze sto osiemdziesiąt dni życia – pod warunkiem, że zdołały te zapasy zgromadzić w życiu płodowym. Wśród grup ryzyka rozwoju anemii z niedoboru żelaza, czyli wśród dzieci, które rodzą się ze zbyt małymi zapasami żelaza, wymienia się:

  • dzieci urodzone przedwcześnie (ponieważ zapasy żelaza gromadzą się pod koniec ciąży);
  • dzieci z niską masą urodzeniową;
  • dzieci matek, które w czasie ciąży miały niedobór żelaza lub cukrzycę;
  • dzieci, którym zbyt szybko przecięto pępowinę po urodzeniu.

Dzieci z grup ryzyka mogą otrzymać od lekarza zalecenie suplementowania żelaza nawet od pierwszych dni życia. 

U dzieci, które nie należą do grup ryzyka, z dnia na dzień zapasy żelaza robią się coraz mniejsze. W okolicach sto osiemdziesiątego dnia życia my – rodzice – wkraczamy z rozszerzaniem diety, unikając w ten sposób anemii z niedoboru żelaza. Oczywiście pod warunkiem, że nie popełniamy mojego błędu.

Jedna z najważniejszych zasad, dotyczących bilansowania posiłków w trakcie rozszerzania diety, to: w każdym posiłku i każdej przekąsce powinno znajdować się źródło żelaza. W każdej, nie tylko dwa razy dziennie. W każdej. Dlaczego to ważne? Dlatego, że w żywieniu dzieci istnieje podział odpowiedzialności. Oznacza to, że to opiekun decyduje czy, co i w jakiej formie poda dziecku do jedzenia, a dziecko decyduje, czy i co z tego zje. Jeśli źródła żelaza znajdują się w każdym z trzech czy pięciu serwowanych dziennie posiłków, to jest duża szansa, że dziecko dostarczy sobie żelaza przy okazji któregoś z nich. Jeśli podajesz żelazo w ramach tylko jednego posiłku – np. podwieczorku – wzrasta ryzyko, że dziecko danego dnia nie dostarczy sobie żelaza, bo akurat nie będzie miało ochoty na podwieczorek.

Oczywiście nie jest tak, że jeśli nasze dziecko przez tydzień nie będzie otrzymywało produktów bogatych w żelazo, to wystąpi u niego anemia. Na szczęście niedobory nie pojawiają się tak szybko. Sprawa jest jednak istotna, ponieważ anemia z niedoboru żelaza jest nie tylko zaburzeniem hematologicznym. Jej skutki są znacznie rozleglejsze i sięgają sfery poznawczej, społeczno-emocjonalnej i ruchowej, a także wpływają na regulację snu i czuwania. Dzieci z anemią z niedoboru żelaza śpią płycej i częściej się wybudzają. Więcej przeczytasz w tym artykule.

Gdzie znajdziemy żelazo? W produktach pochodzenia zwierzęcego występuje żelazo hemowe, które jest najlepiej przyswajane. Mowa głównie o mięsie, podrobach, rybach, w mniejszym stopniu – o jajach. W produktach roślinnych znajduje się żelazo niehemowe, które przyswaja się nieco gorzej. Nie oznacza to, że dziecko niejedzące mięsa (któremu mięso nie smakuje lub pochodzące z wegetariańskiej rodziny) będzie wymagało suplementacji żelaza. Zbilansowana dieta bezmięsna może zaspokajać zapotrzebowanie na żelazo. Pomocne jest podawanie produktów takich jak warzywa strączkowe, zielone warzywa, amarantus czy nasiona sezamu. Bardzo ważne jest podawanie źródeł żelaza w odpowiednim towarzystwie. Są bowiem substancje, które utrudniają jego wchłanianie i takie, które mu sprzyjają – jak np. witamina C. 

 

Czy przy rozszerzaniu diety potrzebujesz specjalnych PRZEPISÓW?

Czy przy rozszerzaniu diety potrzebujesz specjalnych PRZEPISÓW?

Cytując klasyka: Kiedy pytają mnie, gdzie znajdę listę, w jakiej kolejności należy proponować dziecku warzywa i owoce, odpowiadam: NIGDZIE. I to nie dlatego, że jestem złośliwa. Tylko dlatego, że takiej listy nie ma i nie będzie. Oczywiście listy z produktami, które można podawać w czasie rozszerzania diety, mogą być przydatne. Same umieściłyśmy taką listę w naszej książce „Rozszerzanie diety niemowląt”. Ale ta lista jest alfabetyczna i nie ma na niej żadnej ustalonej kolejności. Zachęcam Cię, żebyś zapomniała o takiej liście (i specjalnej kolejności) i zadała sobie pytanie: DLA KOGO GOTUJESZ?

Jednym z błędów, które popełniłam na samym początku rozszerzania diety, było gotowanie pod dziecko, a nie pod siebie. Dla dziecka, a nie dla rodziny. Na szczęście dość szybko się ogarnęłam – a Ty w ogóle nie musisz nawet wchodzić w tę ślepą uliczkę. Już wyjaśniam, dlaczego nie warto.

Dietę rozszerza się niemowlakowi z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, uzupełniamy dietę dziecka o energię, składniki mineralne i witaminy, bo jego potrzeby żywieniowe rosną i samo mleko ich nie zaspokoi. Nie dlatego, że z mlekiem dzieje się coś złego, tylko dlatego, że dziecko rośnie, rozwija się i te potrzeby rosną. Po drugie, dziecko ma się nauczyć żuć i gryźć. Po trzecie, ma poznać nowe smaki. A po czwarte – i tu przechodzimy do mojego błędu – niemowlę w trakcie rozszerzania diety ma rozpocząć włączanie się w rodzinną kuchnię. Ma poznawać smaki swojego domu i uczestniczyć w posiłkach z rodziną.

Co to oznacza w praktyce? To znaczy, że od samego początku rozszerzania diety możesz podawać maluchowi posiłki, które Ty jesz. Powinny być oczywiście dostosowane do umiejętności malucha i nie zawierać produktów, które są zakazane w diecie małych dzieci. Dla przykładu: odkładasz porcję zupy przed jej posoleniem albo porcję farszu do pierogów przed dodaniem do niego leśnych grzybów. Gotując jajka, wyjmujesz swoje chwilę wcześniej, bo lubisz jajko na miękko. Ale to dla dziecka gotujesz na twardo, żeby żółtko było ścięte. Nie dajesz całej surowej marchewki, ale ścierasz ją na tarce. Chodzi mi o tego typu drobne zmiany. Gotujesz dla Was, dostosowując posiłki, dokonując niewielkich zmian. Ale nie gotujesz osobno dla dziecka, a osobno dla siebie.

Dlaczego to takie ważne?

Ano dlatego, że nawet dla człowieka zaawansowanego kulinarnie codzienne przyrządzanie dwóch śniadań, dwóch drugich śniadań, dwóch obiadów, dwóch podwieczorków i dwóch kolacji jest wykańczające. Trwa długo i jest męczące na dłuższą metę. Co więcej, jeśli dziecko tego specjalnie przygotowanego dla niego  posiłku nie zje, możesz odczuwać ogromną frustrację: Jak to? Ja się tyle nastałam przy garach, a on nie je?! Kiedy jecie taki sam obiad, myślisz sobie: Trudno, więcej zostanie dla mnie 😉 Po trzecie, dziecko, któremu specjalnie się gotuje, nie uczy się smaków rodzinnych. A przecież kiedyś chyba przestaniesz gotować dwa obiady, prawda? Dlaczego by nie zrobić tego raczej wcześniej niż później? A po czwarte, niemowlęta mają wbudowany przez ewolucję program z talerza rodzica smakuje mi bardziej. Serio, matka natura urządziła to tak, żeby małe dzieci były dość ostrożne w jedzeniu rzeczy, których nie znają. Przecież mogłyby się nimi otruć. W związku z tym nierzadko sytuacja wygląda tak, że dziecko ma na talerzu coś specjalnego, ale sięga po jedzenie z talerza mamy lub taty. Bo skoro rodzic już je, to chyba wie co robi i jest pewny, że to nie jest trujące. Dlatego warto mieć na talerzu potrawy, po które dziecko może sięgnąć.

Jeszcze kilka lat temu nawet oficjalne zalecenia dotyczące rozszerzania diety opisane były w bardzo skomplikowany sposób. Można było nabrać przekonania, że rzeczywiście rozszerzanie diety to praca na cały etat. Teraz, zgodnie ze standardami żywienia z 2021 roku, wiemy już, że chodzi bardziej o podawanie produktów lokalnych i dostępnych sezonowo oraz wprowadzanie dziecka w nasze smaki i nasze zwyczaje, niż o gotowanie specjalnie dla dziecka. Nie musisz codziennie gotować zupy, którą wylewasz, bo Ty nie lubisz zup, ale słyszałaś, że dzieci muszą jeść zupy. Nie, nie muszą. Serio. Możesz im podać warzywa w inny sposób niż w zupie. Konsystencja owsianki Cię obrzydza? Nie rób jej. Podawaj dziecku na co dzień inne zboża. Owsianki spróbuje, gdy drugi rodzic akurat będzie ją robił sobie.

I tu jeszcze jedna uwaga. Rozszerzanie diety bywa baaardzo dobrą okazją do tego, by przyjrzeć się temu, co Ty jesz. Jak masz przekonać dziecko, że warto jeść warzywa, jeśli niemal nie ma ich w Waszym domu? Nie, frytki się nie liczą. Jeśli słuchasz mnie i myślisz sobie: Hej, jakie wprowadzanie do domowych smaków? Moim smakiem jest kebab i zamawiany chińczyk. A z warzyw to frytki i keczup (przecież to też pomidory)!, to przy okazji rozszerzania diety, możesz małymi krokami to zmieniać. Twoje zdrowie Ci za to podziękuje.

 

Presja przy rozszerzaniu diety

Presja przy rozszerzaniu diety

W rodzicielstwie jest tak, że czasem trudno pogodzić ze sobą niektóre ważne rzeczy. Jesteśmy ludźmi, a nie robotami, więc nasze dotychczasowe doświadczenia, pozyskane wiadomości, ale także cechy osobowości czy wręcz lęki wpływają na to, jakie decyzje podejmujemy.

Ja na przykład zawsze bałam się zadławienia, bo sama chyba mam jakieś problemy z budową jamy ustnej, prawdopodobnie skrócone wędzidełko języka, i sama bardzo często krztuszę się. 

Moje lęki plus informacje o tym, że nie należy zostawiać dziecka samego, kiedy je, bo może potrzebować pomocy sprawiły, że patrzyłam na moją córkę, kiedy jadła. Cały czas. Nieustannie. Prawie nie mrugałam, tak patrzyłam.

I to był błąd. Bo im bardziej patrzyłam, tym bardziej ona nie jadła. Trochę jak Kubuś Puchatek: Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było. Dlaczego nie jadła? Tego mogę się tylko domyślać. Chyba nikt nie lubi, kiedy zagląda mu się w talerz. Podejrzewam, że czuła presję, bo tę presję czułam i ja. Zaczynałam się irytować, że nie je, że nie docenia, że ja dla niej gotuję, a to było dla mnie wyzwanie. 

Ta sytuacja zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pewnego dnia nie usiadłam i nie patrzyłam na nią między podawaniem kolejnych porcji jedzenia – tutaj może warto dodać, że rozszerzałam dietę metodą klasyczną, czyli z karmieniem łyżeczką, a nie BLW. Tego dnia, zamiast siedzieć, odwróciłam się do blatu w kuchni i zaczęłam robić jedzenie dla siebie. Odwróciłam się ze swoim talerzem w stronę krzesełka, spojrzałam, a ona… jadła. Tak po prostu. Wystarczyło się odwrócić.

Oczywiście, to nie jest tak, że jeśli dziecko nie jest specjalnie chętne do próbowania nowych posiłków, to zawsze wystarczy tylko zostawić je samo z jedzeniem i zająć się swoimi sprawami. Przyczyn niejedzenia czy niepróbowania może być więcej. Ale jeśli wokół jedzenia zaczyna się robić presja, zaczynasz czuć irytację, to dalsze patrzenie na pewno nie pomoże.

Warto tu więc szukać jakiegoś złotego środka między koncentrowaniem się tylko na dziecku a niepatrzeniem na nie wcale – bo to też nie jest dobry pomysł. W końcu żeby zapewnić maluchowi bezpieczeństwo, dobrze jest przynajmniej co jakiś czas na niego zerkać. Pewnie się domyślasz, że moja przygoda z wafelkami, o której pisałam tutaj (KLIK!), niespecjalnie mi pomogła uspokoić się w temacie zadławień.

Jak więc to wypośrodkować? Polecam po prostu przygotowywać posiłki stałe dziecku wtedy, kiedy my też mamy w planach usiąść do jedzenia. Dawać mu śniadanie, kiedy Ty siadasz do śniadania, itd. I nawet jeśli nie chcesz rozszerzać diety metodą Bobas Lubi Wybór, więc będziesz karmić malucha łyżką, to i tak między podawaniem kolejnych łyżek, możesz jeść kęsy swojego jedzenia. W ten sposób jesz regularnie, a to dla wielu osób większa szansa na dobre samopoczucie w ciągu dnia. Po drugie, masz kontrolę nad tym, czy dziecko się nie krztusi lub nie dławi, ale jednocześnie nie obserwujesz go w natrętny sposób. Przerzucasz uwagę z dziecka na swój talerz i z powrotem. I co ważne, realizujesz jeden z podstawowych celów rozszerzania diety – włączasz dziecko do rodzinnego stołu. A między posiłkami na żądanie podajesz niemowlakowi mleko.

Chciałabym dodać na koniec jeszcze jedną ważną rzecz, gdy już jesteśmy przy karmieniu dziecka łyżeczką. Pamiętaj, że nawet jeśli korzystasz z metody klasycznej, miksując pokarmy i dając je dziecku na łyżeczce, to do 10. miesiąca życia Twoje dziecko powinno dostać kawałki jedzenia do rączki. Tak mówią oficjalne rekomendacje [2]. Chodzi o to, że dzieci najłatwiej uczą się gryzienia i żucia twardszych kawałków właśnie między 6. a 10. miesiącem życia. Jeśli zbyt długo będziesz polegać tylko na papkach, nauka gryzienia i żucia będzie trudniejsza, a dziecko dłużej będzie się krztusić i dławić.

 

Dlaczego niemowlęta płaczą?

Dlaczego niemowlęta płaczą?

 

Młoda mama może usłyszeć wiele teorii na temat tego, dlaczego jej niemowlę płacze. Od nienajadania się mlekiem mamy, przez ból brzuszka (to na pewno ta cebula w daniu zjedzonym przez mamę) aż po celową manipulację oraz dość kuriozalne ćwiczenie sobie płuc. A jak jest naprawdę? I czym w rzeczywistości jest ta słynna kolka niemowlęca? Dowiesz się tego z poniższych fragmentów mojej książki „Czwarty trymestr. Pierwsze 12 tygodni życia z niemowlakiem”.

 

Dlaczego niemowlęta płaczą?

Niemowlę płacze i krzyczy nie po to, żeby manipulować rodzicami. Płaty jego mózgu odpowiedzialne za planowanie działań i przewidywanie konsekwencji są zbyt niedojrzałe, aby mogło kierować się wyrachowaniem czy złośliwością.

Płacz to jeden z głównych wrodzonych sposobów na komunikowanie swojego dyskomfortu, gdy niemowlę:

  1. jest głodne lub spragnione;
  2. odczuwa ból, swędzenie lub niewygodę;
  3. przestraszyło się;
  4. jest zmęczone;
  5. nudzi się.

W czwartym trymestrze całkowicie zdrowe niemowlaki płaczą znacznie więcej niż w kolejnych miesiącach – to normalne. Zobaczysz, że z tygodnia na tydzień czas płaczu będzie się stopniowo skracać bez względu na to, co zrobisz. Dzieci płaczą przeciętnie przez dwie godziny dziennie do szóstego tygodnia życia i około godziny dziennie w 12. tygodniu życia, a po tym czasie liczba przepłakanych dobowo minut nadal spada. Niektóre zdrowe dzieci płaczą częściej i trudniej je uspokoić, ponieważ ze względu na swój temperament są bardziej wrażliwe na bodźce oraz gorzej tolerują zmiany. Więcej na temat różnic temperamentalnych przeczytasz w rozdziale 1. CZYM JEST CZWARTY TRYMESTR?.

Kolka niemowlęca

Od 10 do 40 procent niemowląt cierpi na kolkę niemowlęcą. Szczyt objawów przypada na okolice szóstego tygodnia życia, a kolki ustępują bez żadnego leczenia do czwartego miesiąca życia. Jedynym skutecznym lekarstwem na kolkę jest… czas potrzebny do tego, aby układ nerwowy dziecka dojrzał.

Kolkę niemowlęcą diagnozuje się, gdy występują wybuchy trudnego do ukojenia rozdrażnienia, płaczu i krzyku, które:

  1. pojawiają się oraz kończą bez wyraźnej przyczyny;
  2. trwają dłużej niż trzy godziny dziennie;
  3. powtarzają się co najmniej trzy razy w tygodniu.

Choć nie ma dowodów, że kolkę powoduje ból brzucha czy jakiejkolwiek części ciała, rodzice czasem zauważają, że płaczowi towarzyszą nadmierne gazy, wzdęcia lub podkurczanie nóżek.

Epizody kolki rozpoczynają się o dowolnej porze dnia i nocy, ale najczęściej niemowlaki nadmiernie płaczą późnym popołudniem oraz wieczorem. Głównie dlatego, że przez cały dzień miały już kontakt z wieloma bodźcami, więc są bardzo zmęczone (ale jednocześnie niewystarczająco senne, żeby zasnąć). Z tego powodu lubię to zjawisko na własny użytek nazywać WON, czyli Wieczorne Odrykiwanie Niemowląt.

Warto wiedzieć, że kolka jest tzw. rozpoznaniem z wykluczenia. Oznacza to, że diagnozuje się ją dopiero wtedy, gdy zostaną wykluczone inne przyczyny zdrowotne nadmiernego płaczu, m.in. infekcje (aż 5 procent dużo płaczących niemowląt cierpi na zakażenie układu moczowego). Objawy przypominające kolkę powodują też m.in.: alergia na białko mleka krowiego, nietolerancja laktozy, choroba refluksowa przełyku czy problemy z karmieniem (nieprawidłowa technika karmienia piersią, skrócone wędzidełko języka – więcej na ten temat przeczytasz w rozdziale 3. KARMIENIE PIERSIĄ).

Uwaga: jeśli dziecko nagle zaczyna dużo płakać i towarzyszą temu zmiany w jego zachowaniu lub dodatkowe objawy, jak gorączka, wymioty, biegunka, wiotkość, drgawki, należy tego samego dnia zgłosić się do pediatry lub na oddział szpitalny.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Czy wszystko jest kwestią organizacji?

Czy wszystko jest kwestią organizacji?

Fragment mojej nowej książki „Czwarty trymestr”:

Jedną z najbardziej nieprawdziwych i jednocześnie najbardziej niebezpiecznych opinii, które słyszą świeżo upieczone matki, jest stwierdzenie, że życie po urodzeniu dziecka może wyglądać tak samo jak przed porodem i że wszystkie życiowe role da się ze sobą pogodzić, „tylko trzeba się zorganizować”.

Jeśli miałabyś zapamiętać z tej książki tylko jedno zdanie, to właśnie to: TO NIE JEST PRAWDA.

 

Każda z nas ma inną sytuację zdrowotną, rodzinną i finansową. Temperamenty nasze i naszych dzieci się różnią. Mieszkamy w różnych miejscach, dysponujemy różnym wsparciem emocjonalnym i organizacyjnym. Borykamy się z różnymi doświadczeniami z własnego dzieciństwa i dorosłości.

Niektóre kobiety już krótko po porodzie czują się dobrze psychicznie i fizycznie, a ich dzieci mają względnie łatwy temperament i w pierwszych miesiącach życia tylko jedzą i śpią. Inne mamy przeżyły trudny poród, ale otrzymują bardzo duże wsparcie w opiece nad dzieckiem ze strony bliskich i szybciej mogą się zregenerować. Znam takie, które nie mieszkają na co dzień z partnerem_ką, ale mogą sobie finansowo pozwolić na zatrudnienie gospodyni oraz niani na kilka godzin dziennie już od połogu. Jest jednak także ogromna grupa kobiet, które w pierwszych tygodniach po porodzie przez większą część doby są w domu zupełnie same z wymagającym dzieckiem, a ono nie znosi spacerów wózkiem, śpi krótko, czujnie i tylko w bezpośrednim kontakcie fizycznym z dorosłym. Ojcowie tych dzieci pracują zawodowo poza domem, rodzina pochodzenia mieszka na drugim końcu Polski, a w budżecie domowym nie ma wystarczającej sumy na zatrudnienie osoby do sprzątania czy opiekunki do dziecka. Ogromną niesprawiedliwością jest mówienie tym kobietom, że „wystarczy się lepiej zorganizować”.

Jeżeli ktoś ma dziecko, nad którym opieka jest łatwiejsza, bo pogodnie obserwuje sobie zabawki na macie, ma długie samotne drzemki i przesypia noc bez wybudzania opiekunów, a poza tym przez kilkadziesiąt godzin w tygodniu zajmuje się nim ktoś inny, to jasne jest, że taka osoba dysponuje innymi zasobami energetycznymi i czasowymi niż samodzielna mama wymagającego niemowlaka. Gdy rozwijałam swoją firmę, jednocześnie opiekując się dzieckiem na cały etat w domu, bardzo krzywdzące byłoby oczekiwanie, że pracując trzy godziny późnymi wieczorami, rozwinę działalność w takim samym tempie jak kobieta, której dziecko przez osiem godzin dziennie przebywa w żłobku. To czysta arytmetyka.

Ogromną część energii w macierzyństwie pochłania walka z piętrzącymi się frustracjami wynikającymi z porównywania się do innych. Ani porównywanie swojego dziecka do innych dzieci, ani siebie do innych matek – nie jest wspierające. Oczywistość, którą lubię powtarzać, brzmi: dzieci są różne. Jeden z błędów poznawczych, którymi jest skażony ludzki umysł, to zbyt duża skłonność do przypisywania sobie zasług za to, na co obiektywnie rzecz biorąc, nie mieliśmy wpływu. Nadal powszechne jest przeświadczenie, że to, jak zachowuje się dziecko („dobrze”), wynika wyłącznie z naszej ciężkiej pracy (albo rodzicielskich błędów, jeśli zachowuje się „źle”). Owszem, jakiś tam wpływ na nasze dzieci mamy, ale stanowczo nie docenia się roli genów i czynników wrodzonych w kształtowaniu się na przykład temperamentu.

Dlatego warto w początkach macierzyństwa spotykać się z większymi grupami początkujących matek (żeby zobaczyć, jak bardzo maluchy w podobnym wieku się od siebie różnią) i raz na jakiś czas porozmawiać z ludźmi, którzy mają więcej niż dwoje potomków. Wielodzietni rodzice zwykle już wyrobili w sobie dużo pokory i nie przeceniają własnego wpływu na zachowanie dzieci. Bardzo możliwe, że usłyszysz od nich (to autentyczny cytat z prowadzonego przeze mnie spotkania dla mam): „Ja z moją całą trójką robiłam dokładnie to samo: wszyscy mieli taki sam rytm dnia, ten sam rytuał wieczorny, o tej samej porze byli kładzeni do łóżka. I jedno przesypiało od urodzenia całe noce, drugie do czwartych urodzin budziło się co najmniej trzy razy, a trzecie śpi z nami w łóżku małżeńskim i pierwsze trzy miesiące nie zeszło ze mnie ani w czasie drzemki, ani w nocy”.

Nigdy nie znasz całej historii matek, do których się porównujesz. Nie wiesz, czy i jakie mają wsparcie. Nie wiesz, jaką cenę płacą za swoje wybory. Jakie koszty – głównie psychiczne – ponoszą także te pozornie idealnie zorganizowane. I czy faktycznie takie są. Bardzo cennym doświadczeniem było dla mnie jeżdżenie na wizyty domowe i przyglądanie się, jak naprawdę – poza mediami społecznościowymi – wygląda radzenie sobie z rzeczywistością przez młodych rodziców (co warto dodać: rodziców, którzy spodziewali się mojej wizyty).

Życie po urodzeniu dziecka już nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przed porodem. Z czasem zrobi się łatwiej, a może po prostu inaczej, ale już nie tak, jak kiedyś. Czekanie aż „życie wróci do normy” – to marnowanie czasu. To jest Twoja nowa norma. To, co robisz, nie zależy już tylko od Ciebie i choćbyś była przed porodem najbardziej zorganizowaną kobietą na świecie, teraz pojawił się nowy, całkowicie zależny od Ciebie człowiek i będziesz brała go pod uwagę przy tworzeniu swoich planów. Im będzie starszy, tym łatwiej będzie Ci wracać do dawnych aktywności, jeśli będziesz miała na nie ochotę.

Doba dla nas wszystkich ma dwadzieścia cztery godziny i jeśli chcesz w niej zmieścić opiekę nad dzieckiem, zwykle coś innego będzie musiało wypaść. W pewnym okresie życia, kiedy dzieci są maleńkie, to opieka nad nimi jest zwykle priorytetem. Niemowlęta nie mogą zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie i nie potrafią zbyt długo czekać na reakcję dorosłych. To będzie się jednak powoli zmieniać.

Warto każdego dnia zastanawiać się, ile z czynności, którym teraz poświęcasz czas, wykonujesz dlatego, że są dla CIEBIE ważne, a ile dlatego, że „wypada”, że „powinno się”, że „teściowa krzywo patrzy”. Masz prawo realizować swoje priorytety i masz prawo prosić o pomoc. Ja chciałabym, żeby w połogu ktoś wsparł mnie w odkurzaniu mieszkania. Ty lubisz zamiatać, ale za to poprosisz, żeby goście wzięli Twojego niemowlaka na spacer. Ja prasowałam niemowlęce ubranka tylko raz w życiu, przed porodem, ale znam kobiety, które sama czynność prasowania relaksuje – i dobrze, że świadomie to wykorzystują. Nie oznacza to, że są ode mnie lepsze ani gorsze, po prostu pięknie się różnimy. Zapytaj siebie: co dziś jest dla mnie ważne? Z czego nie chciałabym rezygnować? Czy warto to robić kosztem własnego snu? Czy to na pewno moja decyzja?

Zdecydowana większość z nas zbyt mało sobie odpuszcza i za mocno biczuje się za różne niedociągnięcia.

Zachęcam Cię z jednej strony do łagodności względem samej siebie i obdarzenia siebie empatią. Z drugiej zaś – do świadomego projektowania swojej codzienności i nieotaczania się nierealistycznie wysokimi standardami. Jeśli na przykład spotykanie się z niektórymi znajomymi czy obserwowanie perfekcyjnych obrazków zorganizowanych matek z mediów społecznościowych notorycznie obniża Twój nastrój, wprowadza Cię w poczucie winy albo wywołuje inne trudne emocje, zastanów się, czy warto to kontynuować.

Powyższy tekst jest fragmentem drugiego rozdziału mojej książki pt. „Czwarty trymestr”. Jej przedsprzedaż ruszyła 8 listopada 2021 roku. Jeśli jesteś w ciąży, właśnie urodziłaś lub masz w swoim otoczeniu świeżo upieczoną mamę – sięgnij po nią. Książka jest sprzedawana także w fantastycznych zestawach ze wspierającymi przyPINkami, bodziakiem i poduszką Karmiuszką (w różnych konfiguracjach). Koniecznie kliknij baner i wybierz zestaw idealny.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!