Jakich specjalistów odwiedzić po porodzie?

Jakich specjalistów odwiedzić po porodzie?

 

Poród to nie koniec troski o Twoje ciało i Twoje zdrowie. W ciąży z pewnością regularnie odwiedzałaś lekarza i robiłaś badania krwi – troszczyłaś się o siebie i dziecko. Czas na kontynuację. Jesteś ważna. I Twoje zdrowie jest ważne. Dlatego przypominam o wizytach, które powinnaś dodać do swojego kalendarza i odbyć po porodzie (jeśli urodziłaś już dawno i nie byłaś na tych spotkaniach, to to jest dobry moment, żeby nadrobić zaległości).

 

Ginekolog

Po 6 tygodniach od porodu idź do ginekologa. Jest to wizyta kontrolna i okazja na omówienie ewentualnej formy antykoncepcji. Pamiętaj, że karmienie piersią nie zawsze spełnia wszystkie warunki, które chronią przed kolejną ciążą. Nie każda mama, która karmi piersią, na pewno będzie z tego powodu niepłodna. Nawet jeśli Twoje dziecko jest wymagające, nawet jeśli Twoje dziecko jest kolkowe – idź. Możesz pojechać z dzieckiem, możesz taką wizytę odbyć z dzieckiem przy piersi na fotelu ginekologicznym. Uwierz mi, że ginekolodzy nie takie rzeczy już widzieli, bo przecież kobiety w połogu przychodzą do nich naprawdę często. Nie odkładaj tej wizyty. Idź nawet wtedy, kiedy nic się nie dzieje.

 

Fizjoterapeuta uroginekologiczny

Zachęcam Cię, żebyś odłożyła pieniądze i poszła na wizytę do fizjoterapeuty uroginekologicznego 4-6 tygodni od porodu – bez względu na to, w jaki sposób urodziłaś.

Mięśnie dna miednicy i mięśnie brzucha są obciążone i ulegają zmianie już w ciąży. Rodzaj porodu ma tu mniejsze znaczenie. Fizjoterapeuta uroginekologiczny sprawdzi, w jakim stanie są mięśnie i na przykład pomoże zamknąć rozejście mięśnia prostego brzucha. Podpowie też, w jaki sposób dbać o mięśnie dna miednicy, czy i jak ćwiczyć, jak kichać, jak prawidłowo oddawać mocz i kał, jak wstawać i jak się kłaść, żeby mięśnie dna miednicy mogły się regenerować. Może Ci się to wydawać śmieszne lub dziwne – przecież nauczyłaś się tego w dzieciństwie! A jednak wiele z nas robi to niepoprawnie.

Fizjoterapeuta uroginekologiczny to też osoba, która nauczy Cię mobilizacji blizny po cesarskim cięciu i po nacięciu krocza. Pracę z blizną warto zacząć po 4-6 tygodniach od porodu. Dzięki mobilizacji blizna jest elastyczna, wraca czucie, nie tworzy się bliznowiec ani zrosty, a blizna nie ciągnie i nie wpływa na Twoją postawę.

Poszukaj polecanego specjalisty w Twojej okolicy. Naprawdę warto kupić kilka ciuszków dla bobasa mniej, odłożyć pieniądze i pójść na taką wizytę. Możesz dzięki temu zapobiec nie tylko bólom, problemom ze współżyciem czy wypróżnianiem, ale także wysiłkowemu nietrzymaniu moczu itd.

 

Doradca laktacyjny

Jeśli będziesz karmiła piersią i doświadczysz trudności, to pamiętaj, że możesz się umówić z doradcą laktacyjnym CDL (Certyfikowany Doradca Laktacyjny), którego znajdziesz tutaj albo konsultantem IBCLC, czyli osobą z certyfikatem międzynarodowym, który zweryfikujesz tutaj.  

 

Doradca chustonoszenia

Etap przejścia pomiędzy okresem ciąży a życiem z nami na tym świecie może być dla bobasa trudny. Wiele niemowląt uspokaja się najszybciej na rękach mamy lub taty… ale jednak wolne ręce też czasem nam się przydają 😉 Dlatego warto, żeby rodzice nauczyli się wiązania chust od wykwalifikowanej doradczyni noszenia.

W Polsce działają trzy szkoły doradców: Akademia Noszenia Dzieci, ClauWi oraz Die Trageschule. Listę doradców Akademii Noszenia Dzieci znajdziesz tutaj, doradców ClauWi tutaj, a listę doradców Die Trageschule tutaj. Szukaj więc doradcy z którymś z tych certyfikatów. Warto wiedzieć, że z niektórymi doradczyniami można umówić się także na konsultację wideo online.

 

Pora na Twój ruch – umów wizyty. A jeśli poród jest jeszcze przed Tobą, wpisz przypomnienie w kalendarzu.

 

Pierwsze tygodnie po porodzie to czas wyjątkowy. Czas Twojej regeneracji po ciąży oraz porodzie i czas intensywnego rozwoju dziecka. Wiem, bo też tam byłam. Wydawało mi się, że jestem idealnie przygotowana na to, co mnie czeka. A jednak doświadczyłam wielu zjawisk, o których nikt mi nie powiedział i o których nigdzie nie przeczytałam.

Dlatego powstał Czwarty trymestr – najnowsza książka Wydawnictwa Wymagające. Napisałam ją dla siebie sprzed kilku lat. Dla innych kobiet, które oczekują narodzin dziecka albo, szukając swojej drogi w chaosie tych pierwszych tygodni życia z niemowlakiem, potrzebują prostego poradnika z odpowiedziami na nurtujące je wątpliwości. Znajdziesz w niej mnóstwo wskazówek popartych badaniami naukowymi, wsparcie i wiedzę o obsłudze niemowlaka, które dadzą Ci spokój i pewność siebie.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Jak pielęgnować pępek noworodka?

Jak pielęgnować pępek noworodka?

 

Kiedy zostajemy rodzicami i noworodek trafia w nasze ręce, możemy się czuć przytłoczeni. Zwłaszcza jeśli to nasze pierwsze dziecko. Wszystko jest nowe, nieznane. Trzeba poradzić sobie z płaczem malucha, nauczyć się karmienia i przewijania. Z zaciekawieniem i lekką obawą przyglądamy się zawartości pieluszki. Ostrożnie, a często nieumiejętnie, podnosimy i odkładamy malucha. 

Jakby tego wszystkiego było mało, noworodek w miejscu pępka ma sterczący twardy kikut pępowinowy, który trzeba jakoś pielęgnować. Tylko jak? 

Przy okazji drugiego otwarcia klubu dla rodziców Parentflix, zorganizowałam serię wywiadów z nowymi ekspertami klubu. Jeden z nich przeprowadziłam z Magdaleną Wilk – lekarką w trakcie specjalizacji z neonatologii, konsultantką laktacyjną i doradczynią chustonoszenia. Był on zatytułowany „Pierwsze dni z noworodkiem – porady neonatologa”. Poruszyłyśmy w nim temat pielęgnacji pępka. Poniższy tekst powstał w oparciu o naszą rozmowę. 

Jak pielęgnować kikut pępowinowy?

Aktualne stanowisko neonatologów zaleca tzw. suchą pielęgnację. Jak to wygląda w praktyce?

Samego kikuta nie myjemy. Ma się wysuszyć i odpaść. Należy natomiast dbać o higienę pierścienia skórnego wokół niego. Czym go przemywać? Na ten temat powstało mnóstwo teorii. Wpisz hasło w wyszukiwarkę, a przekonasz się, że każdy poleca co innego, a odradza wszystko inne. Tymczasem najlepiej sięgnąć po zwykłą wodę z łagodnym żelem/płynem/mydłem do mycia ciała dla niemowląt. Przemyty pępek wytrzyj do sucha czystym gazikiem. Wybierz taki, który nie będzie pozostawiał włókien. 

A co ze środkami antyseptycznymi? Dopóki nic niepokojącego się nie dzieje (pępek jest suchy, nie ma żadnej wydzieliny, nie śmierdzi), nie używaj ich. Spirytus, choć działa wysuszająco, może podrażniać skórę noworodka, a nawet przenikać do jego krwiobiegu. Niektóre łagodne spraye mogą z kolei wydłużać czas oddzielania się kikuta.

Kikut nie powinien być zawijany w pieluszkę. To dlatego pieluchy w najmniejszych rozmiarach często mają na środku specjalne wycięcie. Jeżeli go nie ma, po prostu zapnij ją nieco niżej i delikatnie wyciągnij kikut na zewnątrz. W gorące dni warto wystawić pępek na działanie powietrza. 

Jeszcze jedna przydatna informacja: nie musisz czekać na odpadnięcie kikuta, żeby zacząć układać maluszka na brzuchu. 

 

Czy sucha pielęgnacja oznacza brak kąpieli?

Nawet ten słodki, pachnący noworodek się brudzi, a każdy brud jest pożywką dla bakterii. Unikanie mycia w oczekiwaniu na odpadnięcie kikuta nie jest więc zalecane. 

Podczas kąpieli staramy się jednak nie zalewać pępka. Najlepiej po prostu nalać do wanienki mniej wody. Za odpowiednią głębokość obierz połowę wysokości leżącego ciała maluszka. Pamiętaj jednak, że jeśli wszystko ładnie się goi, drobne zamoczenie nie jest powodem do paniki. 

Wizja kąpieli mimo wszystko Cię przerasta? Zamiast omdlewać ze stresu, próbując jednocześnie nie moczyć kikuta i nie utopić wiotkiego, nietrzymającego główki człowieka, którego na dokładkę masz umyć… po prostu weź sobie mały ręczniczek, ciepłą wodę i łagodny środek myjący, połóż malucha na przewijaku i tam go przemyj. Z czasem poczujesz się pewniej i wtedy rozpoczniecie kąpielowe przygody.

 

Kiedy kikut pępowinowy powinien odpaść?

Wbrew oczekiwaniom niektórych rodziców, kikut wcale nie musi odpaść – i raczej nie odpadnie – w drugim czy trzecim dniu po urodzeniu. Średnio zajmuje mu to od czternastu do szesnastu dni, ale lepiej nie traktować tych dwóch tygodni jako pewniaka. Pępowiny mają różne grubości – te cieńsze szybciej wysychają i odpadają, grubsze – będą trzymać się dłużej. Z niewyjaśnionych dotąd przyczyn, u chłopców kikut odpada często później niż u dziewcząt. 

Do trzeciego, czwartego tygodnia życia dziecka – nie musimy się zanadto przejmować sterczącym kikutem. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, coś cię niepokoi, najlepiej pokaż pępek położnej środowiskowej, która przyjdzie do Was z wizytą patronażową. Na pewno ma wyrobione oko i sporo doświadczenia w tym temacie. Natomiast jeżeli po upływie 28 dni od urodzenia dziecka kikut nadal nie zamierza odpadać – skonsultuj się z lekarzem. Czasami, choć rzadko, wymaga to interwencji chirurgicznej. 

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Książeczki o odpieluchowaniu – czy i jakie czytać?

Książeczki o odpieluchowaniu – czy i jakie czytać?

 

Czy książeczki mogą wspierać proces odpieluchowania? Jeżeli tak, to jakie wybierać? Czy są sytuacje, w których lepiej nie sięgać po książki? Oto wpis stworzony na podstawie mojej rozmowy z Karlą Orban. Nagranie tego spotkania znajduje się w bazie wiedzy klubu dla rodziców Parentflix. Znajdziesz w nim linki afiliacyjne do polecanych przez nas pozycji.

Czy warto czytać książeczki na temat odpieluchowania?

To zależy od naszego celu. Ogólnie rzecz biorąc, rodzice sięgają po takie książeczki w dwóch sytuacjach: 

  • kiedy chcą odpieluchować swoje dzieci i mają nadzieję, że książeczki pomogą dzieciom zrozumieć całą sekwencję toaletową oraz do czego służy nocnik,
  • jeśli coś z tym odpieluchowaniem idzie nie tak lub pojawiły się zaparcia i rodzice liczą, że te książeczki trochę oswoją temat, wyeliminują wstręt itp.

W drugim przypadku rodzice otrzymują zresztą sprzeczne rekomendacje. Szukając pomocy na forach i grupach, spotykają się zarówno z komunikatami typu: Tak! Oglądajcie książeczki, zachęcajcie, pokazujecie!, jak i z przestrogami, że książeczki wywołują presję i, w przypadku trudności, temat należy odpuścić w stu procentach. 

Czy można jednoznacznie powiedzieć, że w sytuacji fizjologicznego, normalnego odpieluchowania dziecka wykazującego oznaki gotowości książeczki będą OK, a kiedy pojawiają się zaparcia nawykowe, to wszystkie te książeczki powinny być schowane? 

Tak naprawdę warto raczej zaobserwować, w jaki sposób dziecko na nie reaguje. Być może kupiłaś_eś je, żeby wprowadzić dziecko do tematu nocnika, a ono nie chce ich czytać. Swój sprzeciw wyraża, rzucając książką, uciekając, przynosząc inne książki. 

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: to oznacza, że zaczynamy się robić natarczywi i tworzymy presję, której chcemy przecież unikać i przy temacie odpieluchowania, i przy temacie zaparć. 

Jest jeszcze jedna kwestia: umiar. Wyobraź sobie, że początkowo Twoje dziecko chce czytać daną książkę, ale Ty nie proponujesz już niczego innego. Nie ma momentu bez książki o kupie Jak dziecko mówi książka – to Ty mówisz kupa. W konsekwencji dziecko odtrąca książeczkę. Warto sobie wtedy powiedzieć: dobra, wystarczy.

Kiedy nie warto sięgać po książeczki?

Nie warto tego robić, jeśli to już nie działa. Próbowałaś pokazać taką książkę, ale coś nie chwyciło. Nie kupuj wtedy jeszcze drugiej, trzeciej, czwartej itd. Po prostu zostaw temat książek. 

Nie przydadzą się one również dzieciom, które wiedzą już, o co chodzi. Pytasz: Gdzie się robi siku i kupę?, a one odpowiadają, że na nocnik lub na toaletę. Taka książeczka nie będzie niczym nowym, a Ty zapętlisz się w temacie, zmęczysz materiał i doczekasz się tego, że ktoś, kto był neutralnie nastawiony, zrazi się do nocnika. Jeśli bowiem rodzice kręcą się wokół jakiegoś tematu, to często pokazuje dziecku, że sprawa jest straszna, trudna, poważna. Dzieci zaczynają się tym przejmować i u niektórych najbardziej naturalna rzecz urasta nagle do rangi problemu, wyzwania, trudności. 

Jak wybierać książeczki?

Przede wszystkim zwróć uwagę na to, w jaki sposób pokazywany jest proces odpieluchowania. Czy pojawia się zawstydzanie, karanie, porównywanie dziecka do starszych albo młodszych dzieci? Takie komunikaty w niczym nie pomagają (choć niestety dziecko nierzadko słyszy je od innych dorosłych).

To dotyczy wszystkich książek dla dzieci. Duży nacisk na bycie dzielnym, mężnym, niepłaczącym dzieckiem, niemarudzącym przedszkolakiem albo właśnie dzielnym, kupę do nocnika robiącym chłopczykiem, to sygnał, że coś jest nie tak. Można zmodyfikować treść a vista albo po prostu nie kupować takich pozycji. 

Czy kupiłabyś sobie poradniki, które mówią: Nie bądź sobą, bądź kimś innym albo Jak nic nie czuć i być w ogóle kozakiem? A może Wychowaj sobie męża w tydzień? Nie kupujemy takich książek, bo chcemy być traktowane_ni z szacunkiem. Tymczasem w niektórych książkach dla dzieci dominuje mocno naciągany motyw Wszystko jest w porządku – i to się bardzo ciężko czyta. Dzieci wyczuwają propagandę: miało być fajne, rodzinne czytanie książki, a tu nagle wjeżdżają duzi chłopcy, którzy robią siku i wszystko ogarniają. Nuda.

Ba! Może to być szczególnie trudne dla dzieci, które cierpią na problem moczenia lub zaparć nawykowych. Jeśli myszka, kotek, małe dzieciaczki ogarniają, a ja nie, to chyba coś ze mną jest nie tak…?  Taka narracja może mieć negatywny wpływ na samoocenę dziecka.

 

Czy książeczki są niezbędne?

Dzieci mają różne potrzeby. Czasem najstarsze dziecko w rodzinie będzie bardziej skupione na książeczkach, a młodsze rodzeństwo po prostu zaspokoi się naśladownictwem. 

Tak naprawdę rozwój po prostu upomni się o swoje. 

Warto natomiast zwrócić uwagę na normalizację tematu fizjologii i w tym książeczki mogą pomóc. 

Przy okazji odpieluchowania zastanów się, czy wstydzisz się wpuścić (małe) dziecko do toalety, gdy sama z niej korzystasz. Czy ono ma szansę zobaczyć, co tam się dzieje? (Rodzice hajnidów są zwolnieni z odpowiedzi ;)). A co z nazewnictwem? Idziesz zrobić TO czy kupę? Dziewczynki mają TO czy… no właśnie – jak się u Was mówi na narząd, którym siusia dziewczynka? Dobrym sposobem na przełamanie się jest… nagranie się. Niekoniecznie od razu na Insta Stories ;). Poćwicz te słowa sam_a przed sobą, w końcu się osłuchasz, przyzwyczaisz.

Książeczki o odpieluchowaniu – nasze opinie

Nocnik nad nocnikami, Alona Frankel

Jest to jedna z popularniejszych książek. Istnieje w dwóch wersjach: o dziewczynce i o chłopczyku. 

Problematyczny okazuje się tu… staroświecki kształt tytułowego nocnika. Ma on niewiele wspólnego z tymi nocnikami, które nasze dzieci widują. Naprawdę ze świecą takiego szukać! Wygląda on bardziej jak garnuszek lub duży kubek. Syn Karli zapytał kiedyś, dlaczego ten chłopiec z książeczki robi siku do garnka.

Swoją drogą, takiego nocnika na pewno nie polecam ;). O wybieraniu nocników przeczytasz w tym wpisie. Okazuje się bowiem, że można kupić nocniki lepiej i gorzej przystosowane do dziecięcej anatomii i fizjologii.

Są też pozytywy. Książeczka mówi o tym, że ma się pupę z dziurką do robienia kupki, a jest to coś, o czym wiele dzieci nigdy w życiu nie słyszało! Wydaje się to oczywiste, ale dzieciom pupa kojarzy się zwykle z pośladkami, a nie z odbytem. To może być dla nich bardzo odkrywcze. Szczególnie dla dziewczynek.

Poza tym w książeczce jest normalizowana wpadka. Nie używa się nawet tego słowa. Czytamy: Potem zrobił i siusiu i kupkę, ale niezupełnie do nocnika i Mama zmieniła mu pieluszkę. Koniec historii. Nie ma moralizowania ani zawstydzania. 

Mimo wszystko nie przepadam za tą książką. Dlaczego? Ponieważ podpowiada niektórym dzieciom, do czego nie służy nocnik. Moja córka długo uważała, że nocnik jest po prostu do robienia siusiu i kupy. I tyle. Nie miała żadnych pomysłów, żeby bawić się z nocnikiem: nie wkładała go na głowę, nie kładała niczego do środka, nie jeździła nim po całym mieszkaniu itd. Wszystko zmieniło się wraz z zakupem tej książki. Szybko okazało się, że strony dotyczące tego, do czego nie służy nocnik – są najciekawsze. Zapamiętała, że dziewczynka wkładała nocnik na głowę, że kotek pił z nocnika, że nocnik to wazon na kwiaty albo wanienka dla ptaków. Ot, cały morał. Ten problem pojawia się zresztą w wielu książeczkach o odpieluchowaniu. Jeśli natomiast Twoje dziecko i tak miewa już tego typu pomysły – gorzej raczej nie będzie ;).

Kicia Kocia i Nunuś. Na nocniku, Anita Głowińska

Są tu dwie rzeczy, które zgrzytają.

Po pierwsze Kicia Kocia daje swojemu bratu książeczkę, gdy on siedzi na nocniku. Dlaczego miałaby mu cokolwiek dawać? Na nocnik idzie się zrobić siku/kupę, a nie oglądać tam bajki, książki czy bawić się zabawkami. Nie dajemy książeczek do przesiadywania na nocniku. Nie bierzmy przykładu z Kici K.

Wielu_e z nas było odpieluchowywanych poprzez przesiadywanie na nocniku i czekanie aż coś się wydarzy. Wiele dorosłych osób ma do tej pory rytuał bardzo długiego przebywania w toalecie. Każdy fizjoterapeuta uroginekologiczny powie Ci, że taki nawyk źle wpływa na mięśnie dna miednicy. Warto mieć tego świadomość i spróbować powoli zmieniać swoje zwyczaje, a przy okazji nie wpajać ich swojemu dziecku. 

Takie obrazki w książce zdają się pokazywać, że czytanie w toalecie jest normalne.

Po drugie, pojawia się element pochwały za zrobienie siusiu do nocnika. Co z tym zrobić?

Odpowiedź jest prosta. Kiedy widzisz coś niepokojącego w książeczce, którą generalnie lubisz, ale jakiś jeden element Ci nie leży, nie musisz czytać tego, co tam jest napisane. W tej książeczce tak naprawdę nie widać, że Kicia Kocia klaszcze. Można tego zwyczajnie nie czytać, przemilczeć, zmienić treść.

Tosia i Julek robią siku, Magdalena Boćko-Mysiorska

Gdy ktoś z moich znajomych wydaje książkę, ja się stresuję. Jeśli czuję się z kimś emocjonalnie związana, bardzo dobrze komuś życzę, lubię kogoś, to chciałabym, żeby pierwsza książka napisana przez tę osobę była naprawdę super. Boję się. Czy jeśli ktoś mnie zapyta o informację zwrotną, to czy będę musiała świecić oczami, żeby nie obrazić bliskiej mi osoby, nie podciąć jej skrzydeł? 

Muszę przyznać, że kiedy przyjechała do mnie książka Magdaleny, odetchnęłam z ulgą! Kamień mi spadł z serca, ponieważ seria książek jej autorstwa jest po prostu bardzo dobra. Jest to zresztą zdanie wielu znajomych psychologów i psycholożek, a także licznych rodziców. 

Tosia i Julek robią siku to część serii książek o bliźniętach – Tosi i Julku. W serii znajdziecie także książeczkę o adaptacji przedszkolnej (prawdopodobnie jedyną sensowną w naszym kraju) czy o kąpaniu. 

W części o siusianiu, Tosia ogarnęła tematy nocnikowe, a Julek nie ogarnął. I to jest OK. Na końcu znajdziecie dwie strony dla rodzica: na czym polega odpieluchowanie, na co się przygotować, jak komunikować, kiedy coś pójdzie nie tak itd. 

Pewnie znowu dyskutowałabym nad bawieniem się nocnikiem, ale to taka malutka uwaga, temat nie rozciąga się na kilka stron, jak w przypadku Nocnika nad nocnikami. Jest to książka która nie wywołuje trudnych emocji. Polecam. Możecie ją kupić np. tutaj. 

Do momentu, w którym w mojej kolekcji pojawiła się książka Magdaleny Boćko-Mysiorskiej, najsensowniejszą książeczką o odpieluchowaniu, jaką znałam, była Marysia żegna pieluszkę Nadii Berkane. 

 
Książki o kupie

Są takie książki, które traktują o kupie. Mają one za zadanie znormalizować temat kupy. Na ogół nie ma w nich nocnika, tylko na przykład różne rodzaje bobków, które robią zwierzęta. Słowo kupa jest w nich odmienione przez wszystkie przypadki. 

Przydadzą się one nie tylko dzieciom, które żegnają się z pieluszką, ale także np. czterolatkom, które uwielbiają rozmowy o odbytach i wszelkich wydzielinach. Tobie natomiast pozwolą z dużą lekkością podejść do tego specyficznego etapu rozwoju ;). 

Jedną z takich książek jest Kupa w zoo. Pokazuje ona, że wydalanie jest częścią fizjologii, a ta ostatnia jest całkowicie w porządku. Takie sprawy jak rzadka kupa (absolutny hit w domu Karli ;)) są tutaj znormalizowane. 

W książkach o kupie stosunkowo rzadko znajdziesz moralizowanie, bo nikt by nie wpadł na to, żeby dawać nagrodę lwu za zrobienie kupy. I to może odczarować temat – również wśród rodziców, dla których wypróżnianie się jest tematem tabu. Warto pamiętać, że dzieci przejmują od nas skrępowanie różnymi tematami. 

Inne książki o kupie:

Wielki Konkurs Kup

Ale kupa! Co masz w pieluszce?

Kupa: przyrodnicza wycieczka na stronę

Mała książka o kupie

 Chce mi się kupę

 

 

Książki o odpieluchowaniu dla rodziców

Tu, niestety, nie ma co polecić. Ktoś kiedyś zapytał mnie w grupie FB, co sądzę o pewnej książce. W ramach odpowiedzi wrzuciłam dwa, trzy cytaty. Nie musiałam ich za bardzo komentować. Każdy w miarę rozsądny rodzic wiedział, że to się w ogóle nie trzyma kupy (nomen omen). Często przestrzegam przed kopiowaniem wzorców z artykułów czy książek, głównie amerykańskich. Pisałam o tym choćby w artykule o Tracy Hogg. Amerykańskie trendy wychowawcze nie są szczególnie warte naśladowania. Dość powiedzieć, że USA i Australia są kolebką treningu snu, wypłakiwania i innych przemocowych praktyk. Wiąże się to w pewnej mierze z faktem, że Stany Zjednoczone, jako jedyny rozwinięty kraj, nie gwarantują kobietom płatnego urlopu macierzyńskiego. Po sześciu tygodniach bezpłatnego urlopu, mamy wracają do pracy.

 

Na koniec ważna uwaga. W przypadku zaparć nawykowych i problemów z moczeniem – książeczka, poradnik ani nawet kurs nie wystarczy. Pamiętaj, żeby zacząć od konsultacji z lekarzem. Wsparcie psychologiczne dziecka leczonego jest natomiast nieocenione.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

Nasze wspomnienia z odpieluchowania

Nasze wspomnienia z odpieluchowania

 

Wiosna rozkręca się na całego, a wraz z nią sezon na odpieluchowanie. Wraz z dziewczynami z mojego teamu wróciłyśmy pamięcią do momentów, w których odpieluchowałyśmy swoje dzieciaki. Nasze wspomnienia idealnie pokazują, jak różne potrafią być doświadczenia w tym temacie i jak wiele różnych czynników składa się na odpieluchowanie.

 

Katarzyna: 

Zaczęło się od wspomnień babci: “Jak Ty miałaś roczek, to już robiłaś ładnie do nocniczka” i taty: “Moje siostry po prostu siedziały i jeździły po podłodze na nocniku, dopóki nie zrobiły”.

Tak pojawił pomysł na przechytrzenie świata i najszybsze odpieluchowanie w dziejach… które okazało się rekordowo długie. Sadzaliśmy syna na nocnik – coś tam robił. Wszyscy się cieszyli. Szybko zaczęliśmy wprowadzać posiedzenia obowiązkowe: po posiłku, przed kąpielą… Tylko wciąż sam nie wołał. Nadprogramowe kupy lądowały w pieluszce, jak dawniej, a ja czekałam, aż się nauczy. 

Z czasem siedzenie na nocniku zaczęło syna denerwować – tak samo jak wszystkie inne rodzicielskie pomysły. Nie chciał. Sugestie, żeby skorzystał z nocnika, kiedy odczuwa potrzebę, niewiele dawały. Jak miał ochotę zrobić kupę, po prostu się gdzieś chował i robił do pieluszki. Kolejne nieodkryte na czas kupy doprowadzały nas do rozpaczy. Książeczki o nocnikach? Świetne, tylko niczego nie uczyły. 

Była też książka dla rodziców z rozdziałem o odpieluchowaniu. Idź za dzieckiem, nie za szybko, nie wymuszaj. Sprawdź, czy dziecko jest gotowe i wtedy działaj. No, jest gotowe… ale jak działać?

Wtedy właśnie mignęła mi oferta szkolenia u Magdy. Nigdy nie kupowałam takich rzeczy, ale skoro mały człowiek zapoznał się z nocnikiem chyba z rok wcześniej, a nadal preferował pieluchy, mimo wszelkich oznak gotowości, to stwierdziłam, że czas na inwestycję.

I udało się! W dosłownie kilka dni przeszliśmy przez cały proces, prowadzeni za rękę przez Magdę. Wszystko bez większego stresu i ku uldze całej rodziny – z synem włącznie. 

 

Kasia:

Odpieluchowanie teoretycznie jest dość proste w swoich założeniach. Dać dziecku czas, dać czas przede wszystkim sobie. Nie wytwarzać niepotrzebnej presji i jej nie ulegać co bywa nieco trudniejsze, gdy zewsząd atakują nas dobre rady i mity powielane od pokoleń.

W naszym przypadku diabeł tkwił w szczegółach, a konkretniej: w sytuacji życiowej, w jakiej wtedy byliśmy. Czas odpieluchowania syna, rozumiany jako gotowości dziecka, przypadł nam na okres pojawienia się nowej członkini naszej rodziny, jego siostry. Dużo emocji, zupełnie wywrócenie życia do góry nogami było trudno pogodzić z wprowadzoną jednocześnie twardą zasadą pt. “Pieluszka już nie”. 

W przypadku naszej rodziny wiele trudniejszych emocjonalnie momentów było gwarancją wpadek. Trudno się zresztą dziwić, bo to jednak dość niełatwe do opanowania umiejętności. A jak występują w tym samym czasie to jest to wyższa szkoła jazdy. Nasze trudności zupełnie nie wynikały z technicznych problemów typu niechęć do nocnika, nakładki czy nawet dużej toalety, tylko właśnie z opanowania w jednym czasie kilku rzeczy na raz.

Czy odczytywaliśmy to jako brak gotowości? Tak, oczywiście. Tylko co zrobić, gdy dziecko samo z siebie nie chce pieluszki i bardzo dobrze sobie radzi, gdy ma sprzyjające otoczenie? A “zakłócaczem” bardzo często była po prostu zazdrość o młodsze rodzeństwo. Niesprzyjających okoliczności było całkiem sporo w oczach niespełna 3-latka, biorąc pod uwagę, że ponad połowę dnia dwójka dzieci miała dla siebie tylko jedną mamę, bez zewnętrznego wsparcia na co dzień. Rodzice HNB pewnie szczególnie mogą sobie wyobrazić konsekwencje zostawienia dziecka samego na 10 minut, w czasie którego trzeba było nakarmić młodszą siostrę i ją położyć na drzemkę. Najciężej było, gdy ten czas przedłużał się o minutę, dwie lub pięć.

W tym trudnym emocjonalnie czasie trzeba było pójść na kompromis. I to odpieluchowanie było jednym z nich. Nie chciałam naciskać na pieluchę, ale nie było mowy, by dziecko nie miało wpadek. Starałam angażować się syna w opiekę nad siostrą ale jednocześnie dawać mu moją uwagę. Faktycznie sprowadzało się to do tego, że jeżeli mogłam na dużym łóżku położyć na drzemkę córkę, to syn szedł z nami. Raz zdążył na nocnik, innym razem nie. Ręczniki, podkłady, zabezpieczenia bardzo nam pomagały, ale nie rozwiązały naszego problemu.

I choć podczas czytania nie brzmi to jak coś, czego nie da się ogarnąć, to rzeczywistość wyglądała często dramatycznie. Mieliśmy górę prania tak wielką, że zaczęliśmy traktować ją jako element stałego wyposażenia mieszkania. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam, że grzyb może również pojawić się na ubraniach! Choć wszystkie wolne chwile, które miałam w ciągu dnia, były wypełnione albo ogarnianiem wpadek, albo praniem… A gdy doszedł ogromny ból w przeciążonym kręgosłupie, to do szczętu przestałam trzymać emocje na wodzy. 

Jak ostatecznie sobie poradziliśmy w tej naszej drodze z odpieluchowaniem? Myślę, że najwięcej pomogło nam wsparcie syna w jego emocjach. Im był starszy, również można było wprowadzić pewne zasady, które rozumiał. Nie dotyczyły one jednak bezpośrednio odpieluchowania, a np. przewidywalności pewnych rzeczy. Czujnie kontrolował ilość umówionego czasu na usypianie córki na czarnym zegarku. Przysłuchiwał się zawsze, gdy umawiałam się z 2-miesięczną córką na to, że teraz jest czas układania lego i dopiero jak skończę budować kruszarkę, to możemy ponosić się w chuście. I dzień za dniem, tydzień za tygodniem tych wpadek było coraz mniej.

 

Ina: 

Żałuję, że nie odsłuchałam kursu Magdaleny od razu! To tylko gdybanie, ale być może mój syn nie miałby wtedy zaparć nawykowych. Moje dziecko to ultrahajnid, jest wrażliwym chłopcem i myślę, że gdybym zapoznała się z kursem, to nie skończyłoby się to tak, jak się skończyło, czyli wizytami u psychologa i podawaniem leków… 

Dopiero gdy zaczęliśmy zmagać się z problemem zaparć, zdałam sobie sprawę, że potrzebuję też wsparcia przy odpieluchowaniu. Nie chciałam, żeby syn miał jeszcze problemy z moczeniem czy odmową odpieluchowania. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, dlatego uznałam, że kurs Magdaleny będzie świetnym wsparciem, zwłaszcza że w międzyczasie pojawił się młodszy brat i wiedziałam, że to wszystko na raz może być dla mojego syna bardzo trudne. Ale najpierw uporaliśmy się z zaparciami nawykowymi i nie mogę tego pominąć – to dzięki Karli Orban i jej kursowi online. Karla powiedziała tam jedno zdanie, które do teraz powtarzam synkowi, jak zrobi kupę, i to było zdanie-wytrych, taki nasz game changer (Karla, baaaardzo Ci za to dziękuję). 

Kiedy wydawało mi się, że to dobry moment na odpieluchowywanie, odsłuchałam kurs, zwarta i gotowa, żeby zacząć. Ale po odsłuchanych nagraniach, stwierdziłam, że mój syn nie jest na odpieluchowanie gotowy psychicznie. I ja mam mało zasobów, przy jego młodszym bracie, żeby się tym zająć. Nie chciałam wprowadzać napięcia i sobie, i synkowi, więc odpuściłam. Uznałam, że podejmę próbę na wiosnę 2021. Od czasu do czasu (raz na 3 miesiące) pytałam synka, czy może chce robić siku na toaletę, ale mówił, że nie. Jakoś w styczniu tego roku syn wstał rano i powiedział, że już nie będzie nosił pieluchy i teraz chce majtki, siku od razu zaczął robić do kibelka. Zdarzyły mu się może ze 3 wpadki i tyle było z jego odpieluchowania.

Piszę o tym, ponieważ ten kurs to nie tylko dosłowne odpieluchowanie, ale także odpuszczenie sobie i zdjęcie z siebie tego całego napięcia. Mnie to bardzo pomogło i synowi też 🙂 

 

Magda P.:

Myśl o odpieluchowaniu córki przyprawiała mnie o dreszcze.  Po drugich urodzinach zaczęły się pojawiać komentarze ze strony rodziny: “Ale jak to, jeszcze z pieluchą?”. Raz podjęliśmy z mężem próbę odpieluchowania i ściągnęliśmy jej pieluszkę, jednak skończyło się to sikaniem wszędzie tylko nie w toalecie. To był dla mnie okropny stresor i wiedziałam, że moje podenerwowanie nic tu dobrego nie wniesie. Kompletnie nie widziałam się w roli jeżdżącej co chwilę na mopie. 

Zdałam sobie sprawę, że to nie tylko Nuśka jest niegotowa na odpieluchowanie, ale również ja. Jednak z drugiej strony wiedziałam, że lada moment pójdzie do przedszkola. W przedszkolu publicznym od razu spotkałam się z odmową “przyjmiemy ją tylko bez pieluchy”. Podjęliśmy wtedy decyzję o szukaniu przedszkola niepublicznego, które przyjmie nieodpieluchowaną 2,5-latkę. Udało się, i tak przez pierwsze pięć miesięcy Nuśka miała w przedszkolu pampersa. 

Uważam że ogromną rolę w jej odpieluchowaniu miał fakt, że daliśmy jej czas, jak i to że chodziła już do przedszkola i obserwowała inne dzieci. Pewnego dnia (córka miała wtedy dwa lata i dziesięć miesięcy) jedna z pań z przedszkola zapytała mnie, czy córka w domu chodzi bez pampersa, ponieważ tak im powiedziała w przedszkolu. Byłam zdziwiona, bo przecież w  domu nadal korzystała z pieluchy. Uznałam, że to dobra okazja do spróbowania i tego dnia została w domu bez pieluchy. To był strzał w dziesiątkę. 

Nie wiem jak inaczej mogę to nazwać niż to, że trafiliśmy w odpowiedni moment. Przez pierwsze dni nocnik był w tym samym pokoju w którym aktualnie byliśmy zero wpadek. Jednak jeszcze większym szokiem było odpieluchowanie nocne. Czerpiąc z wiedzy Magdaleny, doskonale zdawałam sobie sprawę, że w żaden sposób nie mogę wpłynąć na nocne odpieluchowanie, a wręcz mogłabym temu procesowi zaszkodzić. Więc w dzień pieluchy już nie było, ale na noc ją zakładaliśmy. Jednak po kilku tygodniach dałam sobie z tym spokój, ponieważ każdego ranka Nuśka wstawała z suchym pampersem. Jedynie zastosowałam świetną radę, którą usłyszałam od Magdaleny, a mianowicie, dla pewności korzystaliśmy z dwóch prześcieradeł i podkładów higienicznych.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

 

Zobacz co o kursie mówią Uczestniczki poprzednich edycji:

Czy mama może się złościć?

Czy mama może się złościć?

 

Marzec to miesiąc, w którym, oprócz wydawania pierwszej książki, zaopiekujemy w Wymagające złość.

Z okazji Dnia Kobiet poprosiłam dr Jagodę Sikorę, ekspertkę Self-Reg, doktor psychologii, która stworzyła całościowy kurs online Złość dziecka i rodzica. Self-regulation w praktyce, o krótki komentarz, który będzie skupiał się na kobietach. I kobiecej złości.

 

Czy mama może się złościć?

Wiele z nas wychowywało się z przekonaniem, że złoszczenie się nie jest dobre. Grzeczne, dobre dziewczynki nie złoszczą się. A jeśli już coś je zdenerwuje… to do perfekcji powinny opanować umiejętność tłumienia.

Część małych dziewczynek dzięki takiemu przekazowi rozwijała umiejętności pomijania własnych emocji, nieszanowania własnych granic. To nie sprzyjało ani umiejętnościom regulacji emocji, ani zwiększenia samoświadomości.

I tak część z nas funkcjonowała długo, aż do czasu kiedy pojawiło się w naszym życiu dziecko. Macierzyństwo zmienia wiele, weryfikuje, uczy… rozwija… i często konfrontuje nas z ogromem emocji. Czasem jest ich tak dużo, że nawet supersprawne klocki hamulcowe nie dają rady.

 

Emocje, które tak świetnie były kamuflowane, wychodzą na światło dzienne i pojawia się wiele pytań. Pojawiają się myśli:

 

“Jak to jest się złościć?” 

“Czy złość jest dobra?” 

„Czy ja mogę się złościć?”

 

Każdy z nas odczuwa złość. Złość jest ważnym sygnałem, który informuje nas na przykład o tym, że ktoś przekroczył nasze granice. Może informować nas o przeciążeniu, zmęczeniu. Jest dzwonkiem alarmowym, który może wołać: “Heeej! Sprawdź co u siebie?!”

 

Nie jest łatwo takie pytanie zadawać. Nie jest też łatwo na nie odpowiedzieć. Zmiana starych schematów wymaga czasu. Jeśli kiedyś dużo emocji tłumiłaś, warto dać sobie czas na to, żeby z nimi na nowo się oswoić.

 

Odpowiadając na pytanie: Czy mama może się złościć?, mówię: Tak!

Złość nie jest zła. Jest neutralną emocją. Możemy pod wpływem złości podejmować różne strategie, które będą dla nas bardziej lub mniej wspierające. Możemy też pod wpływem złości robić rzeczy, które będą krzywdzić innych, a możemy działać tak, że nikt na tym nie ucierpi. To nie zmienia faktu, że sama złość jest zawsze w porządku. Możemy czuć złość i to zawsze jest ok!

Kiedy poczujesz złość, nie tłum jej, tylko zatrzymaj się i poczuj. Jeśli jest Ci trudno, bo napięcie jest bardzo wysokie, spróbuj zatrzymać się na tu i teraz. Możesz wziąć kilka głębokich wdechów, skoncentrować się na czynności, którą wykonujesz albo policzyć, ile w danym pokoju znajduje się żarówek. Potem możesz wrócić do tego, co poczułaś. Zastanowić się nad tym, w jaki sposób odczuwałaś złość. Oswajanie się ze złością to proces, droga, czas. 

 

Zapisz się na listę zainteresowanych dołączeniem do kolejnej edycji kursu dr Jagody Sikory „Złość dziecka i rodzica. Self-regulation w praktyce.”