Blogi, które polecam – Share Week 2018

Blogi, które polecam – Share Week 2018

Po raz drugi uczestniczę w akcji Share Week. Polega ona na tym, że blogerzy polecają innych blogerów, których najbardziej cenią. Każdy z uczestników wybiera 3 blogi (a jeśli działa w innym kanale – to vloga czy podcast) i dzieli się nimi ze swoimi Czytelnikami.

Z powodu baaardzo intensywnego życia zawodowego znacząco ograniczyłam ilość czasu poświęcanego na swobodne przeglądanie Internetu, ale są 3 perełki, u których nowości ciągle śledzę z dużą uważnością:

Szpinak Robi Bleee.pl 

Nie jest żadną tajemnicą, że blisko współpracuję z Zuzią Wędołowską – dietetykiem i psychologiem ze SzpinakRobiBleee.pl: wspólnie prowadzimy warsztaty stacjonarne o połogu i kurs online o odstawianiu od piersi, tworzymy live’y, a za chwilę może coś jeszcze 😉

Wpisy Zuzi to prawdziwe perełki: świetne merytorycznie, wyczerpujące temat, dopracowane graficznie. Zerknijcie zresztą sami na przykład na serię artykułów o żelazie w diecie dziecka, na kompedium wiedzy o wapniu albo o mlekach wszelkiego rodzaju.

Uwielbiam też filozofię żywienia, którą wyznaje Zuzia: uważam, że jest absolutnie unikalna i nie mogę się doczekać, aż większa liczba specjalistów zacznie tak, jak ona pracować np. z tzw. „niejadkami” (z szacunkiem wobec dziecka i z empatią wobec rodziców, ale także z konkretnymi propozycjami na zmianę sytuacji).

 

Dylematki.pl

Agnieszka Stążka-Gawrysiak rozwija się i rośnie w siłę – propaguje metodę Self-Reg na swoim blogu i w kursie online, ale także wychodzi z Internetu i prowadzi warsztaty stacjonarne dla rodziców.

W DyleMatce doceniam szczerość i otwartość w dzieleniu się własnymi macierzyńskimi doświadczeniami. Jestem pod nieustannym wrażeniem umiejętności bardzo klarownego wyrażania swoich myśli, tłumaczenia funkcjonowania ludzkiego mózgu, ogromnej empatii wobec Małych i Dużych. Jeśli jeszcze nie znacie bloga, zacznijcie od przygód ze wspierania dziecka w nauce pływania, o związku zmysłów z sukcesem szkolnym oraz o nierealistycznych oczekiwaniach matek.

PS. Nie mam pojęcia, jak Agnieszka łączy pracę zawodową, studia podyplomowe, szkolenia i wychowywanie trójki chłopców, ale też chcę namiary na tego dilera 😉

MatkaTylkoJedna.pl

Nie sądzę, żebym musiała Wam przedstawiać Joannę Jaskółkę i jej miejsce, bo należy ono do czołówki polskiej blogosfery rodzicielskiej.

Niemniej, gdyby się ktoś taki uchował – Aśka pisze o życiu na wsi. Takiej jak moja, prawdziwej, w środku lasu. I ja naprawdę tę inną od warszawskiej atmosferę w tym blogu wyczuwam! Bliskie jest mi Matkowe podejście do rodzicielstwa. Doceniam jej rekomendacje i ufam im (sporo książeczek dla córki kupiłam na podstawie jej wpisów).

Nieustannie podrzucam ludziom jej wpis o zabawach stymulujących zmysły i linkuję do kultowego już artykułu o Samotności w matce.

 

I choć reguły Share Weekowej zabawy nie pozwalają mi na więcej blogowych rekomendacji, to muszę na koniec dodać inne miejsca w sieci, które z dziką przyjemnością odwiedzam (w kolejności alfabetycznej):

  • Damian Parol – pogromca okołodietetycznych mitów.
  • Hafija – wszystko, co musisz wiedzieć o karmieniu piersią. Serio, wszystko.
  • Janina Daily – najbardziej pluszowy zakątek Internetu. Pocieszy jak nikt (choć ptysiem się nie podzieli). Jeśli nie ma Was na Janinowym fanpage’u, to tak, jakby Was w ogóle nie było na Facebooku.
  • Mamowato – blog i fanpage to absolutne mistrzostwo nielukrowanego macierzyństwa.
  • Mataja – rodzicielstwo na solidnych podstawach naukowych #klasykaGatunku.
  • Nebule – udany mix lekkich tematów rodzicielskich, wpisów z rekomendacjami i świetnych merytorycznie artykułów edukacyjnych.
  • Nishka – mam nadzieję, że nie ucieknie za chwilę całkiem na Youtube’a (którego też Wam polecam)!
  • Piotr Bucki – moje najnowsze odkrycie. Krótkie, celne wpisy, pobudzające do refleksji. Seria wpisów o nawykach megainspirująca (już dwa zaadoptowałam skutecznie, idę w to dalej).
  • Ronja – blog parentingowy, którego lektura odpręża i napełnia pozytywną energią jednocześnie.
  • Trening Dla Mam – mnóstwo informacji na temat ćwiczeń w ciąży i powrotu do formy po porodzie (ze zdrowym podejściem do tematu!)

Jak dobrze mieć hajnida!

Jak dobrze mieć hajnida!

Zanim pomyślisz, że zwariowałam i że już nie pamiętam, jak to jest nieustannie nosić dziecko na rękach, zabawiać do utraty sił, budzić się wielokrotnie w nocy, karmić ze zdrętwiałymi od długiego siedzenia pośladkami i pchać wózek brzuchem wracając ze spaceru, chcę Ci powiedzieć, że pamiętam. Aż za dobrze.

Wiem też, że wybieganie myślami we wczesną podstawówkę może stwarzać trudności, jeśli ma się wymagającego malucha i istotnym wyzwaniem jest dożycie do godziny 20:00. Pamiętam tę radość, gdy zbliżała się pora kąpieli, pomieszaną z delikatnym przerażeniem, że nie zdążę zejść na dół i już będę wracać do przebudzonego kilkumiesięczniaka.

Lubię jednak zmienianie perspektyw i szukanie plusów w każdej sytuacji, nawet hajnidowej. Przeformułujmy więc problem na wyzwanie, by z Haliną Kunicką zanucić „Jak dobrze mieć sąsiada hajnida„:

Mniej o jedno nocne zmartwienie młodych rodziców

Zarówno w fazie cyklu aktywnego, jak i w momentach przejścia z jednej fazy snu w drugą (poczytasz o nich TUTAJ) organizm monitoruje, czy wszystko z nim w porządku. Sprawdza, czy nie jest odwodniony, głodny, czy nie jest mu zbyt ciepło lub za zimno, czy go nie swędzi albo nie boli, czy ma wystarczającą ilość tlenu do oddychania, czy matka nie oddaliła się od niego (i czy nie czają się dokoła wilki) itd. Jeśli dziecko ocenia, że jest bezpieczne, przechodzi w fazę snu głębokiego, w którym ciężej byłoby mu się obudzić w razie jakichś trudności.

Wymagające dzieci są bardzo podatne na wszelki dyskomfort. Lubię nazywać je „księżniczkami na ziarnku grochu”. Szybko i często czują, że coś jest nie halo.

Denerwujące? Tak. Męczące? Okropnie. Bezsensowne? Nie, przeciwnie – bardzo mądre.

Mocny, głęboki sen nie powinien trwać zbyt długo, bo dla niedojrzałych fizjologicznie i niesamodzielnych niemowląt mogłyby to stanowić śmiertelne zagrożenie. Gdyby ludzkie niemowlęta nagle dogadały się, że od dziś śpią jak dorośli (czyli dłużej i głębiej), część z nich, ta bardziej wrażliwa na niekorzystne warunki środowiskowe, mogłaby się w ogóle nie obudzić. Innymi słowy: duża proporcja snu lekkiego i podatność na częste pobudki u wymagających niemowląt chroni je przed tym, czego wielu rodziców się obawia – przed zespołem nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS) [1, 2, 3].

Mniej prania prześcieradeł

Poza SIDS, jest jeszcze jedno zaburzenie, na którego występowanie są znacznie mniej podatne wybudzające się dzieci: to moczenie nocne. Większość zdrowych dzieci do 5 r.ż. zaczyna kontrolować siusianie także w nocy. Wśród tych pięciolatków i starszych dzieci, które nie kontrolują jeszcze pęcherza w nocy, mimo bycia odpieluchowanymi w ciągu dnia od bardzo długiego czasu, zdecydowana większość to osoby „z kamiennym snem”, trudne do wybudzenia [4].

Stosowane czasem w terapii moczenia nocnego tzw. „alarmy wybudzeniowe” (dzwoniące głośno, gdy na majtkach pojawi się wilgoć), niejednokrotnie stawiają w środku nocy na równe nogi całą rodzinę… poza zsiusianym, słodko śpiącym dzieckiem.

Po owocach ich poznacie

Jeśli oczekiwania względem hajnida są realistyczne, czyli nie próbujemy go przekonać do stylu działania, który jest sprzeczny z jego temperamentem (usiądź cichutko i czerp radość z samotności), nasza wrażliwa opieka może z czasem dać niezwykłe owoce. Badania wskazują, że dzieci o trudnym temperamencie w wieku szkolnym są bardziej lubiane przez uczniów i nauczycieli, bardziej skłonne do współpracy, mają większą samokontrolę i lepszą gotowość szkolną niż ich rówieśnicy o łatwym temperamencie, ale pod pewnym warunkiem.

Tym warunkiem jest relacja z Tobą.

Tak, wymagające dzieci łatwiej jest niestety “zepsuć”, ale są także bardziej podatne na pozytywne skutki opieki. Bliska relacja, podejście pełne szacunku, dostępność emocjonalna i reagowanie na potrzeby hajnida sprawiają, że z rozkrzyczanego niemowlaka wyrasta wrażliwy, ale empatyczny, kompetentny poznawczo i otwarty na ludzi młody człowiek [56] (może by przykleić sobie to zdanie gdzieś w widocznym miejscu i powtarzać w trudnych chwilach?) .

A czego Ciebie nauczyło wymagające dziecko?

Takie pytanie zadałam w mojej grupie na Facebooku i otrzymałam wiele komentarzy, w których wielu z Was z pewnością odnajdzie część siebie:

Przetrwanie tego najgorszego okresu daje wielkie pokłady siły, dumy z siebie samego, że dało się radę i rośnie taki piękny mądry mały człowiek.

Więcej spontaniczności, otwartości na jej pomysły, dawania przestrzeni innym. Zdjęła ze mnie potrzebę „kierowania” innymi. Po prostu płyniemy, czasem pod prąd, czasem za burtą, ale zawsze razem.

Nauczyłam się odpuszczać. Zanim pojawił się mój hajnidek wszystko musiałam mieć zrobione od razu, na 100% i najlepiej jak się dało. Teraz jest to niemożliwe 🙂 Na początku bardzo mnie to frustrowało, że nie mogę zrobić czegoś do końca, albo w ogóle zacząć :/  Wstawienie i wywieszenie prania urastało czasem do rangi rzeczy ekstremalnie niemożliwych do zrobienia. Czasem dalej tak jest, ale już mi to nie przeszkadza ? Cieszę się czasem jaki mamy dla siebie, to tak szybko mija…

Dzięki niemu weszłam na ścieżkę Rodzicielstwa Bliskości, Self-Reg i NVC. Starałam się dociec, dlaczego on tak, a nie inaczej reaguje w różnych sytuacjach i dzięki tej wiedzy powoli staję się lepszą mamą i lepszym człowiekiem w ogóle.

Gdyby nie moja córka, zapewne nie miałabym teraz takiej dodatkowej wiedzy, jaką zdobyłam – o istnieniu HNB, Rodzicielstwa Bliskości, skoków rozwojowych itd. Pewnie wierzyłabym ślepo w to, co czasem mówią mi inni- że dziecko manipuluje, wymusza, że przyzwyczaiłam itp.

Że jak mi ktoś mówi: zobaczysz co będzie jak zacznie raczkować, chodzić, pyskować itp., odpowiadam, że po tym co mi zafundował w pierwszym roku życia, już nic mi nie straszne.

Syn przede wszystkim nauczył mnie pokory i cierpliwości. Nie oceniam już innych matek, bo sama w wielu kwestiach czuję się niezrozumiana przez to, że moje dziecko jest wyjątkowe. Nauczył mnie też, że nie ma instrukcji obsługi dziecka. To, że na większość dzieci coś działa, to nie znaczy, że jest tak w przypadku wszystkich.

Nauczyłam się nie oceniać innych rodziców, podążać za własną intuicją, odpowiadać na potrzeby dziecka

Moja córka nauczyła mnie bycia tu i teraz (a próbowałam latami to wypracować), dzięki niej poznałam sztukę motania i zakochałam się w pięknie chust 🙂 Poznałam mnóstwo ciekawych matek/kobiet, z wieloma „starymi” znajomymi się zbliżyłam.

Nauczyła mnie szanowania jej granic i wyznaczania swoich własnych. Czytając literaturę, nauczyłam się języka osobistego, co bardzo poprawiło moją relacje z partnerem. Czuję, że każde z nas ma swoje miejsce w rodzinie.

Jestem lepiej zorganizowana. Myślę, że po powrocie do pracy w korpo niejeden specjalista będzie zaskoczony jak ogarniam wielozadaniowość (multitasking) 🙂

Nauczyłam się robić wiele rzeczy jedną ręką 😉

Wszystko super, ale jak dożyć do momentu, w którym będę mogła spojrzeć wstecz i ubrać swoje doświadczenia we wnioski, nie zasypiając w połowie zdania?

Jeśli jesteś na początku wspólnej drogi z wymagającym dzieckiem, nawet gdy to nie jest Twoje pierwsze maleństwo, zebrałam kilka wskazówek udzielonych przez „matki, które też tam były”.

  • Śpij, kiedy dziecko śpi (jeśli masz jedno dziecko i ten komfort, który już się przy następnych może nie powtórzyć).
  • Może ważniejsze: jedz, kiedy dziecko je. Także w trakcie karmienia piersią. Kto nie strzepywał okruszków albo nie wycierał ketchupu z głowy niemowlaka, niech pierwszy rzuci kamieniem! A tak serio, wiele mam High Need Babies bardzo chwali sobie metodę BLW i wspólne siadanie do stołu. Znam ojców, którzy szykowali swoim partnerkom wałówkę (kanapki, koktajle, orzechy, pokrojone owoce i kawę w termosie) rano przed wyjściem do pracy. Na głodzie zapasy empatii i kreatywności po prostu szybko się wyczerpują.
  • Zabezpiecz dom tak, by generować w dziecku jak najmniej frustracji. Zdejmij skarpetki, żeby nie ślizgało się na panelach przy pierwszych próbach poruszania się. Powynoś, pozakrywaj i poprzestawiaj co się da, by swobodnie mogło pełzać, raczkować i chodzić po mieszkaniu, bez ciągłego wysłuchiwania „nie wolno!” (i reagowania złością na zakazy). Jeśli masz kilkumiesięcznego amatora kociej karmy, ponoć można miski postawić w łazience lub na parapecie.
  • Włączaj dziecko od początku w normalne życie rodziny, pozwól uczestniczyć w robieniu prania, wieszaniu go, gotowaniu, sprzątaniu itd. Dla wielu maluchów to ogromna frajda i jednocześnie możliwość, by nie zarosnąć brudem.
  • Twoja wygoda jest warta KAŻDYCH pieniędzy. Szeroki materac, dopasowane nosidełko, dobrana chusta, konsultacja z doradczynią laktacyjną czy psychologiem, wizyta fizjoterapeuty dziecięcego w domu, który pokaże, jak wspierać rozwój niemowlaka odpowiednią pielęgnacją, Twój masaż, dobre sprzęty w kuchni, które prawie „same gotują” – wszystko, co pozwoli Ci czuć się lepiej i milej. Niektórzy raz na tydzień lub dwa płacą za sprzątanie mieszkania.
  • Wychodź do ludzi. Na mojej grupie rodzice hajnidów się umawiają w swoim gronie i wiedzą, że nikt krzywo nie spojrzy. Jest sporo wymagających dzieci, które okropnie się nudzą zamknięte w czterech ścianach, a na spotkaniach, w gościach, na dworze brylują.
  • Rozszerzaj grono opiekunów dziecka. Samodzielne zajmowanie się przez większość doby dzieckiem lub kilkorgiem dzieci jest ogromnie obciążające fizycznie i psychicznie. Każdy człowiek, a zwłaszcza matka wymagającego dziecka, potrzebuje chwili samotności. Pamiętam ten entuzjazm, gdy sama pojechałam do Biedronki 😉 Startujesz od 5 minut i dwóch rundek wokół bloku i stopniowo wydłużasz czas bez dziecka. Tata, babcia, ciocia czy ktokolwiek naprawdę da sobie radę.
  • Nie bój się kreatywności. Czasem martwimy się, że jak na coś „pozwolimy”, to już zostanie tak na zawsze. Tymczasem dzieci szybko wyrastają z pewnych strategii, a czasem gdy są starsze, dużo łatwiej je przekonać do innych rozwiązań, niż walczyć na początku.
  • Wyluzuj. Godzina 21:00, wszyscy żyją, coś jedli i było przytulane? Good job, zamów sobie pizzę 😉 Obniżaj oczekiwania, małe wymagające dziecko wprowadza w tryb przetrwania. Będzie jeszcze czas na inne rzeczy. Zakładanie, że  będę miała posprzątanie i ugotowane jak przed dzieckiem, ze zrobionym make-upem i paznokciami, założę własny biznes i będę ćwiczyć jogę w ciągu drzemek dziecka, jest prostą drogą do frustracji. Zrealizowanie 20% dziennego planu jest megasukcesem. Jak dziecko zje słoiczek czy parówkę dwa razy w tygodniu, to nie umrze. Serio. Lepiej mieć parówkę niż gotowane na tybetańskim dymie ekoobiadki z jarmużu w pakiecie z wypaloną matką w depresji.
  • Nie porównuj się z innymi. Nic nie zabija tak radości z macierzyństwa, jak porównywanie swojej sytuacji do sytuacji innych. Zawsze będą dzieci, które lepiej śpią, więcej jedzą, mniej płaczą i same podcierają sobie pupę już w niemowlęctwie. I najprawdopodobniej nie jest to zasługą ich rodziców, ale po prostu genów [7]. Szukaj osób, które Cię zrozumieją, stwórz swoją wioskę, choćby online.

A czego Ciebie nauczyło Twoje dziecko? Ponućmy razem w komentarzu „Jak dobrze mieć hajnida…” 🙂

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o high need babies? Sprawdź szkolenie „High need baby".

 

10 najpopularniejszych artykułów 2017 roku na Wymagajace.pl

10 najpopularniejszych artykułów 2017 roku na Wymagajace.pl

Kolejny rok blogowania za mną – w 2017 r. powstało ponad 60 merytorycznych wpisów, 5 edycji kursów online (Dbanie o dobre spanie oraz Jak łagodnie zakończyć karmienie piersią?), 12 webinarów i live’ów na Facebooku i Instagramie. Założyłam własną grupę na Facebooku, zrzeszającą rodziców wychowujących w duchu Rodzicielstwa Bliskości, niezwykle merytoryczną, ciepłą i zabawną jednocześnie 🙂 Nie wspominam nawet o całej rzeszy rodziców, z którymi spotkałam się na żywo w różnych miastach Polski, podczas konsultacji indywidualnych i warsztatów. Działo się!

Ze wszystkich opublikowanych w tym roku artykułów wybrałam 10 najchętniej czytanych. Celowo nie umieszczam evergreenów, które, choć pojawiły się na blogu na początku jego istnienia, nie zestarzały się, są wyszukiwane, polecane i nadal są na topie (np. cykl wpisów o metodzie Tracy Hogg). Odnośnik do hitów 2016 roku znajdziesz na końcu tego zestawienia.

Zapraszam na TOP 10 (w kolejności od mniej do najbardziej popularnych):

(więcej…)

Bez czego nie mogą żyć rodzice HNB?

Bez czego nie mogą żyć rodzice HNB?

Artykuł z przymrużeniem oka – bo wybór jest dość subiektywny, choć skonsultowany z kilkudziesięciorgiem rodziców wymagających dzieci. Myślę tu głównie o pierwszym roku z hajnidem, bo ten czas wielu określa jak najtrudniejszy i jednocześnie najbardziej obfity w kreatywne rozwiązania pojawiających się problemów.

Zapraszam więc szczególnie rodziców na początku drogi sponsorowanej przez literki H N i B, na moją listę top 10 przydatnych rzeczy w codziennym życiu z hajnidem:

(więcej…)

A co Ty zrobiłeś dla młodej matki?

A co Ty zrobiłeś dla młodej matki?

Niewiele rzeczy wkurza mnie bardziej niż narzekanie na „madki” przesiadujące na internetowych forach i grupach wsparcia. Podśmiechujki z konsultowania z obcymi ludźmi własnych problemów życiowych. Zarzuty bycia niezorganizowanym, skoro czas na Facebooka jest, a na poprasowanie już nie. Oburzenie wobec narażania małych główek na te straszne fale elektromagnetyczne. Wpędzanie w poczucie winy za nieutrzymywanie kontaktu wzrokowego z karmionym niemowlakiem (przez, bagatela, czterdzieści minut). (więcej…)

Potrzebujesz rad czy empatii?

Potrzebujesz rad czy empatii?

Za chwilę Święta. Czas, w którym spotykamy się z rodziną. Dla wielu sielanka, relaks, przyjemność, bliskość. A dla innych źródło napięcia, złości, lęku: Jak skomentują to, że ona – taka duża – nadal jest karmiona piersią? Co, jeśli przez cały dzień będzie chciał być tylko na moich rękach? Jak odwrócić uwagę ludzi przy stole od tego, że ona je tylko suchy makaron i rosół? Co zrobić, jeśli w nowym miejscu nie będzie chciał usnąć? Co odpowiedzieć na zarzuty, że to ja go przyzwyczaiłam do bujania, że wymusza, manipuluje?

Kiedy rozmawiam z rodzicami wymagających dzieci wielu z nich mówi, że to nie brak snu jest najgorszy. Że już się przyzwyczaili do picia zimnej kawy, krojenia chleba z dzieckiem na ręku, przymusowego leżenia obok podczas drzemek.

Dla wielu najtrudniejszy jest brak zrozumienia i wsparcia ze strony najbliższych.

Myślę, że to nie tylko doświadczenie rodziców High Need Babies. Wydaje mi się, że matki i ojcowie dzieci innych niż przeciętne (pod różnym kątem innych) oraz ci, którzy wychowują inaczej niż statystycznie mogliby pokiwać głową ze zrozumieniem. Tak, jakby wybór innej, nie-mainstreamowej drogi sprawiał, że nie mamy prawa mówić o swoich trudnościach.

Mama, która powie o tym, że bywa już zmęczona tymi nocnymi karmieniami dwulatki, usłyszy „To odstaw”. Ojciec trzyletniego chłopca jedzącego siedem potraw na krzyż zostanie zasypany pomysłami na zmianę tej sytuacji. Może kolorowe kanapki? Może proponuj kilkanaście razy? A może jak zgłodnieje to wreszcie zje?

Tymczasem ludzie naprawdę rzadko potrzebują naszych rad – wiem, śmiesznie to brzmi z ust osoby, która pisze wypełnionego różnej maści poradami bloga. Zwykle, jeśli faktycznie potrzebują nowej strategii na rozwiązanie jakiegoś problemu lub zaspokojenie potrzeby, mówią o tym wprost: jak odsmoczkowałaś dziecko? Znasz jakieś sposoby, by zmniejszyć liczbę karmień? Jak wprowadza się warzywa do diety niemowlaków? Jak wyprowadziliście Antka z Waszej sypialni przed roczkiem?

Jeśli ktoś ma trzyletnie dziecko z dużymi problemami z jedzeniem, to, uwierz mi, wypróbował już prawdopodobnie 1001 sposobów na zmianę tego stanu rzeczy. Mówiąc o tym,  że wkurza go niemożność normalnego zjedzenia obiadu na mieście i noszenie ze sobą rosołu i suchej bułki krojonej w kwadraty nie oczekuje od Ciebie rad.

On potrzebuje empatii. Bycia wysłuchanym i zrozumianym. Potrzebuje uznania własnych uczuć bez ich lekceważenia.

Jeśli ktoś ma roczniaka spędzającego całą rodzinną uroczystość  na rękach rodziców, to otwierając usta nie liczy na dogłębną analizę swoich błędów wychowawczych, drobiazgowe roztrząsanie, kto kim manipuluje i kto dał sobie wejść na głowę ani porad odnośnie rozwojowego wpływu płaczu na jakość płuc małoletnich.

On potrzebuje empatii i prostego komunikatu: „Słyszę, że jest Ci trudno”.

Dawanie rad daje nam złudne poczucie bycia ważnym i potrzebnym. Przyjemnie łechce nasze ego, stawiając nas w pozycji ekspertów, tych, którzy wiedzą, którzy potrafią, którzy zrobiliby inaczej, lepiej. Odgradza nas od bliskich, utrudnia prawdziwy kontakt, z którego moglibyśmy czerpać siłę.

Podarowanie empatii wymaga schowania swojego „ja”, otwarcia na drugiego człowieka, powstrzymania się od ocen, krytyki, pouczania. Tego, czego na co dzień mamy jako rodzice aż zanadto. Nie jest proste.

Jest jeszcze trzecia droga: zaoferowanie pomocy. Dla wielu łatwiejsza niż wejście w empatyczny kontakt, a dla napotykających różne trudności rodziców znacznie bardziej wartościowa niż rady, nawet te dawane w dobrych intencjach.

A Ty czego potrzebujesz teraz najbardziej: rad czy empatii? A może realnej pomocy? Życzę Ci, byś w ten świąteczny czas otrzymała właśnie to, na czym najbardziej Ci zależy i dała innym to, czego oni naprawdę potrzebują.

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.