Zmieńmy opiekę laktacyjną w Polsce!

Zmieńmy opiekę laktacyjną w Polsce!

We współpracy ze Stowarzyszeniem Małyssak chcę Was dziś poprosić o podpisanie petycji na rzecz zmian w opiece laktacyjnej w Polsce. Jeśli czujesz, że nie zostałaś odpowiednio przygotowana ani wspierana w zakresie karmienia piersią podczas ciąży, porodu i połogu, a także później, koniecznie podpisz się pod postulatami o zmiany!

PODPISUJĘ PETYCJĘ O ZMIANY W OPIECE LAKTACYJNEJ!

Stowarzyszenie Małyssak w oparciu o 2504 ankiety przeprowadzone wśród kobiet, które karmiły lub chciały karmić piersią, oraz wywiady pogłębione z 57 pacjentkami i 10 medyczkami pracującymi w obszarze laktacji, stworzyło unikalny na skalę kraju Raport z monitoringu opieki laktacyjnej w Polsce za lata 2018-2022. Raport kompleksowo ujmuje w szczególności finansowaną ze środków publicznych opiekę nad matką i dzieckiem w kontekście laktacji (od czasu ciąży po okres zakończenia karmienia piersią). Nie każdy bowiem wiem, że kobieta ma szereg praw związanych z opieką laktacyjną:

  • prawo do refundowanej przez NFZ edukacji przedporodowej z położną środowiskowo-rodzinną (położną POZ);
  • prawa związane z laktacją już w pierwszych godzinach po porodzie (zapewnienie kontaktu skóra do skóry) i w kolejnych dobach opieki szpitalnej wynikające ze Standardu Organizacyjnego Opieki Okołoporodowej (SOOO);
  • prawo do odbycia się od 4 do 6 wizyt patronażowych położnej środowiskowo-rodzinnej, czy możliwość udzielenia przez nią porady laktacyjnej przez cały okres laktacji (u niej w gabinecie, czy przychodni POZ);
  • prawo do bycia leczonym (jako mama karmiąca lub dziecko karmione piersią) zgodnie z aktualną wiedzą medyczną.

I jeśli mieszkasz w Polsce nie od dziś, to pewnie domyślasz się, że wnioski z raportu nie są zbyt optymistyczne. Sama nieraz opowiadałam, że nie dostałam w trakcie swojej ponad dwuletniej przygody z karmieniem piersią odpowiedniego wsparcia… Ale chciałabym skupić się w tym artykule na opowieściach kobiet, które otrzymały empatyczne wsparcie na swojej laktacyjnej ścieżce – także po to, by pokazać Ci, czego masz prawo oczekiwać!

Edukacja w trakcie ciąży

„To był absolutny przypadek, bo znalazłam położną w Internecie. Miała bardzo dobre opinie i była blisko mnie. Zadzwoniłam do niej chcąc się umówić na prywatną szkołę rodzenia, ale zaproponowała, że mnie wpisze na NFZ. Absolutnie nie wiedziałam, jak to działa, więc to ona to zainicjowała, że miałam też jej opiekę później po porodzie”.

Poznanie położnej środowiskowo-rodzinnej w ciąży jest KLUCZOWE. To ona potem odwiedza Ciebie i Twoje dziecko, kiedy wrócicie do domu ze szpitala. Dlatego już wtedy poszukaj w okolicy położnej, która rzetelnie podchodzi do edukacji o karmieniu piersią i wsparcia w tym zakresie już po porodzie. W ciąży możesz wybrać lub zmienić położną, wypełniając deklarację w wybranej przychodni lub w ramach prowadzonej przez nią indywidualnej praktyki. 

Niektóre położne POZ posiadają dodatkowe kwalifikacje w postaci certyfikatu doradczyni laktacyjnej CDL, konsultantki laktacyjnej IBCLC czy edukatorki ds. laktacji. Jeśli zależy Ci na karmieniu piersią, koniecznie rozejrzyj się za taką osobą!

„Przede wszystkim jak poszłam rodzić to przystawiałam dziecko i powtarzałam sobie w głowie »Wyjdę ze szpitala, J. naprawi«, bo tak mówiła »W szpitalu karmcie. Przystawiajcie jak najczęściej. Wyjdźcie. Jak przyjdziecie do domu, to ja do was przyjdę i wtedy się nauczymy. Naprawimy jak będzie trzeba«. Chyba przez to podejście, to już chyba w drugiej dobie dostałam takiego nawału okrutnego, a dziecko mi jeść nie chciało. Ta wiedza i jej podejście bardzo mi się przydały. Wiedziałam od razu jak radzić sobie z nawałem. Nic mnie nie zaskoczyło tak naprawdę. Potem te wieczorne tak zwane braki pokarmu. Ani razu się tym nie martwiłam, a miałam takie rewolucje, że mała mi przez tydzień była niespokojna wieczorami. No prawie się zaczęłam niepokoić, ale to nawet tata małej, mój partner, podszedł do tego tak, że tak to już jest. To nie jest tak, że nasze dziecko jest głodne, albo już w ogóle wygłodzone. Nie mieliśmy w ogóle takich myśli”.

W ramach refundowanej edukacji przedporodowej możliwa jest edukacja nie tylko Ciebie, ale i ojca twojego dziecka – i warto z tego korzystać, bo to niesamowicie istotne! Dobre przygotowanie idzie w parze z zaufaniem, że w razie problemów pomoc będzie dostępna. Zwiększanie swojej wiedzy na temat laktacji to zwiększanie szans na udany start (bo niestety część tych problemów nie tylko może nie być rozwiązana przez personel medyczny, ale wręcz może być przez niego wygenerowana…).

Ważne początki

Jednym z elementów pozytywnie wpływającym na proces laktacji jest nieprzerwany, dwugodzinny kontakt skóra do skóry od razu po porodzie (nagi noworodek na nagiej klatce piersiowej mamy). W tym czasie może urodzić się łożysko, a pomiary i ważenie noworodka mogą poczekać. 

„Na pewno od razu po urodzeniu została mi położona na piersi. Specjalnie zrobiłam ten test, co kiedyś widziałam na filmie, że dziecko samo dopełza do piersi. Specjalnie ją niżej położyłam, no bo już byłam świadomą mamą drugiego dziecka. I rzeczywiście się doczołgała do tej piersi. Mówiłam nawet do męża »Zobacz, zobacz! To jednak działa!«”

Dowiedz się, jak w danym szpitalu jest realizowany kontakt skóra do skóry, czy późniejsza opieka nad mamą i dzieckiem obejmuje przebywanie ich razem oraz jaka jest jakość pomocy laktacyjnej. Te aspekty są ważne również w przypadku porodu drogą cięcia cesarskiego (sprawdź, czy mama i dziecko nie są rutynowo rozdzielani po operacji – oddzielenie może nastąpić tylko w sytuacji zagrożenia życia matki lub dziecka). 

„Ja byłam jedyną osobą na całym oddziale, która zostawiła sobie dziecko przy sobie, bo wszystkie dziewczyny pooddawały te dzieci na oddział noworodkowy, bo można było.  W zasadzie spałam bezproblemowo budząc się tylko na czas karmienia i to też tylko dlatego, że miałam budzik ustawiony, bo syn też sobie drzemał. Położna mówiła, że całą noc co godzinę do mnie zaglądała, czy wszystko jest w porządku. Parę razy pamiętam, że była faktycznie w nocy, więc wydaje mi się, że szczęśliwie w życiu trafiłam”.

Personel i mama muszą być uważni na to, czy maluch je skutecznie, czy ma prawidłowe przyrosty i czy brudzi odpowiednią ilość pieluch. 

„Pani przyszła, zobaczyła w jaki sposób przystawiam dziecko. Pytała, ile było kup itd. Oceniła to skuteczne karmienie, a mała, naprawdę byłam pod wrażeniem, jak dużo tych sików i kup przez ten cały czas robiła. Ona faktycznie dużo jadła”. 

Odpowiednia pomoc przydaje się również, gdy maluch ma kłopoty ze ssaniem lub jest oddzielony od mamy. Wówczas obowiązkiem personelu medycznego jest udzielenie pomocy w pozyskiwaniu mleka matki (karmienie ręcznie odciągniętymi pierwszymi kroplami mleka, czyli siary oraz stymulowanie laktacji). 

„Kiedy wyjeżdżałam z bloku operacyjnego dostałam dziecko już do siebie i miałam ze sobą cały czas. To było dla mnie bardzo ważne. Chciałam rodzić naturalnie, ale nie miałam takiej możliwości ze względu na położenie miednicowe. Najbardziej bałam się, że będzie mi odebrany ten kontakt skóra do skóry, ale miałam go. Później wyszły zaburzenia oddychania i córka musiała pójść na oddział noworodkowy. Zostałam sama na sali, ale przyszła do mnie położna i zbierała mi siarę do takiej strzykawki. Powiedziała, że jest jej dużo i była bardzo zadowolona. To były 2 ml i myślałam sobie, że to jest strasznie mało, a ona powiedziała, że »Nie, no jest super!«. Cieszyłam się, że faktycznie ona cokolwiek ściągnęła i że moje dziecko, które nie może być ze mną cokolwiek dostanie”.

Opieka po powrocie ze szpitala

Kolejną szansą na pomoc w karmieniu piersią są wizyty patronażowe położnej środowiskowej odbywające się po powrocie mamy i dziecka ze szpitala. Położna bowiem powinna nie tylko obejrzeć gojące się szwy czy pępek dziecka, ale zainteresować się jego karmieniem. Może na przykład pomóc Ci dostosować pozycje do karmienia. 

„Skorygowała przystawienie. Uczuliła żebym zawsze miała wygodną pozycję. Powiedziała, jak sprawdzać czy dziecko aktywnie ssie i jak zachęcać do aktywnego ssania. Sprawdziła buzię dziecka. Pytała o odczucia w piersiach i związane z karmieniem. Poinformowała o wskaźnikach efektywnego karmienia, o metodzie kompresji piersi”. 

Kobieta może kontynuować kontakt z położną podczas wizyt u niej w gabinecie także po zakończeniu wizyt patronażowych. Wiele kobiet karmi piersią dzięki wsparciu swojej położnej środowiskowo-rodzinnej, udzielonemu także po okresie połogu.

„Takiej położnej potrzebowałam. Pomogła fizycznie i psychicznie. Człowiek anioł. Gdyby nie ona, być może nie karmiłabym do dzisiaj piersią. Dodała mi skrzydeł, wsparła w najgorszym okresie, zatarła nieprzyjemne wrażenia z sali poporodowej. Pochwaliła wybór karmienia piersią i bardzo mocno wspierała. Miałam problem z przystawieniem. Brodawki były lekko poranione. Zaproponowała pomoc w wygojeniu. Pomogła zmodyfikować pozycję, zauważyła problem w jamie ustnej dziecka i zaproponowała kontakt z neurologopedą. Zaproponowała strony internetowe i książki dotyczące karmienia z bardzo dobrą dawką wiedzy, np. hafija.pl. Położna poprosiła o informację, czy potrzebuję więcej wizyt. Zgłosiła gotowość do pomocy, zapytała o mój stan psychiczny, poradziła kontakt z psychologiem, życzyła powodzenia w karmieniu piersią i zostawiła możliwość kontaktu w razie potrzeby :)”.

Wiele do poprawy

Pomimo że są kobiety, które spotykają się z rzetelną opieką laktacyjną w ramach publicznego systemu ochrony zdrowia, to jednak wciąż jest dużo do poprawy. Według Raportu:

  • tylko co trzecia kobieta w ciąży dowiedziała się czegokolwiek o karmieniu piersią od położnej środowiskowo-rodzinnej
  • co drugie dziecko zostało dokarmione mieszanką mlekozastępczą w szpitalu (częściej dokarmiane są dzieci urodzone przez cięcie cesarskie lub przedwcześnie);
  • u połowy kobiet odbyło się mniej niż 4 wizyty patronażowe; 
  • tylko co dziesiąta kobieta miała osobisty kontakt z położną POZ po okresie patronażu;
  • wciąż brak jest refundowanej specjalistycznej porady laktacyjnej, do której kobieta mogłaby zostać odesłana, kiedy położna POZ nie jest w stanie jej pomóc;
  • kobietom karmiącym odmawia się skierowania na badania takie jak USG piersi, RTG, czy podania znieczulenia stomatologicznego;
  • edukacja medyków w toku studiów i po nich w zakresie laktacji jest niewystarczająca.

Problemów wskazanych w Raporcie jest wiele. Co wobec tego możemy zrobić?

Razem możemy to zmienić 

Czy doświadczyłaś opieki podobnej do tej opisywanej wyżej? Jeśli tak, to wiesz, że takie wsparcie jest możliwe. Inne kobiety i ich dzieci też zasługują na taką opiekę zasługują. 

A jeśli, tak jak ja, nie dostałaś odpowiedniego wsparcia w karmieniu piersią, to potwierdza, że zmiany są potrzebne. Aby takiej pomocy, jak opisywana w powyższych historiach mogły doświadczać wszystkie kobiety w Polsce, niezależnie od miejsca zamieszkania, ich wykształcenia, czy statusu materialnego – wyraź głos poparcia dla petycji, którą Stowarzyszenie Małyssak skierowało do Ministry Zdrowia Izabeli Leszczyny. Możesz to zrobić TUTAJ. Kropla drąży… system!

Jeśli interesuje Cię więcej danych, statystyk, historii kobiet, czy chcesz poznać prawa kobiet i dzieci w opiece laktacyjnej – zajrzyj do Raportu z  monitoringu opieki laktacyjnej w Polsce za lata 2018-2022, który znajduje się TUTAJ

Działania są efektem projektu „Karmienie mlekiem mamy prawem mamy i dziecka” i są realizowane przez Stowarzyszenie Małyssak w ramach dotacji z Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

Psychiatra dla mamy karmiącej piersią

Psychiatra dla mamy karmiącej piersią

Niedawno na blogu pojawiła się lista lekarzy wykonujących USG piersi mamom karmiącym. Czytelniczki prosiły także o przygotowanie podobnego zestawienia zawierającego lekarzy psychiatrów, którzy podejmują się leczenia farmakologicznego kobiet w laktacji. Bo, karmiąc piersią, można przyjmować wiele leków antydepresyjnych, przeciwlękowych i innych! Potrzeba znaleźć tylko psychiatrę, który wie, jakie substancje czynne są kompatybilne z karmieniem naturalnym. Dlatego dzięki wsparciu kilkuset kobiet z całej Polski stworzyłam listę psychiatrów przyjaznych karmieniu piersiom. Spis został posegregowany według województw, ale pamiętaj, że wielu specjalistów przyjmuje także online. Mam nadzieję, że dzięki temu znajdziesz lekarza niedaleko siebie lub umówisz się na telewizytę.

LISTA PSYCHIATRÓW PRZYJAZNYCH KARMIENIU PIERSIĄ

Trzymam kciuki za Twoje zdrowie!

Lampa antydepresyjna – dla kogo i jaka?

Lampa antydepresyjna – dla kogo i jaka?

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując lampę, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Od 2022 roku jestem dumną posiadaczką lampy do fototerapii i jako ekspertka od snu oraz aktywna użytkowniczka w jednym przygotowałam najważniejsze informacje dotyczące terapii światłem – w depresji, bezsenności i innych zaburzeniach.

Jak działa lampa antydepresyjna?

Lampa do fototerapii emituje światło niebieskie o dużej intensywności (bardzo silne). W naturze głównym źródłem silnego światła niebieskiego jest słońce.

Światło niebieskie reguluje rytm 24-godzinny. W pewnym uproszczeniu: obecność światła niebieskiego podpowiada mózgowi, kiedy jest dzień (a jego nieobecność wskazuje, że jest noc – i czas na sen). Światło niebieskie podnosi czujność i dodaje energii.

Ekspozycja oczu na światło niebieskie zwiększa ilość dostępnej w mózgu serotoniny (neuroprzekaźnika potocznie nazywanego „hormonem szczęścia”). Wyższe stężenie serotoniny w pewnych częściach mózgu zmniejsza objawy depresyjne.

W miesiącach jesiennych i zimowych ilość silnego niebieskiego światła docierającego do oczu (a przez to do mózgu) jest niższa. Przekłada się to na częstotliwość występowania zaburzeń rytmu dobowego oraz nasilenie objawów depresyjnych u niektórych osób.

Mniej światła słonecznego -> zaburzony (opóźniony) rytm dobowy i / lub mniej dostępnej w mózgu serotoniny (= objawy depresyjne)

Lampa antydepresyjna do fototerapii – dla kogo [2]?

Dotychczas udowodniono skuteczność działania lamp do fototerapii wśród następujących grup:

  1. osoby z SAD, czyli chorujące na sezonowe zaburzenia afektywne (popularnie nazywane depresją sezonową lub depresją jesienno-zimową). Główne objawy SAD to występowanie jesienią i zimą:
    • spadku nastroju;
    • zwiększonego apetytu, zwłaszcza na pokarmy wysokowęglowodanowe (często z przybieraniem na masie);
    • spadku koncentracji i energii;
    • problemów z zasypianiem i bezsenności.
  2. osoby z zaburzeniami depresyjnymi [3];
  3. matki chorujące na depresję poporodową [4, 5];
  4. osoby z bezsennością;
  5. dorośli z ADHD;
  6. ludzie z pewnymi zaburzeniami rytmu okołodobowego (choć w tych przypadkach zasady naświetlania mogą być inne niż przy zaburzeniach depresyjnych lub bezsenności [6]):
    1.  jetlag (zaburzenie związane z nagłą zmianą stref czasowych – po locie);
    2. delayed phase sleep disorder (~ tzw. ekstremalne nocne marki);
    3. zaburzenie rytmu związane z pracą zmianową.

Kto NIE powinien korzystać z lampy antydepresyjnej?

Wśród przeciwwskazań do fototerapii wymienia się [7]:

  • choroby siatkówki;
  • przyjmowanie leków fotouczulających;
  • należy zachować ostrożność u osób z chorobą afektywną dwubiegunową (ekspozycja na silne światło może przyspieszyć epizod hipomanii / manii) – przed rozpoczęciem fototerapii konieczne jest przedyskutowanie tej metody z lekarzem psychiatrą.

Ogólnie jednak terapia światłem jest uznawana za bezpieczną [8], także dla kobiet w ciąży i karmiących piersią. Korzystanie z niej nie wpływa także negatywnie na zdrowie oczu [9].

Jeśli przyjmujesz na co dzień leki lub używasz produktu kosmetycznego uwrażliwiającego skórę na promienie UV lub złuszczającego naskórek (retinoidy, kwasy AHA etc.) albo jesteś osobą z tendencją do powstawania przebarwień, melazmą (ostudą ciążową), możesz na kwadrans przed włączeniem lampy nałożyć na twarz krem z filtrem UV, jeśli Twoja lampa nie ma takiego filtru (zdecydowana większość dostępnych aktualnie na rynku lamp go posiada).

Czy lampa antydepresyjna działa?

Skuteczność terapii światłem udowodniono w wielu badaniach, zwłaszcza dotyczących sezonowych zaburzeń afektywnych (depresja sezonowa) oraz niesezonowej, klasycznej depresji. Stosowanie lamp do fototerapii zmniejsza nasilenie objawów depresyjnych nawet u 50-70% pacjentów [10].

Zakłada się, że pierwsze pozytywne efekty w kontekście poprawy nastroju i snu, zwiększenia energii i uregulowania apetytu powinny się pojawić już w ciągu 7 dni od rozpoczęcia terapii. Jeśli w pierwszych trzech tygodniach stosowania lampy nasilenie objawów nie zmieni się, to oznacza, że ta forma terapii prawdopodobnie nie będzie skuteczna w leczeniu danej osoby.

Lampy antydepresyjne – jak używać?

Zasady fototerapii w leczeniu depresji oraz bezsenności [7]:

  • Aby stosowanie lampy antydepresyjnej dawało rezultaty, potrzebujesz odpowiedniej dawki naświetlania – czyli 5000 lux przez 1 godzinę dziennie:
    • Jeśli kupisz lampę o mocy 10 000 lux wystarczy używać jej przez 30 minut dziennie.
    • Jeśli zdecydujesz się na tańszą lampę o mniejszej mocy 2500 lux, należy spędzić przed nią 2 godziny dziennie.

10000 lux = 30 minut

5000 lux = 60 minut

2500 lux = 120 minut

  • Nie należy naświetlać się dłużej niż zalecane, ponieważ przy dłuższym kontakcie z silnym światłem niebieskim może pojawić się nadmierne pobudzenie, ból głowy i oczu, nudności i bezsenność.
  • Lampy należy używać rano – najlepiej włączyć ją od razu po obudzeniu się. Jeśli rano masz duże trudności z wstawaniem, można podpiąć lampę do włącznika czasowego (gniazdko z programatorem czasowym), żeby włączyła się na 15-30 minut przed budzikiem. Wówczas światło już będzie docierać do Twoich oczu (a przez to do mózgu) przez zamknięte powieki i będzie Ci łatwiej się obudzić.
  • Nie należy bez wyraźnego zalecenia lekarza stosować lamp antydepresyjnych w południe, po południu ani wieczorem – łatwo wtedy o problemy z zasypianiem wieczorem.
  • Należy ustawić lampę w odległości podanej przez jej producenta. Jeśli lampa będzie stała za daleko, to ilość światła (liczba luxów) docierającego do oka będzie mniejsza, a więc i jej skuteczność będzie niższa.
  • Nie trzeba patrzeć wprost na lampę – należy ją ustawić lub powiesić zgodnie z instrukcją, włączyć i wziąć się za jedzenie śniadania, pracę, pisanie, czytanie etc.
  • Należy mieć otwarte oczy, nie zakładać okularów przeciwsłonecznych, z barwionymi szkłami ani z filtrami światła niebieskiego.

Jaką lampę antydepresyjną kupić?

Duża lampa emituje większy ekran świetlny, łatwiej więc dzięki niej uzyskać odpowiednią (skuteczną) liczbę luxów. Z drugiej strony niewielkie urządzenia łatwiej zabierać ze sobą w podróż.

Lampa musi posiadać filtr UV chroniący przed szkodliwym dla oczu i skóry promieniowaniem.

Lampy antydepresyjne warte uwagi:

Fotovita FV-10 L (duża) – lampa, którą kupiłam. Bardzo duża (zajmuje niemal cały stolik nocny), ale niezwykle silna – 10 000 luxów w odległości 50 cm od lampy (wystarczy 30 minut naświetlania). Solidne wykonanie, długi kabel zasilania, polska produkcja z gwarancją na 5 lat. POLECAM! Cena ok. 900 zł. Kupisz TUTAJ.

Fotovita FV-10 M (średnia) – wyższa, ale węższa niż wersja “duża”. O połowę słabsza intensywność światła (5000 luxów w odległości 50 cm od lampy); ale dzięki temu nieco tańsza. Kupisz TUTAJ.

Beurer TL41 – najtańsza opcja w kategorii 10 000 luxów (nawet ok. 300 zł), ALE lampa musi stać w odległości 20 cm od twarzy, żeby to było faktycznie to natężenie światła (gdy lampa będzie dalej, natężenie będzie niższe). Gwarancja 3 lata.

Beurer TL50 – 10 000 luxów w odległości 15 cm od twarzy; gwarancja 3 lata.

Innolux Valovoima – lampa biurkowa, którą można używać do fototerapii, ale także, przy zmniejszeniu natężenia światła, jako zwykłą lampkę do pracy; niestety – droga! (ok. 1500 zł). 10 000 luxów przy 43 cm od twarzy.

Żywotność świetlówek liczona jest w dziesiątkach tysięcy godzin (np moja Fotovita deklaruje trwałość świetlówek 10 000 godzin, czyli ok. 48 lat przy używaniu 30 minut dziennie codziennie – a gdyby używać jej tylko w sezonie jesień-zima, to niemal 100 lat). Producenci dają gwarancję na lampy najczęściej na 3-5 lat, więc koszt fototerapii w przypadku wybranej przeze mnie lampy to maksymalnie 180 zł za sezon (+ prąd).

Skuteczność innych przedmiotów emitujących światło niebieskie, takich jak okulary, żarówki etc., nie zostało potwierdzone w badaniach tak, jak skuteczność lamp.


Zapisz się na mój newsletter i odbierz e-booka - 50 stron artykułów o rozwoju małych dzieci!

Śpi czy nie śpi? Lunatykowanie u dzieci

Śpi czy nie śpi? Lunatykowanie u dzieci

Lunatykowanie (somnambulizm) zaliczamy do zaburzeń wybudzania. W dużym uproszczeniu jest to sytuacja, w której część mózgu dziecka głęboko śpi, a ta odpowiedzialna za ruch i mówienie budzi się. Stanie w rozkroku między jawą a snem jest powodem występowania dziwnych zachowań.

Somnambulizm występuje nawet u 17% dzieci – najczęściej w wieku przedszkolnym i młodszym wieku szkolnym. Później liczba epizodów lunatykowania spada, jednak kilka procent lunatykujących osób to dorośli, którzy czasami nawet prowadzą samochód czy przesadzają kwiatki we śnie.

Czym jest lunatykowanie i czy należy się go obawiać? Co możesz zrobić dla swojego chodzącego we śnie dziecka? Przeczytaj!

Jak wygląda epizod lunatykowania?

Lunatykowaniu często towarzyszy wychodzenie z łóżka (stąd angielskie określenie – sleepwalking), a przynajmniej siadanie na nim. Lunatykujące dzieci czasem chodzą po domu. Nierzadko zdarzają się sytuacje, w których dziecko oddaje mocz w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Może być więc tak, że dziecko z powodu pełnego pęcherza nie wybudzi się całkowicie, tylko zrobi siusiu na przykład do szafy, a następnie wróci do łóżka.

Epizod lunatykowania jest najczęściej pokryty niepamięcią. Niektóre osoby mają przebłyski, że coś działo się w nocy, ale nie pamiętają przebiegu całego epizodu.

Osoby, które lunatykują, czasem mówią przez sen. Jeśli zadamy im bardzo proste pytania w stylu: „Jak masz na imię?”, często odpowiedzą zgodnie z prawdą. Mogą bowiem udzielać stereotypowych odpowiedzi na bardzo proste pytania. Zwykle jednak mowa jest mało zrozumiała, a wypowiedzi pozbawione sensu.

Warto jednak podkreślić, że mówienie przez sen (tzw. somnilokwia) zdarza się często (zarówno gaworzącym niemowlakom jaki i dorosłym) jako wyizolowany objaw – przynajmniej 2/3 ludzi raz na jakiś czas mówi przez sen, choć nie lunatykuje.

Przyczyny lunatykowania u dzieci

Zastanawiasz się teraz pewnie, czy zaburzenia wybudzania da się przewidzieć i czy można im zapobiec? Dlaczego niektóre dzieci lunatykują, a inne nie? 

Czynniki genetyczne

Za skłonności do zaburzeń wybudzania odpowiadają przede wszystkim geny. Jeśli jeden z rodziców lunatykował, to jest ok. 30-40% szans, że dziecko również będzie miało tego typu zaburzenia. Jeśli oboje rodzice chodzili przez sen jako dzieci, to ryzyko rośnie nawet do ponad 70%. Dlatego warto zapytać własnych rodziców i rodzinę partnera / partnerki, czy Wy lub Wasze rodzeństwo:  (1) lunatykowaliście, (2) mieliście lęki nocne (opisywane często jako „nocne histerie ”, z których trudno było Was wybudzić) albo (3) czy często mówiliście przez sen.

Dojrzewanie układu nerwowego

Zaburzenia wybudzania są spowodowane także niedojrzałością układu nerwowego. Z tego powodu zdecydowana większość dzieci z nich wyrasta!  Im bardziej dojrzały mózg, tym większe prawdopodobieństwo, że przechodzenie ze snu do czuwania będzie płynne. Dziecko więc będzie albo całkowicie spać, albo być całkowicie wybudzone – bez stania w rozkroku między tymi dwoma stanami, jak to ma miejsce w trakcie zaburzeń wybudzenia.

Deprywacja snu

Skrócenie snu poprzedniej doby również może być powodem wystąpienia epizodu lunatykowania. Jeśli dziecko ma dług senny, jego mózg szybciej i na dłużej wchodzi w fazę snu głębokiego – a to właśnie w niej dochodzi do lunatykowania. A ile właściwie snu potrzebują dzieci? Dla dzieci w wieku 4-12 miesięcy normą jest 12-16 godzin na dobę, ale już dla 3-5 letnich będzie to 10-13 godzin na dobę. Więcej o tym, ile powinno spać dziecko, przeczytasz w tym artykule (KLIK).

Zaburzenia wybudzenia mogą więc pojawić się u dzieci, które niedawno zrezygnowały z ostatniej drzemki. Nie rekomenduje się więc pomijania drzemki czy skracania czasu snu, które lunatykują. Regularny tryb dnia i dbanie o odpowiednią ilość snu na dobę jest podstawą zapobiegania epizodom! 

Sprawdź dietę!

Zaburzenia wybudzania mogą występować częściej u dzieci z niedoborem kwasów tłuszczowych DHA oraz magnezu  Pamiętaj więc o podawaniu dziecku odpowiedniej ilości ryb tłustych morskich lub suplementacji DHA przez cały rok. Są to kwasy, których nasz organizm nie potrafi wytworzyć samodzielnie, a które mają istotne znaczenie dla dojrzewania mózgu. Wchodzą w skład otoczki mielinowej wokół neuronów i sprawiają, że impulsy w mózgu dziecka przebiegają szybciej, co oznacza, że informacja w mózgu szybciej i łatwiej jest przekazywana tam, gdzie trzeba. Dodatkowo DHA ma wpływ na poziom melatoniny: udowodniono, że dieta bogata w ten kwas poprawia zasypianie, zmniejsza liczbę pobudek i wydłuża całkowity czas snu. Więcej o kwasach DHA i tym, jak przeciwdziałać ich niedoborom w diecie dziecka, przeczytasz w tym artykule (KLIK).

Niedobory magnezu występują rzadziej, choć mogą zdarzać się dzieciom z nasiloną neofobią żywieniową (czyli ze skrajną wybiórczością pokarmową, spożywającym niewiele bogatych w magnez produktów).

Inne przyczyny lunatykowania

Zaburzenia wybudzania mogą być wywoływane przez wszelkie źródła dyskomfortu, takie jak:

  • zmęczenie fizyczne,
  • ból,
  • gorączka,
  • pełny pęcherz moczowy.

Dlatego dziecku doświadczającemu zaburzeń wybudzania należy zmierzyć temperaturę. 

Lunatykowanie może być też nasilane pod wpływem działania niektórych leków. Jeśli więc dziecko przyjmuje na stałe leki, warto uważnie przeczytać ulotki lub zapytać lekarza prowadzącego o ich ewentualny wpływ na sen.

Kolejna – choć najrzadsza – przyczyna to stres. Bardziej wymagające czy wrażliwe dzieci oraz te, które przechodzą bardzo stresujący czas, duże nasilenie emocji odreagowują poprzez zaburzenia wybudzenia w nocy.

Bezpieczeństwo małego lunatyka

Najważniejszą zasadą, którą warto zapamiętać z tego tekstu, jest konieczność zapewnienia dziecku bezpieczeństwa:

  • Przy łóżku nie powinny stać szklane przedmioty;
  • Usuń z łóżka przedmioty, którymi dziecko mogłoby się udusić (w tym zabezpiecz lub przetnij sznurki od rolet).
  • Największym zagrożeniem na drodze lunatykujących dzieci, są niezabezpieczone schody i otwarte okna oraz drzwi. Aby uniknąć wypadków, zawsze zamykaj drzwi wejściowe (i wyjmuj klucz z zamka – dzieci potrafią we śnie przekręcić zamek) oraz okna, a także załóż bramkę na schody.
  • Dobrym pomysłem jest wykorzystanie elektronicznej niani lub zamontowanie dzwoneczek w drzwiach pokoju dziecka, aby usłyszeć początek jego spaceru.

Samo lunatykowanie nie jest dla dziecka groźne, nie świadczy o problemach ze zdrowiem i zazwyczaj mija z wiekiem. Może być jednak niebezpieczne, jeśli dziecko w trakcie epizodu spadnie ze schodów lub samotnie wyjdzie z domu. Dlatego odpowiednie zabezpieczenie mieszkania i unikanie czynników wywołujących jest zwykle jedynym i wystarczającym postępowaniem.

We wpisie wspomniałam o lękach nocnych – jeśli ten problem dotyczy Twojego dziecka, albo zastanawiasz się, czym są tzw. „nocne histerie”, przeczytaj artykuł (KLIK), w którym rozwijam ten temat.


Zapisz się na mój newsletter i odbierz e-booka - 50 stron artykułów o rozwoju małych dzieci!

Jak zarządzać energią, czyli o teorii łyżek

Jak zarządzać energią, czyli o teorii łyżek

W 2003 roku Christine Miserandino opisała w eseju sposób, w jaki tłumaczy innym osobom ograniczenia związane ze swoją chorobą autoimmunologiczną (toczniem). Metafora Christine nazwana „Teorią Łyżek”. Dzięki swojej trafności bywa teraz używana przez wiele osób nie tylko chorujących przewlekle somatycznie, ale także przez osoby z doświadczeniem zaburzenia zdrowia psychicznego (np. w epizodzie depresji), ludzi nieneurotypowych (w spektrum autyzmu, z ADHD), a także np. świeżo upieczonych rodziców, mamy dzieci z niepełnosprawnością czy osoby doświadczające marginalizacji albo wykluczenia społecznego.

Codziennie budzisz się z określoną liczbą łyżek energii mentalnej i fizycznej, które masz do wykorzystania przez cały dzień. Niektórzy z nas ze względu na swój stan zdrowia lub sytuację, w której się znajdują, mają już na starcie mniej łyżek niż inne osoby. Niektórzy zużywają więcej energii na czynności, które innym przychodzą z łatwością (bo np. mają zaburzenia koncentracji uwagi i łatwo się rozpraszają). Jeśli konkretnego dnia się nie wyspałaś, jesteś przeziębiona, boli Cię ząb, masz okres itd., już na starcie masz mniej łyżek niż poprzedniego dnia.

Każda aktywność, którą wykonujesz, zużywa jedną lub więcej łyżek. Także aktywności, które wydają się przyjemne lub proste – jak wykąpanie się, zrobienie zakupów, napisanie maila, umycie głowy córce, umówienie wizyty lekarskiej przez telefon czy spotkanie się na kawie ze znajomym. Pamiętaj więc, że pod hasłem „obiad” najczęściej kryje się nie jedna, a trzy łyżki energii (zrobienie zakupów, gotowanie i jedzenie obiadu – a nie biorę nawet pod uwagę zmywania). Zamówienie posiłku z dostawą do domu oszczędza Ci więc co najmniej jedną łyżkę.

Dodatkowych łyżek nie możesz dokupić – możesz je albo pożyczyć z kolejnego dnia (ale wtedy zaczynasz go z bardzo małą ilością energii, a nawet możesz się rozchorować z przemęczenia) albo możesz odpocząć w ciągu dnia, aby naładować energią przynajmniej część łyżek, które już opróżniłaś od rana. Dlatego jeśli chorujesz fizycznie, psychicznie, jesteś w sytuacji nowej, kryzysowej lub jesteś osobą nieneurotypową, dbanie o odpoczynek i sen jest warunkiem koniecznym, żeby inne sprawy mogły się w Twoim życiu toczyć i żebyś mogła zdrowieć/zachowywać dobre samopoczucie. Problemy ze snem utrudniają nocne ładowanie łyżek świeżą energią, dlatego ważne jest ich diagnozowanie i leczenie – opowiadam o tym w podcaście dostępnym w Klubie!

Jeśli ze względu na Twój stan zdrowia/sytuację na „dzień dobry” masz już mało łyżek, kluczowe staje się zarówno bardzo rozsądne gospodarowanie łyżkami, jak i planowanie regeneracji w ciągu dnia, by uzupełnić zasoby.

Długofalowo istotne jest też unikanie sytuacji, które zmniejszają Ci już na starcie liczbę dostępnych łyżek (np. niewyspania, ale także porównywania się do nierealistycznych obrazów z Instagrama od rana), a także diagnoza/leczenie trudności zdrowotnych zmniejszających ilość energii oraz szukanie wsparcia w otoczeniu.

Być może kiedyś miałaś znacznie więcej łyżek niż teraz i nawet nie myślałaś o tym, że golenie nóg, zamiatanie podłogi czy odebranie telefonu od rodziców może być traktowane jako wydatek energetyczny. Liczba łyżek, którymi dysponujemy, może się zmieniać w naszym życiu. Być może ograniczona ilość energii, którą teraz masz, jest chwilowa i minie, być może sensowne będzie nauczyć się, jak zarządzać sobą i swoim dniem z tym, co masz. Nie obwiniaj się o to – bądź dla siebie czuła, ucz się samowspółczucia i szukaj wsparcia oraz pomocy, także medycznej.

Jedną z rzeczy, które zużywają sporo codziennej energii, jest podejmowanie decyzji. Każda decyzja, która wymaga naszego świadomego namysłu, wyczerpuje zapasy. I nie chodzi tylko o ważne życiowe decyzje (bo takich zwykle nie podejmuje się na co dzień), ale o każdy drobiazg, któremu musimy poświęcić uwagę, nawet wybór ubrania, herbaty na śniadanie czy pierwszego zadania do zrobienia w pracy.

Ponieważ liczba łyżek energii jest ograniczona, to liczba podejmowanych dziennie decyzji również. Po wyczerpaniu Twoich zasobów pojawia się tzw. zmęczenie decyzyjne, objawiające się marazmem („jest mi totalnie wszystko jedno”) lub przeciwnie – złością. Zaczynasz się irytować lub nawet krzyczeć na swojego partnera_kę, który w dobrej woli pyta, jaką herbatę Ci zrobić. Wściekasz się, że dziecko nie chce samo wyjść z kąpieli, a jednocześnie nie możesz się zdecydować, czy ma tam siedzieć jeszcze pół godziny i dać Ci spokój, czy spróbować położyć je wcześniej, żeby dało Ci spokój. Kiedy już zaśnie, siedzisz jak zombie z telefonem w ręku, nie mogąc podjąć decyzji, czy odpuścić i zanurzyć się z przyjemnością w serial czy się pouczyć, czy posprzątać…

Dlatego zatrzymanie się nad kwestią decyzji jest szczególnie ważne dla osób, które czują, że mają mniej łyżek energii niż przeciętny człowiek. I dlatego ja osobiście codziennie jem na śniadanie to samo.

Z setek podejmowanych przez Ciebie każdego dnia decyzji tylko część ma realne znaczenie dla zdrowia, życia i rozwoju Twojego i Twojej rodziny. Niestety, wiele wyborów i czynności, przed którymi na co dzień stajemy, jest (przepraszam za określenie nieprzystające psycholożce, ale trafne) pierdołami. Gdy masz mało łyżek, nie warto ich zużywać na pierdoły.

Jedzenie codziennie identycznego śniadania z punktu widzenia dietetyków nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem. Zdaję sobie sprawę, że dieta powinna być różnorodna. Wiem, że niektórym jedzenie każdego poranka tych samych produktów szybko by się znudziło. Ale zachęcam, żebyś się na chwilę zatrzymała, zanim odrzucisz taką możliwość. Może Tobie też oszczędzi łyżkę?

Jeśli chcesz, by wystarczyło Ci energii do końca dnia, zacznij myśleć o niej jak o skończonym zasobie. Jak o pieniądzach – jeśli wydasz je rano na głupoty, to wieczorem będziesz już spłukana i zabraknie Ci na rzeczy ważne. Zwłaszcza, gdy to będzie jeden z tych dni, w trakcie których nie możesz zarobić nowej forsy. Oszczędzaj więc na istotne dla Ciebie rzeczy!

Jak zapobiegać zmęczeniu decyzyjnemu w praktyce?

  • Zastanów się, czy są codziennie powtarzalne czynności, które możesz zautomatyzować. Czy są decyzje, które możesz po prostu przestać w świadomy sposób podejmować? Czy są sprawy, które możesz odpuścić? Możesz tak jak ja jeść od kilku lat codziennie na śniadanie to samo (mleko z płatkami bez cukru, liofilizowanymi owocami i siekanymi orzechami oraz jedna konkretna biała herbata). Jedna decyzja dziennie mniej. Możesz jak szef Facebooka tak znacząco uprościć swoją garderobę, by nawet zakładając na siebie ubrania z zamkniętymi oczami, wszystko do siebie pasowało…
  • … albo przygotuj ubrania w lepszych momentach. Gdy masz nieco więcej energii, zaplanuj działania na kolejne dni. Zaplanuj i zapisz jadłospis na cały tydzień. Ugotuj na kilka dni do przodu. Wypisz zadania do zrobienia na kolejny dzień i ustal, w jakiej kolejności je wykonasz itd.
  • Ogranicz liczbę wyborów. To nieintuicyjne, ale wiemy z badań dotyczących biznesu, że zbyt duży wybór sprawia, że ogarnia nas paraliż decyzyjny. Gdy możliwych opcji jest zbyt dużo, często przytłacza nas to i niejednokrotnie sprawia, że całkowicie rezygnujemy z podejmowania decyzji. Znasz tę sytuację, kiedy otwierasz lodówkę pełną jedzenia i wielość opcji sprawia, że zamykasz ją z hasłem „nie mam co jeść”? Ustal więc sama ze sobą, że kupujesz rzeczy tylko w 3 bazowych kolorach i tylko z bawełny, wełny i wiskozy. Zredukuj liczbę t-shirtów w szafie. Puszek z muesli w szafce. Kubków na kawę. Zabawek w polu widzenia dziecka. Umów się sama ze sobą, które palety cieni i szminki lubisz najbardziej, zostaw na wierzchu dwie, resztę schowaj poza widokiem.
  • Deleguj. Oddaj podejmowanie wszystkich decyzji, których Ty nie musisz podejmować, innym osobom. Pozwól, by dziecko zdecydowało co zje (to zakłada pochowanie poza jego dostępem lub niekupowanie rzeczy, których nie chcemy, żeby jadło, ale my chcemy jeść ;)), na czym zje, co wypije. W co się ubierze i jakie spinki wepnie we włosy. Może się okazać, że oddanie kontroli nad wieloma aspektami życia, które do tej pory kontrolowałaś, jest dla Ciebie źródłem napięcia. Możesz oddawać te decyzje pomalutku, po jednej i patrzeć, jak Ci z tym (i czy odzyskujesz powoli energię).