Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 1

Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 1

 

Chciałabyś, żeby Twoje dziecko dzieliło się jedzeniem i zabawkami z rodzeństwem i/lub innymi dziećmi, ale ono nie chce? Żeby lepiej je zrozumieć, warto zastanowić się nad tym, w jakich sytuacjach trudniej jest się dzielić. A potem zadbać o to, żeby warunki sprzyjały dzieleniu się 😉

 

Dzieci niechętnie dzielą się tym, czego mają mało (np. ostatnie ciasto, jedna mandarynka), co jest limitowane, jedyne w swoim rodzaju i wyjątkowe (oczywiście z punktu widzenia dziecka, nie rodzica). Prawdopodobnie spotkamy się ze sprzeciwem, jeśli dziecko akurat czymś się bawi, korzysta z czegoś, jeśli jest zmuszane do dzielenia i jeśli nie jest pewne czy jego własność do niego wróci. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?

 

  • Dziecko jest za małe, żeby zadbać o kogoś

Małe dzieci nie posiadają jeszcze biologicznie umiejętności dzielenia się i empatyzowania. Nie potrafią świadomie stawiać czyichś potrzeb ponad własne dla utrzymania relacji. Małe dzieci patrzą przede wszystkim na siebie, bo tak zaprogramowała nas ewolucja. Najpierw doprowadzamy do perfekcji zajmowanie się własnymi potrzebami, bo to nam gwarantuje, że zadbamy o to, co jest nam potrzebne do przeżycia. Dopiero potem budujemy relacje.

Jeśli dziecko ma dwa, trzy lata i rodzi mu się rodzeństwo (to popularna różnica wieku) lub ma siostrę/brata bliźniaka, to jest zdecydowanie za małe, żeby o kogoś zadbać.

Zachęcam, żeby rozszerzać perspektywę dziecka (o motywacji do dzielenia się przeczytasz tutaj) i jednocześnie pamiętać o tym, że brak umiejętności dzielenia się jest w tym wieku prawidłowy. Dziecko uczy się właśnie jak rozporządzać swoim majątkiem, jak trzymać coś dla siebie, a nie jak dawać to swojemu rodzeństwu. 

 

  • Dziecko nie potrafi czekać

Czekanie na coś jest ogromną trudnością neurobiologiczną dla dzieci w wieku wczesno-przedszkolnym, a zwłaszcza w wieku żłobkowym. Kiedy mówimy musisz poczekać, on nie chce ci tego teraz dać, on się teraz tym bawi, to w dziecięcej percepcji czasu, ten okres wyczekiwania na coś, to są wieki. Dzieci dopiero się tego uczą i nie ma metod, które przyspieszają ten proces. Ktoś, kto ma dwa lata, nie będzie czekał tak jak ktoś, kto ma cztery lata. Nauka będzie trwała trochę czasu i będzie wymagała wielu powtórzeń oraz wielu prób, czasami wielu kłótni z rodzeństwem o jakąś własność, żeby nauczyć się tego, co człowiek może robić, kiedy czeka.

 

  • Dziecko ma niewystarczające umiejętności społeczne

Jeśli dzieci jeszcze nie mówią lub znają niewiele słów, to trudno im pokazać, że coś by chciały posiadać albo że chciałyby, żeby czegoś nie robić, w inny sposób niż bijąc, popychając lub wyrywając. Pomocne mogą być proste gesty, które będą czytelne dla innych dzieci, zwłaszcza dla rodzeństwa. Możemy uczyć dzieci, że kiedy nie chcą czegoś oddać, to mogą się z tym odwrócić i dopiero wtedy mówić nie. Bo może być tak, że 2,5-, 3-latek kiedy jest bardzo zdenerwowany, traci dostęp do słów, które zna i pozostaje mu tylko bycie agresywnym. 

 

Jaki z tego wniosek? Daj dziecku czas. A sobie trochę odpuść, bo nie przeskoczycie rozwoju. Nawet jeśli cioteczna babka ze strony wujka mówi, że dzieliła się już, kiedy miała 1,5 roku – to nieprawda 😉

 

Za tydzień o atmosferze (nie)sprzyjającej dzieleniu się. Do zobaczenia!

 

Autorką tego artykułu jest Karla Orban – psycholog, trenerka empatycznej komunikacji, a prywatnie mama trojga dzieci.

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem:

Złość mamy – jak sobie z nią radzić

Złość mamy – jak sobie z nią radzić

 

Świeżo upieczona mama z rumianym niemowlakiem zawiniętym w becik spogląda łagodnie na swojego malucha. W tle lśni uporządkowany dom i jasna przestrzeń. Mama wydaje się spokojna, łagodna, wypoczęta…

Znasz to?

Ja też nie.

Być może macierzyństwo (zanim zostałaś mamą) kojarzyło Ci się – tak jak mnie – właśnie z takim obrazkiem. A potem zostałaś mamą, z przytupem wskakując w trudną rzeczywistość. Być może nikt nie powiedział Ci, jak dużo zmęczenia doświadczają mamy, jak bardzo doskwiera im złość…

Chciałabym zatrzymać się na temacie złości. Ciągle za mało mówi się o tej emocji w rodzicielstwie. Doświadcza jej często i intensywnie wiele mam.

Może myślisz teraz: „OK, czuję złość, może rzadko o niej mówię, ale znam tę emocję bardzo dobrze”. Co zatem możesz zrobić w obliczu silnej złości? Czy warto dążyć do tego, żeby jej nie odczuwać?

 

  1. Potraktuj złość jako ważny sygnał

O czym może informować złość? Na przykład o tym, że Twoje ciało jest bardzo zmęczone i nie miało przestrzeni na regenerację. O tym, że Twoja głowa doświadcza nadmiaru napięcia z powodu ilości obowiązków, które stale przetwarza i… potrzebuje odpocząć. 

 

2. Zidentyfikuj, z czym jest Ci trudno

Czy złość, którą zobaczyłaś, jest bardziej związana ze zmęczeniem fizycznym czy też Twojemu mózgowi doskwiera obciążenie, z którym już sobie nie radzi? Czasem samo nazwanie tego, z czym jest Ci trudno, jest pierwszym krokiem w radzeniu sobie ze złością.

 

3. Poszukaj tego, co Cię zapala

Być może widząc rozwalone śmieci do segregacji na środku kuchni, tak jak wielu osobom, przychodzą Ci do głowy myśli w stylu: „No nie! Specjalnie to zrobił. Chciał mnie zdenerwować!”. Kiedy jednak na spokojnie pomyślisz, być może okaże się, że to niespecjalnie… być może to nie te śmieci Cię zdenerwowały, a własne myśli o tym, że ktoś nie szanuje Twojej pracy. Warto zapisać sobie te myśli, postarać się je uchwycić i złapać trochę dystansu. Jak? Na przykład zamiast: „nie szanuje mnie” spróbuj powiedzieć: „mam taką myśl, że…”. To pierwszy krok do łapania dystansu.

 

4. Zastanów się na co masz wpływ

Często w rodzicielstwie możemy mieć poczucie, że na nic nie mamy wpływu. Wiem, że potrzebuję odpocząć, ale nie mam jak. Zachęcam Cię jednak do poszukiwania tego, na co masz wpływ.

To tylko kilka propozycji tego, co możesz spróbować zrobić w kontekście Twojej złości. Pamiętaj, że bardzo się różnimy między sobą i różne strategie nam służą. Dlatego warto sprawdzać, co akurat Tobie pomaga. Jeśli złość Cię przytłacza, jest jej dużo, nie wiesz jak sobie z nią poradzić, to wizyta u specjalisty może być dobrym rozwiązaniem.

Ten artykuł napisała dla nas dr Jagoda Sikora. Więcej materiałów jej autorstwa znajdziesz w Parentflixie.

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Czy wszystko jest kwestią organizacji?

Czy wszystko jest kwestią organizacji?

Fragment mojej nowej książki „Czwarty trymestr”:

Jedną z najbardziej nieprawdziwych i jednocześnie najbardziej niebezpiecznych opinii, które słyszą świeżo upieczone matki, jest stwierdzenie, że życie po urodzeniu dziecka może wyglądać tak samo jak przed porodem i że wszystkie życiowe role da się ze sobą pogodzić, „tylko trzeba się zorganizować”.

Jeśli miałabyś zapamiętać z tej książki tylko jedno zdanie, to właśnie to: TO NIE JEST PRAWDA.

 

Każda z nas ma inną sytuację zdrowotną, rodzinną i finansową. Temperamenty nasze i naszych dzieci się różnią. Mieszkamy w różnych miejscach, dysponujemy różnym wsparciem emocjonalnym i organizacyjnym. Borykamy się z różnymi doświadczeniami z własnego dzieciństwa i dorosłości.

Niektóre kobiety już krótko po porodzie czują się dobrze psychicznie i fizycznie, a ich dzieci mają względnie łatwy temperament i w pierwszych miesiącach życia tylko jedzą i śpią. Inne mamy przeżyły trudny poród, ale otrzymują bardzo duże wsparcie w opiece nad dzieckiem ze strony bliskich i szybciej mogą się zregenerować. Znam takie, które nie mieszkają na co dzień z partnerem_ką, ale mogą sobie finansowo pozwolić na zatrudnienie gospodyni oraz niani na kilka godzin dziennie już od połogu. Jest jednak także ogromna grupa kobiet, które w pierwszych tygodniach po porodzie przez większą część doby są w domu zupełnie same z wymagającym dzieckiem, a ono nie znosi spacerów wózkiem, śpi krótko, czujnie i tylko w bezpośrednim kontakcie fizycznym z dorosłym. Ojcowie tych dzieci pracują zawodowo poza domem, rodzina pochodzenia mieszka na drugim końcu Polski, a w budżecie domowym nie ma wystarczającej sumy na zatrudnienie osoby do sprzątania czy opiekunki do dziecka. Ogromną niesprawiedliwością jest mówienie tym kobietom, że „wystarczy się lepiej zorganizować”.

Jeżeli ktoś ma dziecko, nad którym opieka jest łatwiejsza, bo pogodnie obserwuje sobie zabawki na macie, ma długie samotne drzemki i przesypia noc bez wybudzania opiekunów, a poza tym przez kilkadziesiąt godzin w tygodniu zajmuje się nim ktoś inny, to jasne jest, że taka osoba dysponuje innymi zasobami energetycznymi i czasowymi niż samodzielna mama wymagającego niemowlaka. Gdy rozwijałam swoją firmę, jednocześnie opiekując się dzieckiem na cały etat w domu, bardzo krzywdzące byłoby oczekiwanie, że pracując trzy godziny późnymi wieczorami, rozwinę działalność w takim samym tempie jak kobieta, której dziecko przez osiem godzin dziennie przebywa w żłobku. To czysta arytmetyka.

Ogromną część energii w macierzyństwie pochłania walka z piętrzącymi się frustracjami wynikającymi z porównywania się do innych. Ani porównywanie swojego dziecka do innych dzieci, ani siebie do innych matek – nie jest wspierające. Oczywistość, którą lubię powtarzać, brzmi: dzieci są różne. Jeden z błędów poznawczych, którymi jest skażony ludzki umysł, to zbyt duża skłonność do przypisywania sobie zasług za to, na co obiektywnie rzecz biorąc, nie mieliśmy wpływu. Nadal powszechne jest przeświadczenie, że to, jak zachowuje się dziecko („dobrze”), wynika wyłącznie z naszej ciężkiej pracy (albo rodzicielskich błędów, jeśli zachowuje się „źle”). Owszem, jakiś tam wpływ na nasze dzieci mamy, ale stanowczo nie docenia się roli genów i czynników wrodzonych w kształtowaniu się na przykład temperamentu.

Dlatego warto w początkach macierzyństwa spotykać się z większymi grupami początkujących matek (żeby zobaczyć, jak bardzo maluchy w podobnym wieku się od siebie różnią) i raz na jakiś czas porozmawiać z ludźmi, którzy mają więcej niż dwoje potomków. Wielodzietni rodzice zwykle już wyrobili w sobie dużo pokory i nie przeceniają własnego wpływu na zachowanie dzieci. Bardzo możliwe, że usłyszysz od nich (to autentyczny cytat z prowadzonego przeze mnie spotkania dla mam): „Ja z moją całą trójką robiłam dokładnie to samo: wszyscy mieli taki sam rytm dnia, ten sam rytuał wieczorny, o tej samej porze byli kładzeni do łóżka. I jedno przesypiało od urodzenia całe noce, drugie do czwartych urodzin budziło się co najmniej trzy razy, a trzecie śpi z nami w łóżku małżeńskim i pierwsze trzy miesiące nie zeszło ze mnie ani w czasie drzemki, ani w nocy”.

Nigdy nie znasz całej historii matek, do których się porównujesz. Nie wiesz, czy i jakie mają wsparcie. Nie wiesz, jaką cenę płacą za swoje wybory. Jakie koszty – głównie psychiczne – ponoszą także te pozornie idealnie zorganizowane. I czy faktycznie takie są. Bardzo cennym doświadczeniem było dla mnie jeżdżenie na wizyty domowe i przyglądanie się, jak naprawdę – poza mediami społecznościowymi – wygląda radzenie sobie z rzeczywistością przez młodych rodziców (co warto dodać: rodziców, którzy spodziewali się mojej wizyty).

Życie po urodzeniu dziecka już nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przed porodem. Z czasem zrobi się łatwiej, a może po prostu inaczej, ale już nie tak, jak kiedyś. Czekanie aż „życie wróci do normy” – to marnowanie czasu. To jest Twoja nowa norma. To, co robisz, nie zależy już tylko od Ciebie i choćbyś była przed porodem najbardziej zorganizowaną kobietą na świecie, teraz pojawił się nowy, całkowicie zależny od Ciebie człowiek i będziesz brała go pod uwagę przy tworzeniu swoich planów. Im będzie starszy, tym łatwiej będzie Ci wracać do dawnych aktywności, jeśli będziesz miała na nie ochotę.

Doba dla nas wszystkich ma dwadzieścia cztery godziny i jeśli chcesz w niej zmieścić opiekę nad dzieckiem, zwykle coś innego będzie musiało wypaść. W pewnym okresie życia, kiedy dzieci są maleńkie, to opieka nad nimi jest zwykle priorytetem. Niemowlęta nie mogą zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie i nie potrafią zbyt długo czekać na reakcję dorosłych. To będzie się jednak powoli zmieniać.

Warto każdego dnia zastanawiać się, ile z czynności, którym teraz poświęcasz czas, wykonujesz dlatego, że są dla CIEBIE ważne, a ile dlatego, że „wypada”, że „powinno się”, że „teściowa krzywo patrzy”. Masz prawo realizować swoje priorytety i masz prawo prosić o pomoc. Ja chciałabym, żeby w połogu ktoś wsparł mnie w odkurzaniu mieszkania. Ty lubisz zamiatać, ale za to poprosisz, żeby goście wzięli Twojego niemowlaka na spacer. Ja prasowałam niemowlęce ubranka tylko raz w życiu, przed porodem, ale znam kobiety, które sama czynność prasowania relaksuje – i dobrze, że świadomie to wykorzystują. Nie oznacza to, że są ode mnie lepsze ani gorsze, po prostu pięknie się różnimy. Zapytaj siebie: co dziś jest dla mnie ważne? Z czego nie chciałabym rezygnować? Czy warto to robić kosztem własnego snu? Czy to na pewno moja decyzja?

Zdecydowana większość z nas zbyt mało sobie odpuszcza i za mocno biczuje się za różne niedociągnięcia.

Zachęcam Cię z jednej strony do łagodności względem samej siebie i obdarzenia siebie empatią. Z drugiej zaś – do świadomego projektowania swojej codzienności i nieotaczania się nierealistycznie wysokimi standardami. Jeśli na przykład spotykanie się z niektórymi znajomymi czy obserwowanie perfekcyjnych obrazków zorganizowanych matek z mediów społecznościowych notorycznie obniża Twój nastrój, wprowadza Cię w poczucie winy albo wywołuje inne trudne emocje, zastanów się, czy warto to kontynuować.

Powyższy tekst jest fragmentem drugiego rozdziału mojej książki pt. „Czwarty trymestr”. Jej przedsprzedaż ruszyła 8 listopada 2021 roku. Jeśli jesteś w ciąży, właśnie urodziłaś lub masz w swoim otoczeniu świeżo upieczoną mamę – sięgnij po nią. Książka jest sprzedawana także w fantastycznych zestawach ze wspierającymi przyPINkami, bodziakiem i poduszką Karmiuszką (w różnych konfiguracjach). Koniecznie kliknij baner i wybierz zestaw idealny.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Jakich specjalistów odwiedzić po porodzie?

Jakich specjalistów odwiedzić po porodzie?

 

Poród to nie koniec troski o Twoje ciało i Twoje zdrowie. W ciąży z pewnością regularnie odwiedzałaś lekarza i robiłaś badania krwi – troszczyłaś się o siebie i dziecko. Czas na kontynuację. Jesteś ważna. I Twoje zdrowie jest ważne. Dlatego przypominam o wizytach, które powinnaś dodać do swojego kalendarza i odbyć po porodzie (jeśli urodziłaś już dawno i nie byłaś na tych spotkaniach, to to jest dobry moment, żeby nadrobić zaległości).

 

Ginekolog

Po 6 tygodniach od porodu idź do ginekologa. Jest to wizyta kontrolna i okazja na omówienie ewentualnej formy antykoncepcji. Pamiętaj, że karmienie piersią nie zawsze spełnia wszystkie warunki, które chronią przed kolejną ciążą. Nie każda mama, która karmi piersią, na pewno będzie z tego powodu niepłodna. Nawet jeśli Twoje dziecko jest wymagające, nawet jeśli Twoje dziecko jest kolkowe – idź. Możesz pojechać z dzieckiem, możesz taką wizytę odbyć z dzieckiem przy piersi na fotelu ginekologicznym. Uwierz mi, że ginekolodzy nie takie rzeczy już widzieli, bo przecież kobiety w połogu przychodzą do nich naprawdę często. Nie odkładaj tej wizyty. Idź nawet wtedy, kiedy nic się nie dzieje.

 

Fizjoterapeuta uroginekologiczny

Zachęcam Cię, żebyś odłożyła pieniądze i poszła na wizytę do fizjoterapeuty uroginekologicznego 4-6 tygodni od porodu – bez względu na to, w jaki sposób urodziłaś.

Mięśnie dna miednicy i mięśnie brzucha są obciążone i ulegają zmianie już w ciąży. Rodzaj porodu ma tu mniejsze znaczenie. Fizjoterapeuta uroginekologiczny sprawdzi, w jakim stanie są mięśnie i na przykład pomoże zamknąć rozejście mięśnia prostego brzucha. Podpowie też, w jaki sposób dbać o mięśnie dna miednicy, czy i jak ćwiczyć, jak kichać, jak prawidłowo oddawać mocz i kał, jak wstawać i jak się kłaść, żeby mięśnie dna miednicy mogły się regenerować. Może Ci się to wydawać śmieszne lub dziwne – przecież nauczyłaś się tego w dzieciństwie! A jednak wiele z nas robi to niepoprawnie.

Fizjoterapeuta uroginekologiczny to też osoba, która nauczy Cię mobilizacji blizny po cesarskim cięciu i po nacięciu krocza. Pracę z blizną warto zacząć po 4-6 tygodniach od porodu. Dzięki mobilizacji blizna jest elastyczna, wraca czucie, nie tworzy się bliznowiec ani zrosty, a blizna nie ciągnie i nie wpływa na Twoją postawę.

Poszukaj polecanego specjalisty w Twojej okolicy. Naprawdę warto kupić kilka ciuszków dla bobasa mniej, odłożyć pieniądze i pójść na taką wizytę. Możesz dzięki temu zapobiec nie tylko bólom, problemom ze współżyciem czy wypróżnianiem, ale także wysiłkowemu nietrzymaniu moczu itd.

 

Doradca laktacyjny

Jeśli będziesz karmiła piersią i doświadczysz trudności, to pamiętaj, że możesz się umówić z doradcą laktacyjnym CDL (Certyfikowany Doradca Laktacyjny), którego znajdziesz tutaj albo konsultantem IBCLC, czyli osobą z certyfikatem międzynarodowym, który zweryfikujesz tutaj.  

 

Doradca chustonoszenia

Etap przejścia pomiędzy okresem ciąży a życiem z nami na tym świecie może być dla bobasa trudny. Wiele niemowląt uspokaja się najszybciej na rękach mamy lub taty… ale jednak wolne ręce też czasem nam się przydają 😉 Dlatego warto, żeby rodzice nauczyli się wiązania chust od wykwalifikowanej doradczyni noszenia.

W Polsce działają trzy szkoły doradców: Akademia Noszenia Dzieci, ClauWi oraz Die Trageschule. Listę doradców Akademii Noszenia Dzieci znajdziesz tutaj, doradców ClauWi tutaj, a listę doradców Die Trageschule tutaj. Szukaj więc doradcy z którymś z tych certyfikatów. Warto wiedzieć, że z niektórymi doradczyniami można umówić się także na konsultację wideo online.

 

Pora na Twój ruch – umów wizyty. A jeśli poród jest jeszcze przed Tobą, wpisz przypomnienie w kalendarzu.

 

Pierwsze tygodnie po porodzie to czas wyjątkowy. Czas Twojej regeneracji po ciąży oraz porodzie i czas intensywnego rozwoju dziecka. Wiem, bo też tam byłam. Wydawało mi się, że jestem idealnie przygotowana na to, co mnie czeka. A jednak doświadczyłam wielu zjawisk, o których nikt mi nie powiedział i o których nigdzie nie przeczytałam.

Dlatego powstał Czwarty trymestr – najnowsza książka Wydawnictwa Wymagające. Napisałam ją dla siebie sprzed kilku lat. Dla innych kobiet, które oczekują narodzin dziecka albo, szukając swojej drogi w chaosie tych pierwszych tygodni życia z niemowlakiem, potrzebują prostego poradnika z odpowiedziami na nurtujące je wątpliwości. Znajdziesz w niej mnóstwo wskazówek popartych badaniami naukowymi, wsparcie i wiedzę o obsłudze niemowlaka, które dadzą Ci spokój i pewność siebie.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Opiekunka żłobka, nauczycielka przedszkola, ciocia – kto jest kim?

Opiekunka żłobka, nauczycielka przedszkola, ciocia – kto jest kim?

 

Co wykształcenie potencjalnej opiekunki, nauczycielki czy niani mówi o jej kompetencjach? Czy warto szukać opiekunki wśród studentek pedagogiki? Czy osoba, która pół życia przepracowała w przedszkolu zajmie się Twoim maluchem lepiej niż dwudziestolatka, która czasem opiekowała się kuzynem

Poniższy artykuł wyszedł spod klawiatury Karli Orban – psychologa pracującego z dziećmi i rodzinami od dziesięciu lat i autorki kursów „Adaptacja do przedszkola” i „Adaptacja do żłobka”.

Trzy kandydatki na nianię

Załóżmy, że jesteście w procesie poszukiwania niani. Zgłosiły się do Was trzy kandydatki. Jedna z nich jest studentką ostatniego roku pedagogiki wczesnoszkolnej, druga właśnie zdała maturę i robi sobie przerwę w nauce, trzecia jest doświadczoną opiekunką w żłobku czy nauczycielką w przedszkolu. Czy to oznacza, że ta trzecia będzie wiedzieć najwięcej o rozwoju dziecka, a ta druga najmniej? Niekoniecznie!

Pisząc te słowa, nie chcę negować kwestii wykształcenia. Wykształcenie niewątpliwie stwarza okazję do nabycia wiedzy. Napisałam okazję, ponieważ kierunki psychospołeczne nie różnią się od pozostałych. Jak w każdym zawodzie, możemy spotkać osoby, które po dyplomie nie posługują się zdobytą wiedzą lub jej nie aktualizują.

Jakie wykształcenie może mieć opiekunka?

W Polsce najczęściej spotykam się z czterema formami kwalifikacji, z którymi rozpoczyna się pracę z dziećmi:

1. Studia pedagogiczne (np. pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna)

Do niedawna studia pedagogiczne były dwustopniowe, można więc było spotkać absolwentów pedagogiki wczesnoszkolnej w stopniu licencjata lub magistra. Jeszcze wcześniej – nauczyciele przedszkola kończyli licea pedagogiczne z bogatym programem praktyk (za tym system edukacyjnym tęsknią wszyscy, którzy go przeszli i ja także ciepło o nim myślę). Obecnie, po zmianie rozporządzenia, pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna to pięcioletnie (jednolite) studia magisterskie. Absolwenci mogą podjąć pracę jako opiekunowie dzienni, opiekunowie w żłobku, nauczyciele w przedszkolu oraz w klasach zerówki i nauczania początkowego (klasy I-III).

Pedagog jest osobą, która wie najwięcej o procesie edukacji (pedagogika należy do nauk społecznych i właśnie edukacją się zajmuje). Z tego zakresu ma najwięcej zajęć (zobacz program studiów na UW – strony 64-70). Psychologia rozwoju człowieka pojawia się w planie zajęć, ale nie jest głównym ani godzinowo dominującym przedmiotem.

2. Studia psychologiczne (psychologia)

Tutaj również istnieje kilka wariantów: studia jednolite magisterskie (5 lat) lub dwustopniowe. Te drugie wzbudzają pewne kontrowersje, ponieważ Ustawa o zawodzie psychologa definiuje tego specjalistę jako magistra – nie bardzo zatem wiadomo, czy po trzyletnim licencjacie wolno używać tytułu zawodowego psychologa.

Psycholog dziecięcy nie jest osobnym zawodem. Niektóre uczelnie oferują ścieżkę dziecięcą jako specjalność w trakcie studiów, inne nie. W takim przypadku psycholog samodzielnie uzupełnia swoje wykształcenie o kursy, szkolenia czy staże. Psycholog może prowadzić diagnozę rozwoju społeczno-emocjonalnego dziecka oraz zaburzeń rozwojowych (tu często we współpracy z lekarzem psychiatrą). Może także z nimi pracować. Nie ma natomiast wiedzy o tym, jak małe dzieci można zainteresować muzyką, literkami czy matematyką (przynajmniej nie wynosi tego ze studiów ?).

3. Kurs(-y) opiekunki dziecięcej

Zawód opiekunki dziecięcej wprowadza Ustawa o opiece nad dziećmi do lat 3. Zgodnie z tym aktem prawnym, do pracy w charakterze opiekuna dziennego lub opiekuna w żłobku (przy braku dyplomu z pedagogiki, psychologii, położnictwa czy kilku pokrewnych kierunków) wymagane jest ukończenie kursu trwającego 280 godzin (w tym 80 godzin – 2 tygodnie – praktyki w żłobku). Przyjmując, że dziennie odbywa się 8 godzin szkoleń, można uzyskać uprawnienia w 7 tygodni. Większość kursów zapewnia ok. 40–45 godzin wykładów powiązanych z rozwojem małego dziecka. W programie jest także obowiązkowy moduł o pierwszej pomocy przedmedycznej, którego nie znajdziesz w planie studiów wymienionych powyżej.

Warto jednak być ostrożnym. Miejsc, które szkolą opiekunki stale przybywa i niestety nie wszystkie trzymają dobry poziom. Niekiedy kurs opiekunki nie jest także równoznaczny z ministerialnym programem nauczania: w internecie bez problemu znajdziesz wirtualne kursy z mniejszą liczbą godzin. Jeśli więc kandydatka mówi, że ukończyła kurs opiekunki, nie bój się zapytać, gdzie kurs się odbywał i w którym żłobku odbywała praktyki.

4. Kurs kwalifikacyjny z przygotowania pedagogicznego

Obecnie jest on częścią wszystkich kierunków o specjalności nauczycielskiej (np. biologii, polonistyki, anglistyki, matematyki). Można go również odbyć w formie dwuletnich studiów podyplomowych. Chociaż teoretycznie zawiera blok wprowadzenia do psychologii czy pedagogiki, daje bardzo niewiele wiedzy o rozwoju małego dziecka.

Co jest najważniejsze?

Uff, sporo tego, prawda? Najważniejsze jest jednak to, że na żadnym kierunku kształcenia kandydaci nie uczą się nawiązywania dobrej, ciepłej relacji z dzieckiem i elastycznego odpowiadania na jego potrzeby, a więc tego, na czym Tobie – jako rodzicowi – zależy najbardziej. To właśnie tej emocjonalnej dostępności wobec malucha najbardziej potrzebujecie, a nie wyćwiczy jej żadna szkoła. 

Warto także pamiętać, że pewne nawyki, będące wynikiem kilkuletniej pracy z dziećmi w bardzo usztywnionym podejściu, dość trudno się zmienia. Wracając więc do przykładu z pierwszego akapitu: studentka pedagogiki może okazać się mniej otwarta na malucha niż nauczycielka przedszkolna z wieloletnim doświadczeniem, a w pomysłowości i kreatywności w zabawie może pobić je na głowę kandydatka po maturze. Jednocześnie może okazać się, że którakolwiek z nich będzie traktowała Waszego malucha z czułością i wyrozumiałością. Zmiana wymaga świadomości i chęci ze strony nauczyciela. Jeśli więc w rozmowie z kandydatką na nianię, przyszłą nauczycielką przedszkolną dziecka czy opiekunką w żłobku słyszysz, że rozmijacie się w wartościach wychowawczych, warto o tych różnicach rozmawiać od razu.

Jeśli masz przed sobą wybór placówki lub adaptację dziecka do żłobka, jeśli szukasz niani lub zamierzasz skorzystać ze wsparcia babci w opiece nad dzieckiem, z pełnym przekonaniem mogę polecić, książkę „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?”

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban: