Czym NIE jest odpieluchowanie?

Czym NIE jest odpieluchowanie?

 

„Zosia już ładnie w majteczkach chodzi. I załatwia się do nocniczka”. Twoje dziecko nie odpowiada. Zresztą to już nie pierwszy raz słyszy z ust babci o wyczynach młodszej kuzynki. 

Dla Ciebie to też żadna nowość. Regularnie o tym słyszysz. Może nawet czujesz lekką zazdrość…

Nie mówię z góry, że odpieluchowanie przykładowej Zosi jest mitem. Może się zdarzyć, że znajome dziecko osiągnie gotowość na odpieluchowanie wcześniej niż Twoje, nawet jeśli jest młodsze. Pamiętaj jednak, że czasami życie jest znacznie bardziej złożone niż w opowieściach babć. W tym artykule zapoznasz się z trzema scenariuszami, w których nasza Zosia, choć nosi majteczki i załatwia się do nocnika, wcale się nie odpieluchowała!

 

Scenariusz pierwszy: brak komunikowania potrzeb

Zosia rzeczywiście nie nosi pieluszek, a wpadki zdarzają się naprawdę rzadko. Tylko że siusianie regulują opiekunowie. Babcia podpowiada: „chodź, zrobisz siusiu”. Mama ocenia, kiedy małej się chce i sadza ją wtedy na nocnik. Zosia nie musi słuchać sygnałów ze swojego ciała, więc ich nie rozpoznaje. 

Odpieluchowanie to nie jest sytuacja, w której dziecko w ogóle nie komunikuje samo potrzeby oddania moczu lub stolca i trzeba je ciągle pytać i przypominać. Odpieluchowanie to sytuacja, w której dziecko samo sygnalizuje potrzeby fizjologiczne i samodzielnie lub z delikatną pomocą rodzica jest w stanie się obsłużyć. 

 

Scenariusz drugi: wysadzanie

Po śniadaniu, obiedzie, podwieczorku i kolacji jest rytuał: Zosia siada na nocniku. Czasami nie bardzo ma na to ochotę, ale wtedy dziadek czyta jej książeczkę albo śpiewa piosenki i jakoś to idzie. Jeśli mama jest z nią sama i nie może sobie pozwolić na dłuższą sesję łazienkową, daje córce grającą zabawkę, żeby się nie nudziła. Czasem posiedzenie trwa dosłownie chwilkę, czasem trzeba poczekać nawet kilkadziesiąt minut. W końcu jednak Zosia zawsze coś do tego nocnika zrobi. 

Jeśli dziecko jest wysadzane na nocnik i siedzi na nim, aż w końcu po 40–50 minutach coś zrobi, to też nie jest to odpieluchowanie. Nie chodzi o to, żeby czekać na nocniku, aż pęcherz się wypełni i dziecko bezwiednie, bez świadomości odda mocz. Odpieluchowane dziecko samo wie, kiedy usiąść na nocnik, bo potrafi odczytać sygnały ze swojego ciała.

Scenariusz trzeci: warunkowanie

Skoro półgodzinne siedzenie na nocniku jest męczące dla wszystkich, tata Zosi postanowił wykorzystać stary, dobry (w jego mniemaniu) sposób, z którego korzystali też jego rodzice. Włącza wodę w kranie, sadza Zosię na nocnik i czeka do momentu, aż dziewczynka zacznie siusiać. Chce uwarunkować, czyli powiązać oddawanie moczu z dźwiękiem lejącej się wody. 

To nie jest prawidłowe odpieluchowanie i  w przyszłości takie warunkowanie może zrobić dużo więcej szkody niż pożytku. Niektóre dorosłe osoby uwarunkowane w ten sposób odczuwają coś co, w fizjoterapii uroginekologicznej nazywa się parciem naglącym: w sytuacji, w której słyszą szum wody, mają wrażenie, że zaraz się zsiusiają. Sama przyznasz, że to mało komfortowa sytuacja. Przecież nie zawsze wtedy, kiedy słyszymy dźwięk lejącej się wody, faktycznie możemy oddać mocz. Uwarunkowanie dźwięku i mimowolne oddawanie moczu nie jest tym samym co odpieluchowanie. Odpieluchowanie jest procesem związanym ze świadomością dziecka i komunikowaniem własnych potrzeb.

 

Jeśli chcesz:

  • uniknąć błędów wymienionych w artykule,
  • mieć pewność w odczytywaniu oznak gotowości na odpieluchowanie,
  • wiedzieć, jak prawidłowo odpieluchować dziecko w dzień i w nocy,
  • podejść do odpieluchowania z luzem i spokojem,

dołącz do kursu „Odpieluchowanie bez stresu”

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

Czy żłobek jest potrzebny do rozwoju?

Czy żłobek jest potrzebny do rozwoju?

 

„Gdyby chodziła do żłobka, to umiałaby się dzielić”. „Franio poszedł do żłobka i od razu się rozgadał”. „Lepiej dać do żłobka, bo potem sobie nie poradzi w przedszkolu”. Czy to prawda? Czy żłobek rzeczywiście jest potrzebny do prawidłowego rozwoju? Czy rezygnując ze żłobka, krzywdzisz dziecko? 

Karla Orban w książce „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?” pisze, jak jest naprawdę. Artykuł powstał na podstawie rozdziału poświęconego temu zagadnieniu. 

 

Ćwiczenie czyni mistrza

Najlepszym sposobem na nabywanie przez dziecko nowych umiejętności jest oczywiście praktyka. Jeśli w żłobku więcej rysuje – będzie lepiej rysowało. Jeśli dziecko tylko w żłobku może wycinać, bo w domu nożyczki pozostają poza jego zasięgiem, to rzeczywiście dzięki żłobkowi nauczy się ciąć papier. 

Jeśli chodzi o umiejętności społeczne, początkowo najlepiej będą się one rozwijać w kontakcie… z dorosłymi. Istnieją spore szanse, że uważna mama czy ciocia zareaguje na wypowiedź malucha z większym zainteresowaniem, entuzjazmem i zrozumieniem niż żłobkowy kolega, który akurat skupia się na poruszaniu łyżką zabawkowej koparki.
Na kolejnym etapie takie rówieśnicze interakcje będą oczywiście bardzo ważne. Nie da się nauczyć funkcjonowania w grupie inaczej niż metodą prób i błędów. Nie jest jednak powiedziane, że poza żłobkiem jest to niemożliwe.

 

 

Temperament a rozwój

Czy to, że Helenka lepiej wspina się po drabince niż Julka wynika z tego, że ta druga nie poszła do żłobka? Cóż, jest całkiem prawdopodobne, że Helenkę „nosiło” już gdy była niemowlakiem, podczas gdy Julka wolała wtedy spokojne leżenie. Dzieci, które z natury są aktywne, szybciej opanowują ruchowe umiejętności, takie jak chodzenie, wspinaczka czy jazda na rowerku biegowym. Forma opieki będzie tu miała mniejsze znaczenie.

To samo może dotyczyć choćby chęci zbliżania się do nieznanych osób. Na pewno zauważyłaś osoby, którym przychodzi to łatwiej niż innym – to cecha wrodzona, a to oznacza, że można ją zaobserwować także u dzieci. Im częściej ktoś zagaduje do nieznajomych z piaskownicy, tym szybciej rozwija umiejętności społeczne. Znowu – żłobek niewiele tu zmieni.

 

Czego się teraz nauczyć?

Lew S. Wygotski – psycholog i badacz rozwoju dzieci – uważał, że dziecko najlepiej uczy się wtedy, kiedy dany proces rozwojowy właśnie dojrzewa. Innymi słowy: dziecko czuje, że opanowanie danej umiejętności jest możliwe i chętnie naśladuje dorosłego lub rówieśnika, chcąc tego dokonać. Przykładowo maluch świetnie je rączkami, ale zaczyna czuć, że posługiwanie się łyżeczką może być całkiem spoko. Coraz chętniej sięga wtedy po łyżeczkę (którą do tej pory gardził) i zawzięcie ćwiczy. Jeśli zmotywowany dorosły będzie starał się w tym czasie nauczyć to samo dziecko układania 2-elementowych puzzli, według teorii Wygotskiego – nic mu z tego nie wyjdzie. Na topie jest łyżeczka i koniec. [1]
Dlatego nie można założyć, że praktykowanie danej aktywności w placówce automatycznie sprawi, że żłobkowicz ją opanuje. Jeśli nie przyszedł na nią czas – nic z tego.

 

Lepszy rozwój intelektualny?

Na przełomie XX i XXI wieku w Stanach Zjednoczonych przeprowadzono trwające 16 lat badanie na dużej grupie dzieci (i nastolatków, bo przez te 16 lat „maluchy” zdążyły urosnąć). Okazało się, że dzieci, którymi opiekowały się inne osoby niż rodzice, miały lepsze wyniki w testach mierzących rozwój intelektualny i zdolności językowe przez pierwsze 4,5 roku życia (czyli wcale nie tak długo, prawda?). Działo się tak pod warunkiem, że jakość wspomnianej opieki była wysoka (za kryteria uznano: wielkość grupy, liczbę dzieci przypadającą na jednego opiekuna i wykształcenie dorosłego). W świetle badania, aby dziecko mogło czerpać korzyści z opieki instytucjonalnej, opiekunowie powinni wchodzić z nim w interakcje, być wrażliwi na jego potrzeby i wzmacniać dziecko. [2]

Jak to odnieść do żłobka? Dobry żłobek rzeczywiście może pozytywnie wpłynąć na rozwój intelektualny i językowy Twojego malucha w pierwszych latach życia. Jeśli jednak liczysz, że zwiększy to szanse, że Twój syn czy córka wygra w liceum olimpiadę polonistyczną – muszę Cię zmartwić. Zanim maluch trafi do podstawówki, wszystko się wyrówna. 

 

Czy zatem żłobek jest bezużyteczny? Oczywiście, że nie! Żłobek wciąż może być najlepszym rozwiązaniem dla niejednej rodziny. Poprzez ten artykuł chciałam tylko podkreślić, że nie krzywdzisz dziecka, wybierając inną formę opieki. Jeśli czułaś presję w tym obszarze, mam nadzieję, że udało mi się ją z Ciebie zdjąć. 

 

 

Więcej na temat zalet i wad żłobka (a także innych form opieki!) przeczytasz w książce Karli Orban „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?”.

 

[showhide type=”links” more_text=”Kliknij tu, żeby rozwinąć bibliografię” less_text=”Ukryj bibliografię”]

1: Vandell D.L. i in. (2010), Do effects of early child care extend to age 15 years? Results from the NICHD Study of Early Child Care and Youth Development, „Child Development”, t. 81, z. 3, s. 737–756, DOI: 10.1111/j.1467-8624.2010.01431.x.
2: Skiba J. (2014), Myśl Lwa S. Wygotskiego we współczesnej edukacji małego dziecka, [w:] K. Denek, A. Kamińska, P. Oleśniewicz (red.), Edukacja Jutra. Od tradycji do nowoczesności. Aksjologia w edukacji jutra, Oficyna Wydawnicza „Humanitas”, Sosnowiec, s. 307–315.

[/showhide]

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Home office z nianią – jak to zrobić?

Home office z nianią – jak to zrobić?

 

Znalazłaś nianię! Wygląda na naprawdę ciepłą i odpowiedzialną osobę, która całkiem nieźle dogaduje się z Twoim maluchem. Co za ulga! Nareszcie będziesz mogła popracować w spokoju. Parzysz herbatę, zamykasz drzwi, siadasz przy biurku, włączasz komputer i…

Tup, tup tup! Małe kroczki zmierzają w Twoim kierunku. W szybie drzwi pojawia się mała rączka, która usiłuje dosięgnąć klamki. Nie tak to sobie wyobrażałaś…

 

Problematyczny układ 

Sytuacja, w której rodzic i niania przebywają w tym samym mieszkaniu może być trudna z wielu powodów i dla wielu stron. Dla Ciebie, bo może się okazać, że Twoja praca jest wiecznie przerywana. Możesz mieć poczucie, że maluch spędza z Tobą więcej czasu niż z nianią. Ba! Kiedy wreszcie ułożyłaś go na drzemkę (bo to też ostatecznie spada na Ciebie), zamiast pracować, wdajesz się w pogaduszki z nianią, bo oto wreszcie trafił Ci się ktoś dorosły do rozmowy. (Nic nie wymyślam, przykład z życia wzięty, zrelacjonowany przez dwie z moich współpracowniczek).

Nie jest to też proste dla dziecka. W książce „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?” Karla Orban pisze: Nie chciałabym obiecywać, że praca z domu będzie zawsze możliwa albo sprawdzi się w każdej rodzinie, bo musiałoby to się opierać na założeniu, że ktoś, kto nie do końca wie, gdzie ma nogę czy ucho, zrozumie koncept tak złożony jak pieniądze i zatrudnienie, a następnie w imię wyższych celów zrezygnuje z własnych potrzeb. Dziecko może być mniej spokojne i mniej skore do współpracy z nianią, jeśli wie, że zabarykadowałaś się w sąsiednim pokoju. Może się zdarzyć, że będzie chciało właśnie Tobie pochwalić się nowym rysunkiem. To do Ciebie ucieknie, gdy uderzy się, wstając pod stołem. To całkowicie naturalne i ani nie świadczy o tym, że źle skonstruowałaś swoją relację z dzieckiem, ani że niania jest niekompetentna!

Niania może jednak bać się, że oceniasz ją na podstawie zachowania dziecka, i czuć się niekomfortowo. W początkowej fazie współpracy może też być skrępowana Twoją obecnością. Jeśli będziesz często interweniować, uczucie braku swobody może ją w końcu zniechęcić.

Czy w takim razie lepiej porzucić pomysł pracy w domu w obecności niani? Niekoniecznie. 

 

Co możecie zrobić, żeby było łatwiej?

Skoro wiesz już, że taka sytuacja jest sporym wyzwaniem dla wszystkich jej uczestników, pewnie nie zdziwi Cię, że sporo może tu zdziałać empatia. Zamiast nerwowo uciekać przed dzieckiem, daj mu trochę ciepła, gdy do Ciebie przychodzi. Kiedy się rozluźni, łatwiej zaakceptuje propozycje niani. Jeżeli zaczniesz się złościć, gwałtownie odpychać dziecko i z poirytowaniem mówić: przecież wiesz, że muszę wracać do pracy!, tylko zwielokrotnisz napięcie, które się w nim pojawi – tłumaczy Karla Orban. Jeśli początkowo dziecko chce się bawić tylko z Tobą, stopniową włączaj nianię do Waszych zajęć. 

Empatię możesz okazać także niani! Kiedy nie udaje jej się zapanować nad maluchem, możesz na przykład zauważyć, że rzeczywiście trudno dziś za nim nadążyć. Pokażesz w ten sposób, że jej trudności są dla Ciebie zrozumiałe. Przecież wszyscy wiemy, że dzieci nie zawsze (rzadko?) wykonują to, o co proszą dorośli.

Pamiętaj, że Twoja obecność może być stresująca dla niani. Pochwal ją, gdy widzisz, że dobrze sobie radzi. Daj jej autonomię i pozwól budować relację z dzieckiem na własnych zasadach (o ile są bezpieczne).

Niektórzy rodzice zamykają się w pokoju niczym w twierdzy i chwalą sobie to rozwiązanie. Możesz jednak także spróbować czegoś innego: pokazywać się dziecku co jakiś czas. Widząc, że jesteś dostępna, dziecko będzie śmielsze we wchodzeniu w relację z opiekunką. Pamiętaj też, żeby nigdy nie wychodzić „po angielsku” – nawet jeśli wydaje się to niezwykle kuszące!

Całą sprawę znacząco ułatwią także spacery z nianią. Niekiedy mogą je zastąpić kreatywne zabawy (zwłaszcza te szczególnie brudzące!) lub projekt wykonania czegoś dla mamy. W tym ostatnim przypadku wyraźnie złamana zostaje „konkurencja” między mamą a nianią.

 

Alternatywne rozwiązanie

A może bardziej komfortową sytuacją okaże się przeniesienie opieki poza Wasz dom – np. do mieszkania niani? Warto zastanowić się, czy Tobie odpowiadałoby takie rozwiązanie i porozmawiać o tym z opiekunką. Jeśli się zgodzi, jest szansa, że wszyscy na tym skorzystacie. Ty będziesz mogła zająć się w spokoju swoimi sprawami. Niania poczuje się pewniej, czując, że jej ufasz. Nie będzie też musiała „walczyć” o uwagę dziecka. Wreszcie Twój szkrab nie będzie się czuł zagubiony w niejasnej sytuacji i w stu procentach skorzysta z zabaw przygotowanych przez nianię specjalnie dla niego!

Nie chcę obiecywać, że na pewno tak będzie – w końcu każde dziecko, każda niania i każda mama są inne, ale zawsze warto próbować.

 

Artykuł powstał na podstawie fragmentu książki Karli Orban „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?” oraz dzięki opiniom przesłanym mi przez dwie nianie – Magdalenę i Aleksandrę – i moje współpracowniczki – Agatę, Zuzę i Katarzynę, które korzystały z przedstawionego w artykule modelu opieki. Zamów książkę i dowiedz się więcej na temat tworzenia udanej relacji z nianią. 

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Dzieci pod opieką babci – jakie wyzwania stoją przed Tobą?

Dzieci pod opieką babci – jakie wyzwania stoją przed Tobą?

W naszej kulturze często powierzamy opiekę nad dziećmi ich dziadkom. Jeśli mieszkasz z dala od własnych rodziców czy teściów, być może z zazdrością słuchasz historii o tym, jak inni zlecają swoim emerytowanym rodzicom odbiór dziecka z przedszkola, pieczę nad przeziębionym szkrabem czy też funkcję pełnoetatowych opiekunów. I to za darmo!

 

Jak pewnie wiesz, nie ma rozwiązań idealnych i to także – mimo niewątpliwych zalet – idealnym nie jest. Jakie zatem potencjalne wyzwania niesie za sobą powierzenie opieki nad dzieckiem babci lub dziadkowi? 

 

(Treść poniższego artykułu pochodzi z książki „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?” autorstwa Karli Orban).

 

Wpływ na prywatne relacje

Największą trudnością, z jaką wiąże się wykonywanie jakiejkolwiek pracy na rzecz członków rodziny, jest mieszanie się wątku zawodowego i rodzinnego. Ewentualne konflikty i zakończenie współpracy mogą rzutować na prywatną relację między babcią a rodzicami, a w konsekwencji między dziadkami a wnukami. Jednocześnie to, co dzieje się na gruncie rodziny, wokół tematów niezwiązanych z maluchem, może się przekładać na atmosferę w trakcie opieki i komfort obu stron. W rodzinach wielopokoleniowych, układających życie rodzinne pod jednym dachem, opieki nad dziećmi w zasadzie nie da się uniknąć, więc tym istotniejsze są dobra komunikacja i otwartość na siebie nawzajem.

 

Odmienne wizje

Nie w każdej rodzinie uda się zachować równowagę pomiędzy angażowaniem babci w wychowanie wnucząt i odrębnością młodej rodziny. To trudny temat także dla dziadków: czasem mówią, że choć przypisuje im się odpowiedzialność za dziecko pozostawione pod ich opieką, nie pozwala się na podejmowanie żadnej autonomicznej decyzji (zero wpływu, dużo odpowiedzialności) nawet w bardzo błahych sprawach jak ubranie malucha na dwór. W zgodnym dzieleniu się opieką może przeszkadzać inny styl wychowawczy – mniej lub bardziej autorytarny czy demokratyczny, często wynikający z różnic pokoleniowych. Zdarzają się także różnice informacyjne: w ciągu ostatnich dwóch czy trzech dekad rodzice zyskali niespotykany dotąd dostęp do specjalistycznej wiedzy. Nierzadko to, co zaleca się dzisiaj (np. rozszerzanie diety po 6. miesiącu życia dziecka), kłóci się z rekomendacjami z naszego dzieciństwa. Nie jest to łatwe dla żadnej ze stron. Naszym mamom i teściowym trudno jest przyjąć, że mogłyby działać na niekorzyść dzieci, robiąc to, co „sprawdziło się” kiedyś, i mogą odbierać nowe informacje jako krytykę swoich dotychczasowych działań. Dlatego też stała pomoc babci może wymagać wypracowania zupełnie innych stylów komunikacji, otwartości na wartości i potrzeby drugiej strony oraz uznania Waszej odrębności jako rodziców. Jeżeli czytasz to zdanie i myślisz, że jest Wam bardzo daleko do podobnego miejsca w relacji, zaangażowanie babci może być momentem przełomowym w pozytywnym i negatywnym znaczeniu. Konflikt stwarza okazję do szczerej rozmowy i zmierzenia się z nienazwanymi mechanizmami w rodzinie, a w rezultacie może przynieść nową jakość. Nierzadko po drodze wywołuje „stan zapalny”, nieprzyjemny dla obu stron. Bywa, że prowadzi do wycofania się z kontaktów.

Określenie ram współpracy

W niektórych rodzinach wystosowanie jakiejkolwiek prośby kojarzy się z wydawaniem poleceń i wzbudza duży dyskomfort: do jakiego stopnia i w jaki sposób mogę mówić własnemu rodzicowi, co robić? Czy w ogóle mogę prosić, żeby babcia wyprowadziła dziecko na dwór, i domagać się tego, jeśli sama nie widzi takiej konieczności? Mimo że opieka niani i babci ma wiele punktów wspólnych, nie da się ukryć, że bycie w relacji prywatnej, a nie zawodowej, zmienia optykę i uruchamia nieco inne emocje. Uzgadnianie ram współpracy może być także trudniejsze, jeśli babcia nie pobiera za swoją pracę wynagrodzenia. Czasem zdarza się, że taki układ prowadzi do poczucia emocjonalnego zobowiązania i długu: ja pomagam wam w opiece, wy powinniście w związku z tym… Aspekt dobrowolności jest ogromnie ważny, bo podstawową przyczyną konfliktów jest to, że któraś ze stron zgodziła się na tę formę opieki, by nie urazić odmową drugiej lub mając zupełnie inne wyobrażenie, jak ta współpraca miałaby wyglądać. Dobrowolność obejmuje was wszystkich: jeśli twój partner nie wyobraża sobie codziennej obecności teściowej w swoim domu lub ma z nią bardzo napięte stosunki, pomijanie jego dyskomfortu z nadzieją, że pewnie „jakoś się dograją”, może zostać odebrane jako bycie ignorowanym.

 

Czy nadąży za maluchem?

Wielu rodziców ma również wątpliwości, czy babcia podoła wyzwaniom opieki nad bardziej wymagającymi maluchami. Czy będzie w stanie zapewnić wystarczająco dużo ruchu i aktywności? Różnica w sposobie spędzania wolnego czasu jest w zasadzie naturalna, bo w końcu każdy z nas ma swoje indywidualne preferencje i pomysły na zaangażowanie uwagi małego dziecka, ale niektórzy rodzice są świadomi tak głębokich różnic między temperamentem babci a malucha, że z troski o któreś z nich nie wyobrażają sobie takiego scenariusza.

 

Jakie pytania warto zadać sobie i partnerowi, zanim zaangażujecie babcię w opiekę?

  • Czy dla obu stron będzie to w pełni dobrowolne rozwiązanie? Czy wszyscy się na nie zgadzają?
  • Czy w naszej rodzinie rozmawiamy otwarcie o tym, co trudne, i możemy wyrażać swoje obawy?
  • Czy w towarzystwie rodziców nadal jesteśmy w kontakcie ze sobą i dbamy o uwzględnianie partnera/partnerki?
  • Jak odbieramy mamę/teściową w kontakcie z dzieckiem? Czy odczuwamy spokój, gdy widzimy ich razem, czy też większość czasu jesteśmy w napięciu?
  • Czy mama/teściowa widzi w nas kompetentnych rodziców i jest otwarta na nasze potrzeby i zdanie?

 

Wielu wyzwaniom można sprostać dzięki otwartej komunikacji. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, jak dbać o zdrową relację z własnymi rodzicami lub teściami w kontekście opieki nad dziećmi – sięgnij po książkę „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?”.

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 2

Kiedy dzieciom jest trudniej się dzielić? Część 2

 

Jeśli jeszcze nie czytałaś pierwszej części wpisu o tym, kiedy trudniej jest się dzielić dzieciom, to zapraszam Cię TUTAJ.

Sposób, w jaki opiekunowie oraz rodzeństwo traktują dziecko, wpływa na jego chęć do dzielenia się. Warto zadbać o odpowiednią atmosferę i troszczyć się o emocje dziecka.

 

  • Dziecko doświadcza za mało empatii wobec samego siebie

Trudniej jest się dzielić dzieciom, które często słyszą nie dam ci tego!, kiedy one czegoś potrzebują, czegoś chcą lub o coś proszą. Samo miękkie odmawianie też nie wystarczy, jeżeli po odmowie jesteśmy zamknięci, odcięci emocjonalnie i nie obchodzi nas jak dziecko sobie radzi – dlaczego płaczesz? Kluczem do sukcesu jest więc miękka odmowa – nie dam ci tego, bo to jest moje/drogie/kruche/niebezpieczne i nie chcę, żebyś się tym bawił – i wsparcie dziecka w emocjach związanych z odmową.

Ważny jest też przykład – dzieci uczą się obserwując nas, kiedy się dzielimy i nie dzielimy różnymi rzeczami.

 

  • Granice dziecka nie są szanowane

Im więcej mamy takich sytuacji, w których nie wypowiedziane przez dziecko, nie jest poszanowane, tym trudniej jest się uczyć dziecku, że inni ludzie też mają potrzeby, które stoją za ich sprzeciwem, ale dobrze byłoby je uwzględnić.

Unikajcie mówienia masz to dać i tyle, wyrywania czegoś z rąk, żeby dać to innemu dziecku, czy wyrywania czegoś naszemu dziecku, żeby to oddać właścicielowi.

 

  • Dziecko ma niskie poczucie własnej wartości

Jeśli dzieci doświadczają braku empatii i braku poszanowania granic, mogą mieć trudności z poczuciem własnej wartości. Te dzieci nie wiedzą, że mogą rozmawiać z innymi ludźmi o tym, czego chcą i czego nie chcą, w innej formie niż agresja albo bronienie się. Więc kiedy ktoś tylko podchodzi i kładzie rękę na ich zabawce, od razu krzyczą nie!, rzucają się, uderzają, popychają kogoś. Tego typu zachowanie wychodzi z przekonania, że tylko ten kto ma siłę, może coś na przykład zatrzymać. W takiej sytuacji pracujemy nie nad tym, żeby dziecko chciało się dzielić tylko, żeby poczuło, że ma prawo powiedzieć nie i to nie zostanie wysłuchane.

 

  • Dziecko nie czuje się bezpiecznie

Czasami dzieci bardzo kontrolują swoją własność, bo nie czują się bezpiecznie. Może się tak zdarzyć, kiedy ktoś nas odwiedza. Dla nas, dla dorosłych, jest to sytuacja dobrze znana i jest dla nas oczywiste, że obce dzieci nie wezmę niczego z naszego domu i nie zabiorą do siebie (bo dorośli będą tego pilnować). Ale nasze dzieci tego nie wiedzą i mogą nie czuć się bezpiecznie. Podobnie, jeśli mają takie rodzeństwo, które podbiera im z pokoju różne rzeczy, nie mówi o tym i zabiera do siebie. Tam, gdzie nie jest bezpiecznie, bo ktoś ma w zwyczaju zagarniać rzeczy bez pytania, tam jest też mniej chęci do tego, żeby się dzielić. Chciałabym, żeby w takiej sytuacji Wasze dzieci usłyszały od Was, że ich brak chęci do dzielenia się to naturalne zachowanie. Chodzi o to, żeby dzieci wiedziały, że kiedy nie czują, że ktoś gra w porządku, to zrozumiałe jest, że nie chcą mu pożyczać różnych rzeczy i nie chcą żeby ten ktoś z nich korzystał. 

Zwróćcie uwagę też na to, że często w dzieleniu się, odwrotnie niż w pożyczaniu czegoś, bardzo mało uwagi poświęcamy temu, żeby ktoś się na to w ogóle zgodził. 

 

  • Otoczenie nie sprzyja dzieleniu się

Kiedy w otoczeniu jest mniej swobody w dysponowaniu rzeczami, bo na przykład wszystko jest wspólne lub wszystkie zabawki należą do rodzeństwa, dzieciom może być trudniej się dzielić. W takiej atmosferze dzieci mogą zagarniać swoją własność, żeby pokazać, że mają potrzebę posiadania.

 

To już ostatni z serii artykułów dotyczących dzielenia się. Ich autorką jest Karla Orban – psycholog, trenerka empatycznej komunikacji, a prywatnie mama trojga dzieci.

 

Masz więcej niż jedno dziecko lub spodziewasz się rodzeństwa dla swojego malucha?
Kliknij w obrazek i zapisz się na listę zainteresowanych kursem: