Organizacja czasu a wymagające dziecko – moje refleksje

Organizacja czasu a wymagające dziecko – moje refleksje

Moje dziecko nie chodzi do żłobka ani nie ma niani. Ja pracuję zawodowo, pisząc bloga, administrując grupę, prowadząc konsultacje i kursy online, jeżdżąc po kraju  z warsztatami dla rodziców.

Jak ja to robię, pytacie czasem?

Mogę się podzielić kilkoma ważnymi rzeczami, które poukładałam sobie w głowie w ciągu trzech lat bycia matką hajnidki. Zaznaczam, że to rzeczy, które U MNIE się sprawdziły – podkreślam to, bo sytuacja zdrowotna, rodzinna, finansowa, organizacyjna każdej z nas się różni i bardzo mi zależy, żebyś to traktowała jako inspirację i dopasowywała do własnych możliwości:

Hasło „wszystko się da, tylko trzeba się zorganizować” to najgorszy syf wciskany młodym matkom

Jestem mamą wymagającego dziecka, obserwuję podobne sobie mamy i widzę, że ogromną część energii pochłania im walka z piętrzącymi się frustracjami… które wynikają z porównań.

Życie po urodzeniu dziecka już nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przed porodem. Czekanie, aż „życie wróci do normy”, to marnowanie czasu. To jest Twoja nowa norma. Będzie łatwiej, a może po prostu będzie inaczej, ale nie będzie już tak, jak kiedyś.

To, co robisz, nie zależy już tylko od Ciebie i choćbyś była przed porodem najbardziej zorganizowaną kobietą na świecie, teraz dopasowujesz swoje plany pod pomysły tego młodego człowieka.

Nie jesteś nieporadną matką, jeśli chodzisz na spacery z dzieckiem na ręku wokół bloku, bo krzyczy już na sam widok wózka. Jest nas takich, ze strużką potu na myśl o spacerze, więcej.

Nie jesteś niezorganizowana, kiedy wyjście z dwulatkiem z domu zajmuje Ci godzinę, pod koniec której ciskasz gromami, spocona i wściekła na tego, który wymyślił presję na codzienne spacery i zastanawiasz się, czy na Twoim dziecku mogliby praktykować negocjatorzy policyjni.

Nie dałaś sobie wejść na głowę, jeśli robisz siku z dzieckiem w lęku separacyjnym, wiszącym u nogi, bo nie masz już energii na znoszenie zawodzenia spod drzwi.

Nie ma w tym nic dziwnego, że odliczasz godziny do powrotu partnera do domu, że włączasz tryb przetrwania, że Twoim celem jest „dożyć do wieczora”. Też tak miewam, czasem co dwie minuty wyglądam przez okno w kuchni, czy babcia podjechała na dwie godziny… mimo że już nie karmię piersią, nie noszę na rękach, nie bujam na piłce i nie budzę się w nocy.

Doba dla nas wszystkich ma 24 godziny i jeśli chcesz w nią zmieścić opiekę nad dzieckiem, które potrzebuje WIĘCEJ, coś innego będzie MUSIAŁO z niej wypaść.

Priorytety

Wielokrotnie w swoim życiu, ale chyba pierwszy raz tak dobitnie dopiero po pierwszym porodzie, zderzasz się z godzeniem różnych ról życiowych. Widzisz, że NIE DA SIĘ pogodzić wszystkiego, że czas nie jest jak guma z majtek.

I choć w ciąży wyobrażałaś sobie, że będziesz godzinami czytać książki na ławce w parku obok wózka ze słodko śpiącym maleństwem, budzisz się pewnego dnia z myślą, że nie wiesz, co się dzieje na świecie, w kinie byłaś rok temu, a Twoim wnętrzom daleko do instagramowych fotek.

I wiesz co? To jest okej. I to się zmieni, obiecuję.

W pewnym okresie życia, kiedy dzieci są maleńkie, to opieka nad nimi jest zwykle priorytetem. One nie potrafią zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie, nie mogą za długo czekać.

Przez pierwszy rok bycia matką moim osobistym priorytetem był sen. Serio. Nawet nie myślałam o prowadzeniu bloga, o firmie, o urządzaniu domu, o rozwoju osobistym, o wymyślnych hobby, o tworzeniu kreatywnych zabawek. Kalendarz odłożyłam na półkę. Biznesy rozwijane w czasie drzemek dziecka? Powodzenia, wiele bym rozwinęła w czasie trzech setów po dwadzieścia minut. Obiad? Wiwat parowary, mrożonki, jedzenie od teściowej, gotowce (nie lubię gotować, rozumiem, że dla niektórych akurat zdrowe żywienie może być priorytetem i szanuję to). Sprzątanie? Tylko to co trzeba i tak często jak trzeba. Do tego zero prasowania poza wyprawką niemowlęcą przed porodem.

Byłam przekonana, że czas na więcej niż „dziecko” przyjdzie. I przyszedł.

W międzyczasie budowałam bazę pod kolejne priorytety, które mogę realizować teraz, gdy Młoda jest już starsza. Bardzo mi zależało na tym, żeby budowała bliską więź ze swoim tatą, babcią, dziadkiem, mimo mojego urlopu macierzyńskiego i braku innych obowiązków. Kiedy mogłam, pomagałam kobietom na grupach facebookowych, zawiązując nowe znajomości, ale nie kosztem snu.

Teraz opieka nad dzieckiem i praca zawodowa są dla mnie ważne, ale każdego tygodnia określam swoje cele i plany minimum. Nie frustruję się, że nie wszystko się da, byle najważniejsze rzeczy były na swoim miejscu. Dlatego premiera podcastu nie nastąpiła w marcu, tylko pewnie w czerwcu. Po prostu jest niżej na mojej liście i sięgnę tam, gdy znajdę na to czas.

Ile z rzeczy, które teraz wykonujesz, robisz dlatego, że są dla Ciebie ważne, a ile dlatego, że „wypada”, że „powinno się”, że „teściowa krzywo patrzy”?

Nie dla perfekcjonizmu

Hasła  „Zrobione jest lepsze od doskonałego” nauczyłam się od Pani Swojego Czasu (o niej za chwilę). Nigdy nie byłam perfekcjonistką, ale każdego dnia utwierdzam się w tym, że osoby, które idą do przodu w realizacji swoich pragnień to te, które działają, a nie tylko planują i kreują w głowie.

Dzieci nie potrzebują matek idealnych, tylko autentycznych, wystarczająco dobrych. Świat się nie zawalił, jeśli raz na jakiś czas moja córka dostała obiadek ze słoiczka. Je chętnie, mimo ciągłego podawania tego samego posiłku dwa dni z rzędu. Chyba nie dozna traumy z powodu wychowywania się w domu z nieumytymi szybami.

Czasem myślę, że przydałoby się nam, matkom, wpadać niezapowiedzianie do innych matek, choćby kilkunastu różnych, żeby mieć dość szeroki przegląd tego, jak ich życie wygląda NAPRAWDĘ. Sądzę, że sporo wyleczyłoby się z wyrzutów sumienia, lęku przed utratą kontroli. Za kobietami, które często podziwiamy, bo widzimy tylko skrawem perfekcyjnego życia, stoi czasem pomoc osoby do sprzątania raz w tygodniu, dieta pudełkowa, osobny pokój do zamykania wszystkich gratów z całego mieszkania, a czasem koszmarne przemęczenie, wypalenie, totalne zajechanie się…

Organizacja czasu w pewnym stopniu zależy od planowania, porządkowania przestrzeni, niemarnowania czasu, zarządzania swoją aktywnością w sieciach społecznościowych. Ale w dużym stopniu to praca na własnych przekonaniach. Do mojej pracy nad sobą skłoniła mnie Ola Budzyńska, czyli Pani Swojego Czasu. Jak pierwszy ekspert w temacie zarządzania sobą w czasie, mówiła i pisała o chorujących dzieciach, o niewyspaniu, o potrzebie spędzania czasu na lenistwie, o eliminowaniu zamiast dorzucaniu sobie zadań w imię produktywności.

Ponad rok temu przeszłam kurs Oli „Zorganizuj się w 21 dni”, potem przeczytałam jej książkę, a teraz mam za sobą też kurs online „Mama ma czas”. Miałam okazję do tego kursu dołożyć małą cegiełkę – wszystkie osoby, które do niego dołączą otrzymują mój obszerny PDF i nagrania audio dotyczące tworzenia dobrego rytuału wieczornego. Bezdzietny wieczór jest dla mnie ogromnie ważny ze względu na pracę i odpoczynek!

Kurs online składa się z siedmiu modułów, w których znajdują się filmy, nagrania do słuchania, dokumenty do pobrania, checklisty, kalendarze i  ćwiczenia. Poza tym jest też część z bonusami, w tym mój o wieczornym rytuale.

Wersja standardowa kursu, do której dostajesz dostęp na zawsze, kosztuje 319 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wersja premium, z audiobookiem „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i ebookiem „25 zabaw dla dzieci, które uwolnią Twój czas”, to koszt 419 zł -> kupisz ją TUTAJ.

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując kurs, nie zapłacisz więcej, a autorka kursów podzieli się ze mną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

10 najpopularniejszych artykułów 2017 roku na Wymagajace.pl

10 najpopularniejszych artykułów 2017 roku na Wymagajace.pl

Kolejny rok blogowania za mną – w 2017 r. powstało ponad 60 merytorycznych wpisów, 5 edycji kursów online (Dbanie o dobre spanie oraz Jak łagodnie zakończyć karmienie piersią?), 12 webinarów i live’ów na Facebooku i Instagramie. Założyłam własną grupę na Facebooku, zrzeszającą rodziców wychowujących w duchu Rodzicielstwa Bliskości, niezwykle merytoryczną, ciepłą i zabawną jednocześnie 🙂 Nie wspominam nawet o całej rzeszy rodziców, z którymi spotkałam się na żywo w różnych miastach Polski, podczas konsultacji indywidualnych i warsztatów. Działo się!

Ze wszystkich opublikowanych w tym roku artykułów wybrałam 10 najchętniej czytanych. Celowo nie umieszczam evergreenów, które, choć pojawiły się na blogu na początku jego istnienia, nie zestarzały się, są wyszukiwane, polecane i nadal są na topie (np. cykl wpisów o metodzie Tracy Hogg). Odnośnik do hitów 2016 roku znajdziesz na końcu tego zestawienia.

Zapraszam na TOP 10 (w kolejności od mniej do najbardziej popularnych):

(więcej…)

A na co mi ta doula?

A na co mi ta doula?

Międzynarodowy Tydzień Douli – pomyślałam, że to dobra okazja, by przyjrzeć się tej profesji i odpowiedzieć na dwa zadawane przez ciężarne pytania: Kim jest doula? i A na co mi ona?

Sama od niedawna jestem doulą i zanim zdecydowałam się na odbycie szkolenia, szukałam informacji o tym, na czym polega ta praca i jakie korzyści z mojej obecności może odnieść kobieta. Jeśli czytasz bloga od jakiegoś czasu, to wiesz, że nie zadowalam się dowodami anegdotycznymi (jak to córki sąsiada szwagra koleżanka miała doulę i ona…) ani przyprawionymi kadzidełkami opowieściami o holistycznym duchu porodu, ale w swoich decyzjach rodzicielskich i życiowych opieram się na rzetelnej wiedzy i twardych faktach. Poszukałam więc danych naukowych o doulowaniu i zapewniam, że wiele z Was będzie zaskoczonych – to naprawdę nie żadne czary-mary.

Chwilunię, ale kim w ogóle jest ta doula?


Przyjaciółki za pieniądze, new-age’owe szamanki, niespełnione położne wchodzące w kompetencje personelu medycznego… Takie opinie krążą po Internecie od osób, które chyba nigdy nie miały kontaktu z profesjonalną doulą.

Według Stowarzyszenia Doula w Polsce:

Doula to wykształcona i doświadczona również w swoim macierzyństwie kobieta, zapewniająca ciągłe niemedyczne, fizyczne, emocjonalne i informacyjne wsparcie dla matki i rodziny na czas ciąży, porodu i po porodzie [1].

DONA (międzynarodowa organizacja szkoląca i zrzeszająca doule) dodaje w swojej definicji:

Doula pomaga matce osiągnąć najbardziej satysfakcjonujące doświadczenie okołoporodowe, jakie tylko jest możliwe [2].

Bycie doulą ma niewiele wspólnego z byciem przyjaciółką, bo choć faktycznie obie kobiety przed porodem tworzą ze sobą więź, to w przeciwieństwie do przyjaźni ta relacja nie jest symetryczna. Doulą wykonuje pewną usługę według określonych standardów, ale nie zwierza się klientce ze swoich doświadczeń, nie żali na męża i nie doradza, jaką maść do sutków wybrać (choć jeśli ciężarna zwraca się z prośbą o pomoc w kompletowaniu wyprawki, doula wskaże jej miejsca, w których można zasięgnąć rzetelnej informacji). Ba, w przeciwieństwie do niejednej koleżanki, rodząca może być niemiła, a doula nie wyjdzie z sali porodowej z fochem i nie wypomni jej tego w przyszłości 😉

Wbrew obiegowej opinii doula nie ingeruje w medyczny przebieg porodu i nie wypowiada się w imieniu swojej klientki. Zadaniem douli jest bezwarunkowa akceptacja decyzji rodzącej i wspieranie w danej sytuacji, bez względu na to jakie są jej prywatne poglądy na temat znieczulenia, cięcia na życzenie, karmienia piersią itd. To trochę tak, jak psycholog, który nie powinien w pracy z drugim człowiekiem kierować się własnymi  doświadczeniami i przekonaniami. Doula potrzyma za rękę, pomasuje specjalnym szalem rebozo, będzie podawać napoje, okłady, pomoże zmienić pozycję, przytrzyma Cię, żeby było Ci wygodniej, a jeśli odpowiednio spakujesz torbę i wyrazisz taką prośbę, możr Ci w trakcie porodu czytać „Pana Tadeusza”.

A na co mi ta doula?

We współczesnych salach porodowych często jest dość tłumnie. Tam i z powrotem kręcą się lekarze, położne, pielęgniarki, studenci, salowe i Bóg wie kto jeszcze (niestety nadal nie jest standardem przedstawianie się pacjentom przez wchodzący personel). Jeśli poród trwa długo, to czasem przed oczami (a raczej kroczem) rodzącej przewija się kilkadziesiąt różnych osób. Towarzystwo jednej, znanej sobie kobiety przez cały ten czas jest kotwicą dającą poczucie bezpieczeństwa i stałości.

Uwaga personelu medycznego w czasie porodu jest skierowana na życie i zdrowie dziecka oraz kobiety- ale nie jest to zdrowie w rozumieniu WHO, czyli: „dobre samopoczucie na poziomie fizycznym, psychicznym i społecznym”. Oczywiście generalizuję, bo jest masa przeempatycznych lekarzy czy położnych, ale każdy z nich mając do wyboru dbanie o komfort rodzącej i koncentrację swoich zasobów na sferze medycznej, wybierze to drugie.

Tymczasem doula jest całkowicie skupiona na kobiecie i jej potrzebach. Nie podejmuje żadnych decyzji medycznych, nie musi ulegać naciskom przełożonych ani presji czasu. Nie odbiera telefonów, nie plotkuje na korytarzu – jest w całości tu i teraz dla matki. Strzeże jej opowieści porodowej – dbając o to, by kobieta mogła podjąć najlepsze dla siebie decyzje i przeżyć poród jako doświadczenie wzmacniające ją na całe życie.

Zabrzmiało pompatycznie, a Ty nadal czekasz na konkrety? Popatrzmy więc na analizę 22 badań przeprowadzonych w 15 krajach  stworzoną przez Cochrane (największą światową niezależną organizację prowadzącą bazę rzetelnych metaanaliz medycznych opartych na dowodach naukowych).

W porównaniu z rodzącymi bez stałego wsparcia jednej osoby, rodzące z doulą [3]:
  • częściej rodziły dziecko drogami natury;
  • rzadziej przy ich porodach używano próżnociągu położniczego lub kleszczy;
  • rzadziej miały wykonywane cesarskie cięcie –  Amerykańskie Towarzystwo Położników i Ginekologów oraz Stowarzyszenie Medycyny Matczyno-Płodowej w swoim stanowisku podkreśla obecność douli przy porodzie jako „zbyt rzadko wykorzystywany”  czynnik zmniejszający ryzyko cesarskiego cięcia [4];
  • rzadziej korzystały z jakichkolwiek środków znieczulających mimo ich dostępności;
  • częściej rodziły dzieci w dobrym stanie (wg skali Apgar);
  • miały poród krótszy o nieco ponad pół godziny;
  • rzadziej oceniały własny poród jako negatywne doświadczenie.

Jakieś ryzyko? Wbrew uprzedzeniom niektórych pracowników szpitali (wiecie, że dodatkowe bakterie, mityczne przekraczanie swoich kompetencji lub zachęcanie rodzącej do stawiania pytań na temat proponowanych procedur), w metaanalizie nie stwierdzono żadnych  negatywnych skutków towarzyszenia doul w porodzie.

Zapytacie, czy wsparcie partnera, przyjaciółki lub mamy na sali porodowej nie wiąże się z takimi samymi korzyściami?

Statystycznie: niestety nie. Analiza badań potwierdza, że najskuteczniejszym wsparciem podczas porodu jest przeszkolona osoba niespokrewniona z kobietą, spoza jej kręgu najbliższych i niebędąca pracownikiem szpitala, której jedynym zadaniem jest udzielanie nieprzerwanego wsparcia rodzącej (= doula). Oczywiście, towarzystwo partnera, rodziny lub przyjaciela jest lepsze niż brak jakiegokolwiek wsparcia, ale bliscy przy porodzie mieli związek wyłącznie z przeżywaniem porodu jako bardziej pozytywnego, natomiast ich obecność nie obniżała ryzyka zastosowania interwencji medycznych, jak kleszcze położnicze czy cesarskie cięcie. Autorzy analizy zauważają, że bliskie osoby jak partner czy krewni są zwykle mało doświadczeni w towarzyszeniu przy porodzie i sami potrzebują wsparcia w tej niecodziennej przecież sytuacji. Na szczęście w coraz większej liczbie szpitali nie trzeba już wybierać i można rodzić zarówno z bliską osobą, jak i doulą jednocześnie.

Co ciekawe, stała obecność jednej osoby, będącej pracownikiem szpitala, np. pielęgniarki, nie tylko nie obniża ryzyka cięcia cesarskiego, nie ma związku ze stosowaniem znieczulenia ani z późniejszym zadowoleniem z porodu, ale zwiększa ryzyko stosowania sztucznej oksytocyny… I tu zamilknę, oddając głos autorom analizy, którzy podsumowali te wyniki następująco: pracownicy szpitala albo mają inne obowiązki, albo np. z powodów proceduralnych nie wspierają tak, jak osoba z zewnątrz.

Wnioski? Jeśli zastanawiasz się nad towarzystwem podczas porodu, to poza prywatną położną, partnerem, siostrą czy mamą, weź pod uwagę także doulę. Jej wsparcie może okazać się naprawdę istotne, zwłaszcza jeśli Twoim priorytetem jest poród niezmedykalizowany i bliski naturze (choć warto wiedzieć, że doule towarzyszą także kobietom rodzącym przez zaplanowane cesarskie cięcie).

Bardzo jestem ciekawa, czy wiedziałaś o realnych korzyściach współpracy z doulą – daj mi znać, co o tym myślisz w komentarzu!

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!

Jak zostać Promotorem Karmienia Piersią? Opinia o kursie

Jak zostać Promotorem Karmienia Piersią? Opinia o kursie

Zakończyłam już zarówno część teoretyczną, jak i praktyczną kursu i zgodnie z Waszymi prośbami postanowiłam napisać kilka słów o tym, jak on wygląda. Muszę na początku zaznaczyć, że opisuję styczniową edycję kursu w 2017 – ma to znaczenie, bo program szkolenia ulega ciągłym modyfikacjom i niewykluczone, że kolejne grupy będą już miały nieco inne doświadczenia. (więcej…)

Skąd się tu wzięłam?

Skąd się tu wzięłam?

Zanim urodziłam córkę, czytałam forum Mama z klasą. „Zabierz na porodówkę książkę i krzyżówki. Noworodki ciągle śpią, strasznie się wynudziłam”, radziła jedna użytkowniczka. „Po przyjeździe ze szpitala zrobiłam dwudaniowy obiad z deserem dla gości. Zdrowe odżywianie jest przecież bardzo ważne w czasie połogu”, perorowała druga. „Nie wierzę, że można nie mieć pół godziny dziennie na ćwiczenia fizyczne. Chodzą takie wieloryby w tłustych włosach, rozciągniętych dresach, zaniedbane matki-polki. Kompletnie nie rozumiem, jak dwoje dorosłych może sobie nie radzić z jednym dzieckiem”, dziwiła się inna. (więcej…)