Mówi się, że wszystkie miesiące trwają między 28 a 31 dni poza ostatnim miesiącem ciąży, który trwa 17482304 dni. I coś w tym jest: sama pamiętam, jak dłużyło mi się oczekiwanie na powitanie na świecie mojej córki. Nie ułatwiały tego wszechobecne pytania i ponaglenia “Jeszcze nie urodziłaś???” (jakbym miała na to jakiś świadomy wpływ). 280 dni, bo tyle trwa przeciętna ludzka ciąża, wydawało się być ogromnie długim czasem.
Nie wiedziałam, co mówię.
Nasze dzieci rodzą się jako najbardziej bezbronne i wrażliwe ssaki na całej planecie. Owszem, mają sporo zdumiewających umiejętności, rodzą się z szeregiem odruchów umożliwiających na przykład dopełznięcie do piersi i ssanie mleka, komunikują się trudnym do zlekceważenia ze względu na jego natężenie i częstotliwość płaczem, ale nie poruszają się sprawnie przez wiele miesięcy, a ich układ oddechowy, krążenia czy termoregulacja są na początku bardzo niestabline.
Wielkość mózgu ludzkiego noworodka to jedynie ok. 25% wielkości mózgu dorosłego, podczas gdy mózg jednego z naszych najbliższych krewnych – szympansa – w momencie porodu ma wielkość około 40% mózgu dojrzałego osobnika [1].
Jeśli więc ludzkie noworodki miałyby zaraz po porodzie być na tym samym poziomie rozwoju, co małpy człekokształtne w pierwszej dobie życia, ciąża u człowieka powinna trwać między 18 a 21 miesięcy! [2]
Dlaczego więc tyle nie trwa?
Przez wiele lat rozważania na ten temat, nazywane „dylematem położniczym” [3], sprowadzały się do stwierdzenia, że ciąża nie może trwać dłużej, ponieważ rosnąca głowa dziecka nie przecisnęłaby się przez kobiecą miednicę przystosowaną do chodu dwunożnego. Od niedawna wiemy, że to nie do końca prawda: ciąża ludzka trwa tyle, ile trwa, ponieważ rosnące wymagania metaboliczne płodu byłyby już nie do udźwignięcia przez matkę. Innymi słowy, ostatnie tygodnie, nawet zdrowej ciąży, w kontekście wydatkowania energii na życie (wiecie: oddychanie, trawienie, bez żadnych szaleństw) są już totalną jazdą na krawędzi, porównywalną do wydatku metabolicznego wyczynowych sportowców startujących w dyscyplinach długodystansowych [4].
Co to w praktyce oznacza? Że pierwsze 9 czy nawet 12 miesięcy życia dziecka jest czasem szczególnym – czasem dojrzewania w zewnętrznym świecie i adaptowania się do jego wymagań. „Czwarty trymestr” to za mało! Faktycznie, największy postęp w rozwoju mózgu następuje w pierwszych 3 miesiącach życia dziecka, ale coraz więcej danych naukowych pokazuje nam, że niemal do końca pierwszego rok życia dziecka może ono potrzebować dużo bliskości ze strony opiekuna – i to nie tylko pod kątem emocjonalnym, ale także fizjologicznym! To ciało dorosłego jest dla niemowlęcia wsparciem w dojrzewaniu procesów regulujących krążenie, oddychanie, temperaturę ciała, sen, jedzenie, emocje. To obecność opiekuna w tym samym pokoju chroni dziecko przed śmiercią łóżeczkową czy innymi zagrożeniami (cóż, niemowlaki nie wiedzą, że tygrysy nie czyhają pod łóżeczkiem). Kontakt fizyczny z matką lub ojcem jest gwarantem bezpieczeństwa i sprawia, że dzieci czują się komfortowo (ręka w górę: kto ma niemowlę, które nie daje się odłożyć z rąk, a jeśli już się uda, w łóżeczku śpi kwadrans, a z/na rodzicu ma drzemki sięgające nawet dwóch godzin?).
Czy już wiesz, dlaczego mówi się o tym, że do 1 roku życia podstawą żywienia jest mleko? I dlaczego co najmniej do końca 12 miesiąca życia powinno się karmić piersią na żądanie? Albo dlaczego tzw. śmierć łóżeczkowa bardzo rzadko występuje u niemowląt starszych niż 9 miesięczne, a nie jest już w ogóle odnotowywana u dzieci starszych niż rok [5]?
Bardzo wielu rodziców, z którymi pracuję, widzi, że ich dziecko po 10-12 miesiącu życia faktycznie zaczęło zachowywać się inaczej: zeszło z rąk, zaczęło bardzo sprawnie się przemieszczać po mieszkaniu, obawiać się rozłąki, szukać schowanego przed ich wzrokiem przedmiotu, zmniejszyło liczbę karmień piersią, przestało potrzebować aż tyle bujania przed snem.
Niektórzy autorzy nazywają nawet niemowlęta zewnętrznymi płodami (extero-gestates), a za idealne środowisko umożliwiające im prawidłowy rozwój i dojrzewanie w odpowiednim tempie uznają przebywanie w bliskości fizycznej z opiekunem: noszenie w chuście czy na rękach, wspólne spanie, kąpiele i spokojna pielęgnacja, karmienie piersią lub niespieszne karmienie butelką, zabawa z dorosłym. Niemowlaka nie da się „nauczyć bycia noszonym” ani „przyzwyczaić do spania z rodzicami” – one po prostu rodzą się z wbudowanym programem dojrzewania w bliskości fizycznej z opiekunem i potrzebują jej do prawidłowego rozwoju fizycznego i psychicznego tak samo jak powietrza czy pokarmu, zarówno w dzień, jak i w nocy! [6]
Otulacze, maty, bujaczki czy smoczki są w stanie tylko w niewielkim stopniu zapewnić potrzebną niemowlęciu stymulację i warto je traktować bardziej jako uzupełniającą strategię na zyskanie chwili dla siebie przez rodzica niż jako podstawę rozwoju dziecka. Prawdę mówiąc, te gadżety są potrzebne rodzicom, a nie niemowlakom 😉 (co w bardzo dobitny sposób pokazują High Need Babies, które zwykle są na bardzo krótki czas zainteresowane nawet najbardziej interaktywnymi zabawkami, a preferują fizyczny kontakt z żywym człowiekiem).
Niekumate, niesamodzielne, łatwe do zeżarcia przez drapieżniki. Wygląda jak niedoróbka Matki Natury pozbawiona sensu? Niemowlęta rodzą się tak bezbronne i wymagają tak dużo opieki ze strony opiekunów nie z czystej złośliwości Sz. P. Ewolucji. W rzeczywistości ma to ogromny sens! Dzięki temu, że po urodzeniu mózg tak ogromnie się rozwija, dzieci mogą szybko uczyć się od swoich opiekunów wielu rzeczy, których nie nauczyłyby się, siedząc w macicy przez kolejny rok, m.in. radzenia sobie w środowisku, w którym przyjdzie im żyć przez kolejne lata, rozpoznawania emocji czy umiejętności komunikacyjnych, w tym mowy. Niedokończony mózg to mózg chłonny, plastyczny, kreatywny, poszukujący nowych doświadczeń, przez krótki tylko czas funkcjonujący na odruchach i instynktach.
To ogromnie wymagające i trudne być zewnętrznym łonem dla swojego dziecka przez co najmniej 9 pierwszych miesięcy jego życia – wiem coś o tym! Tyle, że to akurat nie wina ludzkich niemowląt ani natury, a niedostatecznego wsparcia, jakie w naszym kręgu kulturowym otrzymują młodzi rodzice, zwłaszcza matki. Warto w tym czasie prosić o pomoc i korzystać z niej bez skrupułów. Mam poczucie, że w dużym stopniu cieszenie się tym czasem psują przekonania, co powinno się (lepiej ogarniać, robić obiady, sprzątać) i co dziecko powinno (bawić się samo, samodzielnie zasypiać, przesypiać noc).
„Drugi etap ciąży”, jak każda ciąża, kiedyś się kończy, a dziecko coraz śmielej wyrusza w świat. Lubię myśleć o swojej niezastępowalności w tym okresie jako o czymś trudnym, ale jednocześnie niesamowicie satysfakcjonującym i niepowtarzalnym. Chyba już nigdy nikt nie będzie chciał być tak dużo i tak blisko Ciebie, no chyba, że kolejne dziecko!
Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Uwielbiam Pani bloga, choć jestem tu od niedawna. Dobrze, że zapisałam sie na newsletter, bo teraz czytam każdy Pani nowy wpis. Proszę mi powiedzieć,czy poruszała Pani kiedyś temat żłobków? W moim otoczeniu bardzo sobie żłobki chwalą, że dziecko sie super rozwija itd. Ja natomiast mam obawy w stosunku do mojego Hajnida ? Ma dopiero 9 m-cy, ale myślę, że byłoby mu cieżko zostać z kimś kogo nie zna. Mamy opcję dziadków,z tym nie ma problemu,ja tez do pracy na pełen etat wracać nie muszę,ale zastanawiam się,czy nie byłoby dobrze, gdyby miał kontakt z innymi dziećmi (mam na myśli czas,jak już skończy ok. 14mcy).
Pozdrawiam Pania serdecznie i dziękuję za te wartościowe wpisy.