MK: Czyli najpierw się przyglądamy tym sygnałom stresu, które się pojawiły, czasami trochę retrospektywnie, patrząc, co się działo przed tym, jak pojawił się wybuch. Później zastanawiamy się nad tymi stresorami w pięciu różnych obszarach. Jaki jest krok trzeci Self-Regu?
JS: Krok trzeci to tak naprawdę redukcja napięcia. Najpierw mamy sygnał, potem nurkujemy, szukamy stresorów i jak już wiemy, co jest dla nas tym stresorem, to szukamy strategii, które pomogą nam ten stres zredukować. Część z tych strategii może polegać na profilaktyce, czyli tak jak mówiłyśmy już o głodzie, o pragnieniu. Często jest tak, że nawet gdy zaspokoimy daną potrzebę, to jednak trochę trwa, zanim nam napięcie odpuści. Ja mam postanowienie numer jeden – nigdy nie wracać głodna do domu, do dzieci, na przykład z pracy, bo wiem, że jestem wtedy w dużym napięciu i nawet jak coś na szybko zjem, to trochę czasu upłynie, zanim się ureguluję. Moim elementem redukcji napięcia, które generuje głód, jest zjedzenie nawet małego posiłku, zanim wrócę do domu i wejdę w okno tego całego szaleństwa.
Tych sposobów na redukcję jest bardzo wiele, bo tak naprawdę bardzo różne są stresory. Będziemy więc starać się znaleźć indywidualne stresory danego dziecka, danej osoby i wymyślić strategie, które pomogą zredukować napięcie, które dane stresory generują. Myślę, że to szumnie brzmi – strategia redukcji napięcia – ale czasem to są zupełnie drobne rzeczy, które możemy zrealizować w ciągu dosłownie kilku minut. Jak na przykład ustawienie przypomnienia w telefonie, żeby pić więcej wody, albo zastanowienie nad tym, czy jestem głodna. Czasami mam tak (w takim pędzie jak coś robię), że nawet nie pamiętam, ile herbat wypiłam, czy coś zjadłam, i orientuję się, dopiero gdy widzę, że kubek jest pusty.
I tu chodzi właśnie o to zatrzymywanie się i sprawdzenie czasami, czy ja zjadłam, czy wypiłam. Często to nie muszą być bardzo wielkie strategie, typu – muszę na 40 minut gdzieś wyjść, żeby się zredukować, chociaż nie ukrywam, że to by mi pomogło. Czasem to są drobne rzeczy. Na przykład zamknięcie się w ciemnej łazience – taka mała kabina sensoryczna, w której odcinamy się od bodźców i odpoczywam przez dwie minuty. Czasem to jest bardzo wiele małych reduktorów napięcia, dzięki którym staram się właśnie obniżyć moje napięcie.
MK: Znam osoby, które – by zredukować napięcie – śpiewają sobie pieśni religijne. Wielu ludziom pomaga ruch, taniec, nawet z dzieckiem. Myślę też, że wielu z nas jest niestety skażonych takim zniekształceniem myślenia, które nazywa się „wszystko albo nic”. Czyli – ja to się odstresuję tylko wtedy, gdy pojadę do SPA na trzy dni bez dzieci. A ponieważ to się zdarzy najwcześniej za rok czy nawet kilka lat, to właściwie ja nic teraz nie mogę zrobić. A tak nie jest. Wiem, że dla wielu osób sposobem na redukcję stresora biologicznego, jakim jest hałas, jest noszenie stoperów. Przy stoperach czy słuchawkach wygłuszających nadal słychać dzieci i to nie jest tak, że jesteśmy zupełnie odcięci od bodźców. Ale hałasy słyszymy co najmniej kilkanaście decybeli ciszej i to robi ogromną różnicę niektórym mózgom.
JS: Myślę, że te strategie – tak jak powiedziałaś – to właśnie te krótkie, wyrywane różne chwile. Ale też korzystanie z automatyzacji. To jest bardzo fajne, że możemy korzystać z aplikacji, z przypomnień, zegarów, z różnych takich rzeczy, które zdejmują z naszego mózgu konieczność pamiętania na przykład o tym piciu wody. Jest teraz mnóstwo aplikacji na telefon, które same będą przypominać, żeby się napić, i warto zdjąć z siebie obowiązek pamiętania o swoich potrzebach jako kolejne zadanie z listy do wypełnienia i właśnie posłużyć się tą automatyzacją.
MK: Mamy redukcję. To był krok numer trzy. Co dzieje się potem
JS: Krok czwarty, czyli kształtowanie samoświadomości. To jest taki krok, który tak naprawdę to zaczęliśmy robić już w kroku pierwszym. Kiedy pochylamy się nad sygnałami stresu, to to już pogłębia naszą samoświadomość, bo skanujemy ciało, zastanawiamy się nad tym, gdzie czujemy napięcie, albo patrzymy na nasze dziecko przez te self-regowe okulary i szukamy. Krok czwarty jest zatem takim krokiem, w którym na przykład możemy zastanowić tak na spokojnie nad tym, co się wydarzyło – jaki był ten wierzchołek góry lodowej, jakie stresory się pojawiły i jakie strategie redukcji napięcia zadziałały.
To jest też taki bardzo, bardzo silny zwrot w kierunku uważności. Twórca Self-regu Stuart Schenker zachęca do tego, żeby praktykować uważność i ćwiczyć ją w codziennym życiu. Właściwie to jest coś, o czym zaczęłyśmy już mówić przy redukcji napięcia, bo to monitorowanie (czy ja piłam, czy jadłam) to już jest taki zwrot w tamtą stronę. Gdyby chcieć tak bardzo uprościć (a nie jestem ekspertem od uważności), to Self-reg zaczerpnął z uważności właśnie to, żeby robić krótkie ćwiczenia. I tutaj to jedzenie, o którym mówiłyśmy, jest dla mnie na to bardzo dobrym przykładem.
Jemy bardzo szybko i czasami nawet nie wiemy, ile zjedliśmy, czy było dobre, czy było ciepłe, czy zimne. Czasami robimy jedynie „wsad jedzeniowy”. Byleby zaspokoić poziom cukru. A w ramach ćwiczenia uważności możemy na przykład zjeść posiłek i zastanowić się nad tym, czy nam to smakowało, jaka była tego konsystencja, jaki był zapach; możemy wypić kawę i pomyśleć o tym, czy nam się jej zapach jakoś kojarzy.
W tym kroku chodzi o to, żeby się zatrzymać nawet trzy razy w ciągu dnia, chociaż na minutę, ale się zatrzymać na jakiejś jednej czynności, którą robimy. To, co już też powiedziałyśmy – my bardzo dużo rzeczy robimy, nasz mózg jest bardzo mocno przeciążony ilością czynności, tym obciążeniem mentalnym, a w ramach kroku czwartego zatrzymujemy się na chwilę i zastanawiamy się: „Jak ja się teraz czuję? Co ja teraz robię?”. Czyli – myjąc naczynia, nie myślę o tym, jaką mam jeszcze listę zadań do wykonania, ale koncentruję się teraz na tym, jaka ciepła woda spływa mi na ręce. To się może wydawać trochę odjechane, ale jeżeli zaczniemy to praktykować, to nagle możemy odkryć całkiem ciekawe rzeczy, które w nas się dzieją. Myślę, że to jest fajne i warto poszukać informacji, filmów na temat uważności – mindefullnes.
MK: A co jest numerem pięć?
JS: Numer pięć to jest akcja regeneracja. I o ile przy kroku trzecim mówiłyśmy o tym, żeby zredukować napięcie (czyli strzelamy w konkretne stresory, staramy się obniżyć napięcie), to w regeneracji staramy się bardziej naładować nasze baterie, niekoniecznie uderzając w konkretny stresor. Niektóre rzeczy zatem, które będziemy robić w kroku trzecim i które mają na celu zredukowanie napięcia, będą spójne z tymi z kroku piątego. Ale będą też takie czynności, takie aktywności, które niekoniecznie będą wymierzone w konkretne stresory, ale będą miały za zadanie doładować nam baterie. Na przykład, gdy mówimy o hałasie, to tutaj strategią redukcji będzie, powiedzmy, włożenie zatyczek, a strategią regeneracji może być puszczenie sobie jakiejś przyjemnej muzyki, żeby jeszcze bardziej doładować się pod takim względem sensorycznym.
MK: Zastanawiam się nad tym, jakie Ty jako ekspertka Self-Regu masz akcje regeneracje. Co robisz, żeby się zregenerować?
JS: Ja przede wszystkim staram się dużo spać. To nie jest do końca właściwie moja strategia redukcji napięcia, ale właśnie zadbanie o doładowanie moich baterii. Staram się sobie układać plan dnia i trzymać się go – na przykład wypić kawę w ulubionym kubku, bo wiem, że te 5 minut z tą kawą, kiedy nawet przez szybę nam nie świeci słońce, od razu sprawiają, że czuję się po prostu lepiej. Czasem nie mam możliwości uderzyć w konkretny stresor, bo mam trójkę dzieci i nie jestem w stanie tego ogarnąć. Ale czasami są takie sytuacje, kiedy staram się podnieść sobie poziom energii, doładować moje baterie i na przykład wyjść z tym kubkiem kawy, puścić sobie ulubioną piosenkę na YouTubie, zrobić cokolwiek, nawet małego, żeby nie dopuścić do rozładowania całkowitego baterii.
Warto sobie zrobić listę regeneracji, czyli tego, co mnie regeneruje. Bo tak jak mówiłaś, czasami sięgamy i mówimy: „Ach, mogę jechać na Bahamy. Tam na pewno się zregeneruje”. Ale jest bardzo dużo małych sposobów na to, żeby doładować własne akumulatory, tylko trzeba trochę poszukać, bo każdy z nas ma różne sposoby na regenerację.
Zastanawiam się, w kontekście tego, co powiedziałeś, na ile taki stały kontakt z Internetem i mediami społecznościowymi może nam pomóc lub zaszkodzić. Czy czytanie tych informacji zdrowotnych o pandemii nie jest czynnikiem, który nam szybciej rozładowuje baterię?
MK: Często, gdy myślimy o regeneracji, to myślimy o strategiach związanych z umysłem i nauką, czytaniem, oglądaniem. Czasem chyba za mało jednak robimy dla ciała, dla rozładowania napięcia, które gromadzi się w mięśniach. Czy te pięć kroków wykonuje się zawsze w tej samej kolejności?
JS: Generalnie one są ułożone w taki sposób, żeby właśnie pochylić się nad sygnałami stresu, potem poszukać stresorów i je zredukować. Ale często jest tak, że żeby dostrzec, że dziecko nie robi mi na złość, potrzebuję się najpierw zregenerować i trochę odpocząć, żeby w ogóle móc o tym myśleć w ten sposób.
Najlepiej zacząć od samoregulacji rodzica, dlatego że ona mocno wpływa na to, jak funkcjonują dzieci, czyli – jak ja jestem zestresowana i napięta, nawet gdy przykleję na moją buzię piękny uśmiech i powiem: „Jestem taka zregenerowana”, to moje dzieci od razu będą wyczuwały moje napięcie, będzie działał rezonans limbiczny, czyli ten mechanizm, poprzez który dzieci właśnie w taki nieświadomy sposób wyczuwają napięcie, zwłaszcza w relacjach z bliskimi.
MK: A gdybyś miała tak na zakończenie naszej rozmowy powiedzieć o tym, jakie jest najważniejsze przesłanie nauki samoregulacji, to co by to było?
JS: Byłoby to chyba to, że bardzo ważne jest, żeby ubrać self-regowe okulary łagodności i popatrzeć na siebie i na dziecko właśnie przez pryzmat tego, że bardzo wiele zachowań wynika z tego, że towarzyszy nam wysokie napięcie, że jest nam trudno.
Jeszcze jeden element, o którym bardzo chciałam powiedzieć, to to, że w samoregulacji nie ma gotowców. To może wydawać się trudne, że mamy różne sygnały, różne stresory, ale to jest dla mnie ogromna wartość. Nie ma jasnych protokołów, gdzie możemy odhaczyć, że tak i tak zrobimy i to zadziała. I to jest z jednej strony trudne, ale to jest ogromna wartość, że właśnie nie ma gotowców. Warto pochylić się nad samym sobą, nad konkretnym dzieckiem i poszukać, pozastanawiać się nad tym, co zabiera nam energię, a co podnosi napięcie, co stresuje, a co ładuje nasze baterie.
MK: I właśnie w tej fascynującej drodze przez naukę samoregulacji będziesz towarzyszyć nam w Klubie online dla rodziców!